Skocz do zawartości

Krzysztof M.

Użytkownicy
  • Zawartość

    574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Krzysztof M.


  1. No cóż, z tego bełkotu jaki produkuje tu pan k wyłania się mimo wszystko jedna istotna myśl. Jeśli masz dryg do matematyki, zdolności językowe, nie mdlejesz na widok krwi etc. etc. nie marnuj życia na studia humanistyczne. Może niezbyt odkrywcza, ale bardzo słuszna jest ta koncepcja. ;)


  2. A ja mam zgoła odmienne wrażenie: że historycy.org się lewicują mocno i coraz słabszy jest odpór zdrowych sił prawicowych.

    ...a ja mam wrażenie, że gdyby zamknięto dział mównica (poza subforum o kulturze), to w ogóle wszyscy poczuliby się zdrowiej - czerwoni, zieloni, różowi, czarni i tęczowi.


  3. Odświeżając. Taksówki paryskie miały znaczenie symboliczne, propagandowe. Przerzucono nimi równowartość brygady - co mogło mieć wymiar taktyczny ale nic poza tym. Paryskie taksówki to miał być symbol jedności i solidarności narodu w obliczu niemieckiej agresji. Było to coś "niebanalnego" - jak wyrazić to miał jeden z francuskich generałów.

    Niewielu jednak wie, że taksówkarze policzyli za kurs po normalnej stawce. ;)


  4. Emigrant ostatnio wyrazil zainteresowanie i byc moze dolaczy do nas tutaj. Mam tylko nadzieje, ze obejdziemy sie bez baluma, Beukota czy innego Dartha Stalina.

    To co cenię w forum historia.org to fakt, że mniej tu nachalnej polityki wciskanej wszędzie, gdzie się da. Widzę jednak, że niektórzy "spadochroniarze" z historyków starają się to zmienić. Szkoda


  5. A teraz argumenty pro-brytyjskie: był to chrzest bojowy BEF, Brytyjczycy wybrali pozycję której mieli bronić - ale nie za wszelka cenę, do ostatka tylko przez pewien czas aby osłonić skrzydło francuskie. Pozycję utrzymano przez kilkanaście godzin, po czym wycofano się pod La Cateau. 1 armia niemiecka zamierzała zniszczyć brytyjski II korpus na tej pozycji. Zniszczyć go nie zdołała, Brytyjczycy znów powstrzymali natarcie wroga i zdołali wycofać się we względnym porządku. Zyskano na czasie, który pozowlił na uporządkowanie odwrotu. Niemcy też nie zrealizowali w pełni swoich celów - bo celem Vernichtungsschalcht jest zniszczenie przeciwnika. BEF zniszczony nie został, żadna z wielkich jednostek nie utraciła zdolności bojowych. To nie jest zatem takie pewne kto właściwie zrealizował swój cel.


  6. Wracając do samej bitwy - nie pierwszy i nie ostatni to raz, kiedy różni badacze różnie oceniają wynik jakiegoś starcia, biorąc pod uwagę różne wskaźniki - najlepiej takie, które pasują im do lansowanej tezy. Dla jednych zwycięstwem będzie utrzymaniem pozycji, dla drugich zadanie większych strat nieprzyjacielowi, dla trzecich zwycięstwem będzie uniknięcie zagłady (udany odwrót), dla czwartych zyskanie na czasie. I wszystkie te czynniki w tej czy innej formie występują w bitwie pod Mons. Brytyjczycy utrzymali przez pewien czas pozycje, opóźnili marsz niemieckiej 1. Armii, zyskali cenne godziny - i pod tym względem Mons można traktować jako "taktyczny sukces BEF". Z drugiej strony straty niemieckie nie były tak wysokie jak podają to źródła (bliżej 3-4 tysięcy niż 6-10 tys.) i opracowania brytyjskie, bitwa zdecydowanie nie przebiegała według schematu : "atak mas szarej piechoty -> błyskawiczny ogień karabinowy (mylony rzekomo przez Niemców z ogniem karabinów maszynowych) -> sterty trupów zalegające brzegi kanału etc. etc.". Armia niemiecka również biła się dzielnie i ostatecznie wyparła przeciwnika z linii obronnych nie samą bezmyślną Furor teutonicus, ale także dzięki wyszkoleniu, zgraniu i wyrafinowanej i elastycznej taktyce.

    Ja wiem, że powiedzenie "dwie strony medalu" jest banalne i wyświechtane - ale w tym przypadku po prostu nie można użyć innego.


  7. 1. Co do Mons to pamiętajmy, że nieopodal jest Waterloo, Malplaquet, a bitwa pod Le Cateau zostala stoczona w rocznice bitwy pod Crecy - mit się praktycznie pisał sam

    2. Zuber jest prawdziwym apologetą armii niemieckiej, zabiera głos nie tylko w sprawach taktyki, ale również w tak drażliwych kwestiach jak zbrodnie niemieckie w Belgii czy nawet w kwestii odpowiedzialności (a raczej braku) Niemiec za wybuch wojny - choć może nie bezpośrednio. Z tego co wiem jest zafascynowany nie tylko armia ale w ogóle niemiecką kulturą. Jego wyższość polega jednak na tym, że - on w odróżnieniu od brytyjskich autorów sięga zarówno po źródła brytyjskie jak i niemieckie (lub francuskie w przypadku Ardennes). W większym stopniu wykorzystuje źródła brytyjskie chwaląc Niemców, niż gros Brytyjczyków - niemieckie chwaląc Brytyjczyków (trochę zamotałem?)

    3. Oczywiście nie badałem niemieckich archiwów - nigdy nie byłam ani w Poczdamie ani we Freiburgu, ale z tego co wiem 90 % niemieckich dokumentów zostało zniszczonych. Zachowały się archiwa armii bawarskiej, badeńskiej, saskiej itd (Monachium, stuttgart) - ale akurat gros 1 Armii stanowili Prusacy. Zostają zatem prace powstałe w latach 20 i 30, pisane w pewnych okolicznościach, z perspektywy czasu, w określonej sytuacji politycznej - o czym powszechnie wiadomo. Dokumentów pozostało niewiele - historycy ich przecież nie stworzą, zostaje zatem krytycznie podejść do tego co jest.


  8. Problem polega na tym, że Lomas w obu swoich Ospreyach (Mons i Ypres) opiera się niemal w 100 % o brytyjskie źródła i poza kilkoma przypadkami nie odnosi się do źródeł/opracowań niemieckich. a jeśli się odnosi to są to źródła mało wiarygodne i dodatkowo cytowane selektywnie. Jego Mons powiela więc stereotypy nakreślone w latach 20-tych przez brygadiera Edmondsa, a potem przez kolejnych historyków brytyjskich. Zuber wykorzystuje wiele źródeł niemieckich - głównie historii pułkowych, ale nie tylko. Jest jednak druga strona medalu - niszcząc jeden mit autor tworzy następne, wychwalanie pod niebiosa taktycznej sprawności armii niemieckiej prowadzi do dziwnego paradoksu - skoro było tak dobrze to dlaczego było tak źle? skoro armia niemiecka biła na głowę armie belgijską, francuską i brytyjską - to dlaczego praktycznie nie osiągnęła podczas wojny na froncie zachodnim żadnego celu operacyjnego nie mówiąc już o strategicznych? Znów konstatacja, że żołnierz i doktryna byli OK tylko zawiedli generałowie na górze? - eee to by było zbyt proste...

    Mons zostało zaliczone do panteonu chwalebnych kart brytyjskiego oręża - poniekąd słusznie, ale liczba stereotypów i klisz narosłych wokół tej bitwy jest doprawdy spora. Zuber rozprawia się z tymi mitami, ale idzie za daleko i zbyt ufa w źródła niemieckie. Bo ani Brytyjczycy, ani Francuzi, ani Niemcy nie mieli monopolu na "obiektywną prawdę".


  9. Właśnie czytam najnowszą prace T. Zubera o bitwie pod Mons (The Mons Myth: a Reassesment of the Battle). Autor "demoluje" w niej narosłą wokół tej bitwy mitologię. Generalnie brytyjskie wyobrażenie o walkach pod Mons i Le Cateau jest następujące: zmasowane natarcia niemieckiej piechoty, atakującej w gęstych kolumnach (zmasowanych "blokach") były bohatersko odpierane przez doskonale wyszkolonych pod względem strzeleckich brytyjskich piechurów. Niemcy ponieśli wielkie straty a wyparli Brytyjczyków z ich pozycji dzięki ogromnej przewadze liczebnej.

    Rzeczywistość - przynajmniej według Zubera - była inna: generalnie przewaga niemiecka nie była duża, lub nie było jej wcale, straty po obu stronach były mniej więcej równe lub nawet (w przypadku La Cateau) wyższe po stronie Anglików, wyszkolenie strzeleckie Brytyjczyków jest na ogół przeceniane i wyolbrzymiane, Niemcy nie atakowali tylko w zwartych szeregach - masą, ale wyparli wroga z zajmowanych pozycji dzięki wyrafinowanej taktyce i świetnemu wyszkoleniu piechoty i artylerii.

    Coraz bardziej lubię tego autora... :)


  10. Mówimy to u jednym z najwybitniejszych filmów s-f, o którym napisano już tomy. Nie sądzę aby o wielkości czy słabości tego filmu decydował jedynie soundtrack. To by oznaczało że film jest przeciętny i ratuje go tylko ścieżka dźwiękowa. A z tym się zgodzić nie sposób.

    Nie przypominam sobie użycia wobec tego filmu slow Do Kitu

    Na ogół nie chwytam za słówka ale ... użyłeś słów "słaby" i "kaleki" - określenia równie dosadne ;)


  11. Znam soundtrack do Blade Runnera na pamięć - w wersji zwykłej, rozszerzonej, kasetowej, kompaktowej, nawet w formie przeróbek ;), jest to jeden z najlepszych soundtracków w historii, ale stwierdzenie że bez niego ten film byłby do kitu, jest z pewnością przesadzone.


  12. bez jego muzyki łowca Androidów ,... to filmy słabe a wręcz kalekie

    Uchhh - przesada i to gruba.

    Co do Vangelisa to miewał wzloty i upadki - osobiście najbardziej podoba mi się stary L'Apocalypse des Animaux - soundtrack do francuskiego filmu przyrodniczego.

    W pamięci utkwił mi także Popol Vuh i motyw otwierający z filmu Aguirre Gniew Boży, jedna ze scen z filmu "Lost Highway" Davida Lyncha z Rammstainem w tle, oraz "Good Vibrations" w filmie Vanilla Sky.

    No i oczywiście "marsz szturmowców" z Gwiezdnych wojen ;)


  13. Rogi Hittinu 1187. Z dziejów obecności krzyżowców w Lewancie. Polityka – wojna – prawo – obyczaje

    Marian Małecki

    wyd. Inforteditions (seria Bitwy/Taktyka)

    2011

    s. 336

    Zawiera indeks osobowy.

    Właśnie ukazała się kolejna pozycja Infortu – „Rogi Hittinu 1187. Z dziejów obecności krzyżowców w Lewancie. Polityka – wojna – prawo – obyczaje” autorstwa dr Mariana Małeckiego. Zaznaczam, iż poniższe wypociny nie są żadną recenzją, ale jedynie moją osobistą opinią na jej temat ;)

    Książka jak na pracę popularnonaukową, posiada potężny aparat naukowy. Bibliografia liczy ok. 280 pozycji (!) w kilku językach (jest nawet kronika – jak sądzę w języku arabskim, - choć trudno stwierdzić na ile autor z niej korzystał) z przypisami niekiedy na pół strony. Jak nietrudno się domyśleć ta monografia to coś więcej niż tylko Runciman + Potkowski + Michałek + Smail ;) Praca obejmuje okres od I wyprawy (opisana pobieżnie) do zdobycia Jerozolimy przez Saladyna – jej częścią centralną jest bitwa pod Hittinem, którą autor pieczołowicie rekonstruuje i rozkłada – o ile to możliwe w odniesieniu do bitwy średniowiecznej – niemal na czynniki pierwsze (hipotezy, źródła, opinie innych autorów itd.). Jestem pod wrażeniem.

    Książka zasadniczo skupia się na kwestiach politycznych i militarnych, autor jednak ma ambicje zabrania własnego głosu w sprawie całej idei wypraw krzyżowych, stosunków chrześcijan i muzułmanów, omawia aspekty prawne czy kulturowe związane z funkcjonowaniem państw łacinników. „militarni puryści” mogliby kręcić nosem - treści te zawarte są jednak w dwóch ostatnich rozdziałach – będących swego rodzaju dodatkiem („Na marginesie...”) do zasadniczego tekstu – nie „zakłócają” więc głównej narracji. Książka zawiera liczne aneksy – autor popisuje się (w dobrym tego słowa znaczeniu) tu swoją erudycją – w jego tłumaczeniu załączono obszerne fragmenty źródeł dotyczących omawianego okresu – szczególnie samej bitwy. Jak już wspomniałem książka zawiera obszerne przypisy w których jest niewiele mniej informacji niż w tekście wiodącym – w tym względzie autor chyba lekko przesadził. Nie powiem, żeby ułatwiało to lekturę, choć – cytując redaktora wydawnictwa – „książkę lekką, łatwą i przyjemną zostawiamy konkurencji”;). Mimo to książka jest jak najbardziej wciągająca, a wnikanie w przypisy może dostarczyć także mnóstwo satysfakcji.

    Słabą stroną pracy jest to, że w zasadzie nie zawiera odrębnego opisu wojskowości tych czasów: uzbrojenia i taktyki etc. – choć z drugiej strony poświęcono temu już chyba niejedną książkę. „Rogi Hittinu” natomiast aż „kipią” od ilustracji – jest ich chyba łącznie prawie 200 (fotografie różnych miejsc z ziemi Świętej, ikonografia z epoki, 10 map oraz trzy kolorowe „malunki” Marka Szyszki – moim zdaniem poziom najlepszych prac z Ospreya). Błędów merytorycznych niech szukają znawcy epoki, ja czytam książki dla przyjemności a nie po to aby tropić wpadki. A lektura Rogów Hittinu dostarczyła mi wielkiej przyjemności.


  14. Philpott na pewno pisał to z perspektywy literatury anglosaskiej i anglojęzycznego czytelnika. Z tej perspektywy jego praca może nie jest wiekopomna ale z pewnością nowatorska. Należy zaznaczyć, że wiele anglosaskich monografii - nie tylko dotyczących Sommy - traktuje wojska francuskie jak powietrze. Znam sporo prac dotyczących Passchendaele, Ypres, Amiens i kilka o Sommie - były to przykłady operacji wspólnych, gdzie wojska brytyjskie i francuskie działały ramię w ramię. Anglosascy autorzy albo zapominają o sojuszniku, albo - jeśli już wspominają - to głównie po to aby wytknąć mu błędy albo to, że "zdobył mniej, stracił więcej i spisał się gorzej niż armia brytyjska". Oczywiście nie można generalizować, bo są też autorzy jak Doughty, Elizabeth Greenlagh i własnie Philpott, którzy starają się przynajmniej oddać sprawiedliwość armii trzeciej republiki. Tak jak Jack Sheldon i Terence Zuber - armii niemieckiej.


  15. Nawet cegła Philpotta "Bloody Victory" traktuje Francuzów baaardzo pobieżnie...

    Ale dobrze, że chociaż ich dostrzega. Gros autorów z Wysp pisze o Sommie tak jakby sojusznika nie było w ogóle. Rozumiem, że "Bloody Victory" to mniej więcej to samo co "Three Armies on the Somme" ?

    Czy moglibyście polecić sensowną monografię (albo gdzie o tym jest najwięcej ;-)) armii rosyjskiej za okres przed (po wojnie z Japonią) i w trakcie PWS?

    Jeśli znasz cyrylicę to znajdziesz niemało na militera.ru


  16. Szukam od "zawsze" następującej książki:

    Marius Daille, Bataille de Montdidier 8-10 Aout 1918, wyd. 1922 lub 1926 - jest to raczej rzadka rzecz ("biały kruk"), raz kiedyś "mignęła" mi na Ebayu, ale nigdy potem nigdzie jej nie widziałem. Byłbym gotów nawet zapłacić za ksero, foto itd itp.


  17. Pen&Sword to świetny wydawca :) Krzysztofie powinieneś dla nich popełnić jakąś knigę!

    W kwestii twojego podekscytowania... -jest to związane z tym że znasz jego wcześniejsze prace? -The German Army on the Somme, 1914-1916; -The German Army on Vimy Ridge 1914-1917?

    Pozdrawiam!

    Jack Sheldon to mój "guru" ;) Znam jego prace German Army on the Somme, German Army at Passchendaele i German Army at Cambrai - jest klasą sam dla siebie


  18. Nie zgodzę się tylko, ze stwierdzeniem że Falkenhayna nie można było nazwać wodzem naczelnym - moim zdaniem de facto był właśnie nim był. Wilhelm był zwierzchnikiem sił zbrojnych - "panem wojny" (Oberster Kriegsherr) ale nie faktycznym "Feldherr". Jego wpływ na formułowanie strategii był ograniczony, a z biegiem wojny wręcz symboliczny. Poza tym OHL = naczelne dowództwo = sztab generalny. Faktycznie były to instytucje tożsame.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.