Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. Jesteś pewien, że to działania ZWZ/AK powodowały te represje? A od kiedy to ZWZ/AK stanowiło siłę zdolną do przeprowadzania działań dywersyjnych (dywersyjnych, nie sabotażowych, i chodzi mi o konkretny okres - 1940? 1941? a może dopiero końcówka 1943?)? W Warszawie w zasadzie dopiero końcówka roku 1942 to początek aktywności dywersyjnej, a taka naprawdę dobrze zorganizowana działalność na tym polu (nie mylić z sabotażem!), to dopiero pierwsza połowa 1943 r., kiedy swoją działalność rozwijał KeDyw KG i OW AK. Już przecież Władysław Bartoszewski i prof. Strzembosz pisali na ten temat lata temu. Do dzisiaj nie spotkałem się z jakimkolwiek kwestionowaniem ich ustaleń w kwestii wpływu działalności dywersyjnej (akcje kolejowe, zamachy na urzędników aparatu terroru itp.) na terror prowadzony przez Niemców. Żeby trochę dokładniej wyjaśnić w czym rzecz pozwolę sobie wkleić jeden z moich wpisów z dyskusji na portalu (nie chce mi się zmieniać, więc miejscami będą jakieś wstawki związane z samą dyskusją na portalu): Jak było na innych obszarach, nie wiem, choć zakładam, że jednak Warszawa nie była tutaj jakimś wyjątkiem (może lepiej orientujący się w kwestii innych obszarów gdzie AK działała wypowiedzą się tutaj). Więc FSO, jeśli możesz, odnieś się do tego, uwzględniając ustalenia prof. Strzembosza i W. Bartoszewskiego. Bo niestety, ale nie mogę się zgodzić z Twoją tezą o rozstrzeliwaniu zakładników pod wpływem działalności podziemia. Owszem, wykorzystywano ten motyw, ale nie był on w żadnym stopniu decydujący. Służył - przynajmniej w Warszawie - co najwyżej jako pretekst. Tak więc przyłączam się do prośby gregskiego: ustal swoje poglądy w tym zakresie. Najlepiej posługując się odpowiednimi przykładami, źródłami, literaturą...
  2. Piszemy książkę...

    Temat z serii tych durniejszych. Mamy już podobny o wymarzonych filmach, które chcielibyście nakręcić, to czemu i o książkach nie zrobić. Gdybyście mieli możliwość napisać książkę, bez znaczenia czy historyczną, czy fantasy, czy political-fiction, jaka by to książka była? Jaki temat? Może macie jakieś konkretne wyobrażenie takiej pozycji?
  3. Pointe du Hoc, 6-7 czerwca 1944

    Co prawda od założenia tematu minęły już trzy lata, ale chyba warto wkleić: http://www.historynet.com/d-day-interview-with-two-us-2nd-ranger-battalion-members-who-describe-the-attack-at-pointe-du-hoc.htm Wywiad z dwoma uczestnikami akcji na Pointe-du-Hoc. Co ciekawe Leonard Lommel - jedna z ciekawszych postaci w dziejach 2. Batalionu Rangersów - zmarł dopiero 1 marca tego roku. Miał 91 lat: http://www.nj.com/news/index.ssf/2011/03/leonard_lomell_d-day_hero_from.html Tutaj jeszcze ciekawa rzecz: http://www.history.army.mil/books/wwii/smallunit/smallunit-pdh.htm
  4. Piszemy książkę...

    No to jesteś już drugą osobą, która z chęcią zapewne podjęłaby się zadania opracowania tematu Co najmniej ciekawa. Dla mnie to byłaby wręcz fantastyczna rzecz. Tak więc secesjonisto pracuj, pracuj Natomiast co do mnie, to po głowie chodzi mi kilka tematów, ale znając swoje ograniczenia intelektualne byłbym szczęśliwy z jednej biografii (takiego jednego z inicjałami T.W.). Ale nie takiej typowej. Bardziej czegoś na kształt zbioru krótkich artykułów na najróżniejsze tematy (może coś na kształt pracy Zumthora o Wilhelmie Zdobywcy, która od strony prowadzenia opowieści jest dla mnie absolutnym mistrzostwem), gdzie życiorys głównego bohatera jedynie pozwala przeskakiwać z wątku na wątek. W tym wypadku byłaby to opowieść o losach Warszawy i jej mieszkańców od 1914 do powiedzmy 1945. Choć jak znam moje szczęście, to skończy się co najwyżej na średniej klasy (choć to jest dość optymistyczna wersja walorów literacko-naukowych) pisaninie do szuflady... Przynajmniej będę miał co przekazać w spadku.
  5. Gdzie, co, za ile?

    Czyli mam rozumieć, że według Ciebie Nazarewiczowi nie da się zarzucić w żadnym wypadku, że zajmował się propagandą, i jest autorem absolutnie obiektywnym, rzetelnym, a to, że był w UB, nie miało żadnego wpływu na jego pracę jako historyka?
  6. Gdzie, co, za ile?

    Lepszy bo co? Bo lansuje wizję historii, która Tobie odpowiada? Jedna propaganda dobra, druga zła? A może lepszy dlatego, że tematy o których pisał znał z autopsji? W końcu był tym pułkownikiem UB.
  7. Por. rez. piech. Zbigniew Serwacy Blichewicz "Szczerba", "Zbigniew", "Szczerba Zbyszek", urodzony 14 maja 1912 roku w Sulejowie k. Piotrkowa Trybunalskiego. W 1933 roku zdał maturę w Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego w Łowiczu. W czasie edukacji w szkole był instruktorem harcerskim. Po zakończeniu szkoły odbył roczny kurs podchorążych rezerwy piechoty w Skierniewicach przy 26. DP. Po skończonym kursie (przydzielono go do 10. pp.) rozpoczął studia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. Nauki pobierał tam od samego Aleksandra Zelwerowicza. Jako aktor występował w warszawskim Teatrze Kameralnym, kaliskim Teatrze Miejskim oraz wileńskim Teatrze Miejskim. Na swoim "koncie" ma role m.in. w "Cydzie" Corneille'a, "Świętoszku" Moliera, "Wieczorze Trzech Króli" Szekspira, "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego, "Krakowiakach i Góralach" Bogusławskiego czy też "Pannie Maliczewskiej" Zapolskiej. W styczniu i lutym 1939 r. brał jeszcze udział w ćwiczeniach oficerskich rezerwy. We wrześniu znajdował się w Wilnie. Udziału w walkach września '39 nie brał - nie został zmobilizowany. Podczas okupacji do '42 mieszkał w Wilnie, gdzie występował na deskach Teatru Polskiego. Kontakt z ZWZ/AK złapał w czerwcu '41. I teraz mam mały problem. W biogramie na stronie MPW podana jest data 7 lipca jako moment, kiedy miał zacząć działać w konspiracji, natomiast Mariusz Olczak we wstępie do wspomnień "Szczerby" napisał, że zaprzysiężony został 14 października (nr legitymacji AK: 3.676/C). Czym więc miałby być ten 7 lipca? Odpowiedzi niestety nie znam, ale jakby ktoś miał pomysł, z chęcią się zapoznam. Tak czy inaczej miał pracować dla Oddziału II jako oficer informacyjny. W maju '42 przeniósł się do Warszawy. Tutaj w październiku tego samego roku przeszedł kurs dywersyjny (jaki konkretnie?), po którego zakończeniu pracował jako oficer do zadań specjalnych w oddziałach dywersyjnych. Tyle M. Olczak. Na stronie MPW widnieje jedynie informacja - przydział nie znany. Wiadomo komuś z czym dokładnie wiązała się praca Blichewicza w warszawskiej konspiracji? Oprócz pracy w AK chodził jeszcze na tajne kursy teatralne prowadzone przez Iwo Galla. Na początku Powstania miał problemy ze znalezieniem przydziału. Dodatkowo już 2 sierpnia otrzymał postrzał w lewą rękę. W końcu między 7 a 10 sierpnia trafił do batalionu "Bończa", gdzie objął dowodzenie nad plutonem szturmowym. Na tym stanowisku pozostał do 20 sierpnia, kiedy to został dowódcą 101. kompanii "Bończy" - zastąpił poległego dzień wcześniej por. Mieczysława Kopcia "Mieczysława". Zasłynął walkami o Katedrę, linię Brzozowej, Rynek Starego Miasta... Po opuszczeniu Starówki walczył na Powiślu, a następnie w Śródmieściu. W dniu 24 sierpnia został odznaczony KW (wniosek o odznaczenie z dnia 21 sierpnia) a 18 września VM V kl. (wniosek o odznaczenie z 29 sierpnia) na mocy rozkazu nr 424 Dowódcy AK z dnia 18 września (informacja powtórzona w rozkazie komendanta OW AK nr 31 z dnia 20 września; nr krzyża 11781). Informację o odznaczeniu VM powtórzono omyłkowo dzień później w rozkazie d-cy AK nr 426. W dniu 2 października awansowany do stopnia porucznika. Już 20 września został dowódcą 1. kompanii I batalionu 36. pp AK. Jako jeniec (nr jeniecki 1301) przebywał w obozach w Bergen-Belsen, Fallingbostel, Grossborn i Sandbostel. Po wyzwoleniu do Polski już nie wrócił. Występował m.in. jako aktor objazdowego teatru polskiego w II Korpusie. Po krótkim pobycie we Włoszech (tutaj grywał w sztukach Fredry, Szekspira i Goldoniego) wyjechał na Wyspy, gdzie zamieszkał ze swoją drugą żoną Marią z domu Sznuk (pierwszą była Elżbieta Mara z d. Zembrzuska). W Anglii był członkiem ZASP za Granicą oraz pracował w londyńskim Teatrze Sztafeta, gdzie był reżyserem i aktorem. Z Anglii przeniósł się do USA, gdzie oprócz pracy w domu pewnego milionera dalej udzielał się w teatrze (m.in. fragmenty "Dziadów" i "Pana Tadeusza"). Podczas pobytu w Ameryce zmarła matka jego żony. Ta na wieść o tym dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo. Oboje wyjechali z USA do Niemiec, gdzie dostali propozycję pracy w Radiu Wolna Europa. Jednak Maria po raz trzeci podjęła próbę samobójczą, tym razem nie udało jej się uratować. Wyskoczyła z okna na piątym piętrze domu przy Lemonstrasse 20 w Monachium. Był 1 września 1959 roku. Półtora miesiąca później - 16 października - w tym samym mieszkaniu przy Lemonstrasse 20 "Szczerba" zażył całe opakowanie środków nasennych i popił to whisky. Miał 47 lat. Pochowany został razem z żoną w Monachium na Nordfriedhof. W latach 80. grób został zlikwidowany. Obecnie w Otwocku pod Warszawą znajduje się symboliczny grób. Za namową drugiej żony Z. Blichewicz spisał wspomnienia. Pierwsze dotyczące walk o Katedrę wydano już w 1954 roku w San Francisco, a w 2005 roku w Warszawie. W 2009 roku z kolei wydano Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni "Krwi i chwały" czy obłędu i nonsensu. Książka była nominowana do nagrody książki historycznej roku 2010 wg Polityki (dział pamiętników i wspomnień). Jedno trzeba przyznać: są to jedne z najlepszych wspomnień - przynajmniej w mojej ocenie - jakimi dysponujemy do tematu Powstania Warszawskiego. Tymczasem - zanim przejdę do opisywania co ciekawszych wątków z jego życia (głównie okresu powstańczego) - mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto odpowie mi na pytania (te dt. 7 lipca '41 i roli w konspiracji warszawskiej) zadane wcześniej.
  8. Zbigniew Blichewicz "Szczerba"

    Uzasadnienie z wniosku o nadanie KW "Szczerbie": Dca Komp. 101. B. dobry organizator, b. odważny, szybko orientujący się wobec npla, swym męstwem pociąga podwładnych, b. sumienny w służbie. Bardzo dobry oficer. I z wniosku o odznaczenie VM V kl.: Jako oficer i Dca 101 Kompanii wykazał niepospolite zalety żołnierza. Swą nadzwyczajną odwagą i męstwem pociąga innych, mimo ran sam osobiście prowadzi do boju, powstrzymując napór npla. Jemu należy zawdzięczać utrzymanie dotychczasowych placówek na dowodzonym przez niego odcinku. Dzięki osobistemu bohaterstwu dwa razy odbijał utraconą placówkę. Treść drugiego wniosku zrobiła na "Szczerbie" spore wrażenie [Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni krwi i chwały czy obłędu i nonsensu, Gdańsk 2009, s. 329]: Serce biło mi jak młotem. Więc to jest ta "najpiękniejsza recenzja" według słów łączniczki, jaką kiedykolwiek o mnie napisano... Miała rację. istotnie piękna. Tym bardziej, że pisał ją dobry recenzent, który się znał na rzeczy, co nieczęsto zdarza się recenzentom teatralnym. Temu człowiekowi mogłem wierzyć, bo to był "Bończa". Ten fragment wspomnień świetnie oddaje stosunek Z. Blichewicza do "Bończy". Obaj z tego samego roku, miesiąca, "Szczerba" nawet kilka dni starszy (dokładnie trzy, "Szczerba" był z 14 maja 1912 r., a "Bończa" z 17 maja 1912 r.). Jeden kawalerzysta, drugi aktor. Ze wspomnień "Bończy" wyłania się obraz dwóch ludzi, którzy doskonale się rozumieli. Śmierć "Bończy" Blichewicz zniósł bardzo źle [tamże, s. 219-221] Zebrałem moje wojsko i ruszyłem śpiesznie na kwaterę. Przechodząc przez kancelarię "Mściwego", która była przejściowym pokojem do mojego, zobaczyłem szefa, który podniósł się z krzesła na mój widok i rzekł ponuro: - Panie poruczniku, bardzo zła wiadomość... - o takiego? - zapytałem niechętnie, bo myślałem, że coś w związku z aferą "Huragana". - Rotmistrz "Bończa" nie żyje! Gdybym w tej chwili usłyszał, że na skutek incydentu z majorem mam być zdegradowany i oddany pod sąd, mniejsze by to na mnie uczyniło wrażenie. Długo patrzyłem na "Mściwego", nie mogąc przemówić słowa. - Skąd ta wiadomość? - spytałem wreszcie. - Łączniczka "Karina" przyniosła ją dziś rano. - Gdzie ona jest? Dawać ja tu! - rzuciłem szefowi i zamknąłem się w swoim pokoju. Po chwili weszła "Karina" i zaczęła opowiadać. Zaraz potem, jak widziałem "Bończę" z nią i z żoną na Kopernika 6 września, udali się na Nowy Świat. Obie kobiety schyliły się pod barykadą na Nowym Świecie. "Bończa" szedł wyprostowany, jak na paradzie, nie chyląc karku przed ostrzałem z BGK. Na środku barykady złamał się i upadł. Dostał serię - raz w płuco i dwa pociski w brzuch. Ponieśli go natychmiast do najbliższego szpitala w piwnicy na Chmielnej. Walczył jeszcze jakiś czas ze śmiercią, ale lekarz nie dawał żadnej nadziei. Tego samego wieczora skonał. Słuchałem opowiadania łączniczki całym sobą, paląc nerwowo papierosa. Nagle spytałem: - O której godzinie "Bończa" zmarł? - Nie pamiętam dokładnie - odpowiedziała "Karina" - ale chyba gdzieś po dwudziestej. Sięgnąłem pamięcią wstecz. Tak. To właśnie wtedy, kiedy tkwiąc pod tą samą barykadą, tak intensywnie o nim myślałem... "Bończa" wtedy odchodził z tego świata. I nagle doznałem uczucia tak potwornej pustki i żalu, że gdybym mógł, rozpłakałbym się w głos. Oczy jednak miałem suche. Zaleciłem "Mściwemu" podać śmierć "Bończy" do wiadomości kompanii w rozkazie dziennym. Potem kazałem się ogolić, oczyścić i ruszyłem na Szpitalną do "Roga". - O, "Szczerba"! - ucieszył się major na mój widok. - Myślałem, że pan odsypia po dwóch dniach na Brackiej. Cóż nowego? - Rotmistrz "Bończa" zginął - powiedziałem głucho. - Jak? Co? Kiedy?! - "Róg" poderwał się z miejsca. Opowiedziałem pokrótce, co usłyszałem od "Kariny". Do pokoju zaczęli się schodzić: rotmistrz "Zawalicz", zastępca "Roga", kapitan "Krybar", mój nowy dowódca batalionu i jeszcze kilku oficerów. "Róg" i "Zawalicz" byli poruszeni wiadomością. Inni mniej. Nie znali "Bończy". - Psiakrew! Psiakrew! - szeptał major. - Wyobrażam sobie, jaka to strata dla "Szczerby" - zrobił uwagę "Zawalicz". - Już to oni dwaj pasowali do siebie. - Nie tylko dla mnie - powiedziałem z naciskiem. - dla majora to również wielka strata. Był to niewątpliwie najlepszy z jego oficerów. Spojrzałem niemal wyzywająco po obecnych, stuknąłem obcasami i zwróciłem się do "Roga": - Pan major pozwoli się odmeldować. To wszystko, co miałem do powiedzenia. - Dziękuję, "Szczerba" - usłyszałem w drzwiach głos "Roga". Wracając jeszcze do tych wniosków na KW i VM. Oba zachowały się do dzisiaj dzięki temu, że pod koniec Powstania "Szczerba" trafił na nie przeglądając dokumenty batalionu, zanim te miały zostać zniszczone. Oba zachował dla siebie. I teraz pytanie - niestety bez odpowiedzi - ile różnych dokumentów, które dzisiaj mogłyby stanowić dla nas pomoc przy badaniu dziejów Powstania, trafiło do ognia... Na koniec jeszcze dwie opinie od żołnierzy "Bończy": Czy barykada istniała do końca Powstania? Tak. Myśmy opuszczając, znaczy już była częściowo zrujnowana, bo później cała obrona katedry była przeważnie w rękach mojego Batalionu „Bończa”. Myśmy tam mieli służbę i to był odcinek, gdzie nasz batalion najbardziej się wykrwawił. Mieliśmy wspaniałego dowódcę kompanii – "Szczerbę", to był aktor z zawodu, aktor, który w czasie Powstania był w roli, po prostu zachowywał się... Chodził w pięknym polskim mundurze, zawsze elegancki. Pamiętam moment, już chyba to był trzeci atak na katedrę: "Szczerba" na ambonie z temblakiem i zębami odbezpiecza granaty, to przecież była sytuacja, którą tylko nagrać na film. Chłopcy na krużgankach na chórze i tylko dyspozycje, od którego świętego strzałami kierować. Wszystko się odbyło w murach katedry. "Szczerba", który nadal jest w roli obrońcy katedry, zachowywał się, jakby był na scenie, a to była prawdziwa scena. Za: http://ahm.1944.pl/Zofia_Bernhardt/4/slowa-kluczowe//?q=Szczerba [dostęp na: 1.07.2011 r.] Później była walka o katedrę, niejedna. Trzy razy myśmy ją odbijali. Porucznik "Szczerba", dowódca 101 kompanii. Bardzo dzielny oficer [odznaczony krzyżem] Virtuti Militari, miał [ranną] rękę na temblaku i strzelał lewą ręką, a później mnie się to samo stało na Powiślu. Za: http://ahm.1944.pl/Lech%20Antoni_Halko/2/slowa-kluczowe//?q=Szczerba [dostęp na: 1.07.2011 r.] Tutaj należą się dwa słowa wyjaśnienia do obu fragmentów. Podczas Powstania "Szczerba" nosił nie polski, ale niemiecki mundur pancerniaka, który dostał po przejściu na Starówkę od Stanisława Kwiatkowskiego "Lopka", szefa 102. kompanii. A ranny był nie w prawą, ale w lewą rękę (o czym już pisałem). A tutaj odnośnie kwestii umundurowania [Tryptyk..., s. 37]: "Lopek" okazał się fantastycznym facetem. Nie tylko nas nakarmił, ale i odział. Właśnie kilka dni temu nasze oddziały "zafasowały" ze składów niemieckich na Stawkach mundury Wehrmachtu. W kilkanaście minut wszystkie moje chłopaki, ze mną włącznie, zrzuciły cywilne ciuchy i przebrały się w niemieckich czołgistów. "Błyskawica" w dodatku przyniósł mi hełm, z którego zeskrobał niemieckie insygnia, w miejsce których przybił polskiego orła z mojego beretu. Dostałem od niego również niemiecki pas, z którego klamry zeskrobał napis "Gott mit uns", a na orle niemieckim przybił polskiego. Wytrzasnął również skądś kaburę do mojego colta.
  9. Co nieco od IPNu: http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/229/16691/Wilcze_tropy_Zeszyt_1_Zygmunt__Zygmunt_Blazejewicz.html http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/229/16741/Administracja_cywilna_Polskiego_Panstwa_Podziemnego_i_jej_funkcja_w_okresie_pows.html Pierwsza poza co prawda wykracza czasowo poza ramy działu, ale wrzucam tu, może ktoś się zainteresuje. Natomiast co do drugiej to jestem ciekaw, ile miejsca poświęcono tam na Powstanie. Tak czy inaczej, rzecz wydaje się warta uwagi.
  10. Fragment wspomnień Witolda Sikorskiego "Boruty" z plutonu "Śnicy" [Pamiętniki żołnierzy baonu "Zośka", red. T. Sumiński, Warszawa 1986, s. 473, 476-477]: Na półpiętrze spotykam się z Danusią, która stoi oparta o poręcz i trzyma w ręku jakąś książkę spoglądając na mnie swymi smutnymi oczami. - Co się stało, Danusiu? - Nic specjalnego. Wiesz - dodaje po chwili, siląc się na uśmiech - bardzo się boję o Wandę. Wyobraź sobie, iż przed chwilą usiadła tutaj na schodach odpocząć trochę i wzięła do reki znalezioną gdzieś tę książkę. To wybór poezji Staffa. Otworzyła na chybił trafił i przeczytała tytuł wiersza - "Trupie miasto". Zamknęła, znów otworzyła i... wiersz "Cmentarz". Po chwili powtórzyła to parokrotnie i znów tafiła na wiersze o podobnych tytułach. Opowiadając mi o tym, była bardzo przejęta i powiedziała, że przeczuwa coś niedobrego, że to dla niej zły znak. Na pewno zginie albo będzie ranna. - Danusiu, uspokój najpierw siebie, bo sama jesteś tym najbardziej przejęta, a potem powiedz Wandzi, że niewiele czytałem Staffa, ale myślę, że to tomik o wyjątkowo żałobnej tematyce. Danusia patrzyła na mnie bez przekonania. Ona wszystko przeżywa głębiej aniżeli my wszyscy. Często też przeżywała i za nas. W tej chwili schodzi ze schodów Tomek i Danusia powtarza mu tę samą historię z Wandzią. (...) Oficerowie bezradnie patrzą na słabnącego z upływu krwi żołnierza. Ktoś rzuca granat dymny - wzmaga to natężenie niemieckiego ostrzału, Pociski kaleczą ziemię wokół rannego. Niemiecki celowniczy coraz dokładniej przenosi ogień. Los rannego zdaje się być przesądzony... Przed grupą stojących oficerów zjawia się nagle Wandzia. - Panie kapitanie - zwraca się do Motyla - ja podam mu tę linę. Nie czekając na zgodę, chwyta koniec grubej liny i skacze pod mur. W pół sekundy za nią biegnie długa, świetlna seria elkaemu. To już drugi elkaem ostrzeliwuje nasze podwórze. Porucznik Śnica, zorientowawszy się, o co chodzi, krzyczy do niej: - Wanda, zawracaj z powrotem! Wanda, co ty robisz, przecież to pewna śmierć!... Lecz w tej chwili Wanda szykuje się do decydującego kroku - do rannego. Stoi z zaciśniętymi ustami, oparta rękoma o mur, i czeka na dogodny moment. Wreszcie zrywa się naprzód. Długi skok do bramy, w której leży pod ogniem ranny żołnierz 3 dywizji. Już dopada rannego, jeszcze trzy metry... jeszcze tylko metr... W tej chwili na podwórzu zagrzmiały długie serie z obu naraz niemieckich elkaemów. Widzieliśmy dokładnie, jak jasne ognie wciskają się w plecy Wandzi, która wygięła się ku tyłowi i pada martwa u stóp rannego żołnierza... Żołnierz chwycił koniec liny i po chwili sanitariuszki bandażowały jego rany. Na podwórzu zapanował spokój. Oficerowie rozeszli się do swoich oddziałów. W bramie wychodzącej na podwórze stało kilku kolegów, patrząc w milczeniu na garaż, pod którym spoczywało martwe ciało Wandzi w staromiejskiej panterce. Podchodząc do nich wyczułem na sobie czyjś wzrok. Za mną stała Danusia. Z jej jasnych, dużych oczu spływały łzy...
  11. Aż sam się sobie dziwię, że wcześniej nie zająłem się tym fragmentem, a faktycznie ciekawy i wart uwagi... Czas więc nadrobić (korzystam z drugiego wydania): Początkowo szliśmy kanałami pod Miodową i Krakowskim Przedmieściem, następnie skręciliśmy w już nie tak wygodne odgałęzienie pod Trębacką, gdzie trzeba było iść w postawie skulonej. Trasa nie przedstawiała trudności, włazy były pozamykane, a "Henio" jak zwykle prowadził nieomylnie i zawsze wiedział dokładnie, gdzie się znajdujemy. Po pewnym czasie byliśmy już pod Senatorską, a więc pod terenem opanowanym przez Niemców, i zbliżaliśmy się bez żadnych przygód do celu. Za: A. Wyganowska-Eriksson, Pluton pancerny batalionu "Zośka" w Powstaniu Warszawskim, Gdańsk 2010, s. 217. Tutaj zaskakuje mnie informacja o przechodzeniu pod Trębacką. Dotychczas byłem pewien, że są dwie wersje trasy w stronę placu Bankowego: - plac Krasińskich - Miodowa - Krakowskie Przedmieście - Królewska - Wierzbowa - Senatorska - plac Bankowy - plac Krasińskich - Miodowa - Krakowskie Przedmieście - Królewska - Marszałkowska - Graniczna - Żabia - plac Bankowy Tymczasem tutaj "Antek" pisze o Trębackiej. Jeśli ktoś z grupy idącej wtedy z "Antkiem" miał prowadzić desant - o czym sam "Antek" pisał - to dlaczego szli trasą, której nie ma w żadnej z relacji uczestników akcji? Bo było krócej, a oni i tak wiedzieliby którędy iść? Ale z drugiej strony, gdyby trasa była dobra, to dlaczego potem desant tamtędy nie poszedł? Trębacka w opisach dotyczących trasy pojawia się tylko raz. Niżyński w swojej monografii "Miotły" podał, że oddział już po wycofaniu się zatrzymał się u zbiegu Trębackiej z Krakowskim Przedmieściem (z kolei relacje "Jędrasa" i "Ewy" przekonują, że oddział zatrzymał się u zbiegu Królewskiej i Krakowskiego Przedmieścia). Tak więc fragment ten dostarcza kolejnych pytań, odpowiedzi zaś żadnych - przynajmniej z mojego punktu widzenia. Zameldowaliśmy mjr. "Sośnie" wynik rozpoznania i wysunęliśmy sugestię, że oddziałowi desantowemu najwygodniej będzie bezpośrednio po wyjściu z włazu wykonać skok do zniszczonego gmachu Ministerstwa Skarbu i tam usadowić się, traktując to miejsce jako bazę wypadową do dalszych działań. Za: tamże. Tutaj dość zastanawiające jest to, czy dowództwo desantu dostało informacje o tym na odprawie u "Wachnowskiego", czy też jednak zarzucono ten pomysł. Co do reszty opisu, to warto chyba zwrócić uwagę na to, że autor relacji nie wspomniał nic na temat namiotów. Jest natomiast wzmianka o widocznej obecności Niemców. Ilu ich tam miało być według przeprowadzających rozpoznanie? Trudno stwierdzić na podstawie tych wspomnień. Z kolei "Motyl" w relacji, która znajduje się w zbiorach AHM zaznaczył, że na odprawie powiedziano im, że Niemców jest niewielu na placu. Kiedy "Witold" chciał sam sprawdzić jak to wygląda miało dojść do sprzeczki między nim a "Wachnowskim". I teraz pytanie, czy faktycznie Niemców było niewielu kiedy przeprowadzano rozpoznanie, czy jednak dowództwo Grupy "Północ" świadomie zataiło informacje o liczebności wroga na placu? Warto też zwrócić uwagę na fragmenty wspomnień K. Scheybala, gdzie opisywał te swoiste podchody z Niemcami w okolicach Dworca Gdańskiego. Tam "Antek" stwierdził, że to właśnie pomysł wykonania większej akcji w tamtym rejonie poprzez desant kanałowy przyczynił się do powstania planu akcji desantu na plac Bankowy. Ale przecież identyczny pomysł istniał już podczas walk na Stawkach, kiedy to też "Czata" miała uderzyć za linie niemieckie w rejonie placu Parysowskiego. Tak więc widać, że kanały użyte do akcji bojowej gdzieś tam krążyły w pomysłach. Z niecierpliwością czekam w takim razie na przetrawienie i chwilę wolnego czasu
  12. Euro 2012

    No to jest Twój żelazny argument. Tylko dalej jakoś dziwnie nie chcesz pojąć, że ta drużyna ma zaskoczyć na Euro. Już były w historii takie, co to czarowały przed turniejem, a na turnieju przegrywały wszystko. Aha, te trzy-cztery lata, to miną odpowiednio w październiku 2012 i 2013 roku, o ile Smuda dotrwa tak długo na tym stanowisku. Trenerem kadry jest od 29 października 2009. W tym momencie nie jest trenerem kadry nawet pełne dwa lata. Skąd więc wziąłeś te swoje 3-4? Dalej czekam na nazwiska tych komentatorów. Może Misza Szadkowski jest dla Ciebie autorytetem? Części zdania od "pewnie" nie rozumiem. Ehh... Przeczytaj jeszcze raz, co napisałem na temat słów Fergusona. Mistrzostwo zdobywa drużyna grająca najrówniej. Jeśli ktoś na 7 kolejek przed końcem, tak jak ponoć Wisła, ma 15 punktów przewagi, to jeśli przegrywa, to znaczy, że nie zasługuje na mistrza bo na koniec sezonu nie potrafił osiągnąć niezbędnego minimum. To wystarczyło zremisować każdy mecz, aby na koniec cieszyć się z majstra. Nie zrobili tego, więc nie zasługują. Sezon ma tyle kolejek ile ma i od drużyny wymaga się, aby grała do końca. Lech do końca grał, wierzył w to, że ma szansę i zasłużył. Mogli poddać się wcześniej. I to o jakiej lidze rozmawiamy nie ma znaczenia, wszędzie zasada jest identyczna. Żeby to wiedzieć, wystarczy trochę się orientować. A jeśli Ty obok słów Fergusona przechodzisz tak, jakby nic nie znaczyły, to znaczy, że nie masz zielonego pojęcia, kim ten facet jest. Nie znajdziesz obecnie trenera bardziej utytułowanego. Nie znajdziesz obecnie trenera, który byłby w tym zawodzie dłużej. Już teraz mówi się o nim, że jest najwybitniejszym trenerem w historii. Więc jeśli on coś powie na temat futbolu, to warto się nad tym chwilę zastanowić. Zostały jeszcze trzy pytania (plus wskazanie nazwisk konkretnych komentatorów i te o źródło tych 3-4 lat)), a pewnie coś się znajdzie jeszcze: Zadałem Ci pytanie o to, czy Moyes, Holloway, Coyle i Bruce są dobrymi trenerami. Brak odpowiedzi. Mecz z USA był meczem dobrym, gdzie graliśmy z silnym rywalem, czy słabym, gdzie graliśmy z rezerwami rezerw? A w jakim futbolu droga z 0:3 do 3:3 jest tak samo oczywista jak z 0:1 do 1:1? W tym afrykańskim? Tylko i wyłącznie? (na to też nie odpowiedziałeś)
  13. Euro 2012

    Ręce opadają. Proszę odnieść się konkretnie do przykładów, które podałem. A dodatkowo, skoro uważasz, że u nas jest to częstsze, to zaprezentuj statystyki na ten temat, jak to wygląda u nas, a jak u innych. Bo znowu rzucasz ogólnikami, które nie mają żadnego podparcia w faktach. Już nawet nie pytam, czy nie chce Ci się sprawdzić, czy to coś innego. Znowu FSO piszesz głupoty nieziemskie. W piłce nożnej nie ma czegoś takiego jak wystarczająca ilość punktów do czasu, aż rywal straci szanse nawet czysto matematyczne. W marcu tego roku Manchester United miał w lidze 15 punktów przewagi nad Chelsea, a kiedy w 35 kolejce (w EPL gra się 38) obie ekipy grały ze sobą różnica wynosiła 3 i ewentualne zwycięstwo dawało im (tj. Chelsea) lidera na dwie kolejki przed końcem. Kto wie jak to by się wszystko potoczyło, gdyby nie fakt, że United zagrali wtedy fantastyczne spotkanie i odprawili CFC w kwitkiem już w zasadzie po 15-20 minutach gry. I takie sytuacje co jakiś czas się zdarzają. Zacznij oglądać regularnie ligi europejskie, to za kilka lat może to zrozumiesz. Ty naprawdę nie rozumiesz, że w okresie letnim piłkarze dostają urlopy, żeby odpocząć przed okresem przygotowawczym? Poza tym normą jest, że reprezentacje grają mecze między sobą, z klubami to co najwyżej z niższych lig zaraz przed początkiem jakiegoś turnieju. Wskaż mi w ostatnich kilku latach jeden przykład, kiedy drużyna ligowa zagrała z reprezentacją swojego kraju już po zakończeniu sezonu. No i czekam na konkretny zespół. Konkretny, czyli nie "a to mało mamy zespołów w lidze", ale konkretny z nazwy: Legia, Wisła, Śląsk, Ruch... Ciekawe, a ja miałem wrażenie, że właśnie tego od Smudy wymagasz. Zadałem o ten mecz konkretne pytanie. To był dobry mecz z mocną drużyną, czy słaby z rezerwami? Dużo zespołów, mało meczy... Spotkań jest tyle, ile wypada na taką ligę. Każdy z każdym po dwa razy. Norma w większości lig. I znowu to jest wiedza z gatunku podstawy podstaw. Trzy mecze? Dlaczego nie jeden. Trener, nawet w klubie, a co dopiero w reprezentacji, potrzebuje nie raz nie dwa sporo czasu na to, aby swoich piłkarzy nauczyć tego, czego chce, aby się nauczyli. Aha, i nie odpowiedziałeś na wszystkie pytania/kwestie: Zadałem Ci pytanie o to, czy Moyes, Holloway, Coyle i Bruce są dobrymi trenerami. Brak odpowiedzi. Nie skomentujesz tego co pisałem o słowach Fergusona? Czy może on też nie jest dla Ciebie autorytetem? Dobrych komentatorów, którzy są dla Ciebie wyrocznią, też nie potrafisz podać. Jak Ci piszę, że nawet ci najlepsi potrafią się pomylić i podaję przykłady na to, to też milczysz na ten temat.
  14. Batalion "Czata 49" - OdB i uzbrojenie

    Zwrócono mi uwagę, że brakuje w wykazie jeszcze jednej osoby, wobec czego trafia ona na listę: 336. Strz. Jadwiga Stolarska-Lenartowicz „Jaga” Zbieżność nazwisk z "Małym" nie jest przypadkowa, bowiem "Jaga" to jego żona. Dołączyła do oddziału już na Czerniakowie. Kiedy już po przejściu do Śródmieścia "Mały" zginął była przy nim.
  15. Euro 2012

    Jakie wyjeżdżać? Oba mecze zostały rozegrane na stadionie Legii w Warszawie. Mecze zostały rozegrane po to, aby przećwiczyć w normalnych warunkach meczowych to, co jest ćwiczone na treningach. Aż tak trudno to pojąć? Jak świat światem, zawsze byli trenerzy, którzy potrafią poradzić sobie z piłkarzami z charakterkiem, i tacy, którzy tego nie potrafią. A to, że tego nie potrafią, nie oznacza od razu, że są słabymi trenerami. Wystarczy trochę się orientować w temacie żeby to wiedzieć. Eliminacje to są przed turniejem. A w jakim futbolu droga z 0:3 do 3:3 jest tak samo oczywista jak z 0:1 do 1:1? W tym afrykańskim? Tylko i wyłącznie? Początku nie skomentuję. A co do tych meczów... spotkanie z USA (październik ubiegłego roku) to według Ciebie mecz o nic z rezerwami, czy dobre spotkanie z mocną ekipą? Aha, żebyś nie zapomniał przypadkiem (wklejam to już drugi raz): Pytanie: odniesiesz się kiedyś do moich komentarzy do tego, jak to wygląda w ligach zagranicznych? Temat zwalniania trenerów już dla Ciebie nie istnieje. Udajesz, że nie widzisz, jak proponuję Ci komentarz do tego jak to wyglądało w największych klubach europejskich, które mimo wszystko dalej odnoszą sukcesy. Zadałem Ci pytanie o to, czy Moyes, Holloway, Coyle i Bruce są dobrymi trenerami. Brak odpowiedzi. Tak samo nie komentujesz swojej rewelacji o złym systemie rozgrywek ligowych u nas. Nie odnosisz się też do tego, jak to Wisła przegrała, a nie Lech wygrał mistrza. Nie skomentujesz tego co pisałem o słowach Fergusona? Czy może on też nie jest dla Ciebie autorytetem? Dobrych komentatorów, którzy są dla Ciebie wyrocznią, też nie potrafisz podać. Jak Ci piszę, że nawet ci najlepsi potrafią się pomylić i podaję przykłady na to, to też milczysz na ten temat. Nie potrafisz wskazać żadnej dobrej drużyny, z którą nasi piłkarze mogli zagrać w tym terminie. Rzucasz jedynie ogólnikami w postaci "drużyna z naszej ligi". Ale dalej piszesz swoje o tym, jak to komentatorzy powiedzieli, bo oni stoją z boku, a Smuda nie ma pomysłu, bo powinien już dawno mieć na 100% przygotowany zespół. Długo jeszcze FSO to będzie tak wyglądać? Bo jeśli nie masz zamiaru zmieniać stylu prowadzenia dyskusji, to powiedz. Przynajmniej będę wiedział na czym stoję.
  16. Euro 2012

    Nie wszystko trzeba mówić publicznie. Moim zdaniem Smuda, skoro już nie powołuje Małeckiego do kadry, powinien ucinać wszelkie pytania w tej sprawie. Powinien, owszem. Tak jak piszę, od jakiegoś już czasu nie miałem okazji słuchać Borka, więc wierzę Ci, że zmienił się na gorsze.
  17. Euro 2012

    Ale ok, to już zrozumiałem wcześniej Widzisz, jeśli Smuda boi się, że nie da sobie z nim rady, to i tak podejmuje najlepszą z możliwych decyzji nie powołując go. Bo taki piłkarz, nad którym trener nie panuje może bardzo łatwo rozwalić drużynę. No bo skoro jednemu wolno, to drugi, trzeci i dziesiąty też zaczną robić coś po swojemu. Możliwe, jednak Smuda nie robi tutaj niczego, czego nie robiliby inni. Możliwe, Borka już jakiś czas nie słuchałem. Od jakichś dwóch lat preferuję komentarz angielski i Canal+, ale to pod warunkiem, że jest Twarowski. A co do gola Higuaina, to nie dziwię się Borkowi. Miał prawo się zbulwersować po tym. Inna rzecz, czy powinien to pokazywać na antenie.
  18. Euro 2012

    Czyli nie za dużo. Pomijam już kwestię skrótów, bo na skrótach jak ktoś chce, to z przeciętnego piłkarza zrobi gwiazdę. Ale jeśli oglądałeś tylko rundę wiosenną (czy kolejkę? to dwie inne rzeczy) to nie masz obrazu porównawczego z innymi ligami. Wybacz, ale dla mnie to jest sporo poniżej tego, co trzeba zobaczyć, żeby móc jako tako ogarniać temat. Ja od blisko 14 lat oglądam mecze, przy czym ostatnie pięć tak około 150 na rok, i dopiero teraz potrafię sam wyciągać sobie pewne wnioski. Być może niektórzy potrzebują mniej czasu na to, ale cztery miesiące oglądania naszej ligi, to zdecydowanie za mało. Co do portalu Wyborczej... Oni podczas relacji tekstowej z meczu mają problemy z rozróżnianiem piłkarzy. Jak piszą później relację ze spotkań, to mylą strzelców. Więc jako źródło wiedzy są co najmniej kiepscy. Od dobrego półtora roku nie znalazłem tam tekstu poświęconego piłce nożnej, gdzie nie byłoby jakiegoś błędu (pomijam publicystykę np. Steca). Ameryki nie odkryłeś. A kogo naturalizował? Olisadebe (to za Engela), Roger (Leo B.), Obraniak, Boenisch... był ktoś jeszcze? Wybacz FSO, ale takie myślenie, że on musi wiedzieć na 100% wszystko, to jest myślenie kibica niedzielnego. Głupota totalna. Czasem żeby piłkarz się rozwinął w danej drużynie trzeba dać mu nawet 2-3 sezony. I tak robią największe drużyny klubowe. I to znowu jest wiedza z gatunku podstawy podstaw. nad pewnymi rzeczami trzeba po prostu popracować, jeśli mają się sprawdzić. I nie ma tu reguły, że po pół roku coś się na pewno uda. Skąd Ty w ogóle wziąłeś te 6-9 miesięcy? Pomijam już to, że krytykujesz grę z Argentyną i Francją, ale tutaj już oczekujesz, że będzie grał i wyrabiał nawyki. Jakie konkretnie? Jaki zespół - ale taki dobry, z ekstraklasy - po zakończeniu sezonu, kiedy puścił piłkarzy do domów, żeby odpoczęli przed sezonem przygotowawczym, będzie chciał grać z reprezentacją? Żaden. FSO, przestań już czepiać się tego z kim graliśmy, bo z nikim innym nie dało się zagrać. Palnąłeś głupotę i miej odwagę się przyznać. Ligowe zespoły teraz grałyby tak samo jak Argentyna albo Francja. Albo jeszcze gorzej. Piłkarze, którzy są teraz w tych składach naszych ligowców na przekonanie trenera do siebie będą mieli cały okres przygotowawczy. Zawodnicy francuscy walczą o miejsce w kadrze na Euro. Trener ma drużynę przygotować na Euro. Mecze z Argentyną (te rezerwy rezerw lepiej zgrane byłyby mocniejsze niż nasz zespół, bo kadrowo biją nas na głowę) i Francją (swoją drogą, jeśli ktoś chce rozmawiać o piłce, a nie wie kim są Evra i Abidal, to chyba jest coś nie tak) były kolejnym etapem przygotowań. Jaki swój strój? Możesz przełożyć to na polski? Fragmentu o miotłach nie zrozumiałem. Pytanie: odniesiesz się kiedyś do moich komentarzy do tego, jak to wygląda w ligach zagranicznych? Temat zwalniania trenerów już dla Ciebie nie istnieje. Udajesz, że nie widzisz, jak proponuję Ci komentarz do tego jak to wyglądało w największych klubach europejskich, które mimo wszystko dalej odnoszą sukcesy. Zadałem Ci pytanie o to, czy Moyes, Holloway, Coyle i Bruce są dobrymi trenerami. Brak odpowiedzi. Tak samo nie komentujesz swojej rewelacji o złym systemie rozgrywek ligowych u nas. Nie odnosisz się też do tego, jak to Wisła przegrała, a nie Lech wygrał mistrza. Nie skomentujesz tego co pisałem o słowach Fergusona? Czy może on też nie jest dla Ciebie autorytetem? Dobrych komentatorów, którzy są dla Ciebie wyrocznią, też nie potrafisz podać. Jak Ci piszę, że nawet ci najlepsi potrafią się pomylić i podaję przykłady na to, to też milczysz na ten temat. Nie potrafisz wskazać żadnej dobrej drużyny, z którą nasi piłkarze mogli zagrać w tym terminie. Rzucasz jedynie ogólnikami w postaci "drużyna z naszej ligi". Ale dalej piszesz swoje o tym, jak to komentatorzy powiedzieli, bo oni stoją z boku, a Smuda nie ma pomysłu, bo powinien już dawno mieć na 100% przygotowany zespół. Długo jeszcze FSO to będzie tak wyglądać? Bo jeśli nie masz zamiaru zmieniać stylu prowadzenia dyskusji, to powiedz. Przynajmniej będę wiedział na czym stoję.
  19. Euro 2012

    Ale jednak warto wiedzieć o czym się mówi, żeby nie wyjść na ignoranta. No przynajmniej ja mam taką zasadę, że publicznie krytykuję wtedy, kiedy się na czymś znam. Ale tak samo jak ktoś ma prawo do gadania pierdół, tak samo ja mam prawo do krytykowania go za to. No cóż, mamy w takim razie inne zdanie. I na tym skończmy ten wątek. No zaraz, pisałeś na początku o zwalnianiu miejsca, a nie o alternatywie. To jednak jest drobna różnica. Dlatego pytam. Jeśli od początku chodziło Ci o alternatywę to ok. Dla mnie jednak zwalnianie miejsca to zastąpienie na zasadzie "ty już nie grasz". Smuda podejmuje ryzyko, Smuda będzie ponosił konsekwencje. Nie zawsze najlepsi piłkarze w kraju znajdują miejsce w kadrze. Konflikty na linii trener-zawodnik nie są niczym nowym. Kluby żegnały się ze swoimi największymi gwiazdami, bo piłkarz podpadł trenerowi i był sprzedawany. Ani Ty, ani ja nie wiemy, w czym naprawdę rzecz. A to jakie są różnice zależy od indywidualnych predyspozycji. Są piłkarze, którzy sprawdzają się tylko na jednej pozycji, są tacy, których można rzucać po trzech różnych i zawsze zagrają tak samo dobrze. Więc nie generalizowałbym. Poza tym zawsze może zdarzyć się taka sytuacja, że podczas meczu piłkarz będzie musiał zagrać na pozycji, na której nie gra na co dzień. I taką ewentualność też trzeba brać pod uwagę. Tofik, czytaj dokładniej Nikogo do niczego nie sprowadzam, po prostu o sporej części naszych dziennikarzy sportowych/komentatorów (tych od piłki nożnej) mam nie najlepsze zdanie. Stec (z piszących chyba najlepszy), Borek, Twarowski (świetne wstępy do spotkań EPL), Smokowski, Dębiński... Pierwszych dwóch zna chyba każdy. Nie trzeba nawet specjalnie interesować się sportem. Reszta to tylko dla tych, których piłka nożna naprawdę interesuje. To są świetni komentatorzy moim zdaniem (Borek czasem gwiazdorzy, ale ogólnie wrażenie pozostawia pozytywne, no i jest obiektywny podczas transmisji). A reszta? Kiedyś uwielbiałem Tomasza Wołka. Absolutny spec od piłki południowoamerykańskiej. Do dzisiaj pamiętam jego rozmowy w '99 na temat Copa America. I nie napisałem, że nic nie wiedzą, głupio myślą i zawsze się mylą. Wyraźnie zaznaczyłem (Ich można posłuchać, czasem dowiedzieć się czegoś nowego, ale naprawdę rzadko zdarza się, żeby komentatorzy potrafili trafnie przewidzieć, co stanie się z daną drużyną za rok, pół roku. I to nawet ci najlepsi.), że są tacy, których warto posłuchać. Jednak nie ma im co wierzyć jak wyroczniom. I nie dlatego, że są głupi, ale dlatego, że przewidzieć coś w sporcie jest bardzo ciężko. Owszem, jakieś tam ogólne zarysy można trafić spokojnie jak człowiek orientuje się, ale tutaj czasem zdarzają się sytuacje, które mało kto rozumie, a w konsekwencji mają one wpływ na wydarzenia w sezonie. Ot choćby dołek Chelsea w połowie sezonu. Czym spowodowany? Nie wiadomo do końca. Czy ktoś mógł to przewidzieć? Ano nie. I na to właśnie radzę uważać. Jeden komentator trafi z przewidywaniami, inny nie. To nie są wyrocznie. Mylą się jak każdy. Jeden mecz, jedna-dwie kontuzje i drużyna już może mieć problem.
  20. Ostatnio w trakcie rozmowy w temacie o naszym obrazie Powstania, pojawiła się kwestia wyszkolenia. Powstańcy prezentowali różny poziom wyszkolenia. Część była zawodowymi żołnierzami, miała za sobą walki we wrześniu '39, część kontynuowała swoją walkę także później, część miała za sobą szkolenie dla cichociemnych, niektórzy walkę w oddziałach partyzanckich, byli jednak i tacy, których szkolenie było w większości teoretyczne, i czysto podstawowe. Jak to wyglądało dokładnie? Czy da się wskazać oddziały, które swoim wyszkoleniem przewyższały pozostałe? Czy były takie, które wchodziły do Powstania praktycznie bez wyszkolenia? Jak to szkolenie wyglądało w przypadku tych, którzy nie mieli za sobą służby przed '39, czy też już po Wrześniu?
  21. Wyszkolenie wojskowe Powstańców

    No to jest akurat rzecz dość powszechna Jeśli mamy do czynienia z dokumentem takim jak dziennik bojowy, który był na wewnętrzny użytek oddziału, to można mu zaufać. Ale już w przypadku tego, co trafiało do dowództwa, można mieć wątpliwości. Już w czasie konspiracji w wykazach uzbrojenia starano się ukrywać jakąś część broni. W Powstaniu stało się to dość popularne. W końcu po co ryzykować, że ktoś na górze uzna, że inny oddział bardziej potrzebuje tej broni i rozkaże przesłać ją. Na Starówce np. zdarzały się takie historie. A przecież nikt nie zapewni pierwszego posiadacza, że odzyska broń, dla której nie raz ryzykował życie. Tak więc tutaj zazwyczaj jesteśmy skazani na domysły.
  22. Umundurowanie w Powstaniu Warszawskim było tak różnorodne, ile było dzielnic czy oddziałów, a przecież niektóre oddziały z czasem, zmieniały swoje umundurowanie. Jaki rodzaj umundurowania był najpowszechniejszy? Jakie rodzaje oznaczeń stosowano? Skąd brano mundury?
  23. Euro 2012

    Dobra, wbrew sobie jeszcze coś napiszę... Bzdura do kwadratu. Trener drużyny przymierzanej do mistrza (a taką jest Lech) ma wygrać ligę. Za to jest rozliczany. Nie musi ani deklasować ligi ani szokować nikogo. David Moyes - o ile wiesz kto to - to dla Ciebie dobry trener czy słaby? A Ian Holloway? Steve Bruce? Owen Coyle? Z chęcią się dowiem. A tłumaczenie, że to Wisła przegrała a nie Lech wygrał, jest jednym z najgłupszych, jakich można użyć. Ferguson. Mówi Ci coś to nazwisko? Taki sobie Szkot, który przed każdym sezonem powtarza, że aby wygrać ligę, trzeba regularnie gromadzić punkciki. I jakoś tak dziwnie się składa, że zazwyczaj ten, kto jest najbardziej systematyczny w tym, odnosi sukces na koniec. Liga jest o tyle specyficznym systemem rozgrywek, że tutaj trzeba utrzymać skupienie przez cały sezon. Jedna wpadka o niczym nie przesądza, seria pięciu zwycięstw niczego nie zapewnia. Stratę do rywala zawsze można odrobić, przewagę roztrwonić. Wiśle nikt nie kazał stawiać się w sytuacji, w której ich wpadka może dać tytuł Lechowi. Mogli wcześniej zrobić sobie odpowiednią przewagę. Nie zrobili, bo nie potrafili. Lech trzymał się blisko i wykorzystał błąd rywala. I za to należą im się brawa. Wierzyli do końca. Jak Chelsea w sezonie 2009/2010 wygrywała mistrza jednym punktem z United, to też nie oni wygrali, a Manchester przegrał? W końcu o wszystkim zadecydowało kilka momentów. Zmarnowany karny z Burnley, zmarnowana setka z Blackburn, metrowy spalony Drogby na OT. Takie sytuacje są wpisane w piłkę nożną. I poważne drużyny biorą to pod uwagę. Wisła i Lech są drużynami doświadczonymi. Ale żeby to wiedzieć, trzeba interesować się piłką na co dzień, oglądać mecze, czytać. I nie jest to wiedza z gatunku "łaaaał, skąd on to wie". Podstawy podstaw. Dowiem się jak często oglądasz mecze? Czy mam znowu powtarzać to pytanie w nieskończoność? Dziwny? Nie wiem. Ale wiem, że nie masz pojęcia o czym piszesz. Każdy mecz uczy piłkarzy i trenerów czegoś nowego. To już nie jest trening, ale normalna gra, gdzie rywal nie musi wcale łatwo dać rozgrywać akcji. Można przećwiczyć w normalnych warunkach meczowych stałe fragmenty gry, można poćwiczyć rozgrywanie konkretnych akcji, piłkarze zgrywają się ze sobą. Jeśli tego nie rozumiesz, to już nic nie poradzę. A z kontuzjami dalej wykazujesz się totalnym brakiem myślenia, bo to już nawet nie jest konkretna wiedza. To jest temat wałkowany w środowisku od lat. A dla Ciebie to czarna magia. To o czym mu tu rozmawiamy? To znowu są FSO podstawy podstaw. Skutki ma być widać na Euro. To raz. Dwa. Po fakcie każdy potrafi powiedzieć, jak trzeba było zrobić, kogo wziąć, jaką taktykę zastosować. Przed turniejem jest u nas euforia, wszyscy pewni przynajmniej wyjścia z grupy. Jak odpadamy, nagle każdy ma lepszy pomysł (ale to akurat cecha kibiców na całym świecie, przed startem jakichś rozgrywek wielkie plany, które z czasem są weryfikowane przez rzeczywistość, po czym oczywiście spora część kibiców jest zdania, że poprowadziłaby zespół lepiej niż trener). Mamy piłkarzy jakich mamy. Skompletowanie kadry w naszych warunkach to nie jest zadanie na tydzień. Pisałem o rotacji w składzie i podtrzymywaniu konkurencji. Przed każdym sezonem, jak kluby dokonują wzmocnień, można poczytać wypowiedzi trenerów i piłkarzy, jak to dobrze, że jest nowy zawodnik, bo dzięki temu będzie większa konkurencja na treningu. I to jest norma. A u nas jak Smuda mimo wszystko utrzymuje tę konkurencję w składzie, to robi się raban. Gdzie tu logika? Lepsze pewnie byłoby już teraz dobranie 20 zawodników i powiedzenie im w twarz: jedziecie na Euro. Tylko że wtedy nikt z nich nie musiałby się starać w klubie, na zgrupowaniach. Którzy komentatorzy. Dostanę nazwiska? Przeczytałeś co pisałem o komentatorach wątpiących w wartość Hernandeza? Oni też patrzyli z boku. Kiedy w pierwszej połowie lat 90. Ferguson wprowadzał do składu United pokolenie złotych dzieciaków niejaki Alan Hansen mówił, że z tymi dzieciakami Ferguson nic nie osiągnie. Tymczasem przy ich ogromnym udziale przez te blisko 20 lat wygrał 12 razy ligę angielską, 2 razy LM, kilka krajowych pucharów. Ale tak słuchaj dalej komentatorów. Szczególnie polskich. Oni komentują to co widzą (a nie zawsze widzą najlepiej). Trener zaś musi wybiegać myślami kilka miesięcy do przodu. W listopadzie ubiegłego roku wydawało się pewne, że po Nowym Roku Chelsea będzie świętować mistrza Anglii. Sezon skończyli na drugim miejscu, z 9 punktami straty do United. I też komentatorzy na początku zachwycali się fantastyczną grą Chelsea, która rozjeżdżała kolejnych rywali. I bach. Niespodzianka. Ale ufaj komentatorom. Ich można posłuchać, czasem dowiedzieć się czegoś nowego, ale naprawdę rzadko zdarza się, żeby komentatorzy potrafili trafnie przewidzieć, co stanie się z daną drużyną za rok, pół roku. I to nawet ci najlepsi. W przeciwieństwie do Ciebie na pytania odpowiadam. Nie wiem, bo nie jestem specjalistą, nie rozmawiałem ze Smudą, nie wiem jaki ma plan przygotowań do turnieju. Ale były też mecze takie jak z USA czy WKS. Tam grali przyjemnie dla oka. Ale oczywiście ludzie wolą pamiętać mecze słabsze. Bo lepsze do krytyki się nie nadają. FSO, zaczniesz odpowiadać na pytania? Bo z każdym postem ich ilość rośnie...
  24. Euro 2012

    A tu już zaczynasz przypisywać mi coś, czego nie napisałem. Krytykować wręcz należy. Tylko że krytyka, jak każda, powinna być możliwie jak najbardziej rzeczowa i uwzględniająca realia. Tymczasem u nas za krytykę biorą się ludzie, którzy piłką to się interesują raz na pół roku. Jak krytykuje Hajto, który jako były piłkarz zna się na tym, ok. Jak krytykuje któryś z naszych ligowych trenerów, ok. Ale kurna nie ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia. A u nas w kraju w takiego krytyka Smudy bawi się masa ludzi, którzy potrafią zmienić zdanie co mecz. Jakby nagle prezesowi jakiegoś banku w sprawach rozwoju tegoż banku zaczął doradzać ktoś, kto z bankiem to ma kontakt jak raz na 2-3 lata zaciągnie kredyt, a tak to nie bardzo ogarnia co i jak, to chyba każdy normalny człowiek popukał by się w głowę. Ale u nas przyjęło się, że z miną znawcy na tematy piłkarskie wypowiadać może się każdy. W końcu 90% narodu to piłkarscy eksperci. Tak samo w sprawach medycyny i historii. Naprawdę uważasz, że jak piłkarz pół roku wcześniej dostanie zapewnienie, że jedzie na turniej, to nie wpłynie na jego zaangażowanie? Normalnie trenerzy do ostatniej chwili trzymają ludzi w niepewności i robią w końcu niespodzianki. I to jest utrzymywanie zdrowej rywalizacji. Trochę za długo się tym interesuję, aby uwierzyć, że takie coś jest bez wpływu na piłkarzy. Z Małeckim to ja się Smudzie w zasadzie nie dziwię. Facet chce zaprowadzić porządek w kadrze. Albo to ktoś rozumie, albo nie. I choć rzeczywiście kadra może na tym trochę ucierpieć, to jeśli Smuda i jego następcy będą konsekwentni, to z czasem przyniesie to efekty. A z alternatywą dla Kuby zgadzam się w całej rozciągłości. Niemniej dalej nie rozumiem argumentu: że nie zagrał na dwóch turniejach. Jaki to ma związek? Aj Tofik... A jak Rooney (tak, nie porównuj tych piłkarzy...) był w kadrze i klubie w podobny sposób co Dudka rzucany ze szpicy na skrzydło to było ok? Bo tam zabierają się do tych eksperymentów Ferguson i Capello? Tofik, kibice widzą piłkarza na meczu. Trener też na treningach, gierkach wewnętrznych itd. Logiczne jest chyba to, że orientuje się dzięki temu w możliwościach piłkarza ciut lepiej niż kibice. Ma okazję sprawdzić Dudkę w ten sposób, ok. Gra w klubie nie ma tu nic do rzeczy. Jak ktoś potrafi zagrać na tej pozycji, to zagra. On nie jest 18-letnim młokosem bez doświadczenia. Teraz sprawdza bo ma czas. Jakby tydzień przed Euro wypadł mu ktoś na te skrzydło czy defensywnego pomocnika, to co ma zrobić? Musi kogoś wybrać na to miejsce. I ma takiego Dudkę, którego sprawdził i wie mniej więcej, jak ten sobie radzi. Więc albo go wybierze, albo zrezygnuje z tego. Ale już ma jedną wątpliwość mniej z głowy.
  25. Wyszkolenie wojskowe Powstańców

    Wspomniana "Zośka" i "Parasol" odbywały ćwiczenia pod Warszawą. Z wiadomych względów głównie teoretyczne. Ale przecież akcje kolejowe chociażby umożliwiały już wykorzystanie tej broni w terenie. A reszta już po 1 sierpnia. Było parę osób, które potrafiły korzystać z tej broni i od nich inni mogli się uczyć. Na razie tak na szybko. W przypadku "Czaty" pierwsze wiarygodne źródło to chyba dopiero wykaz broni z 19 sierpnia, kiedy to oddział miał mieć na stanie 11 lkm-ów. O ckm-ach i rkm-ach nic tam nie ma. Natomiast co do wcześniejszego okresu, to chyba "Mały" miał mieć w swoim oddziale 2-3 lkm-y/rkm-y. Pisał o tym na pewno L. J. Wójcicki w swoich wspomnieniach i ktoś jeszcze, ale nie mogę sobie przypomnieć teraz.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.