
Albinos
-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Posty dodane przez Albinos
-
-
Historia bywa przewrotna (okrutna?) jednak. SS-Oberscharführer Herbert Schulz, jeden z głównych oprawców "Rudego" i "Heńka", został zlikwidowany dokładnie 6 maja 1943 r. W dniu, w którym Jan Bytnar - gdyby żył - skończyłby 22 lata.
I zagadka. Co stanowiło podstawę (i inspirację) dla Aleksandra Kamińskiego przy pisaniu Kamieni na szaniec?
-
Zgadywać?To byłoby chyba zbyt proste
A jak tam wspomnienia "Krysta" ze zbiorów Józefa Rybickiego?Czekają. Na najbliższy rok-półtora mam zdecydowanie za dużo materiału do przerobienia. Zwyczajnie brakuje czasu na coś więcej. Inna rzecz, to zastanawiam się na ile tamte wspomnienia mogą różnić się od tych, które umieszczono w tym nowym wydaniu Pamiętników...
-
To już relatywizm moralnego. A ten jest mi obcy.Ale mam prośbę, czytaj dokładnie co napisałem i nie manipuluj
Wyraźnie zaznaczyłem, że są przypadki, które dzisiaj można uznać za złe i bezsensowne.
Uderzanie w przypadkowych ludzi, cywilów, jak z zamachy Zagralina na dworcu i w kolejce berlińskiej - to już terroryzm, jaki potępiamy kategorycznie w innym wykonaniu. Terroryzmu aprobować nie mogę niezależnie od kontekstu.Dobrze, to teraz pytanie. Ile było akcji takich jak te Zagralinu, czyli takich, w których uderzano w przypadkowych ludzi, a nie w konkretne osoby/wojsko. Proszę o konkretną odpowiedź. No chyba, że uważasz, że likwidacje katów Pawiaka i Szucha, czy też akcje kolejowe wymierzone w pociągi wojskowe, to terroryzm, którego nie można akceptować. Wtedy nie mamy chyba za bardzo o czym dyskutować, bo to już kwestia zbyt indywidualna, aby tracić na nią czas.
-
Czyżby było tam coś więcej niż w "Powstańczym tryptyku"? Chciałbym, ale wątpie.No właśnie tego samego się obawiam. Kiedyś nawet spotkałem się chyba gdzieś z informacją, że to w zasadzie był początek pisania Powstańczego tryptyku, ale "Szczerba" najpierw wydał to o Katedrze, a po czasie dopisał resztę...
Nowe wydanie "Pamiętników żołnierzy baonu AK >Zośka<" mam od trzech tygodni, ale pogoda jakoś mnie nie nastraja do czytania.Nie żebym miał podobnie (choć u mnie to raczej kwestia braku czasu), ale na razie jedyne co przeczytałem, to fragmenty poświęcone jednej konkretnej postaci - niestety za dużo to ich tam nie ma
-
Czy zamachy terrorystyczne jak na Cafe Club czy akcje Zagralina? Terroryzm ponoć jest złem.W stosunku do kogoś, kto stosował takie metody jak Niemcy? Nie sądzę. Nie lubię generalizowania. To, że dzisiaj postrzegamy to jako zjawisko zdecydowanie negatywne, nie oznacza, że takim jest w każdej sytuacji. Owszem, znajdziemy pojedyncze przypadki (w skali całości działań), które z dzisiejszej perspektywy wydają się kompletnie bezsensowne, czy nawet złe. Ale nie zmienia to faktu, że odpowiadanie na terror niemiecki w taki sposób (tj. przeprowadzając różne zamachy) było w zasadzie nieuniknione. Polecam zapoznać się z tym, co pisał w tej kwestii prof. Strzembosz.
-
Jako że pojutrze minie 70 rocznica akcji pod Arsenałem, pozwolę sobie wrzucić kilka krótkich uwag/przemyśleń. Przede wszystkim zastanawiające jest, czemu kiedy organizowano akcję myślano jedynie o odbiciu "Rudego". Przecież w tym samym czasie Niemcy przesłuchiwali Henryka Ostrowskiego "Heńka", dowódcę hufca-plutonu "Praga". To rzekomo on miał wydać Janka Bytnara, to jego przedstawiono w końcu "Rudemu" jako tego, który wsypał. Anna Borkiewicz-Celińska dość wyraźnie pisała o tragedii "Heńka", tragedii towarzyszącej tej "Rudego". Obaj przecież wiedzieli o rzeczach, które dla gestapo mogły być niezwykle cenne. A jednak to "Rudy" był celem akcji. Widać po tym, jak istotny był tutaj element więzi koleżeńskich w konspiracji.
Druga sprawa. Skoro Niemcom tak zależało na zeznaniach "Rudego", to czemu nie zostawili go sobie na Szucha? Były tam przecież cele-izolatki. Wiadomo, że pierwsze przesłuchania zaczęły się już na Pawiaku. Niemcom wyraźnie się spieszyło. A tutaj pozwalają sobie na wożenie go z miejsca na miejsce... To swoją drogą idealny przyczynek do dyskusji nad tym, jak kolejne etapy rozwoju podziemia, kolejne akcje, powodowały zmiany sposobu działania u Niemców (ale też w drugą stronę, tutaj tytuł książki Aleksandra Kamińskiego Wielka Gra idealnie oddaje charakter problemu - to była gra, w której trzeba było być o krok przed przeciwnikiem). Po akcji pod Arsenałem więźniów z Pawiaka na Szucha zaczęto wozić w pełni zabudowaną ciężarówką, którą z tyłu zamykano na żelazną sztabę i kłódkę, oraz w towarzystwie samochodu z kilkoma gestapowcami. Do tego zmieniano trasy przejazdu samochodów. Kierowcy dopiero podczas wyjazdu dowiadywali się którędy jadą.
Kolejna rzecz, o której chyba mało kto wie. Otóż sama akcja przyniosła dla oddziału spore niebezpieczeństwo. Złapany został w trakcie odskoku Hubert Lenk "Hubert" z sekcji "granaty". Już w nocy z 26 na 27 marca Niemcy aresztowali rodzinę Tytusa Trzcińskiego (rodzice i trzy siostry, sam Tytus był poza domem) oraz Witolda i Przemysława Zdanowiczów (ojciec i syn) wraz z sublokatorem Mazurkiem. Anna Borkiewicz-Celińska przypuszczała, że Niemcy adresy ich wydostali od "Huberta" dzięki jego notatkom, które miał akurat przy sobie. Więcej zatrzymań nie było, a on sam został szybko zakatowany na śmierć. Z tej ośmioosobowej grupy aresztowanych jedynie rodzice Tytusa Trzcińskiego zginęli w obozie koncentracyjnym, reszta przeżyła wojnę. Można tutaj jeszcze dodać, że "Huberta" zatrzymał niejaki Ernest Sommer, właściciel baru na ul. Długiej, najprawdopodobniej współpracujący z Sondierdienstem. Po usłyszeniu strzałów miał wybiec na ulicę - "Huberta" zatrzymał w bramie, kiedy ten - rzekomo - próbował przeładować pistolet. Podobnie jak Schulz i Lange Sommer został zlikwidowany z wyroku podziemia - dokładnie 18 lipca 1943 r. na stacji kolejowej w Józefowie (ukrywał się tam ochraniany przez niemieckich tajniaków).
Idąc tym tropem dochodzimy do wątku zabezpieczenia po akcji. Kedyw specjalnie w celu ochrony uczestników akcji (a co za tym idzie także ich rodzin, struktur konspiracji itp.) dostarczył pewną kwotę pieniędzy na zakup... ubrań. Żeby nie zostać rozpoznanymi na ulicy biorący udział w akcji pod Arsenałem musieli na pewien czas zmienić swoją garderobę. To z kolei można potraktować jako przyczynek do dyskusji o roli szczegółów w pracy konspiracyjnej. Historia aresztowań żołnierzy podziemia zna niestety całkiem sporo przypadków wpadek spowodowanych rozpoznaniem na ulicy przez Niemca/volksdeutsch, który zapamiętał czyjąś twarz. Tak wpadł przecież chociażby Kazimierz Jakubowski "Kazik", którego rozpoznał człowiek, któremu darował życie podczas likwidacji Karla Schmalza "Panienki" na Dworcu Zachodnim.
-
To jeszcze kontynuując wątek gabinetów poszczególnych pracowników gmachu przy Szucha - według informacji podanej przez Annę Borkiewicz-Celińską [borkiewicz-Celińska A., Batalion "Zośka", Warszawa 1990, s. 169] w pokoju nr 228 urzędowali SS-Rottenführer Ewald Lange i SS-Oberscharführer Herbert Schulz. Ci sami, którzy prowadzili przesłuchania Jana Bytnara "Rudego". Schulz został zlikwidowany 6 maja 1943 r., a Lange 22 maja.
Ale A. Borkiewicz-Celińska na tej samej stronie podała jeszcze jedną interesującą informację. Otóż po odbiciu więźniów z ciężarówki pod Arsenałem Niemcy w gmachu na Szucha stworzyli jakby kaplicę, w której wystawiać zaczęli zwłoki poległych w walce gestapowców - pisał Stanisław Broniewski "Orsza" w swojej powojennej relacji. Wiadomo coś więcej na temat tej "kaplicy"?
-
Krótko i na temat. Widział już ktoś? Jak oceniacie?
-
Zaryzykowałbym tezę, że okupację przetrwać można, z dalece większą gwarancją przeżycia, nie biorąc odwetu.Można, owszem. Tylko tutaj pojawia się pytanie, które zadał już prof. Strzembosz. Czy w warunkach "miasta paragrafu śmierci", jak nazwał Warszawę prof. Szarota (odwołuję się do Warszawy, ale w zasadzie cały obszar okupowanej Polski można by tak określić, jeśli zestawimy ją z innymi krajami okupowanej Europy), czy nie branie odwetu było możliwe. Tutaj pozwolę sobie zacytować fragment pracy prof. Józefa Pietera [Strach i odwaga, Warszawa 1971, s. 101]:
Reżim hitlerowski siał trwogę. Co to znaczy? Łapanki, tortury, egzekucje, obozy koncentracyjne i potworne metody wymuszania zeznań - wielu widziało to, wielu doświadczyło na sobie. Nikt nie był pewny życia czy wolności, chociaż w danej chwili i bezpośrednio mógł nie być zagrożony. Zapanowała i utrzymywała się atmosfera terroru, tj. trwałego i silnego napięcia lękowego pod wpływem specyficznych sytuacji międzyludzkich.
I dalej [tamże, s. 102]:
Napięcie strachu, zwłaszcza zaś strachu silnego i długotrwałego, wymaga odreagowania. Jak wiadomo, jest nim odpowiednia forma i doza gniewu, wściekłości, żądza zemsty, nienawiści. Ładunek gniewu czy nienawiści stanowi zagrożenie dla władzy stosującej przemoc [...] Zawsze okazywało się, że "ocukrzanie" nienawiści spowodowanej uciskiem i terrorem nie na długą metę jest skuteczne. Możliwe jest jedynie czasowe czy przejściowe zmniejszenie napięcia lękowego, jednakże ślady po aktach terroru trwają w pamięci i jątrzą, póki nie zostaną odreagowane w odpowiednim momencie.
No a teraz patrzymy, co o efektach akcji zbrojnych pisał prof. Strzembosz. Wśród tych bardziej wymiernych, jak likwidacja szczególnie niebezpiecznych pracowników aparatu terroru czy uwalnianie więźniów, mamy także zamykanie oporu w ramach zorganizowanej akcji. Nie po to konspiracja wymyślała te wszystkie sposoby zachowania tajemnicy, żeby miała to być jedynie sztuka dla sztuki. Walka z wrogiem musiała być jak najbardziej skuteczna. Ale do tego podziemie dochodziło przez dłuższy czas (i znowu powołam się na Warszawę, ale tutaj trzeba brać pod uwagę, że to było centrum oporu, tutaj struktury podziemia były najsilniejsze). Doskonalono pewne schematy działania, uczono się na własnych błędach, korzystano z pomocy specjalistów. Jeśli weźmie się do ręki wspomnienia konspiratorów, to jako dość powszechny obrazek można znaleźć opowieści o tym, jak to autorzy czuli się pewniejsi dzięki pracy w podziemiu. Wiedzieli, że mogą osobiście odpłacić wrogowi. I nawet jeśli cała reszta nie miała tej możliwości, to miała to poczucie, że Niemcy nie są bezkarni. I to już było ogromne wsparcie psychologiczne. Nie wiadomo, czy bez tego nie dochodziłoby do aktów odwetu przeprowadzanych przez niezorganizowane grupy. Efekt takich działań byłby zapewne zupełnie inny od tego, na co było stać zorganizowaną organizację.
Weźmy zatem pod rozważenie stopień opresyjności reżimu. Jeśli grozi mi śmierć albo wywózka do obozu tylko w wyniku tego, że byłem w złym miejscu o złej porze (vide: łapanki) to znacznie łatwiej jest mi podjąć kolejny stopień ryzyka - aktywne uczestnictwo w konspiracji.
I to jest właśnie to, co prof. Szarota nazywa "miastem paragrafu śmierci".
pytanie raczej o formy. opór zbrojny przeciw wysiedleniom Zamojszczyzny miał sens. Powstanie warszawskie nie.Powstanie Warszawskie to osobna kwestia, wolałbym jej tutaj nie rozpatrywać. Mamy osobne tematy do tego
-
Żeby była jasność. Dla mnie pytanie o sens mogłoby w zasadzie nie istnieć, jako że sam już dawno odpowiedziałem sobie na to. Temat natomiast traktuję w jego początkowym stadium jako swego rodzaju wyzwanie dla osób, które uważają, że konspiracja, a szczególnie opór zbrojny, nie miały sensu. Tyle w kwestii wstępu.
Co do sprawdzania, gdzie była konspiracja, a gdzie nie. Nie jestem przekonany, czy to ma do końca sens. Inne w końcu było podejście Niemców do Polaków, a inne do Duńczyków czy Francuzów. Jak dla mnie sytuacja w okupowanej Europie była na tyle zróżnicowana, że ciężko tutaj porównywać kwestię tego, czy można było przetrwać wojnę bez próby wzięcia odwetu na wrogu.
-
Jakby ktoś miał ochotę kontynuować powyższy wątek: https://forum.historia.org.pl/topic/15498-o-sens-prowadzenia-zbrojnej-walki-z-okupantem-slow-kilka/page__pid__223877#entry223877
-
Wykorzystując wątek książki autorstwa Pana Marka Żaka Szczęśliwy w III Rzeszy. Czy był sens prowadzić zbrojną walkę z okupantem? Czy ogólnie był sens prowadzenia jakiejkolwiek działalności konspiracyjnej (od dywersji, przez sabotaż i tajne nauczanie, po kolportowanie podziemnych gazetek)? Czy faktycznie można było przeczekać, jak sugeruje M. Żak, okres okupacji, bez podejmowania jakiejkolwiek walki? A może jednak - jak dowodził prof. Strzembosz - ta zbrojna walka miała ogromne znaczenie dla przetrwania Polaków pod okupacją?
Od razu mała prośba do potencjalnych dyskutantów. Powołujmy się na rzeczywiste przykłady, nie na losy fikcyjnych bohaterów powieści
-
Tak dla porządku - można prosić o źródło?
Ze względu na to, że temat jest z gatunku słabo zbadanych, chciałbym oprócz zbierania samych informacji uporządkować także kwestię literatury.
-
Gwoli kronikarskiej ścisłości - informacje, które podałem za whatforem, pochodzą z książki Reginy Domańskiej, Pawiak - kaźń i heroizm, Warszawa 1988.
Czekając, aż secesjonista dostanie się w końcu do swoich książek, pozwolę sobie przedstawić dane, jakie w powyższej publikacji zaprezentowała Regina Domańska. I tak Wydział III (SD), liczył około 30 osób. Zdecydowanie więcej osób pracowało w Wydziale IV (gestapo), dzielącym się na kilka referatów. I tak w referacie IV A 1 pracowało 20 osób, w IV A 2 kolejne 20, z kolei w referatach IV A 3 c i d po 30. Referat IV B to kolejnych 30 funkcjonariuszy. W referacie IV C pracowało łącznie następne 30 osób. Referat IV D to 10 pracowników, a IV E 40. Referat IV N liczył 10 ludzi. No i w końcu Sonderkommando Spilker, w skład którego wchodziło 10 pracowników. Daje to 260 funkcjonariuszy. Ale już np. w pracy Huberta Bilewicza [Dzieje gmachu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie, "Rocznik Warszawski" XXIV, Warszawa 1994, s. 309] znajdujemy informację, że było to około 300 ludzi. Niestety tekstu artykułu przy sobie nie mam, ale jeśli dobrze pamiętam, to H. Bilewicz chyba właśnie na R. Domańską powoływał się w przypisie... Tak czy inaczej wydaje mi się - całość zapewne zweryfikuje secesjonista - że tych 250-300 pracowników można przyjąć jako taką w miarę pewną wartość.
Z ciekawostek podanych przez H. Bilewicza warto zwrócić uwagę na to, że Niemcy ponoć nie za wiele zmieniali w budynku po jego zajęciu. Nawet fotosy przedstawiające krajobrazy Polski miały zostać na swoich miejscach, a z kolei akta osobowe zatrzymanych trzymano m.in. w teczkach z naklejkami... "Badania nad oświatą pozaszkolną w Polsce".
-
Wojna widziana z daleka i obraz polityczny są zupełnie inne, aniżeli przepełniony emocjami obraz widziany z kraju.Szanowny Panie Marku. Rozmawialiśmy na ten temat już nie raz. I w mojej ocenie z tego też powodu rozpoczynanie tej dyskusji po raz kolejny nie ma większego sensu (no chyba, że odczuwa Pan taką wewnętrzną potrzebę, wtedy proszę dać znać, założymy odpowiedni temat gdzie indziej - ale jak dla mnie to będzie jedynie powtórka z rozrywki). Byłem natomiast ciekaw odczuć osoby, która czytała Pańską książkę. Pańskie już znam
PS To, że widziane z daleka nie oznacza, że było to spojrzenie lepsze/bardziej obiektywne/bliższe prawdy - tym bardziej jeśli jest to spojrzenie fikcyjnego bohatera
Z wyrazami szacunku,
Sebastian Pawlina.
-
Ja mam tylko jedno pytanie. Czemu ma służyć wklejanie jednego i tego samego linku do kilku tematów? W odstępie kilku minut link do tekstu o Baczyńskim pojawił się na forum trzy razy. I to niestety nie jest pierwszy taki przypadek. Jeden link w tym temacie w zupełności wystarczy.
-
A czyż nie ubolewałem nad brakiem opracowań co do; choćby; Gestapo w Warszawie i Krakowie?Ubolewałeś - i ja to doskonale pamiętam.
Bez nasiadówki w archiwach niewiele ponad to co podał nieoceniony whatfor da się napisać.Biorąc pod uwagę ogólną zawartość merytoryczną tekstów whatfora, to w sporej części przypadków mało co da się powiedzieć więcej bez przebadania archiwów. Tylko tutaj pytanie - odpowiedzi nie znam - czy wiadomo jakie archiwum należy przekopać?
Ponieważ Albinos założył już drugi temat co do SzuchaO przepraszam bardzo, ale to jest pierwszy temat. Wcześniej jedynie zadawałem pytanie w temacie założonym przez secesjonistę
zatem pewnie wytropił więcej od nasNader odważna teza, zważywszy na to, że Albinos zaczął zgłębiać temat tydzień temu
były osoby rozpracowujące tę siedzibę: warty, czas pracy, kto wchodził itp. Notatki te uległy zniszczeniu w toku późniejszej zawieruchy wojennej, ale czy w literaturze wspomnieniowej nie znalazł się ślad próby odtworzenia tych informacji?Z materiałów jakie ja znam, niestety nie potrafię przypomnieć sobie nic takiego. I dlatego właśnie męczy mnie to. Stąd ten temat. Tak na dobrą sprawę była to jedna z najważniejszych siedzib niemieckich w Warszawie, a tymczasem wiemy o niej tyle co nic. Z jakiegoś powodu ilość materiału dt. Pawiaka jest o niebo większa.
Być może warto byłoby przeszukać pod tym kątem archiwa konspiracyjne. Może jednak zachowały się jakieś raporty? Nie mówię już tutaj o luźnych notatkach, które niszczono z obawy przed dostaniem się ich w ręce niemieckie, ale właśnie raporty, które przekazywano do dowództwa, a dotyczące chociażby likwidacji oprawców z Szucha i Pawiaka...
-
Gmach przy Szucha 25 obok więzienia na Pawiaku w dziejach okupowanej Warszawy zasłynął jako to najbardziej przerażające miejsce urzędowania pracowników aparatu terroru. To tam odbywały się przesłuchania więźniów Pawiaka, to tam planowano kolejne kroki w walce z podziemiem. Jednak w przeciwieństwie do Pawiaka gmach przy Szucha nie doczekał się ani opracowań naukowych (artykuł Piotra Matusaka), ani popularnonaukowych (jak Za murami Pawiaka Leona Wanata, choć mam wątpliwości, czy określenie "popularnonaukowe" jest tutaj właściwe), ani tomów wspomnień ludzi więzionych tam (jak chociażby Wspomnienia więźniów Pawiaka, Pawiak był tylko przystankiem, Cztery lata ostrego dyżuru Anny Czuperskiej-Śliwickiej, Meldunek z Pawiaka Zygmunta Śliwickiego czy też Niezapomniane lata Józefa Garlińskiego). A o Szucha? Sam nie znam nic, co skupiałoby się jedynie na tym temacie. Ostatnio jak rozmawiałem z Panem Witoldem Żarnowskim z Mauzoleum Walki i Męczeństwa na Szucha na temat funkcjonowania gmachu w okresie urzędowania w nim Niemców, to ten nie był w stanie za dużo mi powiedzieć. Tłumaczył to przede wszystkim brakiem materiałów (dokumenty i wspomnienia - tych niemieckich relacji rzecz jasna nie ma, a z kolei polskie są wyjątkowo ogólne, ludzie więzieni i przesłuchiwani na Szucha jeśli już o czymś dokładniej opowiadali, to o Pawiaku).
Tymczasem w materiałach whatfora nt. niemieckiej policji bezpieczeństwa w Warszawie znalazłem kilka interesujących informacji, których nigdzie indziej nie udało mi się na razie odszukać:
Wydział [iII, SD] mieścił się na III piętrze siedziby KdS w pokojach: 301 oraz 307 do 327, jednorazowo pracowało w nim 20-30 funkcjonariuszy. Mimo, że tak niewielki, Wydział III pełnił decydującą, kierowniczą rolę w zwalczaniu wszelkich przejawów oporu. Szefowie innych wydziałów również należeli do SD i wykonywali jej rozkazy. Najliczniejszy Wydział IV [Gestapo] był jedynie egzekutywą Wydziału III, z którego pochodziły wszelkie rozkazy i plany uderzeń w polskie organizacje podziemne.
oraz
Ten najsilniejszy wydział [iV, gestapo] w całym KdS Warschau zajmował aż trzy piętra gmachu przy al. Szucha 25. Referat IV C zajmował pokoje I piętra od nr 105 do 115, kierownik wydziału oraz referaty IV A, IV B i IV D - pokoje drugiego piętra od nr 201 do 260, a referat IV E - pokoje od nr 359 do 374 znajdujące się na trzecim piętrze. Na tym samym piętrze mieściły się także: referat IV N, BdS IV A Sonderkommando Spilker oraz Sonderkommando IV ES des RSHA.
To oczywiście i tak jedynie drobne w porównaniu z tym, co mamy nt. Pawiaka, informacje, ale zawsze coś. A może wiemy coś więcej nt. ogólnego funkcjonowania gmachu przy alei Szucha 25? Więźniów wprowadzano głównym wejściem, czy może jednak tylko bocznym, jak sugeruje animacja na wystawie w Mauzoleum? Z rozmowy z Panem Żarnowskim wywnioskowałem, że nie ma co do tego pewności. Kogo trzymano z celach-izolatkach? Jak długo przetrzymywano ludzi w "tramwajach"? Czy wiadomo coś na temat tego, gdzie przesłuchiwano więźniów? Ilu ludzi pracowało w tym gmachu?
Pytań cała masa, a odpowiedzi jak na lekarstwo...
-
Do dziejów walk na Starówce, a szczególnie w kontekście baonu "Bończa":
Szczerba-Blichewicz Z., Ostatnie dni katedry św. Jana, Pruszków 2013.
-
Już jakiś czas temu w tym temacie pytałem o gmach Gimnazjum im. Wandy z Posseltów Szachtmajerowej. Jak się okazuje, nie tylko tajne lekcje języka angielskiego odbywały się tam. Jak podawał w swoich wspomnieniach Władysław Tomkiewicz [Tajne nauczanie historii w latach 1940-1944 [w:] Tradycje i współczesność. Księga pamiątkowa Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 1930-2005, red., J. Łukasiewicz, M. Mycielski, J. Tyszkiewicz, Warszawa 2005, s. 490] przez pewien czas organizowano tam tajne komplety historii UW. Był to lokal wygodny, obszerny i dobrze oświetlony - dla mnie tym bardziej dogodny, gdyż położony był w pobliżu mego ówczesnego mieszkania - pisał ten wybitny polski historyk.
Tak mnie jakoś naszło pod wpływem oglądania zdjęć z ulic okupowanej Warszawy. Ilu ludzi uwiecznionych na tych fotografiach pracowało w podziemiu? Czy ci dwaj mężczyźni idący po chodniku omawiają jakieś sprawy organizacyjne? Czy tamta kobieta niesie w koszyku jedynie zakupy, a może jakieś meldunki? Tak samo po lekturze tych wspomnień W. Tomkiewicza zacząłem się zastanawiać, czy Tadeusz Wiwatowski widywał ze swojego okna te tajne komplety? Jeśli tak, to czy fakt, że sam prowadził takie zajęcia sprawiał, że rozumiał, co dzieje się w lokalu po drugiej stronie ulicy? Jego zmysł konspiratora być może podpowiadał mu, że ci ludzie powracający tydzień w tydzień o tej samej porze w to samo miejsce robią to, z czym on sam miał do czynienia na co dzień. Co wtedy czuł? Odpowiedzi na te pytania rzecz jasna nie pozna się nigdy. Ale już samo rozmyślanie nad tym jest szalenie fascynujące.
Zostawiając jednak te rozważania na boku schodzimy na ziemię, bliżej faktów. Znalazłem stosunkowo niedawno opis działalności Gabinetu Filologicznego im. Gabriela Korbuta - na początek fragment opisujący okres przed 1 września 1939 r. [Sprawozdanie z czynności naukowych, "Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego" 1939-1945, s. 27]:
Zarząd T.N.W. powierzył opiekę nad Gabinetem Filologicznym członkowi Wydziału I J. Krzyżanowskiemu, jako kuratorowi zakładu. Nowy kurator zajął się zinwentaryzowaniem i skatalogowaniem zbioru przy pomocy: grona wolontariuszy, I. Krzyżanowskiej, E. Kołaczkowskiej i in.; płatnych studentów, K. Budzyka, F. Siedleckiego i in.; asystentów uniwersyteckich, T. Mikulskiego i in. oraz asystentów Gabinetu Filologicznego. Zakładowi bowiem przyszedł z pomocą Fundusz Kultury Narodowej przyznając mu stałe stypendium, z którego korzystali asystenci J. Gad i H. Kaniewski a wreszcie T. Wiwatowski; równocześnie z ramienia Biblioteki Narodowej w Gabinecie pracował dr Z. Mann. W rezultacie w 1938 r. zbiory były zinwentaryzowane i skatalogowane. Objęły one ok. 4000 dzieł różnych, ok. 800 dzieł podręcznych, ok. 1000 czasopism oraz ok. 3000 odbitek. Liczby podane są w przybliżeniu, inwentarze bowiem w czasie wojny uległy zniszczeniu.
No i teraz pytanie, jak wysokie było to stypendium. Wspominałem już w temacie, że Wiwatowski jeszcze przed wybuchem wojny rozpoczął pracę w gimnazjum Sowińskiego jako nauczyciel. Tutaj kolejne pytanie, ile mógł zarabiać taki początkujący nauczyciel? Niestety nie wiem, kiedy dokładnie zmarli jego rodzice, a także co działo się z jego braćmi, ciotką i resztą rodziny w tym czasie. Czy mógł otrzymywać od kogoś jakieś wsparcie finansowe, a może sam go komuś udzielał... Pytań mnóstwo, odpowiedzi zero.
Ale kontynuując wątek opisu dziejów Gabinetu Filologicznego [tamże]:
W okresie wojny Gabinet Filologiczny utrzymał się do 1943 r. bez większych zmian. Pod pretekstem pracy bibliotecznej odbywały się w nim wykłady kompletowe uniwersytetu podziemnego.
Jeśli dobrze rozumiem, to działalność GF im. GK była przez Niemców do tego 1943 r. akceptowana. Czyżby więc Wiwatowski był tam formalnie zatrudniony? Czy mógł otrzymać z tej okazji papiery, które zapewniały mu względne bezpieczeństwo?
W tym samym tekście [tamże, s. 23-24] pojawia się krótka notka dotycząca okupacyjnych losów Wydziałów I (językoznawstwo i historia literatury) i II (nauki historyczne, społeczne i filozoficzne) Towarzystwa Naukowego Warszawskiego:
Mimo terroru okupantów hitlerowskich usiłowano kontynuować zebrania naukowe Wydziału I i II.
W r. 1942 Wydział I odbył w mieszkaniu sekretarza Wydziału Juliana Krzyżanowskiego dwa tajne zebrania pod przewodnictwem Stanisława Wędkiewicza. Na posiedzeniu dnia 7 I 1942 "Wspomnienie pośmiertne o Ignacym Chrzanowskim" wygłosił Julian Krzyżanowski, a "Wspomnienie pośmiertne o Stanisławie Schayerze" - Ananiasz Zajączkowski. Na posiedzeniu dnia 8 II 1942 Andrzej Tretiak omówił najnowsze zdobycze Conradologii. Posiedzenie marcowe - z powodu grożącego aresztowania, członka Wydziału i uczestnika tajnych zebrań, Andrzeja Tretiaka - już się nie odbyło.
Wydaje mi się, że można spokojnie przyjąć, iż T. Wiwatowski był na tych dwóch spotkaniach. Co prawda nie był członkiem samego TNW (chociaż był pracownikiem Gabinetu Filologicznego, który podlegał TNW), ale jako uczeń, asystent i współpracownik prof. Krzyżanowskiego zapewne miał dostęp do zebrań Wydziału I. I jeszcze - kończąc - jak wyglądały spotkania Wydziału I w roku 1945. Te, na które już nie dane było przyjść "Olszynie" [tamże, s. 24-25]:
Po podjęciu przez Towarzystwo Naukowe Warszawskie normalnej działalności po wyzwoleniu Kraju w 1945 r. - Wydział I odbył 3 posiedzenia naukowe (Przewodniczący - Stanisław Wędkiewicz, Sekretarz - Julian Krzyżanowski). Następne 4 zebrania naukowe odbyły się łącznie dla Wydziału I i II w Krakowie. (Przewodniczący - Stanisław Kętrzyński, Sekretarz - Julian Krzyżanowski). W Warszawie odbyło się 8 łącznych posiedzeń obu Wydziałów (Przewodniczący - Włodzimierz Antoniewicz, sekretarz - Tadeusz Manteuffel).
Razem w 1945 r. na 15 posiedzeniach naukowych przedstawiono 15 referatów, a mianowicie:
1) 27 II 1945 w Krakowie. Krokiewicz Adam - Pierwszy przekład polski "Ennead".
2) 13 III 1945 w Krakowie. Krzyżanowski Julian - Treść i forma w dziele literackim.
3) 10 IV 1945 w Krakowie. Sinko Tadeusz - Odkrycie Pozydoniusza.
4) 8 V 1945 w Krakowie. Tatarkiewicz Władysław - Próba charakterystyki filozofii XX wieku.
5) 10 VI 1945 w Krakowie. Mościcki Henryk - W sprawie proroctw Wernyhory.
6) 15 VI 1945 w Warszawie. Suchodolski Bogdan - Życie duchowe człowieka.
7) 24 VI 1945 w Krakowie. Doroszewski Witold - Język Teodora Tomasza Jeża.
8) 26 VI 1945 w Warszawie. Bystroń Jan Stanisław - Warszawa - siedem wieków.
9) 10 VII 1945 w Warszawie. Michałowski Kazimierz - Atum - bóg Heliopolis.
24 10) 12 VII 1945 w Krakowie. Mańkowski Tadeusz - Fabrica ecclesiae.
11) 19 VII 1945 w Warszawie. Krzyżanowski Julian - Morfologia i systematyka bajki ludowej.
12) 23 X 1945 w Warszawie. Pohoska Hanna - Dążenia wychowawcze świata między wojnami 1918-1939.
13) 8 XI 1945 w Warszawie. Tatarkiewicz Władysław - O źródłach zadowolenia w życiu.
14) 23 X1 1945 w Warszawie. Herbst Stanisław - Ulica Marszałkowska w Warszawie 1757-1914.
15) 11 XII 1945 w Warszawie. Wegner Jan - Łowicz w połowie XVII wieku.
Pomijając tekst prof. Stanisława Herbsta i prof. Jana S. Bystronia, które byłyby szczególnie interesujące dla mnie ze względu na moje prywatne zainteresowania, to z chęcią zapoznałbym się z treścią wystąpienia prof. Krzyżanowskiego z 13 marca. Temat idealnie odpowiada naukowym zainteresowaniom T. Wiwatowskiego. Ciekaw jestem, czy prof. Krzyżanowski odwołał się do swojego ucznia w tamtym wystąpieniu...
-
Od kilku dni kawałek zapowiadający drugą płytę The D.O.T.
-
-
samej historii nie chciałabym studiować, bo jedyne co potem mogę to praca w szkole, a tłumaczyć nie umiem i są osoby które lepiej to za mnie zrobią.A to od kiedy po skończeniu historii można pracować tylko w szkole?
-
Dwie interesujące prace pozwalające spojrzeć na futbol od strony politycznej i kulturowej:
Czubaj M., Drozda J., Myszkorowski J., Postfutbol. Antropologia piłki nożnej, Gdańsk 2012 - coś na kształt pracy Foera.
Nieczysta gra. Tajne służby a piłka nożna, red. Ligarski S., Majchrzak G., Chorzów 2012 - czyli jak władze PRL-u patrzyły na futbol.
Akcja pod Arsenałem
w Walka z okupantem
Napisano · Zgłoś odpowiedź
To byłoby zdecydowanie za proste secesjonisto
W pytaniu chodzi o coś, co powstało krótko przed samą książką Kamińskiego, a co można - a nawet należy - traktować jako źródło historyczne.