Skocz do zawartości

Krzysztof M.

Użytkownicy
  • Zawartość

    574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Krzysztof M.


  1. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że Falkenhayn był wśród kadry armii niemieckiej bardzo niepopularny. Kiedy we wrześniu 1914 r. obejmował stanowisko szefa Sztabu Generalnego - był młodszy wiekiem i rangą od większości dowódców armii - co od razu zrodziło niechęć do niego. Poza tym był to człowiek spoza tzw. szkoły Shlieffena, kiedy powstawały zręby planów wojny - Falkenhayn przebywał w Chinach. Reputacja jako dowódcy wojskowego - została podkopana już od samego początku - od pierwszej bitwy pod Ypres. Wielu historyków i wojskowych krytykowało Falkenhayna za użycie niedoświadczonych korpusów rezerwowych, które wykrwawiły sie pod Langemarck niczego nie zdziaławszy. Szczerą niechęć do niego żywił np. Rupprecht, któremu zabrano podczas bitwy część sił i wyłączono spod dowodzenia. Ale największymi wrogami Falkenhayna była para HL. To, że Falkenhayn wytrwał aż dwa lata na stanowisku, zawdzięczał jedynie poparciu cesarza i jego otoczenia.

    Po wojnie był ulubionym "chłopcem do bicia" pamiętnikarzy niemieckich. Drugim - obok Moltkego - kozłem ofiarnym. Co byśmy jednak nie mówili o jego zdolnościach strategicznych - ani jego poprzednicy (Shlieffen, Moltke), ani następcy (HL) niczego lepszego nie wymyślili.


  2. Spięty - Antyszanty. Płyta pełna "fiutów", "pi...d" i innych erotyczno-morskich aluzji i metafor. (prześna erotyka plus knajpa, a raczej tawerna - po prostu Spięty) Ale jakże to na swój sposób poetycko, subtelnie, z humorem (najczęściej czarnym) podane! Moim zdaniem to będzie jedna z polskich płyt roku.

    Drugą - mam nadzieję - będzie nowy album Armii pt. Freak.


  3. Hej

    Zastanawia mnie, jaka logika stała za tym dziwacznym chemicznym szrapnelem, tzn. co autor miał na myśli? Bardzo trudno jest wygenerować sensowne stęzenie trucizny na otwartej przestrzeni, logiczne wydaje się więc, by w pocisku było tego jak najwięcej. Najprostszy byłby pocisk w rodzaju granatu, tyle że wypełniony środkiem chemicznym, z jakimś niewielkim ładunkiem wyb. rozrywającym skorupę i rozpylającym zawartość. Tymczasem zaś zastosowano szrapnel, który oprócz całego tego ustrojstwa w środku (zapalnik czasowy, ładunek wyrzucający, lotki-kulki) zawierał jeszcze upchaną między kulki pewną ilość środka trującego, niewielką z konieczności. Po co była ta kombinacja, nie mam pojęcia.

    *) to jest generalnie środek drażniący, stosowany do głupich dowcipów jako proszek na kichanie http://secretfunspot.blogspot.com/2009/04/...ing-powder.html może autor zakładał że obsmarkane wąsy brytyjskich oficerów spowodują znaczne obniżenie morale żołnierzy i ogólne rozprzężenie w armii...?

    Najprawdopodobniej chodziło o znalezienie ...luki prawnej i oszukanie konwencji haskiej. Prawo międzynarodowe zakazywało użycia pocisków, których "jedyną funkcją było rozprzestrzenianie gazu duszącego". W pocisku typu "Ni-Schrapnell" środek chemiczny był tylko jednym z elementów tej amunicji.


  4. Hej

    Właśnie tak mi się wydaje. Z punktu widzenia niemieckiego kierownictwa chyba wyglądało to tak: atakujemy na jakimś odcinku z użyciem nowej broni => atak na tym odcinku zakończył się powodzeniem => nowa broń na pewno w jakimś stopniu przyczyniła się do sukcesu => program nowej broni zasługuje na dalsze finansowanie jej rozwoju, żeby była jeszcze skuteczniejsza.

    Na marginesie niemieckiego powodzenia. N. Chapelle to było kilka domów na krzyż, Niemcy walczyli o tą miejscowość przez kilka dni, zaangażowali tu ponad 20 batalionów i stracili co najmniej 5000 ludzi. 27 października (w dniu w którym uzyto gazu) wieś w końcu padła, ale nic więcej poza zgliszczami zabudowań Niemcy nie zajęli i nie osiągnęli. Dwa dni później wycofali się z ruin bez walki... Ot, cały sukces pierwszego ataku chemicznego :)

    Faktem jest jednak, że programu nie przerwano, atak pod N. Chapelle jesli nie pomógł Haberowi to na pewno nie zaszkodził.


  5. Hej

    Zgadza się. Natomiast wyczytałem gdzieś, że atak ten miał spore znaczenie dla niemieckiego programu broni chemicznej. Haber nie miał stuprocentowego poparcia we władzach, wielu wpływowych decydentów było zdania, że broń chemiczna to zawracanie głowy, szkoda na to pieniędzy itd. i kilkakrotnie programowi groziło zamknięcie. Jednak udany atak pod Neuve Chapelle stał się mocnym argumentem dla zwolenników Habera i w efekcie programu nie tylko nie zamknięto, ale nawet dostał dodatkowe finansowanie, co zaowocowało dalszym rozwojem broni chemicznej.

    *) to jest generalnie środek drażniący, stosowany do głupich dowcipów jako proszek na kichanie http://secretfunspot.blogspot.com/2009/04/...ing-powder.html może autor zakładał że obsmarkane wąsy brytyjskich oficerów spowodują znaczne obniżenie morale żołnierzy i ogólne rozprzężenie w armii...?

    Co więcej większość niemieckich generałów przeciwna było stosowaniu broni chemicznej - stąd np. wiosną 1915 r. OHL miało problem ze znalezieniem odpowiedniego odcinka frontu gdzie można było użyć chloru. To, że zastosowano go pod Ypres było wynikiem tego, że dowodzący tu generałowie - książę Albrecht (dca 4 A) i generał Deimling (XV KA) wyrazili na to zgodę, a nawet wykazali (jako jedni z nielicznych) zainteresowanie.

    Natomiast jeśli atak pod N. Chapelle okazał się wg. Habera "sukcesem" to widzę tu jakiś brak logiki. Jakim sukcesem, skoro przeciwnik nawet nie kichnął, nie mówiąc już o obsmarkaniu wąsów? Jeśli można mówić tu o jakimś sukcesie to chyba tylko takim, że Niemcy doszli do przekonania iż nie tędy droga, zastosowany środek oraz metoda jego użycia są nieskuteczne i należy sięgnąć po coś innego.

    Zastanawia mnie więc w czym tak naprawdę leżało sedno owego sukcesu tego ataku- chyba, że Niemcy nie wiedzieli, że Brytyjczycy nie wiedzieli że są atakowani gazem :)

    Dla ciekawostki - żona Habera Clara, na wieść o nowej niemieckiej broni stworzonej przez jej męża popełniła w 1915 r. samobójstwo.


  6. Walka w terenie miejskim to zawsze ryzyko. Już Sun Tzu pisał, aby unikać walki wewnątrz miast, zwłaszcza tych dużych. Bezpośredniej obrony miast unikano także z obawy przed ich zniszczeniem. Inna jeszcze kwestia, że na froncie zachodnim Niemcy nie mieli okazji aby walczyć o duże miasta, gdyż front zbyt daleko nie zaszedł i przez cztery prawie lata pozostawał nieruchomy - przez większą część konfliktu głównym polem bitwy był kilku-kilkunasto-kilometrowy pas ziemi niczyjej, który rzadko przez miasta przebiegał.


  7. Jak przedmówca. Nie możemy zakładać, że w PWS w ogóle nie walczono w mieście - to byłoby nawet na chłopski rozum niemożliwe. Cokolwiek jednak w tym zakresie wystąpiło było jedynie namiastką walk z DWS. Nie było przede wszystkim walk w dużych miejskich aglomeracjach. To co działo się w Messines, Gorlicach czy nawet Lille to były krótkie kilkugodzinne boje. Ciężkie walki toczyły się np. na przedmieściach Reims w 1918 r., miasto nawet było mocno zniszczone, ale walk ulicznych jako takich nie było. I musimy też pamiętać że walka w terenie zurbanizowanym, szturm miasteczka i oblężenie twierdzy pierścieniowej to są trzy zupełnie odrębne kwestie, które nie mogą być mylone. Przede wszystkim aby zaistniała "walka miejska" musi być do tego miasto - a front zazwyczaj przechodził przez mniejsze miejscowości, naprawdę duże miasta (jak np. Bruksela, czy Warszawa) były zwyczajnie ewakuowane. Natomiast duże miasta będące twierdzami (np. Antwerpia czy Przemyśl) poddawały się po upadku fortów.


  8. DWS? Czyżby?

    A walki o Saragossę z 1808/1809 r.?

    Przecież do obrony zewnętrznej jak i wewnętrznej tegoż miasta, wykorzystano przede wszystkim zabudowę miejską.

    Pozdr.

    B.

    Walki w terenie zurbanizowanym toczyły sie już od czasów starożytnych - np. wojna aleksandryjska, potem np. bitwa o Tenochtitlan, insurekcja warszawska, komuna paryska itd itp. W I wojnie światowej praktycznie tego typu walk, na dużą skalę nie było. Natomiast walka w terenie zurbanizowanym (tzw. MOUT) jako odrębny problem taktyczny, czy odrębny problem sztuki wojennej to rzeczywiście raczej wynalazek DWS. Obecnie jest to jedno z najważniejszych i najczęściej studiowanych zagadnień wojskowych. Wcześniej , przed DWS nie traktowano tego jako odrębnej dziedziny (ewentualnie jako element sztuki oblężniczej) a w czasie wojen najczęściej walk w obrębie aglomeracji miejskich unikano.


  9. Pierwsza wojna światowa praktycznie nie zna problemu "bitwy w terenie zurbanizowanym", na pewno zaś nie w takim stopniu i skali co w DWS albo w konfliktach współczesnych (Hue, Bejrut, Grozny, Bagdad). Jeśli chodzi o front zachodni to pewne, krótkotrwałe walki uliczne toczyły się w październiku 1914 r. w Lille, miastem frontowym było też Lens (przez miasto to biegła linia frontu) - ale to są miasta o umiarkowanym rozmiarze. Walczono tez o Cambrai w 1918 r. lub o gruzy miasteczek (np. 7 czerwca 1917 r. w Messines nawet w piwnicach domów) - niemniej jednak nie były to zmagania na skalę chociażby Aachen 1944, Cherbourga 1944, Poznania i Wrocławia 1945, czy Manilii 1945 r. Nie wspominając już oczywiście o Stalingradzie, Warszawie, Budapeszcie czy Berlinie. Ewentualnie o walkach miejskich można było mówić w przypadku rewolucji, powstań, rewolt - pod "bitwę w terenie zurbanizowanym" można by podciągnąć np. Dublin 1916, Berlin 1918-1919 czy Piotrogród 1917, ale natężenie tych walk było raczej niewielkie.


  10. Hmmmm "taktyczny wymiar ataku" to określenie cokolwiek enigmatyczne. Na pewno jakiś efekt wywrzeć musiało samo bombardowanie artyleryjskie. Niemcy zdobyli Neuve Chapelle, ale głównie w wyniku skoncentrowania znacznych sił na tym odcinku (2 dni później oddali wieś bez walki). Jaki natomiast udział w tym epizodzie miał sam środek chemiczny? Zapewne znikomy, skoro ówczesne relacje brytyjskie nie wspominają o tym incydencie. Dopiero po wojnie alianci dowiedzieli się iż Niemcy użyli tu gazu. Edmonds w historii oficjalnej (1925 r.) pisze , że w skutek niewielkiego stężenia efekt działania środków był na tyle znikomy, iż Brytyjczycy nie mieli w ogóle świadomości iż są atakowani tą bronią. Podobnie było w styczniu 1915 r. pod Bolimowem. Dopiero więc Ypres 22 kwietnia 1915 r. było pierwszym, na prawdę skutecznym i masowych atakiem chemicznym w wielkiej wojnie.


  11. Co to znaczy "szybko" ? - bo zajęło im to 3 lata i wymagało użycia broni masowego rażenia pt. "Lenin" (nb., czy to wyszło Niemcom na dobre, jest dyskusyjne).

    Swoją droga, wśród najgorszych armii (ale - nie najgorszych żołnierzy) można wymienic armię belgijską. Armia włoska do czasu Karfreitu nie był taka zła, choć potem faktycznie musiała być posiłkowana przez znaczne siły Ententy.

    Po drugiej stronie - to najgorsza była ogólnie armia państw centalnych, gdzie - z małymy wyjątkami - działano na zasadzie "każdy sobie", co chyba najgorsze efekty dało w 1916 r. Niczego podobnego do koordynacji działań na frontach, jakie prowadziła Ententa, nie było.

    Primo, co to jest chuda Emma ?, po drugie wiemy jak wyglądał by szturm twierdz bez CK 305-ek. Tak samo, jak szturm twierdzy Liege, w którym 305-ki nie brały udziału, bo wtedy jeszcze CK monarchia nie była w stanie wojny z Belgią.

    Pod względem organizacji, możliwości mobilizacyjnych, uzbrojenia, wyposażenia, wyszkolenia itd. itp. to na początku wojny armia belgijska była bodaj najsłabszą armią ze wszystkich walczących. Przyznawali to nawet sami Belgowie (Essen, Galet, nawet król Albert). Jej heroiczna postawa w kampanii 1914 r. była w zasadzie zaprzeczeniem wszelkich wojskowych teorii. Nie należy jej też przeceniać. Pamiętajmy, iż Belgowie walczyli w 1914 r. głównie z jednostkami improwizowanymi, Landwehry, rezerwowymi, zapasowymi, kawalerią itd itp. Walczyli głównie pod osłona umocnień stałych, które broniły się dłużej lub krócej. Belgowie odnieśli też kilka sukcesów taktycznych, ale generalnie kampania 1914 r. to było dla Belgów pasmo odwrotów.

    Argument o austriackich Skodach w walkach o twierdze w 1914 r. jest zdecydowanie nadużywany (chyba z braku innych sensowniejszych argumentów). Niemcy nie byli bezwzględnie skazani na łaskę i niełaskę sojusznika, posiadali własną ciężką artylerię (21 i 42 cm oraz moździerze 25 cm). Twierdzenie, że te kilka czy kilkanaście a-w działonów miało jakiś gigantyczny wpływ na przebieg walk jest trochę przesadzone.


  12. Odświeżę trochę i nawiążę do sporu z początku tego wątku - sporu o pierwsze użycie gazu bojowego w PWS ;)

    27 października 1914 r. w rejonie Neuve Chapelle (podczas tzw. bitwy pod La Bassee - Armentieres będącej częścią pierwszej kampanii we Flandrii) na odcinku atakującej niemieckiej 14 dywizji Piechoty Niemcy użyli około 3000 szrapneli zawierających substancje drażniące i łzawiące. Pociski te spadły na obszar zajmowany przez brytyjską 3 Dywizję Piechoty. Użycie środków było na tyle nieskuteczne że Brytyjczycy nie mieli świadomości tego, iż użyto przeciw nim środków chemicznych. O incydencie dowiedziano się dopiero po wojnie. To wydarzenie było zatem najprawdopodobniej pierwszym (choć na pewno jeszcze eksperymentalnym) użyciem środków chemicznych w PWS w warunkach bojowych.


  13. Nie można zapominać, że wielu obecnych historyków uwalnia von Moltkego od całościowej odpowiedzialności za porażkę planu Schlieffena. Uważa się, że plan ten nawet w wersji oryginalnej, w zaistniałej sytuacji, czyli sporym oporze Belgów i przyłączeniu W. Brytanii do wojny nie miał wielkich szans powodzenia.

    Moim zdaniem jednak, pomijając te wszystkie fantastyczne rozważania, Niemcy choćby stanęli na głowie i tak nie pokonaliby Francji w 1914 r.

    Zgadzam się z powyższym.

    1. Można nawet powiedzieć, iż pogląd ten jest obecnie dominujący. Może nie tyle uwalnia, co zrywa z upowszechnionym w międzywojniu mitem "genialny plan - fatalne wykonanie" - mimo wszystko Moltkemu daleko było do miana prawdziwego "Feldherr".

    2. Plan, zwłaszcza w wersji oryginalnej, nie miał szans powodzenia, o ile oczywiście można wyodrębnić ową "wersję oryginalną" - gdyż myśl Schlieffena zmieniała się na przestrzeni wielu lat i przybierała rozmaite warianty.

    3. Paru historyków uważa też, że w ogóle nie było czegoś takiego jak "plan Schlieffena" (albo przynajmniej nie było go w takiej formie jak się powszechnie uważa) i mają ku temu wcale nie słabe podstawy.


  14. Ksiązki Falla o Dien Bien Phu były lekturą obowiązkową wsród oficerów III MEF w roku 1968, kiedy to siły WAL obległy bazę w Khe Sanh. Czyniono wówczas wiele, mniej lub bardziej trafnych, analogii między obiema bazami. W tym konkretnym przypadku Amerykanie uniknęli błędów Francuzów, inna sprawa, że dysponowali środkami, których Francuzi po prostu nie mieli.


  15. Może aż tak entuzjastycznie bym do tego nie podchodził ale Warszawa 1831 jako habek jest bardzo dobry. Niestety pozbawiony jest bibliografii i posiada jedynie szczątkowe przypisy - widać, że to okrojona wersja większej pracy. Bardzo dobrze przedstawione są działania strony rosyjskiej. Bodaj jedyny przypadek w serii HB gdzie kolorowe mapy umieszczono na specjalnej wkładce. Niestety klejone na środku - co utrudnia bardzo ich czytanie. Książka na temat (może nawet trochę brakuje pewnego wprowadzenia, szerszego tła), profesjonalna, skupiająca się na aspektach militarnych, spełniająca wysokie standardy jakie cechowały tę serię w latach 90-tych. Podobnie - Iganie 1831.


  16. Z tego co mi wiadomo eskadra von Spee to był odrębny, nie wchodzący w skład Hochseeflotte, zespół. Radził sobie dobrze w działaniach krążowniczych na zupełnie drugorzędnych teatrach działań. Oczywiście radził sobie dobrze do czasu. Nie zmienia to również faktu iż był to w pewnym momencie - parafrazując tym razem B. Tuchman - "nieprzyjaciel, który wówczas uciekał" :)


  17. Nawet gdyby Jutlandia zakończyła się spektakularnym sukcesem niemieckim. Powiedzmy, że odstrzeliliby Brytyjczykom z 10 wielkich okrętów dajmy na to kosztem swoich trzech. W skali operacyjnej byłby to wielki sukces, ale strategicznie niewiele by sie zmieniło.

    Wynik bitwy jutlandzkiej na pewno był rozczarowaniem dla Royal Navy, różnica polegała jednak na tym, że Niemcy musieli wygrać to starcie - Wielka Brytania nie musiała. Była to jedna z tych bitew o przetrwanie gospodarcze Rzeszy, dla Brytyjczyków straty miały co najwyżej wymiar prestiżowy.


  18. Hmmmm - moim zdaniem dyskusja jak najbardziej mieściła się w temacie. Trochę poza niego wykraczała, ale bitwa jutlandzka to nie potyczka dwóch niszczycieli tylko jedna z największych bitew morskich XX w. - a więc starcie wielowymiarowe. Nie sposób mówić tu tylko i wyłącznie o samych kursach okrętów... Jej geneza, następstwa, otoczka to również część tej batalii. Na pewno nie był to offtop. :) Wnoszę zatem o posklejanie postów na nowo :P

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.