Skocz do zawartości

Leuthen

Użytkownicy
  • Zawartość

    565
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Leuthen

  1. Operacja dukielska 1944

    Chodziło mi o ten pomnik http://panoramy.zbooy.pl/360/show.html?max...lang=p&t=32 Wracając do głównej drogi...mijamy Barwinek, "ostatnia prosta" i mijamy przejście graniczne. Dziś przejazd odbywa się nawet bez zatrzymania...ale kiedyś co to znaczyło iść przez granicę; [...] Słowacka strona: Ocena subiektywna - po stronie słowackiej bardziej widać że toczyła się tu krwawa bitwa. O ile w Polsce miejsca z nią związane o ile są upamiętnione to małymi pomniczkami wręcz jakby wstydliwie ukrytymi to jadąc z granicy do Svidnika czasami czujemy się wręcz przytłoczeni "demobilem" gdyż praktycznie od granicy wzdłuż całej drogi jest wystawiony sprzęt wojenny;od T-34 po Iła -2. Zaraz za granicą /500m -zaraz za pomnikiem T34/ proponuje skręcić w lewo i udać się na cmentarz wojenny, zaś z niego betonową ścieżką ku widocznemu "bocianowi" - punktowi widokowemu górującemu nad doliną.Wjazd na górę jest płatny; w zeszłym roku kosztował 20Sk; dziś -po zmianie waluty - nie wiem jaka to jest kwota (myślę że ok. 0,5-1 E )-czekam na doprecyzowanie Widoki są nieziemskie - gorąco polecam; po polsku się można dogadać. Jadąc ku Svidnikowi - we wsi Ladomirowa jest stara drewniana cerkiew (na lewo od drogi;trzeba zjechać)- zwiedzanie za "ofiarą"-klucz ma jeden z gospodarzy okolicznych). Kolejna miejscowość na szlaku - Kapisova i "dolina śmierci" /tak,wiem, tam kolejna/ gdzie Niemcom udało się zatrzymać natarcie radzieckie. Dzięki perfekcyjnemu wykorzystaniu terenu mając skromne środki p.panc udało się Niemcom zniszczyć 63z 65 T-34 ktore wjechały w doline (typowa akcja w warunkach górskich -zapal pierwszy i ostatni a reszta twoja). Sama dolina jest oznakowana; zjazd do niej z głównej drogi - przed pomnikiem gdzie T-34 rozjeżdzam atrape P4;w samym miejscu bitwy porostawiane są T-34; nieralistycznie gdyż pogrom miał miejsce w dolinie -ale sugestywnie. Svidnik - miasto o znaczniu Dukli,pamiętam je jako zapyziałą mieścinke lecz ostatnimi latami całkowicie przebudowano centrum zmieniając szaro-betonowo-blokowe miasteczko w perełkę nowoczesnej architektury. http://www.svidnik.sk/fotogaleria/centrum-mesta/ W Svidniku nie można nie odwiedzić muzeum wojennego oraz muzeum ukraińskiego. Wspaniałe,godne uwagi placówki.Zważywszy na to że Czechosłowacja nie miała w swojej historii powojennej epizodu walk z Ukraińcami więc udało się tam w sposób bardziej naturalny zachować ślady ukraińskości niż ma to miejsce na naszej łemkowszczyźnie (gdzie trzeba dopiero odbudowywać tą społeczność i rekonstruować jej ślady materialne). [www.historycy.org/index.php?showtopic=56483]
  2. Operacja dukielska 1944

    Chodzi o pomnik T-34 rozjeżdżającego Panzer IV i muzeum w Svidniku? Chodzi tu zapewne o Zyndranową, gdzie istotnie jest taki skansen-muzeum. Gdy byliśmy tam w lipcu z dziewczyną (spaliśmy w chatce studenckiej SKPB), odbywał się tam jakiś łemkowski festyn Z Zyndranowej do natarcia bezpośrednio na Przełęcz Dukielską startował Korpus Czechosłowacki. Na Kiczerze Telepkowskiej oddzielającej dolinę, w której leży Zyndranowa, od doliny, którą idzie droga Dukla-Barwinek, korpus stracił większość swych czołgów... W Dukli przy muzeum (pałac) jest ekspozycja ciężkiego sprzętu (głównie radzieckiego) - czołgi, artyleria, katiusza itd., zaś w środku duża sala z ekspozycją poświęconą walkom na jesieni 1944 r. Z ciekawych opowieści zasłyszanych w Beskidzie Niskim w lipcu b.r. mogę przytoczyć taką, że pewien turysta w latach 80-tych w lesie poza szlakiem koło pewnej miejscowości, koło której toczyły się walki, natknął się na... armatę przeciwlotniczą
  3. W dniach 24-25 IX b.r. (a więc w najbliższy czwartek i piątek) odbędzie się we Wrocławiu w Instytucie Historycznym UWr w/w konferencja, na którą serdecznie wszystkich zapraszam (ja się wybieram jako słuchacz ). Będzie wielu znanych historyków zajmujących się IX 1939 r., m.in. profesorowie Bogusław Polak i Andrzej Olejko oraz dr Ryszard Dalecki i dr Andrzej Suchcitz (IPiMS w Londynie). Szczegółowy program konferencji dostępny jest na stronie IH UWr pod adresem http://www.hist.uni.wroc.pl/pdf/konferencje/wrzesien39.pdf
  4. Bitwa pod Gorlicami 2-6 V 1915 r.

    Upsss, tak to jest jak się przytacza opinie z pamięci zamiast iść do sąsiedniego pokoju, wyciągnąć z teczki ksero książki Latinika i znaleźć stosowny fragment (albo sięgnąć po Klimeckiego, bo w jego Gorlicach 1915 też są te cytaty, które przytoczył Krzysztof M.) Zatem to "dławienie" frontu pochodzi skądinąd, może z materiałów z konferencji odbytej w Gorlicach w 1995 r.? Nie jestem wojskowym, ale mi termin „przełamanie” kojarzy się z przerwaniem ciągłości frontu, tj. zrobieniem wyłomu. „Mała encyklopedia wojskowa” (Warszawa 1970, tom 2, s. 806) podpowiada: „działania wojsk mające na celu dokonanie wyłomu w obronie npla przez zniszczenie jego sił żywych i sprzętu boj. na określonym odcinku frontu i stworzenie warunków do rozwinięcia natarcia w głąb ugrupowania lub terytorium npla.” W takim sensie bitwa gorlicka jest przełamaniem – jak już napisał przedmówca – w połowie, bo czy wykorzystano ("problem nr 2") to, że 3 Armia została dosłownie zmasakrowana?
  5. Pamiętam pierwszy scenariusz "radziecki"w starej grze komputerowej "Allied General". Można tam było właśnie ostrzeliwać z niszczycieli i krążowników baterie nabrzeżne i fińskie jednostki lądowe
  6. Hermann Goering ( Göring) podczas I wojny

    Mi "pierwszowojenny Goering" kojarzy się głównie z tym, że kazał przemalować samoloty JG 1 z koloru czerwonego na żółty.
  7. Bitwa pod Gorlicami 2-6 V 1915 r.

    Oczywiście, że to nie było przełamanie (jak sugeruje często używane w stosunku do Gorlic określenie Durchbruch: np. "Durchbruchschlacht" czy też "Karpathendurchbruch"). Już Latinik w swej książce o działalności austro-węgierskiego 100 Pułku Piechoty z 12 DP pod Gorlicami wspomina, że było to po prostu "dławienie" frontu. Z kolei Sławomir Błażewicz stwierdził (nie pamiętam, czy w rozmowie ze mną w 2004 r. czy w którejś ze swoich publikacji), że przełamanie osiągnięto tylko raz i tylko lokalnie - mianowicie 4 V w okolicach Folusza, ale tego nie wykorzystano (bodajże zaprzestano pościgu za Rosjanami z powodu zapadających ciemności). Czy można było osiągnąć więcej? Pewnie! Choćby okrążyć tą część 3 Armii rosyjskiej, która broniła się w Beskidzie Niskim (ostatecznie w potrzask wpadł tylko jeden XXIV korpus, w zasadzie zaś jedna z jego dwu składowych dywizji - 48 DP - i to w sporej mierze na skutek ociągania się dowodzącego nią gen. Ławra Korniłowa, znanego z niesubordynacji). Dowódcy państw centralnych byli zresztą w pewnej chwili przekonani, że faktycznie rosyjska Armia Karpacka dostanie się w całości do niewoli (--> misja porucznika Alexandra z 22 bawarskiego Pułku Piechoty z 11 b. DP w dniu 7 maja 1915 r.).
  8. Toczące się w dniach 17-24 XI 1914 r. walki pod Łodzią należą do największych bitew stoczonych w czasie I wojny światowej na ziemiach polskich. Szacuje się, że w bitwie tej zginęło 200 tysięcy ludzi! Bez znajomości przebiegu tej bitwy nie sposób zrozumieć, czemu Niemcy po zajęciu Łodzi w 1939 r. przemianowali ją na Litzmannstadt. Ciekawy artykuł Michała Jagiełły do poczytania - http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,4467568.html
  9. Komunikat ze strony www Stowarzyszenia Aktywnej Ochrony Cmentarzy z I Wojny Światowej w Galicji "CRUX GALICIAE" (www.cruxgaliciae.org): "Jesienią 2008 stowarzyszenie Crux Galiciae organizuje drugą konferencję naukową „Znaki Pamięci II". Tym razem będzie to konferencja międzynarodowa, z udziałem przedstawicieli klubu KVH Beskydy z Humennego, Słowacja. Podczas spotkania zaprezentujemy wyniki najnowszych badań nad działaniami wojennymi oraz cmentarzami z okresu I wojny, które to tematy poruszy ośmiu prelegentów. Konferencja odbędzie się 25 października 2008 (sobota), w Domu Polsko- Słowackim w Gorlicach. Towarzyszyć jej będą wystawa zdjęć nieprezentowanych do tej pory publicznie, przedstawiających cmentarze w Zachodniej Galicji oraz na Słowacji a także promocja wydawnictwa Crux Galiciae zawierającego referaty przedstawione podczas I konferencji „Znaki Pamięci" z 27 października 2007." Nieskromnie dodam, że jestem jednym z referentów :mrgreen: , a tematem mego wystąpienia będą walki 11 bawarskiej Dywizji Piechoty w Beskidzie Niskim w maju 1915 r.
  10. Po zakończeniu walk w Polsce zdarzało się, że jednostki niemieckie raportowały o iluś zaginionych, którzy potem wracali do szeregów swych jednostek - okazywało się bowiem, że dostali się do polskiej niewoli, a następni byli "odbijani" przez Rosjan. Takie przypadki zanotowano np. w 28 Dywizji Piechoty (VIII Korpus Armijny, 14 Armia), która brała udział w bitwach tomaszowskich. W monografii niemieckiego 83 pułku piechoty (tzw. Strzelcy Jeleniogórscy) jest informacja, że wielu zaginionych żołnierzy dywizji zostało uwolnionych przez Armię Radziecką, przy czym w przypadku tegoż 83 pułku piechoty dotyczyło to sporej grupy żołnierzy z 11 kompanii (strzeleckiej) i 14 kompanii (przeciwpancernej), którzy dostali się do niewoli w ostatniej potyczce stoczonej przez pułk 23 września 1939 r. Czy znacie inne tego typu przypadki?
  11. Nie ma raczej podstaw, by kwestionować jego udział w powstaniu. Wspomnienia Dzieduszyckiego możesz poczytać sam - wydano je we Wrocławiu w 1999 r. pod nazwą "Miesiące mojego życia" (jest to zapis rozmów Anny Hannowej z Dzieduszyckim). Dzieduszycki siedział na Montelupich od jesieni 1941 r. (aresztowano go 4 IX) do jesieni 1942 r. 8 maja 1945 r. wieczorem grupa byłych już więźniów KL Leitmeritz dotarła do miejscowości Mszany Raźne - znanego kurortu i tam zanocowała w jakimś sanatorium. W nocy zajechało tam kilka ciężarówek wypełnionych czeskimi partyzantami. Zaproponowali więźniom, żeby pospieszyli z nimi na pomoc Pradze, w której wybuchło powstanie. 130 (w tym Dzieduszycki) się na to zdecydowało. Zostali przewiezieni na przedmieścia Pragi. Tam rozdano broń. Dzieduszycki został wyznaczony dowodzącym grupą. Atakowali Pankratza (więzienie). Rozbili Panzerfaustem bramę i zdobyli obiekt, uwalniając ok. 800 więźniów wielu narodowości. Wziętych do niewoli Niemców (esesmani?) Czesi wg relacji Dzieduszyckiego "zatłukli cegłami". Następnie Dzieduszycki został umieszczony pod opieką sióstr zakonnych w klasztorze Loretta, gdzie właśnie miał spotkać Cyrankiewicza. Rankiem 10 maja do klasztoru przyszła delegacja i - obaj, jak wynika z kontekstu - zostali zaproszeni do ratusza, gdzie ku ich zdumieniu dostali "Białego Lwa". PS Bardzo mnie zastanawia, czemu Wolf uparcie piszesz "Shorner" zamiast poprawnie - Schörner...
  12. Sprawy narodowościowe w wielu armiach w przeszłości były tak skomplikowane, że pewne uogólnienia często mogą doprowadzić do niejasności, kontrowersji czy zarzutów o błąd merytoryczny. Nie powiedziałbym o żołnierzu polskiego korpusu w Rosji, że to Rosjanin. To trochę poboczny temat i długo by o tym opowiadać (zresztą znów wjechaliśmy na boczny tor zasadniczego wątku - tj. Lubania). Wojciech hr. Dzieduszycki został zwolniony przez Niemców z KL Leitmeritz (Litomierzyce) 8 maja 1945 r. (Niemcy wydawali więźniom zaświadczenia o zwolnieniu!), a już nazajutrz znalazł się w Pradze i tam (tego albo w następnych dniach) miał spotkać się przypadkowo z Cyrankiewiczem, z którym - wg relacji Dzieduszyckiego - siedzieli wcześniej wspólnie na Montelupich w Krakowie.
  13. Jeśli chodzi o "tytułowanie" żołnierzy Stalina, to ponownie wrócę do przykładu z I wojny światowej. W armiach wszystkich trzech państw zaborczych służyli Polacy. Mimo to pisze się o "Niemcach" bądź "żołnierzach niemieckich", "Rosjanach" bądź "żołnierzach rosyjskich" oraz "żołnierzach armii austro-węgierskiej", pomimo tego, że Polacy potrafili stanowić sporą część jakiejś dywizji czy pułku (pułki wielkopolskie, śląskie, pułk warszawski, pułk sądecki itd.). Takie określenie nie jest bowiem wyznacznikiem narodowości, a przynależności do armii. Owszem, być może w kontekście DWS poprawniejsze jest określenie "żołnierz radziecki" lub "żołnierz armii radzieckiej", ale Polska też nie zawsze się akurat tak nazywała (nie mówiąc już o tym, że trudno pisać o Polakach w średniowieczu - możnaby podyskutować kto i kiedy miał świadomosć narodową), podobnie jak jest wiele określeń na żołnierzy AR (Sowieci, krasnoarmiejscy, żołnierze Armii Czerwonej itd.), czy też nawet dwie wersje nazwy tego państwa (ZSRR lub ZSRS). Dla nas Rosja to (umownie) zarówno Wielkie Księstwo Moskiewskie, Rosja carska, ZSRR i Rosja obecna. Co do Cyrankiewicza - być może coś się ś.p. Dzieduszyckiemu ubzdurało (pamięć zawodna, choć on miał dobrą). Jeśli mi podasz w jakim konkretnie obozie został wyzwolony i kiedy, czy aby na pewno nie był w 1. dekadzie maja 1945 r. w Pradze (nawet "przejazdem") i na koniec - źródło tychże informacji, będę mniej nieufny
  14. Miałem na myśli raczej IX 1939 r., kiedy to decyzje dowodzącego 8 Armią niemiecką gen. von Blaskowitza niejako sprowokowały Polaków do ataku, rozpoczętego 9 IX, który zapoczątkował wydarzenie zwane bitwą nad Bzurą. Na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. nie było jednak tak spokojnie jak sugerujesz. Wskutek włamania sowieckiego na styku niemieckich 2 i 9 Armii sztab Grupy Armii "Środek" ściągnął w rejon Wołomina i Radzymina (gdzie dojechały sowieckie czołówki pancerne) kilka dywizji pancernych, wskutek czego doszło do wielkiej bitwy pancernej na przedpolach Warszawy z 2 Armią Pancerną Gwardii. Zakończyła się ona zatrzymaniem AR, a sowiecki 3 Korpus Pancerny został w tych walkach całkowicie unicestwiony. 18 sierpnia rozpoczęła się kolejna wielka bitwa z udziałem czołgów na przedpolu Warszawy (atakowali oczywiście krasnoarmiejcy). Gwałtowne walki toczyły się także 1 IX.
  15. Zgadza się. Niemniej mam dziwne wrażenie, że w 1945 r. Hans Schmidt patrzył na wojnę bardziej trzeźwo niż OKW... Pisałem o odsetku procentowym Dużo mniej szczęścia mieli ci Niemcy, którzy dostali się do niewoli w latach 1941-1943, przy czym bardzo jaskrawym przykładem są oczywiście jeńcy z 6 Armii Paulusa (bodajże z 92 000, którzy poszli do niewoli, wróciło z niej w połowie lat 50. - po zawarciu jakiegoś układu RFN-ZSRR - 5 czy też 6 tysięcy; Niemcy mieli po wojnie nawet specjalny Bund ehem. Stalingradkaempfer ). Ja naprawdę nigdzie nie stwierdziłem, że każdy jeniec radziecki oswobodzony w 1945 r. dostawał od swoich czapę - napisałem tylko, że mieli spotkanie z NKWD (bo mieli). No i dla niektórych było to ostatnie spotkanie w ich życiu... Zaś określenie "Rosjanin" czy "żołnierz rosyjski/radziecki" jest dla mnie umowne - tak samo jak pisząc o Polaku czy o jednym z przedstawicieli 13 innych nacji wchodzących w skład Monarchii Naddunajskiej będę pisał o nim w kontekście I wojny światowej jako o "żołnierzu austro-węgierskim". OK, być może z tym Cyrankiewiczem to kolejny mit PRL-owskiej propagandy, ale akurat ja wywnioskowałem jego udział w w/w postwaniu na podstawie wspomnień Dzieduszyckiego, który go spotkał w celi.. klasztornej w Pradze po zakończeniu walk. Z kontekstu wynikało, że Order Białego Lwa dostali obaj - sądziłem więc, że Cyrankiewicz też walczył. Skoro twierdzisz, że nie, wierzę - ale proszę o podanie jakiegoś źródła to potwierdzającego. Amerykanie owszem - byli w Pilznie, ale jak dowódca 3 Armii, tj. Patton, chciał wysłać swoich ludzi do stolicy Czech, dostał rozkaz zabraniający mu tego (zob.: Wojna jak ją poznałem). Za to do dziś pokutuje mit o amerykańskich "Shermanach" pod Świeradowem To ciekawe, że "powstanie majowe" były nie tylko w Pradze. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy
  16. Kampania krymska 1942

    Tematyka walk na Półwyspie Krymskim podczas DWS jakoś niespecjalnie mnie interesuje, ale chyba warto zajrzeć do dwóch poniższych pozycji: - Erich von Manstein, Stracone zwycięstwa - Tomasz Nowakowski, Mariusz Skotnicki, Sewastopol 1942 [seria: Największe bitwy XX wieku, Tom 27, Agencja Lotnicza Altair] Raczej nie warto polecać "HaBeka" autorstwa Tadeusza Koneckiego Sewastopol 1941-1942, 1944 (Warszawa 1987), bo ostfrontowe "HB" z PRL-u są jakoś tendencyjne, a Koneckiego to chyba nawet nie musieli przekonywać do proradzieckiego punktu widzenia - wystarczy przekartkować jego najnowsze dzieła (np. Operację Cytadela czy Stalingrad) żeby stwierdzić, że dla niego w 1989 r. nic się w Polsce nie zmieniło... Kampania 1942 r. na Krymie jest dla mnie o tyle ciekawa, że walczyli w niej moi "krajanie" czyli żołnierze WH z 28 "wrocławskiej" lekkiej Dywizji Piechoty 1950 km od rodzinnego miasta...
  17. Uzupełniając trochę to, o czym wspomniał FSO... Z perspektywa szeregowego Hansa Schmidta to, że dożył sobie spokojnie końca wojny w Norwegii było dużo cenniejsze od wątpliwego zaszczytu wzięcia udziału w walkach o Berlin, na którym to odcinku frontu szanse przeżycia dramatycznie malały... Ruchy, jakie wykonywały wojska niemieckie pod sam koniec wojny (maj) świadczyły o tym, że dowódcy chcieli się oddać w niewolę Aliantom Zachodnim, a nie "rosyjskiemu niedźwiedziowi" (całkiem słuszne założenie - choć po prawdzie Rosjanie jeńców niemieckich po wojnie traktowali mniej więcej tak samo jak Niemcy jeńców radzieckich w jej trakcie; zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że procentowo więcej Niemców przeżyło niewolę radziecką niż na odwrót, choć Ci Rosjanie co przeżyli, mieli jeszcze spotkanie z NKWD w Ojczyźnie...). Taki gen. Własow dostał się w ręce byłych towarzyszy broni właśnie gdy próbował prysnąć do Amerykanów. Się nie udało... Wydarzenia w Pradze w maju 1945 r. to w ogóle ciekawy i mało znany w Polsce temat. Czesi zrobili powstanie "za pięć dwunasta" (wybuchło 5 V). W przeciwieństwie do Warszawy Rosjanie popędzili im na pomoc, a na dodatek do powstańców przyłączyli się żołnierze ROA zmieniając front (co i tak nie uchroniło ich przed konsekwencjami wcześniejszej walki po stronie Niemców). Walki w Pradze trwały 5 dni (jeszcze 9 V w dniu podpisania kapitulacji powstańcy zdobyli słynne praskie więzienie Pankratz). Co ciekawe, w walkach tych wzięło udział trochę Polaków (z bardziej znanych: późniejszy Towarzysz Premier czyli Józef Cyrankiewicz oraz Wojciech hr. Dzieduszycki, znany śpiewak operowy, krytyk muzyczny, kabareciarz i ... powojenny szef dolnośląskich młynów zbożowych ; to właśnie Dzieduszycki dowodził wspomnianym atakiem na Pankratz, za co dostał Order Białego Lwa). Czy Czechy były nieistotne? Zapewne mniej istotne niż Berlin i Reich, ale pamiętajmy, że było tam duże zgrupowanie niemieckie i Rosjanie nie mogli go lekceważyć (o czym świadczą wydarzenia z trzeciej dekady kwietnia, kiedy to doszło w lasach Saksonii do kontrofensywy Schoernera). Poza tym tradycyjnie chodziło o chwałę i prestiż dowódców - zawsze (nie tylko w DWS) trwał wyścig do stolic, niezależnie czy była to Warszawa, Paryż, Berlin, Praga, Rzym, Wiedeń etc.
  18. OK, zagolopowałem się. Operacyjne Kto uważa, że Niemcy działali racjonalnie w 1945 r., ręka do góry. Ja na pewno jej nie podniosę Że niby jedna niemiecka dywizja broniła Berlina? To żart? Jeśli tak - kiepski. 1) Patrz uwaga wyżej o racjonalności 2) Jakoś tak dziwnie się składa, że w 1945 r. generalnie to Niemcy byli stroną broniącą się, a z reguły o miejscu uderzenia decyduje atakujący... Oczywiście, jak chcesz bronić wszystkiego, nie bronisz tak naprawdę niczego (patrz punkt 1). 3) Od kiedy GA „Środek” była pasywna? Kolega czytał coś o walkach na Śląsku (zwłaszcza Dolnym) w 1945 r.? Czy np. ta część armii Schörnera, która broniła Przedgórza Sudeckiego, miała iść na pozycje na wschód od Berlina, zostawiając Rosjanom karteczkę z napisem: „Droga do Pragi wolna!”? Z Pragi można wyprowadzić piękne uderzenie na północ wprost na stolicę Reichu...
  19. Pomoc USA dla ZSRR

    Z tą pomocą dla ZSRR to Alianci czasem sami sobie strzelali w kolano. Przykładowo - tuż po napaści Niemiec na ZSRR Brytyjczycy wysłali Rosjanom 200 samolotów myśliwskich Hawker "Hurricane", które pierwotnie miały iść do Singapuru. Przydałyby się pół roku później...
  20. Gwynbleid2, skontaktuj się z Szymonem Wrzesińskim (najlepiej przez redakcję "Gazety Rycerskiej" lub "Karkonoszy", gdzie regularnie on pisuje). Ma niesamowitą wiedzę, zatem być może Ci podpowie, gdzie dokładnie szukać. Napisał m.in. popularno-naukową książkę "Wspólniczki szatana", gdzie przytacza przykłady procesów o czary m.in. z terenów Śląska. Warto zajrzeć - choćby do obszernej bibliografii. Zapraszam też od września do Czytelni Zbiorów Specjalnych Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu (potocznie zwanej "Piaskiem"). Największy zbiór silesianów w Polsce. A odnośnie samego tematu - dla wyznawców poglądu (reprezentowanego np. przez pewne radio z Torunia, tudzież pewien dziennik), że "Śląsk był zawsze polski" (ciekawy który, bo Dolny na pewno nie), jak miód brzmią słowa napisane w dwudziestoleciu międzywojennym przez wybitnego historyka Władysława Konopczyńskiego, dotyczące sytuacji narodowościowej na Śląsku w momencie, gdy wkraczał tam Fryderyk II (1740): "Śląsk był krajem rdzennie polskim, ledwo powierzchownie gdzieniegdzie zniemczonym lub sczechizowanym. Nie tylko na Górnym Śląsku: w Opolskiem, Raciborskiem, Karniowskiem, Pszczyńskiem, Niskiem, ale i w okolicach Brzegu, Byczyny, Kluczborka, Oławy, Wrocławia niemieckie osady i dwory zniemczonej szlachty kąpały się w morzu sarmackim". Uśmiałem się, jak pierwszy raz to przeczytałem
  21. Przeczytaj PW, to się dowiesz.
  22. Miałem już gotową odpowiedź. Stwierdziłem, że szkoda ją wstawiać tutaj. Wysyłam na PW...
  23. Ma istotne znaczenie, z tym że pytam - jaki jest sens wysyłania dzieci na śmierć? Co to zmieniło w przebiegu powstania? Wierz mi, chłopców z HJ też nie musiano pchać do walki bagnetami. I nieraz zdarzało się, że dowódcy przyjmowali ich do oddziału, pomimo że doskonale zdawali sobie sprawę, że to małolaty - dodajmy dla równowagi. HJ walczyli w obronie własnych miast. Czyżby ich motywacja nie dorównywała młodzieży z Warszawy, która walczyła o stolicę swego kraju? Klasyczny polskocentryczny punkt widzenia. Niemal identyczny. I pewnie pisał, by dawać im broń do ręki? Chybiony argument. Nie mam zastrzeżeń do działaności młodocianych np. w Harcerskiej Poczcie Polowej, choć ta służba też nie była całkiem bezpieczna [a gdzie w powstańczej Warszawie było całkiem bezpiecznie?]. Gen. Robert Baden-Powell, twórca skautingu, podczas oblężenia Mafekingu (II wojna burska) wykorzystywał chłopców do przenoszenia meldunków i innych zadań pomocniczych. OK. Z pewnością jednak nie byłby zachwycony, widząc, jak tacy chłopcy zabijają...
  24. Tłumaczenie kilku słów z lotnictwa (j.niem.)

    Częściowo mogę pomóc... Funkerin - tak, to radiotelegrafistka (Funker - radiotelegrafista), jak Lidka z "Czterech pancernych" Luftaufklärung - rozpoznanie lotnicze Fernsprecherin - ależ oczywiście, że może to być telefonistka bądź - opisowo - kobieta obsługująca aparat telefoniczny, ewentualnie centralkę (nie tylko w języku polskim mamy synonimy) [Fernsprecher - aparat telefoniczny] Flugmelde[-dienst] - służba meldująca o samolotach [-helfer - pomocnik w w/w służbie] Jägergeschwader - pułk myśliwski [z podziałem na Jagdgeschweder (JG) czyli pułk myśliwski latający w dzień i Nachtjagdgeschweder (NJG) czyli pułk nocnych myśliwców] Fernmelderin - rzekłbym, że to obserwatorka ( Fernglas to lornetka, Fernmeldedienst to by była moim zdaniem służba obserwacyjna czyli optyczne wypatrywanie samolotów) Funkmessgerät - jakieś urządzenie (wskaźnik) związane z radiostacją/ radiem Flugwache- - obserwacji powietrznej [Flugwachkommando - oddział obserwacji powietrznej, w skrócie "Fluko"]; Wachkommando (w skrócie: Wako) - komenda nadzoru nad placówkami ostrzegawczo-alarmowymi Funkhorchdienst - służba nasłuchu [podsłuchu] radiowego Turmbeobachter - obserwator na wieży Luftlagebild - obraz położenia lotniczego [obraz sytuacji w powietrzu] Stationskommando - dowództwo stacji Stanniolstreifen - paski folii [zrzucane przez bombowce RAF w celu zakłócenia pracy niemieckich stacji radiolokacyjnych] Luftschutz - zarówno określenie "obrony przeciwlotniczej", ale biernej, jak również nazwa niemieckiej organizacji powołanej do w/w zadania [coś w stylu Obrony Cywilnej]; Luftschutzraum - schron przeciwlotniczy Flugabwehr - wg mnie obrona przeciwlotnicza czynna (działa przeciwlotnicze, myśliwce itd.) Należy się piwo - i to nie wirtualne
  25. Oto archiwalny post z nieistniejącego forum KSSXW, opublikowany 31 lipca 2003 r. Zaznaczam, że od tego czasu zmieniłem nieco poglądy na niektóre opisywane kwestie (m.in. stosunek do młodocianych powstańców i ich rówieśników z HJ, o czym pisałem wyżej). Dziecięca Krucjata. Udział nastolatków w II wojnie światowej „A jednak chciałbym wiedzieć.. chciałbym wiedzieć, czy pan rzeczywiście nie rozumie, że te utwory nie mogą być w teatrze grane. Ani ta „Dziewczynka z piłką”, ani to, co pan ostatnio przyniósł, ta „Krucjata dziecięca”. Cóż, idą tam, idą dzieci, jak przed wiekami, tylko na papierowych hełmach mają polskie znaki, w oczach niosą jakąś tęsknotę, jakąś chęć czynu, a nie wiedzą, że idą na zagładę. Ten obraz widzi się jeszcze po przeczytaniu. – Ale cóż? Sam pan rozumie, że to nie jest teatr.” .... Są to słowa Dyrektora, wypowiedziane w I Akcie utworu Jerzego Szaniawskiego „Dwa teatry” do Chłopca. Choć utwór powstał w r. 1946, to jednak w domyśle cytowane słowa można umieścić przed wrześniem 1939 r. Dyrektor nie wierzy w możliwość nowej „dziecięcej krucjaty” – dzieci idących na rzeź. A jednak stało się. Podczas II wojny światowej w szeregach regularnych armii i partyzantki walczyły i ginęły tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy nastolatków. Jutro (w sumie za kilkadziesiąt minut, gdy piszę te słowa) 59.rocznica powstania warszawskiego. Udział polskiej młodzieży w tym tragicznym zrywie był bardzo znaczący, jednak śmierć zebrała wśród nich wielkie żniwo. Niechże więc ten post będzie przypomnieniem udziału nastolatków w tragicznych wydarzeniach II wojny światowej. W poście niniejszym chciałbym w zarysie nakreślić udział nastolatków w II wojnie światowej. Wychodzę jednak z założenia, że ukażę tylko nastolatków walczących, tj. bez ludności cywilnej. Miliony dzieci podczas II wojny światowej przeżywało prawdziwą gehennę – były wysyłane na równi z dorosłymi do obozów koncentracyjnych, przeżywały piekło bombardowań, często ginęli ich rodzice. Im należałoby poświęcić osobny post. Wszystkich zainteresowanych tym tematem odsyłam do książki Czesława Pilchowskiego „Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej”, oraz innych publikacji na temat zbrodni dokonywanych przez Niemców, ale także przez Rosjan. Ze względu na brak materiałów ograniczę się do opisania udziału nastolatków jedynie w 3 armiach – polskiej, niemieckiej i amerykańskiej oraz w partyzantce (tylko w odniesieniu do Polaków). Zaznaczam, że pod pojęciem „nastolatek” rozumiem osobę w wieku 11-19 lat (choć powszechnie za próg dorosłości uznaje się ukończenie 18. roku życia). Na początek warto może przypomnieć, co to była Dziecięca Krucjata. Dziecięca krucjata doszła do skutku w 1212 roku (bezgrzeszność dzieci miała pokonać Saracenów) prowadzona przez chłopca-wizjonera, pasterza Stefana z Cloyes do Maryslii, skąd ok. 30 000 dzieci w wieku 10-16 lat popłynęło nie do Jerozolimy, jak zamierzały, ale do Afryki, gdzie te, które nie wymarły po drodze, armatorzy sprzedali w niewolę. Dzieci z Niemiec ginęły masowo w drodze przez przełęcze szwajcarskich gór; część, która dotarła do Brindisi, sprzedano Maurom w niewolę... Któż z klubowiczów (spośród nielicznych klubowiczek raczej nie : - )) jako małe dziecko nie bawił się w żołnierza, nie biegał z patykiem udającym karabin? Piszący te słowa nie był wyjątkiem. Wówczas żałowałem, że nie mam okazji być na prawdziwej wojnie, naprawdę strzelać z karabinu. Dziś, choć mieszczę się jeszcze w górnej granicy wyznaczonego przeze mnie przedziału „nastolatkości”, po przeczytaniu wielu książek i wysłuchaniu relacji ludzi, którzy w moim lub młodszym niż ja wieku naprawdę byli na wojnie, wcale tego nie żałuję, co więcej – bardzo się cieszę, że nie musiałem żyć w tamtych tragicznych czasach... REGULARNE ARMIE a) Polska Nie sposób dziś ocenić, ilu polskich nastolatków wzięło udział w Wojnie 1939 roku. Wiadomo jednak, że na pewno było ich sporo. 18- i 19-latkowie mieścili się w ramach tzw. wieku poborowego, toteż część z nich wzięła udział w wojnie w szeregach Wojska Polskiego. Z bardziej znanych nazwisk można przytoczyć 18-letniego kaprala Edmunda Szamlewskiego – dowódcę placówki „Wał” na Westerplatte. W dalszych fazach II wojny światowej polscy nastolatkowie brali udział prawdopodobnie we wszystkich bardziej znanych bitwach w szeregach zarówno Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie jak i Ludowego Wojska Polskiego. W PSZ na Zachodzie służyli także ludzie, którzy dopiero na emigracji ukończyli 18. rok życia. Byli tacy, którzy służyli w PSZ choć nie ukończyli jeszcze 18. lat. Jednym z nich był Kazimierz Kordas, urodzony w r. 1926, który służył w PSZ na Zachodzie od 1942 r. W 1944 r., nie ukończywszy jeszcze 18 lat, wziął udział w szeregach Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego w bitwie pod Arnhem. Na kanwie swych wojennych przeżyć napisał 2 powieści „Człowiek spod Arnhem” oraz „Zmaganie” (obie pozycje serdecznie polecam). Podczas walk pod Arnhem 19 lat skończył inny spadochroniarz SBS – Jerzy Rzymek. Czy jednak pamiętał o swych urodzinach, gdy w nocy z 25 na 26 września ( właśnie wtedy kończył 19. lat) podczas przeprawy przez Ren został ranny odłamkiem moździerza? Nie wiem niestety nic o nastolatkach służących w innych jednostkach PSZ na Zachodzie. Tego jednak, że nastolatkowie służyli w II Korpusie gen. Andersa czy 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka jestem więcej niż pewien... W Ludowym Wojsku Polskim bardzo popularnym, a wręcz propagandowym hasłem stało się określenie „synowie pułku” nadawane młodocianym żołnierzom. Nie byli oni jednak wyłącznie „pupilami” – wielu z nich wzięło udział w walkach i zdobyło wiele odznaczeń za odwagę, jak np. Henryk Steiner, 15-letni kawaler Virtuti Militari. Inny „syn pułku“, 16-letni kanonier Wiktor Szabunowski brał udział w walkach o lewobrzeżną część Warszawy – Pragę w 1944 r. Były także „córki pułku”. Jedną z nich była Maria Czaczyk – młodziutka sanitariuszka walcząca od 1942 r. najpierw w Armii Czerwonej, a następnie w LWP. Trzykrotnie ranna, ostatni raz pod Dreznem w 1945 r. Za męstwo odznaczona m.in. Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari. b) Niemcy Jest bardzo charakterystyczne, że o ile jeszcze podczas I wojny światowej w szeregach armii niemieckiej, nawet w kryzysowym okresie lat 1917-1918, służyło bardzo niewielu nastolatków, którzy nie ukończyli 18. roku życia (Rudolf Hess, komendant obozu oświęcimskiego, pisze w swoich wspomnieniach do jakich wybiegów musiał się uciekać, aby w 1917 r. tj. gdy miał 17 lat, zaciągnąć się do armii). Inna sprawa, że zdarzały się wyjątki – np. na jednym z cmentarzy w Galicji Zachodniej jest pochowany 16 letni- podporucznik von Francois, prawdopodobnie jednak sytuacja ta była wynikiem tego, iż jego ojciec był generałem), o tyle podczas II wojny światowej udział nastolatków w armii niemieckiej, szczególnie w końcowej fazie był bardzo znaczący. Niemieccy nastolatkowie walczyli nie tylko w szeregach Wehrmachtu czy jednostek Waffen SS, ale także w Volkssturmie oraz w ramach jednostek Hitlerjugend. Wymownym świadectwem udziału nastolatków niemieckich w wojnie był fakt, iż najmłodszy posiadacz Żelaznego Krzyża II klasy podczas II wojny światowej otrzymał go w wieku 12 lat. Znany niemiecki pisarz, Günter Grass, trafił do Wehrmachtu w 1943 r., gdy miał 16 lat. W 1945 został ciężko ranny. Pod koniec wojny, w latach 1944-1945 niemieccy nastolatkowie walczyli masowo w Volkssturmie i Hitlerjugend. M.in. w obronie Festung Breslau (luty-maj 1945) wziął udział dwubatalionowy (ok. 1000 osób) pułk Hitlerjugend złożony z 12-18 letnich chłopców, sformowany z inicjatywy miejscowego przywódcy Hitlerjugend – Herberta Hirscha. Był to jeden z najbardziej sfanatyzowanych oddziałów garnizonu wrocławskiego, rzucany zawsze w miejsca najgorętszych walk. Efektem były niezwykle wysokie straty tej jednostki (pod koniec walk zostały z niej tylko niedobitki – podobnie zresztą jak z walczącego we Wrocławiu pułku SS „Besslein”, z którego również przeżyli tylko nieliczni; wysokie straty ponosili we Wrocławiu także spadochroniarze). Albrecht Schulze, podczas walk we Wrocławiu 25-letni porucznik i dowódca kompanii spadochroniarzy tak opisuje spotkanie z jednym z nastolatków z Hitlerjugend w oblężonej Festung Breslau: „Obeznani z terenem żołnierze prowadzą nas w nowe miejsca leżące przy Augustastraße aż do Straße der SA. Towarzyszy nam młody chłopak. „Ile masz lat?” – „Czternaście”. – „Która jednostka?” – „Regiment Hitlerjugend”. Krótkie odpowiedzi. A spod promiennego hełmu błyszczą bezwzględne oczy. „14 lat”, mówię do mojego dowódcy. Przypatrujemy się chłopcu. Ale on zachowuje kamienną twarz nie skrzywioną żadną miną. Nie daje się też zmylić miotaczem granatów. Idzie na sam przód kompanii.” Bardzo charakterystyczne są słowa Schulzego następujące zaraz po powyższych: „Wy, chłopcy, którzy pomagaliście wtedy bronić swego rodzinnego miasta, my – starzy wyjadacze zachowujący wobec was nieskończony szacunek. Wy należycie do tych nielicznych, którzy jeszcze się wtedy zasłużyli. Ale ja biję się z myślami, a moje ciche pytania pozostają bez odpowiedzi. Co myślą sobie bowiem ci, którzy dzieciom walczyć pozawalają?”. Pytanie Schulzego jest jak najbardziej na miejscu. Winą za „dziecięcą krucjatę” należy obciążyć chyba głównie przywódców Rzeszy. Co był bowiem winny dzieciak, któremu od dziecka prano mózg wlewając doń bzdury o „misji Niemiec”. Jak powiedział w programie na Discovery (ekspedycja Jamesa Camerona) jeden z ocalałych marynarzy niemieckich z pancernika Bismarck: „Gdy Hitler doszedł do władzy miałem 10 lat [tzn. w 1941, gdy zatonął Bismarck, miał 18 lat]. Ja wierzyłem w to, co on mówił”. Po szkole w Hitlerjugend rzeczywiście trudno się dziwić postawie niemieckich nastolatków, nie tylko młodocianych obrońców Festung Breslau. Straszna jednak była cena zapłacona za tę wiarę... Wśród nastoletnich obrońców Festung Breslau znajdował się także Hans-Jürgen Migenda, spadochroniarz, ur. w 1926 r... Gdy podczas rekonstrukcji w Tomaszowie Mazowieckim włożyłem niemiecki mundur, od razu przypomniała mi się jego postać. Miał tyle lat co ja, gdy jako jeden z ok. tysiąca spadochroniarzy bronił Wrocławia. Ja pobiegałem w mundurze 2-3 godziny, on walczył we Wrocławiu przez prawie 40 dni. Ja wykonując padnij na placyku obok tomaszowskiego muzeum lekko zadrapałem się prawą dłoń, on we Wrocławiu był 3 razy ranny – za trzecim razem, 4 kwietnia 1945 r., w morderczej walce o zajezdnię tramwajową omal nie stracił życia, gdy obok niego eksplodował pocisk moździerza (chwilę wcześniej odłamek innego pocisku moździerzowego trafił prosto w serce będącego obok niego 18-letniego żołnierza, który natychmiast padł bez życia). Rana wyeliminowała Migendę z walk aż do kapitulacji Wrocławia. O jego ówczesnym stanie zdrowia najlepiej może świadczyć fakt, iż w lipcu 1945 r. Rosjanie zwolnili go na skutek ran z niewoli. W dyrektorskiej wersji filmu „Das Boot” była taka scena (którą zresztą przytaczałem w moim poście o załogach U-Bootów): Leutnant Werner fotografuje stojących na wachcie na mostku marynarzy. Stary mówi do niego: „Lepiej byłoby robić zdjęcia w czasie powrotu z misji”. „Co pan ma na myśli ?” – pyta Werner. Stary odpowiada: „Będą mieli wyrośnięte brody do tego czasu... Brytyjczycy będą zawstydzeni widząc te ogolone twarze... Dzieciaki z bladymi twarzami. Niewinni oderwani od maminej spódniczki. Pływanie z nimi czyni cię tak starym..... To jak dziecięca krucjata". Coś w tym jest... Średnia wieku na U-Bootach w miarę zbliżania się do końca wojny systematycznie malała. Przeciętna wynosiła: 18-22 lata. Przykładów jak powyższe były tysiące... Przy okazji warto może przytoczyć pewną historię, którą opowiedział mi sąsiad, rodowity Ślązak. Otóż jego kolega, Rudolf Pendzialek, ur. w r. 1925, po zdaniu w r. 1943 tzw. Kriegsabitur („wojenna matura” – była to matura przyspieszona, bowiem normalnie zdawało się maturę w roku, w którym kończyło się 19 lat, podobnie zresztą jest dziś) wszyscy chłopcy z jego klasy zgłosili się do SS. Taka młodzieńcza decyzja. Pendzialek trafił do 9 Dywizji Pancernej SS i walczył na froncie zachodnim. W jednym z listów do swojej dziewczyny pisał „Kiedy wreszcie skończy się ta przeklęta wojna?”. Wojna się skończyła, ale Pendzialek nie dożył tego momentu. Takie to były czasy... c) USA Jak się ocenia, w armii USA w latach II wojny światowej służyło kilkuset nastolatków, którzy nie ukończyli 17. roku życia (trzeba tu powiedzieć, że w armii USA podczas II wojny światowej możliwe było zaciąganie się na ochotnika do wojska już w wieku 17 lat – mając tyle lat wstąpił na ochotnika do piechoty morskiej m.in. znany aktor Lee Marvin) i zazwyczaj na podstawie sfałszowanego świadectwa urodzenia zaciągnąć się do wojska. Najmłodszym z nich był najprawdopodobniej Calvin Graham, który służył na pancerniku „South Dakota” podczas walk o Gaudalcanal. Inny młodociany żołnierz, starszy szeregowy Jacklyn H. Lucas (ur. 1928) zaciągnął się do wojska w wieku 16 lat. Kilka dni po swoich 17 urodzinach, za wyróżnienie się w walkach na Iwo Jimie otrzymał on Medal of Honor, zostając najmłodszym żołnierzem posiadającym to odznaczenie. Szerzej na ten temat można poczytać w „Wojna na Pacyfiku. Encyklopedia” Warszawa 2000 (hasło: wiek przedpoborowy). Na marginesie tego tematu: w powieści Josepha Hellera „Paragraf 22” jednym z bohaterów jest Huple – 15-letni chłopak, który jest pilotem. PARTYZNATKA – Polska Bez dużej przesady można chyba stwierdzić, że najliczniejsza grupa nastolatków podczas drugiej wojny światowej walczyła w polskiej partyzantce. Byli w niej łącznikami i zwiadowcami. Doskonale też znane są Wam na pewno nazwy takie jak „Zawiszacy” czy „Szare Szeregi”. Najpiękniejszą kartę zapisali zaś niewątpliwie młodociani powstańcy warszawscy. Wypełnili oni dosłownie słowa piosenki: „Warszawskie dzieci pójdziemy w bój, Za każdy kamień Twój, stolico damy Krew”. Czy to w Harcerskiej Poczcie Polowej, czy jako łącznicy, czy też w powstańczych oddziałach – pełno było nastolatków. Śmierć ich nie oszczędzała. Niech 3 poniższe przykłady będą jakimś odzwierciedleniem ich bohaterstwa i poświęcenia: Stefan Tomaszewski – gdy zaczęła się wojna miał 12 lat. Okupacyjną karierę zaczynał jako goniec-przewodnik, dokonując drobnych aktów antyhitlerowskiej dywersji i sabotażu, w czasie powstania warszawskiego działał w harcerskiej poczcie polowej, był łącznikiem przenoszącym amunicję i meldunki, aby wreszcie zostać pełnoprawnym członkiem oddziału bojowego. Andrzej Dobrowolski – podczas powstania warszawskiego miał 16 lat. 23 sierpnia 1944 po ataku na barykadę, którą m.in. on bronił ok. 150-200 metrów od pozycji powstańców (między pozycjami obu walczących stron), zauważono zabitego esesesmana, a obok niego nowiutki MG-42. W nocy Dobrowolski wraz z kolegą (w podobnym co on wieku) dotarł czołgając się do karabinu maszynowego i przyniósł go do własnych pozycji. W nagrodę on i jego kolega otrzymali marzenie każdego młodego powstańca – pistolet Vis i trzy naboje (na dwóch!) NN młodociany powstaniec – 25 września 1944 nieznany 15-letni strzelec na rogu Malczewskiego i Tynieckiej w Warszawie przeciął siekierą kabel prowadzący do „Goliata” i otrzymał za to przydomek „Goliat”. Wiele innych bohaterskich czynów nastoletnich powstańców przeszło do legendy powstania, jak np. sylwetki nastolatków idącymi z butelkami na czołgi (np. 25 września 14-latek z Kompanii K-3 rzucał płonącą butelkę w „Hetzera” pilotującego 2 „Goliaty”). Na taką potęgę szli z gołymi rękami 14- i 15-letni waleczni. To właśnie głównie ich dotyczy cytowany przeze mnie na początku posta tekst z utworu Szaniawskiego . W ostatnim, III Akcie tego utworu, rozgrywanym w domyśle już po II wojnie ponownie znajduje się znów podobna scena: „Na wyższą płaszczyznę wchodzą Chłopcy w hełmach i z dziecinnymi szablami, zatrzymują się. Patrzą w jeden punkt. Oświetleni – reszta ginie w mroku. DYREKTOR Tak, znam to. To mi ten pan przyniósł. Nazywało się to „Krucjata dziecięca”. Idą żołnierze, jak przed wiekami, tylko na hełmach mają polskie znaki. Oczy ich patrzą w jakiś punkt daleki... Znam was, żołnierzyki młode. Długo wpatruje się w nich w milczeniu. Już dość! Nie chcę ich. To z rodu tych, co idą z motyką na słońce! Znów to samo. Ciągle się to powtarza. Jestem trzeźwy. Jestem realistą! Idą z bronią słabą, nierówną, śmieszną. Potępiałem ich. Wykazywałem głupstwo, lekkomyślność, szaleństwo. Żołnierze idą dalej i znikają w mrokach po przeciwnej stronie”
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.