Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. Książka, którą właśnie czytam to...

    I dlatego właśnie nawet nie próbuję wmawiać sobie, że mogę się za to wziąć Choć też nie ukrywam, że mam nadzieję skrobnąć coś na pewien temat za lat parę... I jak idzie? Czytałem w ubiegłym roku Między Marksem a Palackym dra Górnego i miałem niezwykle pozytywne wrażenie po lekturze, choć tematyka kompletnie nie moja. Na to Twoje antipasto czaję się od dłuższego czasu i ciągle jakoś nie mogę się zebrać w sobie.
  2. Książka, którą właśnie czytam to...

    No to widzę, że nie tylko ja chciałbym, ale z różnych przyczyn nie przewiduję realizacji planu napisania czegoś. A marzy mi się opracowanie prezentujące różne sylwetki żołnierzy konspiracyjnej Warszawy, z uwzględnieniem postaw społecznych, kondycji psychicznej, sytuacji finansowej... ale do tego potrzebna jest gruntowna wiedza nt. większości aspektów okupacji w Warszawie, znajomość całej masy relacji, przynajmniej podstawowa wiedza z zakresu psychologii (a przecież już prof. Strzembosz był zdania, że opracowanie od tej strony jest potrzebne). Mam przynajmniej nadzieję, że kiedyś, ktoś... A tymczasem powoli zapoznaję się z: Kozłowski H. P., 12 miesięcy przez wiele lat. Wspomnienia z AK i inne, Warszawa 2010, ss. 384 [nie są to typowe wspomnienia, raczej swego rodzaju seria różnych obrazków z życia Autora, od zamachu majowego i spotkania z Marszałkiem, przez okres okupacji i Powstania po wydarzenia z PRLu; tym co mnie szczególnie cieszy, jest całkiem spora ilość informacji nt. okresu od końca Powstania do sierpnia '45, czyli końcówka działalności konspiracyjnej "Radosława"].
  3. Wyrok na Kazimierza Jackowskiego "Torpedę"

    Taką wersję oczywiście też można przyjąć. Niemniej tutaj mamy co najmniej trzy osoby, które były zdania, że wyrok należy wykonać: "Anatol", "Kozłowski" w Krakowie (!) i "Radosław". To trochę za dużo, jak na kończenie sprawy na: osobiste porachunki. Szczególnie, że "Torpeda" został wcześniej zawieszony w swoich obowiązkach. Najprawdopodobniej jeszcze w końcówce '44 "Łata" spotkał się w Piastowie z "Anatolem". Tam omówili sprawy organizacyjne związane z plutonem, po czym "Anatol" nakazał "Łacie" przejęcie funkcji dowódcy plutonu wobec zawieszenia "Torpedy". Sam "Łata" odmówił, tłumacząc się tym, że nie jest zastępcą "Torpedy". Doszło w końcu do spotkania Władysława Długołęckiego "Borka" z Leszkiem Niżyńskim "Niemym". Pierwszy był zastępcą "Torpedy", drugi reprezentował "Anatola". O czym rozmawiali, nie wiem. Wiadomo natomiast, że już po świętach Bożego Narodzenia por. Jackowski pojechał z kilkoma swoimi ludźmi do Częstochowy, żeby nawiązać kontakt z kimś z dowództwa. Nie udało się. I teraz pytanie, czy dowództwo nie chciało tego spotkania, czy zwyczajnie nie znalazł nikogo. Po powrocie zaczęło się już przygotowywanie akcji ratowania fabryki. Co ciekawe, jeszcze 17 stycznia "Torpeda" organizował transport broni dla plutonu, którą ukryto po Powstaniu. Do tego jakieś trzy tygodnie po wykonaniu wyroku do "Łaty" zgłosił się pewien człowiek, który przedstawił się jako człowiek "Torpedy". Ten ponoć już po zawieszeniu, o którym wiedział, kazał mu zgłosić się wraz z resztą ludzi właśnie do Jana Romańczyka. Czyżby więc coś przeczuwał?
  4. Archiwa wczoraj i dziś

    Wszystko będziemy z czasem docierać To dopiero początek. W planach mamy rozmowy z historykami, którzy nie pracują w archiwach, ale korzystając z nich są w stanie powiedzieć coś o ich funkcjonowaniu od tej drugiej strony. Cykl ma być stały, tak więc mam nadzieję, że w końcu uda nam się zrealizować to, o czym napisałeś. A za samo zwrócenie uwagi na to śliczne dzięki.
  5. Jan Mazurkiewicz "Radosław"

    W świeżo wydanych przez Bellonę wspomnieniach Henryka Kozłowskiego "Kmity" znalazło się trochę miejsca i dla "Radosława", co cieszy szczególnie w kwestii okresu po Powstaniu. Oto jak "Kmita" opisał dzień aresztowania wówczas jeszcze (czy może raczej już) płka Mazurkiewicza: Dzień czy dwa przed 1 sierpnia pani "Irma", przekazując mi jakieś polecenie i przywożąc pocztę, wspomniała, że pułkownik chciałby w rocznicę Powstania lub koło 1 sierpnia odwiedzić Cmentarz Wojskowy w Warszawie na Powązkach. Odpowiedziałem, że rozumiem oczywiście intencje, ale zbyt wielu ludzi poznało pułkownika w czasie Powstania i jest wielce prawdopodobne, że będąc na cmentarzu, może zostać rozpoznany. Jeżeli poweźmie jednak decyzję wyjazdu na cmentarz, bardzo prosiłem o pozwolenie zorganizowania przez nas ochrony i o przybycie pułkownika już po zmroku. Wydawało mi się, że pani "Irma" podziela mój pogląd; miał przekazać pułkownikowi moją prośbę. Mieliśmy czekać odpowiedzi w tej sprawie. 1 sierpnia 1945 r. od rana byłem już z patrolem w naszym mercedesie zwanym przez nas Kapciusiem. Był Janek "Anoda", "Świst" i chyba "Kurp", "Czart", a może też "Donat". Czekałem na odebranie około południa poczty i na odpowiedź w sprawie cmentarza. Około drugiej, trzeciej po południu, dowiaduję się od Rybickiego, że "Radosław" został rano aresztowany. Nie wiemy, czy został rozszyfrowany, czy nie, gdzie go przewieźli, czy można go odbić. Taka sytuacja trwa parę dni. Za: H. P. Kozłowski, 12 miesięcy przez wiele lat, Warszawa 2010, s. 343. A tutaj na temat "rozszyfrowania": Wtedy, w Częstochowie, "Radosław" powiedział mi, że podziemie jest mocno spenetrowane przez komunistów, że nie wie, jaka będzie przyszłość. Wspomniał, że AK będzie rozwiązana (tak mi się przynajmniej wydaje), że przychodzi nowa rzeczywistość, na którą się musimy przygotować. Nie możemy opierać się na starych strukturach. Za: tamże, s. 330. Pułkownik Mazurkiewicz w kwestii rozpracowania podziemia został utwierdzony już po swoim aresztowaniu, kiedy to w więzieniu zaczęto mu udowadniać, jak dużo wiedzą nt. ludzi i struktur cały czas działających posiada władza [s. Mazurkiewicz, Jan Mazurkiewicz "Radosława" - "Sęp" - "Zagłoba", Warszawa 1994, s. 344-345, 351]. Jeszcze małe uzupełnienie w kwestii tego, na czym polegały zadania ludzi "Radosława". O tym, co robili "Miotlarze", już pisałem. Natomiast z tego co można wyciągnąć ze wspomnień "Kmity" wynika, że tak naprawdę jedynymi zadaniami jego ludzi (poza próbą złapania Lebiediewa, o czym niedługo szerzej), było obstawianie różnych spotkań, zebrań. Co ciekawe, po mieście ludzie "Kmity" jeździli w mundurach WP. Natomiast sam H. P. Kozłowski chodził po cywilnemu.
  6. Ludwik Witkowski "Kosa"

    Ludwik Witkowski "Kosa", "Chciwiec", "U2", syn Ludwika, ur. 5 czerwca 1914 r. w Niwce (ob. dzielnica Sosnowca), młodszy brat Henryka Witkowskiego "Boruty". Absolwent Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu. Po wrześniu '39 przedostał się na zachód, a później do Wielkiej Brytanii. Po odbytym przeszkoleniu na cichociemnego, w nocy z 20/21 lutego '43 wrócił do Polski w ramach operacji lotniczej "File", d-ca por. naw. Karol Gębik. Razem z nim skakali por. Walery Krokay "Siwy", por. Ryszard Nuszkiewicz "Powolny" i ppor. Witold Pic "Cholewa" (był to zespół drugi ekipy XXIII). Podczas lądowania dość mocno się poobijał. Po przybyciu do Warszawy spędził trochę czasu pod opieką Michaliny Wieszeniewskiej, "cioci Antosi" (zajmowała się m.in. Stanisławem Jankowskim, Janem Kochańskim, Zygmuntem Milewiczem, Janem Rogowskim). Na początku zameldowany jako Jan Konstanty Kobudziński u państwa Hanny i Mieczysława Siewierskich. oficjalnie był korepetytorem ich dzieci, syna Andrzeja i córki Magdaleny. Warto tutaj zauważyć, że prof. Mieczysław Siewierski był przed wojną prokuratorem. Po wojnie z kolei brał udział w procesie m.in. L. Fischera, który to toczył się przed Najwyższym Trybunałem w Warszawie od 17 grudnia '46 do 24 lutego '47 roku. Sam Witkowski początkowo został przydzielony na Śląsk. Jednak po wyjechaniu z Warszawy po krótkim czasie został odwołany ze Śląska, miał wracać do Warszawy. Przydzielono go do Batalionu Saperów na Pradze. Jednocześnie miał jednak pozostawać do dyspozycji d-dztwa KeDywu OW AK. Od listopada '43 oddział nie był już powiązany z saperami. Sam "Kosa" został zastępcą "Andrzeja" (nastąpiło to w październiku albo grudniu) na stanowisku szefa KeDywu OW AK (tak samo jak "Olszyna"), a także oficerem broni. To do niego należało przygotowywaniu sprawozdań miesięcznych dotyczących stanu uzbrojenia oddziałów (a było sprawą oczywistą, że i tak oddziały nie chwaliły się całością swoich "zbiorów", tak więc w raportach widnieje jedynie to, czego nie dawało się ukryć), to on musiał dbać o stan amunicji. W czasie Powstania dowodził Oddziałem Osłony Kwatery Głównej "Montera". Brał udział w walkach o hotel "Victoria" w dniu 1 sierpnia, dzień później bronił placu Dąbrowskiego. Na swoim koncie ma również walki o Komendę Policji i kościół św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu oraz szturm na Hale Mirowskie. Awansowany do stopnia kapitana, odznaczony KW. Po zakończeniu walk trafił do niewoli niemieckiej (Oflag VII-A Murnau, nr jeniecki 102403). Zmarł 24 lutego 2004 r. w Warszawie. Razem z bratem napisał wspomnienia z okresu wojny [KeDywiacy, Warszawa 1973]. Zanim przejdę do opisywania wybranych elementów jego życiorysu kilka pytań, które mi się nasuwają. Jakie były jego losy przed wrześniem '39? W jakiej jednostce walczył w '39? Jak dokładnie wyglądała jego droga na Wyspy? Co działo się z nim po wojnie? Jakby ktoś dysponował chociaż szczątkowymi informacjami na wymienione tematy, będę wdzięczny za podzielenie się nimi
  7. Ludwik Witkowski "Kosa"

    Potwierdza się przydział do 60. dac. Wcześniej mi to jakoś umknęło, ale Henryk Witkowski w swoich wspomnieniach podał, iż jego brat przed wrześniem '39 dostał przydział do 10. pułku artylerii ciężkiej [KeDywiacy, Warszawa 1973, s. 98]. A przecież 60. dac został sformowany przez 10. pac. A teraz dwie opinie nt. "Kosy". Pierwsza z wniosku awansowego pisanego po 15 września '44: Jako d-ca oddziału Dyw. B. przeprowadził szereg akcji dyw. w terenie i w mieście. m.in. dwukrotne atakowanie wozów pol, na Nowym Świecie w r. 1943. Oficer zdolny, ambitny i pełen inicjatywy. Organizator b. dobry, w decyzjach pewny i wytrwały. W dowodzeniu na szczeblu d-cy komp. Osłony Kw. Gł. dał się poznać z najlepszej strony. Przeprowadzane pod jego d-twem wypady wykonane z brawurą i znajomością taktyki wojsk. Potrafi zdobyć zaufanie u podkomendnych. Za: Oddział Dyspozycyjny "B" warszawskiego KeDywu. Dokumenty z lat 1942-1944, Warszawa 2005, s. 109. I wniosek o odznaczenie Krzyżem Walecznych: Jako d-ca kom. Osłony wykazał b. dużo zdolności i odwagi. Z wykonywania powierzonych mu zadań wywiązywał się zawsze należycie. Osobistą odwagą i męstwem oddziaływał na żołnierzy b. dodatnio. Brał udział w wielu wypadach i zawsze z dodatnim wynikiem. Kom. Policji, Plac Żel. Bramy, Past[a] i td. Za: tamże, s. 110. Oba dokumenty podpisał kpt. Zbigniew Rubach-Połubiński "Admirał", tutaj podczas przesłuchiwania niemieckiego oficera w dniu 18 sierpnia '44 ("Admirał" z lewej): http://img.audiovis.nac.gov.pl/PIC/PIC_37-1681.jpg A skoro już wcześniej wspomniałem o "Borucie", to warto byłoby zacytować również fragmenty wspomnień obu braci, jak to zapamiętali dzień, w którym spotkali się po raz pierwszy po powrocie "Kosy" do Polski. Najpierw starszy z braci, Henryk: Spotkanie z bratem odbyło się według ustalonego programu. On wysiadł z tramwaju, ja podszedłem jak do przypadkowo spotkanego znajomego. - Nazywa się Jan Kobudziński, mieszkam na Dynasach... - wyszeptał mi swoją "legendę" przy uścisku rąk, a w drodze do domu w telegraficznym skrócie podał dalsze szczegóły swego wcielenia w nową skórę. Było to konieczne, zdarzało się bowiem czasem, że przechodzący patrol zatrzymywał idących razem mężczyzn i na uboczy wypytywał o personalia własne i towarzysza. Gdy coś się nie zgadzało z okazanymi dokumentami, razem wędrowali do policyjnego samochodu na bardziej szczegółowe sprawdzenie tożsamości. Dopiero w domu uściskaliśmy się serdecznie i przyjrzeliśmy sobie dokładnie. Jakoś wyrósł ten mój brat "Jan", zmężniał, a na twarzy pojawiło się trochę bruzd. A później, po wymianie najważniejszych informacji o rodzinie i o sobie, rozpoczęła się długa opowieść o wiodącej do Polski drodze "cichociemnych"... Za: KeDywiacy, s. 100. I trochę dłuższy fragment z zapisków Ludwika: Była niedziela rano, ludzi nie było zbyt dużo ani w tramwaju, ani na ulicach, wiec nie miałem trudności w upewnieniu się - ot tak, na wszelki wypadek - czy nie ciągnie się za mną jakiś podejrzany "ogon". Te rzeczy wykonywało się już zupełnie automatycznie. Nie muszę opisywać nastroju i uczuć, z jakimi jechałem na to spotkanie. Nie miałem przecież żadnych wiadomości o rodzinie, a brat był teraz jedynym dostępnym dla mnie źródłem wiadomości. Wychodząc z tramwaju zobaczyłem go stojącego w bramie w niedbałej pozie i ze znudzoną miną. Zbliżyłem się witając go przez podanie ręki. Postronnym widzom mogłoby się zdawać, że spotkało się dwóch znajomych, którzy widzieli się najdalej poprzedniego dnia. Brat mieszkał bardzo blisko od zbiegu Czerniakowskiej z Chełmską, wiec wolnym krokiem podążyliśmy ku jego domowi przeplatając obojętną rozmowę krótkimi danymi personalnymi z mojej "legendy". Dopiero po wejściu do mieszkania uściskaliśmy się serdecznie i zaczęły się "długie rodaków rozmowy". Przede wszystkim zaspokoiłem ciekawość co do losów matki, drugiego brata i pozostałej rodziny. Wszyscy na szczęście żyli i mieszkali w Radomiu. Matka przyjeżdżała od czasu do czasu do Warszawy, by zrobić w mieszkaniu porządek i dożywić brata domowymi przysmakami, jednak uzgodniliśmy, że przyjazd mój zachowamy przed nią w tajemnicy przynajmniej do tego czasu, dopóki nie zostanie ostatecznie ustalona sprawa mojego przydziału. Do tej pory niech nadchodzące z Portugalii przesyłki utrzymują ją jak najdłużej w przeświadczeniu, że jestem na razie poza strefą bezpośredniego zagrożenia. Z satysfakcją dowiedziałem się, że mój brat siedzi po uszy w konspiracyjnej robocie, a ponieważ zajmował samodzielne mieszkanie, mogliśmy spotykać się bez zwracania czyjejkolwiek uwagi. Za: tamże, s. 180-181.
  8. Swego czasu noże, sztylety, bagnety... Zaczęło się od kompletu, który kiedyś dziadek przywiózł z jednego z krajów azjatyckich. Potem to już co się trafiło. Zebrało się kilkanaście sztuk, ale od ponad roku zarzuciłem to. Lata temu zbierałem różnego rodzaju modele i figurki, tak te historyczne jak i do bitewniaka "Władca Pierścieni". Ogółem ładne kilkanaście lat kolekcjonowałem to. Większość ciągle mam. Obecnie jeśli chodzi o zbieranie czegokolwiek historycznego, to chyba tylko książki, szczególnie te stare. Jak na razie szczególnie cieszy mnie tomik poezji Słowackiego z 1898, Gomulickiego z 1917, Wesele z 1939 i opracowanie dt. warszawskiej kanalizacji, wydane w 1937. Udało mi się dopaść za jakieś 100 zł, podczas gdy inne egzemplarze, które miałem okazję widzieć, chodziły w granicach 1000.
  9. Co możesz powiedzieć o Hitlerze?

    Secesjonisto, no naprawdę, wyciągać mi po ponad trzech latach coś takiego... to jest zwyczajnie cios poniżej pasa A tak na serio. Moje wypowiedzi w tym temacie, jak i masę innych na tym forum, proszę traktować jedynie jako ciekawostkę przyrodniczą i wypociny kogoś, kto czuł się na siłach dyskutować nawet o tym, o czym nie ma pojęcia. Niemniej dobrze wiedzieć, że ktoś ma siły prostować moje głupoty.
  10. Rola internetu dla historyków

    A ja pozwolę sobie przytoczyć fragment wywiadu, jaki miałem okazję przeprowadzić z prof. Choińską-Miką w październiku roku ubiegłego nt. tego, co zmieniło się w Instytucie Historycznym UW przez ostatnie kilkanaście lat: I jeszcze kolejna zmiana – to pojawienie się bardzo wielu nowych możliwości i sposobów prowadzenia badań naukowych. Mamy je nieporównanie większe niż mieliśmy 20 czy 30 lat wstecz. Dzięki Internetowi mamy dostęp do bardzo wielu zagranicznych bibliotek i archiwów, do książek w obcych językach, których nie musimy już z trudem zdobywać. Możemy nawiązywać kontakty z badaczami z innych krajów, możemy - bez opuszczania domu czy instytutu – brać udział w międzynarodowych projektach i innych ciekawych inicjatywach. Oczywiście Internet nigdy nie zastąpi bezpośrednich kontaktów naukowych i prawdziwej dyskusji w „realu”, z jej unikalna atmosferą intelektualną i emocjonalną. Za: https://historia.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1347:tradycja-i-zmiany-wywiad-z-prof-jolant-choisk-mik-z-okazji-80-lecia-ihuw&catid=55:wywiady&Itemid=413 [dostęp na: 11.01.2011 r.] Od internetu nie da się uciec. Ułatwia życie w sposób absolutnie niepodważalny. Coraz większe zbiory są dostępne dzięki umieszczaniu ich w sieci. Do tego dochodzi aspekt magazynowania tych wszystkich materiałów. Nie da się przecież tych zwiększających się zasobów archiwalnych upychać bez końca. Coś kiedyś w końcu będzie musiało ulec zniszczeniu. Sam już słyszałem niejedną historię na temat zbiorów, które z różnych względów musiały ulec zniszczeniu, bądź też były ratowane w ostatniej chwili i powstawały na ich podstawie całkiem ciekawe prace. A digitalizacja i udostępnianie tego przez internet pozwalają uratować niektóre zbiory. Dzięki czemu w przyszłości kolejne pokolenia historyków będą mogły korzystać z tego. Ile to razy dzisiaj badając jakiś temat natykamy się na informację o źródle, które kiedyś przepadło w pomrokach dziejów. Sam miałem tak parę razy. Świadomość, że kiedyś coś takiego było, a dzisiaj nie mam szans zapoznać się z tym, jest przeraźliwie dobijająca. No to jest osobna kwestia. Choć fakt faktem, kiedy miałem okazję wziąć do ręki chociażby dokumenty KeDywu OW AK, wrażenie było niesamowite. W zbiorach dra Rybickiego zachowały się np. grypsy pisane przez jednego z żołnierzy, który trafił na Pawiak i w okresie Bożego Narodzenia pisał do swojej narzeczonej. I choć to samo mam przedrukowane w zbiorach dokumentów, to jednak patrzenie na coś, co ten człowiek miał w ręku, to coś czego nie jestem w stanie opisać. Tak samo, gdy brałem do ręki dokumenty pisane przez pewną konkretną osobę Ale z praktycznego punktu widzenia internet jest rzeczą czy to dla zawodowego historyka, czy dla amatora (tutaj chyba nawet bardziej), czymś bardzo przydatnym.
  11. Ulubiony historyk

    Ulubiony historyk... no, paru jest. Przede wszystkim ci zajmujący się tematyką okupacji w Warszawie i Powstaniem Warszawskim. Tutaj na pewno Robert Bielecki. Znany głównie za swoje prace dt. okresu napoleońskiego, ale rzadko kiedy się pamięta, że równie bogate są jego zbiory nt. okupacji i Powstania. Wystarczy wspomnieć monografię baonu "Wigry", pracę o "Gustawie" i "Harnasiu", losy szpitala na Długiej 7, trzytomową pracę z wykazami żołnierzy Powstania (kto i kiedy w jakim szpitalu/punkcie opatrunkowym, archiwum PCK z ekshumacji), praca napisana wspólnie z Juliuszem Kuleszą o "Pięści". Do tego jego archiwum zachowane w Gabinecie Rękopisów w BUWie. Człowiek instytucja, podobnie jak Romuald Śreniawa-Szypiowski. Początek jego prac nad historią Powstania to już okres samych walk, kiedy schował w puszkach pierwsze materiały. Potem przez lata zbieranie kwestionariuszy od Powstańców. Część WIEPW poświęcona właśnie biogramom, to w sporej części zasługa Śreniawy-Szypiowskiego. Do tego różne prace, z opracowaniem listy barykad Powstania Warszawskiego i tekstem nt. baonu "Czata 49" na czele. Bez wątpienia historykiem, którego szalenie cenię, jest profesor Strzembosz. Do dzisiaj chyba niedościgniony autorytet w kwestii konspiracyjnej Warszawy. Jego prace to nieustannie absolutna podstawa. Tak samo prace prof. Szaroty, który z kolei zrobił i robi wiele dla poznawania losów całej Warszawy pod okupacją. Szczególnie cenię sobie opracowanie pamiętnika Franza Blattlera, choć bez wątpienia tą najlepiej znaną pracą jest Okupowanej Warszawy dzień powszedni. Oczywiście również Adam Borkiewicz i Jerzy Kirchmayer za syntezy Powstania. Kolejna grupka to historycy zajmujący się szeroko rozumianą Warszawą. I tutaj Jerzy Kasprzycki za serię Korzenie miasta, prof. Marek Kwiatkowski (tutaj ciężko aż wybrać konkretną pracę), czy też z obecnie piszących Jerzy S. Majewski za wspaniałe artykuły w Gazecie Stołecznej. Trzecia grupa to historycy, których miałem okazję poznać osobiście i zrobili na mnie wrażenie jako wykładowcy potrafiący nauczyć pewnych elementów warsztatu historyka, tudzież zarazić pasją. I tutaj absolutnym numerem jeden jest człowiek, którego będę wielbił do końca świata i jeden dzień dłużej: profesor Marcin Kula. Pierwszy kontakt miałem z nim na pierwszym roku, prowadził zajęcia z socjologii. Już wtedy wiedziałem, że co jak co, ale dalszą karierę muszę ukierunkować w jego stronę. I faktycznie udało się. Umiejętność opowiadania, pokazywania w pozornie nieistotnych rzeczach fragmentów, które zmuszają do szerszej refleksji. Historii naucza w sposób dość nietypowy, jest zwolennikiem łączenia różnych nauk (sam ma skończoną jeszcze socjologię). Od lat nie pisze prac stricte historycznych, bo jak sam mówi, teraz już nie musi, teraz robi to, co sprawia mu przyjemność. Druga taka osoba, to dr Maciej Wojtyński. Absolutnie wybitna osobowość. Przede wszystkim świetnie zna historię Warszawy i nie ukrywa swojego uczucia do tego miasta (już za samo to ma u mnie ogromnego plusa). Gawędziarz z niego nie z tej ziemi. Lata pracy w TVP pozwoliły zebrać mu niesamowity bagaż anegdot, historyjek, rzeczy o których nie mówi się na co dzień. Ale to to najważniejsze, to sposób nauczania. Już na pierwszych zajęciach jasno dał do zrozumienia, że to co go najbardziej interesuje w historii, to stawianie pytań i zwracanie uwagi na najdrobniejsze elementy źródła, jakie by ono nie było. I trzecia osoba, profesor Mirosław Nagielski. Za pasję. Umiejętność przekazania wiedzy. I w końcu profesor Tomasz Nałęcz. Ma w sobie jakiś taki nieodparty urok. I choć potrafi sprawić, że człowiek zapadnie się przy nim pod ziemię ze wstydu, to jednak wszystko to wychodzi na dobre zapadającemu się. Szalenie miło wspominam czas, kiedy miałem w miarę regularny kontakt z profesorem.
  12. Handel w okupowanej Warszawie

    Bez przesady, ot odpowiednia pozycja na półce. A jeśli te dane mogą się przydać, to z chęcią je wrzucam. Obiecane przydziały kartkowe dla dzieci, tym razem brakuje danych za styczeń 1943 r. względem tej samej tabelki dt. dorosłych: - chleb żytni 76,50/4,50/2,97/3,15/4,55/4,90/4,20/2,82/3,02/2,75/3,02/4,00/4,00; - mąka pszenna 3,60/0,40/0,40/b.d./b.d./1,30/0,40/0,40/b.d./0,40/0,40/0,37/0,37; - mąka i płatki owsiane b.d./b.d./b.d./1,20/b.d./b.d./b.d./0,25/0,50/0,25/b.d./0,13/0,08; - makaron 1,00/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,25/b.d./0,25/b.d./0,11/0,13; - kasza 0,10/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,50/b.d./0,06/0,08; - mięso 1,60/0,30/0,40/0,40/0,40/b.d./0,30/0,20/0,80/b.d./b.d./0,20/0,10; - tłuszcz b.d./b.d./b.d./0,20/b.d./0,10/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d.; - jaja (sztuki) 18/2/3/4/2/9/3/b.d./b.d./4/2/b.d./b.d.; - cukier 8,80/0,40/1,00/1,80/b.d./1,05/b.d./0,20/b.d./0,20/0,20/0,30/0,30; - marmolada 1,00/b.d./b.d./0,20/0,40/0,48/0,24/0,24/0,24/0,24/0,24/50/0,50; - cukierki b.d./b.d./b.d./0,03/0,10/0,15/0,10/0,10/0,10/b.d./b.d./b.d./b.d.; - kawa zbożowa b.d./b.d./0,05/b.d./0,05/0,20/0,10/0,10/b.d./0,05/0,05/0,12/0,12; - herbatniki b.d./b.d./b.d./b.d./0,20/0,20/0,20/0,10/0,10/b.d./b.d./b.d./b.d.; - ziemniaki 84,00/b.d./5,00/b.d./30,00/b.d./b.d./b.d./90,00/b.d./b.d./20,00/20,00/b.d. Za: B. Kroll, Opieka i samopomoc społeczna w Warszawie 1939-1945, Warszawa 1977, s. 88. A tutaj wzrost cen na czarnym rynku od maja '41 do marca '44 (za rok '41 po kolei jest maj, lipiec i październik, lata 1942-43 to dane za styczeń, kwiecień, lipiec i październik, z '44 są styczeń i marzec, pogrubione pierwsze miesiące z danego roku; podstawa oznaczona w tabelce jako 100, liczona była za lipiec '39): - chleb żytni razowy 4250/4000/2636/2454/4222/3182/3693/3975/5164/4658/3464/4064/3854; - mąka pszenna 4500/4600/3580/3386/4843/4365/5312/6081/8306/7898/6426/6667/2204; - mięso wołowe 1000/1106/1173/1342/1906/1869/2785/3975/6181/5197/5524/6058/5920; - mięso wieprzowe 1370/b.d./b.d./b.d./2981/3344/4994/6748/9546/7974/7960/7812/8272; - słonina 2125/2900/3039/3410/5682/6896/8847/b.d./14646/13020/13245/10839/10808; - masło 1490/b.d./b.d./b.d./3526/3101/6601/6765/10610/7274/8488/7839/10023; - mleko (za litr) 1000/b.d./b.d./b.d./2015/2037/3474/4512/5325/4808/5185/6048/6281; - jaja (za sztukę) 1300/b.d./b.d./b.d./2262/2650/4275/8150/5575/5300/7538/10100/7188; - groch 4950/b.d./b.d./b.d./6824/5294/5771/6716/6943/7054/7306/8054/7356; - ziemniaki 2500/2750/1786/2043/2543/2307/1736/b.d./2251/2729/2179/2214/2157; - cukier 2300/2750/2364/3121/5562/5747/7471/7578/9911/9177/8040/7708/7075. Za: B. Kroll, Opieka i samopomoc społeczna w Warszawie 1939-1945, Warszawa 1977, s. 92.
  13. Oddział Dyspozycyjny "A"

    Swego czasu pisałem na temat dołączenia Krystyny Dębskiej-Sosabowskiej i Anny Górskiej-Kaczyńskiej do OD "A" w dniu 4 sierpnia. Tutaj jak wspominała tę historię Danuta Mancewicz-Drebert "Danusia": Porozmawiajmy jeszcze o Powstaniu. Gdzie zastał panią jego wybuch? Mnie nie musiał zastawać; ja byłam umówiona ze wszystkimi. Miałyśmy zbiórkę umówioną na odpowiednią godzinę 1 sierpnia na Szpitalnej, gdzie byłyśmy cztery – Krystyna Sosabowska, żona "Stasinka", zawodowa pielęgniarka, druga zawodowa pielęgniarka, żona doktora Kaczyńskiego, Anula, i my dwie z Zosią łączniczki, chociaż po przeszkoleniu sanitarnym jeszcze w "Baszcie". Oprócz nas było jeszcze kilka dziewczyn nam nieznanych i jakaś komendantka, która usiłowała wojskową dyscyplinę stosować do nas, a myśmy były dwie absolutne buntownice i ta dyscyplina nam nie odpowiadała całkowicie. Tam zostałyśmy umówione na dwie godziny wcześniej niż wybuch Powstania, albo jeszcze wcześniej, bo pamiętam, że jeszcze gdzieś zdążyłam pójść na obiad. Nasi chłopcy mieli zdobyć Stawki, co zrobili, i do Śródmieścia dołączyć. Mieliśmy być wszyscy razem jako ochrona sztabu głównego, który się mieścił nie od razu w PKO, ale właśnie w Śródmieściu. Chłopcy nie przyszli, bo "Radosław" ich zatrzymał na Woli. Tam byli bardziej potrzebni, a szkoda, bo może by w tym Śródmieściu trochę więcej ich przeżyło. Ciągle nam się wydawało, że przyjdą, i nie przyszli. Potem przyszedł do nas doktor Rybicki, komendant "Kedywu", który miał swoją kwaterę gdzieś przy ulicy Pańskiej, ale przyszedł sprawdzić, co jest z dziewczynami, i te dwie żony, pielęgniarki zawodowe, zabrał na Wolę do oddziału. Z Zosią z oburzenia żeśmy się nie posiadały! Jak można było nas nie zabrać, tylko dwie biedne sieroty zostawić na pastwę tej komendantki! One odeszły dwie, trzy może; źródła mówią, że zanim "Stasinek" został ranny, to Krystyna była przy nim. Za: http://ahm.1944.pl/Danuta_Mancewicz-Drebert/4/slowa-kluczowe [dostęp na: 10.01.2011 r.] Poza samymi informacjami na temat przejścia na Wolę uwagę zwraca fragment dt. pierwotnego przydziału oddziału i tego, co mogło to zmienić. Sam już nie raz zastanawiałem się, jak dużo by to zmieniło. Nie ma Stawek, nie ma Starówki, nie ma przejścia górą do Śródmieścia, nikt nie idzie na Czerniaków i Mokotów. Zamiast tego walki w rejonie placu Napoleona i Poczty, kościół św. Krzyża i Komenda Policji na Krakowskim Przedmieściu, być może PASTa, być może walki o utrzymanie linii Nowego Światu ("odwrót tylko na noszach")... Czekałby ich zapewne los podobny do oddziału "Kosy" czy też "Koszty" mjra Micha. Tutaj od razu przypomina mi się to, co nie raz przytacza generał Ścibor-Rylski: jak to jest, że człowiek koło mnie ginie, a ja żyję dalej. Tak samo tutaj, jedna decyzja "Radosława" i być może dzisiaj mógłbym zbierać informacje o profesorze Wiwatowskim. Przechodząc do konkretów. W dzienniku bojowym OD "A" jest informacja, że podczas zdobywania Stawek w dniu 1 sierpnia w ręce oddziału dostał się m.in. 1 samochód osobowy. Trafił ktoś kiedyś na wzmiankę na jego temat? Interesuje mnie szczególnie to, co się z nim stało. Czy został w dyspozycji "Stasinka" i "Olszyny", czy też może jednak przeszedł do innego oddziału i np. transportowano nim zaopatrzenie ze Stawek, albo wożono rannych. Jaka to była konkretnie maszyna zastanawia mnie w mniejszym stopniu, choć z chęcią i tego bym się dowiedział.
  14. Handel w okupowanej Warszawie

    To w takim razie pozwolę sobie uzupełnić tabelkę (dane po kolei za: lipiec 1939, październik 1939, styczeń, kwiecień, lipiec i październik '40, '41 oraz '42, styczeń, kwiecień i czerwiec '43 oraz kwiecień '44 - za każdym razem pogrubiałem pierwszy miesiąc w roku z zestawienia, pomijając 1939) - chleb żytni razowy 0,28/1,68/2,00/1,74/1,54/1,66/2,44/2,86/13,25/7,50/6,77/11,82/8,91/10,00/12,00/14,40/120,00/12,00; - mąka pszenna 0,51/2,42/2,50/3,75/4,41/4,88/5,31/6,80/26,00/18,50/17,27/24,70/22,26/27,00/28,00/42,00/36,00/32,80; - mięso wołowe 1,56/3,81/7,00/9,00/11,29/6,66/6,00/8,29/22,50/21,12/20,94/29,79/29,15/42,00/57,00/96,00/85,00/96,00; - mięso wieprzowe 1,60/7,00/10,50/13,60/9,00/8,77/10,34/13,63/20,53/30,39/b.d./47,70/53,50/b.d./b.d./b.d./b.d./138,00; - słonina 1,61/9,00/15,00/15,00/18,11/15,83/14,79/17,37/46,88/57,87/54,90/91,43/110,59/153,00/154,00/236,00/182,50/174,00; - masło 2,73/12,75/19,00/20,51/22,00/21,47/21,84/27,89/45,27/57,89/b.d./96,26/98,76/157,00/178,00/290,00/192,00/245,00; - mleko (za litr) 0,27/1,07/1,20/2,50/1,50/1,49/1,81/1,86/3,33/4,12/b.d./5,44/5,50/8,50/12,50/14,50/12,00/15,65; - jaja (za sztukę) 0,08/0,36/0,51/0,54/0,50/0,54/0,91/0,80/1,33/1,57/b.d./b.d./2,12/3,30/7,00/4,50/4,00/4,95; - groch 0,35/1,57/2,75/6,00/5,75/5,39/5,95/7,65/18,69/16,34/b.d./20,39/10,53/b.d./b.d./b.d./b.d./26,20; - ziemniaki 0,14/0,63/1,00/0,94/0,89/0,32/0,69/1,04/4,30/1,95/2,86/3,56/3,23/2,50/2,40/3,50/5,00/3,45; - cukier 1,00/2,75/2,70/4,75/7,10/6,28/8,32/8,88/25,00/21,87/31,21/55,62/57,47/60,00/68,00/99,00/78,00/95,80. Tutaj odpowiednio stan za cały rok 1940 oraz styczeń, kwiecień, lipiec i październik 1941-43 plus grudzień '43, pierwsze miesiące roku znowu pogrubione - chleb żytni 81,32/6,00/4,75/4,90/5,95/6,65/5,60/4,30/4,45/4,30/4,29/4,45/9,00/8,00; - mąka pszenna b.d./0,40/b.d./b.d./b.d./0,80/0,40/0,40/b.d./0,40/0,20/0,20/0,35/0,35; - mąka żytnia 3,60/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,20/0,40; - mąka i płatki owsiane b.d./b.d./b.d./0,20/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,09/0,06; - makaron 1,00/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,07/0,09; - kasza 0,10/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,04/0,06; - mięso 1,60/0,30/0,40/0,40/0,40/0,20/0,30/0,20/0,80/0,10/b.d./0,10/0,02/0,10; - tłuszcz b.d./b.d./b.d./0,20/0,10/0,15/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d.; - jaja (sztuki) 18/2/3/4/2/9/3/b.d./b.d./2/4/b.d./b.d./b.d.; - cukier 8,80/0,40/1,00/1,80/b.d./1,05/b.d./0,20/b.d./0,20/0,20/0,20/0,30/0,30; - marmolada 1,00/b.d./b.d./b.d./0,40/0,48/0,24/0,24/0,24/0,24/0,24/0,24/0,50/0,50; - cukierki b.d./b.d./b.d./0,03/0,10/b.d./0,10/0,10/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d.; - kawa zbożowa b.d./b.d./0,16/b.d./0,05/b.d./0,10/0,10/b.d./0,07/b.d./0,05/0,12/0,12; - sól 5,40/b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./b.d./0,30/b.d./b.d./b.d./b.d.; - ziemniaki 84,00/b.d./5,00/b.d./30,00/b.d./b.d./b.d./90,00/b.d./b.d./b.d./20,00/b.d. Obie tabelki autor oparł na dokumentach RGO znajdujących się w AANie. Niedługo postaram się uzupełnić to o przydziały kartkowe dla dzieci i wskaźnik wzrostu cen artykułów spożywczych na czarnym rynku do marca '44.
  15. Narya, nie wiem o co Ci chodziło, ale mój post był jedynie luźną uwagą, bez głębszego odnoszenia się do tego, co zawarłeś w swoim wpisie
  16. Przebicie do Śródmieścia

    Plany mają to do siebie, że kiedyś są weryfikowane. Z taką weryfikacją mieliśmy do czynienia w nocy z 30/31 sierpnia. Przechodzenie nad tym faktem - bez odnoszenia się do realiów tamtej nocy - do dyskusji o tym, jak powinno być, gdyby wszystko się udało, jest zwyczajną gdybologią. Jeszcze chwila i dojdziemy do sytuacji, w której Niemcy w ogóle nic nie robią. Plan musiał funkcjonować w pewnych określonych warunkach. Naprawdę nie rozumiem, czemu kompletnie to ignorujesz. Na tej samej zasadzie możemy porozmawiać o szansach samego Powstania. Bo plan miał szanse. Ale ktoś te szanse zmniejszył. Nie twórzmy nowej historii. Zadaniem desantu było przede wszystkim uchwycenie placu Bankowego, zabezpieczenie wylotów ulic i czekanie na kolumny szturmowe. Wszelkie inne zadania były zależne od sytuacji. W grę wchodziło i wprowadzenie zamieszania i związanie jak największych sił wroga. To przy założeniu, że plac Bankowy jest pusty. A nie był. Tak więc automatycznie znikał problem, co zrobić. Tak się jakoś dziwnie składa, że "Wachnowski" po latach mówił, że na plan zgodził się, bo widział, że jego dowódcy tego oczekują. Sam uważał, że szans powodzenia nie ma. Piszę to już bodaj po raz trzeci. A ja napisałem, że nie wykorzystywano? Korzystano z tej drogi. Wystarczy wspomnieć patrol "Agatona" czy też wyprawę mjra "Okonia", obaj na Żoliborz. Ze Starówki do Śródmieścia również poszły patrole/łącznicy. Jednak wszystko to było utrudniane przez wysoki poziom ścieków. Ewakuacja Starówki kanałami w połowie sierpnia na ten przykład byłaby raczej niewykonalna, właśnie przez to, jak wyglądała sytuacja w samych kanałach. Nie mam zielonego pojęcia. Nie kojarzę abym kiedykolwiek czytał coś na ten temat. Udział w dyskusji ze swojej strony uważam za zakończony. Nie bardzo widzę sens w ciągłym przerzucaniu się tymi samymi argumentami. Szkoda tylko, że nie odniosłeś się FSO do cytowanych fragmentów prac Borkiewicza, Kirchmayera i Przygońskiego, oraz opinii samego "Wachnowskiego", a także do moich pytań (ciągle nie wiem, pod czyim wspólnym dowództwem były wszystkie siły biorące udział w akcji, jak należało rozwiązać problem kolumny "Jesiona", jak w krótkim czasie zaradzić pojawieniu się ogromnych mas ludności cywilnej, co zrobić z opóźniającym się "Sosną"... coś by się pewnie jeszcze znalazło). Miło było, ale się skończyło:)
  17. Przebicie do Śródmieścia

    Jakieś konkretne nazwiska? Akurat Przygoński nie krył się specjalnie ze swoją ostrą krytyką działań AK, szczególnie "Radosławowi" mocno się obrywało u niego. Miejscami ta krytyka odbywa się kosztem różnych błędów. Już kiedyś omawiałem fragment poświęcony desantowi kanałowemu. Trzy opisy, które wzajemnie nie do końca do siebie pasowały. Raz winni oficerowie dowodzący akcją, raz plan do niczego bo rozpoznanie błędne, raz akcja potrzebna, raz niepotrzebna. Tak więc jego założenia trzeba weryfikować szczególnie dokładnie. Mimo to samą pracę uważam za bardzo przydatną i ciekawą.
  18. Ja tylko z taką jedną refleksją. Obóz solidarnościowy... a tak się zastanawiam, czy to aby na pewno można zrzucać w tym momencie na polityków, czy osoby z polityką związane. Może to jednak ludzie pamiętający jak to wyglądało za PRLu, chcąc teraz tego odwrócenia? Ostatnio wyszła bardzo ciekawa praca prezentująca wyniki badań nt. pamięci o drugiej wojnie światowej, które przeprowadzono dla Muzeum Drugiej Wojny Światowej w Gdańsku w roku 2009: Kwiatkowski P. T., Nijakowski L. M., Szacka B., Szpociński A., Między codziennością a wielką historią. Druga wojna światowa w pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, Gdańsk-Warszawa 2010. Już na wstępie prof. Kwiatkowski pisze o tym, jak wyglądało kształtowanie się tej pamięci w PRLu. Jak to ludzie przechowywali pamięć o tym, o czym władze zabraniały mówić, a niechętnie przyjmowali do wiadomości to co najmocniej propagowano [tamże, s. 17]. Teraz, kiedy można mówić o tym, co kiedyś zakazane bądź też usuwane w cień, dla mnie dość logiczną sprawą jest fakt, że ludzie właśnie o tych kiedyś zakazanych sprawach chcą czytać, słuchać, stawiać sobie za wzory, ideały. Odnoszę wrażenie, że teraz sprowadzanie tego tylko i wyłącznie do działań chociażby polityków, jest zbytnim uproszczeniem. Nawet jeśli faktycznie jest tak, że politycy odwracają to patrzenie na historię, to jak na moje oko i tak jest to jedynie odpowiedź na zapotrzebowanie ze strony społeczeństwa. Wystarczy wspomnieć, jak ważną sprawą dla Warszawy była budowa Muzeum Powstania Warszawskiego. Prasa co jakiś czas drukowała kolejne raporty z postępów na budowie (wcześniej - czyli przed ogłoszeniem, że na 1 sierpnia 2004 będzie gotowe muzeum na Przyokopowej - pojawiały się artykuły, w których autorzy wyrażali swoje zaniepokojenie, oburzenie, żal, że dotąd takie muzeum nie powstało), listy od ludzi, którzy cieszyli się, że w końcu coś się ruszyło, czy też martwili tym, że mimo zbliżającego się terminu oddania muzeum, ciągle nie widać końca prac. Warszawa chciała pamiętać. A podejrzewam, że spokojnie można by znaleźć kilka podobnych przykładów na przestrzeni ostatnich kilku, kilkunastu lat. Ale rzecz jasna mogę się mylić. Sam badań jakichś długotrwałych nad tym nie prowadziłem. Ot kilka lektur na temat kształtowania się pamięci po '45, trochę siedzenia nad materiałami dt. pamięci Powstania Warszawskiego. Z chęcią poczytam, co mają mądrzejsi do powiedzenia
  19. Czego teraz słuchasz?

    Stare: Nowe: Choć do Grzesiuka nawet nie ma co porównywać, to i tak tej nowej wersji słucha się całkiem przyjemnie...
  20. IV KRUCJATA PRZYCZYNY

    Informacja dla autorki tematu: zakładanie po raz kolejny tematu z taką samą prośbą niczego nie da, co najwyżej ostrzeżenie. My za nikogo nie rozwiązujemy zadań, nie odrabiamy prac. Co najwyżej pomagamy trafić na właściwą odpowiedź, albo sprawdzamy i poprawiamy rozwiązania, do których doszła osoba mająca z czymś problem. I tego proszę się trzymać.
  21. Ten fragment prof. Szarota oparł na Nowym Kurierze Warszawskim, nr 282 z dnia 29 listopada '43. I faktycznie sprawa ciekawa. Dobrze byłoby to zweryfikować jakoś.
  22. Przebicie do Śródmieścia

    A można wiedzieć, skąd to założenie? Podczas rozmów kapitulacyjnych von dem Bach mówił Irankowi-Osmeckiemu, że Niemcy byli absolutnie zszokowani tym, że Powstańcom udało się uciec kanałami, bo tego kompletnie nie brali od uwagę. Co więcej, sam von dem Bach był wcześniej zdania, że informacje o łączności kanałowej są przesadzone. Dopiero wyjście sił ze Starówki uświadomiło mu, że jest inaczej. Od tego czasu zaczął stykać się z sytuacją, że poszczególni dowódcy bali się ataku na tyły, właśnie przez kanały. Proszę o dowód w postaci meldunków niemieckich. Inaczej tak kategoryczne stwierdzenie nie ma racji bytu. Na placu Bankowym zamieszanie trwało około 15 minut. Niech w tym wypadku trwa nawet te 10 minut więcej. Sądzisz, że to jest czas wystarczający do tego, aby Powstańcy zdołali się przedrzeć wszystkimi kolumnami do celu? Nawet ta kolumna z rannymi? Ciekawe... FSO, nie wiem czemu zakładasz, że Niemcy musieli mieć jakiś skoordynowany plan obrony na całej linii uderzenia Powstańców. Nie wystarczyłaby zwyczajnie obrona własnych stanowisk? Nawet w takim przypadku Powstańcy nie mieliby zbyt wielkich szans. Do tego dochodzi to, że po zlikwidowaniu desantu kanałowego Niemcy mieliby na placu Bankowym siły już zaalarmowane, wiedzące że coś się dzieje i gotowe do walki. I niech wtedy do placu zaczną zbliżać się grupy szturmowe. Zamiast swoich natykają się na Niemców. Tamci niech nawet będą zaskoczeni, ale na pewno nie byłoby to zaskoczenie większe niż to powstałe wraz z pojawieniem się por. Byczkowskiego i jego ludzi. Niemcy z przodu, Niemcy po bokach, a trzeba iść dalej, bo za pierwszym rzutem już czekają ranni, straż tylna i ludność cywilna. Nie... błagam... jakie kilka godzin!? W rzeczywistości przebicie zostało rozbite przez Niemców już na samym starcie, a Ty wymagasz utrzymania korytarza kilka godzin? Flankujący ogień niemiecki, lokalne kontruderzenia, Powstańcy mający z każdą chwilą coraz mniej amunicji i ludzi, do tego pozycje na Starówce, przez które w każdej chwili może wpaść wojsko niemieckie, zachodząc uciekających od tyłu. Już nawet nie pytam, jak wyobrażasz sobie utrzymanie tego korytarza przez kilka godzin. A co o przyczynach porażki konkretnie pisał Kirchmayer [Powstanie Warszawskie, Warszawa 1984, s. 349-350]: Podstawową trudnością przy przebijaniu się była silna i trudna do rozpoznania pozycja Niemców na ul. Bielańskiej. Wynikało to nie tylko z tego, że teren miedzy Bielańską, a placem Bankowym był jedną pogmatwaną masą ruin, wypalonych domów i na wpół zasypanych piwnic, przez które przebicie się było bardzo trudne, ale także dlatego, że ulicę Bielańską flankowała niemiecka broń maszynowa od strony placu Teatralnego i od Tłomackiego. Zagadnienie polegało więc bardziej na zlikwidowaniu flankujących źródeł ognia nieprzyjaciela niż na czołowym natarciu zgrupowania mjra "Jana". Trzeba było mocno ancierać także na skrzydłach i opanować zachodnią część placu Teatralnego oraz rejon skrzyżowania Tłomackiego z Bielańską, bo w przeciwnym wypadku nie można byłoby przeprowadzić długiej kolumny płka "Jesiona". W planie natarcia myśl ta wyraziła się w zadaniu zgrupowania mjra "Sosny". Zadanie to bowiem należało rozumieć przede wszystkim jako zwalczenie niemieckich źródeł ognia flankujących posuwanie się natarcia mjra "Jana" i płka "Jesiona" od strony Tłomackiego. Natomiast sprawa osłony od strony placu Teatralnego pozostała otwarta, ponieważ nie utworzono zgrupowania analogicznego do zgrupowani mjra "Sosny" z zadaniem uderzenia na zachodnią część placu Teatralnego. Zabrakło sił na wykonanie tak trudnego zadania. W wyniku wyznaczony pas przebicia był tak wąski, że gdyby nawet grupy szturmowe włamały się w głąb stanowisk niemieckich i przedostały się na plac Bankowy, to kolumna płka "Jesiona" i straż tylna mjra "Roga" nie zdołałyby się przedostać w ślad za nimi, ponieważ nie pozwoliłby na to flankujących ogień ze skrzydeł i bez wątpienia także przeciwuderzenie z tych samych kierunków. Odcinek ul. Bielańskiej można było bowiem w tych warunkach przeskoczyć niewielką grupa szturmową, nie można go było przejść kolumna. A teraz Przygoński [Powstanie Warszawskie w sierpniu 1944 r. t. 2, Warszawa 1980, s. 450]: Jest więc paradoksem historii, że to właśnie ludność Starówki, która jako pierwsza miała paść ofiarą akcji przebicia, stała się głównym czynnikiem, który ją sparaliżował i już z zarodku pozbawił zamierzonych efektów. Zresztą kto wie? Może to właśnie nieprzewidziana reakcja ludności Starówki uratowała wówczas Grupę "Północ" od ostatecznej klęski i unicestwienia? Można bowiem wyobrazić sobie, co by się działo, gdy w ciemnościach, śród zwału gruzów i ruin, prawie bezbronna kolumn marszowa płka Klepacza - dźwigająca masę rannych i przemieszana z ludnością cywilną - dostała się w kleszcze morderczego ognia niemieckich granatników i karabinów maszynowych na pl. Bankowym i w rejonie pl. Żelaznej Bramy, gdzie akurat natrafiłaby na kontruderzenie nieprzyjaciela, rozwijające się wzdłuż Chłodnej i pl. Mirowskiego oraz od strony Ogrodu Saskiego. Masakra byłaby wówczas straszliwa. Tak, nie ma to jak porównać regularną armię dysponującą bronią pancerną, artylerią i lotnictwem, do Powstańców, którym ledwo starczało amunicji i broni. - Zgadzam się, jednak nie dało się tego uniknąć. O ile można było ewentualnie zrobić to na górze, o tyle desant kanałowy był pozbawiony jakiejkolwiek komunikacji. Można było wysłać łącznika, ale ten też mógłby nie zdążyć. - Jasne, ale do tego potrzebna jest realizacja pierwszego założenia, a jak już napisałem, ze względu na desant kanałowy nie dałoby się tego osiągnąć. - Owszem, ale to z czegoś musiało wynikać. Nie wzięło się ot tak z sufitu. - Pełna zgoda. Niemniej to okazuje determinację dowódców, którzy chcieli się wydostać z kotła staromiejskiego. Kolejny raz wymagasz stosowania się do reguł, które można stosować w miarę normalnych warunkach (jak na czas wojny normalnych), w trakcie Powstania, któremu w kwestii sytuacji w jakiej znajdowali się Powstańcy, daleko do normalności. A skąd dowódcy mieli przewidzieć taką, a nie inną reakcję ludności cywilnej? Bo wątek cywili pomijasz FSO od początku, podczas gdy jest to jeden z mocniej akcentowanych elementów niepowodzenia akcji przebicia. To właśnie ludność cywilna, gdy zorientowała się, że szykuje się wyjście z kotła, zaczęła wychodzić na wąskie, zasypane gruzami uliczki Starego Miasta i blokować podejście na pozycje wyjściowe poszczególnym oddziałom. Hałas tym spowodowany, bo to musiało wywołać hałas, plus zamieszanie w szeregach Powstańczych, to musiało odbić się na początku akcji. I odbiło się. Do tego do dziś nie wyjaśniona sprawa z opóźnieniem "Sosny". Tutaj fragment z Podlewskiego, pokazujący na czym polegał problem z ludnością cywilną [Przemarsz przez piekło, Warszawa 1957, s. 495]: O północy grupa oficerów wyszła z refektarza kościoła świętego Jacka, aby udać się na ulicę Hipoteczną. Od razu dostrzegli ogromne rzesze ludności, zdążające ze wszystkich stron w ulicę Długą. Im bardziej zbliżali się do ulicy Hipotecznej, tłum rósł, wzmagał się napór, chwilami powstawał taki tłok i ścisk, że nie można było się ruszyć. Cały sztab ugrzązł w tym tłumie. Dopiero po ogromnych wysiłkach udało się wydostać z tej ruchomej prasy i sztab dotarł do lokalu kina. Nawet jeśli wszystko było dograne na czas, to wraz z pojawieniem się tych mas ludności cywilnej, które blokowały jakikolwiek ruch, a bywały nawet wrogo nastawione do Powstańców, wszelkie założenia brały w łeb. Tak więc Twoja uwaga odnośnie tego, kto powinien dawać konkretne odpowiedzi - choć normalnie byłaby jak najbardziej słuszna - jest kompletnie oderwana od rzeczywistości. No dobra, ale co z tego wynika? Bo nie wiem, czy jest w tym jakaś głębsza idea, czy tłumaczysz mi to, co jest oczywiste? I tak na koniec. W poprzednim poście zadałem pytanie. Pod czym - napisałeś, że pod wspólnym - dowodzeniem były wszystkie jednostki biorące udział w akcji? Dostanę odpowiedź?
  23. Batalion "Pięść"

    To przecież już napisałem, że jak będę miał dostęp do pracy Bieleckiego i Kuleszy o "Pięści" to sprawdzę
  24. Stefan Mrozowski "Pik"

    Stefan Janusz Mrozowski "Pik", "165K", "Tyrański", "Tyran", urodzony 17 lutego 1914 r. Z wykształcenia technik-mechanik, porucznik rezerwy piechoty. Udziału w walkach września '39 nie brał, był reklamowany. W podziemiu od września 1940 r., od lipca '41 oficer informacyjny rejonu w TOW. Był również Delegatem Komendy Okręgu do Podokręgu Wola. Przez spory okres czasu dowódca oddziału wolskiego Grupy "Andrzeja", oraz dowódca oddziału kolejowego (to od września '43). Na pewno od maja 1944 roku pełnił funkcję dowódcy Oddziału Dywersji Bojowej "16", czyli wolskiego. W lutym 1943 był zameldowany na Grzybowskiej 31 (na podstawie kennkarty nr 205543, Warschau 18 August 1942). Do stopnia porucznika z dn. 3 maja '44 awansowany przez "Bora" rozkazem nr 400/BP z dn. 25 lipca '44 (informacja przekazana w dniu 1 sierpnia). W Powstaniu Warszawskim dowodził plutonem osłonowym "300" dowództwa obwodu III AK Wola (później wchodzącego w skład Zgrupowania "Leśnik"). Ranny w pierwszych dniach walk, trafił do szpitala Karola i Marii, gdzie został najprawdopodobniej 6 sierpnia zamordowany przez Niemców. Miał zostać odznaczony VM V kl. oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Informacji nt. "Pika" jest zastraszająco mało. Kompletnie nic nie wiem o okresie przedwojennym. Tak samo nt. walk w Powstaniu wiem tyle, co napisałem. Dlatego też będę wdzięczny za wszelkie wskazówki co do dalszych poszukiwań
  25. Stefan Mrozowski "Pik"

    Jedną z ciekawszych dla mnie spraw związanych z por. Mrozowskim - także w kontekście T. Wiwatowskiego - jest bez wątpienia kwestia przejęcia przez niego dowodzenia nad ODB-16. Jeszcze na początku roku dowodził grupą kolejową z Woli w OD "A", a jak wiemy dzięki raportowi z wyjazdu służbowego z dnia 7 maja '44, co najmniej do tego czasu kierował już obwodowym oddziałem wolskim. I teraz rodzi się pytanie, kiedy dokładnie to nastąpiło i w jakich okolicznościach. Najprawdopodobniej związane jest to z osobą wcześniejszego d-cy ODB-16 Juliusza Sieradzkiego "Bombowca". Jeszcze pod koniec lutego '44 "Bombowiec" pełnił tę funkcję. To wiemy z pism "Andrzeja" i "Kosy". Ale później ślad się urywa. Pozostaje cały marzec i kwiecień. Sprawa z "Bombowcem" jest na tyle skomplikowana, że jej wyjaśnienie zostawię sobie na później. Wystarczy powiedzieć, że popadł on w lekki konflikt z "Andrzejem". Tak czy inaczej został odwołany, albo sam zrezygnował. Na jego miejsce "Pika" powołano najprawdopodobniej dlatego, że znał teren. Ale kiedy to się dokładnie stało oraz czy odejście z OD "A" było efektem właśnie tego przesunięcia go do ODB-16, to już niestety nie wiem. Za wszelkie informacje w tym temacie będę wdzięczny. Choć prawdę mówiąc wątpię, czy zachowało się poza dokumentacją KeDywu OW AK cokolwiek, co mogłoby tutaj w jakikolwiek sposób pomóc.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.