mch90
Moderator-
Zawartość
1,777 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez mch90
-
Wojna była światowa, ale walczyło w niej kilka imperiów, krajów, których wysiłek wojenny był kluczowy dla jej przebiegu- należała do nich Wlk. Brytania. Gdyby ona padła, jak zachowałyby się jej dominia: głównie Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Indie i Związek Południowej Afryki (oraz mnóstwo pomniejszych)? Gdyby padły Wyspy Brytyjskie, najprawdopodobniej Roosvelt nie wciągnąłby Stanów Zjednoczonych do wojny w Europie, a skierował cały wysiłek w pokonanie Japończyków.
-
Czy jako moderator działu "II wojna światowa- powszechna" mógłbym prosić o przeniesienie tego tematu do mojego działu? Wydaje mi się, że jest to odpowiednie miejsce na taką dyskusję.
-
Pytanie do specjalistów lub osób szerzej interesujących się tym konfliktem: jak uzbrojona jest armia Gruzji? Jak się ma jej liczebność i organizacja? Jakie siły Rosjanie wydzielili do operacji w Gruzji, jak są wyposażone i w co uzbrojone? Czytałem m.in. o czeczeńskich jednostkach specjanych "Wostok".
-
http://www.flickr.com/photos/theatrum-bell...57606625660548/ Zachęcam do zapoznania się z tym linkiem- ok. 330 zdjęć z wojny w Gruzji, naprawdę dobrych zdjęć.
-
Ja również. To były obustronne zależności. Tak jak alianci zachodni nie wygraliby wojny bez wsparcia Związku Radzieckiego i jego Krasnyj Armii, tak samo ta armia doznałaby sromotnej klęski i upadku bez pomocy zachodnich sojuszników. Jednak i Andrea$ ma rację, pisząc o kolosalnym znaczeniu udziału w wojnie Stanów Zjednoczonych dla wysiłku wojennego ZSRR.
-
30 listopada pod Pont du Fahs, na południe od Tunisu wyskoczyło z 54 samolotów 530 spadochroniarzy 2. Batalionu z zadaniem "wszczęcia alarmu i niepokoju w szeregach przeciwnika". Rozpoznanie z powietrza nie wykryło jednak, że będące celem niemieckie lotnisko zostało porzucone, nie uczyniono też żadnego wysiłku, aby zebrać informacje od sympatyzujących z aliantami farmerów francuskich. Co ciekawe, można było po prostu zadzwonić, ponieważ linie telefoniczne działały bez zarzutu. Anderson i Evelegh nie potrafili także wyjaśnić, dlaczego trzeba było podjąć ryzyko zrzucenia desantu batalionu skoczków, skoro cel można było zbombardować z bezpiecznej wysokości 6 tys. metrów. Frost pisał po wojnie, że "Chodziło o to, że armia brytyjska nie miała pojęcia, jak i kiedy wykorzystać swoje nowe wojska powietrzno-desantowe". Batalion po wylądowaniu wyruszył na północ do celu, rekwirując po drodze kilka wozów ciągniętych przez osły. "Wyglądaliśmy raczej jak jakiś pieprzony cyrk objazdowy a nie batalion skoczków"- wspominał jeden z żołnierzy. Wkrótce spadochroniarzy osaczyły niemieckie wozy pancerne z kompanii rozpoznawczych samochodów pancernych kpt. Hammerleina i elementy dywizji "Superga". Po ciężkich przeprawach wykrwawiony batalion przeszedł przez linie amerykańskie 3 grudnia. 289 skoczków zginęło, zostało rannych lub zaginęło. Tylko 180 ludzi dotarło do własnych linii. Bezsensowna operacja i połowa batalionu unicestwiona. Było to też pierwsze w historii starcie niemieckich i alianckich spadochroniarzy. Za: "Afryka Północna 1942-43" Rick Atkinson, "Lisy Pustyni" Paul Carell, "Pikujące Orły" James Lucas Inna to operacja "Villain" przeprowadzona w ramach operacji "Torch", zakończona kompletnym fiaskiem. Zrzucono wtedy 2/509. PPS płk. Edsona Raffa, który miał zająć lotniska w okolicach Oranu we francuskim Maroko. Z eskadry liczącej 39 samolotów w niedługim czasie ostały się ledwie trzy, które jakimś cudem odnalazły lotnisko La Senia. 1 samolot wylądował w Gibraltarze, 2 w Maroku Francuskim a 4 w Maroku Hiszpańskim. Pozostałe w rozproszeniu wylądowały w pobliżu Oranu. Wobec tego doszło do zabawnej sytuacji, kiedy płk. Bentley, pilot samolotu Raffa, wylądował na polu zboża, aby dokładnie wypytawszy kilku miejscowych upewnić się, że znalazł się na właściwym kontynencie.
-
Wznawiając temat, jak sądzicie, czy zdobycie mostu w Remagen przyśpieszyło koniec wojny na Zachodzie, jeśli nie w Europie w ogóle?
-
Co do Bellony i jakości ich opracowań- przykładem sztandarowym niech będzie HB-ek Jadwigi Nadziei (mam nadzieję, że nic więcej ta pani nigdy nie napisze, przynajmniej nie na interesujące mnie tematy) "Falaise 1944", którego po prostu nie da się czytać- czy to z powodów licznych błędów merytorycznych autorki, czy też ze względu na zupełny brak obiektywizmu. A co do tłumaczeń, niezłe "kwiatki" pojawiają się w ostatniej pozycji "Inwazja na Norwegię 1940" Zetterlinga i Tamelandera, gdzie nagminnie każdy niszczyciel nazywany jest ścigaczem. WTF?! Nie wspomnę o tłumaczeniach książek Pana Paula Carella, które naprawdę tracą na tym mnóstwo na wartości. A wspomnienia Mansteina "Stracone zwycięstwa"? Tak samo. Podobają mi się książki wydawnictwa Magnum- ze względu na przykładne, dobre tłumaczenie i ładne wydanie po przyzwoitej cenie.
-
To, że Zajcew jest postacią historyczną, nie ulega wątpliwości. Pisze o tym i Beevor, i Knopp. Jego karabin znajduje się dziś w muzeum bitwy stalingradzkiej w Wołgogradzie. Istnieją też liczne zdjęcia tego radzieckiego snajpera, które potwierdzają jego prawdziwość. Zastanawiać się można nad jego rzekomym pojedynkiem z asem niemieckich strzelców wyborowych.
-
Wielkim ciosem dla świadowego dorobku kulturowego było zniszczenie podczas wojny takich miast, jak słynące z uniwersytetów francuskie Caen, czy dawna stolica Karola Wielkiego, Aachen (Akwizgran), zrujnowane w ciągu 6-tygodniowych walk miejskich na jesieni 1944 roku. Również Florencja, o ile pamiętam, podczas walk w ostatniej wojnie światowej, została zniszczona w 60-70% (nie pamiętam dokładnie liczb). Rzym, ogłoszony w czerwcu 1944 roku przez Kesselringa miastem otwartym.
-
Co do lotnictwa norweskiego, z moich informacji nie odegrało one żadnej poważniejszej roli w kampanii z racji tego, że było bardzo słabe i przestarzałe. Na początku 1940 roku Norwegowie dysponowali 62 samolotami sił powietrznych, 28 myśliwcami marynarki wojennej i 14 samolotami zwiadowczymi. Chociaż zamówiono 129 nowych samolotów, zamówienie to nigdy nie zostało zrealizowane. W chwili niemieckiej inwazji obrońcy dysponowali zaledwie 19 w miarę nowoczesnymi myśliwcami, zdolnymi nawiązać równorzędną walkę z Luftwaffe: 9 brytyjskimi Gladiatorami, 4 włoskimi Caproni Ca 310 i 6 niemieckimi He-115 przystosowanymi do przenoszenia torped. Powodem takiego stanu rzeczy, jak i samej kiepskiej kondycji armii norweskiej, były cięcia w budżecie obronnym z lat ’20 i ’30, cięcia tak drastyczne, że nie pozwalały na przeprowadzenie jakichkolwiek ćwiczeń czy manewrów wojsk. A okres szkolenia żołnierza piechoty wynosił 72 dni i należał do najkrótszego w Europie. Nawet głównodowodzący wojsk norweskich gen. Laake został wybrany na to stanowisko ponieważ nie sprzeciwiał się cięciom. Co do OdB lotnictwa duńskiego, nie mam żadnych danych. Jednak skoro cała armia liczyła 12 700 żołnierzy w chwili inwazji niemieckiej, śmiem wątpić, by istniało jakieś znaczące lotnictwo wojskowe, o ile w ogóle istniało. Przynajmniej ja się nic nie doczytałem na ten temat, czy w ogóle wzięło udział w walkach.
-
Widzę że moi poprzednicy (poprzednik i poprzedniczka) sięgnęli do klasycznego polskiego rapu. Bardzo mnie to cieszy. No to ja idąc za tym włączam Tedego- Drin za drinem. Kawałek stary, ale nieśmiertelny, idealnie nadający się na popijawy. Mnie zawsze rozśmiesza. Szumo: "Podkręć muzykę bo właśnie leci Livin Proof: That's Why I'm Here To Be Living Proof".
-
Group Home- Livin Proof "That's why I'm here, to be livin proof".
-
Według ówczesnej myśli wojskowej teren kontrolowany przez 4500 (stan na 9 kwietnia) ludzi Dietla (między Narwikiem, półwyspem Ankenes a szwedzką granicą) byłby niemożliwy do kontrolowania przez pełnoetatową 15-tysięczną dywizję. To był duży wyczyn, zważywszy, że jego strzelcy górscy byli nieodpowiednio wyekwipowani i umundurowani (letnio-wiosenne mundury, natomiast całe oporządzenie strzelca górskiego Dietla mieściło się w zwyczajnym wojskowym plecaku), a 2600 spośród nich tworzyło wspomniane przez Ciebie zgrupowanie marynarzy z okrętów zatopionych w Narwiku przez Warburtona-Lee. Niemcy odcięci na przyczółku pod Narwikiem mieli ponadto problemy z zaopatrzeniem, wodą i jedzeniem, które nie docierało drogą morską, a kanał powietrzny był bardzo lichy i często zawodził, z powodu złej pogody i braku odpowiedniej infrastruktury lotniczej. Dodatkowo oddziały Dietla były nękane problemy z łącznością z Luftwaffe, co akurat było spowodowane brakiem odpowiedniego przeszkolenia w tym zakresie, niemniej zaowocowało dużymi trudnościami. Dopiero 8 maja dla oddziałów niemieckich pod Narwikiem zaczęły nadchodzić posiłki drogą morską w postaci 200 żołnierzy ze 137. PSG (pułk strzelców górskich), natomiast od 26 maja do 2 czerwca dołączyło do nich 362 ludzi 1. PSS. W międzyczasie udało się też przerzucić w rejon walk kolejnych 243 strzelców górskich, przeszkolonych w skokach spadochronowych drogą powietrzną. Należy pochwalić niemieckiego dowódcę za sprawne dowodzenie w akcji- nie trwał stale na pozycjach, co przyniosłoby niechybną klęskę mniej licznym i słabszym oddziałom niemieckim, a wciąż manewrował, przemieszczał siły a gdy było trzeba- oddawał teren. Dwukrotnie- podczas inwazji alianckiej 9 kwietnia i w maju, podczas zdobywania przez aliantów Narwiku, udało mu się wymknąć z sideł zastawianych na jego siły przez przeciwnika. Choć trzeba tu zaznaczyć, że w wyniku tego w pewnym momencie, niemal do samego odwrotu aliantów spod Narwiku Dietl i jego wojska były przyciśnięte do granicy szwedzkiej i niemal zdane na łaskę aliantów. Ogólnie dobrze oceniam jego dowodzenie w Norwegii- w końcu nie dostaje się za nic Krzyża Rycerskiego- choć ponosił porażki, mniej lub bardziej znaczące. Do tych drugich należy zaliczyć oddanie 12 maja, w wyniku alianckiego desantu pod Bjerkvik, najważniejszego składu zaopatrzeniowego w Elvegardsmoen. Od następnego dnia siły niemieckie w tym rejonie musiały zacząć się zaopatrywać z dalej położonego i trudniej dostępnego Bjornfell. Poza tym, równie ważne co postawa Dietla, okazała się postawa i ofiarność samych żołnierzy niemieckich, którzy potrafili stawić opór o wiele liczniejszym siłom nieprzyjaciela i utrzymywać trudne do obrony pozycje. Co się tyczy Duńczyków, do pierwszych starć doszło w Kopenhadze gdzie Niemcy (awangarda sił 69. Dywizji Piechoty) starli się z oddziałami lokalnej policji. Doszło do, jak napisałeś, starć w pobliżu Pałacu Królewskiego, gdzie straż pałacowa, która dostała wsparcie w postaci 40 gwardzistów stawiła Niemcom opór do 6.00, kiedy przyszedł rozkaz przerwania ognia, otwierając go jedynie w wypadku szykowania się nieprzyjaciela do natarcia. O godz. 8.00 król Chrystian X podjął decyzję o zawieszeniu broni, obawiając się groźby zbombardowania Kopenhagi przez Luftwaffe. Jeden z duńskich plutonów pod Hokkerup zniszczył z działa ppanc 20 mm 3 niemieckie czołgi z 11. Zmotoryzowanej Brygady Strzelców (choć inne źródła mówią o 3 wozach pancernych), a w pobliżu szkoły w Bredvad pluton Duńczyków zniszczył pojazd pancerny i uszkodził kilka innych, po czym, po dostaniu się w okrążenie, złożył broń. Duńskie straty osiągnęły liczbę 19 zabitych żołnierzy i pewną liczbę rannych. Takie dane podaje Zetterling. Inne źródło (http://www.milhist.dk/besattelsen/9april/9april.html) podaje straty duńskie wynoszące 16 żołnierzy (11 żołnierzy, 3 gwardzistów, 2 lotników) i 20 rannych. Niemieckie straty z w/w strony są następujące: 12 samochodów pancernych, uszkodzone 4 czołgi i zniszczona pewna liczba motorów i ciężarówek. Duńska obrona strąciła 1 He-111 i kilka innych uszkodzili. W dodatku 2 żołnierzy niemieckich dostało się do niewoli. Dodatkowo cytat z podanego linku: Straty niemieckie nigdy nie zostały opublikowane ale najprawdopodobniej są większe niż duńskie. Przed desantem sił alianckich w Norwegii opór armii króla był bardzo wątły. Było to spowodowane głównie opóźnioną reakcją norweskiego sztabu generalnego na toczące się wydarzenia, a więc kłopoty z ogłoszeniem w całym kraju mobilizacji. Z początku tylko częściowej a nie powszechnej, nie mniej nie wieść o niej nie docierała na czas do poszczególnych jednostek czy to z powodu problemów z łącznością, czy podzielnych zdań w sztabie. W efekcie tego Niemcy dokonali inwazji na Norwegię zupełnie nieprzygotowaną na taki obrót wydarzeń. Większość żołnierzy, nie mając jasnych rozkazów lub nie wiedząc co się dzieje, oddawała się do niewoli lub wycofywała się w głąb kraju. Tracono przy tym niezwykle cenne składy zaopatrzeniowe, nie opróżniwszy ich uprzednio, co przyniosło w późniejszych tygodniach poważne następstwa w postaci problemów z uzbrojeniem armii norweskiej- dużych problemów. Gdzieniegdzie tylko, jak pod Oscarborgiem czy na lotnisku pod Fornebu, żołnierze norwescy stawili zbrojny opór nieprzyjacielowi. Za przełom uznałbym obronę Elverum przez 93 żołnierzy norweskich i pospolitego ruszenia, którzy niedostatecznie uzbrojeni i wyposażeni opóźnili marsz niemieckiej kolumny spadochroniarzy mającej pojmać członków rodziny królewskiej i rządu norweskiego obradującego w tej mieścince. Bitwa ta, niewielka (siły niemieckie liczyły 93 spadochroniarzy), miała duży wydźwięk propagandowy. Norwegowie uświadomili sobie, że gra toczy się o najwyższe wartości, gra, w której użyta zostanie ostra amunicja. Od tego czasu opór norweski tężał z każdym dniem, głównie z powodu przeprowadzanej na coraz większą skalę mobilizacji w całym kraju. Choć nie da się ukryć, 10 kwietnia sytuacja Norwegów była bardzo poważna- utracili wszystkie swoje większe miasta i większość swoich głównych składów zaopatrzeniowych i punktów mobilizacyjnych. Do większych bitew w okresie przed przybyciem aliantów na grunt skandynawski należy zaliczyć bitwę pod Honefoss w środkowej Norwegii, gdzie niemiecka 196. DP 13 kwietnia zmusiła do kapitulacji 1500 żołnierzy norweskich z 3. pułku pod Heistadmoen. Chaos był taki, że wycofujące się oddziały norweskie wymieszały się z żołnierzami niemieckimi w tłumie cywilów. Podczas pobytu wojsk alianckich w Norwegii w większości przypadków Norwegowie walczyli dobrze jak na swoje możliwości- czyt. Wyposażenie i uzbrojenie. Taki np. gen. Carl Gustav Fleischer, dowódca 6. norweskiej Dywizji Piechoty dowodził bardzo dobrze podczas ofensywy norweskiej na północy kraju na przełomie kwietnia i maja 1940, docierając aż pod fiord Ofotfjorden, pod Narwikiem. Nie można było odmówić Norwegom ofiarności, co dowodzi starcie pod Lundenhogda 19/20 kwietnia, gdzie norweski batalion Torkildsen w ciągu z 48 godzin ze stanu 575 żołnierzy i oficerów skurczył się do zaledwie 216. I dalej ponosił straty, w toku dalszych walk. Po ewakuacji wojsk brytyjsko-francusko-polskich z Norwegii, dalsze walki nie były prowadzone. Razem z aliantami rząd norweski opuścił swój kraj i udał się do Anglii, skąd dalej miał prowadzić walkę.
-
To prawda. Inni z kolei nabrali do niego niechęci do legendarnej bitwy w Płocku, gdzie Obrońcy Tytułu, w tym Eldo, pokazali się z bardzo słabej strony w starciu z Gib Gibon Składem. Co do motywu religii, ciekawe, że motyw ten pojawia się w bardzo wielu piosenkach Eldoki, wcale nie kryjąc swojego wyznania czy zainteresowań innymi religiami- m.in. motyw Buddy pojawia się w bardzo ciekawym kawałku "Są rzeczy, których chciałbym nie pamiętać". Co do samych piosenek, jestem ciekaw, co sądzisz o dosyć ciekawej reaktywacji grammatikowego "Wiatruczas", czyli "Noc, rap, samochód" z "27", z ostrym beatem, na featuringu z Dioxem? Przyznam, że choć kawałek bardzo buja, ma dobry, agresywny podkład, to nie trzyma klimatu legendarnego kawałka Grammatika. Co do upadku zespołu, są pewne spekulacje, że to tylko chwyt marketingowy, który ma posłużyć wielkiemu powrotowi na scenę zespołu. Choć to tylko przypuszczenia. Jednak od dłuższego czasu słyszałem o kłótniach między chłopakami, które, o kasę, toczyły się od prac nad "3" Grammatika. Inna sprawa, że "Podróże" okazały się w moim mniemaniu najsłabszą płytą zespołu, a Jotuze jakby się wypalił. Lepiej więc, że zeszli ze sceny w tym momencie, miast ciągnąć agonię projektu "Grammatik" w czasie. "Nigdy więcej" rzeczywiście jest bardzo fajnym kawałkiem z ostatniej płyty Grammatika, w sumie jeden z lepszych ze średnich "Podróży". Bardzo ciekawie sklejone pacyfistyczne teksty Eldoki naprawdę poruszają serce: "Zapalam świeczkę za wszystkich odrzuconych za niewinne ofiary, za wszystkich bezbronnych kalekich ludzi, których los na próbę wystawił Zbyt ciężką próbę, ich świat zniszczył w sekundę Nie pytam, gdzie jest Bóg, pytam, gdzie są ludzie którzy założyli knebel na głos swoich sumień Ja piszę swoje, oskarżam w cichą noc ciemną Zapalam świeczkę, zapal ją ze mną..." Choć będę trwał w przekonaniu, że "Świateł miasta" nic nigdy nie przebije, ta płyta jest nieśmiertelna, szczytowe osiągnięcie Eldoki i Józka.
-
Bardzo jestem ciekaw nowej płyty Eldoki. Poprzednie krążki, jak wspomniana przez Ciebie "Eternia" czy najnowsza "27" głęboko się wryły w moją pamięć ze względu za również wymienione przez Ciebie teksty. Część o charakterze ironicznym, prześmiewczym- jak chociażby słynni "Mędrcy z kosmosu", w których Eldo wyśmiewa wszystkich swoich fanów i wrogów piszących o nim brednie. Eldo bardzo pięknie potrafi rymować o życiu- w sposób z lekka filozoficzny (przypominający jego karierę w Grammatiku), czasem bardzo poetycki (vide kawałki takie, jak "Chodź ze mną", "Spacer"), ale też bardzo brutalny i prawdziwy, jeśli temat piosenki tego wymaga. Czasem wręcz zadziwia mnie, słuchacza, bogaty zasób słów, porównań i określeń stosowanych przez Leszka. Jest on niewątpliwie jednym z inteligentniejszych polskich raperów znajdujących się w czołówce sceny.
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
mch90 odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Sherman Shermanowi nierówny. To czołg o wielkich możliwościach modyfikacyjnych z wieloma wersjami rozwojowymi. O jakim Shermanie piszesz? Bo przecież Firefly nie miał słabego działa, ze swoją brytyjską 17-funtówką. A co powiesz o pancerzu Shermana Jumbo? Co do rzekomej skłonności Shermanów do samozapłonu- owszem- było coś takiego, ale tylko w pierwszych wersjach. Później rozwiązano ten problem przez wprowadzenie "morych" komór amunicyjnych. -
Słuszna uwaga! Tym bardziej, że Luftwaffe wykonało swoje zadanie, opanowując przestrzeń powietrzną na trasie niemieckich transportów morskich. Świadczy o tym fakt, że ani jeden brytyjski OP nie wpłynął do cieśniny Skagerack. Co do tych wadliwych torped, problem leżał w tym, że zapalnik kontaktowy w nich umieszczony nie eksplodował, gdy torpeda trafiała w cel pod pewnymi kątami. Innym problem sprawiał zapłon magnetyczny, który zawiódł na wodach norweskich z powodu wyższego poziomu magnetyzmu niż np. na Bałtyku. Jakie były tego rezultaty, ukazuje raport dostarczony Donitzowi po 11 kwietnia: „U25. 10 kwietnia wieczorem, storpedowanie dwóch ścigaczy. Nie zauważono skutków eksplozji. U48. 10 kwietnia godz. 12.30. Potrójna salwa w krążownik „Cumberland”. Chybiona, jedna torpeda wybuchła dopiero pod koniec swego biegu. 21.15 potrójna salwa, krążownik „York”. Eksplozje nastąpiły zbyt wcześnie... U51. 10 kwietnia, godz. 22.10. Dwa chybione strzały. Jedna torpeda wybuchła pod koniec toru, a druga po 30 sekundach, 100 metrów przed większym z krążowników. U48. 14.04, Vestfjorden, błąd torpedy wystrzelonej przeciwko „Warspite” i dwóm ścigaczom. U65. Dwa strzały przeciwko okrętowi transportowemu. Bez powodzenia”. Z resztą postu Lestera muszę się zgodzić. Czyżbyśmy czytali tą samą książkę?
-
Historycy- ci dobrzy i ci źli
mch90 odpowiedział Albinos → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Bardzo kontrowersyjną postacią, pasującą do tego tematu jest znany w środowisku Grzegorz Czwartosz. Z jednej strony wybitny specjalista frontu zachodniego i obalacz wielu mitów poświęconych chociażby pomocy 1. SBS walczącej Warszawie w sierpniu '44, a z drugiej- autor bardzo wątpliwych tez poświęconych polskiej 1. DPanc gen. Maczka. Jedna z nich mówiła o rzekomym mordzie dokonanym przez Polaków na jeńcach niemieckich w Chambois w sierpniu '44, druga o niekompetencji gen. Maczka podczas operacji "Totalise" w tym samym miesiącu tego samego roku. Te tezy zostały już dawno obalone przez ludzi z różnych for historycznych, jednak największe zasługi, według mnie, należą się w tej dziedzinie forumowiczom z forum DWS. -
Nie ja, a raczej Niklas Zetterling i Michael Tamelander. Falkenhorsta wybrano na dowódcę XXI KA nie bez przypadku- walczył on w Finlandii w 1918 roku i miał pewne doświadczenie w operacjach lądowych i morskich w klimacie i terenie zbliżonym do tego, z którym miało mu przyjść się zmierzyć w Norwegii. Sytuacja z przewodnikiem turystycznym rzeczywiście miała miejsce, co wspomina sam gen. Falkenhorst: „Wyszedłem na ulicę i kupiłem sobie przewodnik Badeckera po Norwegii, żeby przynajmniej dowiedzieć się, jak ten kraj wygląda. Nie miałem o nim żadnego pojęcia. Potem zaszyłem się w hotelu i zacząłem go studiować. O piątej wróciłem do Fuhrera”. Za: „Inwazja na Norwegię 1940” Zetterling, Tamelander, str. 34. Po powrocie do kwatery Hitlera, gen. Falkenhorst przedstawił mu zaimprowizowany plan operacji, który jednak w późniejszym czasie był poddawany modyfikacjom. Co do danych dot. strat niemieckich z Twojego źródła- być może autor walnął się przy przecinku, może miało być 5,5 tys. wyeliminowanych z walki. Wtedy różnica między naszymi liczbami byłaby już nie taka duża. A co uważacie o innych dowódcach niemieckich, biorących udział w operacjach w Norwegii? Chciałbym, byśmy szczególną uwagę zwrócili na gen. Dietla, dowódcy strzelców górskich i bohatera spod Narwiku.
-
Polemizował bym, czy „Weserubung” było operacją dobrze przygotowaną. Plany operacji wydają mi się raczej kiepskie i trochę naiwne, by nie powiedzieć śmiałe (opierał się on na całkowitym zaskoczeniu i słabym, wręcz marginalnym oporze). Jej powodzenie Niemcy zawdzięczają w olbrzymiej mierze szczęściu, niekompetencji na wyższych szczeblach dowodzenia aliantów, ponieważ już 9 kwietnia zaczęły się pierwsze poważne kłopoty po stronie niemieckiej, kiedy bateria dział nabrzeżnych w Oscarborgu płk. Eriksena nie złożyła broni, jak było to przewidziane w planach, tylko stawiła zacięty opór, zatapiając krążownik „Blucher”. Razem z nim na dno poszło ok. 1000 ludzi. Utrzymująca się pozycja obronna w Oscarborgu uniemożliwiała wykorzystanie przez Niemców strategicznie ważnego portu w Oslo. Podobny opór stawiła obrona Bolaerne. Stracono też krążownik „Karlsruhe”. Niemcy w bardzo szybkim czasie się wpędzili w poważne kłopoty. Bez możliwości dostarczenia posiłków i zaopatrzenia do Oslo drogą morską niemożliwe było rozszerzenie przyczółka (w stolicy norweskiej utrzymywały pozycje i robiły pozory silnego przyczółka spadochroniarze i 2 bataliony lekkiej piechoty), a sytuacja w całej Norwegii stałaby się nie do opanowania. To tak gwoli przykładu, potem problemy się mnożyły aż do pewnego momentu, kiedy Niemcy przejęli całkowicie inicjatywę. Czy straty były wysokie? Powiedziałbym, że nie. Zetterling i Tamelander w swoim opracowaniu „Inwazja na Norwegię 1940” przytaczają następujące straty niemieckie: 1317 zabitych, 1604 rannych i 2375 zaginionych na lądzie i na morzu, przy czym zdecydowana większość tych strat miała miejsce podczas transportów morskich. Jeśli chodzi o straty materialne, Niemcy stracili 242 samoloty wszystkich typów, i dalej jak piszesz: 1 ciężki i 2 lekkie krążowniki, 10 niszczycieli, 1 łódź torpedową i 6 okrętów podwodnych, natomiast 4 krążowniki i 6 niszczycieli zostało uszkodzonych. Kłopoty z desantem na Fornebu zaczęły się już w powietrzu, z powodu niskiej pokrywy chmur i mgły, która gęsto przykryła obszar desantu i, cytuję Zetterlinga: „Pogoda zmusiła jednak samoloty, na których pokładzie znajdowali się desantowcy, do zawrócenia. A ponieważ szybkie zajęcie lotniska było warunkiem umożliwiającym lądowanie samolotów transportowych, trzeba też było odwołać przybycie posiłków; kiedy jednak dowódca jednej z eskadr- był nim kapitan Wagner- otrzymał rozkaz, ponownie doszło do nieporozumienia. Informacja podpisana była „X Fliegerkorps”, ale Wagner nie należał do tej jednostki, tylko podlegał Transportchef Land. Biorąc pod uwagę bliską odległość od celu, Wagner ocenił informację jak fałszywą albo skierowaną do innego odbiorcy. Kontynuował więc lot w stronę Fornebu. Kiedy samolot doleciał do celu, mgła znacznie się przerzedziła. Z pokładu samolotu Wagner zauważył na ziemi 2 płonące Gladiatory oraz dywizjon Messerschmittów krążących nad lotniskiem. Wytłumaczył to sobie w taki sposób, że na ziemi trwają walki, i że mimo wszystko oddziały powietrzno-desantowe wylądowały. Wydał więc rozkaz do lądowania”. Za: „Inwazja na Norwegię 1940” Zetterling, Tamelander, str. 85 Już przy podejściu do lądowania niemieckie Ju-52 spotkały się z ogniem broni maszynowej Norwegów. W tych pierwszych minutach desantu zginął m.in. kpt. Wagner wraz z kilkoma innymi ludźmi. Widząc to, pozostałe samoloty transportowe odstąpiły od lądowania i zaczęły krążyć nad lotniskiem. W niedługim czasie w sukurs im przyszły Me-110 ppor. Hansena. Norwescy obrońcy na lotnisku w Fornebu dobrze się spisali, niszcząc całkowicie 3 niemieckie samoloty i poważnie uszkadzając 5 kolejnych. Nie wiadomo ilu Niemców dokładnie poległo w walce o lotnisko, gdyż trzeba by tu też uwzględnić zabitych w samolotach, które były przeszywane pociskami norweskich karabinów maszynowych, które, jak pisze Zetterling „siekły blachę samolotów od dziobu po ogon”. Lotnisko padło dopiero, gdy obrońcom skończyła się amunicja. Po tym Norwegowie wycofali się, Niemcy zajęli lotnisko, a ok. południa 9 kwietnia 1940 roku wylądowało pierwsze sześć kompanii sił drugiego rzutu. Czy było to minusem? Raport gen. Falkenhorsta wskazywał, że użycie okrętów desantowych w operacjach desantowych pod Narwikiem, Bergen, Trondheim i Stavanger było błędem ponieważ jednostki te, zbyt wolne, padały łupem okrętów podwodnych Royal Navy, które wysłane na akweny między południową Norwegią a Danią zablokowały transport posiłków na wysunięte na północ niemieckie przyczółki. Ponieważ byli lepiej wyszkoleni i dowodzeni. Niemcy w swoich raportach po inwazji często podkreślali brak zdolności bojowych aliantów i umiejętności ofensywnych w sytuacjach niepewnych. W takich sytuacjach wojska sprzymierzonych zazwyczaj zachowywali , ostrożność lub wręcz pasywność, choć oczywiście nie było to regułą. Norwegowie byli źle zorganizowani, mobilizacja ich wojska nie przebiegała tak, jak należy, w dodatku byli kiepsko wyszkoleni i wyposażeni. Generalnie jednak alianci nie byli w stanie wyprzeć przeciwników z Norwegii ze względu na dysproporcje w liczebności sił obu stron. Na korzyść Niemców. Na niekorzyść aliantów przemawiał ponadto słaby dopływ posiłków. Zetterling i Tamelander posuwają się wręcz do stwierdzenia, że „w 1940 roku alianci ani przez chwilę nie mieli szans na odzyskanie Norwegii”. Natomiast agresor mógł ponieść dużo większe straty, to nie ulega wątpliwości. Zabezpieczenie transportu rudy szwedzkiej, tak cennej dla przemysłu zbrojeniowego Hitlera. Również ważnym argumentem przemawiającym za inwazją na Norwegię były norweskie fiordy, idealne bazy dla niemieckich U-Bootów, skąd te z kolei mogłyby próbować dokonać blokady Wysp Brytyjskich. Co ciekawe, równolegle do powstawania niemieckich planów agresji na Skandynawię, alianci tworzyli swoje, również skupiające się na inwazji w Norwegii. Można powiedzieć, że chcieli pogwałcić norweską neutralność, zając Narwik (była też druga koncepcja zaminowania wód okalających ten port, co miałoby b. Podobny skutek co inwazja) i tym samym przejąć kontrolę nad kanałami przerzutowymi szwedzkiej rudy do Niemiec.
-
Jestem ciekaw, jak oceniacie wizje Hitlera, by Berchtesgaden, mityczna reduta obronna nazistów, stała się pod koniec wojny tą osławioną Twierdzą Alpejską? Przypomnę- do Berchtesgaden mieli ściągać naziści, wierni żołnierze i dzieciaki z Hitlerjugend by stamtąd prowadzić długo po wojnie wojnę partyzancką z okupantami- w tym wypadku- Amerykanami. Jak oceniacie ten pomysł i szanse jego zrealizowania?
-
O stosunkach Polaków z SBSK z Australijczykami w Tobruku pisze co nieco Peter Fitzsimmons, którego zacytuję: "Australijczycy otoczyli ich [Polaków] zwartym kołem. -Polscy chłopcy!- śmiali się i krzyczeli.- Polscy chłopcy!- Klepali ich po plecach i ściskali ręce, mówiąc: Australijczycy! Jesteśmy Australijczykami! A potem: -Wymiana? Wymiana? Za pomocą gestów Australijczycy dali do zrozumienia, że chcą wymienić własne naszywki Australian Imperial Force z godłem wschodzącego słońca na polskie mosiężne orzełki. Kilku polskich żołnierzy zgodziło się, na co ludzie w dziwnych kapeluszach zareagowali gardłowymi okrzykami radości w swoim dziwnym języku, po czym przyszła pora na następne pytanie. -Pub?- spytali Australijczycy. -Pójdziecie z NAMI do PUBU, żeby się NAPIĆ?- wrzeszczeli, jakby wykrzykując każde ważne słowo, chcieli pokonać barierę językową. I chyba pokonali, ponieważ już niebawem polscy i australiscy żołnierze znaleźli się razem w pubie, gdzie umacniali zawartą właśnie znajomość. Im więcej piwa pili, tym mniejsze znaczenie odgrywał język i z jakiegoś powodu, którego Adam nigdy nie zgłębił, wytworzyła się pomiędzy nimi silna więź. (...) lubili Australijczyków, bez dwóch zdań". Za: "Tobruk" Peter Fitzsimmons, str. 133-134. Po wojnie związana wspólnie przelaną pod Tobrukiem krwią przyjaźń żołnierzy Kopańskiego i Morsheada zaowocowała tym, że Polscy żołnierze dostali możliwość osiedlenia się na stałe w Australii. Wielu z tego skorzystało.
-
Tak. Jeszcze w 1944 roku granaty tego typu były na wyposażeniu alianckich spadochroniarzy. We wspomnieniach z "D-Day" żołnierzy ze 101. i 82. DPD dość często przewija się ten wątek- eliminacji starych francuskich czołgów, przejętych przez Niemców, za pomocą granatów Gammon. Żołnierze bardzo je chwalili, uważając je wręcz za najlepszą aliancką broń przeciwczołgową piechoty.
-
Fn Fal jest o ile pamiętam najbardziej po AK-47 rozpowszechnionym karabinem na świecie, używanym przez siły mundurowe blisko 90 krajów świata. Ponoć słynie z niezawodności i bardzo zadowalających osiągów. Niestety, jego era się skończyła wraz z przechodzeniem krajów Wspólnoty Brytyjskiej na karabin na amunicję pośrednią (5.56). Również po pewnych mankamentów, nie wiem czy dobrze pisze, należał w Fn Fal (czy L1A1 pod jaką to nazwą był on produkowany w Wlk. Brytanii) brak możliwości strzelania seriami.