Skocz do zawartości

mch90

Moderator
  • Zawartość

    1,777
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez mch90


  1. "Niemieckie wojska pancerna na froncie wschodnim" Erhard Raus - jak dla mnie bomba :D

    Mógłbyś coś więcej napisać na temat tej książki? Słyszałem o niej wiele pochlebnych komentarzy. Z tego, co przeglądałem ją w Empiku, gen. Raus opisuje od strony taktycznej wybrane epizody walk w jego karierze na froncie wschodnim. Bardzo interesująco wyglądał opis starcia niemieckiego oddziału pancernego z radzieckim KW lub KW-2 (nie pamiętam) lub jego dokonań podczas próby deblokady kotła stalingradzkiego.

    A ja obecnie czytam z wielką przyjemnością "Tobruk" Petera Fitzsimonsa wydany przez wyd. Magnum. Bardzo, bardzo ładnie wydana, od strony edytorskiej nie można wydawnictwu nic zarzucić, podobnie jak i tłumaczowi, u którego nie dopatrzyłem się jakichś bardziej rażących wpadek. Od strony merytorycznej, w skrócie, jest to opis działań Australijczyków podczas obrony Tobruku w 1941 roku z niewielkimi rozszerzeniami na działania przed i po tamtej bitwie. Autor posługuje się bardzo barwnym, plastycznym językiem, bardzo często posługując się relacjami świadków tamtych wydarzeń. Nie jest to solidna monografia bitwy ze szczegółowym OdB i danymi liczbowymi na miarę HB-ków Bellony, ale niewątpliwie sporo wnosi do tematu, chociażby na temat życia frontowego australijczyków na pustyni, czy, z innej bajki, polityce rasowej w Australii przed wojną- chodzi tu oczywiście o kwestię traktowania Aborygenów. W miarę moich postępów w lekturze podzielę się dalszymi wrażeniami. Z tego co zauważyłem, autor pisze o Polakach z SBSK bardzo mało, jedynie zahaczając o rolę naszej brygady w obronie tej pustynnej twierdzy, choć bardzo dobrze opisuje sytuacje wrześniową i powrześniową 1939 w Polsce na podstawie wspomnień jednego z żołnierzy SBSK.

    Pozdrawiam :lol:


  2. Jeśli chodzi o resistance, czyli francuski ruch oporu, uaktywnił się on dopiero tuż przed aliancką inwazją w Normandii, głównie dzięki wzmożonym wysiłkom brytyjskiego SOE i amerykańskiego OSS przygotowujących zaplecze dywersyjne tej operacji. Nie był on szczególnie skuteczny w działaniu, nie pamiętam dobrze, nie mam przy sobie książek, ale alianckie lotnictwo strategiczne tuż przed inwazją dokonało dużo większego spustoszenia we francuskiej sieci transportowej niż cały francuski ruch oporu. Niekiedy ich działania były bardzo nieprzemyślane, przykładem działania resistance w okolicach Oradour-sur-glane, które doprowadziły do niepotrzebnej rzezi ludności cywilnej dokonanej przez pododdziały 2. SS "Das Reich". A powstanie w Paryżu? Wszczęte, gdy na przedmieściach miasta niemalże stały oddziały amerykańskiej 4. DP i francuskiej 2. DPanc Leclerca. To na razie tyle ode mnie, więcej postaram się napisać, gdy będę miał dostęp do źródeł. :lol:


  3. Wojna to bardzo wdzięczny temat dla rozmaitych magazynów i czasopism opiniotwórczych. Relacje, sprawozdania z pola walki, z najważniejszych wydarzeń na froncie, tak, na tym można było zarobić. Dlatego też podczas II wojny światowej korespondenci wojenni tak tłumnie ruszyli na front. Należeli do nich zarówno tacy ludzie, jak uwielbiany przez wszystkich, a przede wszystkim przez frontowych żołnierzy Amerykanin Ernie Pyle, który w swoich reportażach ukazywał cały brud wojenny i żołnierską niedolę. Był też wśród nich Ernest Hemingway, asystujący 4. Dywizji Piechoty podczas wrześniowo-październikowych walk na Wale Zachodnim i w lesie Hurtgen. Inni, jak Brytyjczyk Cyril Ray doczekali się nawet kilku pochwał w oficjalnych meldunkach i brali aktywny udział w walce- Ray podczas walk miejskich we włoskiej Ortonie- przejął w krytycznym momencie dowodzenie nad plutonem kanadyjskiej piechoty, który stracił wszystkich oficerów i podoficerów.

    Co o nich sądzicie? Jak oceniacie ich pracę a jak oceniali ich żołnierze frontowi?


  4. Pod koniec kwietnia 1945r. Niemcy nie brali jeńców na froncie wschodnim.

    Znaczy, było to regułą w tamtym okresie? I czy są na to, że w okresie operacji łużyckiej Niemcy nie brali jeńców, jakieś dowody, np. materiały źródłowe? Nie przeczę, jest to możliwe, ale taką tezę- to, że tych 2798 zaginionych w istocie zamordowano- należałoby poprzeć jakąś solidną argumentacją. Tak możemy gdybać sobie do woli.

    Wzięt do niewoli przecież mógł dac znak życia zza drutów

    Nie zawsze była taka możliwość. Przypuśćmy taką sytuację: podczas operacji łużyckiej w kwietniu 1945 roku do niewoli niemieckiej dostaje się ciężko ranny szer. Jan Kowalski. Trafia on do polowego punktu opatrunkowego umieszczonego w kościele w przyfrontowej wsi. 2 dni później opatrzony szer. Kowalski jedzie w pierwszym transporcie ciężarówką do obozu jenieckiego w Bawarii. Mijają dni, tygodnie, nasz bohater doczekuje się, wycieńczony życiem obozowym, wyzwolenia przez aliantów zachodnich po czym, po kilku miesiącach udaje się na Wyspy Brytyjskie by zacząć nowe życie.

    Być może udał się w rodzinne strony, do domu na wsi w Wielkopolsce. Odbudowuje gospodarstwo, żeni się. Nikt nie wie o jego przeszłości, nie wie, że jako żołnierz 2. AWP podczas bitwy pod Budziszynem dostaje się do niewoli niemieckiej.


  5. Rommel walczyl dobrze, ponieważ mial duże siły pod swoim kierunkiem

    Czy aby na pewno? Nie przypominam sobie w którym momencie wojny w Afryce Północnej Rommel posiadał przewagę liczebną nad Brytyjczykami i spółką. Pierwszą ofensywę wiosenną z marca 1941 roku Rommel rozpoczął z jedną tylko 5. Dywizją Lekką i dopiero w toku walk dosyłane były na Czarny Ląd oddziały 15. DPanc.

    Rommel walczył liniowo

    Co rozumiesz przez to sformułowanie? Zarówno Rommel, jak i jego przeciwnicy brytyjscy, jak Cunningham i Auchinleck walczyli liniowo- a przy tym ich style dowodzenia się skrajnie różniły.

    Vorbecka porównywałbym raczej do Witziga-dowódcy niemieckich spadochroniarzy z ataku na Eben-Emael.

    Nie wiem czy to dobre porównanie, zważywszy, że Witzig nie dowodził większym związkiem taktycznym niż pułk.


  6. Skąd zatem takie rozbieżności w liczbach? Na DWS-ie jeden z forumowiczów wysunął hipotezę, że chodzi tu o zwykłe przekłamanie- podano tylko liczbę zółnierzy lub oficerów z 248. DP, z którymi Świerczewski przekroczył linię frontu. Jednak to tylko hipoteza, jak to, że większość żołnierzy z rozbitej dywizji mogła po prostu rozejść się do domów jako, że była ona złożona z mieszkańców obwodu briańskiego, gdzie 248. DP toczyła walki.

    Tutaj całkiem ciekawa dyskusja o Świerczewskim:

    http://dws.org.pl/viewtopic.php?f=83&t...bc9106708c15c80


  7. Ze wspomnień Bucky'ego Waltersa z 34. Dywizji Piechoty, wkraczającej 4 czerwca do Rzymu:

    "Zobaczyliśmy Koloseum. Facet obok zdziwił się: <<Sierżancie, zdaje się, że mieli nie bombardować Rzymu, prawda? A przecież ta budowla musiała oberwać wiele razy!>>".

    Kiedy alianci dotarli do Bundestagu pierwszą rzeczą jaką z reguły robili było sikanie w nim.

    To podobnie jak z "modą" żołnierzy alianckich wszystkich stopni, by oddawać mocz po przekroczeniu granicy niemieckiej na umocnienia Linii Zygfryda. Zrobił tak nawet Winston Churchill podczas wizytacji frontu jesienią 1944. Potem nastąpiła podobna mania na sikanie do Renu- ostatniej poważnej przeszkodzie przed sercem Rzeszy- co uskuteczniał m.in. gen. Patton.


  8. Ponieważ utrata 10 000 żołnierzy w ciągu paru dni jest dla mnie czymś pokroju małego Stalingradu. Świerczewski przejął dowodzenie 248. DP. Po walkach pod Wiaźmą z 10 tys. ludzi zostało mu pięciu, włącznie z nim. To chyba wystarczający powód, że podczas bezsensownych ataków utracic całą dywizję, by go rozstrzelac.

    Ja z kolei czytałem, że z pogromu pod Wiaźmą, z okrążenia wydostało się 681 żołnierzy z 248. DP.

    Tu artykuł o losach tej nieszczęsnej dywizji pod Wiaźmą:

    http://vyazma.ru/content/view/238/7/


  9. II wojna światowa to nie tylko miliony małych i dużych tragedii, nie tylko cierpienie, płacz i smutek, ale też pojawiające się gdzieniegdzie przebłyski humoru, które jakoś rozświetlały te mroczne dni, pozwalały zapomnieć o szarej wojennej rzeczywistości i napawały pewnym uśmiechem. Chciałbym, byśmy w tym temacie dzielili się różnymi humorystycznymi historiami z frontów II wojny światowej.

    Dla przykładu, w sylwestra 1942 roku doszło do nalotu pewnej Cataliny na japońskie lotnisko na Wyspach Salomona, podczas którego załoga samolotu zbombardowała japonskie pozycje bombami, rakietami oświetlającymi i... pustymi butelkami po piwie. Taktownie nie wspomnę, co stało się z ich zawartością. :wink:


  10. Dziwne, że nikt nie zainteresował się tematem przemęczenia bojowego w lesie Hurtgen. Tym bardziej, że to właśnie podczas tej blisko półrocznej bitwy (z przerwami) tego typu przypadki się szczególnie nasiliły. Porucznik Melvin Barrileaux, dowódca kompanii w 2/112. Pułku Piechoty wspomina, że gdy na początku listopada 1944 roku wrócił z przepustki z Paryża na front i zrobił po zapadnięciu zmierzchu inspekcję swoich plutonów, przekonał się, że jego ludzie są tak wyczerpani psychicznie, że wszyscy powinni zostać ewakuowani ze względu na przemęczenie walką. W okresie walk 28. DP w Hurtgenwald od 2 do 18 listopada odnotowała 620 przypadków wyczerpania bojowego. Pułkownik Ralph Ingersoll ze sztabu 1. Armii, który spotkał się z porucznikami, dopiero co przeniesionymi na tyłu z lasu Hurtgen, wspominał: "Nie odzywali sięl siedzieli po prostu po drugiej stronie stołu albo na brzeżku twojego łóżka i patrzyli ci prosto w oczy, z twarzami pozbawionymi wyrazu; nie byli ani napięci, ani rozluźnieni, tylko całkowicie apatyczni. Patrzyli nie mrugając powiekami". Dotykało to wszystkich- od szeregowych nawet do pułkowników, dowodzących batalionami. Prawdziwy "potop" poszkodowanych w ten sposób nastąpił w okolicach przełomu października/listopada, gdy pogoda była najgorsza, a walki najcięższe. Przyczyny były zazwyczaj podobne we wszystkich przypadkach- przygnębiające warunki pogodowe: błoto, deszcz, mroczny, noszący ślady ognia artyleryjskiego las, niezwykle krwawe zmagania, natężenie ognia artyleryjskiego i amerykański system indywidualnych uzupełnień, przez który na froncie pojawiali się i ginęli w tysiącach bezimienni szeregowi, słabo znający rzemiosło wojenne (nieraz wcale) i z marnym morale.

    Bill Pena ze 109.pp 28. DP wspomina: "Przekazał przez radio rozkazy [obserwator artyleryjski] oraz umieścił pocisk na terytorium przeciwnika. Skorygował zasięg i wydał rozkaz: <<Ogień skuteczny>>. Rozpoczęła się nawała. Niestety, nie uwzględnił wysokości drzew w naszym rejonie i nie zarządził ognia stromotorowego. Ostrzał prowadzony pod małymi kątami spowodował wybuchy w koronach drzew w naszym rejonie! (...) Paru żołnierzy zostało rannych, jeden zginął na miejscu. Zabity GI stoczył się do okopu, w którym siedziało dwóch żołnierzy. Obaj załamali się pod wpływem szoku. Jeden śmiał się w całkowicie nieopanowany sposób, a drugi łkał. Obu wysłano do punktu medycznego w celu leczenia zmęczenia bojowego".

    Za: "Krwawy Las. Bitwa o Hurtgen wrzesień 1944-styczeń 1945" Gerald Astor; "Bitwa o Wał Zachodni" Charles Whiting; "Obywatele w mundurach" Stephen Ambrose.


  11. Dla Niemców awantura afrykańska była chyba bardzo kosztowna. A sprowokowali ją właśnie Włosi.

    Biorąc pod uwagę straty poniesione przez z Niemców wraz z kapitulacją "Tunisgradu"- kapitulacją resztek armii Rommla i 5. Armii Pancernej, to rzeczywiście, była to kampania mimo wszystko kosztowna dla Niemców. Ale pamiętajmy, że można było tego uniknąć, gdyby OKW poważniej traktowało kwestię frontu afrykańskiego i dało lepsze wsparcie Rommlowi w Egipcie. Wszak, według mnie, Afryka była bardzo istotnym teatrem działań wojennych, nie docenionym przez OKW.

    No według mnie Włochy. A bardziej ich armia. A jeszcze bardziej gros ich żołnierzy.

    Ja również postawię na Włochy, ale głównie z powodu ich postawy 8 września 1943 roku, tj. kapitulacji 3-milionowej, rozrzuconej po Bałkanach, wyspach Dodekanezu i Włoszech armii włoskiej, którą to gigantyczną lukę po niej w prędkim czasie musieli uzupełnić Niemcy. To był gigantyczny cios dla Niemców, których machina wojenna w 1943 roku była już poważnie nadwyrężona (Tunis, Stalingrad, Kursk itd.).

    A jeszcze bardziej gros ich żołnierzy.

    Pytanie w czym tkwi szkopuł? Bo zwalać winę na żołnierzy, uważam, nie jest rzeczą rozsądną. Warto by się przyjrzeć armii włoskiej i tam szukać przyczyn jej słabości, jej porażek, np. w Grecji w 1940 roku. Ale na ten temat do dyskusji zapraszam tutaj: http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic.php?t=1475

    Moim zdaniem też Włochy, mimo, że miały przecież potencjał militarny

    Pozwolę sobie posłużyć się cytatem ze wspomnień por. Giuseppa Festy, d-cy Mortaio Compagnia 34. Reggimento Fanteria Divisione Livorno: "Mussolini mawiał, że posiada osiem milionów bagnetów, lecz był to jeden wielki blef". Można powiedzieć, że były to bagnety z tektury.


  12. "W środę 27 grudnia 1944 roku, sytuacji w Ardenach nadal nie można było uznać za opanowaną, a wojsk fuhrera za pobote. Po 12 dniach nieustępliwych zmagań, obie strony zbliżały się do granicy wyczerpania. Liczne amerykańskie odwody mimo, iż zapowiedziane, nie zdążyły jako dotąd wejść do walki, lub nawet dotrzeć do strefy przyfrontowej".

    Następny miesiąc, styczeń 1945 roku, miał przejść do historii jako miesiąc najbardziej zażartych walk na ETDW, miesiąc, w którym wojska amerykańskie poniosły największe straty, jeśli chodzi o zabitych w walce i rannych, w całej kampanii w północno-zachodniej Europiev (od 3 do 28 stycznia: 6138 zabitych, 27262 rannychm 6272 zaginionych).

    Gdy niemiecka ofensywa zimowa w Ardenach zaczynała wygasać w ostatnich dniach grudnia 1944 roku, sprzymierzeni postanowili przejść do kontrofensywy, która miała na celu odzyskać utracone terytoria i wypchnąć Niemców na ich pozycje wyjściowe z 15 grudnia, dnia przed ich wielką ofensywą. W wyniku burzliwych dyskusji pomiędzy Bradleyem, Pattonem i Montgomerym, postanowiono przyjąć ograniczony cel, zaatakować i odciąć końcówkę niemieckiego klina wbitego w pozycje amerykańskie we wcześniejszych tygodniach. Nacierająca, pomimo bardzo trudnych warunków pogodowych od 3 stycznia 1945 od północy 1. Armia, od południa 3. Armia miały się połączyć w mieście Houffalize. Nieco później, 9 stycznia wystartowało natarcie wspierane przez wojska brytyjskie, w centrum, gen. Collinsa, zajmującego teren po wycofujących się Niemcach i idącego w kierunku Rochefort i Houffalize.

    Walki były niezwykle zacięte, a średnie tempo posuwania się atakujących wynosiło 1-2 kilometry na dobę. Oddziały niemieckie metodycznie odchodziły na kolejne pozycje, realizując nakreślony przez gen. von Manteuffla plan powolnego odwrotu, tak, że jak po wojnie pisał amerykański historyk S.L. A. Marshall, połączenie w Houffalize było tak naprawdę "pustym osiągnięciem. Tak wolno postępował atak i tak bardzo został opóźniony przez Niemców, że większość oddziałów nieprzyjaciela zdążyła uciec z okrążenia".

    16 stycznia w godzinach przedpołudniowych doszło do połączenia się w Houffalize nacierających z przeciwnych kierunków 1. Armii i 3. Armii. Do 28 stycznia, gdy niemiecka Grupa Armii "B", w wyniku ciężkich, przewlekłych walk wycofała się na pozycje wyjściowe sprzed 16 grudnia, Amerykanie połączonymi siłami dwóch armii stopniowo i za cenę wysokich strat wypierali na ich linie wyjściowe Niemców.

    Jestem ciekaw, co sądzicie o tych walkach? Jak oceniacie plan ofensywy aliantów, postawę ich dowódców?

    "Nie mogłem w to uwierzyć że po dwóch tygodniach walk w okrążeniu chcą nas pchnąć do ataku. Na Boga, wyobrażałem sobie, że nas stąd zabiorą i dadzą jakieś ubrania albo coś w tym rodzaju"- wspomina z goryczą sierżant John Martin, 506. PPS, 101. DPD.

    Za: "Obywatele w mundurach" Stephen Ambrose; "Ostatnia ofensywa" Andre Zbiegniewski; "Ardeny 1944-45" Norbert Bączyk; "Generał Patton" Stanley Hirshson.

    counter.gif


  13. To bylo faktycznie nierentowne przedsiewziecie. koszta byly straszne. Te w dolarach.

    Z tym, że Eisenhower mógł się poważyć na takie koszta, wprost przeciwnie do Niemców. Red Ball Express może być symbolem alianckiem miażdżącej przewagi materiałowej. Natomiast, idąc za tym, co napisał Lu Tzy, Ike nie mógł pozwolić sobie na odwrócenie sytuacji strategicznej w rejonie na korzyść Niemców, gdyby kryzys zaopatrzeniowy zatrzymał jego armie znacznie wcześniej, bez operacji RBE.


  14. III Rzesza miała podczas wojny wielu sojuszników, mniej lub bardziej wikłających się w "słuszną sprawę" Hitlera. To nie tylko państwa Osi, ale też takie kraje, jak Węgry, Rumunia, Finlandia (przez pewien okres czasu), a nawet Chorwacja i inne. Jestem ciekaw, którego sojusznika Hitlera uważacie za najgorszego, i dlaczego?


  15. Jest w Polsce książka na ten temat autorstwa Davida L. Robbinsa.

    "Operacja Red Ball Express" o ile się nie mylę? Ciekaw jestem, ile wspólnego ma z tematem RBE, prócz tytułu, bo o ile się orientuję, książka traktuje o losach trzech aliantów, z czego tylko jedna postać, Afroamerykanin, ma tyle wspólnego z Red Ball Express, że jest jednym z jego kierowców. To raczej beletrystyka w stylu "Okrętu" Lothara.

    Gdzieś wyliczono, że na jednego żołnierza na linii frontu przypadało dwóch którzy dbali o zaopatrzenie.

    Nie zdziwiłbym się wcale. Gdy kryzys zaopatrzeniowy osiągnął apogeum, a linia zaopatrzeniowa rozciągnęła się blisko 500 kilometrów, Red Ball Express pochłaniał drugie tyle paliwa, ile sam przewoził na front. To uwydatnia improwizowany charakter tego przedsięwzięcia.

    Myslę, że ta operacje należy rozpatrywać jako cześć ogromnej pracy logistyków.

    Niewątpliwie. Jako część ogromnej pracy logistyków, próbujących zaradzić przeróżnymi sposobami kryzysowi zaopatrzeniowemu. Wszak nikt w SHAEF nie przygotował się na tak szybki pochód przez Francję, nikt nie spodziewał się nagłego załamania armii niemieckiej. Wszystkie plany opracowane przed inwazją wzięły w łeb (jako chociażby to, że w Rennes miało dojść do jednej w największych bitew IIWŚ, a tymczasem 4. DPanc Wooda gdy je zajęła w połowie sierpnia 1944 roku napotkała tam jedynie kilka słabo zorganizowanych oddziałów niemieckich), tym bardziej należy się logistykom alianckim plus za tak rozwiązanie. Jednak to właśnie Red Ball Express przywrócił mobilność we wrześniu 1944 roku 3. Armii po tym, jak Ike obciął jej na rzecz 21. GA Monty'ego zaopatrzenie.

    Operacja Red Ball Express to też wielki sukces kierowców Afroamerykanów, którzy musieli spędzać po 20 godzin na dobę za kółkiem, jadąc zderzak w zderzak w olbrzymich konwojach trucków. To również wielka zasługa kwatermistrzów, że to śmiałe posunięcie się powiodło.


  16. Red Ball Express, zaimprowizowany system transportowy samochodami ciężarowymi, który wystartował pod koniec sierpnia 1944 roku wraz z pojawieniem się niebywałej okazji przeprowadzenia śmiałego pościgu za wycofującą się w nieładzie przez Europę Zachodnią armią niemiecką, po wejściu 3. Armii Pattona w "otwartą flankę" po operacji "Cobra" i worku Falaise. Był to zaimprowizowany sposób na dowóz zaopatrzenia, paliwa i uzupełnień na linię frontu, coraz bardziej oddalającą się od alianckich przyczółków w Normandii i portów uruchomionych przez SHAEF- Cherbourg i Hawr. W okresie największego natężenia ruchu Red Ball Express 132 kompanie transportowe,5958 2,5-tonowych ciężarówek w większości kierowanych przez Afroamerykanów (którzy stanowili ok. 75% wszystkich kierowców RBE) przewoziło zaopatrzenie dwoma szosami biegnącymi z St. Lo do Chartres i Sommesous. Operacja ta funkcjonowała do połowy listopada 1944 roku, przewożąc do tego czasu ponad 500 tysięcy ton towarów na front.

    Jestem ciekaw, co sądzicie o tym przedsięwzięciu? W jakim stopniu zapobiegło ono kryzysowi zaopatrzeniowemu z jesieni '44? Jak oceniacie tą operację?


  17. Rzeczywiście, "Stalingrad" Beevora jest pozycją niewątpliwie zasługującą na uznanie. Autor kompleksowo opisał walki toczone od sierpnia do początku lutego następnego roku, tj. 1942, opisując w sposób barwny i bardzo plastyczny wszystkie najważniejsze wydarzenia i okoliczności, które wpłynęły na znany nam wynik bitwy o Stalingrad. Beevor rozwija w sposób niezwykle ciekawy takie wątki, jak sojusznicy Hitlera, Rosjanie w służbie Niemców, snajperzy w Stalingradzie, kobiet w Armii Czerwonej czy też kwestię walki z "dezercją i tchórzostwem" w Armii Czerwonej, posługując się przy tym dziesiątkami relacji weteranów obu stron i świadków tamtych wydarzeń. Niewątpliwie dobra pozycja, ponadto bardzo ładnie wydana przez wyd. Znak.

    Co do "Pisarza na wojnie", dla ciekawych powiem, że autor w swoim "Stalingradzie" często cytuje dzienniki Grossmana.


  18. O losach wojny nie zadecydowała, przyspieszyła jej zakończenie to fakt.

    Jeśli chodzi o mnie, to samo lądowanie nie znaczyło jeszcze tak wiele. Alianckie przyczółki były jeszcze bardzo wątłe, odizolowane od siebie, natomiast kontrakcja Niemców niepewna. Moim zdaniem o sukcesie D-Day można mówić w końcu pierwszego tygodnia od inwazji, czyli mniej-więcej w okolicach 13-14 czerwca kiedy stało się jasne, że Niemcy nie zdołają zepchnąć aliantów do morza. Jak wspomina por. Carroll z 16. PP: "Anglicy i Kanadyjczycy byli tak daleko, że nie wiedziałem, kiedy w końcu się z nimi spotkamy".

    Jednak sam dzień inwazji miał olbrzymie znaczenie propagandowe i polityczne. Lądując na wybrzeżu francuskim i otwierając ten "prawdziwy" drugi front w Europie, alianci zachodni uzyskali bardzo ważną kartę przetargową w rozmowach ze Stalinem.


  19. Kilka incydentalnych przypadków zamordowania jeńca wojennego na froncie włoskim. Pewnego dnia Norman Lewis dowiedział się, że pewni oficerowie amerykańscy kazali swoim żołnierzom katować na śmierć każdego Niemca, który im się podda. Brytyjczyk nie chciał w to uwierzyć, ale historię tą potwierdziło kilku amerykańskich żołnierzu, chorych na malarię i kurujących się w szpitalu.

    Raz korespondent wojenny Eric Sevareid odwiedził, zaraz po rozpoczęciu operacji "Diadem", zdobytą przez Amerykanów wieś Santa Maria Infante. Kilku żołnierzy amerykańskich siedziało na gruzach, paląc papierosy, a obok nich leżał trup niemieckiego żołnierza. Na pytanie Erica co mu się stało, odpowiedzieli: "Sukinsyn cały czas wlókł się na końcu. Mieliśmy dosyć ciągłego popędzania go".

    Parę dni później Sevareid był świadkiem sceny, kiedy młody szeregowy spytał swojego porucznika co zrobić z Włochami, którzy wciąż znajdują się w ewakuowanej wsi: "Jeśli masz wolnego wartownika, odeślij ich na tyły. A jeśli nie, strzel im w plecy".

    Za: "Piekło Italii" James Holland, str. 334


  20. Niemiecki spadochroniarz z 1. Dywizji Strzelców Spadochronowych Jupp Klein powiedział po wojnie: "Jedno jest pewne, że gdyby nie Hitler, Niemcy stałyby się komunistyczne. Rosjanie zajęliby Europę i nie oszczędziliby nikogo".

    Jak uważacie, czy można w tym twierdzeniu Niemca doszukiwać się prawdy, czy może to próba usprawiedliwiania przez niego reżimu, który, jakby nie patrzeć, sam wspierał?

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.