Skocz do zawartości

mch90

Moderator
  • Zawartość

    1,777
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez mch90


  1. Jak dla mnie gen. Anders jest bohaterem narodowym, który uratował, mimo wielu przeciwności, niespełna 200 tysięcy Polaków spod władzy radzieckiej, "niczym Noe ze swoją Arką" wyprowadził ich z tego piekła na Bliski Wschód. Walczący o honor polskiej żołnierza i o sprawę polską- wydaje się, że był on jednym z nielicznych w polskim rządzie emigracyjnym, który nie łudził się co do prawdziwych zamiarów Sowietów i był zdecydowanym przeciwnikiem miękkiej polityki wobec ZSRR, prowadzonej przez Sikorskiego. Nic powinno to dziwić, biorąc pod uwagę, że Anders przeszedł 20-miesięczne więzienie- najpierw we lwowskich Brygidkach, potem na słynnej moskiewskiej Łubiance, głodzony, izolowany, bitwy, wychłodzony.

    Co można uznać za jego sukcesy

    Kampanię propagandową rozpętaną po zwycięstwie polskim pod Monte Cassino- przywrócił tym samym honor polskiemu żołnierzowi ("turystom Sikorskiego", jak zwała ich radziecka propaganda), sprawił, że sprawa polska znów wylądowała na pierwszych stronach gazet a pamięć o tej bitwie jest żywa do dzisiaj. Wyprowadzenie Polaków z ZSRR- to również zaliczyłbym do jego sukcesów.

    W odczuciu wielu, Anders był tym, który zdołał obronić interes Polski w wymiarze militarnym i politycznym.


  2. Nie jestem pewien , ale wydaje mi sie , że Ritter von Thoma objął dowództwo 24 X, a do tego czasu Rommla zastępował generał Stumme-który zmarł właśnie 24 X.

    No właśnie jest na odwrót :D Dowódcą APanc "Afryka" pod nieobecność Rommla wyznaczony został Stumme, który zmarł, jak piszesz, 23 października, tak, że na jeden dzień dowództwo armią pełnił von Thomme.

    Na marginesie, Rommel ma faktycznie tendencje do nie obecności gdy coś idzie źle- Czy to leczenie w afryce, czy przekazanie dowództwa tuz przed klęska von Arminowi( od 9 III) czy w normandii podczas D- day tez go nie bylo.

    Zauważ, że gdy dowiedział się o brytyjskim ataku 24 października, natychmiast przerwał kurację i w jeden dzień z powrotem był wśród swoich ludzi w Egipcie. To samo z 6 czerwca. Następnego dnia Rommel był już z powrotem, przerywając urlop i spotkanie z rodziną.

    rzygotowując sie do bitwy pod Al Alamein nie przygotowal planów odwrotu, a powinien- do 3 listopada miał chyba trochę czasu. Nie było praktycznie odwrotu, a tylko chaotyczna ucieczka.

    Po nieudanej (dla Niemców) bitwie pod Alam Halfa Rommel cofnął się na dogodne pozycje pod El-Alamein i zaczął okopywać- tworząc bardzo silną linię fortyfikacji polowych. Niedługo potem wyjechał. Obowiązki po nim przejął Stumme i to on powinien, znając bieżącą sytuację na froncie, przygotować, moim zdaniem, plany ewentualnego odwrotu. A po powrocie Rommla, gdy ofensywa Montgomery'ego, było to już niemożliwe- przygotować zaawansowane plany wycofania się na z góry upatrzone pozycje, co wymagało zebrania odpowiedniej ilości środków transportowych itd.- nie było to możliwe z powodu ciągłego nacisku wroga. I tak, wg. mnie, należy się uznanie Rommlowi, że postanowił uratować przynajmniej część swojej armii, tą zmotoryzowaną, nawet za cenę włoskiej piechoty, spadochroniarzy i resztek jednej dywizji niemieckiej.

    Nie chcę udowadniać geniuszu Rommla- ponieważ uważam, że takowym on nie był. Popełniał wiele błędów, ale, moim zdaniem, pod El-Alamein dowodził bez zastrzeżeń.


  3. Walki w Afryce Północnej zapoczątkowały w gruncie rzeczy ideę tworzenia i wykorzystywania na szeroką skalę niewielkich oddziałów dywersyjno-sabotażowych, zdolnych operować za liniami wroga przez wiele dni, dokonując akcji sabotażowych na zapleczu frontu. Prym w tej dziedzinie wiedli Brytyjczycy, którzy po raz pierwszy zaczęli wykorzystywać uzbrojone patrole LRDG (Long Range Desert Group) od lipca 1940 roku. Jesienią 1941 roku sformowany zostaje SAS pod dowództwem kpt. Davida Stirlinga a niedługo później SBS (Special Boat Service), dowodzona przez lorda Jellicoe.

    Jestem ciekaw, jak oceniacie ich wykorzystanie w Afryce Północnej?


  4. Na dużą skalę kawalerii używało tylko WP w 1939. Jeszcze nie słyszałem o kawalerii Angielskiej, Francuskiej lub Amerykańskiej, nie jestem pewnien co do Armii Czerwonej.

    No właśnie, Związek Radziecki to chyba kraj, który podczas IIWŚ w największym stopniu wykorzystał kawalerzystów- przez całą wojnę sformowano siedem gwardyjskich korpusów kawalerii, co łącznie daje 21 dywizji kawalerii. Biorąc pod uwagę warunku panujące w Rosji- olbrzymie, bezkresne tereny, brak dróg, pogoda, takie rozwiązanie niewątpliwie miało swój sens- ponieważ kawaleria świetnie spełniała rolę ruchomej piechoty, zwiadu i z racji swej mobilności robiła to lepiej niż wojska zmotoryzowane. Dodatkowo kawaleria miała tą przewagę nad wojskami zmotoryzowanymi, że lepiej dostosowywała się do trudnych warunków terenowych, które mogłyby bardzo ograniczyć lub wręcz wykluczyć użycie większych pojazdów.

    40 pułków podzielonych na 11 brygad,ułani,szwoleżerowie,strzelcy konni,elita wojska Polskiego.Doskonali dowódcy,specyficzny klimat w pułkach,szacunek do tradycji,duma,fantazja

    Ano właśnie, skąd się w Polsce, w IIRP głównie, ten kult konia? Czy to wynika z wielowiekowych kawaleryjskich tradycji Polaków? Z tego co pamiętam, jednostki kawaleryjskie przeznaczone były dla elity społecznej, ludzi zamożnych, dla których jeździectwo było czymś więcej niż tylko zawodowym zainteresowaniem.

    A przy okazji, podobną estymą konie darzyli Amerykanie. Dopiero IIWŚ wyparła je na rzecz wojsk zmechanizowanych i czołgów, chociaż na Filipinach posłużono się 26. Pułkiem Kawalerii- który został rozbity na Baatan.

    PS. Co ciekawe, ostatnie dwie szarże kawaleryjskie podczas IIWŚ przeprowadzili Włosi.

    "Pierwsza miała miejsce w Rosji w 1942 roku. Reggimento Savoia Cavlleria (...) stacjonował w nocy z 23 na 24 sierpnia pomiędzy Jagodnem a Czebowroga. Wczesnym rankiem pluton zwiadowczy natknął się na dwa bataliony syberyjskie, liczące 2 tysiące żołnierzy. Nastąpiła zażarta wymiana ognia.

    W obliczu znacznej przewagi liczebnej nieprzyjaciela, włoski pułkownik wydał rozkaz przeprowadzenia natarcia. W trakcie trzech oddzielnych szarż cztery szwadrony kawalerii, liczące łącznie 600 ludzi, przełamały linie wroga i zadały mu druzgocącą klęskę, tracąc po swojej stronie 39 żołnierzy i dwóch oficerów. Obserwujący całą akcję Niemcy nie mogli uwierzyć własnym oczom i byli pod tak wielkim wrażeniem, że złożyli Włochom oficjalne gratulacje.

    Ostatnią szarżę przeprowadził 17 października 1942 roku 14. Reggimentu Cavallegeri d'Alessandria (...). Nocą Włochów otoczył w lesie oddział liczący 20 tysięcy partyzantów. Pułk otrzymał rozkaz wycofania się do najbliższej wioski, byle z dala od lasu. Aby wykonać rozkaz, należało przebić się przez linie wroga, innym wyjściem było tylko poddanie się.

    Pod ciężkim ogniem wroga z broni automatycznej i moździerzy szwadrony kawalerii przeprowadziły wielokrotne szarże, tworząc wyrwę w liniach i umożliwiając ucieczkę pozostałym włoskim oddziałom".

    Za: "Żołnierze Mussoliniego" Rex Trye, str. 43.


  5. Czy podczas II wojny światowej kawaleria stała się przeżytkiem? Jestem ciekaw, co na ten temat sądzicie? Jak oceniacie tą formację w świetle wojny zmechanizowanej, jaką była II wojna światowa?

    Ciekawe, że nie tylko WP korzystało z jednostek kawaleryjskich podczas IIWŚ, ale też używali ich Niemcy, Sowieci, Brytyjczycy, Amerykanie i inne kraje, jak Francja i Finlandia.


  6. Zgadza się , tych kilku na jednego to zwykle 4 na 1. Przy czym 3 Shermany prawie na pewno uległy zniszczeniu.

    To tylko dane statystyczne. Zauważ, że w Normandii Tygrysy swoje wyniki zawdzięczają bardzo sprzyjającemu obronie terenowi, które nadaje się wyśmienicie do urządzania zasadzek i defensywy. Spójrz na pogrom, jaki dostawali Niemcy gdy sami przechodzili do natarcia w tym paskudnym terenie- że choćby z 6 czerwca, przyjrzyj się jak zatrzymana i ugodzona została KG "Oppeln".

    Shermany górował nad nimi szybkością, zwrotnością i mobilnością tak więc, gdy Shermanom udało się wciągnąć w zasadzkę "kociaki", lub też w walki miejskie- czy to Tygrysy, czy Pantery, dostawały łupnia od, jak się powszechnie uważa, kiepskich Shermanów. Doskonałym przykładem na to jest bitwa o bliźniacze wioski Rocherath i Krinkelt podczas niemieckiej ofensywy w Ardenach, kiedy to 741. Batalion Czołgów zniszczył 27 czołgów (głównie Panter), 1 działo samobieżne, 2 samochody opancerzone, 2 pojazdy półgąsienicowe i 2 ciężarówki za cenę utraty 5 czołgów zniszczonych od ognia nieprzyjacielskiego, 2, które ugrzęzły w błocie i 1, który się zepsuł podczas bitwy- razem 8 czołgów. I to wszystko w ciągu 3 dni walk.


  7. A to już całkiem dziwna informacja, świadczy tylko o autorze. Pomijając to co napisal; mch 90

    to w czerwcu 1941 członkowie 5 Dywizji Pancernej SS Wiking wymordowali około 600 Żydów w Galicji, w rejonie Żytomierza.

    No i oczywiście zbrodnie, które popełnili podczas tłumienia Powstania Warszawskiego, w rejonie Krakowskiego Przedmieścia i Powiśla. to tylko niektóre przykłady zbrodniczej działalności 5 DPanc "Wiking".

    A zbrodnie SS-Standarte Germania, który stanowil podstawe "Wiking"?

    A tutaj podzielę się pewną swoją refleksją. Wielu ludzi piętnuje Waffen-SS o zbrodnie wojenne (słusznie! Nie możemy o tym zapomnieć), zapominając jednak, że również Wehrmacht, od von Brauchitscha poczynając, a na zwykłych grenadierach kończąc, roił się od ludzi niezachwianie wierzących w Hitlera, jego ideologię i metody. Ideologiczną krucjatę nazistowską popierali tacy ludzie, jak Manstein, Hoth czy von Reichenau. Np. Hoth pisał w jednym z rozkazów, że "aby przetrwać, musimy zniszczyć Żydów, którzy popierają bolszewizm i jego zbrodniczą organizację, partyzantkę".

    Za: "Ulubiony dowódca Hitlera" Steven Newton, str. 87.

    Należy tez pamiętać, że te dywizje otrzymywały często lepszy sprzęt niż pozostałe jednostki, to tez miało wpływ na ich wartość bojową.

    To prawda, dywizje Waffen-SS miały priorytet uzupełnień ludzi i sprzętu. Spotykało się to z olbrzymią zazdrością jednostek WH działających "po sąsiedzku". Dlatego tan cenna jest relacja Hansa Hollera z 21. DPanc, walczącej w Normandii na prawej flance 12. SS "Hitlerjugend":

    "W Caen członkowie Hitlerjugend byli zawsze naszymi sąsiadami z lewej strony. Walczyli zażarcie o każdy metr. Wzajemna pomoc była wśród nich spontaniczna i tak zupełnie pozbawiona egoizmu, że nie da się tego z niczym porównać. I chociaż słyszeliście o nich jedynie najgorsze rzeczy, mogę zaświadczyć, że cechowało ich głębokie człowieczeństwo".

    Za: "Caen. Droga do zwycięstwa" A. McKee, str. 86.

    Nie można jednak powiedzieć, że ich "elitarność" (pod względem bojowym) brała się tylko i wyłącznie z racji dobrego sprzętu. Waffen-SS to też tacy wybitni dowódcy, specjaliści w swojej dziedzinie, jak Max Wunsche, Kurt Meyer, Frey, Sandig, Mohnke, Willhelm Bittrich, Heinz Harmel, Hausser czy Fritz Kraemer. Wreszcie, dyscyplina w oddziałach, dobre wyszkolenie i duch oddziału, który również miał wpływ na osiągane wyniki.

    A już w osłupienie wprawia pisanie o pełnej „poświęcenia” waleczności esesowców, czy ich kunszcie „budowy zasadzek”

    Cóż, moim zdaniem żołnierzom 1. SS LAH, 2. SS "Das Reich" czy 12. SS "HJ" nie można odmówić elitarności i rzeczywiście, muszę im przyznać, że walczyli niesamowicie, z wielką wprawą. I wbrew temu co się mówi, taka 12. SS nie przypłaciła tego całkowitym zniszczeniem- całkowite straty "Hitlerjugend" w kampanii normandzkiej wyniosły ok. 9000 żołnierzy z 12500 stanu początkowego. Dodajmy do tego jednak nadchodzące w różnych okresach uzupełnienia.

    Forumowiczom wyrażającym skrywany zachwyt dla żołnierzy zbrodniczej organizacji zwanej Sturmstaffeln wypada polecić pilne przestudiowanie choćby następujących prac: „SS-przestroga historii” znanego historyka niemieckiego Guido Knoppa oraz Karola Grünberga „SS-czarna gwardia Hitlera”.

    Wybacz, ale czy nie mamy racji, doceniając wysoką sprawność bojową takiej np. dywizji "Hitlerjugend"? Zauważ, że w postach tych, w których pojawiają się głosy uznania wobec żołnierzy Waffen-SS, jest wyraźne rozróżnienie pomiędzy sferą bojową a ideologiczną. Tak, że jak niektórzy z nas chwalili we wcześniejszych postach osiągnięciami bojowymi dywizji Waffen-SS, tak samo zastrzegaliśmy (jak ja i Amilkar), że te same dywizje odznaczyły się zbrodniczą działalnością. Ja też mogę Ci polecić kilka książek na temat dokonań Waffen-SS chociażby i tylko w Normandii- ale czy to ma sens?

    Przy okazji, Antku, czy słyszałeś o Brygadzie Kawalerii SS? W lutym 1942 roku była ona przydzielona do 9. Armii, do XXXIX KPanc i brała udział w dwutygodniowej operacji przeciwpartyzanckiej "Bawół". Brygada ta pojawiła się dwa razy epizodycznie w pracy Stevena Newtona "Ulubiony dowódca Hitlera", lecz nie mogę na jej temat znaleźć nic konkretniejszego.

    Pozdrawiam


  8. Chciałbym dodać małe uzupełnienie.

    Dodałbym tu jeszcze 21 Dywizje Pancerna, którą tez zostawił zagrzebana w piaskach.

    Tu się pomyliłem. Rommel zostawił zagrzebaną w piaskach 90. Dywizję Lekką, a raczej to, co z niej zostało. I oczywiście włoską piechotę, bo wszystkie oddziały zmotoryzowane ruszyły z nim na pozycje pod Fuką.

    Za: "Wojna w Afryce 1940-43" Piekałkiewicz, str. 223.

    Rommel nawet nie opracował planów odwrotu( Meinstein by sobie na cos takiego nie pozwolił :? )

    Piszesz, że Rommel powinien przygotować wcześniej plany odwrotu dla APanc "Afryka". Zważ jednak na to, że 23 września 1942 Rommel, pod wpływem nalegań swojego lekarza, odlatuje na kurację do Niemiec. Dopiero 24 października stawia ponownie stopę na afrykańskiej ziemi, 24 godziny po rozpoczęciu brytyjskiej ofensywy (operacja "Lightfoot"). W tym czasie jego obowiązki pełnił gen. von Thomme i to jego należałoby obarczyć winą za nieprzygotowanie planów ewentualnego odwrotu armii.


  9. Czołgi zostały też wykorzystane przez Brytyjczyków w czasie ofensywy pod Ypres na jesieni 1917 roku, bez powodzenia. Mimo wcześniejszych ostrzeżeń, że teren nie nadaje się do poprowadzenia takiego natarcia. I rzeczywiście, 30-tonowe blisko czołgi nie miały szans na dotarcie do pozycji niemieckich, tak głębokie i gęste było błoto. Aby wesprzeć natarcie czołgów i jakoś ruszyć je do przodu, próbowano wykopywać maszyny z błota łopatami, podkładać pod ich gąsienice faszyny, drewniane kłody. Bez rezultatu. Błoto wygrało. :)


  10. Prawidłowa odpowiedź brzmi:
    3. Atak lotniczy dokonany przez zabójcze dla czołgów Typhoony Mark IB należące do RAF. (Sugeruje to brak we wraku naruszeń pancerza przez pociski czołgów alianckich).

    Po szczegóły odsyłam na nasz portal www.dws.xip.pl do biografi Wittmanna:

    http://www.dws.xip.pl/reich/biografie/311623.html

    Czy na pewno? Wittmann zginął 8 sierpnia, ale jedyny Typhoon (ze 183. Eskadry), który w tym dniu zgłosił zniszczenie niemieckiego czołgu, powrócić do bazy przed 12:30, a więc przed wejściem do akcji w okolicach drogi Caen-Falaise, koło Gaumesnil czołgów Wittmanna. Lokalizacji czołgu Wittmann dokonano w 1983 roku, gdzie też natrafiono na szczątki samego asa pancernego- potwierdziły to badania medyczne.

    Na koniec posłużę się cytatem z Reynoldsa: "Tak więc, jedyną rzeczą, którą można stwierdzić z całą pewnością jest fakt, że Wittmann nie przeżył walk toczonych 8 sierpnia z Brytyjczykami, Kanadyjczykami i Polakami".

    Za: "Stalowe Piekło" M. Reynolds, str. 342.


  11. Co do Munscha- on sam po latach przyznał się, że dokonywał za murami obozowymi selekcji i pseudoeksperymentów medycznych. Dr Hans Munsch był też przyjacielem dr Mengele. Było więcej lekarzy obozowych, o których po wojnie pozytywnie wypowiadali się więźniowie, a mimo to w rzeczywistości mieli wiele na sumieniu. Należeli do nich, prócz Munscha, Werner Rohde, Horst Fischer i Eduard Wirths.


  12. Warto kupić, bo np. obecnie sprzedawany w kolekcji "Helikopter w ogniu" to wersja reżyserska, zawierająca dodatkowe, bardzo ciekawe sceny. M.in. z tego co na razie oglądałem , jest jedna, w której reżyser zawarł to o czym pisałem już na tym forum- kiepskie wyszkolenie rangersów biorących udział w akcji. Jest przedstawiona prawdziwa scena z początku bitwy, kiedy jakiś młody, niedoświadczony ranger o mało co nie zabił sierżanta Sandersona (w rzeczywistości sierżanta Paula Howe'a). Będąc w budynku-celu koło głowy poszła mu seria z karabinu maszynowego. Okazało się, że „chciał” go zabić jakiś niedoświadczony rangers, blokujący pozycję koło południowego narożnika i który, gdy zobaczył jakąś sylwetkę w oknie budynku, wziął komandosa za uzbrojonego Somalijczyka.


  13. Drodzy mch90 i riv, chyba się trochę zapędziliśmy, bo zamiast oceniać Paulusa, dyskutujemy o bitwie Stalingradzkiej :)

    Masz rację Vissegerdzie, lecz jak sam napisałeś (trochę dalej), temat Paulusa i bitwy Stalingradzkiej są bardzo ze sobą powiązane, przeplatają się wzajemnie. W końcu feldmarszałka Paulusa ocenia się głównie za jego postawę podczas bitwy i decyzje podejmowane w "kotle".

    Jak już wspomnieliśmy, Paulusa dodatkowo zapewniono o moście powietrznym oraz o deblokadzie Mansteina. Zaufał więc swoim przełożonym.

    O iluzoryczności mostu powietrznego nad Stalingradem Paulus doskonale wiedział od swoich generałów, którzy właściwie i z dużą dozą realizmu oceniali ten pomysł- z gen. von Seydlitz-Kurzbachem na czele.

    na podstawie informacji otrzymywanych od Mansteina (chyba, że mu ich nie przekazywano)

    Tak, istniała łączność pomiędzy kwaterą Mansteina a 6. Armią.

    Gdzie był więc błąd Paulusa? Czy nie powinien był przygotować zawczasu operacji ewakuacji 6. Armii?

    I chyba uderzyłeś w kolejny błąd popełniony podczas bitwy przez Paulusa. O ile mi wiadomo, d-ca 6. Armii nigdy nie przygotowywał swojego związku operacyjnego do przebijania się, nie powstały też stosowne plany. A jak wiadomo, taki manewr to olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne, żeby przygotować ok. 300 tysięcy żołnierzy, obsadzających około 200-kilometrową linię frontu na nagły zwrot. Trzeba było też przygotować i uruchomić ostatnie rezerwy zaopatrzeniowe, zreorganizować sprzęt itd. To wymagało wiele czasu.

    Czy gdyby Paulus miał przygotowany plan ewakuacji i przebijania, gdyby rozpoczął swoją operację np. 17 grudnia (każdy dzień był na wagę złota) to nie miałby szans na wyrwanie się z kotła z siłami większymi niż wspomniane przez Was 50 tys.?

    A co ze wspominanymi przeze mnie wcześniej już siedmioma armiami sowieckimi, blokującymi Stalingrad? No przecież nie stałyby bezczynnie, gdy Niemcy w czasie odwracania swojego frontu byliby najbardziej narażeni na ciosy. Przykładem niech będzie to, jak von Seydlitz wycofał się z północnej części kotła- w trakcie tego manewru Armia Czerwona przystąpiła natychmiast do natarcia i rozbiła 94. DP.

    Na koniec dodam, że dużo łatwiej odtwarza się jednostki z pobitych i wykrwawionych niż tworzy nowe.

    Zgadzam się w pełnej rozciągłości. :)

    Pozdrawiam


  14. Jestem ciekaw, czy znacie przypadki ludzkich odruchów SS-mannów, członków załóg obozowych podczas IIWŚ?

    Dla przykładu posłużę się postacią unterschaführera Viktora Pestka, służącego w Birkenau, o którym więźniowie mówili: "To był przyzwoity człowiek, który nigdy nie bił więźniów". Zakochał się w Żydówce Renee Neumannovej, która dzięki niemu dostała stanowisko blockschreibeki. Z obozu uciekł 5 kwietnia 1944 roku, motywując to tak: "...nienawidzę tego całego podłego procederu, ponieważ nie mogę znieść tego, że muszę patrzeć, jak morduje się kobiety i dzieci. Chcę coś uczynić, by zapomnieć o tym odorze i bym sam mógł poczuć się troszkę bardziej czysty". 23 maja 1944 Pestek ze współuciekinierem Lederem wrócił z powrotem do Auschwitz z nieznanych do końca powodów. Został złapany na terenie obozu i niedługo potem odbył karę śmierci za pomaganie więźniom i dezercję.

    Za: "Ludzie w Auschwitz" Hermann Langebein.


  15. Zachęcam do czytania, bo artykuł naprawdę bardzo ciekawy.

    Pościg za "Doktorem Śmierć"

    Rory Carroll, Uki Goi2008-01-15, ostatnia aktualizacja 2008-01-15 12:03

    Obóz koncentracyjny Mauthausen

    Będąc lekarzem SS, Aribert Heim przeprowadzał potworne eksperymenty na więźniach obozu koncentracyjnego Mauthausen. Po wojnie, podobnie jak wielu innym nazistom, udało mu się zbiec. Prawdopodobnie ukrywa się w Argentynie. Ale pętla na szyi Heima i jemu podobnych powoli się zacieśnia. Centrum Szymona Wiesenthala wznowiło pościg za zbrodniarzami hitlerowskimi przebywającymi w Ameryce Południowej w ramach Operacji Ostatnia Szansa.

    Europa, rok 1945. Najbardziej destrukcyjna wojna w historii zostawiła po sobie zrujnowane miasta, masy uchodźców i coś jeszcze gorszego - hitlerowskie obozy koncentracyjne. Mało znane nazwy, jak Auschwitz, Birkenau, Treblinka, Bełżec, Sobibór, Buchenwald i Mauthausen nagle nabrały przerażającego wydźwięku.

    Nadszedł czas sądu. Procesy norymberskie skazały na śmierć lub długie lata więzienia najwyższych rangą współpracowników Hitlera. Jednak wielu niższych stopniem zbrodniarzom wojennym udało się wyślizgnąć z rąk norymberskich sędziów. Posługując się fałszywymi dokumentami, przemierzyli oni Atlantyk i osiedlili się w Ameryce Południowej - raju dla nazistów.

    Krążyły o nich legendy. Jeszcze długo po wojnie opowiadano sobie historie o łodziach podwodnych wypełnionych zrabowanym przez nazistów złotem, które dobijały do brzegów Patagonii, a w powieściach i filmach pojawiały się wyobrażenia IV Rzeszy - w dżungli amazońskiej lub u stóp Andów, gdzie roiło się od swastyk, moskitów i sekretnych laboratoriów służących doskonaleniu rasy. Niektóre z tych fantastycznych opowieści przedstawiały samego Hitlera, który w słomkowym kapeluszu przycina orchidee.

    Rzeczywistość była bardziej prozaiczna i ponura. Setki, a może tysiące nazistów zbiegło "tylnymi drzwiami" z Europy i znalazło schronienie w Ameryce Południowej. W ciągu dziesięcioleci, jakie upłynęły od wojny, złapano zaledwie kilku z nich, w tym Adolfa Eichmanna, pomysłodawcę Holocaustu, który został porwany z Argentyny w 1960 roku przez izraelski wywiad, Klausa Barbie, zwanego "Katem Lyonu", który został ekstradowany przez Boliwię w 1983 roku i Ericha Priebke, kapitana Waffen-SS, który został ekstradowany przez Argentynę w 1995 roku. Potem jednak poszukiwania hitlerowców, z których większość już nie żyła lub była 80- czy 90-letnimi starcami, przestały przynosić plony. Zdawało się, że wraz z końcem XX wieku zakończy się też pościg za nazistowskimi zbrodniarzami wojennymi.

    Tak jednak się nie stało. Centrum Szymona Wiesenthala ogłosiło sensacyjną wiadomość - pościg zaczyna się od nowa. Ta żydowska organizacja praw człowieka ujawniła, że rozpoczyna ostatni etap poszukiwań mających na celu namierzenie pozostałych przy życiu nazistów ukrywających się w Ameryce Południowej w ramach Operacji Ostatnia Szansa. - Nie wiemy, ilu hitlerowskich zbrodniarzy ukrywa się na tym kontynencie, ale szacujemy, że nadal są ich tam dziesiątki, jeśli nie setki - mówi dr Efraim Zuroff z Centrum Szymona Wiesenthala, nadzorujący pościg za nazistami. - Jest już bardzo późno na ujęcie zbrodniarzy - przyznaje Zuroff - ale nie za późno.

    Po latach obojętności lub otwartej wrogości, władze państw południowoamerykańskich postanowiły pomóc łowcom nazistów. Z publicznych i prywatnych środków ufundowano nagrody za informacje o ukrywających się nazistach. W Chile, Urugwaju, Argentynie i Brazylii przeprowadzono kampanie medialne, w których oferowano 10 tys. dolarów za wskazówki dotyczące miejsca pobytu hitlerowców. Ponadto policja tropiąca zbiegów w Ameryce Południowej otrzymała od Centrum Wiesenthala wskazówki, takie jak: nazwiska, numery kont bankowych i inne poufne informacje na temat hitlerowców, w tym nagrania z podsłuchów. 60 lat po wojnie pościg za nazistami nabrał rozpędu.

    - Biorąc pod uwagę ogromną liczbę nazistów i nazistowskich kolaborantów, którzy zbiegli do Ameryki Południowej, jest duża szansa, że operacja ta przyniesie konkretne rezultaty - mówi Zuroff. Jest on nieugięty jeśli chodzi o ściganych. - To naturalne, że współczujemy osobom w podeszłym wieku, ale naziści są ostatnimi ludźmi na świecie, którzy zasługują na takie współczucie - mówi Zuroff. - Za to ich ofiary zasługują na to, by podjąć wszelki wysiłek aby ich schwytać.

    Wyścig z czasem

    Dr Efraim Zuroff nie pasuje do hollywoodzkiego wizerunku zatwardziałego śledczego. W swoim trzyczęściowym garniturze, dużych okularach i wypolerowanych czarnych butach wygląda dokładnie jak 59-letni uczony, którym jest. Zuroff, urodzony w Nowym Jorku historyk żydowski specjalizujący się w tematyce Holocaustu, jest następcą Szymona Wiesenthala - wiedeńskiego Żyda, który przeżył obóz koncentracyjny, uciekł do Stanów Zjednoczonych i stamtąd, do końca życia, tropił nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Narzędziami pracy Zuroffa są raporty, bazy danych, nagrania z podsłuchów i kampanie nagłaśniające jego działania. Trudno porównywać go z Jamesem Bondem, bo będąc dyrektorem niewielkiej organizacji o ograniczonym budżecie, jego możliwości znalezienia igły w stogu siana są ograniczone.

    Ameryka Południowa jest olbrzymia. To kontynent dwa razy przewyższający wielkością Europę, rozciągający się od Karaibów, przez Andy, puszczę amazońską i Pampę, a kończący na pokrytej lodem Ziemi Ognistej. To 13 krajów, tysiące miast, 370 mln ludzi. W którym miejscu Ameryki mógł ukryć się nazista? Wystarczy, że przekartkujemy przewodnik Lonely Planet po Ameryce Południowej, a natkniemy się na miasteczko, które wyraźnie odróżnia się od innych. Przypomina kurort narciarski w Tyrolu: na głównym placu króluje styl alpejski, w restauracjach podaje się fondue, dziczyznę i ciasto czekoladowe, a kolejka linowa unosi się ku "gotyckim iglicom skał". Witajcie w San Carlos de Bariloche!

    Ta zimowa stolica Argentyny położona w Patagonii wydaje się żywcem przeniesiona z Alp. I jest to prawdopodobnie kryjówka najbardziej poszukiwanych w Ameryce Południowej nazistów. Śledczy mają przeczucie, że gdzieś wśród narciarzy i balangowiczów, zaludniających uliczki malowniczego miasteczka znaleźć można 93-letniego Austriaka o imieniu Aribert Heim, znanego również jako "Doktor Śmierć", czy, po hiszpańsku, "Doctor Muerte".

    - To najważniejszy pościg za nazistami od 20 lat - mówi Zuroff. - Nawet gdyby udało nam się ująć samego tylko Heima, to i tak byłby to ogromny sukces - dodaje. Za głowę Ariberta Heima - najbardziej poszukiwanego nazisty od czasów Josefa Mengele, wyznaczono nagrodę w wysokości 448 tys. dolarów, a po piętach depczą mu władze Argentyny, Chile i Niemiec. - Skoro rządy trzech państw zobowiązały się znaleźć Heima, to na pewno go znajdą. Dla chcącego nic trudnego - mówi z optymizmem Zuroff.

    Heim znalazł się na szczycie listy najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy hitlerowskich, gdyż jako lekarz SS w obozie koncentracyjnym Mauthausen, nieopodal austriackiego miasta Linz, wykazał się szczególnym okrucieństwem. Ci, którym udało się przeżyć obóz zeznawali, że Heim wstrzykiwał więźniom benzynę i truciznę prosto w serce i odliczał czas do zgonu, bez znieczulenia usuwał ludziom organy, preparował czaszki, które służyły jako eksponaty, i ponoć odarł ze skóry wytatuowanego więźnia, by zrobić z niej obicie fotela dla komendanta obozu.

    Po wojnie Heim zbiegł do Baden-Baden, gdzie pracował jako ginekolog, założył rodzinę i grał w miejscowej drużynie hokejowej. W 1962 roku postanowił uciec, gdyż policja rozpoczęła przeciw niemu śledztwo i wydała na niego międzynarodowy nakaz aresztowania. Ukrywał się m.in. w Egipcie, Hiszpanii, Urugwaju i Chile. Obecnie wszystkie ślady wskazują na to, że przebywa on w Argentynie, w Bariloche. W położonym przy argentyńskiej granicy chilijskim miasteczku Puerto Montt, niedaleko od Bariloche, mieszka 64-letnia córka Heima, a jej matka i kochanka Heima - Gertrud Boumlser w latach 1979 i 1992 odwiedzała Chile 18 razy. Niestety Gertrud już nie żyje, a Waltraud nie chce rozmawiać na temat ojca. Z kolei pierwsza rodzina Heima - żona i dwóch synów - mieszkająca w Baden-Baden, twierdzi, że umarł on na raka w 1993 roku w Argentynie.

    Jeśli jest to prawda, to byłoby to kolejne nieudane zwieńczenie pościgu za zbrodniarzem wojennym, jak to miało miejsce w przypadku osławionego doktora Mengele. W 1985 roku śledczy znaleźli jego kości na cmentarzu nieopodal Sao Paulo. "Anioł Śmierci" z Auschwitz, zmarł ponoć na atak serca podczas pływania, 6 lat przed odkryciem jego szczątków. Czy łowcy nazistów spóźnią się i tym razem?

    Danny Baz, izraelski pułkownik sił powietrznych w spoczynku, opublikował książkę, w której wyznaje, że należał do oddziału, który wpadł na trop Heima, zabił go w Kalifornii w 1982 roku, a ciało wrzucił do Pacyfiku. Zuroff odrzuca tę wersję wydarzeń, jako czysty wymysł Baza. Jego zdaniem silne dowody świadczą o tym, że Heim nadal żyje. W 2001 roku zwrócił się on za pomocą prawnika do niemieckiego urzędu skarbowego o zwrot podatków należny mu z racji zamieszkania za granicą. Zastanawia również fakt, że do tej pory żona i synowie Heima nie ubiegali się o przeprowadzenie postępowania spadkowego, uzyskując tym samym dostęp do konta Heima w niemieckim banku w Berlinie, na którym zdeponowane jest milion euro. Również nagrania z podsłuchu założonego w telefonie jego żony wskazują, że dzwoniła ona do synów w dzień urodzin ojca, żeby im przypomnieć o tej rocznicy.

    - Traktujemy sprawę schwytania Heima bardzo poważnie - mówi Hans-Juumlrgen Schrade ze specjalnej jednostki policji w Stuttgarcie zajmującej się wyłącznie ściganiem Heima. Schrade, który w kwietniu był w Chile i Argentynie, jest przekonany, że Heim przebywa w pobliżu Bariloche, nieopodal miasteczka, w którym mieszka jego córka. Puerto Montt znajduje się w odległości zaledwie dwóch godzin jazdy od granicy chilijsko-argentyńskiej. Centrum Szymona Wiesenthala otrzymało "potencjalnie bardzo istotną informację" z tamtego terenu - potwierdza Zuroff.

    Jeśli "Doktor Śmierć" rzeczywiście zostanie schwytany w Bariloche, będzie to oznaczało, że naziści kierują się "instynktem stadnym". To tu złapano, a następnie ekstradowano do Włoch Ericha Priebke, oficera SS, który brał udział w masakrze 335 więźniów na obrzeżach Rzymu w 1944 roku. Obecnie odbywający wyrok dożywocia w areszcie domowym w Rzymie, 94-letni Priebke jest przykładem długowieczności "rasy panów". Jeździ do sądu skuterem swojego prawnika, ma własny telefon komórkowy i stronę internetową, na której publikuje swoją biografię.

    Import nazistów do Ameryki Południowej

    Nazistowscy zbiegowie ukrywają się w Boliwii, Brazylii i Paragwaju, jednak najbardziej popularnym miejscem ich pobytu jest Argentyna. W 1999 roku argentyński zespół rządowy przygotował raport, z którego wynika, że co najmniej 180 nazistów, których oskarżono o zbrodnie wojenne w Europie uciekło do Argentyny. Raport nie uwzględnia "szarych" nazistów, którym osobiście nie postawiono zarzutów. To, dlaczego tak wielu hitlerowców znalazło schronienie w Argentynie nie jest tajemnicą - zostali tam zaproszeni przez rząd Juana Perona, który uchylił furtkę również kolaborantom. Od rozpoczęcia zimnej wojny, także inne państwa, jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Związek Radziecki poszukiwały nazistowskich naukowców do współpracy, jednak, w odróżnieniu od nich, Peron ściągał do Argentyny ludzi odznaczających się szczególnie jednym talentem - do zabijania.

    Kiedy Peron jako attaché wojskowy przebywał we Włoszech w latach 1939-41, zapałał miłością do płomiennego faszyzmu Mussoliniego. Nawiązał wtedy współpracę z agentami SS, którzy udostępnili mu tajne informacje dotyczące krajów Ameryki Południowej w zamian za możliwość schronienia w Argentynie dla nazistów. Wspólnie starali się ustanowić marionetkowe rządy w Boliwii. Perón, sam będąc zawodowym wojskowym, uważał procesy norymberskie za obrazę honoru. Dążąc do rozwoju rodzimego przemysłu zbrojeniowego, Perón próbował ściągnąć do Argentyny inżynierów, konstruktorów odrzutowców i ekspertów ds. nuklearnych. Dlatego w dokumentach imigracyjnych Eichmanna jako zawód widnieje "technik", a w dokumentach Mengele - "mechanik".

    Odtajnione dokumenty z Argentyny, Stanów Zjednoczonych i Europy dowodzą, że rząd w Buenos Aires współpracował z Watykanem, szczególnie z argentyńskim kardynałem Antonio Caggiano i francuskim kardynałem Eugene Tisserant, by ocalić nękanych nazistów i kolaborantów z powojennej Europy. Pod płaszczykiem walki z komunizmem, wydawano fałszywe dokumenty aby przemycić hitlerowców do Włoch, a stamtąd statkiem z Genui do Ameryki Południowej.

    Jednym z pierwszych, którzy przybyli do Buenos Aires był Pierre Daye, kolaborant z Belgii skazany na karę śmierci. W przeciwieństwie do większości, przyleciał on samolotem, co opisał w swoim pamiętniku: "Ta ucieczka jest jak wybawienie. Moje serce przepełnia prawdziwa radość, że udało mi się dostać na pokład samolotu, który zabierze mnie do Ameryki Południowej". Kiedy samolot zbliżał się do Ameryki, Daye napisał: "Mogą mnie szukać w Europie. Ale tu mnie nie dosięgną. Wylatuję ze świata, który ogarnęło szaleństwo do oazy spokoju. Już po wszystkim. Udało mi się uciec. Lecę przez błękit".

    W tym samym czasie, kiedy Evita Perón porywała tłumy zgromadzone przed pałacem prezydenckim Casa Rosada, Juan Perón hurtem ściągał do Argentyny nazistów. Perón uprawnił Daye'a do założenia Argentyńskiego Stowarzyszenia ds. Przyjmowania Europejczyków (the Society in Argentina for the Reception of Europeans) w okazałym budynku należącym do kościoła. Carlos Fuldner, kapitan SS założył firmę o nazwie Capri, która dostarczała zakładom użyteczności publicznej kontraktowych pracowników, w tym ludzi pokroju Eichmanna.

    Być może nigdy nie istniały wypełnione złotem łodzie podwodne u brzegów Ameryki Południowej, albo laboratoria w dżungli amazońskiej produkujące niebieskookich Indian, jedno jest jednak pewne - w Argentynie działała tajna siatka sprzyjająca nazistowskim zbrodniarzom. Władze Argentyny niechętnie i poniewczasie przyznały się do tej niechlubnej działalności, która stanowi plamę również na życiorysie powszechnie podziwianego Juana Perona. Dopiero w 2005 roku rząd argentyński uchylił "dyrektywę jedenastą", sekretne rozporządzenie, które od 1940 roku zabraniało Żydom uciekającym przed Holocaustem na wjazd do Argentyny.

    Młodzi Argentyńczycy chcą znać fakty, również te tworzące mroczną historię kraju, ale dla wielu starszych obywateli Argentyny sa to nadal kwestie zbyt bolesne. Dlatego zaprzeczają faktom i robią wszystko, żeby nie ujrzały one światła dziennego. Nawet rząd argentyński, mimo że obecnie stara się pomagać ścigającym nazistów, ukrywa ponoć dane dotyczące imigracji, które mogłyby dostarczyć ważnych informacji o hitlerowcach w Argentynie.

    Przełamanie tej niechęci i oporu Argentyńczyków oraz zmiana ich podejścia do kwestii nazistów zamieszkujących ich kraj jest dla Zuroffa jeszcze ważniejsza niż perspektywa osadzenia zbrodniarzy wojennych w więzieniu. Operacja Ostatnia Szansa była najpierw przeprowadzona na Litwie, Łotwie i w Estonii w 2002 roku. 5 lat po jej rozpoczęciu rezultaty okazały się bardzo skromne: zaledwie 3 nakazy aresztowania, 2 wnioski o ekstradycję i 5 spraw, które potencjalnie mogą trafić do sądu. Jakie są w takim razie szanse operacji w Ameryce Południowej, tu nazywanej Operación Ultima Oportunidad?

    - Operacja w krajach bałtyckich nie była tak udana, jak na to liczyliśmy jeśli chodzi o doprowadzono do skazania zbrodniarzy wojennych - mówi Zuroff. - Ale chodziło nie tylko o sprawiedliwość, lecz ukazanie prawdy historycznej - dodaje. 60 lat po tym, jak świat ze zgrozą obejrzał filmy pokazujące żywe szkielety i jamy wypełnione zdeformowanymi ciałami, Centrum Szymona Wiesenthala zaczęło obawiać się, że pamięć o tych wydarzeniach zaczęła blaknąć bądź uległa zniekształceniu. - Skrajnym przykładem tego procesu było zaprzeczenie istnieniu Holocaustu przez prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada. Z kolei w Europie sprowadził się on do przypisywania całej winy za łapanki, masakry i obozy koncentracyjne Niemcom, pomijając udział w tych praktykach, czasem entuzjastyczny, społeczności lokalnej. W większości państw bałtyckich i Europy Wschodniej współudział w zbrodni nazistowskiej wciąż stanowi temat tabu - mówi Zuroff. - Pościg za nazistami ma na celu nie tylko postawienie ich przed sądem. Chodzi głównie o wyedukowanie społeczeństw, o cofnięcie zegara i przypomnienie światu przerażającej zbrodni, jaka dokonała się podczas II wojny światowej.

    - Upływ czasu w żaden sposób nie wymazuje winy zbrodniarzy - mówi Zuroff. - Mordercy nie stają się nagle ludźmi prawymi, tylko dlatego, że osiągnęli podeszły wiek. Dla śledczego polującego na nazistów obrazy z Mauthausen, takie jak zastrzyki z trucizny, mierzenie czasu do śmierci, obicie fotela z ludzkiej skóry czy spreparowane ludzkie czaszki na zawsze pozostaną żywe.

    Źródło: The Guardian

    http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80285,4838390.html


  16. Jestem ciekaw, co wiecie na temat reakcji niemieckich wyższych dowódców na wieść o wybuchu i przebiegu Powstania Warszawskiego?

    Przykładowo feldmarszałek Model, dowódca Grupy Armii "Środek" do sierpnia 1944, po wojnie wiązany ze zbrodniami wojennymi popełnianymi wtedy w Warszawie, zapewne wiedział o rychłym wybuchu powstania, ale sądził, że jest to problem tylko i wyłącznie oddziałów tyłowych. Jego wojska liniowe skupiły się tylko na prawobrzeżnej Warszawie, przez którą biegły ważne szlaki transportowe. Walki w mieście pozwolił prowadzić jednostkom SS, policji i różnym formacjom nieregularnym. Model raczej ignorował niż akceptował bestialstwa popełniane przez Niemców w Warszawie (ponoć nawet członkowie świty Hitlera byli wstrząśnięci ich skalą), ale to właśnie m.in. on, jak wspomniałem wcześniej, został uznany współwinnym zbrodni.


  17. wyrwało by się około 40- 50 tys. to naprawdę znaczące siły.

    Ekwiwalent korpusu piechoty, pozbawionego wszelkiej broni ciężkiej, artylerii i środków transportu. I to nadal nie były wystarczające siły, biorąc pod uwagę, że Stawka w operację stalingradzką zaangażowała 1 143 500 żołnierzy, 894 czołgi, 13 451 sztuk dział i moździerzy (stan na koniec listopada, za Glantzem)- i te siły ruszyłyby na front pod Rostowem.

    2. To zasługa Hitlera nie Paulusa- Paulus prosił o zgodę na kapitulacje w styczniu ale tylko odmowa Hitlera spowodowała,że Paulus nie skapitulował.

    Nie. Paulus prosił o zgodę na kapitulację 21 stycznia, natomiast ja mówię o okresie do 10 stycznia włącznie. 8 stycznia nadeszło radzieckie wezwanie do kapitulacji, które Paulus stanowczo odrzucił, zdając sobie sprawę z krytycznego położenia niemieckich sił na tym odcinku frontu- właściwie front, obsadzany tylko przez armię gen. Wencka i nadchodzące po mału siły Grupy Armii "A" (a dokładniej 1. APanc) nie istniał jako taki. Po wojnie Paulus pisał:

    "Wywody generała Hubego oznaczały dla mnie obowiązek utrzymania się za wszelką cenę, jeśli nie chcę brać na siebie odpowiedzialności za załamanie się odcinka południowego, a tym samym całego frontu wschodniego".

    6. Armia musiała się trzymać jeszcze w styczniu, aby mógł ustabilizować się niemiecki front nad Donem i na Kaukazie.

    1.dalej uważam ,że lepiej dla całego frontu by było gdyby 6 Armia wyrwała się z okrążenia,

    Ja uważam inaczej. Deblokada- tak. Przebijanie się z kotła- nie. Być może operacja mająca na celu odblokowanie 6. Armii inaczej by się potoczyła, gdyby Hitler dał Mansteinowi całe rozkazodawstwo na południu i tym samym feldmarszałek mógłby użyć Grupy Armii "A" na Kaukazie, skierować jej front na północ do przeprowadzenia uderzenia odblokowującego.

    Przedweszystkim, on wcale nie dowodził, jak juz pisalem wczesniej- jego polecenia do dowódców liniowych to " niech Pan robi co uwaza za słuszne"

    To chyba dopiero po stycznia 1943, gdy na wskutek zmasowanego natarcia sowieckiego na całym froncie stalingradzkim położenie 6. Armii stało się beznadziejne. No, widzę jeden wyjątek. 22-23 listopada '42 gen. von Seydlitz-Kurzbach dopuścił się niesubordynacji, przeprowadzając ze swoim LI Korpusem odwrót z pozycji obronnych w północnej części "kotła". Miał nadzieję, że postawienie Paulusa przed faktem dokonanym zmieni jego nastawienie i że ten wyda odpowiednie rozkazy do odwrotu z miasta. Mylił się, a ten odwrót był gigantycznym błędem, który Niemców wiele potem kosztował. Zamiast aresztowania, von Seydlitz-Kurzbach dostał awans, dostał pod komendę odcinek wschodni i północny a Paulus powiedział mu: "Teraz może pan przecież działać samodzielnie i podjąć próbę przebijania się". Generał jednak nie zdecydował się na to.

    Pozdrawiam


  18. Historia walk o Dom Pawłowa w Stalingradzie jest powszechnie znana. Stojący przy Placu 9 Stycznia ten 4-piętrowy budynek od 23 września do 25 listopada (kiedy żołnierze zostali oswobodzeni przez idącą z odsieczą resztą 13. Dywizji Gwardii), przez 59 dni, był utrzymywany i z uporem broniony przez 30-40 osobowy pluton sierżanta Pawłowa z 13. Dywizji Piechoty Gwardii. Czujkow powiedział po bitwie, że żołnierze Pawłowa zabili więcej Niemców, niż tych zginęło w wyniku walk o Paryż w sierpniu 1944 roku.

    Obrona domu Pawłowa stała się symbolem oporu, nieugiętości i męstwa radzieckich żołnierzy, a sam budynek stoi w dzisiejszym Wołgogradzie, a jego opalona i postrzelana fasada do dziś jest świadectwem tamtych walk.

    Ciekaw jestem, czy znacie inne historie które stały się symbolami męstwa żołnierzy Armii Czerwonej?

    Pozdrawiam


  19. A w jakim sensie uratowały ten front- bo przecież i tak Niemcy musieli sie wycofać?

    Wojska 6. Armii wiązały potężne siły radzieckie (7 armii). W tym czasie pomiędzy Stalingradem a Rostowem znajdowała się jedynie kombinowana armia Wencka- żadne znaczące siły. Osłaniała ona ponadto wojska niemieckie wycofujące się z Kaukazu. Gdyby Paulus skapitulował jeszcze na początku stycznia '43, te siedem armii zostałoby zwolnionych i mogłoby przystąpić do działań przeciwko tym skromnym siłom obsadzającym front w Południowej Ukrainie. I prawdopodobnie Niemcy by ulegli, tracąc o wiele więcej żołnierzy niż liczyła 6. Armia (cała GA "A"). Dlatego też, m.in. z braku sił, tak wiele czasu zabrało zbieranie wojsk do operacji "Wintergewitter". I uważam, że te niewielkie siły, którym udałoby się wyrwać z kotła Stalingradzkiego, nie byłyby dość duże, by zapobiec katastrofie, jaka mogła wtedy nastąpić.

    Jeśli miałbym oskarżać Paulus, oskarżyłbym go o brak jaj by wycofać wojska z miasta w listopadzie '42, gdy widmo okrążenia było już wyraźne i gdy były szanse na uratowanie armii.


  20. Ciekawe. Bardzo ciekawe.

    Z kolei w armii brytyjskiej po raz pierwszy do nowoczesnej wojny manewrowej się gen. Wavell na manewrach przeprowadzonych na Wyspach w 1935 roku. Wavell wywołał wielkie poruszenie, wynajmując całą armadę autobusów, za pomocą których przewiózł brygadę piechoty z Reading do Petworth, "dokonując w ten sposób po raz pierwszy w historii zmotoryzowanego przemieszenia się piechoty na skalę taktyczną".

    Za: "Kreta 1941" Callum MacDonald, str. 123.


  21. I to była tragedia. Zobacz ilu żołnierzy ostało się z Brygady Szturmowej "Wallonien" (670 z 1600) i 5. DPanc SS "Wiking" (4000 z 14000). Spójrz na straty niemieckie: 55 tys. zabitych i rannych, 18 tys. wziętych do niewoli. Może rzeczywiście gdyby Paulus porwałby się na przebijanie do Mansteina, udałoby się uratować wojska w sile słabego korpusu piechoty, jednak te siły nie obroniłyby GA "A" przed odcięciem. Przywoływałem wcześniej fragment wspomnień Mansteina, w którym pisał on, że kapitulacja 6. Armii na pocz. stycznia wytworzyłaby sytuację kryzysową. Czytałem niedawno pewną opinię wedle której za cenę 6. Armii, 2. Armii Rumuńskiej i części 4. APanc ocalono milion żołnierzy i masę sprzętu- mówiąc inaczej- uratowano południowy fragment frontu wschodniego.

    Nie, no to już całkiem dziwny argument. Chyba nie rozumie uważasz, że było błędem wyrwanie się z kotła?

    Co do strat- to o ile pamiętam to z niewoli do Niemiec powróciło ok. 10 tys żołnierzy Paulusa. To żołnierzy on raczej nie uratował. Nie rozumie, uważasz ze jego zasługą było to, że nie wyrwał sie z okrążenia?

    Może inaczej- nie był to pełen sukces, biorąc pod uwagę straty, jakie ponieśli Niemcy pod Czerkassami i Korsuniem. Pisząc o tym, jako o tragedii, chciałem zwrócić uwagę, że podobną masakrą zakończyłoby się przebijanie 6. Armii. A jaką ona pełniła rolę na froncie na Południowej Ukrainie, pisałem w drugiej części posta, którego zacytowałeś. Owszem, uważam, że przy ówczesnych możliwościach i stanie 6. Armii błędem byłoby podejmowanie próby wyrywania się z okrążenia- a dlaczego, pisałem w poście wcześniejszym i na poprzedniej stronie.

    Rzeczywiście, ofiara 6. Armii jest nie do ocenienia (Knopp podaje, że z niewoli wróciło ostatecznie ok. 6 tysięcy żołnierzy), ale, być może [podkreślenie specjalne, nie jestem na tyle obeznany z frontem wschodnim, by móc napisać to z pewnością], uratowało to front. Wg. mnie możliwości uratowania 6. Armii były- ale do końca listopada 1942 roku.

    A co do Paulusa- jak pisałem wcześniej, trudno mi ocenić tą postać, a dlaczego, pisałem już to we wcześniejszych postach, których zapewne nie przeoczyłeś.

    Jednak mogę się mylić, rivie, czekam na odpowiedź. :)

    Pozdrawiam


  22. Wojska okrążone w Korsuniu- Czerkasach otrzymały zaledwie 2000 ton zaopatrzenia drogą lotniczą i ewakuowano ok. 2400 rannych- naprawdę było tego niewiele. tylko ze dowodzący wojskami okrążonymi gen. Stemmermann wykonywał rozkazy feldmarszałka von Masteina, a nie czekal na zgodę z Berlina. Manstein nie informowal o szcególach operacji Hitlera i wydal rozkaz przebicia sie okrążonym bez uzgodnienia z Berlinem- ale Stemmermann w przeciwieństwie do Paulusa uważal , że rozkazy Masteina sa dla niego wiążące. Dzięki temu z kotła wyrwalo sie prawie 30 tys. żołnierzy, bez sprzętu ciężkiego( straty niemieckie wyniosły ok. 70 tys)

    I to była tragedia. Zobacz ilu żołnierzy ostało się z Brygady Szturmowej "Wallonien" (670 z 1600) i 5. DPanc SS "Wiking" (4000 z 14000). Spójrz na straty niemieckie: 55 tys. zabitych i rannych, 18 tys. wziętych do niewoli. Może rzeczywiście gdyby Paulus porwałby się na przebijanie do Mansteina, udałoby się uratować wojska w sile słabego korpusu piechoty, jednak te siły nie obroniłyby GA "A" przed odcięciem. Przywoływałem wcześniej fragment wspomnień Mansteina, w którym pisał on, że kapitulacja 6. Armii na pocz. stycznia wytworzyłaby sytuację kryzysową. Czytałem niedawno pewną opinię wedle której za cenę 6. Armii, 2. Armii Rumuńskiej i części 4. APanc ocalono milion żołnierzy i masę sprzętu- mówiąc inaczej- uratowano południowy fragment frontu wschodniego.

    Von Stauffenberg i inni też zdradzili Hitlera i nikt ich za to nie potępia, wręcz przeciwnie :)

    Zapraszam do odpowiedniego tematu :) :

    http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic...a53c5a6bd12c87e

    Przede wszystkim jednak, zdradził swoich żołnierzy. Podczas gdy oni umierali jak muchy w łagrach, Paulus wiódł sobie spokojne życie u Sowietów. Chodzi o formę zdrady. Był żołnierzem i oficerem. Każdy dowódca odpowiada przede wszystkim za swoich żołnierzy. Paulus ich po prostu zawiódł.

    Tu się muszę w pełni zgodzić.


  23. W trakcie pobytu II Korpusu Andersa w Palestynie od września 1943 roku zdezerterowało z korpusu około 2500 Żydów, z czego blisko 2000 wstąpiło do armii brytyjskiej bądź Brygady Żydowskiej. Oto co na ten temat pisze gen. Anders:

    „W Palestynie zaczęły się tłumne dezercje żołnierzy żydowskiego pochodzenia , zaagitowanych przez organizacje żydowskie. Ponad 3000 Żydów opuściło szeregi Korpusu. (...) Nie zezwoliłem na poszukiwania dezerterów, i ani jeden dezerter nie został przez nas aresztowany. Postanowiłem nie stosować ściśle wobec mniejszości narodowych ustawy o powszechnym obowiązku służby wojskowej dla wszystkich obywateli polskich poza Krajem. Nie chciałem mieć pod dowództwem żołnierzy, którzy bić się nie chcą…”.

    Za: „Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939 – 1946” Władysław Anders, str. 204.

    Kolejny cytat:

    „Romanowski wspomina, że pewnego razu aresztowano grupę żydowskich uciekinierów, ale gdy postawiono ich przed generałem Andersem, ten nakazał, by żandarmi puścili ich wolno i zlecił na przyszłość nie zatrzymywać dezerterujących Żydów. W Iraku, by nie prowokować Brytyjczyków, podobny rozkaz był wydany ustnie. Anders miał powiedzieć w sekrecie kilku oficerom, że „Żydzi walczą o swą wolność, a ja nie zamierzam stać na ich drodze”. Anders nie mógł oczywiście powiedzieć tego oficjalnie, ponieważ wojsko polskie uzależnione było od Brytyjczyków”.

    Za: „Zdobywcy Monte Cassino. Generał Anders i jego żołnierze” H. Sarner, str. 146.


  24. Tobruk jest pierwszym podczas IIWŚ punktem, w którym zawiodła taktyka blitzkriegu. Bitwa ta pokazała, co może zdziałać trwająca nieustraszenie na stanowiskach piechota, nawet jeśli przejadą po niej czołgi. Dowodzi też, że nawet udane włamanie w głąb systemu umocnień nie powoduje jeszcze kapitulacji i że nawet absolutne panowanie w powietrzu- jakie osiągnęli Niemcy nad Tobrukiem- nie musi być decydującym czynnikiem.

    Obrona Tobruku to ważny rozdział w kampanii afrykańskiej. Zmusiła ona Rommla do pozostawienia w tym miejscu 70 tysięcy żołnierzy (z dywizji "Brescia", "Pavia", "Bologna" wspieranych przez niemieckie czołgi i piechotę)- których brakowało na głównej linii frontu pod Sollum. Ponadto, Rommel został zmuszony do użycia w Tobruku większości swoich sił powietrznych, w związku z czym nie mógł ich użyć do zadań na zachodzie, na froncie egipskim.

    Ocenia się, że gdyby Tobruk nie bronił się z taką zaciętością, Rommlowi przypuszczalnie udałoby się już wiosną 1941 przeprowadzić uderzenie sięgające delty Nilu.


  25. Chciałbym uhonorować przede wszystkim generała Johna Wooda, dowódcę amerykańskiej 4. DPanc, którą stworzył i wyszkolił i która uważana była za najlepszą amerykańską dywizję pancerną. Niemcy nazywali ją "Roosvelt butchers"- rzeźnikami Roosvelta. Przyjaciel i ulubieniec Liddel-Harta. Jeden z największych ekspertów US Army w dziedzinie wykorzystania broni pancernej. Gen. Devers uważał Wooda za "jednego z największych amerykańskich dowódców".

    A tak pisał po wojnie o dokonaniach 4. DPanc:

    "Patton był dobrym żołnierzem, ale gdybym miał powiedzieć po czyjej stronie leżały największe zasługi, to wskazałbym na 4. Dywizję Pancerną, która poprowadziła do boju całą 3. Armię (...). 4. Pancerna stanowiła szpicę 3. Armii. To ona skutecznie i niezawodnie wykonywała różne działania".

    A teraz fragment listu, jaki wysłał tuż po wojnie gen. Woodowi szef sztabu 3. Armii, gen. Gay:

    "Wszyscy żołnierze 3. Armii, poczynając od jej dowódcy, aż po Williego, białego buldoga, pamiętają Twój wspaniały pochód przez Francję: Coutances, Avranches, Rennes, Vannes, Orleans, Chalons, Commercy, Luneville i zagłębie Saary to hasła wywoławcze, które rozumieją wszyscy z 3. Armii (...) i kojarzą je z Tobą i 4. Dywizją Pancerną. Pamiętam również ten dzień, kiedy odwiedziłem Cię w Rennes i byłeś przekonany że skierowano Cię w złą stronę. Historia pokazała że miałeś rację, ale- niech to!- jak wiesz, wojen nie wygrywa się na lekcjach historii"- to ostatnie dot. sprzeciwu Wooda wobec planów skręcenia w stronę półwyspu Brest w sierpniu 1944 w których to walkach miała wziąć udział i jego dywizja. Wood uważał, że tym samym zaprzepaszczono wielką szansę na rozbicie armii niemieckiej.

    Co ciekawe, jak Bradley powstrzymywał Pattona podczas jego śmiałego pochodu przez Francję w sierpniu 1944, tak Patton hamował Wooda i jego 4. DPanc, tak śmiało posuwającą się naprzód od 31 lipca.

    Wood był też dowódcą "z jajami", takim, który potrafił sprzeciwić się idiotycznym rozkazom. Tak było gdy 18 listopada '44 gen. Eddy (d-ca XII KA) rozkazał 4. DPanc wesprzeć 26. DP w zajmowaniu miasta Dieuze, 25 na wschód od Nancy. Wood zignorował ten rozkaz, uważając, że teren w jakim przyszłoby mu działać- sterty ruin i zawalone gruzem ulice- naraziłby go na olbrzymie straty. Również z powodu powodzi nie wykonał rozkazu wysłania czołgów na południe od miasta. Takie akty niesubordynacji doprowadziły do zdjęcia go ze stanowiska 4. DPanc 2 grudnia 1944 roku.

    Za: "Generał Patton" S. Hirshson.

    Ja bym jeszcze zastanowił sie np. nad gen. Stanisławem Sosabowskim.

    Skoro Sosabowski jest, to Maczka też nie może zabraknąć! Jeden z największych ekspertów w dziedzinie wykorzystania czołgów na polu bitwy, jeden z niewielu nowoczesnych dowódców dywizji pancernych, jakich mieli alianci zachodni. Swoją wartość udowodnił już w sierpniu '44, kiedy to 1. DPanc dokonała fantastycznych rzeczy w ramach zamykania worka pod Falaise. Potem były kolejne sukcesy- kanał Axel-Hulst, czy w końcu Breda- uważana za najlepiej przeprowadzoną przez gen. Maczka bitwę. 1. DPanc, którą prowadził do walki, uważana była za jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą, dywizję pancerną w Alianckich Siłach Ekspedycyjnych. Szerzej chwaliłem tą postać w tym temacie:

    http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic...sc&start=15

    To właśnie tam swoim sprawnym dowodzeniem zapobiegł przerwaniu korytarza na swoim odcinku, to właśnie tam opracował plan jednej z najbardziej niesamowitych akcji II WŚ (mowa o zajęciu mostów w Nijmegen),

    Co ciekawe, Gavin szczegóły ataku na mosty poznał dopiero dzień później i to z drugiej ręki. Tak to wyjaśnia:

    "Po południu w dniu desantu przez rzekę wojska 82. DPD zaabsorbowane były odpieraniem niemieckiego ataku z dwóch stron. Jeden oddział niemiecki zajął miasto Mook, a drugi miasto Beek. Od popołudnia do późna w nocy byłem niemal całkowicie pochłonięty przerzucaniem rezerw, wizytowaniem dowódców jednostek i stabilizowaniem sytuacji w tej części obszaru".

    Za: "Wyścig do Renu" A. McKee, str. 210.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.