Skocz do zawartości

ciekawe25

Użytkownicy
  • Zawartość

    241
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez ciekawe25


  1. Biorąc pod uwagę metody okupanta, jego siłę, determinację, pozycję w kraju okupowanym - stawiałbym na SZP, ZWZ, AK - (cały polski ruch oporu, przy czym te wymienione organizacje osiągnęły pewien niedościgniony poziom precyzji, perfekcji, organizacji), choć w konfrontacji z Sowietami byli bez szans.

    oraz na algierski ruch oporu, który zmusił Francję do opuszczenia Algierii, co wydawało się niemożliwe ze względu na stopień zaangażowania gospodarczego, wojskowego, ludnościowego - chyba koło miliona francuskiej mniejszości

    oraz Burowie - zmusili Anglików do prowadzenia wojny metodami które jeżyły włos na głowie, i nadały współczesnej wojnie rys przerażający.


  2. Jeden z największych zbrodniarzy w historii ludzkości - sprawca śmierci jakiś 200 tys ludzi, których grzechem było się nie zgadzanie z jego wizją, inna wizja Państwa, czy odchylenie w łonie partii. Człowiek który doskonale wykreował własną legendę, oparł się na sukcesie militarnym swej partyzantki (żeby nie było niejasności - Czetnicy - prokrólewscy bojownicy Serbscy mieli bardzo duży wkład w walce z Niemcami, tyle że cała sława spływała na Tito - przede wszystkim przez Anglików którzy się z nim sprzymierzyli i ustanowili przy nim stałą delegaturę wojskową), i po wojnie kreował swój jedynie pozytywny obraz. Człowiek który brutalnym i bezwzględnym terrorem zamknął w klatce kilka narodów, zmusił do wspólnej egzystencji niemal tresując, a następnie to doprowadziło do eksplozji nienawiści pomiędzy więźniami, ze szczególnym antagonizmem - protitowskich Serbów z resztą wspólnoty.

    Ciężkie miejsce, fatalna przeszłość, specyficzny sposób rozwiązywania konfliktów, a do tego totalitarny zbrodniarz...


  3. Republika nie upadła trwała przynajmniej do końca sprawowania swego urzędu przez Marka Aureliusza. Pryncypat był okresem pomiędzy republiką a monarchią (i dzisiejszym rozumienie słowa Cesarstwo). Nie można też mówić o upadku republiki w kontekście walk popularów i optymatów, powstania Spartakusa, triumwiratów, list proskrypcyjnych, śmierci Pompejusza czy Cycerona. Że o Cynnie i Mariuszu kontra Sulla nie wspomnę. O braciach Grakchach nawet nie radzę. Wyczerpała się zdolność instytucjonalna trwania Państwa w dotychczasowej formie ustrojowej. W warstwie społecznej zaniknęła gotowość podtrzymywania dotychczasowych form, trwania ich na dotychczasowych zasadach. Zmienił się charakter Państwa, rosła ilość nowych obywateli, przesuwał się ośrodek gospodarczy, i polityczny choćby w kierunku Galii. Republika nie upadła - przekształciła się w wyniku bardzo długotrwałego procesu - powiedziałbym 100 - 70 lat w system łączący w sobie walory monarchii i republiki. Pryncypat był taką kompilacją.


  4. Pozwoliło to zniwelować różnicę liczebności, wygrać walkę którą w starciu bitewnym Rzymianie niekoniecznie musieli wygrać.

    Czyżby to zdanie sugerowało że zakładam proporcje 90 tys + 250 tys a 70 tys (czy coś takiego)?

    Zdaje się że krytycznie podchodząc do źródeł uznałem że:

    Galowie mieli przewagę liczebną

    Rzymianie w polu niekoniecznie musieliby takie starcie wygrać

    Galowie zgromadzili wszystkie swoje siły w końcu pierwszy raz występowali jako jedność

    Oblężenie pozwoliło Rzymianom zniwelować przewagę wrogów i wygrać

    Wydaje mi się że moje założenie nie odbiega od przyjętych interpretacji, które chcąc nie chcąc muszą się opierać na Boskim Synu Wenery, czy przesadzał? Pospolite ruszenie z Galii? Jak niby mielibyśmy to dzisiaj oszacować? Możemy założyć że albo Galów było mało a Cezar był idiotą, wygrał dzięki przewadze liczebnej, albo założyć że pokonał Galów dzięki przewadze uporu, organizacji, inżynierii i bezwzględności -w tym niespotykanej w zdobywaniu obleganych twierdz, miast. Krytyczna analiza źródeł jak widzę Wielce szacowny Przedmówco to zawsze dostosowywać przekaz rzymski (bo zasadniczo innego nie ma) do takiego postrzegania relacjonowanych faktów by Rzym wypadł skrajnie blado, a jego wrogowie albo jeszcze bardziej blado (miernoty pokonały miernoty) albo by na miernym, słoniowym, przypominającym rosyjską kontrofensywę pod stalingradem Rzymem górował jakiś geniusz, zawdzięczający wszystko sobie, swojej błyskotliwości. Tylko dlaczego przekazy rzymskich historyków ukazujących w takim właśnie świetle swoich przeciwników są prawdziwe? a inne nie? Dlaczego przypomina mi to interpretacją premiera jarosława o teczkach w ipn? "kto ma teczkę że był agentem, ten był agentem, kto nie ma to jeszcze gorzej bo jego teczka została wyniesiona przez michnika, a jejc kopia jest w moskwie i tym bardziej był agentem, natomiast tylko teczka jarosława i zyty została sfałszowana, i to że jest dowodzi właśnie że oni nie byli agentami".

    Ten manewr w dyskusji zastosowany przez Ciebie Wielce szacowny Przedmówco to jest erystyka. Sugerowanie mi bezpodstawnie konkretnych poglądów, które nie wynikają z tego co wyrażam, aby uciec od odpowiedzi dlaczego zawsze jest tak jak powyżej przedstawiłem przed chwilą, dowodzi tylko jednego - ciekawego rozumienia słowa "krytycznie".

    Zawsze fascynujące będzie dla mnie oblężenie Miletu, cała epopeja wyprawy na Sardes, potem klęska i zgniecenie powstania - i czym to się skończyło.


  5. To nie było IMHO ciekawe ani wyjątkowe, tylko standardowe do bólu, a ci Galowie chyba się troili biednemu Julkowi.

    Wielce szacowny Przedmówco czy interpretację przekazów rzymskich źródeł zawsze Dostosowujesz do potrzeb i przyjętego poglądu?Kiedy źródła rzymskie są miarodajne? Gdy opisują własne klęski? Gdy opisują klęski swoich przeciwników? Gdy próbują ze swoich klęsk zrobić romantyczną legendę? Czy gdy próbują ze swej klęski uczynić demoniczny opis przeciwnika, czyniąc z niego ponadnaturalnego, sile wyższej równą postać?

    Standardowe do bólu - Polacy nigdy się nie nauczą że standardowość do bólu jest 100 razy lepsza od kreatywnego, intuicyjnego bałaganu.


  6. Gustaw II Adolf Waza, jeden z naznaczonych "bóg wojny". Najwybitniejszy, choć z drugiej strony najskuteczniejsi okazali się Kondeusz i Tureniusz, więc to może oni byli najlepsi?...

    Mnie zawsze fascynowali hiszpańscy kardynałowie - infantowie dowodzący hiszpańskimi armiami (podobnie jak arcyksiążęta w ramach Austrii - czasami objawiali talenty) więc Ferdynanda tym bardziej, zwłaszcza że nawet mu czasami nieźle szło, choć nie był niestety ani Don Juanem d'Austria ani księciem Parmy Aleksandrem Farnese jeśli chodzi o swe talenty. Szkoda że Jan Kazimierz nie mógł ukazać swoich umiejętności w tej wojnie w służbie hiszpańskiej - może zdobyłby sławę?


  7. Kurcze, co było kreatywnego w oblężeniu Alezji? Nikt nie potrafi mi tego wytłumaczyć...

    Porządna perfekcyjna praca inżynieryjna, świetna rzemieślnicza robota połączona z konsekwencją i typowo rzymskim uporem - bezwzględnością w traktowaniu obleganego przeciwnika. Pozwoliło to zniwelować różnicę liczebności, wygrać walkę którą w starciu bitewnym Rzymianie niekoniecznie musieli wygrać. Solidność, wysoka jakość, inżynieryjne oczyszczenie przedpola, doskonałe przygotowanie - cechy które charakteryzowały zwykle rzymskie oblężenia - w tamtych czasach to było u licha - kreatywne, ciekawe, wyjątkowe - choć dla Rzymian stanowiło standard.


  8. Gdyby ośrodek ciężkości Wielkiej Brytanii przeniósłby się do Ameryki, przy zachowaniu równowagi i jedności Brytanii ze Stanami dominacja Wielkiej Brytanii byłaby faktem, połączona potęga potencjałów, jedność ameryki północnej w rękach brytyjskich oznaczała by zbudowanie Imperium zupełnie bez precedensu, zasoby ludzkie, materiałowe, potencjał przemysłowy - dziś zamiast Wielkiej Brytanii, USA i Kanady mielibyśmy konfederację? Unię? Znacznie ściślejszy sojusz - niemal jednego organizmu który zachowywałby realną i kompletną dominację nad światem. Pytanie czy proces separatystyczny w Stanach Ameryki można było powstrzymać? Inna polityka gospodarcza, zgoda na przesunięcie punktu ciężkości w podejmowaniu decyzji, pewnie umożliwiłaby Stanom zachowanie więzi z Londynem zbliżonej do (tej faktycznej) z Kanadą. To pozwoliłoby zachować Londynowi dominacji w świecie - tyle że dziś albo królowa musiałaby rezydować w Nowym Jorku (albo monarchii już od dłuższego czasu by nie było, albo monarchia w UK byłaby reliktem prowincji jaką byłaby wyspa wobec Ameryki) i decyzje w ramach Imperium podejmowane byłyby w najlepszym wypadku w trójkącie Montreal, Nowy Jork, Londyn, z dominacją Nowego Jorku.


  9. ale w sondażach to Lepperowi skoczyło do góry.

    Akurat nie do końca - Rokita nie tyle merytorycznie wdeptał leppera co zagrał z nim torchę jego metodami, nazwał leppera przestępcą. Ponadto debata ta nastąpiła tuż po tym jak samoobronie poparcie w sondażach zaczęło zbliżać się do 30 %, Rokita ogłosił że trzeba wyjść do walki z lepperem i że tylko w ten sposób można zniwelować rosnące zagrożenie zwycięstwa leppera. Nie było ani merytorycznie, ani samoobronie nie skoczyły poparcie bowiem przed debatą mieli najwyższe w historii. Rokita pragmatycznie zniszczył przeciwnika (udowodnił ze leppera daje się i przegadać i obrażać - bezkarnie), ale po wtedy poparcie też nie skoczyło. Teraz celem kaczyńskiego nie jest zwycięstwo, celem jest porażenie po z dystansu i nie wprost. I ten cel bez problemu osiągnie, bowiem po jest porażona tremą primadonny.


  10. Król Artur to mit Europejski. Mit legitymizujący władzę, Państwo po upadku Rzymu. Faktyczne istnienie lub nie Króla Artura, Merlina jest wtórne i nieistotne. Siła oddziaływania cyklu opowieści, kryjących się w nich znaczeń jest faktem społecznym kulturowym historycznym.

    W opartym przede wszystkim na Malory'm Excaliburze Boormana, jest taka genialna jedna z końcowych scen, w której Parsifal osiąga cel swej podróży. Prowadzi dialog z tajemniczą postacią, godząc się na poświęcenie życia dla poznania tajemnicy:

    "Jaka jest tajemnica Graala? Komu on służy?

    -Tobie, panie.

    Kim jestem?

    -Jesteś mym panem i królem. Ty jesteś Artur.

    Czy odnalazłeś zgubioną tajemnicę?

    -Tak. Ty i kraj to jedno."

    Idea ucieleśnienia władzy, króla z Państwem stanowiła przy tym element mitologii celtyckiej, lecz na ruinach Imperium Romanum stała się nowym sposobem legitymizacji Państwa, wynikając z mniej zaawansowanych i rozwiniętych stosunków społecznych i prawnych postbarbarzyńskich Państw. Według mnie adaptacja mitu arturiańskiego stała się świeckim - alternatywnym (choć nie pozostającym w sprzeczności) do opartego na Kościele sercem legitymizacji Europy Średniowiecznej do czasu powstania monarchii stanowych. I w tym sensie istnienie takiego czy innego Artura, czy zespołu postaci na Niego się składających, pierwowzorów nie ma najmniejszego znaczenia. Mit Państwowotwórczy, ustrojowotwórczy, kulturowotwórczy jest faktem samym w sobie, niezależnie czy "historia oparta była na prawdziwych wydarzeniach"


  11. Jako całość oczywiście Rzym Wchodni. Natomiast w szczytowych momentach potęga Państwa Fryderyka Barbarossy, Henryka II Plantageneta, Temudżyna, Fryderyka II Stauffa, Tamerlana stanowiła dla współczesnych przygnębiający, kosmicznie nieosiągalny poziom.

    Do tego po konsolidacji czasów wojny stuletniej, Francja Ludwika XI przekroczyła pewien poziom zasobów i siły, zresztą potencjał Francji zawsze był duży.


  12. Książki Stanisława Grzybowskiego są rewelacyjne. Zwłaszcza bezkonkurencyjna Elżbieta i Henryk. Poznawanie tej epoki przez biografie zniekształca co prawda obraz, ale można czasami przymknąć oko na wkład marksizmu w postrzeganie dziejów. Dodałbym jeszcze Historię wojen morskich Wieczorkiewicza, z serii PIW Dzieje Europy natomiast dostajemy zupełnie inne spojrzenie, niezindywidualizowane.


  13. W wyborach parlamentarnych konieczność prowadzenia debat szefów partii jest jakimś zabiegiem marketingowym - w istocie zbędnym. Debaty liderów, kogo to obchodzi? Podobnie jak ciągłe analizowanie sondaży, które nijak się mają do wyników wyborów, i jeśli chociaż pokazują proporcje i tendencje to już wszyscy się cieszą. Poparcie psl, samoobrony, lpr, lid i pis wykazywane w sondażach prawdopodobnie jest znacząco niedoszacowane. Poparcie po jest prawdopodobnie przeszacowane o jakieś 5 %. Prawdopodobnie siła przyciągania pis może doprowadzić zwolenników lpr, samoobrony i psl do przesunięcia swego poparcia w ostatniej chwili. W efekcie będzie pewnie tak że pis zdobędzie tyle ile dają teraz sondaże, lub trochę więcej. lid na pewno zdobędzie więcej, PO napewno zdobędzie mniej, psl pewnie przebije się uderzając w samoobronę, samoobrona i lpr wejdzie lub nie będą na granicy chyba. W takim układzie rozkład głosów może doprowadzić do zdobycia przez pis większości bezwzględnej - np. przy proporcjach pis 33, po 25, lid 15, psl 6, lpr 4, samoobrona 4. Prawdopodobnie jarosław zrobi wszystko by lid ściągnęła po w dół i trochę na po wzrosło, co zwiększy premię zwycięscy czyli pis. W efekcie debata będzie jakimś żenującym monologiem prowadzonym przede wszystkim pod najbardziej betonowy elektorat, ponadto pod drażnienie najbardziej niechętnego obu partiom elektoratów tak by koniecznie krzyżowo poparły pis i lid, pomijając po. Polaryzacja ku osłabieniu amebowatej po. Tyle że dziwię się lid o tyle że jeśli pis się uda i utrzyma władzę, następnie zabierze się solidnie za postkomunistów, kwaśniewskiego i innych, bowiem nie będzie się już z nikim liczyć, a osłabiona po po klęsce będzie musiała usunąć tuska i partia utonie w sporach zwolenników sojuszu z lid a pis. Ta debata będzie żenująca, żałosna i totalnie niepotrzebna. Debaty przed wyborami parlamentarnymi powinny być wieloosobowe - zespoły wystawiane przez partie powinny symultanicznie odpowiadać na pytania - cyrk byłby podobny ale byłaby szansa na rzucanie jakimiś argumentami, o co chyba w debacie (ortodoksyjnie) chodzić powinno. Nie wiem po co to jednak oglądać.


  14. Cóż historia to nie romantyczna sentymentalna bajka, historia nie powinna być kultem hamletyzowania. O pokonanych należy pamiętać, ale modne dziś (to jakby ahistoiryczna poprawność polityczna) idealizowanie i dowartościowywanie pokonanych - bicie się w piersi zwycięzców, i gnębienie pamięci tych zwycięzców którzy już nie mogą się sami w swe piersi bić, jest niebywale popularne. Pamiętam jak na zajęciach instytutu historii UŁ wykładowcy z zapamiętaniem opowiadali o doskonałości kultury Celtów - Galów, przymiotach Wercyngetoryksa i podkreślali - opis Galów posiadamy za pośrednictwem Rzymian, nie mógł więc on być obiektywny, jako że traktował o wrogach (jeszcze się zgadzam), w związku z czym jeśli Rzymianie (tutaj Cezar) piszą coś o swoich wrogach pochlebnie to na pewno prawda, jeśli zaś piszą negatywnie to na pewno nieprawda. Według mnie zaś - ani jedno ani drugie nie jest oczywiste, o czym wskazuje casus Hannibala i Pyrrusa - tak odmiennie potraktowanych przez historyków (jeden z trwożnym podziwem, drugi z protekcjonalnym politowaniem). Taki sposób prezentacji Rzymu - "czarny obraz" dominował u młodych doktorów, stary profesor na swoim wykładzie rozpływał się w zachwycie nad Rzymem, nie zapominając o jego wadach. Mnie moda na poprawność polityczną w której zamiast oddawanie pokonanym wrogom Rzymu sprawiedliwości dodamy same cnoty i przymioty godne pochwały, zaś z Rzymu uczynimy demona - poprzez jednostronną interpretację źródeł - dopuszczalną, tyle że nie biorącą pod uwagę innych możliwych interpretacji. Poprzez arbitralne psychologiczne stwierdzenie co w Rzymskich źródłach to prawda a co kłamstwo nie osiągniemy prawdy lecz rekonstrukcję przeszłości - życzeniową - nie jak było (co podobno niemożliwe), nie jak mogło być (wariantowość) ale jak być mogło i my byśmy chcieli żeby tak było. W efekcie interpretacja przestaje być zobiektywizowana i krytyczna, jeden wniosek pociąga następny, a potem powstaje właśnie obraz - Rzym, prymitywny, barbarzyński, prostacki, silny i obrzydliwy. Na marginesie - Rzym robił wszystko by właśnie tak być postrzeganym bowiem to robiło piorunujące wrażenie na uczestnikach gry.

    Ja idealizuję Rzym ale dostrzegam i potrafię wymienić wszystkie jego wady, które mnie się nie podobają, ale z tego powodu nie będę idealizował jego wrogów, jego dominacji wspominał jako zarazy, nieszczęścia. Historia nie jest czarnobiała, przy wszystkich swoich niezliczonych, często mało porywających - nudnych cechach, wadach i wpadkach - był fenomenem. I niedostrzeganie tego fenomenu poprzez poprawność polityczną w której biadolimy nad Wercyngetoryksem, Hannibalem, Kleopatrą, Mitrydatesem, Perseuszem, Antiochami, Spartakusem (ja oczywiście nad Pyrrusem, tyle że tego Rzym skrzywdził inaczej) i kto tam, idealizując ich ludy, Państwa, ich samych (choć były to jednostki wybitne, przerastające indywidualnie pewnie jakiegokolwiek im współczesnego Rzymianina), potępiając rzymskie zbrodnie - Biblioteka, Alezja, Pergamon, Kartagina, jest bezrefleksyjne, jeśli nie jest podstawą do dyskusji to trudno. Przywykłem już do tego we wspominanym Instytucie Historii, gdzie jakiekolwiek argumenty na poparcie moich poglądów spotykały się z wdzięcznym argumentem - tak na pewno nie było, klasyczna historia idealizuje Rzym, aktualne badania, nowa interpretacja źródeł. Mam przedewszystkim spojrzenie ustrojowe, doktrynalne i prawne - Rzym był pod tym względem doskonałością w porównaniu ze swoimi konkurentami. I mnie to wystarczy.

    //JKM to jest temat o manerwrach zarówno w tym jak i w temacie o flocie posty niezwiązane z tematem będę usuwał, jeśli chcecie porozmawiać o wzyższości Rzymu czy Kartaginy założę stosowny temat.


  15. Siły, organizacji, konsekwencji, wyczucia, bezwzględności, sprawności, samozaparcia, standaryzacji. To było Państwo - państwo przez Duże P - Republika, nowoczesne nie tylko miasto - państwo, polis, republika kupiecka ale solidnie zbudowana, ekspansywna struktura oparta na rozumieniu Państwa, Ustroju, Prawa na wyższym niż dotychczas poziomie. To nie była hydra - to był wyższy poziom rozwoju państwowości, instytucji. Bywały Państwa o podobnej potędze, sile, liczebności którym to nic nie pomogło, Rzym miał jednak coś więcej biorąc pod uwagę jego dzieje - i zaklinanie rzeczywistości po fakcie jest co najmniej nie na miejscu. Zwłaszcza że wszystko co wiemy o tamtych czasach wiemy od Rzymian - i niezależnie od ich manipulacji propagandowych musieli być bardzo łaskawi skoro przekazali taki obraz swych przeciwników i swoich wad by dzisiaj ktoś na tej podstawie mógł podziwiać pokonanych i pogardzać Rzymem.

    To do refleksji.

    //JKM Proponuję powrót do głównego wątku tematu.


  16. Zama? Magnezja? Kynoskefalaj? Może nic nadzwyczajnego, przeciwnicy nie w pełni sił, popełniający błędy, ale jednak Rzym zwyciężał, pokonywał przeszkody i zdaje się że pod Kynoskefalaj i Magnezją nie dysponował jakąś absolutną przewagą liczebną, przytłaczającymi siłami, po prostu był lepszy. A o Rzymie Imperium to już nawet nie mówmy - to raj, Republika była drogą - wyboistą -do tego raju. Choć dyplomacja Rzymu, metoda zastraszania i terroryzowania przeciwnika, sposób interpretowania traktatów, kreowanie pokazowego prymitywizmu, prostactwa i bezwzględności polityki międzynarodowej - brutalności i bezczelności - jest niebywałe, biorąc pod uwagę że Rzymianie załatwiali tak swoje sprawy z przebiegłymi, wyrafinowanymi, podstępnymi mistrzami polityki, filozofii - dyplomacji. Faktem jest że Senat już w czasach Katona (który z tego powodu przecież rozpaczał - upadek prostych obyczajów) był złożony z wyrafinowanych intelektualistów, wykształconych i hołdujących "intelektualnie" zasadom jednocześnie pogardzanych konkurentów. Lecz to się skrywało w dumnie prezentowanej prostocie, pozorowanej naiwności i totalnej bezwzględności. Cóż -chyba nie było Państwa które by tak dogłębnie rozumiało i przestrzegało zasady Racji Stanu jak Rzym.

    Znajdzie się bardzo wiele zwycięstw rzymskiego oręża, w przeróżnych okolicznościach przed Mariuszem i piorunującym najazdem Cymbrów i Teutonów, który uczynił z rzymskiej armii wzór profesjonalizmu... i Mojego już uniżonego uznania.


  17. Do czasu gdy Rzym nie powstał, chronologia nie działa bowiem na korzyść przegranych, jako że teza o zakrzywianiu czasoprzestrzeni, podróżach w czasie oraz możliwości dokonywania zmian w teraźniejszości i przyszłości poprzez ingerencję w przeszłość - pokonanych w konfrontacji. Natomiast myślę że w 480 roku nieobecność Rzymu niczego nie odebrała pogromowi Fenicjan...

    Rzym zniszczył (dosłownie bezdyskusyjnie) Kartaginę i jej wspaniałą flotę, by potem panować nad całym morzem śródziemnym, czego może bym i Fenicjanom zazdrościł gdyby kiedykolwiek panowali przez cząstkę czasu nad tym akwenem. Już nie powiem że niepodzielnie, bo to byłoby znęcanie się, pastwienie...

    Co do kopiowania okrętu - jakość zbudowanej rzekomo/możliwie na wzór tego "prototypu" floty, wskazuje raczej iż Rzymianie udoskonalili i zaadaptowali okręty na swoje potrzeby, tak że rychło jakość okrętów i wyszkolenie załóg zaczęło przewyższać Kartagińczyków, i nie dawało się zrównoważyć doświadczeniem kartagińskich admirałów, którzy zresztą z pogardą i beztroską podchodzili do swojego przeciwnika...

    Zaczynam rozumieć skąd w Polakach takie umiłowanie przegranych powstań, skoro gonią wciąż za mitami przegranych spraw, pokonanymi, idealizują romantycznych bohaterów.


  18. Dyscyplina, koordynacja, precyzja, planowanie, organizacja, logistyka, inżynieria. Tego co solidne, konsekwentne się nie ceni, wygrywa romantyczny sentymentalizm, pragnienie fajerwerków, wyjątkowości, niezwykłości - legenda, mit - uosobienia geniuszu. W historii zawsze wygrywa ta jej sfera która jest egzaltowana, fabularnie interesująca.

    Uważam że całość techniki wojskowej Rzymu i Rzymu Wschodniego potem w latach ich klasycznej potęgi jest wyjątkowa, niezwykła - składa się z niezliczonych drobnych kreatywnych elementów - oblężenie Alezji, most na Renie, sposób prowadzenia oblężenia Masady - sięganie po to co niemożliwe - bez fajerwerków i pozornych sukcesów. Solidna całość, składająca się na rzymską wojskowość - umiejętność zaadaptowania się do praktycznie każdych okoliczności. Technika - ogień grecki, bizantyjski. Armie solidne na wszystkich poziomach dowodzenia i wykonywania rozkazów...

    Zawsze fascynowała mnie postać Horatio Nelsona, jego manewr pod Kopenhagą, czy oczywiście Trafalgar (ze względu na skutek tych zwycięstw) no i egzaltację całym kontekstem, pod Kopenhagą słynne przykładanie lunety do opaski, pod Trafalgarem śmierć - czego chcieć więcej do legendy - wyjątkowości, kreatywności i ciekawości....


  19. co poza liczbą pozwala ich postawić ponad Kartagińczykami?

    A gdzie była Kartagińska flota (jak i sama Kartagina) 10 lat po 146 r.p.n.e.?

    Gdzie była 100 lat później?

    Gdzie była 200 lat później?

    Gdzie była 300 lat później?

    Gdzie była 400 lat później?

    Gdzie była wreszcie nawet 500 lat później?

    No i powiedzmy gdzie była do jakiegoś 429 r. n.e.? Niebawem po tym bowiem z miejsca gdzie kiedyś istniała wspaniała flota kartagińska wypływać nowa flota korzystająca z drgawek Imperium i położyła kres dominacji najwspanialszej floty - która przez ponad 500 lat dominowała na morzu śródziemnym, przez długi czas zamieniając cały akwen w morze wewnętrzne.

    Mnie wystarczy taki dowód że Rzymska flota była dobra - a stosując kryteria relatywne była po prostu najlepsza, bowiem setki lat po tym gdy przestała istnieć o jakości i klasie kartagińskiej floty świadczyły tylko pisma rzymskich historyków, a flota rzymska swą dominacją i potęgą świadczyła tylko tyle że była lepsza...

    [ Dodano: 2007-09-26, 19:12 ]

    że Rzymianie w czasie I wojny punickiej jako pierwsi zastosowali abordaż

    Stosowali kruki - ruchome pomosty - zdaje się że w jakiejś formie ta metoda przetrwała, bowiem zdaje się ze we flocie organizowanej przez Marka Agryppę, jakiś rodzaj pomostów abordażowych był standardem. Ale chyba w istocie rzeczy o zwycięstwie z Kartaginą nie zdecydował ten wynalazek...


  20. Zwycięzcy, niepokonani Rzymianie. Doskonali inżynierowi, potrafiący adaptować wszelkie rozwiązania, zorganizować doskonałą, sprawną kontrolującą cały akwen morza śródziemnego flotę, rzetelnie dowodzoną (mimo niższej rangi jaka w hierarchii wojskowej Imperium, wcześniej Republiki doskwierała admirałom, weteranom marynarki).

    Choć przyznam że fascynująca jest jakość, skuteczność, zasięg i potęga floty Związku Morskiego, pod przywództwem a potem pod kontrolą Aten,zwłaszcza ze względu na otwierającą bitwę w pobliżu przesmyku termopilskiego, Salaminę i całą serię zwycięstw aż do pokoju królewskiego.


  21. Przy całym ładunku sentymentalno - romantycznej legendy Barkidy, losów jego rodziny, przysięgi, zdeteminowania jego poczynań, geniuszu wodza i wojownika - niezłomnego antagonisty Rzymu (skądinąd samobójstwa zaprzysięgłych wrogów Rzymu, po latach walki to jakby norma - choćby Mitrydatesa Pontyjskiego, Kleopatra), można powiedzieć że tylko dzięki niemu ta walka trwała tak długo i była dla Senatorów tak kosztowna. Nie mógł wygrać - zwycięstwo Rzymu było nieuchronne.

    Gdyby zbudował sieć sojuszy, zmusił wszystkich sojuszników (Greków, Syrakuzy, sąsiadów Rzymu, Macedonię, Syrię, kredyty i żywność z Egiptu) oraz od samego początku Kartaginę do maksymalnego wysiłku, lepiej sprawniej rozegrał sprawę Saguntu - profesjonalniej wyprowadziłby w pole dyplomację Senatu sprowadzającą się do naginania zawsze nieprecyzyjnej litery traktatów, siły i groźby opartej na terrorze - może wtedy jego zaskakujący atak na Rzym byłby bardziej zaskakujący, potencjalni sojusznicy wzniecili by przeciw Rzymowi walki, powstania, blokady. Rzucenie Rzymu na kolana mogłoby nastąpić - choć bardziej by mnie przekonywał taki scenariusz gdyby na czele armii Hannibala stał Pyrrus, atakujący proporcjonalnie równymi Hannibalowi siłami z Epiru... Zaś gdyby żyli jednocześnie i obaj mogli zgodnie zaatakować Rzym - mieli okazję się spotkać i wspólnie dowodzić jestem niemal pewien że nawet potężny, wieczny Rzym sczezłby takim nieuchronnym wyrokiem losu. Nawet dałoby się pogodzić ich cele strategiczne... Oczywiście Pyrrus przekazywałby rotacyjne dowództwo Hannibalowi tylko grzecznościowo, i słuchałby jego rad pod warunkiem że byłyby zgodne z jego poglądami - co akurat jestem niemal pewien miałoby miejsce niemal w 100%.


  22. Ciekawy jestem czy za takie pytanie zadane wyborcy Torysów czy Republikanów nie dostałoby się w zęby - zwłaszcza (w przypadku USA w Teksasie). Ponieważ znowu nie ma opcji "nie zagłosowałbym" - "oddałbym głos nieważny" pozostaje tylko trzymać się swojego wyboru i nie bawić się w partię drugiego wyboru, co zniekształca wciąż prognozy wyborcze i stwarza w sondażach wirtualne wyniki wyborów nie znajdujące nadal odzwierciedlenia w rzeczywistości. Partia drugiego wyboru miałaby sens gdyby wybory do sejmy oparte były na większościowej ordynacji do senatu - z prawem oddania 2 głosów, lub każdy wyborca miałby kilka głosów w systemie proporcjonalnym. W systemie który dziś panuje zadawanie pytania powyższego musi szczególnie ciekawie wyglądać w uszach zdecydowanego zwolennika lpr, pis czy sld - bo na kogo oni mieliby zagłosować w drugim wyborze? Wyborca mający zamiar głosować na szmajdzińskiego bowiem jak on najpiękniejszą część swego życia spędził z zsmp na kogo miałby zagłosować, gdyby nie mógł na aktywistę komunistycznej młodzieżówki? Samoobrona nie może wszędzie wystawić millera, ani innych byłych sekretarzy kc pzpr - więc zasadniczo nie stwarza dla wszystkich alternatywy... Jakie pytania taka odpowiedzi....


  23. Ależ ja tego nie wymyśliłem na korzyść po. Choć oczywiście na zarzut o poparciu przez przestępców powinna się pojawić reklamówka w której na tle Lectera w podobnej sytuacji znajduje się albo jakiś nazistowski wiec powiązanych z mw i lpr łysych i pijanych zachowujących się nadpobudliwie prymitywów, symulujących akt homoseksualny, zamawiających po pięć piw, potem andrzej lepper i komentarz - "my chociaż wybierając przestępców do współpracy mamy dobry gust - podpisano PO".

    Moja wizja to czego bym chciał czyli postulat do powinności, kontra byt.


  24. http://wiadomosci.onet.pl/1,15,11,34868111...53,0,forum.html

    Zamiast instytutu filmowego, dotacji do produkcji filmowej wystarczyłaby permanentna kampania wyborcza, ile to dotacji, pomysłów, fabuł. Kino fabularne kwitłoby pięknie i miało wysoką oglądalność...

    Ja proponowałbym po spot oparty na konwencji Milczenia Owiec. Hannibal Lecter słuchający Bacha - wariacji goldbergowskich Goulda z 1955 roku, rysujący z pamięci kolumnę Zygmunta III, próbując spożywać kaczkę z rusztu, obwieszczałby że jego poparcie ma PO.... W tle znajdowałby się ekran na którym Jacek Kurski mówi że kobiety politycy to takie babony, bądź inna z jego kwiecistych wypowiedzi), a Lecter z wyraźnym niesmakiem przyglądający się kaczce na talerzu oraz ze zgorszeniem zerkający na Kurskiego stiwerdzałby że "do wszelkich przejawów braku szacunku odnosi się z niewypowiedzianym wstrętem". Wtórne i postmodernistyczne ale gdyby do roli Lectera zatrudnili Zapasiewicza, Seweryna, czy zwłaszcza Hopkinsa (przy tych pieniądzach jakie mają z naszych podatków stać by ich było) jak by się ładnie oglądało...

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.