Skocz do zawartości

Leuthen

Użytkownicy
  • Zawartość

    565
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Leuthen


  1. Raz jeszcze odsyłam do tekstu Hartmanna, który ładnie to wyjaśnia (nie mam czasu, żeby przepisywać obszerne fragmenty). Pytanie - kto inny mógł to zrobić? Halder był szefem Sztabu Generalnego w okresie największych zwycięstw armii niemieckiej. Kto był w hierarchii wojskowej wyżej niż on w tym powojennym czasie? Jodla i Keitla stracono na mocy wyroków w procesie norymberskim. Inni odsiadywalii kary w więzieniu. Guderian, Manstein i inni - spoko. Dowodzili korpusami, armiami, czy grupami armii - na froncie. A on widział i wiedział dużo więcej [Guderian był oczywiście szefem SG, ale gdy już wszystko się sypało]. No i opozycyjna karta w życiorysie. Ilu b. generałów niemieckich mogło się taką pochwalić? Po 20 VII '44 Hitler urządził wielką czystkę w kadrze oficerskiej...


  2. Cały czas zastanawia mnie w jaki sposób przekonał Amerykanów by niemieckiego generała, szefa S.G., wzięli do siebie, że będzie pracował na ich rzecz z takim samym zapałem jak wcześniej ukladal plany.

    Odsyłam do w/w szkicu. Generalnie: Halderowi zależało na możliwości przekazania swoich poglądów ("Gdyby nie Hitler..."). Amerykanom zaś na TAKIM źródle informacji. Któż lepiej mógł się orientować w sprawach czysto wojskowych Wehrmachtu i przekazać tyle cennych informacji, co b. szef SG?

    Tym bardziej, że pod koniec wojny nie był młodzieniaszkiem - z tego co pamiętam zmarł w l. 70 tych w wieku ok 85 lat... czyli w '45 sześćdziesiątkię miał na pewno przekroczoną...

    Sam wstawiłeś w pierwszym poście info, kiedy się urodził i kiedy umarł :)


  3. Ja też mam 3 tomy Haldera, ale nigdy nie wczytywałem się w nie głębiej (poza kampanią wrześniową). Czy tom 3. jest trudny do zdobycia? No nie wiem, kupowałem za symboliczną kwotę (2 zł za tom chyba) całość, a dublet serii sprezentowałem znajomemu :D

    Halder pracował w US Army Historical Division 14 lat i to z takim poświęceniem, że w 1961 r. nagrodzono go Meritorious Civilian Service Award (jedno z najwyższych cywilnych odznaczeń amerykańskich!). Jeśli podchodził do powojennej pracy tak rzetelnie jak swych obowiązków sztabowych, to się nie dziwię ;)

    Christian Hartmann w szkicu poświęconym Halderowi (podtytuł: "Kłopotliwy szef Sztabu Generalnego"), zamieszczonym w Elicie Wehrmachtu (Warszawa 1999, s. 144-152) napisał na końcu: "Jego życie pełne było sprzeczności. Stał się współtwórcą katastrofy Niemiec w II wojnie światowej i omal nie został jej ofiarą. Nie powinno to jednak przesłaniać faktu, że za przeszłe wydarzenia i katastrofę Halder, jako szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych, był współodpowiedzialny na równi z innymi".


  4. Halder występował przeciw Hitlerowi znacznie wcześniej - jeszcze przed początkiem DWS. W wąskim kręgu wysokich rangą oficerów WH były plany usunięcia go w przypadku jakiegoś potknięcia fuehrera. Ale jak tu usunąć kogoś, kto bez wystrzału zajął: zdemilitaryzowaną Nadrenię, Austrię, Sudetenland (a następnie całą Czechosłowację), Kłajpedę, a potem - już podczas wojny - w 5 tygodni pokonał Polskę, w 1940 r. zwyciężył Francję i upokorzył ją niesamowicie (wagon w Compiegne - odwet za PWS), zajął pół Europy (Dania, Norwegia, Holandia, Belgia, Beneluks, Jugosławia, Grecja, spory kawałek Afryki), zmusił do walki o przetrwanie Wielką Brytanię i niemal rzucił na kolana ZSRR (1941-1942)? Hitler realizował to, o czym 130 lat wcześniej pisał Karl vom Stein i o czym marzyło po PWS miliony niemieckich obywateli: "Chcę, aby Niemcy były wielkie i silne". Bismarck zjednoczył Niemcy, a Hitler Niemców - i to jest fakt historyczny.

    Z drugiej strony był bardzo ważnym kołem w niemieckiej machinie wojennej i to kołem działającym bez większych zgrzytów po jesień 1942 r. Czemu to robił? Z poczucia obowiązku? Dla kariery? Konrad Wallenrod?


  5. Będzie dostępna gdzieś później jakaś fotorelacja z całości?

    Tak, na podanej stronie www.

    PS Wierz mi - jak maszerujesz, nie czujesz zimna. Marzłem za to, gdy stałem na punkcie kontrolnym ;)

    PS 2 Na TROPICIELA 3 niestety się nie wybiorę, choć bardzo chciałem pójść jako uczestnik - dzień wcześniej jadę na konferencję naukową do Małopolski, gdzie w sobotę 24 X wygłaszam referat :rolleyes:


  6. Wszystkich, którzy chcieliby sprawdzić swój hart ducha oraz swoje umiejętności w posługiwaniu się mapą i kompasem na polach i lasach, zachęcam gorąco do wzięcia udziału w Przygodowym Rajdzie na Orientację TROPICIEL-3, który odbędzie się w nocy z 23 na 24 X b.r. w okolicach Wrocławia.

    Podstawową zasadą podczas rajdu jest to, iż osoby, które w limicie czasowym 12 godzin przejdą całą trasę Rajdu - około 40km - zaliczając przy tym wszystkie punkty kontrolne zdobędą miano TROPICIELA . Aby spełnić jeden z głównych celów rajdu jakim jest integracja, start uczestników odbywał się będzie w grupach 4-5 osobowych - grupy będą wychodzić z bazy rajdu w odstępach kilkunastu minutowych. Nie ma konieczności tworzenia grup przy zgłoszeniach, w razie potrzeby grupy będą tworzone przed startem. W Rajdzie mogą wziąć udział również niepełnoletni, pod opieką osób powyżej 21 roku życia. Rozpoczęcie rajdu w piątek wieczorem, a koniec w sobotę o 10.00. Przewidziane jest po zakończeniu rajdu bez względu, czy ktoś przeszedł mało kilometrów czy dużo, losowanie cennych nagród.

    Więcej informacji: www.tropiciel.org

    Jako osoba współorganizująca I i II edycję "Tropiciela" (m.in. stanie na punkcie) oraz uczestnik tzw. Tropiciela-0 (Pierwszy Wrocławski Nocny Rajd na Orientację) mówię z całym przekonaniem, że warto - świetna zabawa, ciekawi ludzie no i niesamowite przeżycia :rolleyes:


  7. czy jest to pomnik "T-34 rozjeżdżjącego..." nie wiem, dla mnie jest to zwykly T-34 z lufą armaty skierowaną na slowacką stronę, znajduje się on z 200 może 300 metrów za naszą granicą.

    Chodziło mi o ten pomnik http://panoramy.zbooy.pl/360/show.html?max...lang=p&t=32

    Wracając do głównej drogi...mijamy Barwinek, "ostatnia prosta" i mijamy przejście graniczne.

    Dziś przejazd odbywa się nawet bez zatrzymania...ale kiedyś co to znaczyło iść przez granicę; [...]

    Słowacka strona:

    Ocena subiektywna - po stronie słowackiej bardziej widać że toczyła się tu krwawa bitwa. O ile w Polsce miejsca z nią związane o ile są upamiętnione to małymi pomniczkami wręcz jakby wstydliwie ukrytymi to jadąc z granicy do Svidnika czasami czujemy się wręcz przytłoczeni "demobilem" gdyż praktycznie od granicy wzdłuż całej drogi jest wystawiony sprzęt wojenny;od T-34 po Iła -2.

    Zaraz za granicą /500m -zaraz za pomnikiem T34/ proponuje skręcić w lewo i udać się na cmentarz wojenny, zaś z niego betonową ścieżką ku widocznemu "bocianowi" - punktowi widokowemu górującemu nad doliną.Wjazd na górę jest płatny; w zeszłym roku kosztował 20Sk; dziś -po zmianie waluty - nie wiem jaka to jest kwota (myślę że ok. 0,5-1 E )-czekam na doprecyzowanie :P

    Widoki są nieziemskie - gorąco polecam; po polsku się można dogadać.

    Jadąc ku Svidnikowi - we wsi Ladomirowa jest stara drewniana cerkiew (na lewo od drogi;trzeba zjechać)- zwiedzanie za "ofiarą"-klucz ma jeden z gospodarzy okolicznych).

    Kolejna miejscowość na szlaku - Kapisova i "dolina śmierci" /tak,wiem, tam kolejna/ gdzie Niemcom udało się zatrzymać natarcie radzieckie.

    Dzięki perfekcyjnemu wykorzystaniu terenu mając skromne środki p.panc udało się Niemcom zniszczyć 63z 65 T-34 ktore wjechały w doline (typowa akcja w warunkach górskich -zapal pierwszy i ostatni a reszta twoja).

    Sama dolina jest oznakowana; zjazd do niej z głównej drogi - przed pomnikiem gdzie T-34 rozjeżdzam atrape P4;w samym miejscu bitwy porostawiane są T-34; nieralistycznie gdyż pogrom miał miejsce w dolinie -ale sugestywnie.

    Svidnik - miasto o znaczniu Dukli,pamiętam je jako zapyziałą mieścinke lecz ostatnimi latami całkowicie przebudowano centrum zmieniając szaro-betonowo-blokowe miasteczko w perełkę nowoczesnej architektury.

    http://www.svidnik.sk/fotogaleria/centrum-mesta/

    W Svidniku nie można nie odwiedzić muzeum wojennego oraz muzeum ukraińskiego. Wspaniałe,godne uwagi placówki.Zważywszy na to że Czechosłowacja nie miała w swojej historii powojennej epizodu walk z Ukraińcami więc udało się tam w sposób bardziej naturalny zachować ślady ukraińskości niż ma to miejsce na naszej łemkowszczyźnie (gdzie trzeba dopiero odbudowywać tą społeczność i rekonstruować jej ślady materialne).

    [www.historycy.org/index.php?showtopic=56483]


  8. w zeszłym bodajże roku, na jesieni byłem na Przełęczy Duskielskiej, oglądałem pomnik [czolg T-34] i widziałem bodajże Muzeum tejże operacji, lecz z powodu towarzystwa [n.p. pies i braku pewnych dokumentów dlań] pochodziłem tylko w okolicy i pofotografowałem co nieco.

    Chodzi o pomnik T-34 rozjeżdżającego Panzer IV i muzeum w Svidniku?

    Po polskiej stronie tej przełęczy w jednej z wsi jest Muzeum Łemków i ich historii na tych ziemiach, a ich zbiorach są różne akcesoria wojenne "wykopane" na polu bitwy, sama zaś bitwa zajmuje ważne miejsce jako nadejście dla nich najlepszego okresu, kiedy Niemcy zostali przepędzeni a Akcja Wisła się jeszcze nie zaczęła.

    Chodzi tu zapewne o Zyndranową, gdzie istotnie jest taki skansen-muzeum. Gdy byliśmy tam w lipcu z dziewczyną (spaliśmy w chatce studenckiej SKPB), odbywał się tam jakiś łemkowski festyn ;)

    Z Zyndranowej do natarcia bezpośrednio na Przełęcz Dukielską startował Korpus Czechosłowacki. Na Kiczerze Telepkowskiej oddzielającej dolinę, w której leży Zyndranowa, od doliny, którą idzie droga Dukla-Barwinek, korpus stracił większość swych czołgów...

    W Dukli przy muzeum (pałac) jest ekspozycja ciężkiego sprzętu (głównie radzieckiego) - czołgi, artyleria, katiusza itd., zaś w środku duża sala z ekspozycją poświęconą walkom na jesieni 1944 r.

    Z ciekawych opowieści zasłyszanych w Beskidzie Niskim w lipcu b.r. mogę przytoczyć taką, że pewien turysta w latach 80-tych w lesie poza szlakiem koło pewnej miejscowości, koło której toczyły się walki, natknął się na... armatę przeciwlotniczą ;)


  9. Na początek takie oto wspomnienie...

    W drugiej połowie lipca b.r. wędrowałem z dziewczyną przez polskie Beskidy Wschodnie (Beskid Niski i Bieszczady). W nieistniejącej łemkowskiej wsi Czarne na łące obok cmentarza z I wojny światowej znajdował się samotny krzyż, na którym były wyryte słowa: "Ku pamięci i przestrodze potomnych spoczywa pod tym krzyżem kilkuset żołnierzy Wehrmachtu. Wszyscy zginęli w okrutnej i zapomnianej bitwie o karpackie przełęcze, która pod koniec roku 1944 pochłonęła ponad 130 tysięcy istnień ludzkich...".

    Ową "okrutną i zapomnianą bitwą" była właśnie tytułowa operacja dukielska. Rozpoczęła się ona 8 IX 1944 r., a jej celem było przebicie się na Słowację (wówczas Czechosłowację), gdzie w sierpniu wybuchło powstanie.

    W operację były zaangażowane gigantyczne siły Armii Radzieckiej: 3 korpusy pancerne (w tym jeden gwardyjski) i jedna samodzielna brygada pancerna, 1 korpus kawalerii Gwardii, 30 dywizji piechoty oraz czechosłowacki korpus armijny gen. Svobody, wspierane przez 2 Armię Lotniczą (1500 samolotów).

    Choć w potocznym mniemaniu uderzenie szło tylko wzdłuż drogi Dukla-Barwinek-Preszov, to walki toczyły się na froncie szerokości kilkudziesięciu kilometrów. Turysta wędrujący dziś przez wschodnie partie Beskidu Niskiego może się natknąć czasem na mogiły żołnierzy AR (np. w niesitniejącej wsi Jasiel czy też na zboczu Filipowskiego Wierchu) czy też pomniki upamiętniające te walki (np. pomnik na przełęczy Kalinovske Sedlo, którędy 20 IX 1944 r. pierwsi żołnierze AR przedostali się na teren d. Czechosłowacji).

    Niemcy stawili twardy opór i zdając sobie sprawę z wagi tego odcinka frontu, błyskawicznie ściągnęli tam wzmocnienia. Doszło do zażartych, długotrwałych walk w trudnym górskim terenie, który sprzyjał obrońcom.

    6 X 1944 r. oddziały korpusu czechosłowackiego opanowały Przełęcz Dukielską, która doczekała się wśród żołnierzy tej jednostki określenia "nienasycona przełęcz", zaś w dolinie na południe od wiosek Iwla i Teodorówka koło Dukli doszło do wielkiej bitwy pancernej (ze strony niemieckiej walczyły tam 3 dywizje pancerne!), od czasów której do tego miejsca przylgnęła nazwa "Dolina Śmierci". Wg przekazów potoki spływające ze zboczy tej doliny były jesienią 1944 r. zabarwione na czerwono od krwi poległych i rannych żołnierzy...

    Czy ktoś miałby ochotę podyskutować o tych zapomnianych chyba wydarzeniach?


  10. W dniach 24-25 IX b.r. (a więc w najbliższy czwartek i piątek) odbędzie się we Wrocławiu w Instytucie Historycznym UWr w/w konferencja, na którą serdecznie wszystkich zapraszam (ja się wybieram jako słuchacz ;) ). Będzie wielu znanych historyków zajmujących się IX 1939 r., m.in. profesorowie Bogusław Polak i Andrzej Olejko oraz dr Ryszard Dalecki i dr Andrzej Suchcitz (IPiMS w Londynie).

    Szczegółowy program konferencji dostępny jest na stronie IH UWr pod adresem http://www.hist.uni.wroc.pl/pdf/konferencje/wrzesien39.pdf


  11. Moim zdaniem operację gorlicką można a nawet trzeba nazwać przełamaniem i tak nazywa ją płk Latinik w swoich "Uwagach o znaczeniu bitwy gorlickiej". Natomiast - jak już wcześniej pisałem w innym temacie - przełamanie frontu samo w sobie nie rozwiązuje "problemu nr 2" - czyli wykorzystania powodzenia. Tu w grę wchodzą już inne czynniki, takie jak logistyka, zdolność do szybkiego wprowadzenia odwodów, mobilność, zdolność do podtrzymania tempa operacji itd. itp. Problemu nr 2 do końca nie potrafił rozwiązać w PWS nikt.

    Latinik pisał m.in. w ten sposób:

    "(...) przełamanie więc frontu gorlickiego będzie miało w historii wojen znaczenie pierwszorzędne.

    (...) przełamanie frontu powiodło się zupełnie, gdyż na 30 klm frontu wtargnięto przeszło 50 klm w głab nieprzyjacielskiego frontu

    Wszelako cel dalszy przełamania frontu - to jest przejście do wojny ruchomej iżby Rosjan rozbić, częściowo nawet oskrzydlić (...) - cel ten nie został osiągnięty"

    Upsss, tak to jest jak się przytacza opinie z pamięci zamiast iść do sąsiedniego pokoju, wyciągnąć z teczki ksero książki Latinika i znaleźć stosowny fragment (albo sięgnąć po Klimeckiego, bo w jego Gorlicach 1915 też są te cytaty, które przytoczył Krzysztof M.) ;) Zatem to "dławienie" frontu pochodzi skądinąd, może z materiałów z konferencji odbytej w Gorlicach w 1995 r.?

    Nie jestem wojskowym, ale mi termin „przełamanie” kojarzy się z przerwaniem ciągłości frontu, tj. zrobieniem wyłomu. „Mała encyklopedia wojskowa” (Warszawa 1970, tom 2, s. 806) podpowiada: „działania wojsk mające na celu dokonanie wyłomu w obronie npla przez zniszczenie jego sił żywych i sprzętu boj. na określonym odcinku frontu i stworzenie warunków do rozwinięcia natarcia w głąb ugrupowania lub terytorium npla.” W takim sensie bitwa gorlicka jest przełamaniem – jak już napisał przedmówca – w połowie, bo czy wykorzystano ("problem nr 2") to, że 3 Armia została dosłownie zmasakrowana?


  12. Hmm tak mnie naszło jakiś czas temu, czy myślicie, że pod Gorlicami można było osiągnąć więcej? Czy było to rzeczywiście przełamanie czy może raczej odepchnięcie przeciwnika?

    Oczywiście, że to nie było przełamanie (jak sugeruje często używane w stosunku do Gorlic określenie Durchbruch: np. "Durchbruchschlacht" czy też "Karpathendurchbruch"). Już Latinik w swej książce o działalności austro-węgierskiego 100 Pułku Piechoty z 12 DP pod Gorlicami wspomina, że było to po prostu "dławienie" frontu.

    Z kolei Sławomir Błażewicz stwierdził (nie pamiętam, czy w rozmowie ze mną w 2004 r. czy w którejś ze swoich publikacji), że przełamanie osiągnięto tylko raz i tylko lokalnie - mianowicie 4 V w okolicach Folusza, ale tego nie wykorzystano (bodajże zaprzestano pościgu za Rosjanami z powodu zapadających ciemności).

    Czy można było osiągnąć więcej? Pewnie! Choćby okrążyć tą część 3 Armii rosyjskiej, która broniła się w Beskidzie Niskim (ostatecznie w potrzask wpadł tylko jeden XXIV korpus, w zasadzie zaś jedna z jego dwu składowych dywizji - 48 DP - i to w sporej mierze na skutek ociągania się dowodzącego nią gen. Ławra Korniłowa, znanego z niesubordynacji). Dowódcy państw centralnych byli zresztą w pewnej chwili przekonani, że faktycznie rosyjska Armia Karpacka dostanie się w całości do niewoli (--> misja porucznika Alexandra z 22 bawarskiego Pułku Piechoty z 11 b. DP w dniu 7 maja 1915 r.).


  13. Jeśli Dzieduszycki faktycznie brał udzial w walkach w Pradze(a to zapewne można zweryfikować podobnie jak fakt odznaczenia go tym wysokim czeskim orderem)-to załapał się na samą końcówkę walk bo Powstanie w Pradze zakończyło się właśnie 9 maja wjazdem do miasta jednostek szybkich RKKA ostatecznym złamaniem oporu Niemców i zakończeniem oczyszczania miasta około godziny 15.Główne siły Niemców opuściły Pragę już 7 maja. Niemniej 9 maja fanatycy stawiali jeszcze opór -w rejonie mostów zniszczyli m.in czołg radziecki ,który o świcie jako pierwszy wjechał do Pragi-dowódca zginął.

    Nie ma raczej podstaw, by kwestionować jego udział w powstaniu. Wspomnienia Dzieduszyckiego możesz poczytać sam - wydano je we Wrocławiu w 1999 r. pod nazwą "Miesiące mojego życia" (jest to zapis rozmów Anny Hannowej z Dzieduszyckim).

    Dzieduszycki siedział na Montelupich od jesieni 1941 r. (aresztowano go 4 IX) do jesieni 1942 r.

    8 maja 1945 r. wieczorem grupa byłych już więźniów KL Leitmeritz dotarła do miejscowości Mszany Raźne - znanego kurortu i tam zanocowała w jakimś sanatorium. W nocy zajechało tam kilka ciężarówek wypełnionych czeskimi partyzantami. Zaproponowali więźniom, żeby pospieszyli z nimi na pomoc Pradze, w której wybuchło powstanie. 130 (w tym Dzieduszycki) się na to zdecydowało. Zostali przewiezieni na przedmieścia Pragi. Tam rozdano broń. Dzieduszycki został wyznaczony dowodzącym grupą. Atakowali Pankratza (więzienie). Rozbili Panzerfaustem bramę i zdobyli obiekt, uwalniając ok. 800 więźniów wielu narodowości. Wziętych do niewoli Niemców (esesmani?) Czesi wg relacji Dzieduszyckiego "zatłukli cegłami".

    Następnie Dzieduszycki został umieszczony pod opieką sióstr zakonnych w klasztorze Loretta, gdzie właśnie miał spotkać Cyrankiewicza. Rankiem 10 maja do klasztoru przyszła delegacja i - obaj, jak wynika z kontekstu - zostali zaproszeni do ratusza, gdzie ku ich zdumieniu dostali "Białego Lwa".

    PS Bardzo mnie zastanawia, czemu Wolf uparcie piszesz "Shorner" zamiast poprawnie - Schörner...


  14. Wiele relacji oraz opracowań wspomina o wielkim entuzjazmie, z jakim szli na front poborowi niemal wszystkich armii. Znany jest niemiecki wierszyk:

    Jeder Stoss, Ein Franzos!

    Jeder Schritt, Ein Britt!

    Jeder Schuss, Ein Russ!

    Jeder Klaps, Ein Japs!"

    Chciałbym zachęcić do wpisywania w tym wątku rozmaitych przykładów, w jaki sposób wyrażano ów początkowy entuzjazm.

    Na zajęciach o wrocławskiej prasie lat 1900-1945, w których uczestniczyłem podczas studiów, prowadzący zacytował m.in. taką notatkę prasową z sierpnia 1914 r.: pewien wrocławski kupiec przeznaczył 300 marek dla pierwszego niemieckiego żołnierza, który postawi stopę na angielskiej ziemi.


  15. Sprawy narodowościowe w wielu armiach w przeszłości były tak skomplikowane, że pewne uogólnienia często mogą doprowadzić do niejasności, kontrowersji czy zarzutów o błąd merytoryczny. Nie powiedziałbym o żołnierzu polskiego korpusu w Rosji, że to Rosjanin. To trochę poboczny temat i długo by o tym opowiadać (zresztą znów wjechaliśmy na boczny tor zasadniczego wątku - tj. Lubania).

    Wojciech hr. Dzieduszycki został zwolniony przez Niemców z KL Leitmeritz (Litomierzyce) 8 maja 1945 r. (Niemcy wydawali więźniom zaświadczenia o zwolnieniu!), a już nazajutrz znalazł się w Pradze i tam (tego albo w następnych dniach) miał spotkać się przypadkowo z Cyrankiewiczem, z którym - wg relacji Dzieduszyckiego - siedzieli wcześniej wspólnie na Montelupich w Krakowie.


  16. Jeśli chodzi o "tytułowanie" żołnierzy Stalina, to ponownie wrócę do przykładu z I wojny światowej. W armiach wszystkich trzech państw zaborczych służyli Polacy. Mimo to pisze się o "Niemcach" bądź "żołnierzach niemieckich", "Rosjanach" bądź "żołnierzach rosyjskich" oraz "żołnierzach armii austro-węgierskiej", pomimo tego, że Polacy potrafili stanowić sporą część jakiejś dywizji czy pułku (pułki wielkopolskie, śląskie, pułk warszawski, pułk sądecki itd.). Takie określenie nie jest bowiem wyznacznikiem narodowości, a przynależności do armii.

    Owszem, być może w kontekście DWS poprawniejsze jest określenie "żołnierz radziecki" lub "żołnierz armii radzieckiej", ale Polska też nie zawsze się akurat tak nazywała (nie mówiąc już o tym, że trudno pisać o Polakach w średniowieczu - możnaby podyskutować kto i kiedy miał świadomosć narodową), podobnie jak jest wiele określeń na żołnierzy AR (Sowieci, krasnoarmiejscy, żołnierze Armii Czerwonej itd.), czy też nawet dwie wersje nazwy tego państwa (ZSRR lub ZSRS). Dla nas Rosja to (umownie) zarówno Wielkie Księstwo Moskiewskie, Rosja carska, ZSRR i Rosja obecna.

    Co do Cyrankiewicza - być może coś się ś.p. Dzieduszyckiemu ubzdurało (pamięć zawodna, choć on miał dobrą). Jeśli mi podasz w jakim konkretnie obozie został wyzwolony i kiedy, czy aby na pewno nie był w 1. dekadzie maja 1945 r. w Pradze (nawet "przejazdem") i na koniec - źródło tychże informacji, będę mniej nieufny :P


  17. Do Warszawy na przełomie ostatniego lipca i pierwszego sierpnia nie było wyścigu.Zdecydowano "Warszawskiego rejonu umocnionego czołgami nie atakować"i przejść do obrony.

    Miałem na myśli raczej IX 1939 r., kiedy to decyzje dowodzącego 8 Armią niemiecką gen. von Blaskowitza niejako sprowokowały Polaków do ataku, rozpoczętego 9 IX, który zapoczątkował wydarzenie zwane bitwą nad Bzurą.

    Na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. nie było jednak tak spokojnie jak sugerujesz. Wskutek włamania sowieckiego na styku niemieckich 2 i 9 Armii sztab Grupy Armii "Środek" ściągnął w rejon Wołomina i Radzymina (gdzie dojechały sowieckie czołówki pancerne) kilka dywizji pancernych, wskutek czego doszło do wielkiej bitwy pancernej na przedpolach Warszawy z 2 Armią Pancerną Gwardii. Zakończyła się ona zatrzymaniem AR, a sowiecki 3 Korpus Pancerny został w tych walkach całkowicie unicestwiony. 18 sierpnia rozpoczęła się kolejna wielka bitwa z udziałem czołgów na przedpolu Warszawy (atakowali oczywiście krasnoarmiejcy). Gwałtowne walki toczyły się także 1 IX.


  18. Ale perspektywa OKW była inna

    Zgadza się. Niemniej mam dziwne wrażenie, że w 1945 r. Hans Schmidt patrzył na wojnę bardziej trzeźwo niż OKW...

    Owszem bo tak było.Niemców zginęło sporo mniej(nie tylko w liczbach-ale i w odsetkach procentowych)-znaczna większość przeżyła radziecką niewolę zwłaszcza ci co poszli do niewoli w 1944-1945 .Natomiast większość żołnierzy radzieckich-nie przeżyła .

    Bardzo mało "popularna" była też niewola jugoslowiańska-dlatego Lohr i jego ludzie w Jugoslawii walczyli tak długo.

    Jak którzy Sowieci(bo to nie byli tylko Rosjanie-vide ojciec obecnego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenko)-były obozy filtracyjne przez które musieli przejść przybywający z niewoli,z kazamatów Gestapo czy z niemieckiego zaplecza ,były sztrafbaty ale teza o represjonowaniu w ZSRR większości uwolnionych jeńców czy więzniów jest mitem(niejedynym zresztą) wymyślonym i upowszechnionym przez Sołżenicyna a powtarzanym bezkrytycznie czy to na zachodzie czy w Polsce(nie wnikam w tej chwili czy wynika to z nieuctwa-czy z zapotrzebowania propagandowego).Większość uwolnionych nie była represjonowana w łagrach czy więzieniach .A setki tysięcy wcielano ponownie do wojska,wiele tysięcy kierowano do przemysłu..

    Pisałem o odsetku procentowym :) Dużo mniej szczęścia mieli ci Niemcy, którzy dostali się do niewoli w latach 1941-1943, przy czym bardzo jaskrawym przykładem są oczywiście jeńcy z 6 Armii Paulusa (bodajże z 92 000, którzy poszli do niewoli, wróciło z niej w połowie lat 50. - po zawarciu jakiegoś układu RFN-ZSRR - 5 czy też 6 tysięcy; Niemcy mieli po wojnie nawet specjalny Bund ehem. Stalingradkaempfer ).

    Ja naprawdę nigdzie nie stwierdziłem, że każdy jeniec radziecki oswobodzony w 1945 r. dostawał od swoich czapę - napisałem tylko, że mieli spotkanie z NKWD (bo mieli). No i dla niektórych było to ostatnie spotkanie w ich życiu...

    Zaś określenie "Rosjanin" czy "żołnierz rosyjski/radziecki" jest dla mnie umowne - tak samo jak pisząc o Polaku czy o jednym z przedstawicieli 13 innych nacji wchodzących w skład Monarchii Naddunajskiej będę pisał o nim w kontekście I wojny światowej jako o "żołnierzu austro-węgierskim".

    Temat powstania praskiego znam,pisałem o nim niejednokrotnie,nie tylko na tym forum, Józef Cyrankiewicz nie brał żadnego udziału w tym powstaniu.Dowódca własowskiej dywizji(Buniaczenko)ruszył do Pragi na wezwanie Czechów z którymi zawarł umowę bez zgody Własowa-chcial wkupić się w łaski Amerykanów.Zaś co do postawy RKKA-to powstanie nie było robione ani przeciwko niej ani przeciw ZSRR zaś powstańcy generała Frantiska Ślunecko nie mieli zamiaru do nich strzelać-a w kierownictwie politycznym powstania-czeskiej radzie narodowej -dość licznie reprezentowani byli komuniści.Poza tym w Pilznie byli już Amerykanie i to oni ewentualnie mogli zajać Pragę.Dodam że nie było to tylko powstanie w Pradze ale (co jest niemal kompletnie nieznane w Polsce)zwycieskie majowe powstanie w kilkudziesięciu miastach i miejscowościach Protektoratu od Pilzna po Pragę czeską i Kladno .Pogardzane w Polsce pepiki urządziły listopad 1918 w maju 1945 roku biorąc do niewoli dziesiątki tysiecy Niemców.Notabene gdyby Powstanie w Pradze zaczeło się zgodnie z planami przywództwa wojskowo-politycznego powstania podziemia a nie na wpół-spontanicznie pod gmachem radia-to zaczęłoby się dnia 7 maja 1945 a nie już 5.

    OK, być może z tym Cyrankiewiczem to kolejny mit PRL-owskiej propagandy, ale akurat ja wywnioskowałem jego udział w w/w postwaniu na podstawie wspomnień Dzieduszyckiego, który go spotkał w celi.. klasztornej w Pradze po zakończeniu walk. Z kontekstu wynikało, że Order Białego Lwa dostali obaj - sądziłem więc, że Cyrankiewicz też walczył. Skoro twierdzisz, że nie, wierzę - ale proszę o podanie jakiegoś źródła to potwierdzającego.

    Amerykanie owszem - byli w Pilznie, ale jak dowódca 3 Armii, tj. Patton, chciał wysłać swoich ludzi do stolicy Czech, dostał rozkaz zabraniający mu tego (zob.: Wojna jak ją poznałem). Za to do dziś pokutuje mit o amerykańskich "Shermanach" pod Świeradowem :D

    To ciekawe, że "powstanie majowe" były nie tylko w Pradze. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy :(


  19. Tematyka walk na Półwyspie Krymskim podczas DWS jakoś niespecjalnie mnie interesuje, ale chyba warto zajrzeć do dwóch poniższych pozycji:

    - Erich von Manstein, Stracone zwycięstwa

    - Tomasz Nowakowski, Mariusz Skotnicki, Sewastopol 1942 [seria: Największe bitwy XX wieku, Tom 27, Agencja Lotnicza Altair]

    Raczej nie warto polecać "HaBeka" autorstwa Tadeusza Koneckiego Sewastopol 1941-1942, 1944 (Warszawa 1987), bo ostfrontowe "HB" z PRL-u są jakoś tendencyjne, a Koneckiego to chyba nawet nie musieli przekonywać do proradzieckiego punktu widzenia - wystarczy przekartkować jego najnowsze dzieła (np. Operację Cytadela czy Stalingrad) żeby stwierdzić, że dla niego w 1989 r. nic się w Polsce nie zmieniło...

    Kampania 1942 r. na Krymie jest dla mnie o tyle ciekawa, że walczyli w niej moi "krajanie" czyli żołnierze WH z 28 "wrocławskiej" lekkiej Dywizji Piechoty :D 1950 km od rodzinnego miasta...

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.