Krzysztof M.
-
Zawartość
574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Posty dodane przez Krzysztof M.
-
-
Warto jeszcze zauważyć, iż bitwa pod Bouvines uważana jest przez historyków za jeden najbardziej klasycznych przykładów typowej bitwy zachodniego średniowiecza. Stanowi coś w rodzaju "modelu poglądowego" na zachodnioeuropejska sztukę wojenną (a dokładniej na mechanikę bitwy w otwartym polu) tego czasu.
-
Oddział miał charakter ochotniczy - samochody pancerne i tak nie nadawały się do walk pozycyjnych nad Izerą (obszar dodatkowo zalany w skutek otwarcia śluz) więc przekazano je na front wschodni.
-
No więc że niby co wnosi? To tylko piosenka - co najwyżej dowód na to, że bitwa pod Passchendaele przeniknęła do masowej kultury i stała się tematem (inspiracją) dla twórców różnego rodzaju. Jest piosenka, jest film... tyle. Ale wiedzy historycznej jako takiej, to raczej w tekście Dickinsona nie ma. Jest za to w książkach i artykułach historycznych (niczego tu nie sugerując .
Na marginesie - bardzo ciekawa pisownia nazwy wsi w tytule piosenki. Ani francuska, ani flamandzka za to ...niemiecka.
-
Na pewno problem jest złożony. Rozpatrywanie wielkich bitew frontu zachodniego w latach 1915-1917 tylko i wyłącznie pod względem zdobytego obszaru prowadzi do nikąd. Z drugiej strony w żadnej chyba operacji zaczepnej stronie atakującej nie udało się osiągnąć ani celu taktycznego (przełamanie linii frontu), ani operacyjnego (wykorzystanie powodzenia i rozwinięcie ofensywy). Owe skrawki terenu na których rozgrywały się wielkie batalie były zatem wynikiem bezradności dowódców obu stron i niemożności znalezienia rozwiązania dla problemu wojny pozycyjnej. Rozwiązanie znaleźli Niemcy - tylko że niewiele im to dało.
-
Kawałek Iron Maiden jest fajny, ale jakoś nie rozumiem ciągłego jego przywoływania (już n-ty raz na n-tym forum). Że niby co? wnosi coś do wiedzy na temat tej bitwy? Pozwala ją zrozumieć?
-
Całkiem możliwe jest zatem że "plan Schlieffena" zaczął powstawać tak gdzieś około roku ...1919.
-
przede wszystkim pytanie jest jedno: czy ktoś w ogóle widział taki dokument jak "Plan Schlieffena" ?
-
"Nie było czegoś takiego, jak plan Schlieffena (...) przynajmniej nie w takim sensie jak się ogólnie sądzi. Schlieffen opracował kilka operacyjnych szkiców, zarysów planu i memorand. Jedne były bardziej realistyczne, inne mniej, niektóre opierały się na hipotetycznych siłach i środkach niedostępnych wówczas. Schlieffen przedłożył jeden taki dokument na początku 1906. W 1960 r. został on opublikowany w książce przez historyka Gerharda Rittera, i od tej pory jest uważany przez historyków jako "plan Schlieffena". Faktycznie był to zaledwie Denkshrift - czyli właśnie zwykłe memorandum, nie różniące się wiele od tuzinów innych przygotowanych za kadencji Schlieffena. Żaden z nich, jednakże nie brał na poważnie poglądu że konieczny jest marsz dookoła Paryża na zachód. Nawet nie z powodu trudności takiego manewru, ale zwyczajnie z powodu jego niemożliwości. Nawet laik rzuciwszy okiem na mapę zobaczy, że taki manewr spowodował by rozciągniecie linii zaopatrzeniowych na wrogim terytorium Francji. Faktycznie memorandum 1906 r. zawierało korpusy które jeszcze nie istniały - doprawdy dziwny byłby to plan"
Tezy T. Zubera za: Robert. M. Citino, German Way of War, Kansas 2005, s. 199.
-
Joe Satriani, Steve Vai, Eric Johnson i utwór My Guitar Wants To Kill Your MamaPiękne solówki.
EEEE gitarowi pozerzy Wymiękają przy tych gościach:
http://www.youtube.com/watch?v=l7B1OKdpTJo...feature=related
-
He he - sam już zapomniałem o tym "quzie" - zgadza się, chodziło mi o Schoernera. W Alpenkorps nad Isonzo walczył też - zdaje się - Julis Streicher. Późniejszy ideolog NSDAP.
-
Sarajewo to jak kopnięcie w stół przy kartach, a wybuch wojny to taka chaotyczna strzelanina wystraszonych i wnerwionych graczy.Czy ja wiem czy taka chaotyczna? plany wojenne istniały na długo przed rozpoczęciem konfliktu. Wielkie manewry i gry wojenne toczono po obu stronach juz od końca XIX w. W 1914 r. obie strony , w tej czy w innej formie wprowadzały plany w życie. Jesli mówimy o chaosie to w tym sensie że rzeczywistość i realia wojny w 1914 przerosły oczekiwania obu walczących stron, a plany w zderzeniu z owa rzeczywistością po prostu legły w gruzach.
A jesli chodzi o kwestie rewanżyzmu francuskiego, to osobiście nie traktowałbym tego w kategorii winy. Francja chciała odebrać własne terytoria zabrane jej w wojnie agresywnej. Przynajmniej z moralnego punktu widzenia jej dążenia były słuszne. Niemcy uderzyli pierwsi, rozpoczęli wojnę i dla własnej wygody (lub dla własnego bezpieczeństwa) naruszyli neutralność państwa, złamali prawo międzynarodowe i złamali traktat który sami podpisali. Wojna prewencyjna - tak, ale jesli przy tym okupuje sie państwo trzecie to jest to już wojna agresywna, zaborcza.
-
Dla mnie "urokliwość" to ostatnia rzecz jakiej wymagałbym od monografii bitwy/kampanii/wojny.
Co innego jeśli chodzi o moją ...żonę
-
Krzysztof M. napisał:Książka ta posiada chyba jednak jakiś ukryty klucz - wszystkie rozdziały maja równą liczbę 22 stron
No nie aż tak dokładnie bo jest jeden 21 i 23 czyli 22 +-1
Mnie ten porwany styl nie przeszkadza. Mam odruch czytania z ołówkiem i nanoszenia sobie własnej "struktury" na pierwszej kartce, stąd poruszanie się po tekście później nie sprawia mi kłopotu. Natomiast "XIX wieczna powłóczystość" tekstu w znacznej mierze wynika ze źródeł, a te to w większości ówczesne gazety. Ale to ma swój urok.
Ja bym nie nazwał tego "XIX-wieczną powłóczystością tekstu" - po prostu język polski sprawia autorowi problemy, a jeśli chciał tę książkę ustylizować na archaiczny język z owej epoki to efekt jest miejscami komiczny. W jego książkach aż roi się od kwiatków i lapsusów gramatycznych i stylistycznych. Najwięcej ponoć w Sedanie (ale nie czytałem). Bibliografia jest wręcz żenująco słaba we wszystkich jego pracach (choć Magenty-Solferino nie przebije już nic i nikt), przypisy do Wikipedii zakrawają na kpinę - nawet w przypadku książki popularnonaukowej. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Mapki beznadziejne - choć to akurat nie jest wina autora. bodaj cały jeden rozdział "zawalony" jest numerami dywizji, brygad i nazwiskami dowódców - a wystarczyłoby zamieścić na końcu O de B. Mnóstwo niepotrzebnych informacji, które nie mają związku z tematem - rozmiary wież w zamku w Królewcu, mozolne wyliczanie powierzchni i ludności poszczególnych państewek niemieckich, historia Czech od I w n.e. - po co?
Dla mnie wzorem książki popularnonaukowej - zarówno pod względem stylu, proporcji, układu pracy, wartości merytorycznej, ikonograficznej, kartograficznej są prace Roberta Kisiela, Dusiewicza, Swobody, W. Biernackiego. Niestety pan Dzieszyński zajmuje zupełnie drugi biegun. Przykład niekompetencji, niechlujstwa, niepoważnego traktowania czytelnika. Wątpię nawet czy autor zna jakiś język obcy - zajmuje się tematami z historii powszechnej a opiera się głównie na polskiej prasie i polskich opracowaniach.
-
W kwestii technicznej, edytorskiej. Książka ta posiada chyba jednak jakiś ukryty klucz - wszystkie rozdziały maja równą liczbę 22 stron - co sprawia że są one poprzecinane, pourywane. Dla mnie jest to jakieś kuriozum - ale w przypadku książek tego autora i tak jeszcze nie największym.
-
Przykład na to jak nie powinna wyglądać monografia bitwy/kampanii wojennej. Ale najnowsze dzieło autora Sedan - ponoć bije na głowę wszystko co do tej pory na tym polu stworzono
-
Robert Leszczyński dla TVN24:Michael Jackson nie zostawił żadnej spuścizny muzycznej po sobie. Umarł jako sfrustrowany artysta, którego płyty od dawna przestały się sprzedawać, a całej prawdy o nim dowiemy się pewnie teraz, po jego śmierci.
Oczywiście takie piosenki/teledyski jak ten: http://www.youtube.com/watch?v=ZkGOiS75Lwk...feature=related nie są żadną spuścizną, chciałbym, by jakiś polski artysta kiedyś zostawił tak "żadną" spuściznę po sobie
Czy to nie on sprzedał ponad 700 milionów płyt? : )
Każdy ma prawo do opinii. Ilość sprzedanych płyt jeszcze nie świadczy o poziomie artystycznym wykonawcy - Britney Spears tez sprzedała ich "parę" milionów. U mnie osobiście muzyka Jacksona nigdy nie wywoływała większych emocji, człowiekiem też wielkim nie był. Potrafił jednak zawładnąć sercami milionów fanów i był arcy-profesjonalistą w swojej branży - tego mu odebrać nie można.
-
Wg W. Schneider, R. Strasheim, German Tanks in World War One", s. 26
"A track of tank 560 broke and the tank was blown up"
"Tank 562 was captured by the British and scrapped in France"
-
Ostatnia znana mi akcja bojowa niemieckich czołgów - miała miejsce 11 października 1918 koło Iwuy. W kontrataku przeciwko Brytyjczykom wzięło udział 5 lub 6 maszyn A7V z sStPKWAbt. 1. Jedna się zepsuła i została zniszczona przez Niemców, jedna została rozebrana - wrak trafił w ręce brytyjskie. Resztę wozów odesłano do Niemiec. Pz Abt 1 został rozwiązany tuz po zawieszeniu broni.
-
Moim zdaniem Gospel jest lepszy niż Powstanie. Takich tekstów i przemyślanych metafor (dotyczących w tym przypadku religii) to nie spotkałem chyba u żadnego współczesnego polskiego wykonawcy.
-
Jeśli chodzi o kobiety i historię militarną to w obszarze PWS znane i poczytne są książki dwóch pań: Barbary Tuchman (zm. w 1989) - autorki słynnych "Sierpniowych Salw" i Lynn Macdonald - autorki m.in. "1914", "Somme" , "They Called it Passchendaele". Obie panie dość sprawnie poruszały się w terminologii wojskowej, choć momentami w pewnych niuansach gubiły się. Natomiast ich dzieła są nieocenione z tego względu iż pokazują relacje między dowódcami, ich charakter, osobowość, punkt widzenia zwykłego szeregowca. Coś co często umyka mężczyznom-historykom, a co jest równie ważne jak szczegóły techniczne broni, czy zawiłości taktyki czy strategii. Po dziś dzień Sierpniowe Salwy uważam za jedną z najlepiej napisanych książek historycznych jakie czytałem.
Jeśli zaś chodzi o popularność militariów - myślę iż wiąże się to z całą różnorodnością zagadnienia. Historia militarna to i wodzowie, taktyka i strategia, kampanie wojenne, bitwy, barwa i broń, struktura organizacyjna, ekonomia wojenna etc. etc. Chyba w historii jako nauce podobne miejsce zajmuje jedynie historia sztuki.
-
Różnica jest jedna i zasadnicza:
Bellona narzuca autorom szereg ograniczeń, czasami nawet ingeruje w układ książki
Infort praktycznie (poza co najwyżej drobnymi sugestiami) oddaje całe pole autorowi
Osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości która seria jest lepsza, choć jeszcze 8-10 lat temu dałbym się dosłownie pokroić za tą drugą
-
Austerlitz, Lipsk, Borodino, Trafalgar... owszem bitwy niewątpliwie bardzo ważne.Ale z Waterloo się nie zgodzę... "Najważniejsza bitwa"...
Waterloo praktycznie nic nie zmieniło, ujawniło tylko że Cesarz odszedł i nie powróci....
Jak to nic nie zmieniło. Zakończyło ostatecznie napoleońską epopeję. Można się spierać czy cesarz miał szanse na zwycięstwo czy nie, ale nie można odmówić Waterloo znaczenia i miejsca w historii.
Natomiast nie zauważyłem aby ktoś wymienił Marengo 1800 - kluczowa dla kariery Napoleona.
-
Bezkrytyczność też nie zawsze występuje. Na historykach podałeś przykład Gettysburga, twórcy "Mówią Wieki" mają również wątpliwości co do Dublina -> http://www.mowiawieki.pl/artykul.html?id_artykul=1703Eeee ta recenzja nie jest krytyczna - z czymś się ta pani nie zgadza i tyle A ta recenzja Gettysburga - jak się okazało - powstała zanim czasopismo przejęła Bellona.
A wracając do Koronowa - jak już wcześniej napisałem na innym forum - konia z rzędem temu, kto wyniósł z książki pana Derdeja cokolwiek o dowództwie polskim w tej bitwie. Kto dowodził? Kim był?, jak dowodził?, jakie miał plany? Są tam zdaje się dwa imiona znaczniejszych rycerzy i tyle, nic ponad to.
-
Kamieńca nie czytałem - ale ta książka niestety również nie spotkała się z pochlebnymi ocenami. Co więcej skrytykowano ją nawet na łamach magazynu Mówią Wieki - który jest przecież wydawany przez Bellonę i krytyczne recenzje HB-ków praktycznie tam w ogóle nie występują.
Wielka rola Bouvines
w Bitwy, wojny i kampanie
Napisano · Edytowane przez Krzysztof M. · Zgłoś odpowiedź
Uczestniczyli, ale raczej w niewielkiej liczbie. Posiłkowy kontyngent pod wodzą wspomnianego już earla Salisbury (William Longespée - dostał się do niewoli podczas bitwy), którego hufiec zajmował prawe skrzydło armii sprzymierzonych. Źródła zdaje się nic nie mówią na temat liczebności tego hufca, zresztą liczby podawane przez średniowiecznych kronikarzy rzadko są wiarygodne. Cała armia koalicji jest obliczana przez G. Duby'ego na około 9 - 10 tys. ludzi, z czego gros stanowiły wojska cesarskie i flamandzkie, Anglicy mogli stanowić 10-20% całej armii (?). Po za tym prawdę powiedziawszy w XIII wieku określenie Anglik, Francuz, Niemiec nie było wcale takie jednoznaczne i oczywiste Natomiast z pewnością 27 lipca 1214 r. pod Bouvines nie było Jana bez Ziemi (w tym czasie z główną armią angielską walczył na froncie w Akwitanii setki mil od Bouvines), armią sprzymierzonych dowodził osobiście cesarz Otton IV. Co nie zmienia faktu, że bitwa pod Bouvines uderzyła w Jana, była klęską jego polityki i pośrednio osłabiła jego pozycję w Anglii (vide Wielka Karta Swobód z roku następnego).
Warto jeszcze zaznaczyć iż wojna 1214 r. i bitwa pod Bouvines była jednym z pierwszych przykładów wojny koalicyjnej - w jednej armii walczyły kontyngenty cesarskich Niemiec, hrabstwa Flandrii, Anglicy, Brabantczycy etc.
Inna słynna kwestia dotycząca tej bitwy to fakt, iż stoczona została w niedzielę - w dniu wyłączonym przez papiestwo z wojny miedzy chrześcijanami.