Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Albinos


  1. A według mnie powinna być, zwłaszcza teraz.

    Każdy zajmuje się tym, co go interesuje. Trudno wymagać od kogoś, żeby zajmował się jakimś tematem "bo jest ważny".

    Oczywiście żal mi tych wszystkich chłopaków, co jednak nie umniejsza faktu że to wydarzenie nie daje najlepszej opinii o polskich konspiratorach, amatorszczyzna do kwadratu. Nawet chyba nie warto nim zajmować się historykowi (przepraszam za ten zwrot, nie jestem historykiem). Bo analiza tego wydarzenia nic nie daje. Ten podstawowy błąd popełniony wówczas na placu Trzech Krzyży przesłania wszystko inne.

    Jednak ten błąd skądś wynikał. Silne więzi międzyludzkie wytworzone w oddziale, skąd się brały, jakie miały skutki. Brak odpowiedniej kontroli ze strony dowództwa - na ile to niedopatrzenie, a na ile ułomność konspiracji jako takiej, gdzie pełna kontrola jest raczej niemożliwa. Jeśli do wpadki doszło w wyniku zdrady, to jak mechanizmy działania podziemia mogły zapobiec temu. Te trzy rzeczy przychodzą mi do głowy na szybko, a gdyby uważniej przyjrzeć się sprawie, to pewnie dałoby się wyciągnąć jeszcze więcej, ot chociażby jak podziemie reagowało na takie wpadki. Opisanie wydarzenia to jedno, potraktowanie go jako swoistego studium przypadku to drugie. Tak więc analiza może dać bardzo dużo.

    No właśnie chodzi o to, że u nas organizowaniem konspiracji często zajmowali się amatorzy. Może takie jest to nasze historyczne dziedzictwo. W końcu te wszystkie powstania w naszej historii były w dużej mierze dziełem amatorów. W każdym razie jeżeli się weźmie do ręki jakąś niepolską książkę o konspiracji to stale natrafia się na rzeczowniki: przegradzanie, intoksykacja. Darmo by coś o tym szukać w polskiej książce z tej dziedziny. Przeważają problemy moralne. Na pewno ważne, ale nie jedyne.

    I amatorzy i nie amatorzy. Zależy jakie struktury i gdzie. Uogólnianie podziemia i sprowadzanie go do jakichś powszechnych wyobrażeń nie ma najmniejszego sensu. Poza tym, bycie amatorem to nic złego. Taki Józef Rybicki - w czym przeszkadzało mu to bycie amatorem? Kto nie był amatorem według euklidesa? Nie licząc naprawdę niewielkiego odsetka polskich konspiratorów, który to przeszedł odpowiednie szkolenie jeszcze przed wojną, reszta to byli amatorzy. Amatorzy, którzy stworzyli Polskie Państwo Podziemne, największy tego typu twór w okupowanej Europie. Chyba całkiem nieźle jak na amatorów. Wiadomo, że całością kierowali zazwyczaj specjaliści w danej dziedzinie (choć niekoniecznie specjaliści od konspiracji, praca w podziemiu, szczególnie w warunkach jakie panowały w okupowanej Polsce, to nie było coś, czego można się było nauczyć na kursach). Wojsko przygotowując swoje akcje miało do dyspozycji najróżniejszych speców, tak jeśli idzie o wysadzanie zbiorników z paliwem jak i odłączanie telefonów. Co do tych problemów moralnych - w mojej ocenie są dużo ważniejsze niż to "przegradzanie, intoksykacja". Konspiracja to nie struktury, rozkazy, instrukcje, akcje i organizacje. Konspiracja to ludzie. Ich emocje, umiejętność radzenia sobie ze stresem, podejmowanie takich a nie innych decyzji. Bez zrozumienia ludzi nie zrozumie się konspiracji, w której często to, czy udało się coś zrobić, albo uniknąć niebezpieczeństwa, zależało od ludzkich charakterów.


  2. Ciekawe czy nasi historycy też interesują się takimi wydarzeniami i podają tego typu dane. Chociaż sądząc po opisywanej, choćby na tym forum, martyrologii, to u nas nie wyglądało to chyba najlepiej. Może ktoś zna przykład jakiejś wpadki naszych konspiratorów podczas DWS, jakie pociągnęła skutki i jak z tego wybrnięto. A w ogóle może ktoś wie coś więcej na ten temat.

    Raczej zajmowali niż zajmują, gdyż obecnie konspiracja drugowojenna nie jest tematem tak popularnym wśród badaczy jak kiedyś. Tym niemniej zajmowano się tym zagadnieniem, a jakże. Wystarczy wspomnieć sprawę "Osy"-"Kosy" i aresztowania jej członków w kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży (choć tutaj rzecz nie jest jasna co do przyczyn wpadki), notabene za jakiś czas powinna wyjść publikacja na ten temat. Działalność Kalksteina, Świerczewskiego i Kaczorowskiej też była swego czasu, chyba głównie z uwagi na Roweckiego, omawiana. Różne mniejsze historie także były przedmiotem badań. Sam chociażby tu na forum pisałem o nie do końca wyjaśnionej sprawie "Lasso" z Kedywu OW AK.

    Czy u nas nie wyglądało to najlepiej. Zależy gdzie. Polskie podziemie nie było jednolite - nie tylko pod względem "sympatii" politycznych, ale i doświadczenia w organizowaniu tajnej organizacji. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. W takiej masie, z jaką mamy do czynienia u nas, logiczne jest, że do wpadek dochodzić musiało. Ale czy od razu można z tego wyciągać wniosek, że nie było najlepiej... Dla mnie to dość odważna interpretacja.


  3. Z lenistwa przekleję co napisałem już gdzie indziej. Krótko, bo i pora nie ta, a i secesjonista dobrze wypunktował te co ważniejsze kwestie.

    Mam z "Miastem 44" problem. Jako film historyczny pozostawia w głowie chaos. Jako opowieść o emocjach, o tym jak człowiek zachowuje się postawiony przed tym co ostateczne i ostatecznie tego co dla niego ważne pozbawiony, nie pozostawia w głowie niczego. Ani jednej myśli. Obrazu. Frazy. Pustka, przerażająca nie mniej niż to, co chwilę wcześniej widziało się na ekranie.

    Rzecz w tym, że Powstanie filmowe to dla mnie dalej "Kolumbowie" ze sceną śmierci "Ałły", to "Godzina W" z zawodzącą właścicielką mieszkania, to "Kamienne niebo" z dyskusją o tym, co ważniejsze: woda czy ojczyzna.

    Bez wątpienia na długo pozostanie mi w pamięci ostatnia scena. Na długo - a może i na zawsze. To też coś, w końcu każda wielka opowieść opiera się na szczegółach, które tkwią nam w głowach. Może więc kiedyś i reszta do mnie dzięki temu trafi. Bo chwilowo choć "Miasto 44" jest efektowne i wstrząsające, to jednak nie jest moje.

    Tytułem dodatku: początek walk to wyraźna inspiracja Oddziałem Dyspozycyjnym "A" (nie mają co prawda broni, ale są uwolnieni Żydzi, są magazyny). Jest to o tyle ciekawe, że reszta historii naszych bohaterów w większym stopniu nawiązuje do "Parasola", niż ludzi "Stasinka", "Olszyny" i "Śnicy".


  4. I z tym krucho. Przynajmniej we wspomnieniach, z którymi miałem okazję się zapoznać. Chociaż oczywiście obraz może być o tyle zaburzony, że większość z tych materiałów to wspomnienia ludzi, którzy Powstanie spędzili na pierwszej linii, przez co i czasu na cokolwiek poza walką, jedzeniem i snem nie mieli za wiele.


  5. Cóż, jednak w jakiś sposób poldas musiał to zasugerować, skoro i secesjonista i Albinos odebrali te niedosłowne wpisy jako sugestie jakoby Powstańcy kradli. Ale dobrze, skoro poldas niczego takiego nie miał na myśli, to dajmy temu spokój zrzucając nieporozumienie na karb zakłóceń na linii.

    Pisząc to, co zapodałem wyżej, miałem wcześniej ochotę napisać iż za te ograbione magazyny niemieckie Polska winna jest odszkodowania dla spadkobiercy prawnego Rzeszy.

    Wiem - Kontrowersja.

    Ale to proponowałbym jednak odłożyć na bok, nie jest to bowiem to, co nas tutaj powinno interesować.

    Jednak... Czasem trza wstrząsnać, co by pobudzić innych do myślenia.

    Pobudzać można też inaczej, ale ok, kwestia gustu.


  6. ale w "Dziewczętach z Powstania" jest moment, gdy chłopcy znaleźli w magazynach jakoweś fabryki na Czerniakowie ( vide - strona 104 tegoż wydawnictwa) ubrania: bieliznę, swetry, skarpety.

    Fabryki czy magazyny to było jedno z głównych źródeł pozyskiwania ubrań tak w Powstaniu jak i podczas konspiracji. Jednak uznawanie tego z automatu za kradzież to lekka przesada. Niejednokrotnie były to przecież rzeczy przeznaczone dla Niemców, a produkowane przez Polaków za głodowe pensje. Oprócz czerni i bieli paleta barw rozróżnia jeszcze od cholery innych kolorów.

    A czy takie rozkazy o nakazie kąpania zostały gdzieś zanotowane?

    Szczerze wątpię. Trzeba by poszperać, ale takie coś mogło być załatwiane spokojnie na gębę.

    Tak to już było iż w czasie powstania cósik się znalazło, albo zdobyło.

    Broń Boże ukradło - Ten wariant odpada.

    Żeby była jasność. Magazyny na Stawkach były magazynami wojskowymi, niemieckimi. Powstańcy mieli się pytać Niemców czy wypada im wziąć ich sprzęt i jedzenie? Temu, że szabrowano podczas Powstania, nie da się zaprzeczyć. Tak samo jak nie ma co ukrywać, że byli tacy co to pili czy wywoływali bójki, a nawet wykorzystywali sytuację, żeby sobie pożyć w luksusie parę chwil. Nie róbmy z tego jednak jakiejś normy postępowania. Zarzut o kradzież rzucany pod adresem grupy jest w moim odczuciu na tyle poważny, że wymaga jakiegoś uściślenia.


  7. To był aż taki temat tabu? że mało jest świadectw?

    Szczerze - adamhistoryk pisząc wspomnienia zapisywałby z kim i kiedy? Bo ja nie. Tak samo o wypróżnianiu się mało jest świadectw, a przecież logiczne, że ludzie musieli załatwiać te potrzeby. Tylko po co o tym kogokolwiek informować? O pewnych rzeczach zwyczajnie się nie pisze, a pamiętajmy, że wtedy na chyba trochę mniejszym luzie podchodzono do spraw seksu. Nie przez przypadek podałem przykłady powieści, gdzie wątki erotyczne się pojawiają. Łatwiej opisać pewne sprawy poprzez wykorzystanie fikcyjnych postaci, niż opowiadać o sobie czy o kolegach. Robią to robią, ich sprawa, nikomu nic do tego.


  8. Czyżby dowódca musiał wydać stosowny rozkaz?

    Niewykluczone.

    Mam pytania - dokąd łaźnie były czynne?

    Tutaj pozostaje jedynie wertować wspomnienia.

    Ubrania prano jak najbardziej - oczywiście też zależy kiedy i gdzie. Na Starówce w drugiej połowie sierpnia czy Czerniakowie we wrześniu raczej nikt nie miał na to czasu, ale w Śródmieściu czy na Mokotowie - czemu nie. Z ubraniami na zmianę to też różnie. Jak ktoś wyszedł z domu bez czegoś na zmianę, w końcu wszystko miało trwać zaledwie kilka dni, a walczył daleko od domu, to i mógł przelatać nawet i dwa miesiące w jednym ubraniu (choć zapewne pranym). Jednak jeśli ktoś walczył blisko domu, a zdarzało się, to i okazję do przebrania się miał. Tutaj nie da się za bardzo określić skali zjawiska z jednego prostego względu - nie wszyscy pisali o tym we wspomnieniach, a tych, co to robili, nie da się uznać za reprezentatywną próbkę. Pozostaje więc wyłowienie ze wspomnień jedynie strategii radzenia sobie z tym.


  9. Elektrownia działała do początku września. Wraz z jej zniszczeniem zaczęły działać prowizoryczne elektrownie. Prąd dostarczano do szpitali, warsztatów pracujących dla wojska, młynów, pralni, pomp wodnych, podziemnych przejść.

    Widzę w tym temacie rzecz ciekawą;

    Przestaje się "pitolić" o karabinach, visach na Tygrysy i innych tego typu "pierdołach".

    Zaczyna się natomiast myśleć/pisać o ludzkich potrzebach.

    To cenna rzecz ku uzupełnieniu luki w Naszej pamięci odnośnie tego, jak to się za Powstania Warszawskiego żyło.

    O tym się pisze już od dawna. Rzecz w tym, że w stosunku do stopnia zainteresowania sprawami czysto wojskowymi, wręcz technicznymi, oraz oczywiście otoczką polityczną, to ciągle coś, co zajmuje raczej niewiele osób.


  10. Zależy która jej część i kiedy. Proszę pooglądać zdjęcia ze Śródmieścia jeszcze z września. To ruiny nie były w żadnym wypadku. Proszę poczytać wspomnienia uciekających ze Starówki. Ich wrażenia po wyjściu z kanałów na Wareckiej można ująć w jeden schemat: "Tutaj stoją domy! Mają okna! Są drzewa, a na nich liście! Ludzie czyści i uśmiechnięci!" Kiedy z Czerniakowa przechodzono na Mokotów reakcje były bardzo podobne. Zbigniew Blichewicz "Szczerba" po przejściu do Śródmieścia został zaproszony do domu jednego ze swoich żołnierzy, gdzie umył się, coś zjadł, wyspał, a jego ubrania zostały uprane. Inni, którzy wychodzili z kanałów, też gdzieś się myli. I tego typu historii da się wyciągnąć całkiem sporo. Albo te zdjęcia: http://www.1944.pl/galerie/fototeka/foto/3210/?szukaj=Gustaw (i reszta z tej serii, proszę sobie strzałkami przesuwać)

    Ci ludzie kilka dni wcześniej byli na Starówce, przeszli kanały. Są czyści? Są. Widać gruzy? Nie widać. Ja serio proponuję rozważać temat w rozbiciu na poszczególne dzielnice, bo uogólnienia zaprowadzą nas donikąd.


  11. Niestety to jedyne co mogę podać na chwilę obecną, ale pomyślę gdzie jeszcze mogę poszperać i jakby co uzupełnię informacje. A co do studni - nie ma za co, przepisałem jedynie dane z książki. Trzeba też pamiętać, że to dane jedynie dla Śródmieścia, warto byłoby zobaczyć jeszcze jak to wyglądało gdzie indziej.


  12. Z wodociągami sprawa nie jest taka znowu prosta. Wodociągi Miejskie przy Filtrowej Niemcy zajęli 14 sierpnia, odcięli dostawy wody. Stacja Pomp Kanałowych przy Dobrej od 10 sierpnia była w rękach niemieckich. Inspektorat Sieci Wodociągowej i Kanalizacyjnej działał do 5 września, zaś Stacja Doświadczalna od 31 sierpnia do 14 września. Wodomierzownia przy Niemcewicza 4 była w rękach niemieckich od początku do końca. Filtry pracowały do 20 września. Jednak, jak podaje J.K.M. Hanson, ze względu na podzielenie Warszawy na odosobnione obszary, załamała się centralna organizacja i obsługa każdej stacji musiała kierować się własną inicjatywą, na nią też spadła odpowiedzialność za sprawną pracę sieci wodociągowej [J.K.M. Hanson, Nadludzkiej poddani próbie. Ludność cywilna Warszawy w powstaniu 1944 r., Warszawa 1989, s. 170]. Ergo każdą dzielnicę trzeba rozpatrywać oddzielnie. To jednak nie daje nam jeszcze żadnej odpowiedzi na pytanie czy się myto. Coś trzeba było pić, jakoś trzeba było gotować, czymś trzeba było gasić pożary.

    Co do studni, na początku września w Śródmieściu miało ich być 42, a kolejne 48 kończono przygotowywać do użytku. Pod koniec miesiąca zalecono przygotowanie kolejnych 30-40 ujęć wody. Niestety nie wiem, czy miały one być dodatkiem do tych 90, czy też część tamtych została zniszczona, przez co trzeba było nadrobić braki.

    Nie możemy się wyłącznie epatować widokami z filmu "Kanał".

    A ktoś tutaj epatuje takimi widokami?


  13. @secesjonista

    Kwestię dramatu przejścia przez kanały - pomijam, bo to nie - codzienność.

    Tutaj nie o same kanały chodzi, ale o fakty pobytu na Starówce. O ile początkowo mycie się tam nie było tematem przesadnie kłopotliwym, o tyle wraz z zaciskaniem się okrążenia już tak, co jest też dość logiczne. Im trudniejsza sytuacja, im więcej czasu spędza się na walce - tym mniej ma się go na to, żeby choćby ogolić się. To samo potem na Czerniakowie. Dobrze widać to w relacjach opublikowanych przez Patrycję Bukalską w Sierpniowych dziewczętach '44 [Warszawa 2013].

    na archiwalnych filmach widać powstańców - na ogół ogolonych, czy zmieniało się to (: ów obraz) w trakcie?

    W sensie czy ludzie przestawali się golić? Secesjonista chyba trochę za dużo wymaga ode mnie i od źródeł. Z czasem na pewno zarośniętych przybywało. Jednak na ile powstańcze wojsko było armią brodaczy to już nie mam zielonego pojęcia. Mogę opowiadać o pojedynczych przypadkach takich jak Zbigniew Ścibor-Rylski czy Tomasz Wierzejski, ale ogólnego obrazu niestety nie jestem w stanie zarysować wyraźniej, niż kilkoma ogólnymi zdaniami.

    @adamhistoryk

    Jeżeli pani Jędrzejowska pisze o ekstrawagancji to raczej kąpiel była niecodziennością ...

    Pani Jędrzejewska jako sanitariuszka u "Radosława" zaliczyła najcięższy szlak bojowy w Powstaniu. Tak więc nie rozciągałbym jej doświadczeń na całe Powstanie, chociaż oczywiście o myciu codziennym się nie ma nawet co mówić, w końcu woda była towarem zbyt cennym i zdobywanym zbyt wielkim wysiłkiem, żeby pozwalać sobie na codzienne wykorzystywanie jej do mycia.

    Mnie chodzi o jakiekolwiek wzmianki o ablucji. Czy są takie informacje?

    W większości wspomnień to się znajdzie. Więcej o tych rzadkich okazjach, co zrozumiałe, ale są.

    Na licznych fotografiach widać za przeproszeniem kołtuny u dziewcząt. U chłopców brudne twarze.

    A na innych widać zadbane fryzury i czyste twarze, co nie znaczy, że ci ludzie tak chodzili na co dzień. Zdjęcia trzeba też umieszczać w kontekście. Kiedy zrobione, gdzie, kim są ludzie widoczni na fotografii...


  14. Jak często, w literaturze wspomnieniowej, mowa jest o codziennych ablucjach?

    Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć z uwagi na fakt, że większość wspomnień z jakimi się zapoznawałem dotyczyła weteranów walk na Starówce.

    A z ewentualnego faktu, że wspomina się rzadko - jakie można wyciągnąć z tego wnioski?

    Co najmniej dwa. Albo nie myli się wcale, albo była to dla nich rzecz powszechna. Z tym że jak już nie raz pisałem, Powstanie (bądź też konspiracja) to nie jest zjawisko jednolite, odpowiedzi na jedno pytanie może być wiele i każda tak samo prawdziwa.

    O kwestiach oczywistych - na ogół rzadko się pisze.

    Możliwość umycia się w okresie Powstania nie dla każdego stanowiła "kwestię oczywistą". Dla tych, którzy ze Starówki przeszli do Śródmieścia było to niemal święto. Wojna ogólnie dość mocno potrafi wywrócić do góry nogami to co zazwyczaj oczywiste i normalne.


  15. I znowu - normy nie ma. Tam gdzie była możliwość zadbać o to, to pilnowano tej higieny. Brud jest uznawany za coś, co jak najbardziej pogarsza stan psychiczny człowieka, więc całkiem zrozumiałe wydaje się to, że starano się pilnować tego. Adamhistoryk musiałby uściślić trochę swoje pytanie/wątpliwości, żeby można było tutaj coś więcej napisać.


  16. Temat trudny do omówienia, bo jednak we wspomnieniach rzadko ludzie o tym piszą (jedyne co przychodzi mi teraz do głowy, to Blichewicz, ale i u niego to jest takie niedosłowne). I w zasadzie nie ma się co temu dziwić. Raz - seksualność jest jednak czymś wybitnie intymnym. Czy ktokolwiek z nas pisząc dzisiaj pamiętnik, czy wspomnienia, pisałby o tym z kim i kiedy? Szczerze wątpię. Dwa - wtedy panowała jednak trochę inna moralność. Stanisław Likiernik opowiadając o swoich kontaktach z płcią piękną często przywołuje słowa, jakie usłyszał pewnego razu: "pocałunek to jak ślub dla dziewicy". Oczywiście tego nie da się generalizować. Inaczej wyglądało to na Starówce czy Woli, inaczej w Śródmieściu i na Żoliborzu. Normy nie ma.

    Oczywiście zawsze jest jeszcze literatura. U Stawińskiego, walczącego przecież w Powstaniu, w Młodego warszawiaka zapiskach z urodzin i Kanale są pojedyncze sceny pasujące do tematu, a chyba i Bratny coś w Kolumbach umieścił, ale tutaj pewien nie jestem, musiałbym sprawdzić.


  17. Nie wiem jak z GL, trzeba by zajrzeć do książki o której piszą Emil Marat z Michałem Wójcikiem, ale w przypadku Oddziału Dyspozycyjnego "A" to pytanie o tyle trudne, że na Żoliborzu mieszkało całkiem sporo jego żołnierzy, z czego część zapewne w okolicach placu Wilsona. I tak sam Stanisław Likiernik przy Mickiewicza 27, Stanisław Sosabowski przy Hauke-Bosaka 11, a przy samym placu Jan Bagiński (plac Wilsona 4, m. 36). Jednak czy na pewno chodzi tutaj o Bagińskiego - trudno stwierdzić. Nie znam adresów wszystkich żołnierzy OD "A" (ostatnio zacząłem powątpiewać czy znam adres tego, o którym teoretycznie wiem najwięcej), więc możliwe, że ktoś jeszcze mieszkał przy samym placu. Taki Tomasz Wawrzyński z grupy wolskiej mieszkał przy Krasińskiego 18 (on jednak z oczywistych względów nie wchodzi tutaj w rachubę), a Tadeusz Wiwatowski często bywał w mieszkaniu Tadeusza Mikulskiego, przyjaciela z tajnego UW, który również mieszkał przy placu Wilsona. Jako miejsce, w którym normalnie kręciło się sporo ludzi, to był znakomity punkt kontaktowy, tak jeśli idzie o lokale, jak i spotkania na ulicy. Łatwiej było wtopić się w tłum, łatwiej wyjaśnić w razie czego swoją obecność.

    Warszawa okresu drugiej wojny, szczególnie w okresie, o którym opowiada Stanisław Likiernik w Made in Poland, to było miasto naszpikowane lokalami konspiracyjnymi, z których o wielu nie wiemy, bo zwyczajnie nie zachowały się żadne ślady w źródłach. A stwierdzenie o placu Wilsona jako miejscu spotkań można traktować tak dosłownie, jak i ogólne wskazanie tej części miasta.

    Zaś co do kontaktu - a czemu miał być? Jeśli zachowano zasady bezpieczeństwa to jedni o drugich mogli nawet nie wiedzieć. Proszę pamiętać, że dyskusje o podziemiu są o tyle trudne, że wielu rzeczy nie wiemy z uwagi na charakter materiałów źródłowych. Dokumenty z epoki często nie zachowały się, albo będąc dla bezpieczeństwa niszczonymi przez ich twórców, albo - w przypadku Warszawy - kończąc swój żywot w płomieniach. Pamiętniki czy listy z uwagi na niebezpieczeństwo dostania się w ręce niemieckie nie mogły, czy raczej nie powinny zawierać pewnych informacji. Wspomnienia zaś jak to wspomnienia, nie wszystko uwzględniają.


  18. Powstanie to osobna bajka. Jeśli ktoś wcześniej był w konspiracji, to jak najbardziej mógł, a nawet powinien mieć więcej jak jeden pseudonim. Jeśli zaś dopiero w sierpniu/wrześniu 1944 r. dołączył do walki, to miał jeden. Im dłuższy staż w konspiracji, tym więcej pseudonimów. Chodziło zwyczajnie o względy bezpieczeństwa.


  19. W zasadzie nie da się na to pytanie odpowiedzieć w sposób jednoznaczny, przez co pozostaje jedynie wnioskowanie na podstawie drobnych wycinków w postaci dokumentów jakiegoś konkretnego oddziału/komórki, czy na podstawie znanych wspomnień (im więcej tym, rzecz jasna, lepiej). Trzeba np. brać pod uwagę, że różne organizacje i piony mogły mieć swoje zasady dotyczące nadawania pseudonimów. To jak załatwiano to w oddziale S. Likiernika nie musiało znajdować zastosowania w jakimś oddziale partyzanckim w okolicach Krakowa, czy wśród współpracowników Stanisława Lorenza w Warszawie. Dlatego unikałbym raczej uogólnień w tym temacie, jak i w zasadzie w każdym innym, który dotyczy podziemia, które ze swej natury nigdy nie było tworem jednolitym.

    W dokumentach Kedywu OW zachowało się trochę materiałów wskazujących na to, że pseudonimy i kryptonimy przyznawano odgórnie pewnej określonej grupie osób, ale wiemy też, że byli tacy, co to sami je sobie dobierali. O tym co decydowało o indywidualnym doborze takiego, a nie innego pseudonimu sporo pisał Stanisław Kania w: Polska gwara konspiracyjno-partyzancka 1939-1945, Warszawa-Poznań 1986, s. 160-173. W dużym skrócie inspirowano się postaciami historycznymi, literackimi, jakimiś własnymi przeżyciami, cechami charakteru, wyglądu, czy w końcu np. imionami córek, jak w przypadku Stanisława Odorkiewicza "Krybara", powstańczego dowódcy Powiśla, który swój pseudonim wziął od pierwszych liter imion córek, Krystyny i Barbary.

    Trzeba też zauważyć, że pseudonim pseudonimowi nie był równy. Jedne stosowano w kontaktach z "górą", inne zaś z podwładnymi, jeszcze inne wewnątrz grup osób znających się i pracujących razem w jednej komórce/patrolu itp. Na konkretnym przykładzie opisałem to tutaj: https://forum.historia.org.pl/topic/8527-tadeusz-wiwatowski-olszyna/page__view__findpost__p__221089

    O pseudonimach w nieco innym kontekście wcześniej było z kolei tutaj: https://forum.historia.org.pl/topic/7368-pseudonimy/

    PS Nie Lakiernik, ale Likiernik - to już drugi temat, gdzie nazwisko Pana Stanisława jest przekręcane.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.