Skocz do zawartości

mch90

Moderator
  • Zawartość

    1,777
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez mch90


  1. Dostaliśmy dużą "strefę okupacyjną", która przekraczała siły i możliwości 2. Armii WP. Chociażby i pod względem liczebności Polacy byli słabsi od stacjonujących na tym obszarze żołnierzy armii CSAL. Warto dodać, że już przed rozpoczęciem operacji "Dunaj" zorientowano się, że 2. Armia WP może mieć problemy z wykonaniem postawionych jej zadań z powodu braku jednostek piechoty- zauważcie, że składała się ona głównie z dywizji pancernych. Dlatego skierowano do niej na ostatnią chwilę elementy 6. Pomorskiej DPD, wzmocnionej 1. Warszawskim Pułkiem Czołgów Średnich i 61. Kompanią Rozpoznawczą- w sumie- 771 żołnierzy, 72 czołgi T-54 i T-55, 2 ciągniki gąsienicowe, 20 transporterów opancerzonych BRDM, SKOT i BTR, 119 samochodów i 10 motocykli.

    Początkowo ludność cywilna odnosiła się do polskich żołnierzy wrogo, jednak szybko stosunki te uległy poprawie, w dużej mierze dzięki spadochroniarzom z 6. PDPD którzy swoją dyscypliną i karnością zaskarbili sobie uznanie cywilów czeskich. Polacy również nie tworzyli incydentów w których cierpiała ludność czeska, więc z dwojga złego woleli oni Polaków niż Sowietów.

    Dodatkowo dobrze układały się stosunki żołnierzy 6. PDPD z miejscową ludnością, której pomagali oni w robieniu imprez, okolicznościowych akademii i ogólnie brali udział w życiu kulturalnym miejscowej ludności.

    Dużo o tym w tym ciekawym artykule:

    http://www.historycy.pl/Strony/Artykuly/20...%2004/1968.html


  2. "Libijskie Verdun"- tak żołnierze DAK ochrzcili niewielki, ale jakże znaczący fort pustynny Bir Hacheim, znajdujący się na południowej flance Linii Ghazala, broniony przez brygadę Wolnych Francuzów, żołnierzy Legii Cudzoziemskiej i ochotniczy batalion żydowski pod wspólną komendą gen. Koeniga. Przez 2 tygodnie niespełna 4-tysięczne siły były cierniem u boku DAKu, którego d-ca, gen. Rommel miał później napisać: "Rzadko widziałem tak twardy opór na tym afrykańskim placu boju".

    Jestem ciekaw co sądzicie o tej bitwie? Jak oceniacie postawę obrońców i dlaczego wg. Was Niemcom nie udało się zdobyć wcześniej fortu?

    Na Wikipedii jest dość ciekawy artykuł poświęcony tej bitwie:

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_o_Bir_Hakeim


  3. Widzę że cena w granicach 3 dyszek , czyli taniej niż oryginalne po angielsku . To dobrze :D
    Troszkę drogo jak za 96 stron. Zobaczę jak będą wyglądały poszczególne pozycje z tej serii, wtedy zdecyduję czy zakupię "Farsalos 48 p.n.e. Cezar i Pompejusz – starcie dwóch potęg". Decyzję podejmę w odpowiednim czasie.

    Jednak największą zaletą Osprey'ów jest to, że przy małej objętości zawierają one kompleksowo przebieg danych wydarzeń historycznych i co najważniejsze- liczby, zestawienia, liczby i jeszcze raz- liczby! Czyli taki fachowy dodatek do przykładowo literatury wspomnieniowej czy beletryzowanej.


  4. Ja bym go raczej nazwał "językiem" lub "ustami" Trzeciej Rzeszy :D

    Goebbels uchodził za błyskotliwego propagandystę. Jego sposób myślenia obrazuje historia brytyjskiego krążownika, który rzekomo zatonął u wybrzeży Norwegii w 1940 roku. Pewnego dnia Goebbels stawił się na wezwanie Hitlera, który otrzymał od von Ribbentropa informację o zatopieniu brytyjskiego krążownika w okolicach Trondheim. Goebbels musiał wyprowadzać go z błędu, że cała ta historia jest fałszywką celowo rozpowszechnianą przez Promi. Celem było zmuszenie Brytyjczyków do zdementowania tej plotki, co dawałoby niemieckiemu wywiadowi wskazówkę, że brytyjskie krążowniki rzeczywiście prowadzą operacje u wybrzeży Norwegii lub przyznania, że na norweskich wodach nie ma żadnych jednostek Royal Navy. W tym drugim przypadku, jak dowodził Goebbels, będzie można zwrócić uwagę Norwegom, nadal stawiającym opór inwazji niemieckiej, że Wielka Brytania nie jest szczególnie dobrym sojusznikiem, skoro nawet nie chce ryzykować wysłania krążownika na odsiecz ich krajowi.

    Moim zdaniem to świadczy o jego przebiegłości a przy okazji- ponad przeciętnej inteligencji.


  5. Fakt , efekt w danej bitwie jest wymierny, ale to jest zawsze JEDNA bitwa. Tak jest bodajże w przypadku 12 SS w Normandii ( cienias jestem z walk w Normandii, więc nie strzelajcie do mnie z kapiszonów jak powiedziałem bzdurę)

    Istotnie pokutuje mit, że 12. DPanc SS swoje sukcesy w walkach obronnych w Normandii przypłaciła ceną całkowitego zniszczenia. Prawda okazuje się być diametralnie inna, dywizja owszem, ponosiła straty, ale były one o wiele niższe niż by to wynikało ze wspomnień Kurta Meyera. Hubert Meyer podaje, że od 6 czerwca do 10 września (gdy 12. "HJ" wróciła do Niemiec) 12. SS straciła 8626 ludzi, przyznając jednak, że nie wszystkie raporty są pełnie. Summa sumarum szacuje on straty dywizji na ok. 9000 ludzi. Pamiętajmy jednak, że była ona co jakiś czas uzupełniana tak, że 22 sierpnia liczyła jeszcze ok. 12 500 oficerów i żołnierzy, czyli 60% jej nominalnej liczebności.


  6. tak było, jest i będzie w historii wojen, że eksponuje się i wyolbrzymia własne sukcesy, a przemilcza bądź bagatelizuje klęski.

    Tym bardziej, że Bastogne było niemalże gwiazdką z nieba dla SHAEF, które po serii porażek i upokorzeń w Ardenach szukało jakiegoś jasnego punktu, na którym mogłoby się oprzeć, pokazać, że jednak nie jest tak źle i dać nadzieję żołnierzom na zwycięstwo- podnieść ich morale. A w tamtym czasie wśród żołnierzy na froncie w Ardenach było ono raczej niewysokie- zwłaszcza gdy szerzyły się pogłoski o coraz większej ilości rozbitych amerykańskich jednostek, zatrważających postępach KG "Peiper" i dywersantach Skorzennego na zapleczu frontu.

    Dodatkowo Bastogne, podobnie jak Iwo Jima, przysłużyło się przy sprzedaży obligacji wojennych w Stanach, na których praktycznie żyło wojsko od 1944 roku.

    (był co najmniej jeden kryzys, gdy Niemcy włamali się w pozycje obrońców).

    Cóż, faktycznie były momenty, kiedy wydawało się, że 101. DPD stoi na skraju klęski. Ja widzę dwa- jeden 19-20 grudnia, kiedy grupa bojowa Desobry z 10. DPanc zatrzymała 2. DPanc na skraju Noville w czasie, gdy "Orły" przygotowywały obronę okrężną miasta. Drugi wydarzył się 25 grudnia podczas generalnego szturmu miasta, kiedy czołgi z 15. DGPanc i batalion z 26. DGL przerwał front 327. PPSz w Hemroule. Tylko zmasowany ogień 463. Batalionu Artylerii Polowej uniemożliwił poszerzenie przez Niemców wyłomu. Dalej robotę dokończył 502. PPS.

    Helmut Körsek miał poznać równego mu szarżą weterana Panzerwaffe. Ów weteran opowiedział Körskowi, że podczas walk w Ardenach w grudniu 1944 r. podległy mu pododdział niemieckich wojsk pancernych zrobił zasadzkę pod Bastogne, w którą wpadła wyjeżdżająca z miasta amerykańska kolumna zmotoryzowana. Została ona doszczętnie rozbita.

    Przydałoby się wiedzieć, kiedy doszło do tego zdarzenia, bo to wcale nie jest takie niemożliwe. CCB z 4. DPanc tuż po północy 19 grudnia wyruszyła z Longwy (na rozkaz Bradleya) i w przeciągu 24 godzin dotarła na bezpośrednią odległość od Bastogne, przenikając przez niemieckie linie, kierując się jedyną mapą. Rankiem, 20 grudnia, gen. Dager dowodzący CCB nakazał wysłać do obleganego miasta grupę operacyjną pod dowództwem kpt. Ezella, która składała się z kompanii czołgów, kompanii piechoty zmechanizowanej i baterii artylerii polowej. GO Ezell bez problemu, w niedługim czasie dotarła do Bastogne, gdzie Ezell zgłosił się płk. Robertsa dowodzącego CCB 10. DPanc, jednak na rozkaz gen. Gaffeya dostał rozkaz natychmiastowego odwrotu. Nie napotykając żadnego oporu, Grupa Operacyjna dotarła do reszty sił, przywożąc ze sobą wiele porzuconej przez Niemców broni artyleryjskiej.


  7. Od razu nasuwa się na myśl rozciągnięcie "żelaznej kurtyny" od Triestu do Szczecina i objęcie komunizmem całej Europy Wschodniej i Środkowo-wschodniej (zresztą, w ogóle wydaje mi się, że należy mówić o wzroście znaczenia i poparcia dla ruchów komunistycznych w Europie), a także utworzenie się dwubiegunowego świata. Osłabienie pozycji Wlk. Brytanii na arenie międzynarodowej, nie mówiąc już o Niemcach i znaczny wzrost znaczenia, wręcz objęcie funkcji hegemona świata zachodniego przez Stany Zjednoczone.

    Należało by dodać wzrost znaczenia broni jądrowej, której groźba użycia po raz ponowny- z tym, że na większą skalę- oblała falą strachu cały świat z przywódcami dwóch największych mocarstw na czele.


  8. Co do Bastogne, nie chcę się powtarzać we wszystkich punktach, tak więc zapraszam do tej dyskusji: https://forum.historia.org.pl/viewtopic.php?t=2662 :D

    związali walką kilka niemieckich dywizji do czasu nadejścia odsieczy (Patton),

    Ile to było dywizji i na jak długo je trzymali? O ile mi wiadomo jedyną jednostką trwale oblegającą miasto była dość osłabiona 26. DGL (mająca za sobą walki z 28. DP i przeprawy Our i Sauer, o ile się nie mylę). 130. DPanc jedynie okazyjnie włączała się w walki. Gros jej sił- tak jak i 2. DPanc, zgrabnie ominęło Batogne i popędziło dalej na zachód. A oblężenie trwało raptem tydzień, z czego od 22 grudnia działał most powietrzny.

    (a co zrobiły dwa pułki ze 106 DP w rejonie Schnee Eifel :?: 7 tysięcy Amerykanów poszło tam dobrowolnie do niewoli :!: ),

    W jakiej sytuacji były Skrzeczące Orły, a w jakiej te osławione pułki: 423. i 422., znajdujące się w kompletnej dezorganizacji? Ich próba przebicia się wieczorem 18 grudnia zakończyła się niepowodzeniem. Poza tym- pod St. Vith Niemcy dysponowali wystarczająco silnymi siłami, by zgnieść ten punkt oporu w dowolnym momencie, a pod Bastogne? Norbert Bączyk podaje zestawienie liczbowe, z którego wręcz wynika, że podczas generalnego szturmu miasta obrońcy mieli przewagę- z czego miażdżącą artyleryjską. Poza tym, nie zapominajmy, że obrońcy Bastogne to także CCR 9. DPanc i CCB 10. DPanc, które walnie przyczyniły się do zwycięstwa.

    Zajęcie Pointe du Hoc 6 VI 1944 r. - super akcja, ale jakim kosztem :?: :!: Z 225 Rangersów pod koniec dnia zdolnych do dźwigania broni było już tylko 90 :!:

    To argument przeciwko rangersom czy przeciwko dowództwu amerykańskiemu na okrętach? Czy inna jednostka wytrzymałaby za cenę takich strat i w tak niesprzyjających warunkach? Pamiętajmy, że odmówiono im wsparcia ze strony piechoty morskiej będącej w gotowości na pobliskich okrętach.

    W każdym razie 1 DP była chyba najbardziej doświadczoną w walkach amerykańską jednostką piechoty w II wojny światowej (coś jak 82 Pow.-Des. w amerykańskich wojskach spadochronowych).

    To nie ulega wątpliwości. Mało która jednostka może się pochwalić tak bogatym szlakiem bojowym, zawsze w miejscu najcięższych walk. Od operacji "Torch", przez kampanię tunezyjską i przełęcz Kasserine, przez Sycylię, D-Day i Normandię, po Aachen i Hurtgenwald, Ardeny, na Czechosłowacji kończąc.


  9. -niemieccy Fallschirmjager-spadochroniarze niemieccy do końca wojny zachowwali wysokie morale i skuteczność, były to naprawdę twarde jednostki, często nie dawali szansy wrogowi, nie chcieli odpuścić, ich spektakularne akcje(Kanał Alberta, Eben Emael, uwolnienie Mussoliniego, Monte Cassino) dawały przykład, kim byli.

    Nie ma co uogólniać- podczas wojny sformowano 10 dywizji spadochronowych i prezentowały one bardzo nierówny poziom. Spójrz na 3. Dywizję Strzelców Spadochronowych tą z okresu walk w Normandii, a tą samą, która szła w czołówce uderzenia 6. Armii Pancernej w Ardenach w grudniu '44. Różnica jest kolosalna.

    I duże straty, które spowodowały, że 2 bataliony (3. i 4.) trzeba było rozwiązać...

    To chyba z działań Task Force Ranger pod Cisterną w '44?

    Pamiętajmy jednak o wyczynach chociażby 2. i 5. Batalionu Rangers w Normandii i później- w Breście, w Hurtgenwald (zdobycie Wzgórza 400 przez kompanie D, E i F 2. Baonu).

    Ja jednak bardziej lubię 101st Airborne "Screaming Eagles" i to nie wskutek propagandy "Kompanii Braci", ale za Bastogne!

    Kwestia osobistych upodobań. Ja z kolei zawsze będę stawiał w prywatnym rankingu "All American" nad "Screaming Eagles"- pewnie właśnie z powodu machiny propagandowej, która wytworzyła się wokół tej drugiej jeszcze podczas wojny, a która apogeum osiągnęła w czasach nam współczesnych. Co oni tak niesamowitego dokonali pod Bastogne?

    Gurkowie - górale z Nepalu, walczący od Malajów po Monte Cassino - i ich budzące grozę u wroga noże "kukri".

    Jak Ghurkowie to i Maorysi z 22. Batalionu Maoryskiego 2. Dywizji Nowozelandzkiej! Uważanego za najbardziej elitarny batalion z i tak wyjątkowej dywizji. Ich wyczynów na Krecie czy pod Monte Cassino nie da się zapomnieć. Brawurowi do granic możliwości, budzący postrach wśród wrogów a przy tym niezwykle sympatyczni i przyjaźni żołnierze.

    1 Dywizja Piechoty - słynna "Big Red One" ("Wielka Czerwona Jedynka"), nazywana przez Niemców <<Dywizją SS "Roosevelt">>,

    Wydaje mi się, że tym określeniem została nazwana 30. DP "Old Hickory" przez OKH po jej walkach obronnych pod Mortain w sierpniu '44.


  10. I to jest dowód, że Alianci nie byli gotowi do wcześniejszego otwarcia frontu na zachodzie Europy.

    Niewątpliwie masz rację, choć Amerykanie z początku starali się przeforsować swoje plany dokonania inwazji w Europie Zachodniej: "Roundup" (inwazja przez kanał La Manche na wybrzeże Francji w sile 48 dywizji amerykańskich i brytyjskich, wspieranych przez 5800 samolotów) i "Sledgehammer" (pomocnicze uderzenie na wybrzeżu francuskim, w sile 5-10 dywizji w okolicach Cherbourga lub Calais). Na całe szczęście Churchillowi i Brooke'owi udało się wyperswadować ten pomysł spółce Marshall-Roosvelt na rzecz lądowania w Algierii i Maroko. Jeden z brytyjskich generałów wspominał później, że Churchill "kulił się z przerażenia na każdą sugestię bezpośredniego podejścia" do zaatakowania Europy.

    Z drugiej strony była to jedna z operacji z której można było wyciągnąć konstruktywne wnioski na przyszłość.

    Niewątpliwie. Teraz pytam się Was- jak uważacie, jakie lekcje alianci pobrali z operacji "Torch", co później usprawnili podczas kolejnych operacji desantowych?


  11. A nie przypadkiem w lutym 1943?

    Literówka. Jednak brawo za spostrzegawczość. :D

    Chyba, że amerykańska 1 Dywizja Pancerna miała tylko karabiny zamiast M3 Lee i Stuart, M4 Sherman. Jeszcze zdaje się była tam brytyjska 6 Brygada Pancerna.

    Oczywiście, 1 Pancerna poniosła duże straty przed zasadniczą bitwą, ale jej elementy wzięły udział w walce. Faktem jest też, że pozycji zasadniczej broniły oddziały amerykańskiej 1 Dywizji Piechoty i 19 Batalionu Saperów.

    Pod i na przełęczy Kasserine walczyła rozczłonkowana 1. DPanc Warda- zbyt rozproszona, by móc skutecznie kontratakować. Dodatkowo pozbawiona była ona najsilniejszego ramienia amerykańskiej defensywy- artylerii- ponieważ została ona przeniesiona wraz ze sztabem i dowódcą do zaimprowizowanej dwa tygodnie wcześniej CCD. Odosobniona CCA została rozbita (z 5 batalionów dwa były otoczone, a trzy pozostałe czekała zagłada) przez 10. DPanc w okolicach Sidi bou Zid już 14 lutego. Tylko w tym dniu utraciła ona do popołudnia 46 Shermanów. W przeciągu dwóch dni walk utraciła ona bagatela 1600 ludzi, blisko 100 czołgów, 57 half-trucków i 29 dział. Walczyły też pododdziały 1. DP, jak pisał Vissegerd (18. pp) i 34. DP, której 168. pp, „najlepsza jednostka stanu Iowa”, jak pisze Atkinson, przestał istnieć. W ciągu kilku dni (mniej-więcej od 19 lutego) zaczęły przybywać posiłki, na czele której szedł 39. Pułk piechoty z 9. DP. Walczyły też pododdziały 2. DPanc, które zostały przeniesione na rozkaz Eisenhowera osłabione jednostki na linii frontu, podobnie postępując też z 3. DP. Z jednostek brytyjskich najcięższe straty poniósł nieszczęsny Pułk Leicestershire (ok. 800 ludzi).

    Sądzę, że jedną z podstawowych kwestii był fakt, że większość amerykańskich żołnierzy była żółtodziobami, którzy stanęli twarzą w twarz z weteranami.

    „Dumni i zadziorni Amerykanie doznali dzisiaj upokorzenia jedną z największych klęsk w naszej historii. Panuje niewątpliwy nastrój przygnębienia”- notował w dzienniku Harry Butcher. Błędy aliantów są doskonale widoczne. Wokół Kasserine walczyły, o ile się nie mylę fragmenty pięciu (nie wiem czy liczyć jako szóstą te przeniesione elementy 3. DP) amerykańskich dywizji, lecz prawie zawsze w rozsypce. Dowódcy przychodzili i odchodzili, zmieniając się nawet 2 razy dziennie. Nieznajomi dowodzili nieznajomymi. Fredendall- d-ca II KA- podobnie jak wielu podległych mu dowódców nie potrafił odejść od statycznych operacji z czasów Wielkiej Wojny i sprostać wymaganiom nowoczesnej sztuki prowadzenia działań wojennych. Jednak, idąc za słowami Robinetta (d-cy CCB 1. DPanc) o klęskę nie należy oskarżać wyłącznie Fredendalla. „Być może w całej dotychczasowej historii nie znalazłoby się równie powikłanej struktury dowodzenia jak w czasie tamtej operacji alianckiej”- pisał po wojnie. A za tą sytuację odpowiada Eisenhower, który zresztą podczas konferencji zwołanej w Algierze 20 lutego (w czasie, gdy Rommel przebijał się przez przełęcz) wziął pełną odpowiedzialność za klęskę na siebie (zaznaczając jedna, że jest to uwaga nie do publikacji). Przyznał się do przecenienia wartości bojowej oddziałów francuskich (zajmujących „po sąsiedzku” pozycję obok Amerykanów przed operacją) i rozciągnięcia linii frontu aż do punktu przerwania, jak również wyraził ubolewanie, że pozwolił na rozproszenie sił amerykańskich daleko na południe, aż do Gafsy. Przyczyną takiej klęski była również kiepska koordynacja działań wojsk lądowych z lotnictwem, odłączenie od zajmujących frontowe pozycje oddziałów 1. DPanc artylerii dywizyjnej, jak również przewaga techniczna Niemców. Gros czołgów amerykańskich na linii frontu stanowiły M3 Stuarty i M3 Granty. Te pierwsze, z 37-milimetrowym działem zwane były potocznie „strzelbami na wróble” i praktycznie nie mogły one wyrządzić większych szkód czołgom niemieckim. Te drugie, z działem 75mm, zwane były „pudłami na medale” z powodu wysokiej sylwetki czołgu, która ułatwiała trafienie czołgistom przeciwnika.

    Przy okazji warto pamiętać, że nie każdy żołnierz niemiecki walczący w Afryce swój szlak bojowy zaczął we IX '39 w Polsce, a nawet nie każdy walczył od początku '41 w Afryce...

    Niemniej, pozostała doświadczona kadra oficerska- rdzeń i siła napędowa wojsk pancernych Rommla.

    Pamiętajmy jednak, że klęska pod Kasserine miała wymiar taktyczny a nie strategiczny. Rommlowi nie udało się dotrzeć do składów i magazynów sprzymierzonych, nie udało mu się zmusić 1. Armii do wycofania się z północnej Tunezji, a także pozbawić sił alianckich zdolności ofensywnych. Pomimo wyjątkowej dzielności żołnierzy Osi i wysokich kompetencji dowódców liniowych, wyższe dowództwo państw Osi były przeżarte jeszcze większą wyniszczającą rywalizacją i niekompetencją niż strona aliancka.


  12. Andrew zorganizował po południu 20 V 1941 r. kontratak, angażując weń co miał (14 pluton por. Donalda + 8 ochotników - kanonierów ze 156 baterii przeciwlotniczej).

    Dodam, że ten kilkudziesięcioosobowy oddział wspierały 2 czołgi Matilda z rezerw ppłk. Andrew. Jeden czołg wycofał się bardzo szybko po rozpoczęciu kontrataku, gdy okazało się, że jego wieża się nie obraca, a amunicja nie pasuje do działa. Drugi dotarł do wyschniętego koryta rzeki Tavronitis i wjechał pod most, miażdżąc przy tym pod gąsienicami stanowisko moździerza i wywołując panikę wśród Niemców. W tym momencie jednak czołg utknął wśród ogromnych kamieni leżących w łożysku wyschniętej rzeki, a jego wieża zablokowała się. Niemcy szybko się otrząsnęli i wzięli załogę do niewoli, zaś bez wsparcia maszyn pancernych atak piechoty się załamał.

    Później ppłk. Andrew przeprowadził silniejszy kontratak, mający odzyskać Wzgórze 107, lecz siły wysłane mu na pomoc przez Hargesta były nie dość liczne i silne, o czym pisałem w poprzednim poście.

    A jak wyglądała sytuacja Niemców w tym czasie, naprzeciwko pozycji 22. Batalionu? Neumann donosił, że jego spadochroniarzom brakowało amunicji i w razie potrzeby "musieliby odpierać atak kamieniami i nożami".

    Niemcy byli gotowi i śmiertelnie się bali nowozelandzkiego kontruderzenia w nocy 20/21 maja, tym bardziej zdziwili się nad ranem następnego dnia, że do niego nie doszło. Pewne jest- że gdyby w kontrataku wzięły siły nawet wielkości batalionu-dwóch- niemiecki przyczółek pod Maleme nie ostałby się. A Wy jak sądzicie?


  13. "Królestwo"- zamach na amerykańskim osiedlu w Rijadzie. 100 osób zabitych (w tym agent FBI), ponad 200 ciężko rannych. Akcja została przeprowadzona w niebywale złożony sposób, w pełnej koordynacji i z dużą dozą profesjonalizmu. To nie mogła być robota zwykłych amatorów, tylko rasowych, szkolonych zabójców. Na miejsce zostaje wysłana 4-osobowa ekipa FBI, która ma oficjalnie sporządzać raport ze śledztwa Saudyjczyków. Gdy nie przynosi ono efektów, zespół pod komendą agenta specjalnego Fluery'ego przejmuje sprawę z pomocą płk. saudyjskiej policji Farisa Al-Ghaziego. Śledztwo nabiera rozpędu, w niedługim czasie okazuje się, że za zamachami stoi nieuchwytny terrorysta Abu Hamza, mający ambicje zostać saudyjskim ben Ladenem. Gdy agenci dostają rozkaz powrotu do kraju (po niewielkim sukcesie rozbicia małej grupy terrorystów), w drodze na lotnisko ludzie Abu Hamzu przeprowadzają na nich zamach na autostradzie...

    Nie wiem czy nie zdradziłem za dużo z fabuły filmu, niemniej gorąco polecam go obejrzeć, bo dawno nie było mi dane oglądać tak wspaniałego i przejmującego (jak dla mnie) widowiska, które moim zdaniem doskonale obrazuje "czym jest terroryzm religijny". Mamy tu i rozgrywki polityczne, i żmudne, czasochłonne dochodzenie terenowe aż w końcu widowiskową akcję, wartką strzelaninę w grę której wchodzi życie jednego z agentów...

    Gorąco polecam!


  14. Ot w 51 stanie częste podejście,ślepe uwielbienie dla Sama.Zresztą to co wyrabiali na Kubie za Batisty czy w Gwatemali mówi samo za siebie.Imperializm jankesów był straszliwy,ludobójczy.

    Rozumiem, że pijesz m.in. do mnie ponieważ odważyłem się wziąć w obronę Stany Zjednoczone w kontekście wojny w Wietnamie. Jednak nie jestem osobą ślepo zapatrzoną w powiewającą flagę z 50-cioma gwiazdkami. Doskonale zdaję sobie sprawę o świństwach popełnianych przez CIA na wymienionej przez Ciebie Kubie, w Gwatemali, Iraku (wspieranie zamachu stanu w latach '60), Kongo, Iranie czy Gwatemali. Więcej na ten temat zapraszam tutaj:

    https://forum.historia.org.pl/viewtopic.php?t=4110

    Jednak nadal uważam, że działania Amerykanów w Wietnamie były słuszne- tj. walka z komunistyczną partyzantką (jak była ona trudna- pokazała historia- wioski zinfiltrowane przez Vietcong, ciągły problem żołnierzy i d-ctwa "kto jest kto" i "kto tak naprawdę jest przeciwnikiem") i NVA.

    Polecam świetną lekturę z perspektywy szarego żołnierza: "Pola w ogniu" Jamesa Webba, wydana nakładem Bellony. Beletrystyka, ale oparta na faktach i przeżyciach autora, który był w tamtym okresie żołnierzem piechoty morskiej.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.