Skocz do zawartości

JaroWars

Użytkownicy
  • Zawartość

    13
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez JaroWars


  1. Jak wiemy, pierwsze zdanie w języku polskim zanotowano w Księdze henrykowskiej w 1268 r., a więc niemal równo trzysta lat po wejściu Polski do świata chrześcijańskiego. Pytanie moje brzmi: dlaczego przez tyle czasu w dziedzinie polskiej literatury nie działo się kompletnie nic? Nie było to w żadnym wypadku coś normalnego dla regionu czy nawet Słowiańszczyzny: na Rusi produkcja literatury cyrylicznej, pisanej po wschodniosłowiańsku (względnie cerkiewnosłowiańsku) prosperowała już całkiem nieźle w XII w. — wybitne i bardzo długie Słowo o wyprawie Igora powstało prawdopodobnie osiemdziesiąt (!) lat przed słynnym "pobruszaniem" henrykowskim.

     

    Nawet jednak później wkład Polski i Polaków w rozwój szeroko rozumianej literatury europejskiej pozostawał upokarzająco mały: Bogurodzica, hymn może i pionierski dla polszczyzny, ale niczym niewyróżniający się na tle standardów europejskich, spisana została pierwszy raz zaledwie na trzy lata przed bitwą pod Grunwaldem i jakieś sto po powstaniu czeskiej Kroniki Dalimila, co dowodzi, że nawet wśród katolickich Słowian zachodnich byliśmy zdecydowanie do tyłu. Polska literatura nie "ruszyła z kopyta" praktycznie aż do czasu renesansu.

     

    Dlaczego tak się działo? Przecież ówczesna Polska należała do najsilniejszych graczy regionu, silnie zakotwiczonych w kulturze zachodniochrześcijańskiej. Dlaczego więc jej wkład w rozwój średniowiecznej literatury europejskiej był prawie że nieistniejący?


  2. Jak w tytule: polskie media zasadniczo nie poświecają zbyt wiele uwagi największej mniejszości narodowej zamieszkującej nasz kraj. Jestem ciekaw, czy ktoś na forum mieszkający w okolicach Opola mógłby udzielić na ich temat jakichś konkretniejszych informacji: jak sobie radzą gospodarczo? Czy w większości mówią po polsku? Jak wygląda ich organizacja? Jakie mają zapatrywania polityczne? Czy emigrują do RFN? I tak dalej...


  3. 21 godzin temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    Myślę, że sprawa jest do zrekonstruowania, ale wymagałaby przerzucenia sporej ilości stron internetowych i literatury. Tylko po co? Aby udowodnić jakąś wyższość Niemców nad Polakami? Polaków zaś nad Kazachami?

     

    Nie widzę powodu, aby imputować mi jakieś złowrogie motywy mające na celu udowodnienie wyższości bądź niższości Polaków czy jakiejkolwiek innej nacji wobec kogkolwiek. Uważam, że warto badać zależności pomiędzy pochodzeniem czy religią a statusem majątkowym, bo często na tej podstawie dochodzić możemy do ciekawych wniosków, które mogą pomóc nam podjąć odpowiednie kroki mające na celu przeciwdziałanie negatywnym zjawiskom. Skoro Polacy na Litwie są biedni, choć niegdyś stanowili tam elitę, to co możemy zrobić, aby odwrócić ten trend, a tym samym zmienić zasadniczo negatywne podejście Litwinów do naszych rodaków (no bo nikt nie lubi biedaków)? To samo tyczy się Polaków w innych krajach, zwłaszcza na Ukrainie, gdzie grozi im spore niebezpieczeństwo. Znajomość ich sytuacji materialnej ułatwi opracowywanie odpowiedniej polityki.

     

    A zresztą, może zabrzmi to trochę troglodycko, ale jestem zwolennikiem szkoły, że pokojowa rywalizacja między narodami jest dobra dla rozwoju ogółu. W takich Stanach dostępne do dane nt. poziomu przychodów dla każdej możliwej nacji, rasy czy grupy wyznaniowej, co motywuje tych słabiej sobie radzących do zwiększonego wysiłku. Tymczasem we Francji zbieranie takich informacji jest nielegalne i... no wiemy, jak tam się sprawy mają.

     

    22 godziny temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    I wreszcie, czy "wschodnioeuropejscy Niemców, stanowią niemal wyłącznie miejscowe elity"? Trochę wątpię, że po rozprawie Stalina z Niemcami (w tym nadwołżańskimi), Niemcy masowo zaliczali się do radzieckich, czy rosyjskich elit. Czy w Polsce mniejszość niemiecka jest jakoś dominująca w składzie elit? Prezydentem Rumunii jest Sas siedmiogrodzki, Słowacji był kiedyś Niemiec spiski, ale czy wśród tamtejszych elit jest jakaś nadprodukcja Niemców?

     

    No cóż, w Rumuni Iohannis to jednak bez wątpienia przykład sukcesu: trochę upokarzające dla przeciętnego Rumuna, że to Niemiec musi sprzątać ich korupcyjny bałagan. Przyznam jednocześnie, że nie jestem w stanie na chwilę obecną podać żadnych konkretnych źródeł wskazujących na ich status majątkowy, jest to raczej wniosek, jaki wysuwam na podstawie obserwacji. Być może źródła rumuńskie albo niemieckie powiedziałyby na ten temat więcej, ale niestety nie władam tymi językami. Być może to "stanowią niemal wyłącznie miejscową elitę" to z mojej strony lekka przesada, no bo jednak definitywnych dowodów na to nie mam. Ale i tak jestem ciekaw.

     

    Co do sytuacji polskich Niemców, to również nie znalazłem nic definitywnego. Z niewielu informacji, na jakie się natknąłem, wynika, że trochę przypominają litewskich Polaków: zasadniczo konserwatywni (przy paru incydentach widać pewną nostalgię za Rzeszą), a i sposób organizacji całej mniejszości dość mocno trąci autorytaryzmem znanym z AWPL z Tomaszewskim na czele. Swoją drogą może i założę o tym wątek, żeby się wypowiedział ktoś z Opolszczyzny, bo sprawa dość ciekawa?


  4. Zastanawiam się, czy ktoś dysponuje jakimiś konkretnymi danymi, jak przedstawia się sytuacja majątkowa polskiej mniejszości narodowej w państwach, których tereny należały niegdyś do Rzeczypospolitej Obojga Narodów (czy też II Rzeczypospolitej) i czy jest ona w jakikolwiek sposób porównywalna do wschodnioeuropejskich Niemców, stanowiących niemal wyłącznie miejscową elitę.

     

    Wiem za to, że Litwy na pewno to niestety nie dotyczy: zamieszkujący Wileńszczyznę Polacy są najgorzej wykształconą i najbiedniejszą ze wszystkich mniejszości, przebijając nawet zainstalowanych tam przez Stalina Rosjan. Jest to wszakże jedyna część naszej diaspory, na której temat tego typu dane znaleźć stosunkowo łatwo.

     

    Ok. 50 tysięcy naszych rodaków zamieszkuje też Łotwę, tu jednak sprawa wygląda mniej oczywiście. Z jednej strony mniejszość ta nie przeżyła wysiedleń o nawet zbliżonej skali do tych, które spadły na ich dobrze wykształconych wileńskich rodaków (co też tłumaczy niski status tych, którzy tam pozostali), a państwo łotewskie zasadniczo nie prowadzi wobec nich polityki dyskryminacyjnej. Z drugiej zaś strony Polacy zamieszkują głównie Łatgalię, jedną z czterech krain historycznych Łotwy, a zarazem tą najsilniej związaną z dziedzictwem Rzeczypospolitej. Jest to jednocześnie najbiedniejsza z owych krain, przy czym należy pamiętać, że to właśnie tam władze sowieckie przede wszystkim umieszczały rosyjskich osadników, w przytłaczającej większości słabo zintegrowanych z łotewskim społeczeństwem, przy tym prawdopodobnie i wśród Polaków nie wszyscy posiadają łotewskie obywatelstwo. Gdyby ktoś dysponował na ten temat jakimiś konkretniejszymi informacjami (przede wszystkim, jak porównuje się mniejszość polska na Łotwie do rosyjskiej), niech da znać.

     

    Tu jednak w zasadzie moja wiedza się kończy. Nie wiem praktycznie nic na temat statusu społecznego, jakim miejscowi Polacy cieszą się na Białorusi, Ukrainie czy Mołdawii. Wychodząc "nieco" poza historyczne granice "polskiego obszaru", można też podyskutować o Kazachstanie, co do którego wydaje się prawdopodobne, że Polacy zasadniczo klasyfikują się w wyższych warstwach społecznych (kojarzę jednego z kazachskich ekspatriantów, który komentował, że Kazachowie są "sympatyczni, choć leniwi"), podobnie jak Rosjanie. Jednak jeśli ktoś mógłby udzielić nieco bardziej szczegółowych informacji na temat każdego z tych krajów, byłbym bardzo wdzięczny.


  5. Teraz, secesjonista napisał:

    Tylko gdzie tu agresja?

     

    Takie odniosłem wrażenie — rozumiem w takim razie, że mylne.

     

    Teraz, secesjonista napisał:

    Stwierdzam dość oczywiste fakty, Lwów był jednym z wiodących ośrodków miejskich pod rządami polskimi, a pod innymi rządami stał miastem nieco prowincjonalnym. Skoro sam autor tematu przywołał tu to miasto, to słusznym jest zapytać się go jakie wyciąga wnioski z historii tego miasta? Bo mnie wychodzą mocno rozbieżne od jego konkluzji.

     

    No cóż, jeśli Lwów faktycznie stał się miastem prowincjonalnym pod rządami Rosji, to najwidoczniej nie przedstawiał on dla nich zbyt wielkiej wartości. Co może, ale nie musi, świadczyć o stosunkowo niskim wpływie polskich rządów na lokalną gospodarkę, jak i "wartości rynkowej" prezentowanej przez jego polskich mieszkańców oraz infrastrukturę.


  6. 43 minuty temu, secesjonista napisał:

     

    Tylko jaki z tego wniosek mamy wysnuć?

    Bo chyba trzeba dodać, iż Lwów był znaczącym miastem w czasach RON-u, to ja idąc za pewną "lekcją" podaną przez JaroWars mogę stwierdzić, że miasto to zostało potem zdegradowane za sprawą "prymitywniejszej" kultury rosyjskiej a potem ukraińskiej.

     

    Naprawdę nie widzę powodu, aby reagować agresją. Ja również jestem Polakiem i jak najbardziej nie chciałbym, żeby podawana przeze mnie w tym wątku teza okazała się prawdziwa. Ale uważam się jednocześnie za człowieka nauki i jeżeli tak by było w istocie, to chciałbym to wiedzieć, aby zdać sobie sprawę, jakie błędy popełniliśmy, i jak uniknąć ich popełniania w przyszłości. Tylko tyle.

     

    Oczywiście wielkość miasta niczego jeszcze nie przesądza, jednakże wzrost liczby mieszkańców z reguły wskazuje na szybkie tempo rozwoju gospodarczego danego ośrodka. Pod tym względem Lwów zdecydowanie odstawał od Kijowa, Doniecka, Dniepr(opietrowsk)a itd. Nie jest to dowód na zacofanie tego terenu, ale może stanowić pewną poszlakę.


  7. 4 godziny temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    Bośnia i Albania są dosyć średnim tego dowodem.

     

    Dlaczego? Wybaczysz, że nie będę robił dokładnych wyliczeń w Excelu (bo po prostu strasznie mi się nie chce), ale bardzo wątpię, czy ogólny odsetek muzułmanów na dawnych osmańskich Bałkanach (Rumunia, Bułgaria, dawna Jugosławia, Albania i Grecja) przekracza 10, może w porywach 15% (oczywiście możemy tylko zgadywać, ilu Greków przeszło na islam, a w XIX i XX wieku zostało relokowanych do Anatolii, bo ich potomkowie uważają się za stuprocentowych Turków). Niewiele jak na 400 lat okupacji. Przy tym warto zauważyć, że ci, którzy najtłumniej przyjmowali Mahometa, obok słowiańskich wieśniaków z Bułgarii i Bośni, czyli Albańczycy, z całym szacunkiem do tej nacji, stanowili, a być może nadal stanowią bodaj najbardziej zacofany ze wszystkich europejskich narodów, w dalszym ciągu regulujący lwią część swojego życia za pomocą średniowiecznego kodeksu "honoru". Były oczywiście wyjątki, ale zasadniczy obraz jest taki, że na Bałkanach "turkifikowały" się przede wszystkim najniższe klasy, liczące na łatwy awans społeczny. Pozostali Turków oraz muzułmanów uważali po prostu za barbarzyńców.

     

    4 godziny temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    W mojej ocenie na procesy asymilacyjne na Ukrainie wpływało tak wiele czynników, że powyższa teoria jest raczej trudna do obrony. Trudno uznać, że postępy rusyfikacji na Ukrainie wynikają z jakiegoś ogólnego przekonania o "wyższości cywilizacyjnej Rosjan" (co nie narusza oczywistej skądinąd konstatacji, iż także kultura rosyjska jest atrakcyjna i ma swoją siłę przyciągającą).

    Wpływ na to miało podobieństwo językowe, kulturowe, nacisk administracyjny (dosyć często brutalny, wystarczy wspomnieć "cyrkularz wałujewski", czy "ukaz emski"), różnie rozgrywane argumenty historyczne i etniczne (o wspólnocie Mało- i Wielkorusów chociażby), odsetek Rosjan (osiedlonych chociażby na obszarach noworosyjskich). "Przeciętny ukraiński mieszczanin" na wschodzie i południu Ukrainy był często po prostu Rosjaninem. Na zachodzie - Polakiem lub Żydem, ale to już inna historia. Także na wschodzie, wyższe warstwy społeczne (posiadacze ziemscy) pochodzenia ukraińskiego dosyć szybko przeszły na pozycje "małorosyjskości" (lub byli po prostu Rosjanami).
    Między Polakami a Ukraińcami, przy wszelkich podobieństwach, zróżnicowaniu Ukraińców na prawosławnych i grekokatolików, istnieje jednak zasadnicza bariera wyznania, alfabetu, różnych uwarunkowań kulturowych itp. Przejście z ukraińskości w rosyjskość, często przez różne fazy pośrednie ("surżykowe") było jednak zazwyczaj łatwiejsze.

     

    Zgodzę się, że chłop, który z dziada pradziada był prawosławnym, nie przejdzie na katolicyzm (podstawowy wymóg polonizacji), choćby go wołami ciągnęli. Z tej perspektywy integracja w "bratnie" społeczeństwo rosyjskie rzeczywiście mogłaby być łatwiejsza. Niemniej jednak i tak uważam za cokolwiek dziwne, że po tyluset latach polskiej kolonizacji Kresów, nasz wpływ na tamtejszą ludność okazał się tak niewielki. Owszem, część się mimo wszystko skatolicyzowała i ostatecznie uznała za Polaków, a dziś jedynym śladem ich rusińskich korzeni są nazwiska zakończone na "-uk" (podobnie rzecz się miała z "Niemcami" w całej Europie Wschodniej, w których żyłach płynie przede wszystkim krew bałtycka i słowiańska). Ale jednak spodziewałbym się, że po takim czasie takich ludzi byłoby więcej. Ponieważ ukraiński (jak już ustaliliśmy się, rozwijający się głównie obok polszczyzny) był i po dziś dzień pozostaje bardzo podobny do polskiego, dużo bardziej niż do rosyjskiego, z którym niesłusznie grupowany jest w ramach "języków wschodniosłowiańskich", napawa mnie zdumieniem, że do dziś jest on zapisywany za pośrednictwem cyrylicy, podczas gdy tacy Rumuni ze względów prestiżowych zlatynizowali swój alfabet na przestrzeni jednego pokolenia.

     

    4 godziny temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    Wreszcie - nie wiemy, jak wyglądałyby procesy polonizacyjne, gdyby nie rozbiory Polski. Ba, nie wiemy jakby wyglądała Polska, gdyby nie rozbiory. W sytuacji, gdy przez stulecia Polski jako podmiotu nie ma, a Rosja jest silnym państwem, dysponującym gigantycznym aparatem administracji i przymusu, dywagacje o teoretycznej, "cywilizacyjnej" atrakcyjności (lub nie) polonizacji są z gruntu obarczone pewnym błędem początkowym. A w sumie - to możemy się raczej dziwić, że w takich okolicznościach, zjawisko takie w ogóle występowało.

     

    Możemy się jednak zgodzić, że rozbiory w stosunkowo niewielkim stopniu wpłynęły na stosunki społeczne panujące w Galicji. Wyobrażam sobie, że w niepodległej Polsce sytuacja wyglądałaby bardzo podobnie do tego, jak rozegrało się to w rzeczywistości. I wątpię, żeby w takim scenariuszu Ukraińcy okazali się bardziej podatni na polonizację. Polityka II RP względem Rusinów, choć w żadnym wypadku nie tak brutalna, jak miało to miejsce za miedzą (gdzie jednak przynajmniej za Lenina rozbudzano świadomość narodową) była mimo wszystko nastawiona na bezwzględną asymilację*. Żadnych nowych Polaków się przez to nie dorobiliśmy, za to bardzo ułatwiliśmy w ten sposób NKWD rozpracowywanie grodzieńskich i lwowskich struktur ZWZ.

     

    4 godziny temu, Bruno Wątpliwy napisał:

     

    Własne doświadczenie jest słabym argumentem, ale - szczerze mówiąc - o ile spotkałem się wśród niektórych Ukraińców (czy - mieszkańców Ukrainy, bo to jednak nie jest to samo) z poglądami o wyższości "duszy słowiańskiej" nad "zachodnią", z jakąś pansłowiańską prorosyjskością, to raczej nie napotkałem teorii o niższości cywilizacyjnej Polaków wobec Rosjan. Raczej Polska postrzegana jest na Ukrainie (także w tej prorosyjskiej części) jako atrakcyjny Zachód, z podobna dawką szacunku i obawy, jak Niemcy w Polsce. Pomijam już fakt, że na zachodzie Ukrainy dziś trudno spotkać deklaracje sympatii wobec czegokolwiek, co jest rosyjskie. Prędzej - wobec tego co jest polskie, choć i tu oczywiście nacjonalizm ukraiński swoje robi.

     

    Nie no, to jest raczej taka pewna teza, którą można potwierdzić bądź obalić, choć wcale nie mam nadziei na to pierwsze. Też nie sądzę, żeby Ukraińcy uważali Polaków za niższych cywilizacyjnie od Rosjan (zwłaszcza teraz), choć nie wiem, czy równanie nas do pozycji Niemców to nie jest pewna przesada. W pewnym sensie można powiedzieć, że tocząca się obecnie wojna w Donbasie jest bezpośrednim spadkiem po stuleciach kremlowskiego panowania nad tymi ziemiami, zatem w końcowym rozrachunku może okazać się, że ich tradycyjne bogactwo to li pieśń niedalekiej przeszłości, acz do tego potrzebowalibyśmy konkretnych danych gospodarczych, których raczej nie uzyskamy aż do definitywnego zakończenia walk.

     

    *Nie przytoczę teraz nazwiska posła, który bodaj gdzieś na początku lat 20. proklamował w Sejmie, że naród białoruski musi zostać kategorycznie spolonizowany, czy by tego chciał czy nie.


  8. Poszperałem trochę i znalazłem nieco informacji nt. dystrybucji dobrobytu na Białorusi, co pozwoli nam na pewien kontrast z sytuacją na Ukrainie, jak również wyciągnięcie stosownych wniosków. Na poniższej mapce zaznaczono granicę pomiędzy II RP a ZSRR.

     

    Belarus_today_&_Belorussian_SSR_in_1940.

     

    PKB na mieszkańca względem regionu od stycznia do maja 2017 r. na podstawie tych danych przedstawia się następująco:

     

    Nazwa regionu Liczba ludności regionu Produkt regionalny brutto
    w rublach białoruskich
    Produkt regionalny
    brutto na mieszkańca
    w rublach białoruskich
    Miasto Mińsk 1939800 11084600000 5714,300443
    Obwód miński 1416100 5324700000 3760,115811
    Obwód grodzieński 1052100 3075800000 2923,486361
    Obwód homelski 1424000 3863300000 2712,991573
    Obwód brzeski 1388500 3585400000 2582,211019
    Obwód mohylewski 1068900 2596400000 2429,039199
    Obwód witebski 1195900 2847100000 2380,717451

     

    Tutaj przedstawione dla wygody w formie graficznej (od ciemnozielonego, przez jasnozielony, żółty, pomarańczowy, brązowy i różowy do czerwonego):

     

    bielorussie70.png


  9. 31 minut temu, secesjonista napisał:

     

    Ja takiego odruchu nie mam, Galicja wystawiona była na działanie takiej kultury a nie ma co jej porównywać do poznańskiego co do np. uprzemysłowienia.

    Z samej tabeli nic nie wynika. Porównujemy regiony przemysłowe z rolniczymi, o bardzo różnej wielkości i takie które w historii były pod różnym zarządem. Trudno to wszystko porównywać i to jeszcze w tak długiej perspektywie czasowej. Dajmy na to mamy hipotetyczny obszar X, przez trzysta lat pod panowaniem Tralfamadorczyków, ziemie te wówczas kwitły, atoli po jakiejś wojnie zostały zajęte na pięćdziesiąt lat przez lud Przeciwrozumców. Ci stosowali rabunkową gospodarkę co doprowadziło te ziemie na skraj gospodarczej ruiny. Kilkaset lat później zrobiono zestawienie dochodów na obszarze X i wywiedziono stąd myśl, że Tralfamadorczycy nie przyczynili się do rozwoju tych ziem.

    Tego typu statystki z 2013 r. podające tylko pewną wielkość, dla oceny dziedzictwa sprzed kilkuset lat - są mocno zwodnicze. I nie bardzo wiem jak można współczesne obwody tak "ładnie" dopasować do dawnego stanu posiadania. Pomijam już fakt, że porównuje się stan gospodarki przedindustrialnej (dla jednego kraju) z gospodarką np. XX-wieczną (dla drugiego kraju).

     

    No cóż, podejście typu "nie ma co porównywać" jest mieczem obosiecznym, bo tym samym musielibyśmy dochodzić do wniosków, jakby obecne zapóźnienie gospodarcze Polski względem Niemiec czy Francji nie miało nic wspólnego z 50 latami komunizmu. Pamiętaj też, że nie dyskutujemy tu o jakichś hipotetycznych prowincjach z początków Imperium Rzymskiego, ale o ziemiach, co do których dziejów z ostatnich kilkuset lat mamy zdecydowanie obszerną wiedzę. I z tej wiedzy nie wynika, że "polska" Ukraina może się uważać za bardziej pokrzywdzoną przez historię niż jej "ruska" siostra. Nawet przeciwnie: jak już wspomniałem, zarządzane przez Polaków tereny ominęło całkiem sporo wczesnodwudziestowiecznych nieszczęść, które zrunowały wschód Ukrainy. Co tylko mnoży nieprzyjemne konkluzje.*

     

    Nie mogę się też zgodzić z retoryką typu "to są tereny rolnicze, a tamte przemysłowe", bo od razu nasuwa się pytanie dlaczego te tereny tak długo były rolnicze, a w wielu przypadkach są nadal? Przecież te surowce tkwiły tam od milionów lat. Polska miała swój węgiel od dawna, dlaczego na wielką skalę zaczęła go wydobywać dopiero po 1945 r., skoro tacy Anglicy robili to już ponad sto lat wcześniej? Tu niestety przyczyna sprowadza się do niższego poziomu wykształcenia, braku odpowiednio dużej klasy mieszczańskiej i tak dalej. Ale nikt nam nie zabraniał fizycznie się rozwijać, zatem za owe zapóźnienie winić możemy tylko i wyłącznie samych siebie.

     

    *Zresztą zależność konflikt zbrojny sprzed lat—ubóstwo wcale nie jest tak oczywista, jak się mogłoby wydawać, no bo jak inaczej wytłumaczyć, że Bułgaria, która na wojnie straciła mniej ludności, niż w trakcie powstania warszawskiego zginęło mieszkańców Woli, z czego zdecydowana większość była żołnierzami, a nie lekarzami, profesorami czy duchownymi, jest dziś tak bardzo uboższa od Polski?


  10. 23 minuty temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    1. "Polski okres" na Ukrainie skończył się w 1795 roku, czyli ponad 200 lat temu. W międzyczasie był krótki "interwał", obejmujący ok. 10% tych dwóch setek lat. Oczywiście, możemy jakoś uwzględniać okres polskiej autonomii kulturowej na "ziemiach zabranych" (do powstania listopadowego), autonomię Galicji po 1867, znaczenie polskich posiadaczy ziemskich, ale podstawowa konstatacja nie ulegnie zmianie - to nie Polska, czy Polacy odpowiada za aktualny stan ziem ukraińskich. Naszej odpowiedzialności nijak nie można porównywać do rosyjskiej, czy austriackiej, a z innych obszarów świata np. do angielskiej za stan gospodarki Indii, czy Ghany.

     

    Zdaję sobie sprawę z faktu zmiany administracji tych ziem pod koniec XVIII w., niemniej jednak faktem pozostaje, że Polacy galicyjscy mieli bardzo dużo do powiedzenia względem zarządzania lokalną gospodarką. Nie wiem, czy sposób panowania ich na tych ziemiach różnił się znacząco od stanu przedrozbiorowego. Rosjanie podjęli na "swojej" Ukrainie pewną industrializację (oczywiście mocno ograniczoną, ale na pewno nie na ich bardzo niskie wówczas standardy), mówię tu rzecz jasna przede wszystkim o daniu wolnej ręki Johnowi Hughesowi w Doniecku. Tymczasem w Galicji nie działo się nic ciekawego. O ile można zrzucać winę za to na Austriaków, to faktem jest, iż w Wiedniu niespecjalnie wierzono, że ta prowincja pozostanie przy Habsburgach, raczej nastawiano się na jej przehandlowanie w przyszłości, prawdopodobnie Rosji. Polacy zaś mieli wszelkie powody przypuszczać, że pozostaną w Galicji przez wiele kolejnych pokoleń, a Ukraińcy będą dalej ich sąsiadami. Gdyby zdecydowali się na przykład na promowanie wśród nich piśmiennictwa i edukacji ogólnej, trudno mi uwierzyć, że napotkaliby jakieś protesty ze strony rządu cesarskiego. Ale takich prób nie podjęto, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

     

    I to jest właśnie główne zagadnienie, na jakie staram się znaleźć odpowiedź: czy zachodni Ukraińcy naprawdę cokolwiek nam zawdzięczają, tak jak choćby Poznaniacy Niemcom? Nie mówię tu o lwowskich zabytkach czy uczelniach — te były wybudowane przez nas dla nas, do Ukraińców trafiły przypadkiem w rezultacie wielkiej polityki i bynajmniej nie za naszą zgodą.

     

    23 minuty temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    2. Względne "bogactwo" wschodu Ukrainy wynika między innymi ze złóż naturalnych i związanych z nim przemysłem ciężkim. [Inną kwestią jest, na ile ten przemysł potrzebuje restrukturyzacji]. "Bogactwo" Kijowa - to naturalny efekt stołeczności. Nie jest polską winą, że złoża surowców naturalnych są tam, gdzie są, a stolica jest w Kijowie, a nie w Żółkwi.

     

    Na Wschodzie faktycznie surowców naturalnych jest więcej, ale sprawa nie wygląda tak oczywista. Dokoła Lwowa znajdziemy pod ziemią całkiem sporo ciekawych materiałów, ale jednak obszar ten w jakimkolwiek większym stopniu zindustrializowany został dopiero "za Sowieta". Zresztą widać to po samej gęstości zaludnienia: Lwów jest dopiero siódmym największym miastem całej Ukrainy, wszystkie większe znajdują się na "starej Rusi".

     

    NaturalResources_en.png

     

    23 minuty temu, Bruno Wątpliwy napisał:

    3. Przy wszelkich antagonizmach polsko-ukraińskich, na ziemiach, które pozostawały - powiedzmy - "pod największym wpływem polskości" - ukraińska świadomość narodowa przetrwała w największym zakresie. Zatem, nie jesteśmy chyba tacy straszni.

     

    Pozostaje pytanie: czy poza "polską" Ukrainą język ruski/ukraiński był w ogóle w którymkolwiek momencie zakorzeniony? Poza tym obawiam się, że fakt, że "nasi" Ukraińcy się nie zasymilowali do lokalnego społeczeństwa, natomiast ci "rosyjscy" owszem, świadczy raczej o tym, że w przeświadczeniu przeciętnego ukraińskiego mieszczanina to Rosjanie reprezentowali wyższy poziom cywilizacyjny. Nikt nie chce trzymać z "prymitywami", dlatego Polacy i Litwini opierali się rusyfikacji, a na Bałkanach mało kto przyjmował islam. Za to Czesi, a do pewnego stopnia nawet Węgrzy, wystawienie wyłącznie na wpływ "światłych" Austriaków, prawie że utracili narodową tożsamość i język.


  11. Historia Ukrainy to niekończące się miotanie pomiędzy wpływami kultury zachodniej, reprezentowanej głównie przez Polskę i Litwę, a w niektórych momentach historii przez Niemcy czy Austrię, a Rosję. Odruchowo skłonni jesteśmy przypuszczać, że, podobnie jak miało to miejsce w przypadku naszego kraju, to tereny wystawione na działanie kultury Zachodniej, a więc dawne prowincje Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wyróżniałyby się pod względem gospodarczym na plus na tle tych ziem, którymi tradycyjnie rządzili włodarze na Kremlu. W końcu i u nas silny w pruskim zaboru nacisk na rozwój przemysłu i edukacji procentuje po dziś dzień: dawne prusko-niemieckie tereny są najlepiej rozwinięte w całej Polsce.

     

    W teorii więc tak powinno również być w przypadku Ukrainy. Tyle że... wcale tak nie jest. W załączniku znajdziecie sporządzony przeze mnie wykaz jednostek administracyjnych Ukrainy wraz z przypadającym na mieszkańca produktem krajowym brutto oraz państwem, które administrowało nim w okresie mniej więcej między XV a XIX wiekiem*. Wynika z nich jednoznacznie, że dawne dominia Rzeczypospolitej są dzisiaj zdecydowanie uboższe od tych, którymi tradycyjnie zarządzała Rosja i to mimo faktu, że dawne polskie Kresy ominęła między innymi katastrofalna klęska głodu, sztucznie wywołana przez Stalina w latach 30, która zdziesiątkowała wieś ówczesnej sowieckiej Ukrainy. Dawne województwa wołyńskie, tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie wpadły na stałe w sidła gospodarki centralnie planowanej, kolektywizacji rolnictwa, nacjonalizacji przedsiębiorstw oraz terroru tajnych służb na prawie trzydzieści lat po tym, jak stało się to z ich wschodnimi sąsiadami. Cóż więc się stało? Skąd to zacofanie?

     

    Chciałbym zaznaczyć, że poruszam ten temat nie po to, aby kogokolwiek obrażać czy oskarżać. Wydaje mi się jednak, że w chwili obecnej bardziej niż kiedykolwiek niezbędna jest rzeczowa dyskusja na temat, dlaczego kultura zachodnia nie wzbudza na Ukrainie aż tak wielkiego entuzjazmu, jaki zawsze wzbudzała w Polsce. Odpowiedzieć również musimy na być może nieprzyjemne, ale jednak konieczne pytanie: czy to w "polskim okresie" tkwi źródło obecnego zapóźnienia dawnych Kresów Rzeczypospolitej? A jeśli tak, to jakie popełniliśmy błędy (których najwidoczniej nie powtórzyli Rosjanie)? Czy to możliwe, że to właśnie dlatego ukraińscy chłopi w latach 40. tak okrutnie rozprawili się ze swoimi polskimi sąsiadami na Wołyniu — bo widzieli w nich głównych sprawców swojej niedoli, którzy tylko ich wyzyskiwali i wynaradawiali, nie dając, w przeciwieństwie choćby do pruskich zaborców wobec Polaków, nic w zamian?

     

    A może zadecydowały o tym zupełnie inne czynniki (trudno np. dopatrzyć się podobnych zależności na sąsiedniej Białorusi)? Zapraszam do dyskusji.

     

    *Dane zaczerpnięte ze strony Ukraińskiego Urzędu Statystycznego na rok 2013, zatem przed rosyjską aneksją Krymu oraz wybuchem wojny na Wschodzie, stąd rzecz jasna sytuacja mogła od tego czasu ulec sporej zmianie.

    Bogactwo Ukrainy.xlsx

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.