mch90
Moderator-
Zawartość
1,777 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez mch90
-
To dopiero w późniejszej fazie konfliktu, już po zakończeniu II wojny światowej. 18 maja 1944 roku Stalin uzgodnił z Churchillem strefy wpływów na Bałkanach. Ten pierwszy dostał od aliantów swobodę działania w Jugosławii, Bułgarii i na Węgrzech, w zamian oddając pola Brytyjczykom w Grecji. To już wyjaśniłem wyżej. Co ciekawe, komuniści z EAM/ELAS najwięcej broni dostali od Niemców podczas ich odwrotu z Grecji w październiku '44. Jakieś 5 tys. o ile się nie mylę. W styczniu 1945 roku, po ciężkich walkach, udaje się złamać opór komunistów w Atenach, 6 stycznia EAM/ELAS uznaje się za pokonaną i ucieka w góry, prowadząc przy okazji 15 tys. zakładników, dla których był to "marsz śmierci". Ci, którzy przeżyli, zostali zamordowani jako "zdrajcy i kolaboranci". Liczbę straconych wycenia się na 8652 ludzi. Zresztą, po klęsce komunistów i wyjściu na jaw wszelkich zbrodni, jakich się dopuścili na narodzie greckim, stracili oni już resztki sympatii narodu. Co, wg. mnie, interesujące, to to, że po klęsce militarnej i politycznej, oraz w następstwie odwrotu EAM/ELAS, komuniści oddali zwycięzom jedynie starą i zużytą broń, zachowując lepsze uzbrojenie i amunicję. Ok. 3-4 tys. ludzi, w tym przywódcy ELAS, uciekło do Jugosławii, by tam poczekać na lepszy moment i zreorganizować siły. Gdy w 1947 roku komuniści znów zostali rozbici i zmuszeni do ucieczki, ale tym razem granice Jugosławii, jej szlaki zaopatrzeniowe się odcięły od nich, po "schizmie" Tity. No i wielu z nich trafiło do Polski.
-
Militaria XX Wieku wydawnictwa Kagero. Polecam.
-
Byśmy się zrozumieli- przez to porównanie chciałem ukazać bezsens i beznadziejne przygotowanie Niemiec do takiej operacji. Alianci, którzy byli o wiele lepiej przygotowani do przeprowadzania wielkich operacji desantowych, mający przewagę materiałową nad przeciwnikiem, wysoką technologię, sami mieli wielkie problemy. Więc jak sromotną klęskę musiałby ponieść Wehrmacht, gdyby pokuszono się przeprowadzić "Lwa Morskiego"?
-
Czemu? W 1944 roku alianci mieli zupełną przewagę w powietrzu, stokroć lepiej rozwiniętą technologię inwazyjną, potężną flotę desantową, wyspecjalzowane okręty płaskodenne do transportu wojsk lekkich i ciężkich. Dodatkowo lądowali w dużo gorszej pogodzie, niż ta, która panowała w lecie 1940 roku. A jednak odcinek ich lądowania był znacznie węższy od tego obranego w planach "Seelowe", desantowali mniej dywizji na plażach niż zamierzali Niemcy 4 lata wcześniej, a problemy i tak mieli gigantyczne. Dane ilościowe domniemanej floty transportowej przedstawiłem wyżej. 155 małych statków transportowych i 1722 barkach holowanych przez 471 holowników i 1161 łodzi motorowych. Jeszcze odnośnie postu Gregskiego i jego uwag odnośnie floty desantowej, pozwolę sobie dodać skromną uwagę odnośnie wykorzystania barek reńskich i holowników rzecznych. Pamiętajmy, że na wodach otwartych na jednostkę działają jednocześnie rozmaite prądy i wiry, a także fale na płyciznach oraz porywiste wiatry, wiejące przeciwnie do kierunku w którym się płynie. W takich warunkach holownik ledwo radzi sobie z jedną barką, wciąż zmieniającą kierunek (trzeba zauważyć, że nawet przy spokojnym morzu barka potrafi płynąć w bok równie szybko co do przodu), a co dopiero z 8-10? Przy względnie spokojnym morzu (co by się równało ok. 4 stp. Beauforta) barki mogły równie dobrze płynąć do tyłu, jak i w bok. Jako jednostka desantowa barka rzeczna jest bezużyteczna, jako jednostka zaopatrzeniowa- nieekonomiczna, nieporęczna i łatwa do zniszczenia. To już lepiej do takich zadań nadawały się kaiki greckie, jakich użyto podczas operacji "Merkur".
-
Powiedzieliście wiele ważnych rzeczy dla interesującego nas problemu, i ja dorzucę swoje "trzy grosze". A więc czym dysponowali Niemcy? Kriegsmarine nie miała środków, okrętów desantowych potrzebnych do przetransportowania ciężkiego sprzętu i eskort dla konwojów. Warto zaznaczyć improwizowany charakter operacji "Seelowe"- główną rolę przy transportowaniu żołnierzy przez kanał miały pełnić barki reńskie, ciągnięte przez holowniki rzeczne. Niemiecki plan przewidywał przeprawienie 13 dywizji na pokładzie 155 małych statków transportowych i 1722 barkach holowanych przez 471 holowników i 1161 łodzi motorowych. Należy przy tym uwzględnić prądy morskie na kanale La Manche i fakt, że niektóre holowniki ciągnęły za sobą po 8-10 barek. Nie wróżyłby sukcesu tej śmiesznej armadzie. W pierwszym rzucie miało lądować na szerokim froncie 9 dywizji- dla porównania- w Normandii z trudem udało się aliantom wysadzić pięć- a ich zdolności organizacyjne i sprzętowe znacznie przewyższały niemieckie z 1940. Środki desantowe które pełniły główną rolę w desancie- barki i holowniki- zupełnie nie nadawały się do działania na otwartym morzu ani do lądowania na plaży. Inna sprawa to okręty Kriegsmarine, które miały eskortować flotę desantową. Pamiętajmy ponadto, że niemiecka flota wojenna była o wiele słabsza od Royal Navy i już wcześniej poniosła duże straty u wybrzeży Norwegii, a przejęcie floty francuskiej jako wzmocnienie, było niemożliwe z powodu akcji brytyjskiej marynarki wojennej w Mers-el-Kebir. To dopiero później. W pierwszych miesiącach operacja "Seelowe" faktycznie zaprzątała głowy OKW i samego Hitlera. Moim zdaniem nawet przewaga powietrzna nie dawała by Niemcom większych nadziei na powodzenie desantu. Cóż, Niemcy podchodzili do niego zbyt optymistycznie, kiedy dla nich przeprawa przez kanał La Manche było niczym innym, niż "zadaniem jedynie trochę bardziej skomplikowanym od zwykłego forsowania rzeki". W dyrektywie OKW nr 16 pisano, że "jednostki wojsk lotniczych będą pełnić funkcję artylerii, a jednostki marynarki wojennej- oddziałów saperskich". W lecie 1940 roku Niemcy posiadali jedynie 7. Dywizję Lotniczą i 22. DPD- obie mocno przetrzebione po walkach w Holandii i Belgii. Resztę napisał Albinos. Dlatego Niemcy zakładali, że muszą uzyskać zupełne panowanie w powietrzu. Jak podczas operacji "Merkur". Nie tylko w Dover. Mapę planów inwazji daję niżej. http://upload.wikimedia.org/wikipedia/comm...eone-marino.PNG Pozdrawiam
-
Zdecydowanie podziwiam wytrwałość spadochroniarzy niemieckich z Brygady "Ramcke", którzy zostali zostawieni, bez pojazdów, na pastwę Brytyjczyków pod El-Alamein, podczas gdy reszta Grupy Pancernej "Afryka" rozpoczęła odwrót do Tunezji. Spadochroniarze z gen. Ramcke na czele ruszyły pieszo, wydawać by się mogło, że na samobójczy marsz, fartownie jednak natknęli się na brytyjską kolumnę pojazdów z zaopatrzeniem, którą przejęli w walce. 7 listopada większa część brygady połączyła się z wojskami Rommla pod Fuką. Nie mniej interesująca jest historia kilku niemieckich spadochroniarzy, którzy w maju 1943 roku nie chcieli się poddać z resztą 5. Armii Pancernej gen. Arnima w Tunezji, natomiast wyruszyli przez morze we własnoręcznie zrobionej łódce na Sycylię. Nie udało im się to, ale ich zacięcie, odwaga i fanatyzm budzą podziw i zdumienie.
-
Wydaje mi się, że łączysz Fall Gelb z Fall Rot. Fall Gelb to pierwsza faza niemieckiego ataku na Europę Zachodnią, która trwała od 10 maja 1940 do 4 czerwca '40 roku. Zakładała ona (cytuję dyrektywę nr. 6): "3b. Celem tej ofensywy będzie rozbicie jak największych sił armii francuskiej i wojsk alianckich walczących po stronie Francji, a jednocześnie opanowanie jak największego obszaru Holandii, Belgii i północnej Francji, który będzie służyć jako baza do dalszego prowadzenia wojny powietrznej i morskiej przeciwko Anglii i jako rozległa strefa bezpieczeństwa dla Zagłębia Ruhry (...)". Dla mnie ta operacja zasługuje na miano najlepiej przeprowadzonej przez wojska Osi w tej wojnie. Po pierwsze- śmiałość i brawura niemieckiego planu, który zakładał przeprowadzenie zagonów pancernych przez górzyste Ardeny, opracowanego przez Mansteina. Po drugie- uderzenie pozorowane w Holandii, które ściągnęło (zgodnie z zamierzeniami sztabowców OKW) francuskie i brytyjskie oddziały zmechanizowane i związki pancerne- przez co prowadzone przez Ardeny główne siły uderzeniowe miały niemalże wolną drogę i swobodę działania. Po trzecie- fantastyczne użycie wojsk powietrzno-desantowych, począwszy od genialnego zabezpieczenia kanału Alberta (zajęcie mostów, opanowanie fortu Eben-Emael), po utorowanie drogi Grupie Armii "B" przez dywan powietrzno-desantowy, rozwinięty w delcie Renu w Niderlandach. Główne cele tej operacji zostały wykonane- ściągnięto alianckie wojska zmechanizowane i pancerne do Holandii oraz ominięto Linię Maginota, wychodząc na jej tyłu przez Ardeny. Prawdziwy, według mnie, majstersztyk, wzór wojny błyskawicznej, blitzkriegu.
-
Mea culpa, dawno już nie pisałem nic o "Market-Garden" a co za tym idzie- dawno nie zaglądałem do książek. A niech mnie, marne usprawiedliwienie :wink: Jednak co dałoby uchwycenie przyczółka na Waal przez 1/508. PPS, skoro i tak do 20 września dywizja Gavina musiałaby czekać na połączenie z Dywizją Pancerną Gwardii. Dałoby by to co prawda jednodniową przewagę (faktycznie z mostu wyruszono 21 września), jednak nie na wiele się ona by z dała- wtedy losy Market-Garden i wojsk Urquharta były już przesądzone a zapora Harzera w rejonie Elst twarda. Zastanawiam się, czy batalionowu 508. PPS Lindquista udałoby się utrzymać most na Waal. Pamiętajmy, że Niemcy nacierali nie tylko z Arnhem, ale też z Reischwaldu leżącego na prawej flance 82. DPD. I czy na wskutek silnych ataków na wzgórza Groesbeek, prowadzonych z Reischwaldu, Gavin nie osłabiłby sił na moście do tego stopnia, że uległyby one Niemcom. Jednak, Dokładnie. To tylko spekulacje.
-
Ja bym postawił na zniszczenie mostu w Son. Było to, jak się zdaje, pierwsze niepowodzenie aliantów podczas tej operacji, którego skutkiem było 24-godzinne opóźnienie- a biorąc pod uwagę napięty harmonogram ofensywy i niepewną sytuację Brytyjczyków w Arnhem, to szmat czasu.
-
Masz rację, zapędziłem się, nie uwzględniłem wytycznych OKW dla Rommla, niemniej uważam, że te wytyczne były błędne. Podobnie sądził Erwin Rommel, sprzeciwiając się im w marcu 1941 roku. Teraz podam kilka dokumentów. Ten pierwszy, z 12 listopada 1940 (a więc przed klęską Włochów podczas ofensywy Wavella), to dyrektywa nr. 18, która nakazywała: "Użycie wojsk niemieckich w Afryce stanie się na porządku dnia, jeśli i w ogólne stanie, dopiero wtedy, kiedy Włosi osiągną Mersa Matruh. Ale i wówczas należy w pierwszej kolejności przewidzieć wprowadzenie niemieckich sił lotniczych, jeśli Włosi postawią do dyspozycji niezbędne do tego bazy lotnicze. Wobec tego należy w następującym trybie kontynuować przygotowania oddziałów Wehrmachtu do wykorzystania na tym lub na jakimś innym afrykańskim teatrze działań wojennych. Wojska lądowe: Trzymać w gotowości do użycia w północnej Afryce jedną dywizję pancerną. Marynarka wojenna: Przystosowanie niemieckich okrętów znajdujących się w portach włoskich, które nadają się do transportu, celem przewiezienia możliwie dużej liczby wojska albo do Libii, albo do Afryki Północno-zachodniej. Lotnictwo: Poczynić przygotowania do przeprowadzenia uderzeń powietrznych na Aleksandrię lub kanał Sueski, aby uniemożliwić wykorzystanie tego ostatniego do celów brytyjskiego prowadzenia wojny". Jak wynika z powyższego, powyższe nakazy Hitlera opierają się na wierze w przełamanie przez Włochów granicy egipskiej. Uważał, że będą oni potrzebowali niemieckiego wsparcia w kolejnej fazie ofensywy, by dotrzeć do kanału Sueskiego. Jak wiemy, stało się zgoła inaczej, ofensywa marszałka Graziniego zaliczana jest do jednych z największych niepowodzeń IIWŚ, natomiast ofensywa Wavella i O'Connora odwróciła sytuację o 180 stopni. 10 grudnia 1940 roku Hitler musiał zmienić swoje poprzednie wytyczne, dając Luftwaffe zielone światło do działanie w rejonie afrykańskim. Prócz tego rozpoczął przygotowania do transportu oddziałów niemieckich do Trypolisu. 8 stycznia 1941 roku Hitler uważa, że "ani Włosi, ani my sami nie mamy możliwości przeprowadzenia ofensywy przeciwko Egiptowi". Najwcześniej taka możliwość, wg. fuhrera, ma pojawić się w zimie 1941 roku, a to z jego przeświadczenia, że do tego czasu zdoła pokonać Związek Radziecki. Jeszcze na początku lutego oświadcza, że utrata Afryki jest militarnie do zniesienia, natomiast "będzie miała silny ujemny wpływ psychologiczny na Włochy". Wysyłany korpus Rommla ma stanowić zgrupowanie zaporowe, mające zatrzymać szybko postępującą brytyjską ofensywę. W Afryce związane były poważne siły brytyjskie (8. Armia), bez których, być może, przeprowadzenie desantu w Europie mogłoby być niemożliwe. Brytyjczycy byliby po prostu zbyt słabi. Ponadto Afryka była bazą wypadową i logistyczną do kolejnych desantów alianckich- na Sycylii i we Włoszech.
-
Ano właśnie, z tego co przeczytałem na temat tej książki to przedstawia ona raczej społeczny obraz Armii Czerwonej, autorka raczej pomija zmagania wojenne i związane z tym aspekty. Nie wiem tylko, na ile w tym prawdy, mam nadzieję, że jakoś mi to wyjaśnisz.
-
Praska wiosna i inwazja armii Układu Warszawskiego 20/21 sierpnia 1968 roku- operacja "Dunaj". Czesi i Słowacy dążyli do wolności (hasło "socjalizm z ludzką twarzą" Dubceka), gdy tymczasem Polacy, zamiast wysłać do naszych południowych sąsiadów Czerwone Gitary, wysłały silny kontyngent LWP. Splamiony honor na dumie Polaka, który z takim samym zacięciem walczył o wyzwolenie spod panowania komunizmu na swoim podwórku. Niby było wyjście z sytuacji (Gomułka wcale nie musiał wysyłać wojska wzorem przywódcy Rumunii Ceaucescu, sprzeciwiając się przy tym Breżniewowi), ale zarazem nie było. Jednak dyshonor pozostaje.
-
Odnośnie zdobywania pozycji przewagą liczebną przez Sowietów, i ja mam parę cytatów-wspomnień weteranów niemieckich na potwierdzenie tego. Jeden z weteranów bitwy w rejonie Żytomierza z grudnia 1943 roku, swoją drogą, służący w 2. DSS: "Iwan zdawał się nie zwracać uwagi na zespoły nisczycieli czołgów krążące wśród kolumn pojazdów (...). Widać było wyraźne, że bardziej zależy im na tym, czy dojadą do celu, niż na tym, ilu ich zginie po drodze. (...) Część pułków czołgów w końcu kiedyś tam dojedzie do celu- i tylko to ich obchodziło". "Pikujące Orły" James Lucas, str. 175 Adolf Strauch, 7. Dywizja Lotnicza, maj 1942, rejon bagien Tigoda w pobliżu rzeki Wołchow: "(...)Gdy podeszli na 20 metrów, otworzyliśmy ogień. To było piekło. Lufy karabinów maszynowych tak się rozgrzały, że niektóre utkwiły w chłodnicach i nie dawały się wymienić, a oni nadal szli i szli, bez końca, pięciu nowych na miejsce jednego skoszonego. (...) Tak minął pierwszy dzień. Przez kilka następnych Iwan wracał raz za razem i rzeź trwała. A potem jeszcze raz spróbowali się przez nas przebić i kiedy znowu nic z tego nie wyszło, dali sobie spokój i się wycofali". "Pikujące Orły" J. Lucas, str. 101 Z tego co wiem oddziały zaporowe to akurat prawda. Zostały one stworzone na mocy rozkazu nr. 227 Stalina, słynne "ani kroku wstecz" a decyzja o tym została spowodowana klęskami Armii Czerwonej podczas niemieckiego blitzkriegu w 1941 roku, oraz w obliczu sukcesów niemieckiej operacji "Blau", która ostatecznie doprowadziła do bitwy o Stalingrad. Wydany został 28 lipca 1942 roku. Stalin stwierdział w nim, że "czas już skończyć wycofywanie się. Ani kroku do tyłu! To powinno być teraz nasze główne wezwanie. Rozkaz ten mówił m.in. że: Nie wolno dalej tolerować dowódców, komisarzy, pracowników politycznych z jednostek i zgrupowań samowolnie opuszczających pozycje bojowe. Nie wolno dalej tolerować sytuacji, gdy dowódcy, komisarze, pracownicy polityczni pozwalają, aby niewielu panikarzy określało sytuację podczas boju, aby pociągali oni do odwrotu pozostałych i otwierali front wrogowi. Panikarze i tchórze powinni być wytępieni na miejscu". Po części, wszystko piszę za Wikipedią, inspiracją dla wydania tego rozkazu był analogiczny, wydany przez Hitlera w 1941 roku, który zapobiegł panicznemu odwrotowi spod Moskwy. Z rozkazu zostały utworzono bataliony i kompanie karne, pozbawiono wolności podejmowania decyzji o odwrocie dowódców (o każdej randze- w rozkazie wymieniono wszystkie, od dowódcy armii w dół), jednak najbardziej nas interesuje punkt 2b. rozkazu, który brzmiał: "sformować w ramach [każdej] armii 3-5 dobrze uzbrojonych oddziałów zaporowych (po 200 ludzi w każdym), rozmieścić je na bezpośrednich tyłach chwiejnych dywizji i zobowiązać je [(oddziały zaporowe)], aby w przypadku paniki i bezładnego odwrotu jednostek [takich] dywizji rozstrzeliwać na miejscu panikarzy i tchórzy, i tym pomóc szczerym żołnierzom wypełnić swój obowiązek wobec Ojczyzny". Do 15 października 1942 roku utworzono 193 armijne oddziały zaporowe, co równało się liczbie ok. 40 tys. żołnierzy. Oddziały te były najaktywniejsze podczas bitwy stalingradzkiej i tam też zebrały największe żniwo. Po odwróceniu się sytuacji strategicznej na froncie po bitwie na Łuku Kurskim i przejęciu inicjatywy przez Sowietów, oddziały te traciły na znaczeniu, a rozformowane zostały 29 października 1944 roku na mocy rozkazu 0349 podpisanego przez Stalina. Inna rzecz, że oddziały zaporowe NKWD (to zupełnie co innego) istniały od początku wojny i były powołane na mocy oddzielnych rozkazów m.in. Berii. Wszystkie te informacje podaję za polską Wikipedią.
-
Na forum DWS czytałem o bardzo ciekawej i strasznej zarazem sytuacji, która dotknęła 76. Batalion Czołgów, który dostał się z całą 34. Brygadą Czołgów w okrążenie. Gdy dowódca tego oddziału wydał rozkaz do wyrywania się, został zastrzelony przez politruka NKWD za tchórzostwo. Ponoć niewielu z tego batalionu przeżyło. Po miesiącu tkwienia w kotle dowództwo brygady wydało w końcu rozkaz do wyrwania się, po czym wszyscy- dowódca, szef sztabu, batalionowy NKWD-ista popełnili samobójstwa, wiedząc, że za ten rozkaz trafiliby pod sąd wojenny. Wiadomo czym on by się równał. Prawdą wydają się być słowa Stalina, który powiedział, że ucieczka w Armii Czerwonej wymaga większej odwagi niż atak. A jako odwrót traktowano właśnie, na przykład, wyłamywanie się z pierścienia okrążenia. Ponoć bardzo to szokowało Finów.
-
W kwestii frontu wschodniego polecam też "Pikujące Orły" Jamesa Lucasa. Wprawdzie książka ta traktuje o niemieckich wojskach spadochronowych na wszystkich frontach II wojny światowej, ale znaczną jej część zajmują rozdziały poświęcone walkom spadaków na froncie wschodnim. Polecam zwłaszcza przejmujące i niezwykle ciekawe wspomnienia żołnierzy z frontu nad rzeką Wołchow. PS. Czy czytał ktoś "Wojnę Iwana" C. Merridale? Jestem ciekaw, jak ją oceniacie, ponieważ noszę się z zamiarem jej kupna.
-
Najlepszy dowódca PW
mch90 odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Ano właśnie, Romocki, to jedna z niewielu postaci z Powstania Warszawskiego, o którym naprawdę się słyszy. Słynny jest przemarsz jego kompanii ze Starówki na Śródmieście "górą", miastem, pośród krążących wokół oddziałów niemieckich. Ponoć udało się to dzięki znakomitej znajomości jęz. niemieckie Romockiego i mundurach SS jego żołnierzy, przejętych na Stawkach. Intrygująca są okoliczności jego śmierci. Ponoć zginął on na Czerniakowie od ognia Berlingowców, którzy wzięli go za żołnierza niemieckiego. Cóż, wydaje mi się to prawdopodobne, "Morro", jak i żołnierze jego oddziału, biegał w mundurze SS. -
Wydaje mi się, że całe zgrupowanie "Radosław" zasługuje na szczególną uwagę. Jak sądzę, wyróżniało się ono spośród innych począwszy od dobrego stanu uzbrojenia (w części przejętego ze zdobytego niemieckiego składu), fantastycznych dowódców (Mazurkiewicz, Romocki) aż po długi i barwny szlak bojowy. Ponoć kompania "Rudy" batalionu "Zośka" została uznana przez dowództwo AK najlepszą spośród 40-tysięcznej załogi żołnierzy walczących w Powstaniu Warszawskim. Swoją drogą, dowódcą tej kompanii był Andrzej Romocki "Morro", bardzo nietuzinkowy dowódca, który zyskał sławę przedostając się miastem ze Starówki na Śródmieście.
-
Jednostki specjalnie: rosyjskie czy amerykańskie?
mch90 odpowiedział mch90 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
A dokładniej po ukazaniu w telewizji bezczeszczonych na ulicach Mogadiszu ciał sgt. Shugarta i sgt. Gordona z Delty. Swoją drogą, porażka (bo inaczej nie potrafię tego nazwać, wszak Amerykanie ulegli presji społeczeństwa i wycofali swoje oddziały z tego kraju) ta miała daleko idące konsekwencje. Cóż, wydaje mi się, że Amerykanie przegrali dlatego, że wcześniej obrócili ludność Mogadiszu przeciwko sobie. 12 lipca 1993 roku śmigłowce AH-1 Cobra ostrzelały pociskami TOW dom, w którym członkowie klanu Habar Gedir (klan Aidida) w zgodzie z oficjelami ONZ prowadzili rozmowy na temat zaprzestania walk pomiędzy milicją klanu a wojskami międzynarodowych sił porządkowych. W wyniku ataku śmigłowców zginęło ponad 50 członków klanu a ludność cywilna obróciła się przeciwko Amerykanom. We wściekłości cywile zabili na ulicach Mogadiszu 4 zachodnich dziennikarzy, którzy pospieszyli na miejsce tragedii. I rzeczywiście, miało to swoje przełożenie na bitwę o Mogadiszu 3/4 października 1993, kiedy GI mieli przeciwko sobie całe miasto. -
Na pierwszym miejscu postawię "Kompanię Braci"- komentarz chyba zbędny, fenomenalny, niezwykle realistyczny i przejmujący serial opowiadający o kompanii lekkiej piechoty spadochronowej. Fantastyczne ujęcia, sceny batalistyczne (mistrzostwem atak na Carentan) i kapitalny scenariusz- świetne przełożenie książki na ekran. Z polskich z kolei, oprócz świetnego "13-tego posterunku", najbardziej lubiłem oglądać "Falę zbrodni"- jako jedyny serial policyjny, ten wydawał mi się w miarę realistyczny, no ale i tak gwoździem odcinka były akcje antyterrorystów :wink:
-
Na dzień 30 listopada 1939 roku Finowie posiadają zaledwie 4000 PM-ów Suomi, 400 LKM i 2400 CKM-ów. To jest dużo? Armia fińska była poza tym bardzo słabo uzbrojona w działka ppanc, czołgi, samoloty i artylerię. To jest niewiele do zaoferowania? Rosjanie ilościowo przewyższali swojego przeciwnika we wszystkim kilkukrotnie, od broni maszynowej, po wojska zmechanizowane i pancerne. Pamiętajmy, że Suomi nie wygrał tej wojny.
-
Pozwolę sobie na lekki offtopic apropos radzieckiej taktyki zalewania wroga ludzką masą. Jeden z weteranów bitwy w rejonie Żytomierza z grudnia 1943 roku, swoją drogą, służący w 2. DSS: "Iwan zdawał się nie zwracać uwagi na zespoły nisczycieli czołgów krążące wśród kolumn pojazdów (...). Widać było wyraźne, że bardziej zależy im na tym, czy dojadą do celu, niż na tym, ilu ich zginie po drodze. (...) Część pułków czołgów w końcu kiedyś tam dojedzie do celu- i tylko to ich obchodziło". "Pikujące Orły" James Lucas, str. 175 Adolf Strauch, 7. Dywizja Lotnicza, maj 1942, rejon bagien Tigoda w pobliżu rzeki Wołchow: "(...)Gdy podeszli na 20 metrów, otworzyliśmy ogień. To było piekło. Lufy karabinów maszynowych tak się rozgrzały, że niektóre utkwiły w chłodnicach i nie dawały się wymienić, a oni nadal szli i szli, bez końca, pięciu nowych na miejsce jednego skoszonego. (...) Tak minął pierwszy dzień. Przez kilka następnych Iwan wracał raz za razem i rzeź trwała. A potem jeszcze raz spróbowali się przez nas przebić i kiedy znowu nic z tego nie wyszło, dali sobie spokój i się wycofali". "Pikujące Orły" J. Lucas, str. 101
-
Jednostki specjalnie: rosyjskie czy amerykańskie?
mch90 odpowiedział mch90 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Nie pamiętam, gdzie to czytałem, ale ponoć sytuacja wyglądała tak, że operatorzy Alfy, którzy wywalczyli sobie drogę na główny plac szpitalny i byli gotowi szurmować dalej obiekt, nagle dostali rozkaz do wycofanie się. Ponoć to właśnie wtedy antyterroryści ponieśli te ciężkie straty (3 zabitych, 6 rannych), zupełnie nie rozumiejąc powodu wydania takiego rozkazu. Doszło do sytuacji, że zamachowcy posłużyli się zakładnikami jako żywymi tarczami. To prawda, pojmano wielu współpracowników Aidida w hotelu Olympic, lecz i straty były bardzo wysokie (18 zabitych, 73 rannych) plus straty sił ONZ (głównie Pakistańczyków) i w sprzęcie- na czele z dwoma Black Hawkami. Ta operacja nie tak miała się potoczyć. Nie mogę też nie wspomnieć o legendarnej samobójczej misji dwóch snajperów Delty, Gary'ego Gordona i Randy'ego Shugarta, którzy wyprawili się na miejsce katastrofy by uratować tych, którzy przeżyli katastrofę. Prawdziwi bohaterowie, dowód na to, że Amerykanie nie wygrywają tylko za pomocą super sprzętu i elektroniki. Przyznam, że nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. A Ty? Według mnie genialny, "Black hawk down" to jeden z moich ulubionych filmów wojennych i w ogóle. Pozdrawiam :farao: -
Kanadyjczycy z 4. DPanc i sztabu II Korpusu Kanadyjskiego negatywnie wypowiadali się o Polakach z 1. DPanc, zarzucając im m.in. niewypełnianie rozkazów, do takich krytyków należeli m.in. gen. Kitching. Cały szkopuł leży w tym, że z tezami o niesubordynacji Polaków podczas operacji "Totalise" już się rozprawiono, to raz, a dwa, że dowodzenie gen. Kitchinga to szczyt niekompetencji, która zresztą ponoć szerzyła się przez całą kampanię normandzką w szeregach armii kanadyjskiej. Zresztą, może ta zawiść, jaką darzyli Kanadyjczycy Polaków wynika stąd, że nagle, po wielu tygodniach zaciętych walk weszła do walki nasza dywizja pancerna i nagle to ona odegrała najbardziej widowiskową rolę w kluczowym dla kampanii zamykaniu kotła Falaise.
-
Jednostki specjalnie: rosyjskie czy amerykańskie?
mch90 odpowiedział mch90 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Masz rację, zupełnie zapomniałem o tym szpitalu. Tą akcję też należy zaliczyć do poczetu największych wpadek rosyjskich specsił. To fakt. Do dziś nie ma jasnej odpowiedzi, co zapoczątkowało strzelaninę i szturm. Istnieje też hipoteza, że bitwę rozpoczęli cywile, ojcowie dzieci znajdujących się na sali gimnastycznej, którzy otworzyli ogień do napastników po przypadkowej-jak się zdaje, detonacji ładunku wybuchowego. Terroryści mieli to zrozumieć, jako rozpoczęcie ataku rosyjskich antyterrorystów. Co ciekawe, tam, w Biesłanie, było 10 operatorów Alfy wysłanych jako doradców. Mieli oni przekonywać miejscowych dowódców wojskowych, że na taki stan rzeczy, jaki tam zastali, żaden szturm nie wchodzi w grę. Później, gdy rozgorzała strzelanina, włączyli się do walki. Były też inne, Miami 1986, czy na farmie Waco, jednak ta wydaje się być najpoważniejsza. Do porażek można też zaliczyć operację "Irene", czy próbę schwytania Aidida i jego współpracowników w Mogadiszu, w której uczestniczyli komandosi Delty i żołnierze Task Force Ranger, jako, że ta akcja specjalna przerodziła się w regularną bitwę miejską, a cel główny- Mohamed Farrah Aidid- nie został przechwycony. -
O ile mi wiadomo Stalingrad nie miał jakiegoś większego znaczenia strategicznego, lecz pośrednio miał znaczenie militarne- i to duże. Faktem jest, że Niemcy te cele osiągnęli- unieruchomili w mieście produkcję przemysłową (fabryki "Dzierżyński", "Czerwone Barykady", czy "Czerwony Październik" były ważnymi ośrodkamki produkującymi czołgi dla AC), zrównali do gruzów miasto i przecieli drogi komunikacyjne- linia kolejowa Astrachań-Moskwa, która jedną z ważniejszych dróg alianckiego zaopatrzenia do Moskwy. Jednak to nie wystarczyło Hitlerowi, który pragnął nie tylko militarnego sukcesu, ale i "psychologicznego triumfu"- a to oznaczało, że miasto noszące imię Stalina miało zostać całkowicie (prawie) zdobyte w krwawych walkach ulicznych. Wg. mnie, lailka ostfrontu, było to wbrew wszelkiemu wojskowemu rozsądkowi, bo miasto samo w sobie nie przedstawiało żadnej większej wartości. Anonimowy niemiecki żołnierz pisał w liście do rodziny z ruin Stalingradu: "Wrzeszczałem wtedy razem z Wami Heil Hitler, a teraz muszę zdychać albo jechać na Syberię. To nie byłoby najgorsze. Ale szlag człowieka trafia, kiedy pomyśli, że to wszystko dla całkowicie bezsensownej sprawy". "Stalingrad" Guido Knopp, str. 11 Gwoli ścisłości- zaopatrzenie było wysyłanie drogą lotniczą, ale, no właśnie, ale. Hitler wraz z Goringiem wierzyli, że podobnie jak miało to miejse pod Diemiańskiem, który trwał od stycznia 1942 do 28 kwietnia 1942 roku. Nie wzięli oni jednak różnic, tak różniących sytucję pod Diemiańskiem od tej ze Stalingradu, które uniemożliwiały sprawne zaopatrywanie 6. Armii Polowej w odpowiednią ilość zaopatrzenia dziennie, by ta wytrwała do nadejścia wiosny. Dzienne zapotrzebowanie armii Paulusa wynosiło 600 ton, natomiast eksperci z 4. Floty Powietrznej szacowali, że Luftwaffe będzie w stanie dostarczyć maksymalnie 350 ton dziennie. I ta ilość wydawała się być minimalną, by 6. Armia mogła przetrwać te trudne dni. Tylko raz, 7 grudnia '42 udało się dostarczyć 282 tony zaopatrzenia, co stanowiło rekord. Z reguły jednak nie udawało się spełnić tych norm, a wymagane 350 ton nie docierało w ciągu jednego dnia, a tygodnia.