Krzysztof M.
Użytkownicy-
Zawartość
574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Krzysztof M.
-
odwrotnie - w skali operacyjnej była to porażka - w skali strategicznej alianckie zwycięstwo. Alianci nie zdołali zrealizować głównego celu operacji czyli nie zdołali przełamać linii frontu, zerwać z zastojem na froncie zachodnim i wrócić do wojny manewrowej. Pod tym względem było to niepowodzenie. Strategicznie - było to zwycięstwo - wymiana ciosów z Niemcami była kosztowna dla obu stron - ale w ostatecznym rozrachunku bardziej odczuli je Niemcy, Somma oznaczała dla nich utratę najlepszych oddziałów frontowych i utratę inicjatywy na zachodzie. Suma sumarum był to początek kryzysu i powolnego załamywania się ich potęgi wojskowej.
-
Oddanie 100 km kwadratowych to nie porażka, tym bardziej że alianci zapłacili za nie życiem i zdrowiem 600 tys. ludzi - zyski terenowe zdecydowanie były niewspółmierne do odniesionych korzyści. Po za tym alianci nie zdołali zrealizować swoich planów przełamania linii frontu - pod tym względem było to dla nich niepowodzenie. Natomiast Haigowi i spółce udało się zrealizować inne, "poboczne" cele o których pisaliśmy już wyżej.
-
Wina Falkenhayna była taka - że zlekceważył on doniesienia o alianckich przygotowaniach i błędnie rozpoznał kierunek alianckiej ofensywy (zakładał, że będzie miała miejsce w pasie 6 armii). Po drugie zawiodła zupełnie doktryna obronna, której Falkenhayn był adwokatem - doktryna/taktyka obrony za wszelką cenę już pierwszej linii okopów (halten was zu halten ist) co przysporzyło Niemcom ogromnych strat. Paradoksalnie - Haig, którego historycy gremialnie obciążają winą za rzeźnię (butcher of the Somme) nie poniósł konsekwencji - nie tylko zachował stanowisko, ale nawet został mianowany marszałkiem polnym. Należy bowiem pamiętać, iż ofensywa nad Sommą nie była pomysłem sir Douglasa tylko Joffre'a i że armia brytyjska przystąpiła do niej pod naciskiem francuskiego sojusznika, który miał nieliche kłopoty pod Verdun. Haig był tej ofensywie niechętny - sam bowiem skłaniał się ku Flandrii.
-
Ktoś kiedyś napisał że armia niemiecka po Sommie nie była tą samą armią, która była przed Sommą (na minus) i tak samo armia brytyjska po Sommie nie była tą samą armia co przed tą kampanią (na plus). Ta pierwsza straciła najlepsze, zaprawione w bojach oddziały - "kwiat" niemieckiej armii (mówiąc górnolotnie) poległ nad Sommą (i pod Verdun). Brytyjczycy zaś zyskali doświadczenie, którego brakowało wcześniej Nowej Armii Kitchenera. Ogromne straty poniosły obie strony - Różnica polegała na tym że Niemcy mieli już za sobą ponad dwa lata ciężkiej wojny na dwa fronty, Wielka Brytania zaś dopiero w styczniu 1916 r. ogłosiła obowiązkowy pobór. Jej rezerwy ludzkie były jeszcze duże - w armii niemieckiej zaś pod broń powoływano coraz to młodsze roczniki. Największymi przegranymi Sommy byli zatem moim zdaniem właśnie Niemcy, oraz Francuzi. Po bitwie lub jeszcze w czasie jej trwania ze stanowiskami musieli pożegnać się Falkenhayn, Joffre i Foch.
-
Z historiami oficjalnymi jest taki problem że poszczególne tomy redagowane były w różnym okresie czasu - nie zawsze chronologicznie - i przez różne zespoły redakcyjne. Stąd ich jakość/objętość jest nierówna. Ostatnie tomy der Weltkrieg są rzeczywiście bardzo pobieżne - pewnie właśnie dlatego że redagowano je w latach II w św, gdy były inne rzeczy "na głowie". Tomy 13 i 14 miały z tego co wiem dwa wydania - reprint (w bardzo ograniczonym nakładzie) w roku 1956 już po wojnie. Oba są już dziś rzadkością, w większości bibliotek seria kończy się na tomie 12-tym. Ale gdzieś na ebayu widziałem cały komplet (18 tomów o ile pamiętam) - cena wywoławcza 700 euro W bryt. historii oficjalnej ostatni volumen (poświęcony bitwie pod Passchendaele - chronologicznie 6 od końca) opublikowano dopiero w 1948 przy czym autorzy tego tomu wdali się w ostrą polemikę, w skutek czego część z nich zrezygnowała z firmowania tego tomu własnym nazwiskiem. PS. Czy doczekam kiedyś dnia, że Francuzi podzielą się swoją Les Armees francaises... w internecie. Tak jak zrobili to np. Australijczycy ...
-
O ważności bitwy nad Marną (i całej kampanii roku 1914) świadczy chociażby literatura jej poświęcona. Dwa przykłady: cztery tomy niemieckiej historii oficjalnej (Der Weltkrieg) poświęcono walkom w 1914 r. (właściwie dwóm miesiącom walk!) - tylko jeden tom przeznaczono na cały niemal rok 1918. Gabriel Hannoteaux aż 11 z 17 (o ile pamiętam) tomów swojej Histoire illustrée... daje na rok 1914. Bitwie nad Marną poświęca około 600 stron - bitwa nad Sommą zajmuje kilkanaście. Komentarz zbyteczny.
-
Co do armii włoskiej to widzę w tym temacie kolejny stereotyp wynikający chyba z doświadczeń II w św. Po pierwsze państwo włoskie było stosunkowo młode, armia nie miała doświadczenia, nie było rozwiniętego przemysłu zbrojeniowego, własnej myśli taktycznej, szkoły dowodzenia, tradycji itd itp - wszystko to było w tyle za innymi armiami europejskimi. Natomiast żołnierz włoski bił się nad Isonzo (mimo przeciwności i niedostatków) bardzo dzielnie i ofiarnie. Świadczą o tym chociażby straty. Czy armia włoska nic nie zyskała? A co zyskała armia francuska czy brytyjska? czy zdobyła w latach 1915-1917 więcej terenu, przy niższych stratach? W sierpniu 1917 r. w ciągu kilku tygodni armia włoska na płaskowyżu Bainsizza posunęła się do przodu około 10 km. Tyle nie zrobili ani Niemcy pod Verdun, ani Francuzi w Szampanii czy na Chemin des Dames ani Brytyjczycy nad Sommą czy pod Ypres i to w czasie wielokrotnie dłuższym niż jeden miesiąc.
-
Gallipoli
Krzysztof M. odpowiedział Esplendido → temat → Działania na Kaukazie i na Bliskim Wschodzie
Mustafa w stopniu yarbaya (pułkownika) początkowo dowodził 19 Dywizją Piechoty. Jego szybka reakcja doprowadziła do zablokowania sił ANZAC na przyczółku pod Ari Burnu. Później dowodził północną grupą wojsk na Gallipoli. Propaganda turecka nazwała Kemala "lwem Gallipoli". Należy wziąć pod uwagę że czyny bojowe Kemala mogły zostać wyolbrzymione juz po wojnie zwłaszcza po tym jak Kemal został prezydentem i "ojcem Turków". Na pewno jdnak należał do wyrózniajacych się oficerów tureckich tej kampanii i całej wojny. -
Przytoczone przez Ciebie cytaty dowodza moim zdaniem - że między Sztabem Generalnym a dowódcami polowymi i szefami sztabów armii nie było całkowitego zrozumienia. Gdzieś czytałem (chyba w Foleyu) że Knobelsdorf po prostu nie zrozumiał intencji Falkenhayna, lub nie chciał ich rozumieć. Należy zaznaczyć że Fakenhayn był postacią raczej niepopularną - był młodszy niż wiekszość generałów, został awansowany na szefa sztabu ze stanowiska ministra wojny - więc ponad głowami starszych wiekiem i stopniem oficerów, wreszcie nie należał do tzw. szkoły Schlieffena - słowem był człowiekiem z "zewnątrz". Struktura dowodzenia niemieckimi siłami zbrojnymi podczas wielkiej wojny była niejasna, zagmatwana, odpowiedzialność była rozmyta, brak było wodza naczelnego z prawdziwego zdarzenia itd itp. Stąd rozbieżność między tym co chciał Falkenhayn, tym co chciał Knobelsdorff i tym co kronprinz Wilhelm. Ta negatywna praktyka była równie częsta w obozie Ententy - zwłaszcza w W. Brytanii, gdzie ścierały sie poglądy różnych ośrodków - rządu, sztabu Imperialnego, dowództwa BEF itd itp. Ta nić nieporozumienia i brak wodza naczelnego zawsze komplikowała życie obu stronom.
-
Ja mam kilkanaście historii pułkowych w wersji elektronicznej - jakbyś chciał chętnie udostepnię. W tym lub przyszłym roku inforteditions ma wydać moja ksiązkę Passchendaele. kampania we Flandrii 1917, obecnie pracuję nad monografią bitew nad Izerą i pod Ypres w 1914 roku. Odnośnie bitwy pod Verdun i spekulacji co do faktycznych celów i intencji Falkenhayna chciałbym przytoczyć kilka opinii: płk von Tappen - szef wydziału operacyjnego OHL pisał: Zajmowanie Verdun nigdy nie było uważane za główny cel ofensywy, celem tym było zniszczenie sił francuskich. Jeśli w trakcie walk Verdun wpadło by w nasze ręce - tym lepiej" (cyt. za: C. Malkasian, A History of modern wars of attrition, 2002, s. 34. Holger Afflerbach, niemiecki historyk "Falkenhayn nie chciał przełamania linii frontu ani zajmowania Verdun, przynajmniej nie od razu. W zamian chciał postawić Francuzów przed wielkim wyborem. Jeśli Francuzi opuszczą Verdun - będzie to cios dla ich morale. Falkenhayn jednak wierzył że Francuzi będą starali się trzymać twierdzę do upadłego i próbować odebrać wzgórza pod Verdun bez względu na cenę. co przyniesie im ogromne straty" Planning Total War? Falkenhayn and the battle of verdun, w: Great War, Total War wyd. 2000 R. Doughty, "Pyrrhic victory: French strategy and operations in great war" s. 262 "Nawet jeśli Falkenhayn wierzył że Francuzi są bliscy załamania, nie proponował wielkiej ofensywy majacej na celu rozbicie francuskiej obrony. W zamian proponował operację "wykrwawienia na śmierć" francuskiej armii zmuszenie Francji do proszenia o pokój"
-
Dlatego Foley pisze, że "jest juz raczej pewne że tego memoriału nie było" i jedynym miejscem gdzie ono sie pojawia to o ile pamiętam "Naczelne dowództwo..." Falkenhayna. Ale podobnie ma się rzecz z "planem Schlieffena" - równiez nie znaleziono oryginału tego dokumentu i przed rokiem 1920 taka nzwa jak "Denkschrift" w ogóle się nie pojawia. Będę musiał zakupić Afflerbacha Holgera bo to bodaj najlepsza biografia Falkenhayna (i chyba jedyna) - przyda mi się do mojej nowej ksiązki
-
Straty w całej ofenywie Nivellea wyniosły 189 000 ludzi - straty niemieckie 169000 - sporo, ale duże siły brały udział w tej bitwie w krótkim czasie i na szerokim froncie. Bitwa pod Verdun angażowala jednorazowo stosunkowo niewilekie siły na małym obszarze. Toczyła sie za to az 11 miesięcy i był typową bitwą na wyczerpanie "materiałową". Nivelle chciał uniknąć takiej bitwy - ale mu nie wyszło Po prostu jego "cudowna formuła" zawiodła i przyniosła wiecej złego niż dobrego. Róznica między nim a Haigem i Joffre był taka że ci ostatni konsekwentnie prowadzili wojnę na wyczerpanie (choć również marzyli o przełamnaiu linii frontu i powrotu do chwalebnej wojny ruchomej). Jedni nazwą ich upartymi głupcami - inni dowódcami konsekwentnymi. W końcu bitwy nad Somma i pod Verdun to również początek końca niemieckiej armii zachodniej...
-
Jesli juz pytasz o moje zdanie: Ja bym wybrał ratowanie cesarstwa. Szukanie porozumienia z Ententa nawet na gorszych warunkach. Tymczasem para HL torpedowała wszelkie inicjatywy pokojowe i pchała Niemcy na skraj przepaści. "Program Hindenburga", wojna podwodna i ofensywy 1918 r. doprowadziły ostatecznie do jego upadku. Już nie tylko klęski militarnej ale do całkowitego upadku państwa. Tymczasem w roku 1919 Ludendorff zasiadł do spisywania pamietników i wysmażył legendę o ciosie w plecy aby przysłonić swoje błędy. PS: równie dobrze mozna by zadać pytanie - co zrobiłbys na miejscu Haiga i Joffre'a - czy był inny sposób na pokonanie II Rzeszy niż powolne i metodyczne wyczerpywanie jej zasobów luidzkich (wielkie bitwy na wyniszczenie) i gospodarczych (blokada morska)?
-
Jestem tylko pasjonatem - nie zawodowym historykiem - nie osmielę się rozstrzygnąć jaka jest prawda Jest to kwestia kontrowersyjna i sporna - a wszystko przez alianckie bombowce, które sfajczyły archiwa poczdamskie w 1945 r . Ostatnio nawet kwestionuje się fakt istnienia "planu schlieffena" (tezy T. Zubera). Faktem jest jednak iż strategia 'bitwy rozstrzygajacej (Vernichtungsstartegie) lansowana przez SChlieffena i po częsci Moltkego zawiodła. Na fali rozczarowania tą filozofią cesarz sięgnał po Falkenhayna. Gdy jego Ermattungstrategie też zawiodła przyszła kolej na parę HL, którzy najpierw próbowali wojny podwodnej a póxniej powrocili do idei "walnej bitwy". To działało na zasadzie sinusoidy. Foley w książce Road to Verdun twierdzi że idea wojny na wyczerpanie ma bardzo długa historię i sięga nawet lat 80-tych. Co więcej wielu członków Sztabu Generalnego przez 1914 r. nie wierzyło w wojne błyskawiczną i przepowiadało długa wojnę na wyniszczenie.
-
Osobiście uważam iż nie ma większego znaczenia czy chciał zająć Verdun, czy nie. Ostatecznie zajęcie tego miasta miało zmotywować żołnierzy do walki. Żołnierz musiał widzieć przed sobą konkretny cel. Natomiast zamiarem Falkenhayna było raczej wciągniecie armii francuskiej w bitwe na wyczerpanie i wykrwawienie jej rezerw. Bez względu na to czy memorandum istaniało czy nie. Falkenhayn był zwolennikiem Ermattungsstrategie - wojny na wyniszczenie, a operacja Gericht była tej strategii ucieleśnieniem. Tak ja to widzę...
-
czytając jego pamiętniki. W werrsji angieslkiej brzmi to mniej więcej tak: "We will blow a hole, the rest will come". Plan był ogólny i mało precyzyjny - zresztą Ludendorff się go nie trzymał. Po przełamaniu obrony w zasadzie nie wiedział co robić dalej, kierował rezerwy tam gdzie postęp był największy. stąd ostatecznie doprowadził do "rozejścia" sie ofensywy w dwóch rożnych kierunkach. Zastosowana przez Niemców taktyka rzeczywiście była nowatorska - ale działała głównie wtedy gdy błędy popełniali obrońcy. Poza tym cudowną taktyką nie wygrywa się wojen tylko pojedyncze bitwy. Ludendorff przedkładał taktykę nad strategię a sprzymierzeni znaleźli w końcu metode i na taktyke infiltracji/Bruchmuellera. Podsumowując: Moim zdaniem Niemcy w żadnym momencie roku 1918 nie byli blizsi wygrania wojny niż w roku 1916 czy 1917 - a już na pewno w roku 1914. Ofensywy przyspieszyły tylko upadek niemieckiej armii. Pytanie - czy było inne wyjście? pozostawiam bez odpowiedzi
-
Hindenburg autoryzował wszystkie poczynania Ludendorffa, który - jak sam napisaleś miał tendencje do panikarstwa. Co do ofensyw 1918 r. - pytanie czy było inne wyjście to pytanie z gatunku historii alternatywnej - a osobiście unikam tej dziedziny Ja patrze na fakty. Ofensywy 1918 r. poza chwilowym sukcesem nie przyniosły zwycięstwa - co więcej przyspieszyły agonię Niemiec. Nie wiem czy było inne wyjście - wiem że strategia "bitwy walnej" tak samo nie zdała egzaminu jak strategia wojny na wyczerpanie.
-
Nie zostałem do końca zrozumiany - chodziło mi o to iż Douglas Haig postrzegany jest jako rzeźnik i tępak, tymczasem na froncie zachodnim nie było geniuszy - warunki jakie się tu wytworzyły nie pozwalały zazwyczaj rozwinąć skrzydeł. Haig nie wybijał sie in minus na tle innych dowódców wysokiego szczebla. Równie kosztowne były ofensywy którymi kierował Joffre, Foch, Falkenhayn czy Ludendorff. W bitwie nad Somma straty brytyjskie wyniosły ok. 420 tys. ludzi - w ciągu około 4 miesięcy, operacja Michael kosztowała Niemców 250 tys. ludzi w ciągu 2 tygodni. Tymczasem ciągle postrzega się Haiga przez pryzmat stereotypów zapominając np. o tym że był zwolennikiem rozwoju wojsk pancernych i pomijając jego niezwykle udaną kampanię 100 dni w 1918 r. Co do Nivelle'a - czy można go nazwać "rzeźnikiem"? I tak i nie. Tak - pod tym wzgledem że jego ofensywa wiosną 1917 r. zakończyła się klęską i dużymi stratami. Nie w tym sensie że był on przeciwnikiem strategii wyczerpania a zwolennikiem strategii przełamania. On nie chciał toczyć wieloiesięcznych, kosztownym bitew na wyniszczenie jakie toczył Joffre - Nivelle chciał szybkiego przełamania fontu i zwycięstwa w 48 godzin. Jego grzechem było to że rozpalił nadzieje Francuzów i wydawało mu się że znalazł cudowną formułę na zerwanie z zastojem na froncie. Mylił sie w obu przypdakach.
-
Plan był fatalny a wykonanie jeszcze gorsze - właściwie nie było planu. Ludendorff twierdził iż "wystarczy przełamać front a dalej zobaczymy". Niemcy znaleźli formułę na zerwanie zastoju na froncie zachodnim ale niewiele im to dało ponieważ nie mieli planu "co dalej". Ofensywa Michael ostatecznie została zatrzymana i kosztowała Niemców tyle samo sił co aliantów. W perspektywie czasu więc była niemiecką klęską i Ludendorff ponosił za to część winy.
-
Ja bym Ludendorffowi charyzmy nie przypisywał. Charyzmę miał Hindenburg - Ludendorff był "kryptodyktatorem" pociągał za sznurki z tylnego siedzenia i nie brał za nic odpowiedzialności - gdyż nominalnie sprawował jedynie funkcję Pierwszego Kwatermistrza Generalnego. To prawda był mózgiem tandemu HL, ale gdyby Hindenburg nie autoryzował jego planów Ludendorff nie miałby nic do powiedzenia. Notabene cesarz go nie znosił i tolerował tylko ze względu na Hindenburga, który był w Niemczech wręcz uwielbiany. I nie zgodzę się ze stwierdzeniem że ofensywy niemieckie 1918 r. o mało nie doprowadziły do zwycięstwa. To był typowy rzut na taśmę, desperacka próba odwrócenia losów wojny - Niemcy nie mieli już większych perspektyw na wygranie konfliktu i owe "zwycięskie" ofensywy Ludendorffa ostatecznie przybiły gwóźdź do trumny armii niemieckiej i całego cesarstwa.
-
Oczywiście ocena Haiga jest przerysowana i niesprawiedliwa. Haig nie "zabił" więcej ludzi niż Joffre, Foch, Ludendorff. Z pewnych względów Haig miał po wojnie złą prasę (w czym wiele zasługi LLoyd George'a, który nie znoisł sir Douglasa) a jego postać weszła do popkultury jak postać "osła prowadzącego lwy". Współcześnie odchodzi się już w historiografii od tak jednostronnego postrzegania marszałka.
-
Co do "memorandum bożonarodzeniowego" - to prawdopodobnie dokument taki w ogóle nie istniał. Większość współczesnych historyków uważa iż dokument ten został wymyślony (spreparowany) przez Falkenhayna po wojnie.
-
Dwie uwagi: 1. oficjalne straty alianckie - Wspólnota Brytyjska - 244 000 ludzi Francuzi - 8500 ludzi oficjalne straty niemieckie - 217 000. Dane nieoficjalne (szacunkowe) od 200 do 400 tys. po każdej ze stron 2. Lys (Leie) to rzeka - zatem ofensywa niemiecka miała miejsce nad Lys. Niemcy przełamali tu w kwietniu 1918 obronę sprzymierzonch co zmusiło Brytyjczyków do ewakuacji obszaru zdobytego podczas bitwy pod Passchendaele. To co zdobyto w ciągu 4 miesięcy i kosztem conajmniej 250 tys. ludzi oddano Niemcom w ciągu kilku dni.
-
Rommlem , jeżeli już Czy można porównywać dwa tak odległe od siebie charaktery? Myślę że jest to grube nadużycie , z jednej strony Lettow - Vorbeck człowiek olbrzymiego hartu ducha , niespożytej energii walczący na z góry przegranej pozycji , a z drugiej Rommel , karierowicz, kunktator , gwiazda propagandy III Rzeszy , typowy pruski zupak , dbający o medale , splendor i awanse . Nie na miejscu jest to porównanie , jedyne co tych panów łączy to Afryka . Myślę że kolega upraszcza. Lettow-Vorbeck - rycerz bez zmazy i skazy a Rommel - pupilek Hitlera. W obu przypadkach na budowaniu legendy maczali swoje paluchy spece od propagandy i w obu przypadkach dorzucili się do tej legendy Brytyjczycy - głównie przez swoją nieudolność. Z jednym się zgadzam nie można porównywać obu dowódców tylko dlatego że oboje byli Niemcami i walczyli w Afryce. Rommel specjalizował się w wojnie manewrowej, Lettow-Vorbeck - w wojnie partyzanckiej. To dwa zupełnie różne światy. Lettov-Vorbeck był tylko "Gerylasem", uciekał, szarpał bo miał gdzie. Można by go porównać np. z Pancho Villą, Vo Nguyem Giapem albo Kowpakiem. Gdyby trafił na front zachodni - historia w ogóle by go nie zapamiętała. PS Rommel nie był Prusakiem - był Szwabem (Wirtemberczykiem).
-
I wojna światowa jako prekustorka nowego modelu wojny?
Krzysztof M. odpowiedział mch90 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Z tym też do końca się nie zgodzę - na froncie wschodnim generałowie nie stali wobec takich problemów jak na froncie zachodnim. Ciężko więc tu mówić o jakiejś ewolucji, po prostu nie było takiej potrzeby - nawet hełm stalowy wprowadzono tu znacznie później niż na froncie zachodnim. To we Francji i Belgii powstało większość nowinek taktycznych i technologicznych. O ile wojna roku 1914 była bliższa epoce napoleońskiej, tak wojna roku 1918 miała już elementy wojny współczesnej - w żadnym innym konflikcie (poza II wojna światową) nie nastąpił tak wielki skok