Leuthen
Użytkownicy-
Zawartość
565 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Leuthen
-
Lucas to nic - ja nie znoszę gen. Clarka :!: Zamiast zakończyć wojnę we Włoszech w czerwcu 1944 r., wolał tryumfalnie wkroczyć do Rzymu w glorii zdobywcy (oswobodziciela?) Wiecznego Miasta, pozwalając wycofać się na północ wojskom Kesselringa (które mógł otoczyć) - no i walki trwały dalej jeszcze niemal okrągły rok. Ilu Polaków nie wróciło do kraju, lecz zostało na włoskich cmentarzach wojennych, tylko dlatego, że gen. Clark chciał zakosztować sławy :?: Zresztą i tak dwa dni po zdobyciu Rzymu, 6 VI 1944 r. Alianci wylądowali w Normandii i to przyćmiło kampanię włoską i sukces Clarka.
-
Upadek Habsburgów - tryumf, nostalgia, smutek czy klęska?
Leuthen odpowiedział Narya → temat → Ogólnie
Jak by nie było - dla Polski po 123 latach "wolność wyszła z grobu" [jak to ujęła kiedyś - w kontekście Czech - Bożena Niemcova]. Austro-Węgry były zaborcą, ich słabość ukazała się w całej pełni podczas Wielkiej Wojny (głównie słabość militarna --> zajęcie przez Rosjan 6/7 terytorium Galicji późnym latem i wczesną jesienią 1914 r. + Serbia). Ci, którzy wzdychają teraz do czasów autonomii galicyjskiej, chyba zapominają, że wcześniej wcale nie było tak kolorowo (choćby podczas Wiosny Ludów) i dopiero klęska w wojnie z Prusami (1866) spowodowała takie a nie inne posunięcia Wiednia. Ciekawie zaborców sparodiował Kabaret Moralnego Niepokoju. - Jak tam rusyfikacja? - Jak tam germanizacja? - A jak tam austryfi... Austro... yyyy... Odpowiedź - że mają już portret władcy na wodzie mineralnej :mrgreen: Niedawnoo podczas konferencji naukowej w IH UWr (z okazji nadchodzącej 80. rocznicy odzyskania niepodległości) Tomasz Nałęcz (historyk, ale bardziej znany jako były przewodniczący pewnej komisji śledczej ) mówił krakowskim historykom, że u nich nie przeszedłby portret Mikołaja II na mineralce - i coś w tym jest... Generalnie sporo osób (zwłaszcza w Małopolsce --> vide "Wojna galicyjska" J. Batora)wzdycha jak to cudownie było w Galicji za czasów "Najjaśniejszego" (Franza-Josepha I znaczy). Cóż, ja mam galicyjskie korzenie, ale za A-W nie wzdycham. To, że łagodny, nie znaczy, że nie zaborca :!: -
A tego to ja już nie wiem (znaczy - nie wiem, czy byli w mundurach niemieckich czy radzieckich). proszę
-
Dyskutujemy tu o "Riese" czy historii papiestwa :?: :roll: Jeśli o tym drugim, to ja bym nie był taki kategoryczny w ocenie papieży od końca I do końca II wojny światowej, w szczególności nie nazwałbym Piusa XII jak autor jego dość tendencyjnej biografii - "Papież Hitlera". Wydawanie przez Watykan paszportów niemieckim zbrodniarzom uciekającym po zakończeniu DWS do Ameryki Południowej jest faktem historycznym i nie zamierzam tego negować. Takim samym jednak faktem historycznym jest pomoc, jaką udzielała podczas II wojny światowej Stolica Apostolska prześladowanym (głównie Żydom), o czym dobrze wiedział i co wspierał Pius XII. Zresztą ma być niedługo wyniesiony na ołtarze. Od razu zaznaczę, że jako historyk i katolik zarazem, nie poddający w wątpliwość dogmatu o nieomylności papieża w sprawach wiary (a co za tym idzie - przyjmujący bez zastrzeżeń choćby pierwsze zdanie encykliki Sługi Bożego Jana Pawła II "Redemptor Hominis", które głosi: "Odkupiciel człowieka Jezus Chrystus jest ośrodkiem wszechświata i historii".), będę bronił Kościoła tam, gdzie jest on nieusłusznie atakowany - wiem bowiem, że w ciągu wieków przedstawiciele KK popełnili wiele zła (przepraszał za to m.in. papież Jan Paweł II), za co można ich potępiać, ale sądzę, że dobra było znacznie więcej, o czym się akurat mówi już mniej chętnie... Co do "Riese". Dokładnie wiadomo, po co budowano podziemia - odsyłam do książki Seidlera i Zeigerta Kwatery Główne Hitlera, wydanej w Polsce w 2001 r. Odsyłam też do bardzo starannej, obiektywnej (chciałbym pisać w ten sposób jako historyk) i pozbawionej wpychania na siłę taniej sensacji książki Tajemnica "Riese". Na tropach największej kwatery Hitlera autorstwa Jacka M. Kowalskiego, J. Roberta Kudelskiego i Zbigniewa Rekucia, wydanej w 2002 r., zawierające sporo ciekawych źródeł (np. plany kompleksów "Riese" wykonane tuż po wojnie przez kpt. Niewęgłowskiego). Zresztą ja sam też mam na koncie małą publikację nt. "Riese" (list do redakcji, opublikowany w miesięczniku "Odkrywca"), w której starałem się rozprawić z 2 mitami dotyczącymi podziemii z DWS w Górach Sowich (mitem, że więźniowie drążyli sztolnie oraz micie, że jednego dnia "wyparowało" nagle 20 tysięcy więźniów pracujących przy "Riese"). Przewodnicy po podziemnych kompleksach "Włodarz" i "Rzeczka", a nawet zawodowi historycy plotą czasem takie bzdury o "Riese", że słabo się robi... Wrzucam tu tekst mojego artykułu: Co naprawdę wiemy o „Riese”? Witold Hermaszewski nadał opublikowanemu w miesięczniku „Sudety” (nr 4 z 2003 r.) artykułowi o podziemiach pod zamkiem Książ wymowny tytuł „Worek mitów i garść faktów”. Zadaniem autorów zajmujących się szeroko rozumianą problematyką „Riese” powinno być obalanie tych pierwszych i ustalanie drugich. Niestety, niektórzy z nich utwierdzają istniejące mity lub nawet przyczyniają się do kreowania nowych. Wymowną ilustracją tego typu praktyk był referat dr Doroty Suli („Los więźniów KL Gross Rosen i innych obozów pracy niewolniczej na obszarze Gór Sowich podczas II wojny światowej”) wygłoszony 26 maja br. [chodzi o rok 2006] podczas konferencji na zamku Książ. O ile na karb zwykłego przejęzyczenia można złożyć fakt, iż referentka podała, że przez obozy Arbeitslager Riese przeszło ok. ... 13 (!) więźniów Gross-Rosen (zabrakło trzech zer), o tyle wygłoszona opinia, że więźniowie „przede wszystkim drążyli sztolnie” musi budzić zdecydowany sprzeciw każdego, kto wnikliwie badał zachowane relacje więźniów AL Riese lub po prostu z odpowiednią dozą krytycyzmu przeczytał opublikowaną trzy lata temu [2003] książkę dr Suli „Arbeitslager Riese. Filia KL Gross-Rosen”, w której motyw “drążenia sztolni” przez więźniów przewija się kilkakrotnie. Informacje te Dorota Sula zaczerpnęła (jak informują przypisy) od Piotra Kruszyńskiego („Wykorzystanie pracy więźniów kompleksu Gross-Rosen w Górach Sowich przez Organizację Todt oraz firmy z nią współpracujące”, [w:] Wykorzystanie niewolniczej pracy więźniów KL Gross-Rosen przez III Rzeszę, Wałbrzych 1999, s.41-55). Żadna z przytoczonych w książce Suli o AL Riese relacji świadka bezpośredniego nie wskazuje na fakt, iż więźniowie zajmowali się „drążeniem sztolni”. Można tam natomiast znaleźć informacje, że pracowali w sztolniach, a to różnica i to zasadnicza! Zajmowali się dostarczaniem materiałów do sztolni, załadunkiem urobku na wagoniki, wyciąganiem tychże na zewnątrz, opróżnianiem ich potem na hałdach, pracami w sztolniach nad montażem i demontażem szalunków, torów, urządzeń i instalacji (wszystkie ww. prace były przez nich wykonywane pod nadzorem majstrów z Organizacji Todt lub spółek wykonujących zlecenia). Próżno jednak szukać w książce Doroty Suli relacji więźniów, którzy trzymaliby w rękach świdry bądź donarit (materiał wybuchowy), kable czy detonatory - prace strzałowe były bowiem prowadzone przez specjalistów-górników, a nie więźniów. Dlatego też według mnie pisanie o „drążeniu sztolni” przez więźniów jest błędne. Inna zastanawiająca informacja padła podczas wspomnianej konferencji nie w murach zamku Książ, lecz z ust przewodnika w kompleksie „Rzeczka”, w trakcie zwiedzania go przez grupę „czerwonych”. Było to napomknienie o istnieniu przekazu, głoszącego, że pewnego dnia ze stanu więźniów w Górach Sowich (liczącego 23 tys.), skreślono nagle 20 tys., którzy mieli rzekomo zostać pogrzebani na zawsze w podziemiach. Owszem, taka informacja funkcjonuje w literaturze przedmiotu (np. w „Tajemnicach Gór Sowich” Jerzego Cery, Kraków 1998, na s. 64-66), ale podawanie jej bez jakiegokolwiek komentarza czy podjęcia choćby próby sprawdzenia jej wiarygodności dalekie jest od naukowej rzetelności, a pachnie tanią sensacją. Spróbowałem dojść do źródła takiego przekazu. Według moich ustaleń, po raz pierwszy pojawiła się ta informacja w 1967 r. Ogłosił ją Jan Nowak – były więzień KL Gross-Rosen o numerze P16406 – w pracy „Przyczynek do oceny wartości pracy niewolniczej” (w „jednodniówce” wydanej przez Klub Więźniów Gross-Rosen przy ZBoWiD). Wyglądała ona jednak wówczas nieco inaczej, niż w tak chętnie cytowanej postaci. Otóż według Nowaka („pisarza kancelarii obozowej” – jak pisze w swej książce Mieczysław Mołdawa ), maksymalna liczba więźniów w kompleksie „Riese” wynosiła właśnie okrągłe 20 000 i zmniejszyła się „w krótkim czasie” do 2000 . Jak nietrudno zauważyć, między informacją pierwszą a drugą istnieje dość zasadnicza różnica. Trudne do ustalenia jest, czy owe „20 000 skreślonych ze stanu jednego dnia” wymyślił po 1967 r. Jan Nowak, czy też ktoś potem odpowiednio „podrasował” wiadomość przez niego podaną. Na tym jednak nie koniec. W kręgach osób interesujących się „Riese” dobrze znana jest akcja eksploracyjna z 1964 r., którą na łamach „Żołnierza Wolności” opisał porucznik Bohdan Świątkiewicz. W artykule „Tajemnice lochów Walimia” Świątkiewicz zacytował fragment jednego z listów od czytelników, które przyszły do redakcji „Żołnierza Wolności” (nie podając jednak personaliów jego autora): „ ... W czasie wojny pracowałem w Walimiu jako pisarz w obozowej kancelarii. Pewnego dnia otrzymałem telefon od nieznanego mi wyższego oficera SS. Ów oficer polecił mi przez telefon, ażebym z listy więźniów obozu koncentracyjnego skreślił 1500 nazwisk. Zszokowany otrzymanym poleceniem zapytałem go, co się stało, że w ciągu jednego dnia zmarło tylu ludzi. Odpowiedział mi na to, żebym <<zamknął mordę>>, bo mogę być na tej liście 1501-szym...”. Wydaje się wręcz uderzające owo duże podobieństwo relacji o 20 000 i o 1500 więźniów (poza samą rozbieżnością liczb oczywiście). Odnoszę również wrażenie – graniczące niemal z pewnością, że autorem listu do por. Świątkiewicza mógł być nie kto inny, jak właśnie Jan Nowak! W ten oto sposób z 1500 „skreślonych” zrobiło się 20 000 ... Można sobie przy tym zadać pytanie: jeśli od 1964 r. „1500” przemieniło się w „20 000”, to z ilu rzeczywistych więźniów powstało owych „1500” przez 20 lat, bowiem opisywane „skreślenie” miało - według autora cytowanego listu - nastąpić w październiku 1944 r. Dla ścisłości trzeba zaznaczyć, że brak jednoznacznych przesłanek do kwestionowania tej pierwotnej wielkości (1500) ujawnionej przez autora wzmiankowanej korespondencji. Chyba, że przyjmiemy założenie, iż rosnąca liczba ofiar „logicznie” wpisywała się w zamierzony propagandowy wydźwięk zobrazowania skali hitlerowskiego ludobójstwa. Na podobnej zasadzie zdecydowanie przeszacowano liczbę ofiar obozu oświęcimskiego. Warto dodać jeszcze jedną informację, która mogła się przyczynić do powstania legendy o „20 000 skreślonych”. Wśród informacji zamieszczonych w prasie w 1964 r. na temat podziemi w Górach Sowich znalazła się wypowiedź Rafała Jerzego Kukulskiego, byłego oficera wywiadu AK, który w 1944 r. „śledził, co się dzieje w wyrzutni rakietowej Blizna, obserwował transporty kolejowe przychodzące i wychodzące do Blizny itp.” W czerwcu lub w lipcu 1944 r. Kukulski zaobserwował na stacji kolejowej Pustków długi pociąg, złożony z „olbrzymich lor”, na których - wg niego - znajdowały się rozmontowane rakiety V-2. „Do transportu rakiet były doczepione dwa wagony, w których znajdowali się więźniowie obozu koncentracyjnego w Pustkowie. [...] Do wagonów wepchnięto około 200 więźniów. Pod strażą SS-manów transport ruszył na Zachód.” Kukulski twierdził, że na wszystkich trasach kolejowych, wiodących z Blizny-Pustkowa AK miała informatorów, którzy informowali o przechodzących transportach. Opisywany transport miał zniknąć po wyjściu z Wałbrzycha. „Obecnie [tzn. w 1964 r.] nie ma wątpliwości, że transport „wylądował” w podziemiach Walimia, gdzie dopełnił się los nieszczęśliwych więźniów” – opowiadał Kukulski. Niezależnie od tego, na ile wiarygodna jest informacja o całym transporcie i jego miejscu docelowym, nie można wykluczyć, że wzmianka o „dopełnieniu się losu” 200 więźniów w podziemiach Walimia mogła zostać przekształcona w opowieść o „skreśleniu 20 000” - w połączeniu z relacją Nowaka. Opisując dwie powyższe sprawy – „drążenia sztolni” i „20 000 skreślonych” – chciałem Czytelnikom wskazać, jak znaczna nieufność i podejrzliwość konieczne są przy zajmowaniu się tematem „Riese” (i wieloma innymi zagadnieniami historycznymi). To, co napisałem, nie wyczerpuje, rzecz jasna, nawet w niewielkim stopniu problemu mitów związanych z „Olbrzymem”. Są jeszcze liczne inne. Niewdzięczna i właściwie niemal beznadziejna – w warunkach polskich – jest rola mitodestruktora, bowiem polemizowanie z rozpowszechnionymi i utrwalonymi mniemaniami społecznymi, legendarnymi opowieściami czy rozmaitymi przesądami z reguły skazane jest na niepowodzenie. Obalone mity odżywają wciąż na nowo, niezależnie od tego czy dotyczą zdarzeń historycznych (takich np. jak postawa majora Sucharskiego na Westerplatte we wrześniu 1939 r.), czy zachowań pewnych zwierząt (przykład nietoperzy, które „jak wiadomo” wkręcają się ludziom we włosy), czy też właściwości przedstawicieli pewnych ras czy narodów (Niemców, Rosjan, Żydów itd.).
-
Bardzo chętnie W/w grupa, podzielona na 3 plutony, przechodziła przeszkolenie w Rudniku nad Sanem, skąd w połowie kwietnia 1945 r. została przerzucona do Krakowa, a następnie (3 maja) przybyła do Wrocławia i została zakwaterowana na Żernikach. Dowódcą grupy był Leutnant (podporucznik) Horst Viedt, zastępcą dowódcy - Schneider, komisarzem - Hackenhausen, dowódcą 1 plutonu - Pils, 2 plutonu - Felten, 3 plutonu - Stiegelmeier; dowódcami drużyn byli: Schleuse, Anstett, Herf, Klittich, Palm i Köstler. Horst Viedt urodził się w 1920 r. w Hamburgu jako syn oficera. W 1941 r. trafił na front wschodni tuż po promocji oficerskiej (piechota). Wg oficjalnej wersji - po otrzymaniu rozkazu o pacyfikacji rosyjskiej wsi uchylił się od niego i przeszedł przy pierwszej okazji linię frontu. W obozie jenieckim związał się z niemieckimi antyfaszystami, ukończył szkołę marksizmu-leninizmu, w latach 1943-1944 uczestniczył w pracy propagandowej na froncie, zaś na początku 1945 r. objął dowództwo w/w grupy. W nocy z 5 na 6 maja (ostatnia noc Festung Breslau) niemieccy antyfaszyści, podzieleni na trzy grupy, mieli przedostać się przez linię frontu, ześrodkować w rejonie obecnego pl. Czerwonego (zachodni odcinek twierdzy) i uderzając od tyłu dokonać wyłomu w liniach niemieckich. Zadanie to zostało wykonane jedynie częściowo. Udało się wprawdzie przedrzeć przez linię frontu, nie doszło jednak do połączenia wszystkich trzech grup i uderzenia od tyłu na pozycje niemieckie. Nad ranem, prawdopodobnie w związku z perspektywą rychłej kapitulacjo obrońców Wrocławia, nadszedł rozkaz powrotu do wojsk własnych. Rezultatem nocnej akcji było wzięcie kilkunastu jeńców oraz kilku zabitych i rannych żołnierzy niemieckich. Grupa bojowa Komitetu Narodowego "Wolne Niemcy"straciła dwóch zabitych: dowódcę oddziału - Horsta Viedta i Josefa Wagnera oraz 7-8 rannych. Kilkunastu żołnierzy straciła również wspierająca niemieckich antyfaszystów kompania radziecka. Wszystkie w/w informacje przekazał nieżyjącemu już historykowi wojskowości i oficerowi LWP - Ryszardowi Majewskiemu - współtowarzysz broni H. Viedta, dr Karl Köstler (były dowódca drużyny w/w grupy). W książce Majewskiego Wrocław. Godzina "0", wydanej we Wrocławiu w 2000 r. jest zamieszczona relacja członka tejże grupy bojowej o akcji z 5/6 V 1945 - Lettowa. Viedt i Wagner są pochowani na cmentarzu oficerów radzieckich we Wrocławiu - kiedyś nawet zapaliłem znicz na grobie tego pierwszego.
-
Całkiem możliwe - sam wykryłem innego poważnego "babola" w tejże publikacji (autor zawyżył 10-krotnie straty armii pruskiej w bitwie pod Legnicą 15 VIII 1760 r. :!: ). Regan jest historykiem angielskim, zresztą dość krytycznie oceniającym armię swego kraju (zwłaszcza za wojnę krymską, wojnę z Burami 1899-1902 oraz PWS), sądziłem więc, że pisząc o Anglikach będzie solidny. Jak widać założenie było błędne :roll:
-
www.1914-18.info bardzo interesująca stronka niemieckojęzyczna o PWS www.austro-hungarian-army.co.uk chyba najlepsza istniejąca strona www o armii austro-węgierskiej (co ciekawe - od 1848 r. :!: ), z forum, gdzie siedzą naprawdę fachowcy (polskie forum www.austro-wegry.info nawet się do niego nie umywa)
-
Przyznam bez ogródek, że nie jestem specem od walk podczas PWS na froncie zachodnim, a nazwę rzeczonej dywizji zaczerpnąłem z książki Geoffreya Regana "Błędy militarne" - nie jestem zatem w stanie udzielić odpowiedzi na Twoje pytanie.
-
Angielski generał-major Douglas Haig wypowiedział w 1903 r. słowa: "nie wolno nam zapominać, że mamy do czynienia z ludźmi z krwi, kości i nerwów". Zapomniał o tym 13 lat później nad Sommą, gdy posłał do ataku swych podkomednych. W ciągu jednego dnia, 1 lipca 1916 r., Anglicy stracili 57 470 spośród 120 000 ludzi, którzy wyszli z okopów rano. 21 000 ludzi zostało zabitych - większość w ciągu pierwszych 30 minut po rozpoczęciu ataku. Straty przekraczające 3000 ludzi odnotowano w 12 brytyjskich dywizjach. 1 Dywizja Hamshire zginęła cała - nie ocalał nikt, kto by opowiedział, co się stało. 10 Dywizja West York została zmieciona w ciągu niecałej minuty :!: Haig podsumował w oświadczeniu ten dzień w sposób następujący: "ogólna sytuacja była dobra" :roll:
-
Ja polecam (choć nie przeczytałem wszystkich - niektóre tylko przejrzałem): - Karol Okoński, Z karabinem na bakier, Katowice 1962 [wspomnienia niemieckiego żołnierza o polskich korzeniach, członka SPD, który walczył 4 lata na froncie zachodnim; chwilami książka o retoryce nieco komunistycznej, ale jeśli nie patrzeć na to, jak autor "jedzie" na oficerów i cesarza Wilhelma II, czyta się świetnie ---> jak dla mnie Okoński jest niemieckim "Szwejkiem" ] - Węgrzy w twierdzy przemyskiej w latach 1914-1915, Warszawa-Przemyśl 1985 [na stronach 115-160 wypisy z dziennika nieznanego żołnierza z walk o twierdzę Przemyśl od początków listopada 1914 r. do 13 III 1915 r.; polecam zwłaszcza tym, którzy są zakochani w "Wojnie Galicyjskiej" J. Batora - ich wizja bohaterskich obrońców Festung Przemysl nieco po lekturze tych zapisków zblednie] - Dziennik oficera Landsturmu, Przemyśl 2004 [pierwszy wpis - 31 VII 1914 r., ostatni - 21 X 1914 r.] - Józef Iwicki, Z myślą o niepodległej. Listy Polaka, żołnierza armii niemieckiej, z okopów I wojny światowej 1914-1918,Wrocław 1978 - Józef Piłsudski, Moje pierwsze boje, Łódź 1988 [wspomnienia spisane podczas uwięzienia w twierdzy magdeburskiej, dotyczące okresu od wkroczenia "Pierwszej Kadrowej" do Królestwa Polskiego w sierpniu 1914 r. do walk polskich legionistów pod Limanową i Marcinkowicami na początku grudnia 1914 r.] - August Krasicki, Dziennik z kampanii rosyjskiej 1914-1916, Warszawa 1988 [dziennik oficera Legionów Polski - na bieżąco prowadzone notatki, dotyczące wydarzeń, w których autor brał udział - a był bardzo bystrym obserwatorem]
-
Za http://zhw.amu.edu.pl/forum/viewtopic.php?...faefaf1e6592dab Sekcja Studentów Historyków Wojskowości ma zaszczyt zaprosić na VI Ogólnopolską Konferencję Studentów Historyków Wojskowości. Odbędzie się ona w dniach od 21 do 23 listopada 2008 r. w Poznaniu. Gospodarzem Konferencji będzie Wydział Historyczny UAM. Poza referatami przewidujemy wiele innych atrakcji takich jak wycieczki historyczno-wojskowe czy pokazy grup rekonstrukcyjnych. Prosimy o nadsyłanie zgłoszeń osób zainteresowanych wraz ze wstępnym tematem referatu do 19 października. Ostateczne tematy referatów wraz z załączoną bibliografią prosimy nadsyłać do 9 listopada. Zgłoszenia bez bibliografii lub po terminie nie będą uwzględniane. Opłata konferencyjna wynosi 90 zł – zapewniamy dla każdego uczestnika dwa noclegi (noc z piątku na sobotę i soboty na niedzielę), bankiet w piątek wieczorem, zapas wody i kawy w trakcie obrad, a także dobrą zabawę. Numer konta bankowego podamy do wiadomości po otrzymaniu zgłoszeń. Wstępny rozkład godzinowy konferencji Piątek, 21 listopada 2008 r. 12:00 – 13:00 – Rozpoczęcie Konferencji i wykład inauguracyjny 13:00 – 19:00 – Obrady w grupach tematycznych 19:00 – 20:00 – Bankiet Sobota, 22 listopada 2008 r. 9:00 – 12:00 – Pokazy grup rekonstrukcyjnych 12:00 – 16:00 – Wycieczki historyczno-wojskowe Niedziela, 23 listopada 2008 r. 9:00 – 14:00 – Obrady w grupach tematycznych 14:00 – 15:00 – Wybór organizatora VII OKSHW i zakończenie konferencji Z poważaniem Wojciech Sługocki i Michał Różyński Komitet Organizacyjny Konferencji Pod podanym na początku linkiem można pobrać formularz zgłoszeniowy. Ja już go wysłałem :mrgreen:
-
VI Ogólnopolska Konferencja Studentów Historyków Wojskowości
Leuthen odpowiedział Leuthen → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2008
Zależy jaki był temat wystąpienia Nie każdy zna się na wszystkim i nie każdemu zależy, by pokazać drugiemu, jak mała jest jego wiedza :mrgreen: Jeśli czegoś nie wiedziałem, nie udawałem wszystkowiedzącego i otwarcie mówiłem, że moja wiedza na ten temat nie pozwala odpowiedzieć na zadane pytanie. Ci, którzy zadają pytania, to też czasem niezbyt dobrze słuchają co się mówi - np. ja w swoim referacie zaznaczyłem wyraźnie, że opieram się niemal tylko i wyłącznie na relacjach spadochroniarzy, którzy walczyli we Wrocławiu, podając tego przyczyny i przykłady typowych błędnych informacji zawartych w opracowaniach nt. spadochroniarzy niemieckich podczas DWS (m.in. książka Jamesa Lucasa, "trojaczki" Lamparta itd.) - po czym po zakończeniu obrad zagadał do mnie jeden gośc i pytał, z jakich to ja opracowań wyciągałem informacje zawarte w referacie :roll: -
Ale polowanie na lokomotywy już bardziej :mrgreen: Mi bardziej chodziło o tory w pobliżu Oświęcimia i Brzezinki (do obozu w tej ostatniej prowadziła bocznica). Akurat nie chodzi mi o to, by wyzwolić w 1944 r. obóz wybijając całą esesmańską załogę i niszcząc krematoria, ale chociaż by na pewien czas unieruchomić lub utrudnić działanie tej machiny śmierci. Życie ludzkie jest bezcenne, więc nawet jeśli ocalono by w ten sposób garstkę ludzi, byłoby warto. To miałby być gest pokazujący, że Alianci dobrze wiedzą o tym, co się dzieje w miejscach takich jak Oświęcim i że starają się jakoś temu zapobiec.
-
Może nie chcieli pozabijać więźniów? Myślisz tak serio :?: :?: :?: Tu nie chodzi o dywanowy nalot na cały kombinat śmierci, który miałby splantować teren, ale precyzyjne uderzenie --> np. "Moskity" bombardują krematoria i baraki SS, a inne samoloty zajmują się liniami komunikacyjnymi [więźniowie trafiali do KL Auschwitz-Birkenau w transportach kolejowych - wystarczyłoby regularnie bombardować tory i węzły kolejowe, przez które przejeżdżały składy oraz wysyłać myśliwce, które niszczyłyby lokomotywy prowadzce te składy]. Tu też taka refleksja historiozoficzna - każdy nalot Aliantów na niemieckie miasta skracał wojnę, a przez to skracał cierpienia ludzi zamkniętych za drutami kacetów, których każdego dnia ginęły tysięce. Nie wiem, co było "przyjemniejszą" śmiercią - spalenie się na żywca w burzy ogniowej w Hamburgu wywołanej nalotami dywanowymi czy duszenie się oparami Cyklonu B w komorach gazowych KL Auschwitz-Bireknau. Wiem jedno - nie szkoda mi było żadnego niemieckiego cywila zabitego podczas DWS, gdy pierwszy raz oglądałem w Brzezince ruiny krematoriów, wśród których wystawały tory wózków, na które kładziono ciała umieszczane następnie w piecach. Tory nie były zardzawiałe po prawie 50 latach od zakończenia wojny - najlepsza szwajcarska stal :!: . Wszak Niemcy myśleli długodystansowo...
-
Wasz obraz Powstania
Leuthen odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Ależ jak najbardziej masz rację :!: Polacy nie mogli sobie latać, gdzie chcieli, ale... 1)Nie chodzi o zrzuty dla powstania przed powstaniem, ale w jego trakcie. "Drugie primo" - Kolega zapewne zna okoliczności pierwszego zrzutu dla powstańców w nocy 4/5 VIII 1944 r. :?: 3 polskie załogi zrobiły to nielegalnie, w tajemnicy przed Brytyjczykami (celem lotu miały być placówki w Polsce). Sfałszowano nawet oficjalną dokumentację (raporty z lotu), o czym wiedział dowódca eskadry :!: -
Dorzucę od siebie jeden z wątków, który parokrotnie poruszałem na innych forach... Jeśli zwiedzaliście teren byłego KL Auschwitz-Birkenau, na pewno zwróciliście uwagę w jednym z ceglanych baraków w Oświęcimiu na wielkie zdjęcie lotnicze obozu. Zdjęcie to wykonał aliancki samolot rozpoznawczy w związku z planowanymi nalotami 15 Floty Powietrznej USA, stacjonującej we Włoszech, na niemieckie zakłady przemysłowe na Górnym Ślasku (przede wszystkim rafinerie oraz zakłady produkujące benzynę syntetyczną). Alianci dobrze wiedzieli, co zostało uwiecznione na tym i paru innych zdjęciach. Mimo, że mieli ku temu techniczne środki, nie zbombardowali celowo KL Auschwitz-Birkenau. Wyróżniłem słowo "celowo", ponieważ podczas jednego z nalotów na zakłady IG Farben Industrie w Monowicach w drugiej połowie 1944 r. przez pomyłkę bomby spadły także na teren obozu Auschwitz III (zlokalizowany przy zakładach w Monowicach). Zainteresowanych tematem odsyłam do pracy D.S. Wymana Pozostawieni swemu losowi. Ameryka wobec holocaustu 1941-1945, Warszawa 1994, rozdział 15: Bombardowanie Oświęcimia.
-
VI Ogólnopolska Konferencja Studentów Historyków Wojskowości
Leuthen odpowiedział Leuthen → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2008
Nazwa konferencji dość dobitnie wskazuje na rodzaj uczestników Tak, w dniach 16-20 kwietnia b.r. byłem w Krakowie na XVI Ogólnopolskim Zjeździe Historyków Studentów. Wypełniając zgłoszenie zaznaczało się dwa z podanych na formularzu okresów/ dziedzin historii, z którymi tematyka Twego wystąpienia była najbardziej związana. Ponieważ wygłaszałem referat o udziale niemieckich strzelców spadochronowych w walkach o Wrocław w 1945 r., trafiłem do sekcji "Historia wojskowości XX w.". Obrady tej sekcji trwały dwa dni. Ja miałem wyznaczony termin drugiego dnia. Wyglądało to tak, że 3 referentów wygłaszało kolejno swe referaty, następnie moderatorzy zapraszali pierwszego z nich na środek, gdzie zasiadał za dużym stołem, skąd wygłaszał wcześniej referat i padały pytania z sali. Chęć zadania pytania sygnalizowało się przez podniesienie ręki. Jeśli było kilku chętnych, z reguły pytającego wskazywał referent. Po wysłuchaniu pytania starał się na nie odpowiedzieć :mrgreen: Potem wskazywał kolejnego i znów odpowiadał itd. - aż do wyczerpania pytań. Niekiedy dyskusję toczyli między sobą zebrani na sali (jeśli byli podzieleni na 2 "obozy" w jakiejś sprawie). O zachowanie porządku, nie odchodzenie od zasadniczego tematu etc. dbał moderator/moderatorzy. Następnie wzywano kolejnego referenta do dyskusji, potem trzeciego. Po przedyskutowaniu tych trzech referatów była przerwa na kawkę i herbatkę, ciasteczka, paluszki i wolne pogaduchy w kuluarach Następnie cykl zaczynał się od nowa - czyli trzech referentów miało wystąpienie. Ok. godz. 14.00 była przerwa obiadowa. Obrady trwały niekiedy od rana do wieczora, jeśli w danej sekcji było wielu referentów. -
VI Ogólnopolska Konferencja Studentów Historyków Wojskowości
Leuthen odpowiedział Leuthen → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2008
Nazwa by na to wskazywała :wink: Oczywiście można wysłać maila do organizatorów z pytaniem o możliwość wzięcia udziału przez nie-studentów, ale wątpię, by kogoś takiego dopuścili do wygłaszania referatu (bo pewnie wejść na salę i przysłuchiwać się obradom może każdy). -
"Bratnia pomoc" dla Czechosłowacji w 1968 r.
Leuthen odpowiedział Leuthen → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Nie wiem czy to prawda, ale ponoć na żadnej bramie do jednostki wojskowej w PRL nie było napisu "Ludowe Wojsko Polskie", a zawsze było tylko "Wojsko Polskie". Być może jednak jest to tylko legenda... Nie wszystkie państwa UW wysłały do Czechosłowacji swoje kontyngenty. Siłowe rozwiązanie sprawy forsowali od początku Gomułka oraz towarzysz I sekretarz SED. Oj, był jeden poważny incydent - bodajże w Jiczinie pijany polski żołnierz otworzył ze swego kałasznikowa ogień do czeskich cywili. Byli zabici i ranni. Ze swej strony polecam lekturę bardzo ciekawej książki Leszka Pajórka Polska a "Praska Wiosna" (wydana bodajże w Warszawie w 1998 r.). Tenże Leszek Pajórek był autorem referatu zamieszczonego w zbiorze "Działania militarne w górach", gdzie opisał przeprawę polskich oddziałów przez Sudety. Konkluzja była taka - gdyby jednostki armii czechosłowackiej stawiły w górach zdecydowany opór, mielibyśmy kogo chować na wojskowych Powązkach... -
Wasz obraz Powstania
Leuthen odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Możesz mieć super uzbrojenie, a morale niskie, bo jesteś głodny lub jest ci zimno. Nie bagatelizuj więc kwestii żywności. Żeby dźwigać karabin, też trzeba mieć siłę (wiem z doświadczenia z rekonstrukcji). -
Wasz obraz Powstania
Leuthen odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Obaj macie rację, ale zauważcie - 1586 Eskadra wykonywała podczas wojny zrzuty dla podziemia nie tylko w Polsce, ale innych krajach. Latając do innych krajów (załóżmy, że większość operacji przed powstaniem jest kierowana do Jugosławii, a kilka do Polski) uczestniczyła w tzw. "ogólnym wysiłku". Uważam, że jeśliby sprytnie to rozegrać (chcemy dostarczać więcej broni dla Jugosławii, bo inaczej Ci paskudni czetnicy przejmą tam władzę :mrgreen: ), dostalibyśmy maszyny, a załogi dostarczą już Polskie Siły Powietrzne (oczywiście najlepiej wybrać doświadczone - z 1 lub nawet 2 ukończonymi turami operacyjnymi). Definicja inteligencji wg mojego taty: "Inteligencja jest to umiejętnośc radzenia sobie w trudnych sytuacjach" :wink: Jeśli AK chciałaby przeszkolić w "Close combat" ludzi, to by znalazła na to sposób. Warto pogłówkować, jeśli wiemy, co spotkało "Berlingowców" na przyczółkach warszawskich - niektórzy pierwszy raz w życiu znaleźli się w mieście :!: Dokładnie tak. Warto pomyśleć o jedzonku (już Napoleon zauważył, że dobry żołnierz to najedzony żołnierz). Wiadomo - jest wojna, okupacja to nie była sielanka, ale skoro walczymy o wolność, to może niekoniecznie szczytem kulinarnych marzeń powstańców będzie "zupa plujka" :wink: Rozumiem, że w kwestii pozostałych podanych przeze mnie punktów nie ma zastrzeżeń :?: :mrgreen: -
Wasz obraz Powstania
Leuthen odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Albinosie - jakbyś przeniósł nas w czasie do wiosny 1944 r., może coś by się dało zrobić, ale 2 miesiące? Mało, oj bardzo mało... Niemniej warto spróbować :wink: 1) Dajemy cynk do Londynu, żeby szykowali polską 1586 Eskadrę we Włoszech. Niech sztab Naczlnego Wodza w Londynie załatwi dla niej nowe maszyny (a nie ten złom, który mieli na stanie 1 sierpnia '44) i wyśle nowe załogi do tych maszyn - w 2-3 miesiące można ich nieco podszkolić (ulgowe loty ze zrzutami nad Jugosławią + np. 2-3 misje nad Polskę - w Gorce czy gdzieś w pobliżu). 2) Szkolenie w walce miejskiej - obowiązkowe dla wszystkich, którzy będą walczyli w pierwszych dniach powstania :!: :!: :!: Sorry, ale jak absolwenci "Agricoli" mieli szkolenie w lesie, to jak potem mieli dowodzić, gdy kierowali walką toczącą się w terenie wysoce zurbanizowanym :?: 3) Wyznaczenie potencjalnych kierunków kontrakcji niemieckiej. Główne trasy komunikacyjne narzucają się tu same. Przygotowanie planu ewakuacji ludności cywilnej z tych terenów, które będą od początku najbardziej zagrożone pacyfikacjami. 4) Magazyny żywności - czyli co, gdzie i w jakiej ilości jest składowane. Jakie mamy zapasy :?: Trzeba zapewnić i żołnierzom i cywilom wyżywienie - przynajmniej w początkowym okresie. 5) Nieatakowanie obiektów, których szanse zdobycia są iluzoryczne lub wręcz zerowe (mam na myśli m.in. lotnisko Okęcie). Po co tracić ludzi na akcje z góry skazane na niepowodzenie :?: :!: Zaoszczędzone w ten sposób siły można spożytkować gdzie indziej. 6) Przygotowanie planów, gdzie i w jakiej ilości będziemy budowali barykady (bo to, że będziemy je budowali, jest pewne). Nie róbmy tego na żywioł (tak jak to się działo nieraz na początku sierpnia '44 - potem trzeba było wiele barykad rozbierać, a inne dopiero budować), ale planowo. Wyznaczenie barykad kluczowych - które musimy utrzymać bez względu na straty (np. Aleje Jerozolismskie - ilu ludzi tam zginęło na początku powstania, przebiegając gdy nie było osłony :?: ). 7) Nie dajemy dzieciom broni do rąk :!: :!: :!: Służba łącznikowa, Harcerska Poczta Polowa, funkcje pomocnicze itd. - jak najbardziej. 8) Przygotowanie planów wykorzystania kanałów do komunikacji i transportowania zaopatrzenia (co, gdzie, którędy, które włazy, wykonanie zabezpieczeń wejść, wykonanie planów przebiegu kanałów - z zaznaczoną szerokością i wysokością, sprawdzenie drożności itd.). To tyle, co w pierwszej chwili przyszło mi do głowy :wink: -
Skoro mowa o podziemnej poligrafii czy też szerzej - o tzw. drugim obiegu - to był dla owych drukarzy co prawda dość niebezpieczny, ale całkiem intratny sposób zarabiania pieniędzy - a że przy okazji można było dokopać "czerwonym" Początek "drugiego obiegu" datuje się na przełom 1976/1977 r., a wysyp wydawnictw podziemnych to lata osiemdziesiąte. Razem z rozwojem wydawnictw rozwijało się drukarstwo :mrgreen:
-
Ja miałem na myśli drugi z opisanych przypadków. Tak mi się kołatało po głowie, że to na odcinku "szybowników" omal nie nastąpiła katastrofa, ale nie miałem pod ręką wspomnianej w innym wątku monografii bitwy w Ardenach pióra Franciszka Skibińskiego, a jak mawiał pewien profesor polonistyki: "Ja wiem, że Pana Tadeusza napisał Słowacki, ale na wszelki wypadek to sprawdzę" :mrgreen: Obiecuję, że jak będę miał nieco więcej czasu niż w chwili obecnej, przejrzę relacje Körska przekazane mi po ponad 50 latach, na początku XXI w., przez starszego wrocławianina (mam to w skoroszycie w formie kart pytań, kierowanych co tydzień do owego starszego Pana i jego kart odpowiedzi). Jest tego sporo. Coś mi się kołacze, że była podana data. Sprawdzę
-
Według wielu historyków coś takiego jak obiektywizm w historii nie istnieje - historycy są po prostu mniej lub bardziej subiektywni "Prawda" to termin filozoficzny, nie historyczny Jak to ujął Indiana Jones w jednej z części filmowej tetralogii: "Archeologia poszukuje faktów, nie prawd". To samo można powiedzieć o historykach :wink: Jeśli interesują Cię walki o Festung Breslau i chcesz pogłębiać swoją wiedzę na ten temat, daj mi znać na priv. Jest kilka wartych lektury pozycji na ten temat wydanych w PRL-u, a jedną z nich zamierzałem w najbliższych dniach wystawić na allegro (dublet w zbiorach). Tobie ofiaruję ją bezpłatnie, za zwrotem kosztów przesyłki. Czekam na PW