... Wyprawa na Moskwę... Jak już wcześniej ktoś tu wspomniał wojsko nie było przygotowane na wiecznego pomocnika rosyjskiego jakim był "Pan Mróz". Ludzie chorowali, byli wyczerpani ledwo stawiali kolejne kroki. Choć Napoleonowi została już namiastka wspaniałej armii z jaka wyruszył postanowił sie nie poddawać i dotrzeć do celu -Moskwy. Tam ludzie będą mogli sie przecież ogrzać pożywić wzbogacić i nabrać sił.
Rosjanie jednak wpadli na pomysł aby Moskwę spalić a stolice przenieść do Petersburga. (W końcu ten był murowany w odróżnieniu od drewnianej Rosji, no a Bonaparte nie miałby już sił, żeby podjąć dalszy marsz w głąb Rosji) Rozczarowanie francuskiego wodza było ogromne. Zamiast bogactw zastał zgliszcza. To skłoniło go do odwrotu z zamiarem zorganizowania nowego poboru do armii. I tu właśnie pojawia sie zdarzenie które mną wstrząsnęło.
Wojska powracając z Moskwy musiały przedostać sie przez dosyć wredną rzekę jaka była Berezyna. Miała ona bardzo rwący nurt i cieżko było sie przez nia przedostac ze wzgladu na to że Rosjanie spalili mosty. Co więc uczynili polscy żołnierze? Zrobili most ze swoich ciał. Weszli do zimnej rzeki a konie przechodziły po ich plecach. Oczywiscie nikt z "żywego pomostu" nie przeżył. Tyle czasu w takiej temperaturze zabiło wszystkich.
Pozostaje teraz pytanie - Patriotyzm czy głupota?
Wiem ze moze troche odbiegłam od tematu ale czytając powyższe posty przypomniały mi sie te dosyc masakryczne szczegóły.