Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Takie właśnie domysły niejednokrotnie są bardzo pomocne, nawet jeśli w ostateczności dotyczą czegoś innego, niż początkowo zakładaliśmy. Ot taki urok takich historycznych układanek. W to akurat nie wątpię Tak czy inaczej będę czekał na kontakt z niecierpliwością. Serdecznie pozdrawiam, Sebastian Pawlina.
-
Jakoś tak dziwnie liczyłem właśnie na wiedzę secesjonisty w tej kwestii Z jednej strony lekko dziwne wydaje mi się to, że ot tak o tej 16 kończono urzędowanie. Szczególnie, że miały tam znajdować się również cele. Z drugiej strony z jakiegoś powodu "Bończa" miał zacząć piłować kraty o wyznaczonej godzinie (inna rzecz, czy to miała być 16). Wiem tylko tyle, że miało znajdować się przy Alejach Ujazdowskich.
-
Odbicie pierwszego znacznego więźnia z rąk niemieckich mogło nastąpić już w 1939 r. w Warszawie. Kto miałby być tym więźniem? Ano Stefan Starzyński. Niedługo po tym jak został zatrzymany przez Niemców gen. Tokarzewski postanowił uwolnić go. Były prezydent Warszawy początkowo trafił na Szucha, później kolejno przetrzymywano go na Daniłowiczowskiej, Rakowieckiej i na Pawiaku. Opracowano plan wydostania Starzyńskiego, przygotowano także wszystko co było potrzebne do zaczęcia nowego życia przez S. Starzyńskiego. Wydostania b. prezydenta podjęła się Irena Wirszyłło, komendantka polskiej straży więziennej. Na początku upito niemieckich strażników. Kiedy ci już mało co kontaktowali zwyczajnie otworzono celę Starzyńskiego. Ten jednak nie chciał uciec. Bał się, że jego zniknięcie spowoduje represje ze strony Niemców wobec polskich pracowników służby więziennej, a poza tym, o czym pisał w swoich wspomnieniach Emil Kumor [Wycinek z historii jednego życia, Warszawa 1967, s. 77], nie podejrzewał, aby Niemcy mieli wobec niego posunąć się do ostateczności. W konsekwencji nie uwolniono prezydenta. Generał Tokarzewski całą historię miał skwitować następująco: Tak przypuszczałem, to twardy człowiek. Dość niezwykły przebieg miała historia związana z aresztowaniem Stanisława Ajdasa "Bończy" z Oddziału Dyspozycyjnego "B". Zatrzymany on został razem ze swoim kolegą Antonim Adamem Kamolem w dniu 29 lutego 1944 r. na ulicy Szpitalnej w Warszawie około godziny 11. Mieli przy sobie dwa pistolety i granat. Potrzebne im były do akcji na dzień następny. Osadzono ich w areszcie Kripo, o czym Zbigniew Młynarski, jeden z dowócóów patroli w OD "B" dowiedział się od swojej znajomej pracującej w tym areszcie. Dzięki jej pomocy udało się nawiązać kontakt z agentem Kripo, który zgodził się na przekazywanie grypsów [H. Witkowski, L. Witkowski, KeDywiacy, Warszawa 197, s. 320]. Aby sprawa "Bończy" nie została przekazana do gestapo polecono mu podawać się za członka szajki złodziejskiej. Dla uwiarygodnienia historii podsunięto mu kilka faktycznych przestępstw, których Niemcy nie wykryli. Jednak nie można tego było ciągnąć w nieskończoność. Postanowiono więc, że podejmą próbę uwolnienia "Bończy" (niestety nie wiem, co stało się z jego kompanem, bracia Witkowscy nic onim nie piszą). W jednym z grypsów polecono Ajdasowi, aby powiedział Niemcom, że będzie współpracował z nimi i na początek zabierze ich do swojej "meliny", która miała znajdować się niedaleko mostu Poniatowskiego. Tam ludzie z Oddziału "Bończy" już mieli przygotować zasadzkę na Niemców. Dowództwo KeDywu OW AK zgodziło się na przeprowadzenie akcji. Ustalono termin, kiedy "Bończa" miał zabrać Niemców na miejsce. Pół godziny przed podaną w grypsie godziną oddział był na miejscu. Od dozorczyni kierujący akcją "Boruta" zażądał książki meldunkowej, którą zaczął przeglądać tak, jakby nazwiska tam znajdujące się interesowały go. Przez najbliższą godzinę z okładem zatrzymywano każdego, kto chciał wejść do bloku albo wyjść z niego. Kiedy uznali, że akcja nie przyniesie żadnego rezultatu postanowili zwinąć się. Henryk Witkowski podejrzewał, że agent z którym się kontaktowali mógł wyczuć, że szykuje się coś poważniejszego, dlatego też ostrzegł swoich. Jednak koledzy "Bończy" nie dawali za wygraną. Wspominany już "Kret" postanowił zagrać va banque. Poszedł do siedziby Kripo na spotkanie z kierownikiem wydziału śledczego, którego dane ustalił wcześniej dzięki pomocy swojej informatorki. Kiedy już znalazł się z owym Niemcem sam na sam wjego gabinecie powiedział, że przychodzi w sprawie Stanisława Ajdasa i... jest z organizacji (czyt. AK). Rozmowę, jaka miała rzekomo odbyć się wówczas, pozwolę sobie przytoczyć za braćmi Witkowskimi [tamże, s. 323]: - Panie, albo jest pan wyjątkowo bezczelny, albo bezgranicznie odważny - pod długiej chwili milczenia odpowiedział oficer śledczy. - zy pan zdaje sobie sprawę z tego, gdzie pan przyszedł? I czego właściwie pan chce? Wypuścić go przecież nie mogę, złapano go z bronią, są na to protokoły, świadkowie... - Wiem gdzie przyszedłem i pan doskonale wie, że wchodząc tu zostałem doskonale zabezpieczonu. Nie muszę panu wyjaśniać dlaczego wyjdę stąd cały, zdrowy i bez ciągnącego się za mną "ogona" - odpowiedział "Kret". - A żądam tylko takiego pokierowania śledztwem, by sprawy nie przejęło gestapo. - Nie musi mi pan grozić - oświadczył oficer. - Od początku orientuję się, że nie chodzi tu o bandytyzm i mogę pana zapewnić, że zrobię wszystko, co jest w mojej mocy. A teraz żegnam pana. To jednak nie był koniec historii. Udało się bowiem ustalić, że okno celi, w której siedział "Bończa" wychodziło na Aleje Ujazdowskie. Dostarczono więc przez polską pracownicę obsługi aresztantów "angielski włos", którym miał przepiłować kraty w okienku. Po drugiej stronie w krzakach mieli czekać "Kret" i kilku ludzi, którzy około północy mieli obezwładnić strażnika i wyciągnąć "Bończę" razem z jego towarzyszem z celi. Plan zakładał, że kraty "Bończa" zacznie piłować po godzinie 16, kiedy - tak przynajmniej podawali bracia Witkowscy - w Kripo kończyło się urzędowanie. Jednak "Bończa" pospieszył się, zaczął już około 15:30. Jeden z funkcjonariuszy Kripo usłyszał, że w celi dzieje się coś podejrzanego, pobiegł tam i od razu obu osadzonych tam przeniesiono do innej celi. I ten plan nie przyniósł efektu. A już 16 czerwca Stanisław Ajdas został rozstrzelany. Jak donosił afisz, który Niemcy rozlepili w Warszawie, Stanisław Ajdas był... komunistą, który zginął za przestępstwa polityczne popełniane w służbie Moskwy. A tutaj jakby ktoś ominął (można krytykować, nie zgadzać się i ogólnie wytykać autorowi nieuctwo ): https://historia.org.pl/index.php/publikacje/publikacje/ii-wojna-wiatowa/2728-uderzenia-na-qbudyq-niemieckie-warszawa-1943.html
-
XX Targi Książki Historycznej - 24-27.11.2011 r., Warszawa
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2011
Są lepsi niż ja do tego -
XX Targi Książki Historycznej - 24-27.11.2011 r., Warszawa
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2011
Śmiej się śmiej... A tak na serio, zmienianie czyjejkolwiek optyki na Powstanie Warszawskie nie leży w moich planach. Moje ambicje są sporo mniejsze -
XX Targi Książki Historycznej - 24-27.11.2011 r., Warszawa
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2011
Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie mam pamięci do twarzy, mało brakowało a bym widiowego nie rozpoznał na targach -
I znamy już grupy na Euro: A) Polska, Grecja, Rosja, Czechy B) Holandia, Niemcy, Dania, Portugalia C) Hiszpania, Włochy, Chorwacja, Irlandia D) Ukraina, Anglia, Szwecja, Francja Dostaliśmy najłatwiejszą możliwą grupę. Pozostałe trzy są piekielnie mocne. Podsumowując - nie przejść do ćwierćfinału to będzie wstyd.
-
Porucznik Józef Czuma "Skryty", urodzony 6 lutego 1915 roku w Niepołomicach, syn Józefa i Marii Tarczyńskiej, bratanek gen. Waleriana Czumy, d-cy obrony Warszawy z 1939 r. Matura zdana w 1934 r. w Bochni. Absolwent Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie k/Ostrowi Mazowieckiej (chociaż Ludwik Witkowski "Kosa" w swoich wspomnieniach podawał, iż był on kawalerzystą [KeDywiacy, Warszawa 1973, s. 116], a trzeba tutaj zaznaczyć, że razem przechodzili przeszkolenie na cichociemnych, razem współpracowali już w ramach KeDywu OW AK, tak więc mieli czas dobrze się poznać; z kolei informację o szkole podchorążych piechoty podaje oficjalna strona gimnazjum im. Józefa Czumy, skądś ten konkret musieli wziąć). Uczestnik walk września '39, odznaczony KW. Po zakończeniu walk w niewoli niemieckiej, z której uciekł. Kolejny przystanek to obóz dla internowanych na Węgrzech, z którego również uciekł. W dniu 9 marca 1940 r. trafił na teren Francji. Tam został d-cą plutonu w samodzielnej kompanii strzelców w Coetquidan, a później w III batalionie 10. BKPanc. Po ewakuacji na Wyspy dostał przydział do 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich. W jednostce został do sierpnia '42, kiedy to dostał możliwość powrotu do kraju. Od 16 sierpnia do 31 stycznia '43 przechodził szkolenie. Do Polski wrócił w ramach operacji lotniczej "Floor" w nocy z 17/18 lutego '43, jej dowódcą był S/L Boxer. Wraz ze "Skrytym" (wówczas już porucznikiem) lecieli również: ppor. Tadeusz Benedyk "Zahata", ppor. Jacek Przetocki "Oset" i por. Piotr Szewczyk "Czer". Pierwotnie miał zostać przydzielony na Śląsk. Jednak od września '43 objął dowodzenie nad podwarszawskim oddziałem KeDywu OW AK, działającego wzdłuż linii otwockiej. Przyczyniła się do tego najpewniej pechowa historia z wcześniejszym d-cą oddziału, Leonem Tarajkowiczem "Gryfem", który w trakcie prób prototypowego granatu uderzeniowego został ranny. Porucznik Czuma przeprowadził wiele akcji bojowych (specjalizował się w akcjach kolejowych), był bardzo lubiany i szanowany, jego oddział budził powszechny podziw dzięki swojej sprawności i karności. Z dużym szacunkiem pisali o nim bracia Witkowscy i dr Rybicki (zwłaszcza we wspomnieniach "Kosy" i "Boruty" jest masa informacji na jego temat). Sam por. Czuma został aresztowany 12 lipca 1944 r. na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich z Marszałkowską. Był to efekt dłuższej akcji ze strony Niemców. Wcześniej już raz "Skryty" uciekł Niemcom na peronie Dworca Głównego. Najprawdopodobniej został zakatowany podczas przesłuchania na Szucha w dniu 19 lipca. Faktem natomiast pozostaje, że z jego oddziału nie został aresztowany w tym samym czasie nikt inny. Pośmiertnie miał zostać odznaczony VM V kl. Obecnie w gminie Celestynów znajduje się gimnazjum im. Józefa Czumy "Skrytego". Od dnia 28 listopada ma również "swoją" drogę w gminie Celestynów: http://www.tygodnikregionalny.pl/index.php?pid=1&first=1441&pg=260 Z kolei w kościele parafialnym w Falenicy znajduje się tablica poświęcona żołnierzom oddziału "Skrytego". Tradycyjnie już za wszelkie informacje na temat bohatera tematu będę szalenie wdzięczny
-
Dla zainteresowanych historią "Skrytego" i jego oddziału dwie pozycje, do których warto zajrzeć: Oddziały i akcje KeDywu Okręgu Warszawskiego poza Warszawą. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. Rybicka H., Warszawa 2011. Rakowski S., Oddział "Skrytego". Historia prawobrzeżnego Oddziału Dyspozycyjnego Komendanta KeDywu Okręgu warszawskiego Armii Krajowej, Otwock 2011. W tej pierwszej publikacji znaleźć można m.in. coś takiego [s. 64]: (...) 1) Inf[ormator] grupy Skrytego melduje mi: W grupie panuje duże rozgoryczenie z powodu niewypłacania żołnierzom należnego żołdu przez dowódcę grupy. Stan ten trwa od dawna i powstały w ten sposób zaległości. Na podstawie tych faktów żołnierze przypuszczają, iż Skryty zatrzymuje dla siebie pieniądze przeznaczone dla nich. Przyczynia się to do osłabienia jego autorytetu wśród podwładnych. Skarżą się oni również na to, że idąc na akcję nie otrzymują żadnej, choćby skromnej ilości, żywności względnie zupełnie niewystarczającą, np. suchy chleb. Są także skargi na zastępcę Skrytego, Sana, który przez swe ostre obejście nie jest wśród żołnierzy lubiany. (...) Pismo pochodzi z dnia 23 marca 1944 r., a skierowane zostało przez Waldemara Baczaka "Arniego", szefa grupy wywiadu KeDywu OW AK, do "Andrzeja". Przyznam szczerze, że dziwi mnie trochę ten raport, bo ze wspomnień żołnierzy "Skrytego" wyłania się raczej mocno pozytywny obraz Józefa Czumy. Może uważano go za trochę dziwnego, ale ogólnie ceniono jego postawę bojową, to jaki był na co dzień. Żadnych uwag o to, że zatrzymywał dla siebie pieniądze nie spotkałem. Orientuje się może ktoś, jak to było?
-
Krótki wstęp do filmu poświęconego Bestowi: http://www.youtube.com/watch?v=IYGKX0hRxu0 Jako drugi na filmiku podczas przemówień pojawił się Denis Law, zaraz po nim syn Georgiego, Calum, a na końcu siostra Barbara McNarry. A tutaj dwa filmiki prezentujące to, co działo się odpowiednio w pierwszej kolejce EPL po śmierci Besta (mecz West Ham - Manchester United, 27 listopada, United wygrali 2:1) i po pogrzebie (United - West Bromwich Albion, 26 grudnia, United wygrali 3:0): Te wszystkie dowody uznania po śmierci, ludzie zbierający się pod szpitalem, pod Old Trafford, 100 tys. ludzi na pogrzebie - tak nie żegna się kogoś, kto był "tylko" sportowcem. Dla swoich rodaków był powodem do dumy. A dla innych? Fenomenu Besta nie da się pewnie łatwo wytłumaczyć. Poniekąd można tego szukać w jego zachowaniu na boisku, co dobrze opisał Stefan Szczepłek [Mecze, które wstrząsnęły światem, Warszawa 2011, s. 150]: Best też był Brazylijczykiem, chociaż urodzonym w Belfaście, niedaleko doków, gdzie budowano Titanica. Jaki inny brytyjski piłkarz może się równać z Bestem pod względem talentu? Denis Law, Bobby Charlton, Paul Gascoine wiele lat później? Dryblował jak Brazylijczyk, strzelał jak Anglik, przewidywał jak racjonalny Niemiec, ale miał wyobraźnię chłopca z podwórkowej gry, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Mężczyzna, który grał jak chłopiec. Wokół Besta unosiła się zawsze pewna tajemnica. To gdzieś tam ludzi przyciągało. Dla niektórych jego styl bycia był swego rodzaju powiewem świeżości, tak przynajmniej określał to Giles Oakley, niewiele młodszy od Besta. Jednak czy to mogło zgromadzić takie tłumy na pogrzebie? Czy to mogło spowodować, że ludzie tak spontanicznie reagowali na wieść o jego śmierci i to w momencie, kiedy wiele osób lepiej znało go jako alkoholika, który pojawiał się w brukowcach ze względu na różne skandale? I jeszcze taka ciekawostka: Te sześć bramek strzelonych ekipie Northampton Town stanowi indywidualny rekord Bestiego, jeśli chodzi o dorobek z jednego spotkania (w historii United tylko jeden zawodnik strzelił tyle samo goli, był to Harold Halse, a stało się to 25 września 1911 r.). Po meczu z Northampton Best miał skomentować swój wyczyn w sposób dość nieoczekiwany. Otóż przyznał, że w pewnym momencie znudziło już mu się strzelanie goli, więc ostatnie dwadzieścia minut postanowił zagrać... na lewej obronie. I tu kolejna ciekawa rzecz, bo według Nobby'ego Stilesa i Pata Creranda Best na każdej pozycji w Manchesterze poradziłby sobie lepiej, niż piłkarz, który normalnie tam występował. Oczywiście można uznać, że mówiąc to Stiles i Crerand chcieli zwyczajnie docenić kolegę, ale nie ulega wątpliwości, że wachlarz jego umiejętności był absolutnie niesamowity. Nawet u tych największych nie zawsze jest to rzecz normalna.
-
Od Targów na tapecie: Olecki J., Wojenne tajemnice Warszawy i Mazowsza. Przewodnik inny niż wszystkie, t. II, Warszawa 2011, ss. 120. A dzisiaj złapałem, kompletnie przez przypadek: Szczepłek S., Mecze, które wstrząsnęły światem, Warszawa 2011, ss. 316 - od 1872 r. aż po czasy dzisiejsze, bardzo sprawnie napisane, czyta się błyskawicznie, dla kogoś zainteresowanego historią futbolu świetna rzecz, co ciekawe "Polityka" ma zamiar wydać łącznie jedenaście różnych tomów poświęconych historii piłki nożnej: http://skleppolityki.pl/pl,product,9369975,kolekcja,pilkarska,zlota,jedenastka,tomy,1,11.html Patrząc po tytułach i czytając krótkie opisy w paru przypadkach zapowiada się świetna lektura.
-
Eskapady po Warszawie i jej okolicach
Albinos odpowiedział WERTTREW → temat → Historia lokalna i turystyka historyczna
Jako laik szczerze polecam Ja z chęcią, jeśli tylko czas pozwoli. A tymczasem zapraszam do lektury wywiadu z autorem tychże Wojennych tajemnic: http://www.historia.org.pl/index.php/publicystyka/publicystyka/wywiady/2767-o-pamitkach-historycznych-w-warszawie-czyli-rozmowa-z-jackiem-oleckim.html -
W jednym z meldunków (dokument datowany jest na 10 czerwca 1944 r.) T. Wiwatowskiego można znaleźć taki fragment: (...) 2. Ktoś robi zasadzki przeciwko żand. z Z[aborowa.] Prosiłbym o wstrzymanie, bo nam zepsują cały interes. Również jeden z oddziałów Egzekutora ma polecenie zasadzki. Chętnie weźmiemy go do współdziałania, lecz prosiłbym, aby sam nie robił. (...) Za: Oddział Dyspozycyjny "A" warszawskiego Kedywu. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2007, s. 175. Tymczasem w meldunku Władysława Bałaja "Egzekutora" (dowodził podwarszawskimi oddziałami DB "Obroży" podczas okupacji, oficer DB Obwodu VII podczas Powstania Warszawskiego, po wojnie kierował przez jakiś czas Warszawskim Okręgiem WiN) z dnia 17 maja 1944 r. do "Andrzeja" możemy przeczytać m.in. coś takiego: Sygnał, kiedy wyruszają samochodami z Zaborowa do W-wy - można mieć, w tym celu chciałem tego kogoś skontaktować z Tomaszewskim (na dwa kontakty nie przyszedł). 13 V o godz. 11 czekałem na m. umówionym 1/2 godz. W dniu 16 V od godz. 15 czekałem 20 minut na umówionym miejscu. [...] dla skontaktowania się [...] proszę, by Tomaszewski był punktualnie [...] kręcić się na ulicy nie jest wskazane. Za: Oddziały i akcje Kedywu Okręgu Warszawskiego poza Warszawą. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2011, s. 109. Pojawiający się tutaj "Tomaszewski" to oczywiście Tadeusz Wiwatowski. I teraz pytanie, jak potoczyła się ta historia z akcją pod Zaborowem. W maju po tym 17 nie ma niczego, co by zostawiło w sprawozdaniu miesięcznym jakikolwiek ślad. Jaki był tego powód? Rezygnacja z planu? Problemy ze zorganizowanej akcji? Ale już w czerwcu, dokładnie 27 dnia tego miesiąca, doszło do takiej akcji. Poniżej plan: Plan akcji przeciwko załodze samochodu wypadowego w "Z" 27 VI 44 "oddział A" I. Cel akcji: Zaatakować i zniszczyć doszczętnie załogę samochodu wypadowego z "Z". II. Czas akcji: Zasadzka będzie wykonana alarmowo, na telefon z "Z". III. Siły własne: 17 pistoletów maszynowych, broń krótka, bomby plastikowe, 1 + 1 + 21 ludzi + lekarz razem 24 ludzi. Transport na miejsce akcji na samochodzie. IV. Siły nieprzyjacielskie: Od 12 do 24 żandarmów na samochodzie otwartym (buda). Uzbrojenie: 4 pistolety maszynowe, karabiny, granaty, broń krótka. V. Wykonanie: Informator z "Z" zawiadamia telefonicznie dowódcę, że "buda" wyjechała do Warszawy na ekspedycję. Jak wykazała obserwacja, żandarmi jeżdżą prawie zawsze tą samą drogą i tędy wracają, bawiąc zwykle w mieście minimum 2 i 1/2 godziny. Dowódca puszcza w ruch plan alarmowy i w ciągu godziny od chwili telefonu cały oddział jest już w drodze do miejsca zasadzki. droga prowadzi z Żoliborza przez Powązki, Chrzanów, Ożarów, Ołtarzew do Umiastowa. Po drodze, w Ołtarzewie, samochód zabiera 1 + 4 ludzi z terenu "Włochy", którzy współdziałają w zasadzce. Najpóźniej w 90 minut od chwili alarmu samochód musi być na miejscu, czyli, do powrotu żandarmów z Warszawy jest około 1 godziny. Oddział opuszcza skrycie samochód i kryje się w życie. A następnie podchodzi około 100 m do podstawy wypadowej, gdzie zajmuje miejsca w specjalnym szyku. Patrol I, + 3 PM wysunięty najbardziej na północ w kierunku na drogę do Borzęcina. Zadanie - z chwilą alarmu przejść szybko na drogę i zająć stanowisko w zaroślach na wschód od zabudowań. Patrol ten ubezpiecza z kierunku Kreczki, gdzie jest 12 żołnierzy [niemieckich], rekonwalescentów, niszczy połączenie telefoniczne Kreczki-Ołtarzew i likwiduje żandarmów uciekających przez kartofliska. Kierunek ognia równoległy do szosy Ołtarzew-Umiastów. Do samochodu na drodze nie wolno mu strzelać. Patrol II. Dowódca akcji + 3 [żołnierzy] (3 PM). [Ludzie z] PM zajmują stanowiska na piwnicy ziemnej, leżącej prostopadle do szosy. Zadanie - strzelać wzdłuż szosy prosto do szoferki jadącego samochodu, spowodować jego zatrzymanie przez zabicie szofera, a następnie zniszczyć żandarmów wyskakujących na lewą stronę samochodu Nie wolno im strzelać w kierunku żyta. Patrole: III, IV, V, ustawione kolejno obok siebie wzdłuż szosy Umiastów-Ołtarzew, z chwilą alarmu podbiegają w życie na odległość 15 m od szosy i zajmują stanowiska tak, że ostatni patrol znajduje się na wysokości wysokiej topoli, stojącej po prawej stronie drogi 50 m o skrzyżowania dróg. Zadanie tych patroli - strzelać prostopadle do budy i atakować ją granatami. Przyjazd (budy) zostanie podany przez specjalnego obserwatora alarmowego, wysuniętego 400 m w kierunku Ołtarzewa. Obserwator ten przyciągnie za sobą 400 m kabla, zakończonego przyciskiem, przy oddziale zaś będzie zwykły dzwonek elektryczny. Sygnał "jedzie buda" - dzwonki, krótki, długi .-.-.-.-.-.-. Oddział zajmuje stanowiska bojowe. Gdy samochód znajdzie się na wysokości topoli, odzywa się prawoskrzydłowy PM z żyta strzelając do platformy, będzie to sygnałem zaczęcia akcji. W sekundę po tym odzywają się wszystkie nasze PM-y i zostają ciśnięte granaty, broń maszynowa niszczy nieprzyjaciela na polu swego obstrzału. O ile by samochód skręcił nagle w lewo i wpadł w żyto (najgorszy wypadek),m patrole w życie cofają się błyskawicznie do tyłu i prowadzą walkę dalej. Patrole I i II nie mogą już zwalczać budy, mają tylko dozór nad szosą i kartofliskiem. Przerwij ogień - jeden długi gwizdek, szofer sprowadza samochód zostają opatrzeni, ranni żandarmi dobici. Oddział zabiera zdobycz, ładuje się na samochód i odjazd. Przewidywany czas trwania akcji bojowej - około 20 minut. VI. Odskok: Ponieważ w Ożarowie znajduje się około 50 żołnierzy [niemieckich], przez Kreczki nie można jechać, gdyż droga prowadzi koło dworu, gdzie stoi wojsko, powrót nastąpi szosą na Borzęcin Duży (3 km), a następnie przez Zielonki, Babice, Powązki do Warszawy. Ewakuacja rannych do Szpitala Dz[ieciątka] Jezus, lekko ranni do domów. Za: Oddział Dyspozycyjny "A"..., oprac. H. Rybicka, s. 113-115. I teraz powraca pytanie, z czego wynikało tak długie przygotowywanie się do tej akcji? Druga rzecz, kto miał mieć to polecenie robienia zasadzki przeciwko żandarmerii z Zaborowa, o czym pisał "Olszyna". Na to zapewne ciężko będzie odpowiedzieć. Co ciekawe do akcji pod Zaborowem szykowano się już w kwietniu. Ale o tym może za jakiś czas
-
Literatura - Polska pod okupacją, Polska podziemna
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Na stronie wydawnictwa dopiero w zapowiedziach, ale na TKH już można było nabyć: http://www.wuw.home.pl/ksiegarnia/product_info.php?products_id=4841 Praca podzielona na trzy części główne. Dwie pierwsze poświęcone są odpowiednio oddziałowi "Skrytego" (świetnie uzupełnia to pracę S. Rakowskiego) oraz oddziałom powiatu warszawskiego. Trzecia część dotyczy akcji dywersyjnych i kolejowych przeprowadzonych poza Warszawą, ale nie tylko przez oddziały podwarszawskie. Coś na zasadzie takiego spisu tychże akcji, przy czym jest też trochę materiałów na temat działalności w pierwszej połowie 1943 r. o czym dotąd mało było materiałów. Ogólnie pozycja stanowi udane zamknięcie prac nad wydawaniem dokumentów KeDywu OW AK przez Panią Rybicką (ogólnie przygotowano 13 różnych tomów). Chociaż nie ukrywam, że mam nadzieję, iż Pani Rybicka nie zakończy na tym swojej pracy w tym zakresie -
Miód to mało powiedziane secesjonisto Jeśli chodzi o obrączki, to tutaj wydaje się, że sprawę mamy dość jasną. Dysponujemy bowiem relacją Haliny Zubrzyckiej, wedle której T. Wiwatowski tuż przed wybuchem Powstania obrączki ofiarował jej bratu Leonowi - żołnierzowi grupy żoliborskiej Oddziału Dyspozycyjnego "A" - który brał wówczas ślub. Ale oczywiście warto sprawdzić każdy trop. Okazać się może w końcu, że trafimy w ten sposób na jakieś inne informacje, równie interesujące, a niekoniecznie związane z obrączkami. Jakby udało się do nich dotrzeć, to byłaby fantastyczna sprawa. A tutaj nawet nie wiem co powiedzieć. To jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Mam natomiast pytanie. Rozmawiałem w sobotę z Panią Rybicką. Mówiłem m.in. o informacjach uzyskanych od Pana. Pani Rybicka prosiła, aby spróbować dowiedzieć się, czy ktoś z rodziny pamięta może numer mieszkania Tadeusza Wiwatowskiego na Ochocie. Sam dom znajdował się pod adresem Białobrzeska 39. Mieszkanie było na trzecim piętrze. Wszystko rozbija się o to, że tam jest niejedno mieszkanie. A istnieje prawdopodobieństwo, o czym Pani Rybicka wie z zapisków swojego ojca, że w tym mieszkaniu ciągle znajduje się coś, co "Olszyna" schował na krótko przed Powstaniem, a co mogło jednak nie ulec zniszczeniu, jak to pisał w swoim szkicu poświęconym Tadeuszowi Wiwatowskiemu prof. Mikulski. Problem w tym, że Pani Rybicka nie wie dokładnie, pod jakim numerem mieszkał tam Wiwatowski. Jeśli rzeczywiście tam coś jest, to może mieć to dla historyków wartość nie do przecenienia. Dlatego też Pani Rybickiej bardzo na tym zależy. Nie ukrywam, że mi również Więc jeśli udałoby się to ustalić, to byłbym zobowiązany. A za kolejną porcję informacji najpiękniej dziękuję i czekam z niecierpliwością na kolejny wpis, tudzież inny kontakt. Serdecznie pozdrawiam, Sebastian Pawlina.
-
Zakupy z listopada, przy czym zdecydowana większość z TKH: Auclair P., Cantona. The Rebel who would be King, Pan Books 2010, ss. 470 - fantastyczna biografia jednego z największych oryginałów światowego futbolu. Eric Cantona - piłkarski geniusz, który potrafił zachwycić cudowną grą na murawie, oraz wprawiać świat w konsternację słowami takimi jak... Kiedy mewy podążają za kutrem rybackim, robią to ponieważ wydaje im się, że sardynki będą wrzucone do morza. Niektórzy odnajdywali w tym odwołania do Biblii nawet. Tymczasem Cantona zwyczajnie zakpił sobie z dziennikarzy po aferze z kibicem, który został kopnięty przez Cantonę po tym, jak prowokował go z trybun. Legenda Old Trafford, zawodnik z ogromną charyzmą, człowiek któremu Sir Alex Ferguson pozwalał na zdecydowanie więcej niż jakiemukolwiek piłkarzowi z historii swojej 25-letniej kariery menadżera Manchesteru United. Francuz dał Manchesterowi to, na co zespół czekał od czasów Złotej Trójcy Best-Law-Charlton - mistrzostwo Anglii. Człowiek, który w latach 90. zaczął zmieniać wizerunek topornej gry z Wysp Brytyjskich. Jego ego było większe niż samo Old Trafford, które kochał - z wzajemnością. Do dzisiaj przecież funkcjonuje hasło, że rok 1966 był dla Anglii wspaniały nie dlatego, że zostali mistrzem świata w piłce nożnej, ale dlatego, że urodził się wtedy King Eric - I am not a man, I am Cantona. Oddziały i akcje Kedywu Okręgu Warszawskiego poza Warszawą. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. Rybicka H., Warszawa 2011, ss. 168 - już bałem się, że w tym roku nie doczekam wydania tego tomu dokumentów warszawskiego Kedywu... a tutaj taka niespodzianka. Już po pierwszym przejrzeniu wypatrzyłem kilka ciekawych dokumentów dt. oddziału "Skrytego" oraz oddziałów powiatu warszawskiego. Jedyne co nie podoba mi się w tym tomie to fakt... że jest on ostatnim tomem z dokumentami Kedywu OW AK. Pozostaje mieć nadzieję, że Pani Rybicka coś jednak jeszcze przygotuje w tym temacie. Żórawski Z., Dziennik obrońcy Warszawy. Wrzesień 1939 r., oprac. Szarota T., Warszawa 2011, ss. 168 - jak w tytule. Książkę kupiłem raz ze względu na tematykę, a dwa z powodu samego procesu powstawania książki. Jak to określił sam prof. Szarota - detective story. Szarota T., Karuzela na placu Krasińskich. Szkice i studia z lat wojny i okupacji, Warszawa 2007, ss. 464 - najróżniejsze artykuły, w tym również wcześniej niepublikowane, które prof. Szarota poświęcał głównie Warszawie podczas okupacji i tematom pokrewnym. Samo nazwisko gwarantuje świetną lekturę. Od dłuższego czasu planowałem to kupić, ale że tym razem miałem okazję zdobyć autograf samego Pana Profesora, to już nie było odwrotu. A sam wpis do książki to jeden z dwóch najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek otrzymałem. Olecki J., Wojenne tajemnice Warszawy i Mazowsza. Przewodnik inny niż wszystkie, t. II, Warszawa 2011, ss. 120 - druga część znakomitej pracy, której nie powinien ominąć żaden miłośnik Warszawy. Ja swój egzemplarz zdobyłem z podpisem Autora, tak na marginesie bardzo przyjemnego człowieka. Handke K., Dzieje Warszawy nazwami pisane, Warszawa 2011, ss. 580 - kolejne dzieło wybitnej znawczyni nazewnictwa miejskiego.
-
XX Targi Książki Historycznej - 24-27.11.2011 r., Warszawa
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2011
Targi, targi i po targach... choć trwają jeszcze jakieś trzy godziny. Ogólne wrażenia pozytywne, na stoisku portalu udało się rozdać więcej książek niż przed rokiem, ludzi chyba więcej niż na XIX TKH, była okazja aby znowu spotkać się z widiowym oraz aby poznać redbarona. Zobaczymy, jak to wypadnie za rok -
XX Targi Książki Historycznej - 24-27.11.2011 r., Warszawa
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2011
Trzeba było się przedstawić Wojtek teraz stwierdził, że chyba nawet kojarzy Cię, ale to dopiero teraz po przeczytaniu komentarza... A tak na poważnie jeśli jutro wpadniesz do 13 - o ile masz czas - to będzie jeszcze okazja aby pogadać -
Skoro już secesjonista zacytował dokument, to i ja pozwolę sobie: "V" 1 VII 44 Wykupy aresztowanych Są częste wypadki, że osoby bezwzględnie niewinne, względnie osoby, które zostały aresztowane przypadkowo i których pracy org. nie ujawniono, mogą być przez niem. w[ładze] bezp. zwolnione z więzienia. Do takiego zwolnienia mogą się również przyczynić tak zwane interwencje względnie wykupy. Najczęściej zwolnienia są niezależne od starań. Taki sam stan faktyczny może raz spowodować zwolnienie, drugi raz - rozstrzelanie. Będzie to zależało od przypadku. Wpływ starań jest w zasadzie żaden. Osoby obciążone, względnie złapane z materiałem, w zasadzie nigdy nie wychodzą z więzienia. Wyjść mogą takie osoby tylko dlatego, że popełniły zdradę tajemnic org. i przeszły na współpracę z wrogiem. Z uwagi na to, że niem. w[ładze] bezp. wkładają duży wysiłek w to, żeby mieć zawsze możliwość dalszych rozpracowań zdekonspirowanej komórki - interwencje są tolerowane, nieraz przez samych Niemców proponowane i podstawiane. Sama interwencja daje Niemcom kontakt z rodziną, względzie inną osobą interweniującą - sama zapłata daje szanse dojścia do komórki org. osoby aresztowanej. W tych warunkach powstają dwie ewentualności: a/ Osoba aresztowana zdradziła tajemnice org. i Niemcy mają nadzieję, że wypuszczając ją mogą od niej bezpośrednio, względnie przez nią - nieraz w drodze obserwacji - nawet bez wiedzy wypuszczonej osoby, uzyskać dojście do org. dla dalszego rozpracowania. Takie wyjście z więzienia osoby, która złamała przysięgę i ujawniła wrogowi elementy org. - jest przez nią starannie, częsty przy pomocy N[iemców] - konspirowane. Dlatego też często wypuszczenie to jest ubrane w fantastyczną legendę "cudownego wyjścia", nieraz zwyczajnie "uwierzyli w niewinność". Często osoby wypuszczone twierdzą, wbrew prawdzie, że zwolnienie nastąpiło na skutek interwencji. b/ Interwencja daje ślady na ukrywającą się rodzinę, wskazuje zawsze, gdzie szukać dalszych śladów przerwanej przez aresztowanie nitki. Interwenienci muszą zawsze mieć możność wskazania, kto im nadał sprawę. Interweniować może tylko osoba, która ma kontakt i to kontakt zaufany w G-o. 99% tych interwenientów pracuje w G-o. Nieraz dla podparcia [tj. uwiarygodnienia] swego pracownika - wypuszcza G-o kogoś z nieobciążonych pupilów interwenienta na wolność, aby podnieść jego markę na rynku. Z punktu widzenia bezpieczeństwa całości trzeba stwierdzić, że interwencje spowodowały już w sumie bardzo dużo strat i szkód. Są przez G-o tolerowane dlatego, że są jedną z ich najwstrętniejszych i najcyniczniejszych metod dochodzenia do xxxx organizacji. Stwierdza się, że: a/ interwencja na rzecz osoby obciążonej jest bezwzględnie bezcelowa, aresztowanemu nie pomoże, a spowoduje dalsze dokonspiracje, b/ interwenienci zawodowi to pracownicy G-o, którzy działają ściśle wg instrukcji, c/ interwencja w sprawie osoby nieobciążonej powoduje w G-o przekonanie, że osoba ta ma coś na sumieniu, albowiem org. się nią interesuje, d/ w ostatnim czasie zaobserwowano serię likwidacji interwenientów przez G-o, e/ wszystkie propozycje interwencyjne winny być zgłaszane przez D-1 do 46b, z podaniem przez kogo, komu składa [się] propozycje interwencyjne i w jakich okolicznościach. wz. /-/ XXI-1 Za: KeDyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2009, s. 126-127; Archiwum Józefa Rybickiego; AAN, sygn. 203/X-62, k. 71. Pojawiający się w tekście kryptonim 46b należał do Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Oddziału II Komendy Głównej AK. Z kolei XXI-1 to "podpis" komendanta Obwodu Śródmieście Okręgu Warszawa AK, płka Franciszka E. Pfeiffera "Radwana" (samo XXI to kryptonim Obwodu Śródmieście). O tym, jak niebezpieczne mogły być próby wykupywania ludzi, o których Niemcy wiedzieli, że należą do podziemia, może świadczyć historia Kazimierza Jakubowskiego "Kazika", d-cy patrolu w grupie żoliborskiej OD "A". Został on złapany w dniu 30 marca 1944 r. z dokumentami jednego z bahnschutzów, którzy zostali zabici podczas likwidacji Karla Schmalza "Panienki" na Dworcu Zachodnim w Warszawie w dniu 4 marca 1944 r. Jeszcze 31 marca Antoni Wojciechowski "Antek", podkomendny "Kazika" i jego przyjaciel próbował razem z kilkoma ludźmi z oddziału odbić "Kazika". Początkowo dostali informację, że "Kazik" będzie przewieziony przez Niemców w miejsce, gdzie rzekomo miał być zakopana broń, o której on Niemcom miał powiedzieć. Potem planowano odbić go z siedziby Kripo. Jednak kiedy okazało się - jeszcze wieczorem 31 marca - że "Kazik" trafił na Szucha, plan stracił na aktualności. Wobec tego "Antek" spotkał się 1 kwietnia z d-cą Grupy "Andrzeja", czyli Tadeuszem Wiwatowskim "Olszyną", od którego chciał uzyskać informacje, czy ten jest w stanie kanałami organizacji spowodować uwolnienie "Kazika". Kiedy dowiedział się, że takiej możliwości nie ma, poprosił o zgodę na wykorzystanie możliwości prywatnych. Takiego pozwolenia "Olszyna" udzielił mu. Tymi "możliwościami prywatnymi" okazał się być niejaki Pan K. (tak określano go w dokumentach), którego prawdziwe nazwisko brzmiało Kazimierz Stefanowski (wg notatki "Olszyny" z dn. 6 kwietnia i pisma Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu O.II KG AK z dn. 13 kwietnia - AAN, sygn. 203/III-107, k. 14). Ów Pan K. o całej sprawie dowiedział się od siostry "Kazika". Według informacji zawartych w meldunku "Antka" z dnia 24 maja 1944 r. Pan K. był przedwojennym znajomym Jakubowskich. Na razie oświadczył, że zna pewnego Niemca, który mógłby pomóc, ale... no właśnie, tenże Niemiec miał wówczas spory kłopot, gdyż kilka dni wcześniej skradziono mu jego samochód wraz z dokumentami, które były w środku. Traf chciał, że tenże samochód podpylili mu właśnie ludzie "Antka", kiedy szykowali się do odbicia "Kazika" w dniu 31 marca. Niemiec, którym był dr Gertner, obiecał, że postara się o uwolnienie "Kazika" wraz z jego żoną w zamian za zwrot samochodu wraz z bronią i dokumentami, które się w nim znajdowały. Antoni Wojciechowski przystał na ten układ i już 3 kwietnia pojazd został przekazany Gertnerowi. Dodatkowo fotokopie dokumentów otrzymał Pan K., który powiedział, że jest pracownikiem "naszego" (tj. AK-owskiego) wywiadu i można mu ufać. Jak się później okazało Pan K. współpracował z Niemcami. Interesował się nim O.II KG AK który zalecił, aby osoby kontaktujące się z nim w miarę możliwości "oderwały się" od niego, aby nie narażać nikogo. Na całe szczęście kontaktowała się z nim jedynie siostra Kazika, która nie należała do organizacji. Kto wie jakie byłyby konsekwencje nawiązania z nim bezpośredniego kontaktu przez "Antka".
-
Fakt, chyba mi się pomyliło A skąd ma wiedzę? Tajemnica. Każdy ma swoją W takim razie poczekam...
-
Emigrancie, czytajmy uważnie Książka świetna, czyta się fantastycznie (małą którą książkę przeczytałem tak szybko, mało którego autora lubię tak jak Tyrmanda), ale w porównaniu z Dziennikami Kisiela jest ciut bardziej wymagająca (co nie znaczy, że jest trudna w odbiorze) dla czytelnika ze względu na chociażby niektóre wywody Tyrmanda. Ja przynajmniej tak to wtedy odbierałem (cztery lata temu... a w zasadzie prawie pięć).
-
Panowie, to jest temat o ulubionym piwie, a nie o tym, za co kogo można skazać. Zlitujcie się...
-
W ramach kontynuowania wątku zwalczania przestępczości przez podziemie... W dniu 1 września 1943 r. Komendant Sił Zbrojnych w Kraju rozkazem PZP nr 116/11 polecił, aby komendanci okręgów i obwodów zadbali o bezpieczeństwo publiczne na obszarach im podległych. Kolejny rozkaz dotyczący tej sprawy to rozkaz PZP nr 1237/III, datowany na 4 listopada, a który wyraźnie zaznaczał, że konieczne jest zwalczanie band przestępczych bez względu na ich przynależność organizacyjną, także we własnych szeregach (vide sprawa "Ryżego" i "Arpada"). W całą sprawę zaangażował się również Pełnomocnik Rządu RP na Kraj, który 31 stycznia 1944 r. nadał Sądom Specjalnym prawo ścigania przestępstw kryminalnych wraz z orzekaniem kar, do kary śmierci włącznie. W Warszawie kwestię zwalczania przestępczości widać w sprawozdaniu z działalności Okręgu Warszawa AK za okres 1 marca - 1 września 1943 r. Jako jedno z zadań na następne półrocze wyznaczono właśnie dbanie o porządek, zwalczanie bandytyzmu. Okręg Warszawa AK zabrał się za wykonywanie tych zaleceń w październiku 1943 r. Trwało to do czerwca roku następnego. W tym czasie KeDyw OW AK przeprowadził 17 akcji likwidacyjnych: - 15 października 1943 r., likwidacja bandy Kapuśniaka, o której już pisałem wyżej; - 2 stycznia 1944 r., oddział z Grupy "Skrytego" zlikwidował pewnego cygana za bandytyzm; - 30 stycznia, likwidacja przez ODB-17 (Żoliborz) Włodzimierza Drozdowskiego; - 24 marca, patrol bojowy z OS "Fromczyn" ("Obroża", Rejon IV - Otwock) wykonał wyrok na niejakim Floriańczyku; - 31 marca, ten sam oddział zlikwidował Henryka Janiszewskiego; - marzec (data nieustalona), patrol bojowy z OS "Celków" ("Obroża", Rejon II - Marki) zastrzelił nieznanego z nazwiska bandytę; - 1 kwietnia, patrol bojowy z OS "Gątyń" ("Obroża", Rejon V - Piaseczno) wykonał wyrok na Stefanie Sroga; - 2 kwietnia, patrol bojowy z OS "Fromczyn" zlikwidował Jana Dąbrowskiego; - 6 kwietnia, patrol bojowy z OS "Gątyń" zastrzelił Jana Olejniczaka; - 19 maja, w okolicy Międzylesia na gorącym uczynku złapano dwóch bandytów (nazwiska: Herman i Osica), których rozbrojono i przekazano niemieckiemu patrolowi [sic!], obaj bandyci zostali zastrzeleni przez Niemców; - 20 maja, patrol bojowy z OS "Łęgów" ("Obroża", Rejon VIII - Łomianki) zlikwidował Henryka Skwarkowskiego; - 22 maja, patrol bojowy z OS "Jelsk" ("Obroża", Rejon VII - Ożarów) wykonał wyrok na niejakim "Topoli"; - 8 czerwca, patrol bojowy z OS "Celków" zastrzelił w Rościszewie niejakich Sieczkowskich (małżeństwo? rodzeństwo?); - 12 czerwca, likwidacja Józefa Lewińskiego, wykonawca nie został ustalony; - 12 czerwca, patrol bojowy z OS "Gątyń" zastrzelił Jerzego Przygockiego vel Przygodzkiego (ta sprawa nie jest do końca jasna, istnieje przypuszczenie, że podłoże mogło być polityczne); - 21 czerwca, patrol bojowy z OS "Dęby" ("Obroża", Rejon III - Rembertów) wykonał akcję likwidacyjną na siedmiu członkach bandy przestępczej: Józef Smoliński, Marian Kislar, Lutek Pomirski, Stanisław Jabłoński, Euzebiusz Śmigielski, Bogdan Antoni Wróbel, Zygmunt Stefan Piwowarczyk; - 28 czerwca, patrol bojowy z OS "Celków" zastrzelił herszta bandy, niejakiego Turhettiego oraz jego pomocnika Misiejczuka. Wykonywanie wyroków to nie był jedyny rodzaj działalności prowadzonej przez KeDyw OW AK przeciwko bandytom. W listopadzie 1943 r. przeprowadzono rewizje w czterech mieszkaniach, w których miała być przechowywana przez bandytów broń. W jednym faktycznie udało się ją znaleźć, w drugim również, z tym, że okazało się, iż należała ona do pułku AK "Baszta", a w dwóch pozostałych na broń nie natrafiono. W grudniu tego samego roku wysłano na ulice Warszawy cztery patrole, które miały reagować na działania bandyckie. Akcja nie przyniosła jednak żadnych efektów. Natomiast w dniu 8 lutego 1944 r. patrol z ODB-19 (Mokotów) rozbroił dwóch nieletnich bandytów. Podobnie stało się w dniu 30 kwietnia 1944 r., kiedy to również dwóch młodocianych bandytów zostało rozbrojonych przez patrol bojowy z OS "Dęby". W dniu 30 maja 1944 r. w nocy doszło do starcia między grupą leśną (składającą się ze "spalonych" żołnierzy oddziału, którzy musieli się ukrywać) z OS "Fromczyn" z grupą bandycką, która pochodziła z Warszawy. Bandyci zostali rozpędzeni, wzięto jednego jeńca. Strat własnych oddział nie zanotował. W dniu 10 kwietnia 1944 r. w mieszkaniu przy ulicy Kleczewskiej 42 w Warszawie dwóch żołnierzy z Grupy "Andrzeja" pertraktowało z trzema Polkami w sprawie uwolnienia ich aresztowanego kolegi. Kobiety okazały się być szantażystkami. Wykorzystały obecność w ich mieszkaniu dwóch żołnierzy Wehrmachtu i powiedziały im, że mężczyźni z którymi rozmawiają są członkami organizacji podziemnej. Doszło do strzelaniny, w wyniku której zginęły trzy kobiety i obaj Niemcy. Również w kwietniu, dokładnie 25 dnia tego miesiąca, patrol z ODB-18 (Ochota) wykonał wyrok na Kazimierze Litwieńczuk i Tadeuszu Putmankiewiczu vel Butmankiewiczu, którzy byli szantażystami i konfidentami gestapo. Wyrok wykonano w ich własnym mieszkaniu na ul. Solnej 17 m. 6. W lokalu była również 14-letnia kuzynka obojga. Dziewczynka wiedząc, za co zastrzelono jej opiekunów spokojnie opuściła mieszkanie pod opieką wykonawców akcji. Wcześniej również nie robiła żadnych problemów. Niejako zamykając historię aresztowania majora Jerzego Lewińskiego "Chuchro" przez Niemców, oraz sprawę "Lasso" zastrzelono w dniu 6 maja małżeństwo Kułakowskich, którzy mieli pośredniczyć w wykupie "Chuchry" z rąk niemieckich, ale otrzymane pieniądze zatrzymali dla siebie. Akcję wykonała grupa z Oddziału Dyspozycyjnego "A" w mieszkaniu Kułakowskich (Koszykowa 53 m. 3). Do grupy działań prowadzonych przez KeDyw OW AK przeciwko bandytom można zaliczyć również likwidacje bimbrowni. I tak w dniu 16 kwietnia 1944 r. dwa patrole bojowe z OS "Dęby" zniszczyły sprzęt w 6 i 4 bimbrowniach, odpowiednio w Wygodzie i Miłosnej. I teraz - tak na zakończenie - mam pytanie do secesjonisty. Otóż Henryk Witkowski w swojej pracy o KeDywie OW AK podał, że Kripo nie zwalczała bandytyzmu tak intensywnie jak powinna, a wręcz wypuszczała złapanych przestępców w zamian za ich donosy pomagające rozpracować podziemie. Prawda to? Może zachowały się jakieś raporty strony niemieckiej w tej kwestii?
-
I wyjaśniła się chyba w końcu sprawa Virtuti Militari dla "Olszyny" za Powstanie Warszawskie: http://www.prezydent.pl/aktualnosci/ordery-i-odznaczenia/art,1028,potwierdzono-nadanie-virtuti-militari-104-powstancom.html (oraz: http://www.historia.org.pl/index.php/wiadomosci/wiadomoci/inne/2738-virtuti-militari-dla-104-powstacow-warszawskich.html, http://www.polskieradio.pl/39/1240/Artykul/476491,Zapomniane-Krzyze), pozycja 100 na liście. Pod Uchwałą Kapituły Orderu Wojennego VM z dnia 13 października 2011 r. podpisali się gen. Zbigniew Ścibor-Rylski (Sekretarz Kapituły), gen. Stefan Bałuk (Kanclerz Orderu), ppłk Eugeniusz Guzek (Członek Kapituły), ppłk Zygmunt Gebethner (Członek Kapituły) oraz gen. Janusz Brochwicz-Lewiński (Członek Kapituły).