Skocz do zawartości

Krzysztof M.

Użytkownicy
  • Zawartość

    574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Krzysztof M.


  1. Nie po to Niemcy realizowali swój niezwykle kosztowny program budowy floty nawodnej aby panować na Bałtyku. To nie Francja również była głównym przeciwnikiem Niemiec na morzu - była nim W. Brytania i z myślą o rywalizacji z "perfidnym Albionem" budowano te wszystkie wielkie okręty. Co z tego, że konstrukcyjnie były one najwyższej próby, co z tego ze marynarze byli doskonale wyszkoleni i zgrani skoro w niemal każdym starciu z RN okręty niemieckie pełniły rolę uciekiniera. Uciekała eskadra Sauchona na Morzu Śródziemnym, uciekała eskadra von Spee na Atlantyku, uciekała flota Speera na Morzu Północnym. Zwroty podczas bitwy jutlandzkiej - mimo że niezwykle sprawne - były jedynie desperacką próbą wyrwania się z matni. A parafrazując Winstona Churchilla - ucieczkami, nawet najlepiej zrealizowanymi, nie wygrywa się wojen. Czy po to Rzesza zbudowała 20 potężnych dretnotów i krążowników liniowych aby zręcznie wymykać się nieprzyjacielowi? Potęga morska Rzeszy była więc iluzoryczna i Niemcy praktycznie nie mieli z niej pożytku - blokady nie przerwano, łączności z koloniami nie utrzymano, Anglii na kolana nie rzucono. Równie dobrze można było przerobić Hochseeflotte na żyletki - przynajmniej żołnierz frontowy miałby się czym golić.


  2. Ależ absolutnie sie nie zgadzam!

    Co do tradycji to rzeczywiście niemiecka nie mogła sie równać brytyjskiej, ale w nijaki sposób nie przekładało się to na profesjonalizm personelu. Niemcy, jako marynarze okazali sie niezgorsi niż Brytyjczycy.

    Potęgę na morzu przecież zbudowali!

    Nie mogła się ona mierzyć z największą flota ówczesnego Świata, (należy pamiętać, że dla Brytyjczyków flota była absolutnym priorytetem, dla Niemców nie), natomiast z drugą flotą Ententy jak najbardziej tak!

    Teraz to ja się nie zgadzam - żadnej potęgi morskiej nie zbudowali, zbudowali jedynie ogromną flotę, która właściwie jeden jedyny raz podjęła próbę zdobycia panowania na morzu. Próba zakończyła się fiaskiem, z dalekosiężnymi dla Rzeszy następstwami.


  3. I tu dochodzimy do sedna sprawy.

    Największym sukcesem Brytyjczyków było uświadomienie Niemcom dysproporcji sił oraz faktu, że najmniejszy błąd z ich strony może skutkować anihilacją floty. I tu upatrywałbym powodu, dla którego Niemcy nie podejmowali później działań zaczepnych.

    Nie odbierając Brytyjczykom profesjonalizmu i woli walki, to, co pokazali Niemcy budzi mój szacunek.

    Moim zdaniem największym sukcesem Brytyjczyków było iż udowodnili Niemcom że nie da się zbudować tradycji i potęgi na morzu od podstaw i to w ciągu kilku lat. Niemcy zrozumieli to właśnie po bitwie jutlandzkiej. Sukces nie był mały - sukces był ogromny, bo w ciągu właściwie dwóch dni cały niemiecki sen o supremacjach na morzach się rozwiał, ogromna flota budowana gigantycznym nakładem sił, nie tylko nie spełniła niemal żadnych nadziei (ani nie była w stanie konkurować z aliantami, ani nie przełamała blokady morskiej, ani nie zapobiegła odcięciu kolonii) ale stała się wręcz kulą u nogi i siedliskiem rewolucyjnych nastrojów. Kto wie czy Ententa nie odniosła właśnie większych korzyści nie niszcząc całkowicie floty przeciwnika


  4. To może coś o stratach żywych.

    Wbrew pozorom na froncie zachodnim z początku nie były one wysokie w porównaniu do ogólnych.

    Atak pod Ypres z wykorzystaniem 280 ton chloru spowodował u aliantów straty 15 000 żołnierzy zatrutych, z czego 1/3 śmiertelnie. Niemcy wzięli 2470 jeńców i 47 armat. Na tym sukces się skończył, gdyż dowództwo niemieckie potraktowało go jako eksperyment i żadnych sił w odwodzie do wykorzystania powodzenia nie zgromadziło. A front sprzymierzonych padł na wiele kilometrów w głąb.

    Suche liczby nie oddają całego spektrum wydarzeń. 45 algierska dywizja piechoty wpadła w panikę, Algierczycy uciekali w popłochu - zdarzały się nawet przypadki strzelania do własnych oficerów. Front na tym odcinku załamał się i tylko zimnej krwi Kanadyjczyków udało się ustabilizować sytuację. Brytyjczycy musieli później ewakuować znaczną część grzbietu na wschód od Ypres. Odebranie tych terenów kosztowało później kilkaset tysięcy ludzi.

    Prawda jest jednak że broń chemiczna nie przyniosła na froncie zachodnim żadnego wielkiego przełomu, nie zadecydowała o wyniku żadnej większej bitwy, dodała tylko cierpień żołnierzom frontowym i komplikowała obu stronom życie.


  5. pretekstem był moim zdaniem telegram zimmermana. wojna podwoda była właśnie bezpośrednią przyczyną. Celów nieograniczonej wojny podwodnej było wiele. właściwie każde srodowisko w Rzeszy miało inny. Jedni mieli cele dalekosiężne - np. wytrącenie Anglii z wojny, inni widzieli to tylko jako odciążenie dla wojsk lądowych, jeszcze inni jako odwet za blokadę morską. Generalnie był to rodzaj Wunderwaffe Ludendorffa - ostatnia deska ratunku.


  6. A tak z innej beczki, wyszkolenie niemieckich marynarzy robi wrażenie! Te jednoczesne zwroty całej floty w czasie bitwy Jutlandzkiej tak, że pierwszy okręt w szyku staje sie ostatnim a ostatni pierwszym to rzecz niesamowita (szczególnie, gdy uwzględni się ówczesne środki komunikacji i nawigacji)!

    Co nie zmienia faktu iż był to manewr dość desperacki i dramatyczny, w końcowych fazach bitwy główne sił niemieckie wiły się jak piskorz, kolejne zwroty i manewry były dramatycznymi próbami uniknięcia brytyjskiej przewagi ogniowej. Flota niemiecka była w stanie nawiązać równorzędny bój z Grand Fleet, ale tylko do czasu. Nie było mowy o zwycięstwie, Niemcy mogli jedynie honorowo wycofać się z placu boju.


  7. Tylko zadajmy sobie także pytanie - co tak na prawdę dały Niemcom U-booty? Czy wojna podwodna nie przyniosła więcej szkód niż pożytku. Prawda napędzono trochę stracha Brytyjczykom, ale znalezienie skutecznych metod walki z Ubootami było tylko kwestią czasu. Wojna podwodna sprowokowała przystąpienie do wojny USA, poza tym wojna podwodna dawała Entencie oręż propagandowy. Uwaga, siły i środki skupione na budowie i remontach floty (także floty podwodnej) zabierały te środki ( i tak ograniczone) armii lądowej. Pod koniec wojny np. mechanizacja wojsk niemieckich była daleko w tyle za poziomem jaki osiągnęli sprzymierzeni.

    I jeszcze jedno: w PWS nie było Home Fleet. Tę nazwę stosowano do roku 1904 i potem od roku 1932. W PWS była Grand Fleet.


  8. Dla mnie to taka "broń atomowa" pierwszej wojny światowej - skażenie utrzymywało się bardzo długo i było przez to niebezpieczne dla obu stron. Dlatego raczej iperytem w międzywojniu zamierzano walić jedynie w czasie obrony [tak, w międzywojniu w taktyce niemieckiej użycie broni chemicznej było normalne - w zadaniach teoretycznych oczywiście].

    Iperytu używano bardzo szeroko także w natarciu. Gaz (zarówno Gelbkreuz, Grunekreuz, jak i Blaukreuz) stanowił bardzo ważny element przygotowań artyleryjskich podczas ofensyw niemieckich wiosną 1918 r. W wyniku ostrzału powstawały skażone strefy które były w ten sposób wyłączane z ruchu (co paraliżowało system obrony), gaz obezwładniał również obsługę artylerii wroga, dodatkowo liczył się jeszcze czynnik psychologiczny. Często również stawiano "bariery" z gazu celem zablokowania napływu rezerw przeciwnika lub osłony skrzydeł własnego natarcia - tak jak na załączonych mapkach. Efekt takiego ostrzału gazowego był tym większy im przeciwnik miał słabsze środki ochrony pgaz - tak jak armia rosyjska pod Rygą we wrześniu 1917 r. albo włoska pod Caporetto w październiku 1917 r.

    post-2153-1254821244_thumb.png

    post-2153-1254821598_thumb.png


  9. Dlaczego nonsens? Sterowce miały duży zasięg, duży, nieosiągalny dla ówczesnych samolotów pułap, udźwig bomb większy niż ówczesnych bombowców, mogły wisieć nad celem i nie wytwarzały dużego hałasu. Ich pojawienie się na niebie nad Antwerpią czy Londynem wywoływało ogromny efekt psychologiczny, nawet panikę mieszkańców. To jasne, że wobec rozwoju lotnictwa ich czas minął wraz z zakończeniem I wojny światowej. Ale swoje niepodważalne zalety i swoje "5 minut" w pws miały.


  10. W momencie, gdy wojna przerodziła się w pozycyjna aż sie prosiło, aby "posadzić" taki samochód na gąsienice i wysłać do walki. Znowu dziwię się, że stworzenie czołgu zajęło tyle czasu.

    Wojskowi (zwłaszcza wysocy stopniem) często bywają konserwatywni w swoich poglądach, ale przecież samolot wdarł się sie przebojem w działania wojenne i udowodnił, ze maszyny mogą być groźną bronią.

    Czyżby broń pancerna miała mniej zapalonych entuzjastów niż lotnictwo?

    Wybacz, ale w XXI w. niezwykle łatwo jest szermować takimi hasłami. Nie uwzględniają one ani ówczesnego rozwoju technicznego, ani stanu nauki, zasobów, czy w ogóle mentalności tamtych ludzi i czasów. Łatwo dziś krytykować ówczesnych decydentów czy generałów, mając wiedzę i doświadczenia których oni w ogóle nie mieli. Broń pancerna i lotnicza miała i swoich entuzjastów i zagorzałych przeciwników - zupełnie tak samo jak później bomba wodorowa czy internet. A "konserwatyści" i "innowatorzy" byli i są na każdej wojnie - PWS nie należała tu wcale do wyjątków.


  11. Miałem tu nie pisać, ale widzę, że zastój jakiś na forum...

    Do tej pory moim "faworytem" była Magenta-Solferino, ale obecnie chyba bezkonkurencyjne jest Westerplatte-Oksywie-Hel. Pierwsza oparta w 80 % na jednej jedynej polskojęzycznej pracy, druga zawiera taką masę błędów, uproszczeń oraz tez cokolwiek kontrowersyjnych (a nawet obraźliwych), że dyskwalifikuje to książkę nawet gdyby to była książka obrazkowa dla dzieci.


  12. Nie było oblężenia Szczecina. "Festung Stettin" padła praktycznie bez walk. Pewne walki toczyły się w lutym i marcu 45 r. na tzw. przedmościu szczecińskim - pod Stargardem i Pyrzycami oraz nad rzeką Iną pod Choszcznem (operacja "Sonnenwende"), ale był to tylko epizod walk na Pomorzu i bitwy o przyczółek kostrzyński. Natomiast nigdy nie spotkałem się w literaturze z terminem "bitwy o Szczecin" - choć zdaje sie jakieś walki z Werwolfem już po zakończeniu wojny rzeczywiście się tam toczyły. W sumie ciekawa sprawa - jako że Szczecin to moje rodzinne miasto ;)

    polecam ten artykulik

    http://miasta.gazeta.pl/szczecin/1,65205,2675231.html


  13. Moim zdaniem operację gorlicką można a nawet trzeba nazwać przełamaniem i tak nazywa ją płk Latinik w swoich "Uwagach o znaczeniu bitwy gorlickiej". Natomiast - jak już wcześniej pisałem w innym temacie - przełamanie frontu samo w sobie nie rozwiązuje "problemu nr 2" - czyli wykorzystania powodzenia. Tu w grę wchodzą już inne czynniki, takie jak logistyka, zdolność do szybkiego wprowadzenia odwodów, mobilność, zdolność do podtrzymania tempa operacji itd. itp. Problemu nr 2 do końca nie potrafił rozwiązać w PWS nikt.

    Latinik pisał m.in. w ten sposób:

    "(...) przełamanie więc frontu gorlickiego będzie miało w historii wojen znaczenie pierwszorzędne.

    (...) przełamanie frontu powiodło się zupełnie, gdyż na 30 klm frontu wtargnięto przeszło 50 klm w głab nieprzyjacielskiego frontu

    Wszelako cel dalszy przełamania frontu - to jest przejście do wojny ruchomej iżby Rosjan rozbić, częściowo nawet oskrzydlić (...) - cel ten nie został osiągnięty"


  14. ... a to sobie uroją jakąś broń masowego rażenia w jakimś państwie... :rolleyes:

    Co do I w św. to należy odróżnić przyczyny, głębsze przyczyny i pretekst. Przyczyną na pewno była nieograniczona wojna podwodna i wynikłe z tego zagrożenie dla handlu morskiego, a więc i dla interesów Stanów Zjednoczonych. Telegram Zimmermanna to byl pretekst, (być może nawet amerykańska prowokacja) mający na celu przekonanie opinii publicznej w samym USA. Głębsze przyczyny to kwestia kontrowersyjna. USA nie mogło po prostu przyglądać się globalnemu konfliktowi. Próby oddziaływania na rzeczywistość za pomocą mediacji nie powiodły się, zatem St. zj musiały zaangażować się militarnie. Kwestia - po której stronie - była jasna od początku wojny.


  15. Jeśli chodzi o Cedynię - to w 90 % publikacje o niej są próbą rekonstrukcji złożoną z hipotez, mniej lub bardziej prawdopodobnych, mniej lub bardziej możliwych do udowodnienia a czasami nawet wyssanych z palca lub zupełnie fantastycznych. Dla jednego będzie to trudność, dla innego wymyślenie prawdopodobnego scenariusza to kwestia zdolności literackich, ewentualnie zdolności kojarzenia faktów i okoliczności. Tylko tyle i aż tyle. Z tym że umiejętności kojarzenia faktów wymaga się od historyka każdej epoki. Zdolności literackich, inwencji twórczej i fantazji - nie koniecznie...


  16. W miotaczach ognia ery I wojny światowej stosowano zwykle mieszankę tzw. olejów ciężkich (np. mazut) i lekkich (benzol). Proporcje uzależnione były od warunków atmosferycznych - zimą zazwyczaj zwiększano procent olejów lekkich. Pierwszy składnik odpowiadał za zasięg działania ("energię w powietrzu") olej lekki zaś służył zapłonowi.


  17. Bitwa bitwie nie równa. Poza tym chyba sam zdajesz sobie sprawę, na ile ważny był Kłuszyn, a na ile Kaniów.

    Poza tym, w przypadku utrwalania danych wydarzeń na obrazach, jak w przypadku Wiednia i reszty XVII w., może dojść to, że autor sobie pofantazjował i wartość tej pracy jako źródła ikonograficznego może być mocno skrzywiona. Za to fotografia, kadr filmowy czy cały film, to są źródła na serio.

    To lepiej jest, kiedy na dany temat nic pewnego nie wiemy? Już mówiłem, lepszy nadmiar niż niedomiar, od przybytku głowa nie boli.

    Ależ ja wcale nie twierdzę, że jest proste, jakakolwiek próba stworzenia własnej pisaniny jest trudna, tylko nie uważam, że XX-wieczni powinni narzekać na brak materiału ikonograficznego.

    A dlaczego, by poznać wojskowość trzeba od razu poznawać zdjęcia przedstawiające walkę?

    1. A na ile ważne (znane, słynne etc.) było Verdun a na ile Kłuszyn? I kto dokonał pierwszy tego typu porównania?

    2. Przecież szaleństwem jest oczekiwać fotografii przedstawiających bitwę pod Wiedniem (chyba że rekonstrukcję). Jeśli autor może sobie pofantazjować to może też stworzyć teoretycznie nieskończoną ilość ikonografii, nieskończoną ilość fotografii zrobić nie można - albo je zrobiono albo nie. I w wielu przypadkach fotografii przedstawiających bezpośrednio pewne bitwy - po prostu brak, albo są one rzadkie a ich dostępność jest b. trudna - znajdują się bowiem w jakichś archiwach albo zbiorach prywatnych. Poza tym problem "fantazjowania" występują także w przypadku fotografii - połowa sowieckich zdjęć z lat DWS jest albo "ucharakteryzowana" albo niewyraźna albo retuszowana. Więc źródło bywa czasami zawodne.

    3. Nie wiem czy lepiej jest mieć nadmiar bogactwa czy niedomiar - ale na pewno nie podlega to prostym kategoriom "łatwo - trudno". Metodologia jest zwyczajnie inna i tyle.

    4. Aby poznać wojskowość nie trzeba poznawać zdjęć przedstawiających walkę, ale monografie bitew - a to jest przecież punkt wyjściowy naszej dyskusji - opisują przede wszystkim bitwy a wojskowość jest tłem. Zresztą to była tylko dygresja, która podkreśla że twierdzenia typu "wojskowość XX wieku dysponuje nieskończoną ilością fotografii" albo że "fotografie z XX w to żaden rarytas" jest tylko częściowo prawdziwa. Rarytasem będzie np. zdjęcie pokazujące bitwę pod Kaniowem, rarytasem będzie zdjęcie przedstawiające bój bezpośredni (np. walkę wręcz), lub np. rzadkie elementy uzbrojenia itd. itp. Rarytasem może nie będzie zdjęcie przedstawiające biwak niemieckich żołnierzy pod Ypres w 1914 r., ale jeśli na tym zdjęciu uwieczniony został szeregowy Adolf Hitler to o rarytasie można już mówić z cała pewnością.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.