Skocz do zawartości

Leuthen

Użytkownicy
  • Zawartość

    565
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Leuthen


  1. W sumie to nigdzie nie jest zaznaczone, że wstęp tylko dla studentów.

    Nazwa konferencji dość dobitnie wskazuje na rodzaj uczestników ;)

    Uczestniczyłeś już w takiej konferencji?

    Tak, w dniach 16-20 kwietnia b.r. byłem w Krakowie na XVI Ogólnopolskim Zjeździe Historyków Studentów.

    Jak wyglądają dyskusje ?

    Wypełniając zgłoszenie zaznaczało się dwa z podanych na formularzu okresów/ dziedzin historii, z którymi tematyka Twego wystąpienia była najbardziej związana. Ponieważ wygłaszałem referat o udziale niemieckich strzelców spadochronowych w walkach o Wrocław w 1945 r., trafiłem do sekcji "Historia wojskowości XX w.". Obrady tej sekcji trwały dwa dni. Ja miałem wyznaczony termin drugiego dnia. Wyglądało to tak, że 3 referentów wygłaszało kolejno swe referaty, następnie moderatorzy zapraszali pierwszego z nich na środek, gdzie zasiadał za dużym stołem, skąd wygłaszał wcześniej referat i padały pytania z sali. Chęć zadania pytania sygnalizowało się przez podniesienie ręki. Jeśli było kilku chętnych, z reguły pytającego wskazywał referent. Po wysłuchaniu pytania starał się na nie odpowiedzieć :mrgreen: Potem wskazywał kolejnego i znów odpowiadał itd. - aż do wyczerpania pytań. Niekiedy dyskusję toczyli między sobą zebrani na sali (jeśli byli podzieleni na 2 "obozy" w jakiejś sprawie). O zachowanie porządku, nie odchodzenie od zasadniczego tematu etc. dbał moderator/moderatorzy. Następnie wzywano kolejnego referenta do dyskusji, potem trzeciego. Po przedyskutowaniu tych trzech referatów była przerwa na kawkę i herbatkę, ciasteczka, paluszki i wolne pogaduchy w kuluarach ;) Następnie cykl zaczynał się od nowa - czyli trzech referentów miało wystąpienie. Ok. godz. 14.00 była przerwa obiadowa. Obrady trwały niekiedy od rana do wieczora, jeśli w danej sekcji było wielu referentów.


  2. I tylko studenci mogą wziąć udział w konferencji?

    Nazwa by na to wskazywała :wink: Oczywiście można wysłać maila do organizatorów z pytaniem o możliwość wzięcia udziału przez nie-studentów, ale wątpię, by kogoś takiego dopuścili do wygłaszania referatu (bo pewnie wejść na salę i przysłuchiwać się obradom może każdy).


  3. To znaczy mówiąc o armii wkraczającej do Czechosłowacji nie użyłbym określenia Wojsko Polskie, a Ludowe Wojsko Polskie.

    Nie wiem czy to prawda, ale ponoć na żadnej bramie do jednostki wojskowej w PRL nie było napisu "Ludowe Wojsko Polskie", a zawsze było tylko "Wojsko Polskie". Być może jednak jest to tylko legenda...

    Za bardzo eksponuje się inwazję Polaków na Czechosłowację.

    Tak naprawdę to Układ Warszawski postanowił kolegialnie o interwencji zbrojnej w Czechosłowacji, pech chciał, że Polska wzięła czynny w tym udział obok NRD i ZSRR.

    Nie wszystkie państwa UW wysłały do Czechosłowacji swoje kontyngenty. Siłowe rozwiązanie sprawy forsowali od początku Gomułka oraz towarzysz I sekretarz SED.

    Polacy również nie tworzyli incydentów w których cierpiała ludność czeska, więc z dwojga złego woleli oni Polaków niż Sowietów.

    Oj, był jeden poważny incydent - bodajże w Jiczinie pijany polski żołnierz otworzył ze swego kałasznikowa ogień do czeskich cywili. Byli zabici i ranni.

    Ze swej strony polecam lekturę bardzo ciekawej książki Leszka Pajórka Polska a "Praska Wiosna" (wydana bodajże w Warszawie w 1998 r.). Tenże Leszek Pajórek był autorem referatu zamieszczonego w zbiorze "Działania militarne w górach", gdzie opisał przeprawę polskich oddziałów przez Sudety. Konkluzja była taka - gdyby jednostki armii czechosłowackiej stawiły w górach zdecydowany opór, mielibyśmy kogo chować na wojskowych Powązkach...


  4. Za http://zhw.amu.edu.pl/forum/viewtopic.php?...faefaf1e6592dab

    Sekcja Studentów Historyków Wojskowości ma zaszczyt zaprosić na VI Ogólnopolską Konferencję Studentów Historyków Wojskowości. Odbędzie się ona w dniach od 21 do 23 listopada 2008 r. w Poznaniu. Gospodarzem Konferencji będzie Wydział Historyczny UAM. Poza referatami przewidujemy wiele innych atrakcji takich jak wycieczki historyczno-wojskowe czy pokazy grup rekonstrukcyjnych.

    Prosimy o nadsyłanie zgłoszeń osób zainteresowanych wraz ze wstępnym tematem referatu do 19 października.

    Ostateczne tematy referatów wraz z załączoną bibliografią prosimy nadsyłać do 9 listopada. Zgłoszenia bez bibliografii lub po terminie nie będą uwzględniane.

    Opłata konferencyjna wynosi 90 zł – zapewniamy dla każdego uczestnika dwa noclegi (noc z piątku na sobotę i soboty na niedzielę), bankiet w piątek wieczorem, zapas wody i kawy w trakcie obrad, a także dobrą zabawę. Numer konta bankowego podamy do wiadomości po otrzymaniu zgłoszeń.

    Wstępny rozkład godzinowy konferencji

    Piątek, 21 listopada 2008 r.

    12:00 – 13:00 – Rozpoczęcie Konferencji i wykład inauguracyjny

    13:00 – 19:00 – Obrady w grupach tematycznych

    19:00 – 20:00 – Bankiet

    Sobota, 22 listopada 2008 r.

    9:00 – 12:00 – Pokazy grup rekonstrukcyjnych

    12:00 – 16:00 – Wycieczki historyczno-wojskowe

    Niedziela, 23 listopada 2008 r.

    9:00 – 14:00 – Obrady w grupach tematycznych

    14:00 – 15:00 – Wybór organizatora VII OKSHW i zakończenie konferencji

    Z poważaniem

    Wojciech Sługocki i Michał Różyński

    Komitet Organizacyjny Konferencji

    Pod podanym na początku linkiem można pobrać formularz zgłoszeniowy. Ja już go wysłałem :mrgreen:


  5. 1) Dajemy cynk do Londynu, żeby szykowali polską 1586 Eskadrę we Włoszech. Niech sztab Naczlnego Wodza w Londynie załatwi dla niej nowe maszyny (a nie ten złom, który mieli na stanie 1 sierpnia '44) i wyśle nowe załogi do tych maszyn - w 2-3 miesiące można ich nieco podszkolić (ulgowe loty ze zrzutami nad Jugosławią + np. 2-3 misje nad Polskę - w Gorce czy gdzieś w pobliżu).

    Problem polegał, że komendę nad tymi maszynami miał RAF. No i co zrobisz? Oczywiście, mozna pewno kupoić samoloty, ale kto za to zapłaci?

    1) Dajemy cynk do Londynu, żeby szykowali polską 1586 Eskadrę we Włoszech.

    Tylko że ona nie była prywatną eskadrą naszego rządu, a jakoś nie wydaje mi się, aby RAF nagle przystał na taką prośbę.

    Obaj macie rację, ale zauważcie - 1586 Eskadra wykonywała podczas wojny zrzuty dla podziemia nie tylko w Polsce, ale innych krajach. Latając do innych krajów (załóżmy, że większość operacji przed powstaniem jest kierowana do Jugosławii, a kilka do Polski) uczestniczyła w tzw. "ogólnym wysiłku". Uważam, że jeśliby sprytnie to rozegrać (chcemy dostarczać więcej broni dla Jugosławii, bo inaczej Ci paskudni czetnicy przejmą tam władzę :mrgreen: ), dostalibyśmy maszyny, a załogi dostarczą już Polskie Siły Powietrzne (oczywiście najlepiej wybrać doświadczone - z 1 lub nawet 2 ukończonymi turami operacyjnymi).

    2) Szkolenie w walce miejskiej -

    Jak to zorganizować? Chyba że jak zaproponował 1234 w gettcie... ale to raczej kiepski pomysł

    Definicja inteligencji wg mojego taty: "Inteligencja jest to umiejętnośc radzenia sobie w trudnych sytuacjach" :wink: Jeśli AK chciałaby przeszkolić w "Close combat" ludzi, to by znalazła na to sposób. Warto pogłówkować, jeśli wiemy, co spotkało "Berlingowców" na przyczółkach warszawskich - niektórzy pierwszy raz w życiu znaleźli się w mieście :!:

    Z tym jakoś radzili sobie do końca września. Ewentualnie obiekty ważne ze względu na zapasy żywności, można by włączyć do grupy tych istotniejszych celów.

    Dokładnie tak. Warto pomyśleć o jedzonku (już Napoleon zauważył, że dobry żołnierz to najedzony żołnierz). Wiadomo - jest wojna, okupacja to nie była sielanka, ale skoro walczymy o wolność, to może niekoniecznie szczytem kulinarnych marzeń powstańców będzie "zupa plujka" :wink:

    Rozumiem, że w kwestii pozostałych podanych przeze mnie punktów nie ma zastrzeżeń :?: :mrgreen:


  6. Albinosie - jakbyś przeniósł nas w czasie do wiosny 1944 r., może coś by się dało zrobić, ale 2 miesiące? Mało, oj bardzo mało... Niemniej warto spróbować :wink:

    1) Dajemy cynk do Londynu, żeby szykowali polską 1586 Eskadrę we Włoszech. Niech sztab Naczlnego Wodza w Londynie załatwi dla niej nowe maszyny (a nie ten złom, który mieli na stanie 1 sierpnia '44) i wyśle nowe załogi do tych maszyn - w 2-3 miesiące można ich nieco podszkolić (ulgowe loty ze zrzutami nad Jugosławią + np. 2-3 misje nad Polskę - w Gorce czy gdzieś w pobliżu).

    2) Szkolenie w walce miejskiej - obowiązkowe dla wszystkich, którzy będą walczyli w pierwszych dniach powstania :!: :!: :!: Sorry, ale jak absolwenci "Agricoli" mieli szkolenie w lesie, to jak potem mieli dowodzić, gdy kierowali walką toczącą się w terenie wysoce zurbanizowanym :?:

    3) Wyznaczenie potencjalnych kierunków kontrakcji niemieckiej. Główne trasy komunikacyjne narzucają się tu same. Przygotowanie planu ewakuacji ludności cywilnej z tych terenów, które będą od początku najbardziej zagrożone pacyfikacjami.

    4) Magazyny żywności - czyli co, gdzie i w jakiej ilości jest składowane. Jakie mamy zapasy :?: Trzeba zapewnić i żołnierzom i cywilom wyżywienie - przynajmniej w początkowym okresie.

    5) Nieatakowanie obiektów, których szanse zdobycia są iluzoryczne lub wręcz zerowe (mam na myśli m.in. lotnisko Okęcie). Po co tracić ludzi na akcje z góry skazane na niepowodzenie :?: :!: Zaoszczędzone w ten sposób siły można spożytkować gdzie indziej.

    6) Przygotowanie planów, gdzie i w jakiej ilości będziemy budowali barykady (bo to, że będziemy je budowali, jest pewne). Nie róbmy tego na żywioł (tak jak to się działo nieraz na początku sierpnia '44 - potem trzeba było wiele barykad rozbierać, a inne dopiero budować), ale planowo. Wyznaczenie barykad kluczowych - które musimy utrzymać bez względu na straty (np. Aleje Jerozolismskie - ilu ludzi tam zginęło na początku powstania, przebiegając gdy nie było osłony :?: ).

    7) Nie dajemy dzieciom broni do rąk :!: :!: :!: Służba łącznikowa, Harcerska Poczta Polowa, funkcje pomocnicze itd. - jak najbardziej.

    8) Przygotowanie planów wykorzystania kanałów do komunikacji i transportowania zaopatrzenia (co, gdzie, którędy, które włazy, wykonanie zabezpieczeń wejść, wykonanie planów przebiegu kanałów - z zaznaczoną szerokością i wysokością, sprawdzenie drożności itd.).

    To tyle, co w pierwszej chwili przyszło mi do głowy :wink:


  7. Jeśli myślicie, że po drugiej wojnie światowej najwięcej polskich żołnierzy wysłaliśmy do Iraku, to jesteście w błędzie. 40 lat temu Wojsko Polskie wzięło udział w - korzystając z dzisiejszej nomenklatury - misji stabilizacyjnej w Czechosłowacji. Były to trzy dywizje, które tworzyły 2 Armię. Wystawił ją Śląski Okręg Wojskowy. Dowódcą armii był gen. Florian Siwicki. Czesi do dziś wypominają Polakom udział w inwazji i okupacji ich kraju.

    Czy ktoś chciałby podyskutować na temat udziału WP w inwazji na Czechosłowację, a następnie w przywracaniu tego kraju na łono komunizmu?


  8. Skoro mowa o podziemnej poligrafii czy też szerzej - o tzw. drugim obiegu - to był dla owych drukarzy co prawda dość niebezpieczny, ale całkiem intratny sposób zarabiania pieniędzy - a że przy okazji można było dokopać "czerwonym" :D

    Początek "drugiego obiegu" datuje się na przełom 1976/1977 r., a wysyp wydawnictw podziemnych to lata osiemdziesiąte. Razem z rozwojem wydawnictw rozwijało się drukarstwo :mrgreen:


  9. Cóż, faktycznie były momenty, kiedy wydawało się, że 101. DPD stoi na skraju klęski. Ja widzę dwa- jeden 19-20 grudnia, kiedy grupa bojowa Desobry z 10. DPanc zatrzymała 2. DPanc na skraju Noville w czasie, gdy "Orły" przygotowywały obronę okrężną miasta. Drugi wydarzył się 25 grudnia podczas generalnego szturmu miasta, kiedy czołgi z 15. DGPanc i batalion z 26. DGL przerwał front 327. PPSz w Hemroule. Tylko zmasowany ogień 463. Batalionu Artylerii Polowej uniemożliwił poszerzenie przez Niemców wyłomu. Dalej robotę dokończył 502. PPS.

    Ja miałem na myśli drugi z opisanych przypadków. Tak mi się kołatało po głowie, że to na odcinku "szybowników" omal nie nastąpiła katastrofa, ale nie miałem pod ręką wspomnianej w innym wątku monografii bitwy w Ardenach pióra Franciszka Skibińskiego, a jak mawiał pewien profesor polonistyki: "Ja wiem, że Pana Tadeusza napisał Słowacki, ale na wszelki wypadek to sprawdzę" :mrgreen:

    Przydałoby się wiedzieć, kiedy doszło do tego zdarzenia, bo to wcale nie jest takie niemożliwe.

    Obiecuję, że jak będę miał nieco więcej czasu niż w chwili obecnej, przejrzę relacje Körska przekazane mi po ponad 50 latach, na początku XXI w., przez starszego wrocławianina (mam to w skoroszycie w formie kart pytań, kierowanych co tydzień do owego starszego Pana i jego kart odpowiedzi). Jest tego sporo. Coś mi się kołacze, że była podana data. Sprawdzę :D


  10. Hm, Leuthenie, jeśli kiedykolwiek powstanie jakaś obiektywna i prawdziwa pozycja dot. Festung Breslau, przeczytam ją pierwszy. Na razie muszę się zadowolić wiadomościami Niehoffa i von Ahlfena, choć sam zauważam nieścisłości.

    Według wielu historyków coś takiego jak obiektywizm w historii nie istnieje - historycy są po prostu mniej lub bardziej subiektywni :D "Prawda" to termin filozoficzny, nie historyczny :D Jak to ujął Indiana Jones w jednej z części filmowej tetralogii: "Archeologia poszukuje faktów, nie prawd". To samo można powiedzieć o historykach :wink:

    Jeśli interesują Cię walki o Festung Breslau i chcesz pogłębiać swoją wiedzę na ten temat, daj mi znać na priv. Jest kilka wartych lektury pozycji na ten temat wydanych w PRL-u, a jedną z nich zamierzałem w najbliższych dniach wystawić na allegro (dublet w zbiorach). Tobie ofiaruję ją bezpłatnie, za zwrotem kosztów przesyłki. Czekam na PW :D


  11. Ponieważ mch90 zaprosił mnie do dyskusji o Bastogne, niniejszym korzystam z zaproszenia i odświeżam wątek.

    Od razu na wstępie zaznaczę - nie uważam walk 101 st Airborne za decydujący moment operacji "Wacht am Rhein". Oni nie ocalili Antwerpii :!: To, że sukces (no bo się obronili) rozdmuchano propagandowo, nie jest niczym dziwnym - tak było, jest i będzie w historii wojen, że eksponuje się i wyolbrzymia własne sukcesy, a przemilcza bądź bagatelizuje klęski.

    Co do jednostek niemieckich zaangażowanych w oblężenie - nie twierdzę, że na jednego "Krzyczącego Orła" przypadało 10 uzbrojonych po zęby weteranów Wehrmachtu. Wiem, że stałe siły blokujące było stosunkowo niewielkie, ale przejściowo angażowano większy siły i obrońcy mieli problemy (był co najmniej jeden kryzys, gdy Niemcy włamali się w pozycje obrońców).

    Zapodam też ciekawostkę. Jest to informacja z trzeciej ręki, więc niekoniecznie bardzo wiarygodna, niemniej ciekawa. Otóż w obozie jenieckim dla Niemców na Psim Polu we Wrocławiu tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej niejaki Leutnant (podporucznik) Helmut Körsek miał poznać równego mu szarżą weterana Panzerwaffe. Ów weteran opowiedział Körskowi, że podczas walk w Ardenach w grudniu 1944 r. podległy mu pododdział niemieckich wojsk pancernych zrobił zasadzkę pod Bastogne, w którą wpadła wyjeżdżająca z miasta amerykańska kolumna zmotoryzowana. Została ona doszczętnie rozbita. Körsek uciekł potem z obozu i mieszkał przez pewien czas na ul. Osadniczej we Wrocławiu (jego matka była Polką i znał język polski). Po pewnym czasie został zmuszony do wyjazdu do Niemiec, wcześniej jednak zdążył przekazać tą i wiele innych opowieści dziadkowi mojego kolegi. Z kolei ja po ponad 50 latach usłyszałem tą opowieść od owego dziadka - dlatego piszę, że to opowieść z trzeciej ręki, a jako historyk dodaję, że może być mało wiarygodna. Opowieści Körska, przekazane mi przez owego starszego wiekiem wrocławianina, zostały przeze mnie spisane. To gotowy materiał na dobrą wojenną powieść. Może kiedyś ją napisze :D


  12. Zresztą, ja tylko przytoczyłem tezę Alisby'ego.

    Andrea$ie - ja wiem, że wstawiłeś cytat - stwierdziłem po prostu, że polemizowałbym z z ową tezą, czyli tezą Alisby'ego :D

    We Wrocławiu walczył batalion ''Schacht''

    We Wrocławiu walczyły 2 bataliony FJ: II batalion 25 pułku strzelców spadochronowych, zwanego również Pułkiem do Zadań Specjalnych "Schacht" [nazwa od nazwiska dowódcy, majora Gerharda Schachta] i III batalion 26 FJR. Czasem można się zetknąć z opinią, że pułk dowodzony przez Schachta był złożony z "Brandeburczyków", ale znane mi relacje spadochroniarzy z II/FJR 25 tej rewelacji nie potwierdzają.

    a z tego co mi wiadomo, do obrony lotniska w Gądowie mieli kilka-naście działek MG 151 kal. 20mm, wymontowanych z samolotów. Taką bronią raczej trudno walczyć przeciw czołgom.

    Informacja o działkach jest niepotwierdzona. Podali ją w "So kämpfte Breslau" von Ahlfen i Niehoff, a nie potwierdza tego żadna relacja uczestnika walk o lotnisko...

    A gdzież owe osławione niemieckie Panzerfausty? Widać nikt nie pomyślał, by je dać spadochroniarzom...

    Ilu łącznie było tych spadochroniarzy z II/25 FJR i III/26 FJR? Na pewno nie więcej niż tysiąc, a ilu Sowietów sztrmowalo lotnisko?

    Lotniska bronił tylko 1 batalion spadochroniarzy - III/FJR 26 (info o dwóch znów podaje spółka von Ahlfen&Niehoff i to kolejna bzdura, bo II/FJR 25 był w tym czasie na ul. Grabiszyńskiej). Dawało to ok. 400 ludzi (patrz moja informacja zamieszczona w ostatnim poście).

    Lotnisko zaatakowało 15 czołgów - bez wsparcia piechoty. Wymarzona sytuacja dla tzw. "faustników" :!: Patrz uwaga "piętro" wyżej.

    Do Wrocławia przyleciało łącznie 1050 spadochroniarzy. W toku walk luki w ich szeregach zapełniano kolejarzami, tramwajarzami itd.

    Jesli chodzi o doświadczonych skoczków- wskaż mi Leuthenie jednostkę niemiecką złożoną całkowicie z weteranów w lutym '45

    Nie chodzi o to, czy dana jednostka jest złożona w 100 procentach z weteranów, ale o to, jaki jest ich stosunek procentowy do "zielonych". W Wehrmachcie AD 1945 ten stosunek był zapewne jak 1:9, albo jeszcze niższy.

    Oddziały FJ były złożone z pilotów(a więc często mieli niezbędne wyszkolenie spadochronowe).

    Wszystkie niemieckie dywizje spadochroniarzy były złożone w 1945 r. z pilotów? A może tylko te bataliony FJ walczące we Wrocławiu :?: Znów powielasz bzdury z "So kämpfte Breslau", choć już raz pytałem Cię, czy wierzysz bezkrytycznie w to co piszą byli komendanci twierdzy, a Ty zaprzeczyłeś... Cóż, pozostaje mi przypomnieć Ci, że w dziale o DWS na Ostfroncie od dłuższego czasu "wiszą" teksty moich 2 artykułów o FJ -

    https://forum.historia.org.pl/viewtopic.php...827&start=0

    Albo nie zapoznałeś się z ich treścią, albo tej treści nie zakodowałeś - a szkoda. Może pora nadrobić zaległości :?:


  13. To argument przeciwko rangersom czy przeciwko dowództwu amerykańskiemu na okrętach? Czy inna jednostka wytrzymałaby za cenę takich strat i w tak niesprzyjających warunkach? Pamiętajmy, że odmówiono im wsparcia ze strony piechoty morskiej będącej w gotowości na pobliskich okrętach.

    Oczywiście, że Rangersi ponieśli koszty błędów popełnionych na górze (szturmowali stanowiska dział, których tam nie było, choć Jean Marion z francuskiego ruchu oporu usiłował przekazać wiadomość o braku dział do Londynu), ale debatowanie czy inna jednostka zdołałaby zdobyć i utrzymać te pozycje tańszym kosztem nie jest już historią, a tzw. "gdybanologią stosowaną" :D

    Na temat Bastogne postaram się wypowiedzieć we wskazanym wątku - na ile moja skromna w tym temacie wiedza (jedna przeczytana książka autorstwa Skibińskiego, z której niektórymi tezami i informacjami polemizuje zdaje się przywoływany przez Ciebie Norbert Bączyk, autor monografii wydanej przez AJ-PRESS w serii bitwy i kampanie) pozwoli :wink:

    I kolejny o 9. i 10. Fallischirmjagerdivision:''Pomimo załamania się frontu wschodniego w połowie 1944 i na początku 1945r., morale i zdolność bojowa Fallschirmjager, walczących na Wschodzie pozostawały na wysokim poziomie.''

    Polemizowałbym z tą opinią. Ci, którzy zajmują się głębiej tematyką walk Wehrmachtu w 1945 r. wiedzą, że wielokrotnie od 12 stycznia '45 do kapitulacji III Rzeszy w maju okazało się, że to nie jest już ten sam Wehrmacht co w Polsce w '39, we Francji w '40 czy nawet pod Kurskiem w '43. Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, że Niemcy ponosili o wiele większe straty niż Rosjanie i to nie dlatego, że Ci ostatnie mieli dużą przewagę liczebną czy materiałową. Po prostu żołnierze byli coraz gorzej wyszkoleni, coraz gorzej wyekwipowani i uzbrojeni, morale było coraz słabsze [o tzw. moralności nie wspominając], coraz bardziej obniżała się średnia wieku [jak to kiedyś przeczytałem artykule o 35-letnim niemieckim starszym sierżancie szkolącym w styczniu '45 we Wrocławiu swój pluton - duża część jego podkomednych była prawie o połowę młodsza od swego dowódcy, a wielu było za to prawie dwa razy od niego starszych...] itd. To nie ominęło Fallschirmjägrów :!:

    Od lat zajmuję się walkami dwu batalionów z 9 FJD we Wrocławiu i wierzcie mi - mało wśród nich było doświadczonych i prawdziwych skoczków (z odznaką spadochronową), a podczas szturmu na wrocławskie lotnisko na Gądowie w dniu 5 IV 1945 r. 15 radzieckich czołgów bez wsparcia piechoty rozjechało dosłownie cały batalion FJ - pełne 3 kompanie tj. ok. 400 ludzi :!: :!: :!: Gdzie Ci FJ, co to niby w "Nahkampf" setki radzieckich T-34 niszczyli :?: Takich sytuacji w '45 było więcej. 9 FJD (poza tymi dwoma batalionami wysłanymi do Wrocławia) brała udział w walkach o Berlin (wzgórza Seelow), gdzie została dosłownie starta z powierzchni ziemi...


  14. Uważam, że dzięki operacji "Torch" Alianci mogli jeszcze bardziej usprawnić tzw. "operacje połączone", tj. współdziałanie trzech rodzajów sił zbrojnych: armii lądowej, marynarki i lotnictwa. Co prawda tego typu doświadczenia zebrali już podczas desantu pod Dieppe w sierpniu 1942 r., ale przecież tamta operacja była na o wiele mniejszą skalę, jeśli chodzi o ilość ludzi i sprzętu oraz trwała tylko jeden dzień, a walki w Afryce "nieco" dłużej. Można było sprawdzić, jak działa logistyka (dowożenie zaopatrzenia morzem), ochrona konwojów (U-Booty stanowiły wtedy o wiele większe zagrożenie dla armady inwazyjnej niż 2 lata później podczas lądowania w Normandii; mimo to podczas rejsu do wybrzeży Afryki na dno poszedł tylko jeden transportowiec - Thomas Stone ).

    PS Nie mogę się powstrzymać od tej uwagi - pamiętacie pierwszą misję w grze komputerowej "Medal of Honor. Allied Assault", zatytułowaną "Światło Torch" :?: Fajnie się strzelało z jeepa do tych "Sztukasów" na lotnisku, co? :mrgreen:


  15. To, że jakiś okręt został rozstrzelany na pojedyncze nity wcale nie musi oznaczać, że był lichą konstrukcją.

    Przypomnę, co napisałem poprzednio jako "primo:

    "Po pierwsze - nie lubię używać określeń typu "najlepszy czołg", "najlepszy samolot myśliwski", "najlepszy ..." . Czemu? Bo nie ma jasnych kryteriów, co decyduje o owej "najlepszości" Liczba dział? Ich kaliber? Grubośc opancerzenia? Wyporność? Liczba załogi? Liczba wrogich jednostek posłanych na dno? Kryteria można mnożyć. Uważam, że żaden pancernik nie będzie zdecydowanie górował nad innymi"

    Chciałeś być w miarę bezpieczny to trzeba było służyc na motorówce należącej do kapitanatu portu lezącego na jakimś zadupiu.

    Takie porty też były czasem atakowane i wtedy zniszczeniu ulegały też motorówki :mrgreen:

    Nie każdy pancernik, ciężki krążownik czy niszczyciel zatonął, więc mógłbym być członkiem załogi nawet na dużym okręcie - problem polega na tym, że służenie w wojsku podczas wojny nie należy do najbezpieczniejszych zajęć :D


  16. Co oni tak niesamowitego dokonali pod Bastogne?

    Zablokowali ważny węzeł komunikacyjny na drodze w głąb Belgii, związali walką kilka niemieckich dywizji do czasu nadejścia odsieczy (Patton), odrzucili propozycję kapitulacji (a co zrobiły dwa pułki ze 106 DP w rejonie Schnee Eifel :?: 7 tysięcy Amerykanów poszło tam dobrowolnie do niewoli :!: ), wytrzymali napór wroga w niesprzyjających warunkach (brak ciepłej odzieży, amunicji, medykamentów, nawet jedzenia - byli zaopatrywani z powietrza, a na to nie zawsze pozwalała pogoda). Mało?

    Nie ma co uogólniać- podczas wojny sformowano 10 dywizji spadochronowych i prezentowały one bardzo nierówny poziom.

    Zgadza się. Zwłaszcza dywizje formowane pod koniec wojny (te z wysokimi numerami) bywały zawodne, a spadochronowymi były tylko z nazwy...

    To chyba z działań Task Force Ranger pod Cisterną w '44?

    Pamiętajmy jednak o wyczynach chociażby 2. i 5. Batalionu Rangers w Normandii i później- w Breście, w Hurtgenwald (zdobycie Wzgórza 400 przez kompanie D, E i F 2. Baonu).

    Tak, we Włoszech Rangersi się wykrwawili.

    Zajęcie Pointe du Hoc 6 VI 1944 r. - super akcja, ale jakim kosztem :?: :!: Z 225 Rangersów pod koniec dnia zdolnych do dźwigania broni było już tylko 90 :!:

    Jak Ghurkowie to i Maorysi z 22. Batalionu Maoryskiego 2. Dywizji Nowozelandzkiej! Uważanego za najbardziej elitarny batalion z i tak wyjątkowej dywizji. Ich wyczynów na Krecie czy pod Monte Cassino nie da się zapomnieć

    Owszem. Lubili walczyć bagnetami, a że na Krecie Niemcy sami im na nie spadali, to tym bardziej Maorysi się cieszyli :mrgreen:

    Wydaje mi się, że tym określeniem została nazwana 30. DP "Old Hickory" przez OKH po jej walkach obronnych pod Mortain w sierpniu '44.

    Możliwe, że sie pomyliłem. W każdym razie 1 DP była chyba najbardziej doświadczoną w walkach amerykańską jednostką piechoty w II wojny światowej (coś jak 82 Pow.-Des. w amerykańskich wojskach spadochronowych).


  17. A propos mundurów - ja nie wrzucę obrazków, ale nie od rzeczy będzie powiedzieć, że uniformy używane przez armie wojujących stron niekoniecznie zapewniały wysoki komfort ich użytkownikom... Nazywane ironicznie "uniwersalnymi" [tzn. - za ciepłe na lato, za zimne na zimę :roll: ], wykonywane były z reguły z wełny, co łatwo prowadziło do obtarć.

    Podczas konferencji "Małopolska i Podhale w latach Wielkiej Wojny", która odbyła się pod koniec sierpnia 2004 r. w Nowym Targu, Andrzej Zaręba z Krakowa wygłosił referat o losie żołnierza piechoty na froncie wschodnim w latach 1914-1915. Los ów był nie do pozazdroszczenia, o czym możecie się przekonać, czytając drukowaną wersję referatu, zawartą w materiałach z w/w konferencji, wydanych przez PTH/o Nowy Targ w 2005 r. Serdecznie polecam lekturę tego referatu, gdyż jest wzbogacony cytatami wspomnień prostych żołnierzy, na których spoczywał ciężar walk. Kto to przeczyta, ten się zastanowi, czy rzeczywiście tak "dulce etdecorum est pro patria mori" ("słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę"). Jednym z elementów uprzykrzającym żołnierzom życie na froncie były właśnie ich mundury.


  18. W mojej ocenie, za Chiny Ludowe nie idzie porównać możliwości aliantów i Polaków. Dwa zupełnie inne światy.

    Tak, dwa światy. Ale zauważ - tyle mówi się o miażdżącej przewadze lotnictwa Aliantów nad Luftwaffe na froncie zachodnim w latach 1944-1945. Gdzie wobec tego było taktyczne lotnictwo RAF i USAAF, gdy wokół hotelu "Hartenstein" ginęła dywizja Urquharta :?:


  19. A co np z berlingowcami z Czerniakowa w Powstaniu?

    Trafili do niewoli i nie mieli tam lekko. :roll: Ryszard Wójcik opisał w jednym ze swych reportaży losy bodajże chor. Pauliny Podgórskiej, która dostała się do niewoli na Czerniakowie. Zachowało się niemieckie zdjęcie, zrobione tuż po wzięciu jej i mjr. Łatyszonoka do niewoli. Wójcik opisał też jej dalsze losy. W razie czego służę danymi bibliograficznymi reportażu.


  20. Przyjęto, że autorami Blitzkrieg'u byli Niemcy, a ściślej "Szybki" Heinz (Guderian). Moim zdaniem nie do końca to prawda. Wg mnie, pomysłodawcą był nie kto inny, jak gen. Sikorski. Tak, tak, wystarczy wspomnieć jego słynny zagon na Kowel z września 1920 roku. Grupa złożona z dwóch batalionów 26 pp na ciężarówkach, dwóch baterii z 7 dap (też na ciężarówkach), wsparta 9 samochodami pancernymi wykonała głęboki manewr na tyły bolszewickiej 58 DP. Klasyczny Blitzkireg, tyle tylko, że na małą skalę. Grupą bezpośrednio dowodził mjr. Bochenek, ale pomysł był Sikorskiego. Podobną akcję wykonał wcześniej płk. Dąb-Biernacki (w kwietniu), był to zagon na Żytomierz, celem odcięcia Bolszewików od zaopatrzenia. Tam wziął udział j 1 pp legionów. Podobno pomysłodawcą był Rydz-Śmigły, ale nie jestem pewien. Może ktoś wie coś więcej na ten temat? Mam książkę o Wyprawie Kijowskiej, ale nic na ten temat nie znalazłem.

    W książce brytyjskiego historyka Bryana Perretta Zająć i utrzymać (Poznań 2001, Dom Wydawniczy REBIS) cały rozdział 3 (20 stron) jest poświęcony w/w atakom na węzły komunikacyjne i ośrodki dowodzenia sowieckiej 12. Armii w Żytomierzu i Kowlu. Jak to się stało, że napisał o nich Anglik? Ano dlatego, że w dwudziestoleciu międzywojennym na łamach czasopisma "THe Tank" (z 1931 i 1932 r.) kapitan Eugeniusz Hinterhoff opublikował artykuły: The Raid by the Late Major Bochenek oraz Motor Raid on Zytomierz Carried Out by Infantry

    Jak dla mnie, w 1939 r. podczas walk w Polsce Niemcy stosowali już elementy Blitzkriegu. Przykładem takiego działania jest "Sturmfahrt auf Lemberg" ["Jazda szturmowa na Lwów"] w wykonaniu wydzielonego pododdziału 1 Dywizji Strzelców Górskich, który przebył walcząc w ciągu 5 dni kilkaset kilometrów :!:


  21. Może i się narzuca, jednak ja pozostanę przy swoim stanowisku. Oczywiście jestem otwarty na wszelakie argumenty, które mogłyby mnie przekonać

    Zatem spróbuję Cię przekonać :wink: . W tym konkretnym przykładzie nie chodzi o to, że w Warszawie walczyła Armia Podziemna, a w operacji "Market-Garden" armia regularna, tylko o tzw. "niezmienne zasady sztuki wojennej".

    Otóż celowe wydaje się np. porównywanie bitwy pod Kannami w 216 r. p.n.e. z bitwą pod Sedanem (1870) czy też bitwą nad Bzurą (1939), bowiem ich istotą jest okrążenie przeciwnika. Ktoś mógłby powiedzieć:

    - Jak to, tu miecze i tarcze, a tam działa (Sedan) i lotnictwo (Bzura)?!

    Otóż manewr kaneneński stosowano później wielokrotnie (lubowali się w tym Niemcy w pierwszej fazie II wojny światowej) z tym samym skutkiem co pod Kannami (Sedan - cała armia francuska w niewoli, wcześniej zmasakrowana ogniem dział; Bzura - pierwszy "Kesselschlacht" II wojny światowej - 120 tys. Polaków idzie do niewoli).

    I z takiego założenia wychodzę, porównując PW i "M-G"...


  22. Pozwolę sobie dodać swoje "trzy grosze" i w tym wątku :wink:

    Po pierwsze - nie lubię używać określeń typu "najlepszy czołg", "najlepszy samolot myśliwski", "najlepszy ..." . Czemu? Bo nie ma jasnych kryteriów, co decyduje o owej "najlepszości" :!: Liczba dział? Ich kaliber? Grubośc opancerzenia? Wyporność? Liczba załogi? Liczba wrogich jednostek posłanych na dno? Kryteria można mnożyć. Uważam, że żaden pancernik nie będzie zdecydowanie górował nad innymi :!:

    Piszecie o "Yamato", "Musashi", "Bismarcku", "Tirpitzu", "Prince of Wales" i jeszcze paru innych. Skoro to, wg Was, były takie super ("najlepszy" :!: ) pancerniki, czemu zatonęły? Ja osobiście wolałbym służyć na pancerniku, który nie zatonął (popatrzcie, ilu ludzi ocalało z "Yamato", "Bismarcka" czy "Scharnhorsta" :!: ).

    Podczas DWS wcale nie brakowało starć pancerników :!: Poza wymienionym pojedynkiem z "Bismarckiem" (a propos - wg wielu historyków "Hood" wyleciał w powietrze od pocisków ciężkiego krążownika "Prinz Eugen") było sporo takich pojedynków - począwszy od kampanii norweskiej (pojedynek "Scharnhorsta" i "Gneisenaua" z HMS "Renown", choć tego ostatniego klasyfikuje się często, podobnie jak "Hooda", jako krążownik liniowy) po bitwę w cieśninie Surigao na Pacyfiku w październiku 1944 r. A słynny nocny pojedynek pod Guadalcanalem w nocy 14/15 XI 1942 r.?

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.