Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Albinos


  1. Opisane przez Stephena Kinga w Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika:

    Jedna z moich ulubionych anegdot - zapewne raczej mit niż prawda - dotyczy Jamesa Joyce'a. Podobno pewnego dnia odwiedził go przyjaciel i zastał wielkiego pisarza z głową na biurku, w pozie najgłębszej rozpaczy.

    - James, co się stało? - spytał przyjaciel. - Chodzi o pracę?

    Joyce przytaknął, nie podnosząc nawet głowy. Oczywiście, że chodzi o pracę. Czyż nie jest tak zawsze?

    - Ile słów dziś wymyśliłeś? - naciskał przyjaciel.

    Joyce (wciąż w rozpaczy, wciąż leżąc na biurku):

    - Siedem.

    - Siedem? Ależ James, jak na ciebie, to świetnie!

    - Owszem - przytaknął Joyce, unosząc głowę. - Chyba tak... ale nie wiem, w jakiej idą kolejności.


  2. Dwie rzeczy do obejrzenia - raczej na raz, bo i dzieła wybitne to to nie są. Oba na smutno. Raz, nowy Allen i jego "Nieracjonalny mężczyzna". Jak na Allena rzecz średnia, wykorzystująca znane już z innych jego dzieł schematy i motywy, ale i tak ogląda się bardzo przyjemnie, choć od pewnego momentu zakończenie staje się dość oczywiste. Tak czy inaczej całość jest zwyczajnie bardzo sprawnie opowiedziana, przyjemnie podana (muzyka!), ze świetnym Joaquinem Pheonixem i wcale nie gorszą Emmą Stone. Nie ma tutaj wielkich tematów - jest po prostu wciągająca opowieść.

    I drugi seans, z dzisiaj, czyli "Karbala". Nie wiem czy ktoś pamięta, jak kilka lat temu Jacek Braciak u Wojewódzkiego opowiadał o tym, jaka jest różnica między polskim i amerykańskim kinem. Jeśli nie, to proszę -

    . I "Karbala" jest właśnie idealnym przykładem na to, tym bardziej, że jak na moje oko dość mocno nawiązuje do "Helikoptera w ogniu", skąd muzyka i kilka scen są niemalże żywcem wyjęte. Z tym że jak tam ogląda się będąc wbitym w fotel, kanapę czy choćby i przesadnie miękki dywan, tak tutaj, no, ekhm, no nie. Co najwyżej parę razy człowiek podskoczy, choć mi zdarzyło się tylko podczas sceny ataku na konwój w początkowych fragmentach. Podręcznikowy przykład na to, że bez kasy film wojenny zrobić trudno. Na całe szczęście mimo tego "Karbalę" ogląda się. Po prostu się ogląda. Z tego co reżyser miał do dyspozycji wykroił całkiem solidny obraz. Nie wiem z czego to wynika, ale nie mam poczucia straconego czasu. Kilka momentów robi wrażenie, gra aktorska bez zarzutu, choć nikt nie zagrał życiówki. Można żałować nierozwiniętych wątków irackiego policjanta Farida (szczególnie tego, idealna okazja do pokazania tego, jak skomplikowana była wówczas sytuacja w Iraku - inna rzecz, że nie o tym był film), X-a, braci Waszczuków, Sobańskiego, czy w końcu Bułgarów. I tutaj znowu wracamy do kasy. Jakby było jej więcej, być może udałoby się zrobić coś więcej. Ale i tak nie jest źle.

  3. Pisanie w sieci nie zaszkodzi, ale jak się nie jest wybitnym talentem bądź nie utrafi się w swą niszę - szanse na "odkrycie" czy "docenienie" nie są duże.

    Pisanie w sieci, jeśli nie ma się wyrobionych odpowiednich kontaktów, to w zasadzie najlepsze możliwe rozwiązanie. Pomijając kwestie względnej łatwości znalezienia miejsca do promowania siebie, ma się konkretną zachętę do pisania kolejnych tekstów - a to dzięki świadomości, że ktoś mnie czyta. A bez nieustannego pisania większych szans na zarobek nie będzie się miało.

    Ja np. nie wiem, czy sam bez pisania w sieci cokolwiek bym osiągnął na polu pisarskim.

    Ważne by angażować się w różne akcje, bywać w różnych miejscach (niekoniecznie chodzi mi o mityczne salony), na różnych imprezach. Ludzie zaczynają nas rozpoznawać, inicjują się kontakty. Czasem coś zrobimy za darmo; i na początek wcale nie musi być to coś związane z pisaniem; ale tworzymy sieć kontaktów, które mogą (acz nie muszą) czymś zaowocować.

    Nie da się ukryć, że to szalenie istotne - ale nie oszukujmy się, bez tego ogólnie trudno o sukces zawodowy ;)


  4. Rzecz pierwsza. Znajomości. Bez nich zarobienie konkretnych pieniędzy będzie trudne. Szczęśliwie znajomości można sobie tutaj wyrobić.

    Rzecz druga. Żeby zarobić na pisaniu, uwaga, trzeba pisać. Dużo pisać. Bardzo dużo pisać. Pisać bez przerwy. No i czytać. Jeszcze więcej niż się pisze. I to nie jest przesada. Dzisiaj, kiedy wydawnictwa i redakcje najróżniejszych tytułów prasowych są zarzucane całymi tonami tekstów, żeby się przebić, trzeba mieć wyczucie do tematów i styl, który czytającemu zapadnie w pamięć. Chyba, że ma się znajomości/nazwisko, wtedy jest trochę łatwiej, bo to jednak zawsze spojrzą na nas łaskawszym okiem. Ale to wyczucie do tematów i styl zawsze lepiej mieć, niż ich nie mieć. I o ile to pierwsze najlepiej wyrobić sobie po prostu czytając i patrząc na to o czym inni piszą, o tyle to drugie to kwestia albo wybitnego talentu, albo lat pracy. Kwestia podejścia do tematu, konstrukcji tekstu, początku (pierwsze zdanie!), poprowadzenia głównego wątku, rytmu tak całości tekstu jak i poszczególnych zdań - wszystko to wyrabia się z czasem. Dobrym sposobem jest po napisaniu tekstu wrócić do niego po jakimś czasie. Gdy siedzimy nad czymś przez dłuższy czas bez chwili przerwy, w końcu przestajemy zauważać mankamenty. Jednak odłożenie tego co napisaliśmy i ponowna lektura po tygodniu, dwóch, po miesiącu, od razu pomagają zbudować dystans i wyłapać to co nam nie wyszło. Sam np. zawsze staram się napisać tekst na tyle wcześnie, żeby przed oddaniem móc odłożyć go sobie minimum na tydzień. I to serio pomaga. Tak samo jak czytanie na głos. Kiedy słyszymy to co napisaliśmy, tak samo jesteśmy w stanie wychwycić błędy. Nawet te drobne.

    Rzecz trzecia. Dobrze trafić na kogoś, kto nawet jeśli stwierdzi, że nasz tekst jest do niczego, mimo wszystko powie nam gdzie popełniliśmy błędy i pomoże je naprawić. Czasem to nie musi być duża pomoc - wystarczy kilka trafnych uwag, żeby załapać o co chodzi. Ja np. tak nauczyłem się robić wywiady. Pół godziny pracy z kimś, kto ma za sobą kilkanaście lat pracy jako sekretarz redakcji dużych tytułów prasowych i od razu było mi łatwiej.

    Rzecz czwarta. Mieć cierpliwość. Dużo cierpliwości. Tutaj jeszcze raz wracamy do wątku "piszących mas". Wybić się nie jest łatwo. Ale jeśli jest się dobrym, to z czasem ktoś nas zauważy. Przy czym to może potrwać nawet parę lat.

    Rzecz piąta. Próbować wysyłać teksty raz, drugi, trzeci. Zawsze to zwiększa szanse na to, że nas zauważą. Bo tak w zasadzie to całe zagadnienie sprowadza się właśnie do tego, żeby zostać zauważonym. Jeśli już znajdziemy sobie tego, kto zechce nas publikować, to wykonywanie kolejnych kroków (czyt. dopychanie się w miejsca, gdzie płacą jeszcze lepiej) jest już łatwiejsze. Internet na początek jest miejscem najlepszym. Raz - pozwala dotrzeć do dużej grupy ludzi, wśród których może znaleźć się ktoś, kto zwróci na nas uwagę (doświadczyłem tego osobiście), a dwa - w internecie bez porównania łatwiej znaleźć kogoś, kto zechce nas publikować, niż w normalnej prasie.

    W końcu - odrobina szczęścia również nie zawadzi.


  5. Jeszcze nie, dopiero co sprawiłem sobie. Jednak znając teksty autorki z "Ciekawostek historycznych" (w tym właśnie te o jedzeniu w czasie okupacji), wiem jedno - rzecz jest sprawnie napisana i powinno czytać się bardzo lekko. Co do zawartości merytorycznej, to zależy czego kto oczekuje. Jeśli zwyczajnego opisu tematu - nie powinien się zawieść. Jeśli analizy zjawiska, wnoszącej dużo nowego do obrazu okupacyjnej rzeczywistości... cóż. Najlepiej będzie zajrzeć na "Ciekawostki..." i przejrzeć odpowiednie teksty autorki. Ja w każdym razie wiem, że zakupu żałować nie będę. No ale z uwagi na to, że zbieram wszystko co się da w zakresie okupacji/konspiracji, to mogę nie być najlepszym doradcą.


  6. Wypatrzone dzisiaj:

    Piotr Matusak, Przemysł na ziemiach polskich w latach II wojny światowej, t. 1, Warszawa 2010 (Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego): http://prus24.pl/bookstore,details,9788360093917,PRZEMYSL-NA-ZIEMIACH-POLSKICH-W-LATACH-II-WOJNY-SWIATOWEJ-TOM-1.html

    Piotr Matusak, Przemysł na ziemiach polskich w latach II wojny światowej, t. 2, Warszawa 2015 (Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego):

    http://prus24.pl/bookstore,details,9788362171392,PRZEMYSL-NA-ZIEMIACH-POLSKICH-W-LATACH-II-WOJNY-SWIATOWEJ-T.2.html

    Z informacji dostępnych na samych książkach wynika, że mają pojawić się (już są?) cztery tomy. Ktoś coś na temat trzeciego i czwartego? I jeśli ktoś zna dwa pierwsze - jaka ocena?


  7. Co znaczy w miarę akceptowalnym poziomie? Na jakim poziomie żyli w Syrii - na niemieckim czy raczej bardziej na serbskim/chorwackim?

    W Polsce wybucha wojna. Po 2-3 latach jej trwania postanawiasz uciekać. Masz do wyboru Niemcy, Węgry, Chorwację. Każdy z tych krajów jest dla Ciebie w równym stopniu osiągalny. Który wybierasz? Niemcy, gdzie szanse na stabilizację są całkiem wysokie, czy Węgry albo Chorwację, gdzie nie masz pewności, że po pół roku nie będziesz miał gdzie mieszkać ani co jeść? Jak dla mnie szukanie miejsca o wyższym poziomie życia jest czymś naturalnym. Jednak wyciąganie na podstawie tego, że ktoś wybiera Niemcy, wniosku, że chodzi mu tylko o łatwe życie, jest dla mnie delikatnym nadużyciem. Ucieczka przed wojną nie oznacza, że nie będziesz dla siebie szukał miejsca o wyższym standardzie życia.

    Ci co wędrują do Niemiec już od dawna nie uciekają przed wojną a nęci ich jedynie łatwy pieniądz i zasiłek od ręki.

    Nawet zakładając, że masz rację, to ilu uchodźców może przyjąć Turcja, Grecja, Chorwacja? Każdy kraj ma swoje możliwości. Nawet Niemcy. Poza tym ludzie mają różne potrzeby. Jednemu wystarczy tymczasowy spokój, resztę jakoś się załatwi, a drugi chce od razu trafić do "raju". A tym dla wielu jest ciągle Europa Zachodnia. Jasne, są tacy, co to faktycznie mają na celu jedynie zasiłek w Niemczech i wykorzystują sytuację. Jednak uogólnianie, że każdemu na tym zależy i wojna nie ma tutaj nic do rzeczy, jest dość ryzykowne. Jedyne przeciw czemu oponuję, to wrzucanie wszystkich do jednego worka. Tymczasem tak tutaj, jak i w mediach z ludzi robi się roboty, które myślą w jeden zaprogramowany sposób, gdzie nie ma miejsca na żadne inne rozwiązania. Albo zero, albo jeden. Rzadko kiedy to tak działa.


  8. W Erytrei, Somalii czy Syrii często by przeżyć musisz zabić - takie uwarunkowanie. Wojny trwają już lata. Normą jest agresja. Ty w Europie zawahasz się obecnie zanim uderzysz, co dopiero mówić o zastrzeleniu. Przypuszczam że gdybyś powalczył o życie kilka lat, nie miałbyś tych oporów. I tylko tyle.

    Fraszko, napisałaś, że chęci do strzelania nie odczuwa jedynie kilka procent mężczyzn. Ciągle czekam na udowodnienie tego. Bo stwierdzenie, że norma jest agresją, i coś tam w Erytrei, w temacie tego, ilu młodych mężczyzn odczuwa chęć do strzelania, oznacza tyle co nic. Równie dobrze połowa tych ludzi może nie mieć problemów z walką, a reszta odczuwać wręcz paniczny strach przed nią. Ja ciągle pytam się o te procenty - skąd je wzięłaś.

    czemu nie zostają w Grecji, Albanii, Macedonii, Bułgarii, Serbii, Węgrzech czy Chorwacji - przecież w żadnym z tych krajów nie trwa wojna. Wszystkie są bezpieczne. odpowiedź jest prosta bo to nie uchodźcy uciekający przed wojna a zwykli imigranci ekonomiczni liczący na łatwe życie.

    Skoro już uciekają z własnej ojczyzny, to chcą żyć na w miarę akceptowalnym poziomie, który zapewnią im właśnie takie Niemcy, a nie Serbia czy Chorwacja. Po jaką cholerę mają pchać się do tych biedniejszych państw, skoro i tak za chwilę nie będą mieli tam za co żyć? I jeszcze jedno - czy uchodźca przypadkiem nie jest jednocześnie imigrantem/emigrantem ekonomicznym? Taki Irak z reportażu Shadida. Ludzie chcieli uciekać zarówno z powodu niebezpieczeństw, jakie na nich czyhały, jak i z powodu braku pracy. Zakładam, że obecnie sytuacja za bardzo się tam pod tym względem nie zmieniła. To samo w Syrii. Ucieczka przed wojną nie oznacza, że nie szuka się jednocześnie miejsca, gdzie będzie się miało pracę. Dla mnie oddzielenie jednego od drugiego jest szalenie trudne. Jeśli jednak dysponujesz jakimiś konkretami w temacie - z chęcią się zapoznam.


  9. Albinosie, tak się składa, że znam kilkunastu muzułmanów mieszkających w Europie, w tym Polsce.

    Też miałem okazję poznać paru - a jednak nie uważam, żebym przez to miał odrzucać relacje ludzi, którzy znają temat ciut lepiej ode mnie.

    Nie muszę czytać książek.

    Czytanie jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiło. Więc mimo wszystko polecam. Bo jednak spotkania ze znajomymi muzułmanami mieszkającymi w Europie, a relacje "na gorąco" ludzi mieszkających w Iraku po 2003 r., to dwie oddzielne kategorie. To jak ze źródłami historycznymi. Te spisywane w czasie konkretnych wydarzeń zawsze lepiej będą oddawać nastroje ludzi od tego, co zostanie zapisane już po fakcie, kiedy człowiek o pewnych rzeczach zapomina. I jeśli ma się do wyboru jedne i drugie, to dla zwyczajnej rzetelności warto je poznać.

    Można się wzruszyć słuchając opowiadań o życiu w kraju ogarniętym wojna, można chcieć pomóc... można się odwrócić i odejść...

    Można. Wszystko można.

    Co do chęci agresji u młodych mężczyzn,

    Fraszko, pisałaś o młodych mężczyznach, którzy nie chcą brać udziału w wojnie. Więc do tego się odnieś. Londyn to zupełnie inna bajka.


  10. A swoja drogą nie wierzę, że młodzi faceci, w większości nieżonaci nie chcieliby sobie postrzelać, Jak się ma 20 lat jest się przecież nieśmiertelnym. Tych którzy nie chcą jest kilka procent.

    Skąd takie dane? Jakieś badania robiono w temacie tego, że w wieku 20-25 lat człowiek chce sobie postrzelać? Ja np. nie odczuwam żadnej potrzeby strzelania do drugiego człowieka, mimo że mam dopiero 27 lat.

    Ale przyjmując, że skoro nie chcą postrzelać, to znaczy, że chcą sobie pohulać, nic nie robić, sam socjal wpadnie do kieszeni. Nie ma innej opcji.

    Dla kogoś, kto nie musi się martwić wojną w swoim kraju, może i nie ma. Choć ja widzę "inną opcję". Ci ludzie chcą zwyczajnie żyć w miarę spokojnym miejscu, gdzie owszem, trzeba będzie zadbać o dach nad głową, ale gdzie tego dachu po tygodniu nie rozwali żadna bomba. Dla fraszki może głupota, ale dla niejednego pewnie marzenie, z którym nic innego równać się nie może. Proponuję wziąć do ręki reportaż Anthony'ego Shadida o Iraku po roku 2003. Jest tam np. historia zwyczajnej rodziny z Bagdadu. Matka, kilkoro dzieci. Kobieta zapytana w pewnym momencie o to, jak wygląda jej dobry dzień, odpowiada [A. Shadid, Nadciąga noc. Irakijczycy w cieniu amerykańskiej wojny, Wołowiec 2014, s. 471]: To taki, w którym nic się nie dzieje.

    Ta książka jest pełna podobnych relacji, jak i zapowiedzi, że jeśli tylko ktoś znajdzie pieniądze, to wyjedzie z kraju, żeby żyć w spokoju. W miejscu, gdzie będzie miał prąd, pracę i nie będzie się zastanawiał, czy nie zginie przypadkiem w zamachu. Zakładam, że takie obawy potrafią skutecznie zatruć codzienną egzystencję.

    Nietrudno jest mi sobie wyobrazić, że po kilku latach w klimacie wojny i chaosu, człowiek ma tego wszystkiego dosyć i próbuje znaleźć dla siebie lepsze miejsce do życia. Ja po roku bez urlopu czuję, że muszę na trochę zmienić klimat. A co dopiero ci ludzie.

    Więc mówienie że ci młodzi, często bez pracy ściągną żony a sami "przecierali" niebezpieczny szlak to kłamstwo.

    Kawaler może mieć jeszcze rodziców, rodzeństwo, ciotki, wujków, dziadków, kuzynów... Ściąganie ich to też kłamstwo?


  11. To (też nie lubię tego słowa) "strasznie" przekrojowy zakres... atoli - będzie jakaś książka?

    Nie potwierdzam, ale i nie zaprzeczam. W każdym razie to projekt na długie lata. Jeśli secesjonista ciekaw szczegółów, zapraszam na PW.

    Mnie się zdaje, że na temat konspiracji/ruchu oporu względem II wojny światowej to Albinos ma lepsze rozpoznanie niż większość z nas.

    Dlatego z tym zapewne poradzę sobie sam (ale jakby ktoś coś - bardzo chętnie przygarnę propozycje). Ale już inne epoki i szerokości geograficzne - niekoniecznie. Stąd i zaczynam szukać drobnego wsparcia - w różnych miejscach. Nie chodzi o podawanie całych zestawień bibliograficznych, ale o zwyczajne sugestie. Im bardziej będzie to oderwane od okresu drugowojennego i tego co w kolejnych latach w Polsce, tym lepiej. Fikcja literacka również wchodzi w grę.

    Ja się tylko zapytam: czy w grę wchodzą tajne związki - niekoniecznie związane z uzyskaniem niepodległości państwowej?

    Tajne związki, spiski pałacowe - wszystko co ma związek z oporem wobec jakiejś władzy i nosi znamiona choćby i nie do końca legalnej/akceptowalnej formy oporu (żeby mi ktoś zaraz z legalną opozycją nie wyskoczył ;) ). Rozważam również uwzględnienie historii w stylu arabskiej wiosny czy też nie tak dawnych wydarzeń na Ukrainie.

    Mam na myśli takie mało znane twory jak: La Sapinière czy tajna "Baza" w Meksyku?

    W chwili obecnej projekt jest na tyle mglisty i ogólny, że tak - takie mało znane twory również. Selekcja i odrzucanie tego co zbędne, to melodia przyszłości.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.