Krzysztof M.
Użytkownicy-
Zawartość
574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Krzysztof M.
-
Właśnie czytam najnowszą prace T. Zubera o bitwie pod Mons (The Mons Myth: a Reassesment of the Battle). Autor "demoluje" w niej narosłą wokół tej bitwy mitologię. Generalnie brytyjskie wyobrażenie o walkach pod Mons i Le Cateau jest następujące: zmasowane natarcia niemieckiej piechoty, atakującej w gęstych kolumnach (zmasowanych "blokach") były bohatersko odpierane przez doskonale wyszkolonych pod względem strzeleckich brytyjskich piechurów. Niemcy ponieśli wielkie straty a wyparli Brytyjczyków z ich pozycji dzięki ogromnej przewadze liczebnej. Rzeczywistość - przynajmniej według Zubera - była inna: generalnie przewaga niemiecka nie była duża, lub nie było jej wcale, straty po obu stronach były mniej więcej równe lub nawet (w przypadku La Cateau) wyższe po stronie Anglików, wyszkolenie strzeleckie Brytyjczyków jest na ogół przeceniane i wyolbrzymiane, Niemcy nie atakowali tylko w zwartych szeregach - masą, ale wyparli wroga z zajmowanych pozycji dzięki wyrafinowanej taktyce i świetnemu wyszkoleniu piechoty i artylerii. Coraz bardziej lubię tego autora...
-
Mówimy to u jednym z najwybitniejszych filmów s-f, o którym napisano już tomy. Nie sądzę aby o wielkości czy słabości tego filmu decydował jedynie soundtrack. To by oznaczało że film jest przeciętny i ratuje go tylko ścieżka dźwiękowa. A z tym się zgodzić nie sposób. Na ogół nie chwytam za słówka ale ... użyłeś słów "słaby" i "kaleki" - określenia równie dosadne
-
Znam soundtrack do Blade Runnera na pamięć - w wersji zwykłej, rozszerzonej, kasetowej, kompaktowej, nawet w formie przeróbek , jest to jeden z najlepszych soundtracków w historii, ale stwierdzenie że bez niego ten film byłby do kitu, jest z pewnością przesadzone.
-
Uchhh - przesada i to gruba. Co do Vangelisa to miewał wzloty i upadki - osobiście najbardziej podoba mi się stary L'Apocalypse des Animaux - soundtrack do francuskiego filmu przyrodniczego. W pamięci utkwił mi także Popol Vuh i motyw otwierający z filmu Aguirre Gniew Boży, jedna ze scen z filmu "Lost Highway" Davida Lyncha z Rammstainem w tle, oraz "Good Vibrations" w filmie Vanilla Sky. No i oczywiście "marsz szturmowców" z Gwiezdnych wojen
-
W podstawówce i szkole średniej grałem w reprezentacji szkoły w kosza ma pozycji "środkowy" albo "wysoki skrzydłowy"
-
Ściąganie książek ze Stanów Zjednoczonych jest proste jak kupienie gazety w kiosku za rogiem Ale żeby ściągnąć coś z Belgii - uuuch to się trzeba napocić.
-
Mam ostatnio "fazę" na biały album Beatlesów. ... oraz Demigod Behemotha
-
Rogi Hittinu 1187. Z dziejów obecności krzyżowców w Lewancie. Polityka – wojna – prawo – obyczaje Marian Małecki wyd. Inforteditions (seria Bitwy/Taktyka) 2011 s. 336 Zawiera indeks osobowy. Właśnie ukazała się kolejna pozycja Infortu – „Rogi Hittinu 1187. Z dziejów obecności krzyżowców w Lewancie. Polityka – wojna – prawo – obyczaje” autorstwa dr Mariana Małeckiego. Zaznaczam, iż poniższe wypociny nie są żadną recenzją, ale jedynie moją osobistą opinią na jej temat Książka jak na pracę popularnonaukową, posiada potężny aparat naukowy. Bibliografia liczy ok. 280 pozycji (!) w kilku językach (jest nawet kronika – jak sądzę w języku arabskim, - choć trudno stwierdzić na ile autor z niej korzystał) z przypisami niekiedy na pół strony. Jak nietrudno się domyśleć ta monografia to coś więcej niż tylko Runciman + Potkowski + Michałek + Smail Praca obejmuje okres od I wyprawy (opisana pobieżnie) do zdobycia Jerozolimy przez Saladyna – jej częścią centralną jest bitwa pod Hittinem, którą autor pieczołowicie rekonstruuje i rozkłada – o ile to możliwe w odniesieniu do bitwy średniowiecznej – niemal na czynniki pierwsze (hipotezy, źródła, opinie innych autorów itd.). Jestem pod wrażeniem. Książka zasadniczo skupia się na kwestiach politycznych i militarnych, autor jednak ma ambicje zabrania własnego głosu w sprawie całej idei wypraw krzyżowych, stosunków chrześcijan i muzułmanów, omawia aspekty prawne czy kulturowe związane z funkcjonowaniem państw łacinników. „militarni puryści” mogliby kręcić nosem - treści te zawarte są jednak w dwóch ostatnich rozdziałach – będących swego rodzaju dodatkiem („Na marginesie...”) do zasadniczego tekstu – nie „zakłócają” więc głównej narracji. Książka zawiera liczne aneksy – autor popisuje się (w dobrym tego słowa znaczeniu) tu swoją erudycją – w jego tłumaczeniu załączono obszerne fragmenty źródeł dotyczących omawianego okresu – szczególnie samej bitwy. Jak już wspomniałem książka zawiera obszerne przypisy w których jest niewiele mniej informacji niż w tekście wiodącym – w tym względzie autor chyba lekko przesadził. Nie powiem, żeby ułatwiało to lekturę, choć – cytując redaktora wydawnictwa – „książkę lekką, łatwą i przyjemną zostawiamy konkurencji”. Mimo to książka jest jak najbardziej wciągająca, a wnikanie w przypisy może dostarczyć także mnóstwo satysfakcji. Słabą stroną pracy jest to, że w zasadzie nie zawiera odrębnego opisu wojskowości tych czasów: uzbrojenia i taktyki etc. – choć z drugiej strony poświęcono temu już chyba niejedną książkę. „Rogi Hittinu” natomiast aż „kipią” od ilustracji – jest ich chyba łącznie prawie 200 (fotografie różnych miejsc z ziemi Świętej, ikonografia z epoki, 10 map oraz trzy kolorowe „malunki” Marka Szyszki – moim zdaniem poziom najlepszych prac z Ospreya). Błędów merytorycznych niech szukają znawcy epoki, ja czytam książki dla przyjemności a nie po to aby tropić wpadki. A lektura Rogów Hittinu dostarczyła mi wielkiej przyjemności.
-
Philpott na pewno pisał to z perspektywy literatury anglosaskiej i anglojęzycznego czytelnika. Z tej perspektywy jego praca może nie jest wiekopomna ale z pewnością nowatorska. Należy zaznaczyć, że wiele anglosaskich monografii - nie tylko dotyczących Sommy - traktuje wojska francuskie jak powietrze. Znam sporo prac dotyczących Passchendaele, Ypres, Amiens i kilka o Sommie - były to przykłady operacji wspólnych, gdzie wojska brytyjskie i francuskie działały ramię w ramię. Anglosascy autorzy albo zapominają o sojuszniku, albo - jeśli już wspominają - to głównie po to aby wytknąć mu błędy albo to, że "zdobył mniej, stracił więcej i spisał się gorzej niż armia brytyjska". Oczywiście nie można generalizować, bo są też autorzy jak Doughty, Elizabeth Greenlagh i własnie Philpott, którzy starają się przynajmniej oddać sprawiedliwość armii trzeciej republiki. Tak jak Jack Sheldon i Terence Zuber - armii niemieckiej.
-
po niemiecku np. tu: http://www.wintersonnenwende.com/scriptorium/deutsch/archiv/weltkampf/wer0107.html#3 po polsku - jest np. solidny rozdział o armii rosyjskiej w habeku S. Czerepa "Łuck 1914" jest trochę w książce D. Showaltera "Tannenberg - zderzenie imperiów" Są ospreye...
-
Ale dobrze, że chociaż ich dostrzega. Gros autorów z Wysp pisze o Sommie tak jakby sojusznika nie było w ogóle. Rozumiem, że "Bloody Victory" to mniej więcej to samo co "Three Armies on the Somme" ? Jeśli znasz cyrylicę to znajdziesz niemało na militera.ru
-
Szukam od "zawsze" następującej książki: Marius Daille, Bataille de Montdidier 8-10 Aout 1918, wyd. 1922 lub 1926 - jest to raczej rzadka rzecz ("biały kruk"), raz kiedyś "mignęła" mi na Ebayu, ale nigdy potem nigdzie jej nie widziałem. Byłbym gotów nawet zapłacić za ksero, foto itd itp.
-
Jack Sheldon to mój "guru" Znam jego prace German Army on the Somme, German Army at Passchendaele i German Army at Cambrai - jest klasą sam dla siebie
-
Zamówiłem właśnie najnowsze dzieło Jacka Sheldona - German Army at Ypres - 1914 i być mnóstwo podekscytowany
-
Nie zgodzę się tylko, ze stwierdzeniem że Falkenhayna nie można było nazwać wodzem naczelnym - moim zdaniem de facto był właśnie nim był. Wilhelm był zwierzchnikiem sił zbrojnych - "panem wojny" (Oberster Kriegsherr) ale nie faktycznym "Feldherr". Jego wpływ na formułowanie strategii był ograniczony, a z biegiem wojny wręcz symboliczny. Poza tym OHL = naczelne dowództwo = sztab generalny. Faktycznie były to instytucje tożsame.
-
Jest już dostępna nowość Infortu - Rogi Hittinu 1187 M. Małeckiego. Zapowiada się arcyciekawie.
-
Chyba nie musze podawać powodów. Powodów nie musisz, ale choćby krótkim uzasadnieniem osobiście bym nie pogardził. Nie mam zielonego pojęcia czym ów panowie się wsławili.
-
Falkenhayn miał wielu wrogów (choć Ludendorff był najbardziej zajadły) - choćby z tego względu, że został szefem sztabu Generalnego ponad głowami wielu starszych stopniem, wiekiem i doświadczeniem generałów. Wytrwał tyle czasu głównie dlatego że popierał go cesarz. Co do rankingu najlepszy najgorszy - to należy zauważyć, że wielu dobrych generałów - przepadło zwyczajnie w "czeluściach" wojny pozycyjnej. Falkenhayn nieźle radził sobie w Rumunii, Ludendorff na wschodzie, np. taki Allenby w Palestynie - wszyscy oni nie błyszczeli na zachodzie.
-
Ja nie twierdzę, że French był "najgorszy", nigdzie tego nie napisałem. W ogóle kategorie "najlepszy" czy najgorszy" to dla mnie kategorie "płaskie". Chodzi mi tylko o to że zdecydowanie nie miał dobrej prasy, i oceny współczesnych i potomnych były wobec tej osoby dość surowe. W znacznej mierze zaważyła na tych ocenach kwestia charakteru Frencha, który był bardzo kłótliwy, a jednocześnie mało zdecydowany. W bitwie pod Ypres był nawet (do pewnego stopnia) manipulowany przez Focha, który zdecydowanie górował nad nim - jesli nie zdolnociami dowódczymi - to na pewno charyzmą. Mimo to jednak - jak pisałem - był to oficer solidny, szanowany przez żołnierzy, był - jakby to ująć - "wrażliwy" na straty. Miał jednak tylu wrogów, że prędzej czy później musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Podobnie zresztą jak Falkenhayn. Podsumowując zatem - ocena Frencha nie jest łatwa. W 1914 r. nie poniósł ani spektakularnej klęski ani wielkiego zwycięstwa. Większość sukcesów odniesiono w walkach obronnych, drogo okupionych na które French nie miał jakiegoś wielkiego wpływu. W 1915 r. padł natomiast ofiarą wojny pozycyjnej - podobnie jak wielu innych generałów, wielu innych armii.
-
Co do opinii o 1914 podałem tylko kilka z brzegu. Smith-Dorrien i premier Asquith po opublikowaniu wspomnień Frencha dochodzili swoich praw nawet w sądach. Przytoczone opinie miały pokazać, że French zdecydowanie nie był pupilkiem współczesnych i historyków. I to głównie ze względu trudny i konfliktowy charakter. Zresztą po bitwie pod Ypres w 1914 r. brytyjska opinia publiczna szukała bohatera i nieprzypadkowo został nim Haig a nie głównodowodzący. Ten ostatni zupełnie do tej roli nie nadawał. Oczywiście, że wszyscy mieli wielkie straty, ale procentowo to chyba BEF wyszedł przy nich najgorzej. straty w bitwie pod Ypres (2/3 całych strat brytyjskich w 1914 r.) to była cena za, bądź co bądź zwycięstwo. French skłonny był się już wycofywać, jednak pod wpływem "Fochian serum" został na stanowiskach. Brytyjskie Siły ekspedycyjne walczyły na newralgicznych, najtrudniejszych kierunkach, a osiągnięty sukces uchronił francuskie porty. Lepsze drogo okupione zwycięstwo niż drogo okupiona klęska (vide Lotaryngia i Ardeny dla Francuzów, Marna, Nancy i Langemarck dla Niemców). Podane przeze mnie "pary" zostały dobrane celowo - bo nie są to sojusznicy tylko przywódcy tego samego państwa, którzy bezpośrednio ze sobą współpracowali. Wojny Frencha z Kitchenerem były wręcz przysłowiowe. Kiedy Kitchener przybył do Francji w mundurze marszałka polnego French dotknięty był do żywego. Przy następnej wizycie Kitchener chciał za plecami dowódcy BEF usunąć go ze stanowiska, ale Francuzi się nie zgodzili. Konflikt podsycał Wilson, który był "mistrzem intryg". Suma summarum stosunki wewnątrz BEF i sztabu Generalnego były co najmniej "skomplikowane". Jeśli chodzi o mianowanie Frencha na stanowisko dcy BEF to pamiętajmy że przed 1914 był to dowódca o dobrej reputacji. Wsławił się podczas wojen burskich. Jak pisał o nim lord Esher - "może nie był najbłyskotliwszy na świecie, ale był to solidny dowódca, taki który nigdy nie zawiódł". Pamiętajmy, że czasy Napoleona dawno minęły. W 1914 r. nie było miejsca na militarnych geniuszy i wizjonerów. A nawet jeśli tacy byli (albo wydawało im się, że byli) - to warunki wojenne sprowadziły ich szybko do parteru.
-
Barbara Tuchman tak napisała o jego wspomnieniach: "Brzemię ostrych niechęci, selektywnych pominięć sprawia że wykorzystanie tego zapisu jako rzetelnego źródła, jest niemożliwe i może służyć jedynie odmalowaniu charakteru autora". John Fortescue w recenzji 1914 napisał iż jest to bodaj najbardziej niefortunna książka jaką kiedykolwiek napisano" - choć tu należy zaznaczyć, że miał z Frenchem osobiste porachunki. Richard Holmes, biograf Frencha pisał iż 1914 "was designed as a piece of propaganda and that perhaps not all its errors were accidental" Co do współpracowników to French był z nimi albo w złych albo wrogich stosunkach. Smith-Dorriena wręcz nienawidził, z Kitchenerem prowadził niemal otwartą wojnę, Rawlinsona traktował oschle a Haiga nieufnie - obawiał się trochę koneksji politycznych tego ostatniego. Z francuskim generałem Lanrezacem w ogóle nie mógł znaleźć wspólnego języka, a stosunki z Joffre były co najmniej chłodne. Właściwie tylko Foch potrafił z nim współpracować (tzn. wiedział jak go "podejść"). French nie wyróznił się jako dowódca. Mons to raczej nie była jego zasługa, potem długi odwrót, potem Marna - ale wejście w lukę było ślamazarne, w bitwie pod Ypres właściwie nie miał wielkiego wpływu na przebieg wypadków - był już nawet skłonny uciekać z kontynentu. Karierę pogrążyła nieudana ofensywa pod Loos (IX 1915) - po której otrzymał dymisję. Co do cech charakteru był wybuchowy, miał przerośnięte ego, huśtawki nastrojów (mercurial temperament). Jeśli miałbym wymienić trzy najbardziej zantagonizowane pary I wojny św to byliby to: French - Kitchener Haig - Lloyd George Ludendorff - Falkenhayn Co do strat to należy zaznaczyć, że wszystkie armie poniosły w 1914 r. ogromne straty. Francja miał 955 tys., Niemcy 800 tys., W. Brytania - 90 tys. French właściwie nie odstawał tu od swoich kolegów
-
Ha! nie pojawił się marszałek sir John French - pierwszy dowódca Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych. Cóż za przeoczenie! Właściwie nie napotkałem pozytywnej opinii o nim, choć - trzeba oddać sprawiedliwość - że sam się trochę pogrążył swoimi wspomnieniami (pt. "1914") - które określono mianem "najbardziej niefortunnej książki jaką napisano". Nawet on jednak miał pozytywne cechy - był odważny, lubiany i szanowany przez żołnierzy. Niestety nie za bardzo umiał współpracować z podwładnymi i sojusznikami.
-
Najgorzej przeprowadzona bitwa podczas Wielkiej Wojny
Krzysztof M. odpowiedział Andreas → temat → Ogólnie
Bo to najczęściej dowódcy korpusów a nawet dywizji decydowali o zastosowanej metodzie natarcia czy obrony. Dotyczyło to wszystkich armii. Naczelne dowództwo czy dowództwo armii mogło wydać ogólne instrukcje i regulacje, ale to od szefów korpusów i dywizji zależało ich faktyczne wykonanie. Byli dowódcy, którzy podchodzili do wytycznych elastycznie i innowacyjnie, byli też tacy, którzy realizowali je sztywno, albo w ogóle ich nie rozumieli. Dlatego żadna odgórnie narzucona taktyka nie była wszędzie realizowana tak samo i nie przynosiła tych samych rezultatów. -
Czy w 3 miesiące da się opanować materiał na m. podstawową?
Krzysztof M. odpowiedział Kseksenes → temat → Matura z historii i WOS-u
Nie dasz rady, daj sobie spokój (ze studiami również). Weź pistolet i palnij sobie w łeb... -
Dwa projekty znad Wisły: Lebowski i Sorry Boys. Teraz Rock (1/2011) poleca, polecam i ja