Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Kedyw OW AK - wywiady, biogramy, dokumenty...
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Projekty redakcji portalu "historia.org.pl"
Powoli zbliża się koniec roku, więc czas na małe podsumowanie... Przez rok łącznie 12 tekstów (teoretycznie jeszcze ten o Warszawie śladami "Olszyny" porusza tematykę Kedywu OW AK, ale jednak motyw przewodni jest inny, więc pomijam w wykazie), czyli po jednym na miesiąc, a wśród nich m.in. dwa tematy poświęcone Powstaniu Warszawskiemu, trzy skupiające się na Grupie "Andrzeja", jedna recenzja i jedna relacja z wystawy. Jeśli mam być szczery, to z żadnego z tekstów nie jestem w pełni zadowolony, ale jeśli już miałbym wybierać ten najlepszy, to... chyba jednak ten o "Lasso". No ale to tylko moje wrażenie, być może błędne. Mam nadzieję, że chociaż parę osób dzięki tym tekstom przybliżyło sobie tematykę warszawskiego Kedywu. W przyszłym roku na pewno będę chciał powrócić do tych tekstów, mam parę pomysłów na nowe, ale wymagają one jednak trochę siedzenia nad materiałami. Tak czy inaczej jakby ktoś miał uwagi co do tych już napisanych artykułów, czy też jakieś propozycje/sugestie w związku z tymi dopiero planowanymi pracami, to z chęcią zapoznam się z nimi - Z biblioteki historyka: KeDyw Okręgu Warszawa AK - Historia "Bombowca", czyli przyczynek do historii warszawskiej konspiracji - Problemy dnia codziennego a moralność żołnierzy KeDywu OW AK - Akcja "Panienka" - najlepsza akcja konspiracyjnej Warszawy? - KEDYW Okręgu Warszawa AK. Dokumenty z lat 1943-1944 - relacja z wystawy - O akcjach, które się nie odbyły, oraz nastrojach w przedpowstańczej Warszawie - Z ciemnych kart historii warszawskiego KeDywu - historia "Lasso" - Grupa "Andrzeja"/Oddział Dyspozycyjny "A" - straty w okresie marzec 1943 r. - lipiec 1944 r. - O nich pisał Roman Bratny... sierpniowe walki Oddziału Dyspozycyjnego "A" w Powstaniu Warszawskim - Oni osłaniali "Montera" - Oddział Dyspozycyjny "B" w Powstaniu Warszawskim - "Oddział Skrytego. Historia..." - S. Rakowski - recenzja - Uderzenia na niemieckie "budy" - Warszawa 1943 -
82. 'All Americans' kontra 101. 'Screaming Eagles'
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Wojska lądowe
Odkopując temat - mała porcja pozycji nt. 82. DPD (spora część do znalezienia w sieci). Może komuś się przyda: Phil Nordyke, All American. All the way. The Combat History of the 82nd Airborne Division in World War II, Zenith Imprint 2005, ss. 880. Phil Nordyke, The All Americans in World War II. A Photographic History of the 82nd Airborne Division at War, Zenith Imprint 2006, ss. 192. Phil Nordyke, All American. All the Way. A Combat History of the 82nd Airborne Division in World War II: From Market Garden to Berlin, Zenith Imprint 2010, ss. 432. Phil Nordyke, More Than Courage: Sicily, Naples-Foggia, Anzio, Rhineland, Ardennes-Alsace, Central Europe: The Combat History of the 504th Parachute Infantry Regiment in World War II, Zenith Imprint 2008, ss. 480. Allen Langdon, Ready: the history of the 505th Parachute Infantry Regiment, 82nd Airborne Division, World War II, 82nd Airborne Div. Association Educational Fund 1986, ss. 150. William G. Lord, History of the 508th Parachute Infantry, Infantry Journal Press 1948, ss. 120. Dwayne Burns, Leland Burns, Jump into the valley of the shadow: the war memories of Dwayne Burns, Communications Sergeant, 508th Parachute Infantry Regiment, Casemate Publishers 2006, ss. 233. James Maurice Gavin, On to Berlin: battles of an airborne commander, 1943-1946, Viking Press 1978, ss. 336. Ed Ruggero, The First Men In: US Paratroopers and the Fight to Save D-Day, HarperCollins, 2006, ss. 349. Ed Ruggero, Combat Jump: The Young Men Who Led the Assault Into Fortress Europe, July 1943, HarperCollins 2004, ss. 416. Guy Anthony LoFaro, The sword of St. Michael: The 82nd Airborne Division in World War II, ProQuest 2007, ss. 786. James Megellas, All the Way to Berlin: A Paratrooper at War in Europe, Random House Publishing Group 2004, ss. 384. T. Moffatt Burriss, Strike and Hold: A Memoir of the 82nd Airborne in World War II, Potomac Books Inc 2001, ss. 256. Steven J. Mrozek, 82nd Airborne Division, Turner Publishing Company 1997, ss. 199. Spencer Free Wurst, Gayle Wurst, Descending from the clouds: a memoir of combat in the 505 Parachute Infantry Regiment, 82d Airborne Division, Casemate 2004, ss. 266. John D. McKenzie, On time, on target: the World War II memoir of a paratrooper in the 82nd Airborne, Presidio Press 2000, ss. 240. Robert M. Murphy, No Better Place To Die: Ste. Mere-Eglise, June 1944: The Battle For La Fiere Bridge, Casemate Publishers 2009, ss. 272. Leonard Lebenson, Surrounded by Heroes: Six Campaigns with Divisional Headquarters, 82d Airborne, 1942-1945, Casemate Publishers 2007, ss. 256. Alfred J. Nigl, Charles Nigl, Silent wings. Savage death. Saga of the 82nd Airborne's glider artillery in World War II, Graphic Publishing 2007, ss. 288. Ross S. Carter, Those devils in baggy pants, Appleton-Century-Crofts 1951, ss. 299. Mark Alexander, John Sparry, Jump Commander: In Combat with the 505th and 508th Parachute Infantry Regiments, 82nd Airborne Division in World War II, Casemate Publishers 2010, ss. 288 [Mark Alexander podczas wojny dowodził trzema batalionami, 1. i 2. 505 PIR i 2. 508 PIR, zarówno Gavin jak i Ridgway niezwykle cenili jego zdolności bojowe]. -
Ktoś mógł mi tego życzyć dobre 21-22 lata temu
-
Wspominałem wyżej m.in. Maurice'a Jarre'a i jego muzykę do "Lawrenca z Arabii" - warto jeszcze wspomnieć jego świetną robotę przy "Najdłuższym dniu":
-
Falstart nie falstart, jutro mogę nie mieć za bardzo okazji do złożenia życzeń, więc robię to teraz
-
Jak to miło dowiedzieć się czegoś nowego - dzięki harry za wyjaśnienie
-
A to nie raz nie dwa bywa tak, że śnieg spadnie i zaraz znika. Ale przez całą zimę śnieg nie spada tylko jeden raz.
-
Arku, trochę chyba jednak przesadzasz. Piszesz, że teraz śnieg poleży dwa dni i błoto... To bardzo ciekawe co piszesz, bo ja w ostatnich latach kojarzę całe zwały śniegu nawet w centrum Warszawy. W okresie ostatnich pięciu lat nie kojarzę ani jednej zimy, podczas której byłoby tak jak piszesz. Śnieg jak spadł tak porządnie, to leżał sobie kilka tygodni. Z czasów licealnych pamiętam przynajmniej jedną zimę, podczas której zagarnięty na chodnikach śnieg sięgał mi spokojnie do kolan, jak nie wyżej (a do najniższych nie należę). Wcześniejsze zimy też wspominam raczej jako dość białe. Nie jest to może to, co można było zaobserwować chociażby przed wojną (ostatnio przeglądając archiwalne numery "Stolicy" widziałem zdjęcia Wisły w Warszawie, na której widać było, jak to redakcja ujęła, "mini lodowce", dzisiaj o coś takiego trudno), ale Twoje opowieści o śniegu, który chwilę po tym jak spadnie zamienia się w błoto, są w mojej ocenie lekko naciągane.
-
Opowieści z Narnii vs. Władca Pierścieni vs. Harry Potter
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Film
Tutaj będzie chyba najlepiej pasować: http://www.youtube.com/watch?v=eM--4UklaL4&feature=share -
Święta Bożego Narodzenia podczas okupacji
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Społeczeństwo i gospodarka
Jeśli ktoś nie ma nic lepszego do roboty: http://www.historia.org.pl/index.php/publikacje/publikacje/ii-wojna-wiatowa/2797-boe-narodzenie-w-okupowanej-warszawie.html Wszelkie uwagi i komentarze jak zawsze mile widziane -
Wszystkie wulgaryzmy potraktowane gwiazdką, żebym nie musiał karać sam siebie I żeby nie było, sam góry kocham Boguś zastanów się co zrobiłeś (zakup działki i plany na przyszłość). DOMEK NA WSI W BESKIDACH (lub gdziekolwiek) 2 sierpnia Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu w Beskidach. Boże jak tu pięknie. Drzewa wokół wyglądają tak majestatycznie. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy pokryją się śniegiem. 4 października Beskidy są najpiękniejszym miejscem na ziemi .!!! Wszystkie liście zmieniły kolory na tonacje pomarańczowe i czerwone. Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni. Jakie wspaniałe i okazałe, Jestem pewien, że to najpiękniejsze zwierzęta na świecie. Tutaj jest jak w raju. Boże ?! Jak mi się tu podoba. 11 listopada Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg. Obudziłem się, a za oknem wszystko było przykryte białą, cudowną kołderką. Wspaniały widok. Jak z pocztówki bożonarodzeniowej. Wyszliśmy całą rodziną na zewnątrz. Odgarnęliśmy śnieg ze schodów i odśnieżyliśmy drogę dojazdową do naszego pięknego domku. Później zrobiliśmy sobie świetną zabawę - bitwę śnieżną (oczywiście ja wygrałem). Wtedy nadjechał pług śnieżny i zasypał to co wcześniej odśnieżyliśmy, więc znowu musieliśmy odśnieżać drogę dojazdową. Super sport. Kocham Beskidy. 12 grudnia Zeszłej nocy znowu spadł śnieg. Odśnieżyłem drogę, a pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z zasypaniem drogi dojazdowej. Po porostu kocham to miejsce. 19 grudnia Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy. Ze względu na nieprzejezdną drogę dojazdową nie mogłem pojechać do pracy. Jestem kompletnie wykończony ciągłym ośnieżaniem. Na dodatek bez przerwy jeździ ten piep**ony pług. 22 grudnia Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej tych białych gówien. Całe łapy mam w pęcherzach od łopaty. Jestem pewien, że pług śnieżny czeka już za rogiem żeby wyjechać jak tylko skończę odśnieżać drogę dojazdowa - sku**ysyn. 25 grudnia Wesołych, Pie**olonych Świąt !!!! Jeszcze więcej napadało tego białego, gównianego śniegu. Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten skurwiel od pługu śnieżnego przysięgam - zabiję ch**a. Nie rozumiem, dlaczego nie posypują drogi solą jak w mieście, żeby rozpuściła to zmarznięte, śliskie gówno. 27 grudnia Znowu to białe kur**two spadło w nocy. Przez trzy dni nie wytknąłem nosa z domu, oczywiście z wyjątkiem odśnieżania tej je**nej drogi dojazdowej za każdym razem kiedy przejechał pług. Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod wielką górą białego gówna . Na dodatek meteorolog w telewizji zapowiedział dwadzieścia pięć centymetrów dalszych opadów tej nocy. Możecie sobie wyobrazić ile to jest łopat pełnych śniegu. 28 grudnia Je**ny meteorolog się pomylił ?! Napadało osiemdziesiąt pięć centymetrów tego białego kur**twa. Ja pie**ole - teraz to nie stopnieje nawet do lipca. Pług śnieżny na szczęście ugrzązł w zaspie, a ten c**j przylazł do mnie pożyczyć łopaty. Myślałem że go od razu zabiję, ale najpierw mu powiedziałem, że już sześć łopat połamałem przy odśnieżaniu, a siódmą i ostatnią rozpie**oliłem o jego zakuty, góralski łeb. 4 stycznia Wreszcie jakoś wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić cos do jedzenia i picia. Kiedy wracałem, pod samochód wskoczył mi jeleń. Ten poj**any zwierz z rogami - narobił mi szkód na trzy tysiące. Przez chwilę przebiegło mi przez myśl, że jest on chyba w zmowie z tym ch**em od pługu śnieżnego. Powinni powystrzelać te sku**ysyńskie jelenie. Że też myśliwi nie rozwalili wszystkich w sezonie. 3 maja Dopiero dzisiaj mogłem zawieźć samochód do warsztatu w mieście. Nie uwierzycie jak zardzewiał od tej je**nej soli, którą jednak sypali drogę. Na podjeździe stał zaparkowany, umyty i błyszczący pług śnieżny z nowym kierowcą. Tamten podobno jeszcze leczy roz**bany łeb. Na szczęście od uderzenia stracił pamięć, bo jeszcze poszedłbym za ch*ja siedzieć. 18 maja Sprzedałem tą zgniłą ruderę w Beskidach jakiemuś wypacykowanemu inteligentowi z miasta. Powiedział, że całe życie o tym marzył i zbierał kasę, aby na emeryturze odpocząć. A to się głupi ch*j zdziwi jak przyjdzie zima i ten drugi ch*j wyjdzie ze szpitala. Ja przeprowadziłem się z powrotem do mojego ukochanego i urokliwego miasta. Nie mogę sobie wyobrazić jak ktoś mający chociaż troszeczkę rozumu i zdrowego rozsądku może mieszkać na jakimś zasypanym i zmarzniętym zadupiu w Beskidach.
-
Wszystko co obejmuje program. Czyli w praktyce od starożytności po XX wiek.
-
Dzięki gregski. Za pamięć. Niby człowiek zdaje sobie sprawę, że takie wiadomości nie powinny dziwić, ale mimo wszystko smutek pozostaje. Tutaj wywiad z "Magikiem", może kogoś zainteresuje: http://ahm.1944.pl/Jerzy_Bartnik/1/?q=magik Cztery dni temu zmarł także Zygmunt Ulm "Szybki", odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych, ppor. kaw. Wojska Polskiego, cichociemny, w Powstaniu walczył w Zgrupowaniu "Róg" (Stare Miasto, Powiśle, Śródmieście). Miał 93 lata. Cześć Ich Pamięci!
-
Pytanie dnia: jaką tajemnicę skrywa poczekalnia: http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,10812244,Najbardziej_absurdalna_rozmowa_jaka_czytaliscie_.html
-
Od dobrych kilku dni nie mogę się uwolnić: Kawałek pochodzi z These Days, według niektórych najlepszej płyty Bon Jovi. Nie wiem czy jest lepsza od Slippery When Wet, ale zdecydowanie pierwsza trójka z całego dorobku...
-
Polski wywiad w przededniu wojny i w jej trakcie
Albinos odpowiedział glowas90 → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Wszelkie dyskusje na temat tego co obecnie robi ten czy inny autor oraz czemu ktoś powinien sobie coś odpuścić proszę prowadzić na PW, a nie tutaj. Nie ma to wiele wspólnego z tematem, a i specjalnie eleganckie nie jest. W razie uwag zapraszam na PW. -
Wywiad z dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego, posłem PiS-u, Janem Ołdakowskim: http://serwisy.gazeta.pl/tokfm/1,53880,550...t_Warszawy.html .
-
Dyrektor MPW o Powstaniu i obchodach
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Mała prośba, aby nie kontynuować tego wątku tutaj. Polityki na forum unikamy, a to co dzieje się w centrum wolontariatu MPW to wewnętrzna sprawa tej placówki. -
Dzisiaj mija 97 rocznica urodzin Tadeusza Wiwatowskiego. I niejako z tej okazji taki oto mały obrazek z okupacyjnego życia "Olszyny": Asystent profesora Krzyżanowskiego, Tadeusz Wiwatowski czas dzielił między własne studia, pracę dydaktyczną na dwu uczelniach i czynną walkę z okupantem. Nas uczył bibliografii, czego podchorążych - nie wiem. Równie roztargniony jak zabiegany, na którymś z kompletów polonistycznych, wraz z chustką do nosa, począł ciągnąć z kieszeni... "filipinkę". Mimo że oczekiwano demonstracji czcigodnych fragmentów Kazań Gnieźnieńskich - zamiast granatu, nikt się nie przestraszył. Wiwatowski spotkał się z bardzo fachowymi pytaniami "brzydszej połowy" kompletu o stanie zabezpieczenia "eksponatu". Świetnie zapowiadający się, młody naukowiec oddał potem życie w otwartej walce z wrogiem w Powstaniu Warszawskim. Za: H. Zarembska, Za cenę życia..., "Stolica" nr 50(1201)/1970, s. 16. Również w "Stolicy" znalazłem informację o odznaczeniu T. Wiwatowskiego, zgodnie z uchwałą Rady Państwa, Warszawskim Krzyżem Powstańczym [Odznaczeni Warszawskim Krzyżem Powstańczym, "Stolica" nr 39(2010)/1986, s. 20]. Niby rzecz oczywista, ale zawsze dobrze mieć jakieś potwierdzenie...
-
Filmy/seriale historyczne o Polsce
Albinos odpowiedział kamjan7 → temat → Katalog filmów i seriali historycznych
Nie ma za co Tylko po przejrzeniu tej listy poszukaj jeszcze, bo na tych dwóch listach nie ma wszystkiego, co mogłoby Cię zainteresować. Tak na szybko np. w serialach brakuje "Pogranicza w ogniu" i "Kolumbów". Zainteresuj się może "Sceną Faktu Teatru Telewizji". Jest trochę ciekawych tytułów. -
Filmy/seriale historyczne o Polsce
Albinos odpowiedział kamjan7 → temat → Katalog filmów i seriali historycznych
Na początek poszukaj tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Polskie_filmy_historyczne http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Polskie_seriale_historyczne -
Dla zainteresowanych tematem: Gozdawa-Gołębiowski J., Kompania sztabowa Obszaru Warszawskiego AK "Koszta", "Rocznik Warszawski" t. XX, Warszawa 1988, s. 117-156. Chyba najpełniejsze omówienie losów "Koszty" jakie można znaleźć. Całość napisana bardzo dobrze, rzeczowo, świetnie się czyta. Dodatkowym atutem jest tutaj fakt, iż Autor był w Powstaniu żołnierzem "Koszty". Co do "Koraba" i "Nowiny", to racje mieli - przynajmniej według tego co podał "Dziryt" (J. Gozdawa-Gołębiowski) - I. i S. Maliszewscy. Zgodnie z rozkazem gen. Skroczyńskiego z dnia 9 sierpnia "Korab" przeszedł na stanowisko p.o. zastępcy szefa O.III sztabu Komendy Obszaru. Natomiast jest inna, ciekawsza sprawa. Otóż Gozdawa-Gołębiowski podał, iż "Kmita" dopiero w dniu 5 września poprosił "Łaszcza", aby ten przydzielił go do kompanii. Czyli wychodziłoby na to, że wcześniej nawet nie był jej żołnierzem, chociaż nie raz dowodził nią - ot chociażby podczas zmagań o PASTę i Kościół św. Krzyża. I kolejna interesująca sprawa, czyli udział "Koszty" w zmaganiach o wywalczenie korytarza między Śródmieściem Płn. a Starówką. Major Stanisław Steczkowski "Zagończyk" poprosił kpt. Micha, aby ten poprowadził część zgrupowania uderzającego z rejonu placu Grzybowskiego na Bankowy, oraz aby przydzielił największe możliwe siły z "Koszty" i innych oddziałów związanych z Komendą Obszaru. Skoro "Zagończyk" zgłaszał się właśnie do Micha o "udostępnienie" oddziałów z "Koszty", to znaczy, że ten jednak miał całkiem sporo do powiedzenia w kwestii tej kompanii. A przecież ta miała swojego dowódcę ("Nowina"), a na dodatek "Kmita" nie był z nią formalnie związany. Tak czy inaczej po tej prośbie "Kmita" zgłosił się do "Łaszcza" w tej sprawie. Generał... nie wyraził zgody, bo uważał, że akcja nie ma szans. W efekcie z kompanii poszedł jedynie pluton "Zawady", na którego czele stanął Lokajski (sam Rozmiłowski był ranny). Natomiast "Kmita" poszedł z oddziałem... nieoficjalnie.
-
To w takim razie umieściłbym to w drugiej części, tej dotyczącej już bezpośrednio tematu pracy Co do bibliografii, to najlepiej było zajrzeć do tych pozycji: Powstanie Warszawskie. Bibliografia selektywna, t. 1, oprac. Henzel W., Sawicka I., Warszawa 1994; Powstanie Warszawskie. Bibliografia selektywna, t. 2, oprac. Henzel W., Sawicka I., Warszawa 1994; Powstanie Warszawskie. Bibliografia selektywna, t. 3, oprac. Henzel W., Sawicka I., Warszawa 1996. Trochę materiałów powinno się tam znaleźć. W razie czego, jak już przygotujesz wstępną wersję bibliografii (o ile już nie masz), to mogę uzupełnić co nieco, bo tak to za dużo do wypisywania by było A poza samymi opracowaniami i wspomnieniami... może jakieś rozmowy z uczestniczkami Powstania? Jeśli masz taką możliwość, to na pewno byłoby to ciekawe uzupełnienie pracy. Nawet już pod koniec, kiedy dojdziesz do jakichś wniosków, które przedstawisz tym 3-4 Paniom, tak żeby skomentowały to.
-
Pierwsze dwie części jak dla mnie za bardzo rozbudowane. Nie jestem do końca przekonany, czy wydzielanie opisu sytuacji militarnej, przyczyn wybuchu walk i przebiegu ich, na trzy oddzielne części, ma sens. Sugerowałbym zrobić to w jednej. Co do czwartego punktu drugiej części, to chodzi o motywy samych kobiet, czy ogólnie Powstańców? Do części trzeciej "dorzuciłbym" kobiety, które nie włączyły się w żadną z tych działalności, ale pozostawały ze swoimi rodzinami, zajmowały się dziećmi. Można się tutaj zastanowić, czy te kobiety nie organizowały w jakiś sposób tego życia ludności cywilnej. Pisał przecież Białoszewski o nawrocie do matriarchatu w czasie wojny.
-
Oprócz sprawnego poruszania się po mieście, umiejętności "znikania" w odpowiednim momencie ważne było również to, aby nie rzucać się za bardzo w oczy. Wspominał o tym w swoich wspomnieniach m.in. Stanisław Aronson z OD "A" KeDywu OW AK [Wspomnienia żołnierza Kedywu, "Kronika Warszawy" nr 4(80)/1989, s. 172]: Nasze spotkania ze "Żbikiem" były zorganizowane w czterech miejscach. Jednym z nich był pl. Trzech Krzyży, drugim Puławska, trzecim pl. Napoleona. Te miejsca miały kryptonimy. Plac Trzech Krzyży - to był plac Bankowy, plac Napoleona - to plac Zamkowy itp. Jak dostałem telefon z propozycją spotkania o godz. 12 na pl. Zamkowym, to znaczyło, że spotkanie było wyznaczone na godz. 10 na pl. Napoleona. Jesli nie było tam "Żbika" - to po 5 min. to spotkanie było automatycznie przeniesione na następne miejsce. Gdyby "Żbik" nie przyszedł na dwa kolejne spotkania, to trzeba było być bardzo ostrożnym, bo mógł on być śledzony. Dlaczego tak zmieniano miejsca spotkań? Żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Stanie za długo w jednym miejscu mogło wywołać podejrzenia przechodzącego w pobliżu patrolu czy jakiegoś agenta. Ślady podobnych praktyk znajdujemy również w raportach z epoki [Oddziały i akcje KeDywu Okręgu Warszawskiego poza Warszawą. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2011, s. 109]: Sygnał, kiedy wyruszają samochodami z Zaborowa do W-wy - można mieć, w tym celu chciałem tego kogoś skontaktować z Tomaszewskim (na dwa kontakty nie przyszedł). 13 V o godz. 11 czekałem na m. umówionym 1/2 godz. W dniu 16 V od godz. 15 czekałem 20 minut na umówionym miejscu. [...] dla skontaktowania się [...] proszę, by Tomaszewski był punktualnie [...] kręcić się na ulicy nie jest wskazane. Czemu tym razem 20-30 minut? Być może lepsze miejsce, a może kwestia tego, że w przypadku "Ryśka" i "Żbika" był cały zestaw miejsc, gdzie mogli się spotkać, tutaj natomiast było tylko jedno, wcześniej specjalnie ustalane ("Olszyna", czyli "Tomaszewski" z tekstu, z "Egzekutorem", czyli autorem meldunku, nie współpracował tak na co dzień). Kręcić się nie jest wskazane... Tutaj dochodzimy do kolejnego elementu, lokali konspiracyjnych. W takiej Warszawie było kilka możliwości. Przede wszystkim gdzieś blisko centrum, tam gdzie zabudowa była zwarta, gdzie mieszkało i kręciło się dużo ludzi. Łatwiej wtedy wtopić się w tłum, łatwiej swoją obecność w tym czy innym miejscu wytłumaczyć w razie zatrzymania przez patrol (dużo możliwości do improwizacji). Ale z drugiej strony trudniej zauważyć ewentualny "ogon", istniało też większe ryzyko ulokowania "meliny" gdzieś pod nosem volksdeutscha, czy zwyczajnie wścibskiej sąsiadki, która potem przez zwykłą nierozwagę mogła potem "wypaplać" nie tej osobie co trzeba, że pod ten a ten numerek to przychodzą dziwni ludzie. Łatwiej było przed tym bronić się, jeśli na lokal konspiracyjny wybrano gabinet lekarski, biuro jakiegoś adwokata czy zakład rzemieślniczy. Normalna rzecz, że przychodzą różni ludzie, nikogo to nie powinno dziwić. Ale były też "meliny" lokowane w mieszkaniach prywatnych. Tam potrzebna była większa uwaga. Oczywiście bez względu na rodzaj lokalu konspiracyjnego raz na jakiś czas trzeba było "wietrzyć go", czyli zwyczajnie przestać z niego korzystać na jakiś czas. I robiono to nie tylko w sytuacji, kiedy lokal był zagrożony chociażby ze względu na "wsypę". Wtedy w zasadzie każdy, kogo adres znał aresztowany musiał zmienić lokum. Z tego też powodu dbano o to, aby ludzie wiedzieli jak najmniej [s. Aronson, Wspomnienia..., s. 172]: Absolutnie nie znaliśmy nazwisk ani adresów naszych dowódców. Nikt nie wiedział, gdzie mieszkają "Żbik", "Stasinek" (Stanisław Sosabowski) czy "Olszyna" (Tadeusz Wiwatowski). Myślę też, że nikt z nas nie wiedział "Andrzeja" (dr Józef Rybicki - dowódca Kedywu Okręgu Warszawa) w czasie konspiracji. Nie chodziło tylko o dowódców, ale też o szeregowych żołnierzy. Trzy, cztery adresy i wystarczy. Większa ich ilość zwiększała tylko niepotrzebnie ryzyko. Do samego "Andrzeja" dostęp mieli jedynie dowódcy oddziałów dyspozycyjnych, obwodowych, szefowa łączności. Wszystko po to, aby w razie wpadki wydaniem zagrożonych było zaledwie kilka osób. Łatwiej w końcu zorganizować przeniesienie pięciu osób z rodzinami (je także trzeba było na jakiś czas ukrywać) niż dwudziestu. Wracając do lokali. Te w centrum miasta to był jeden z wyborów. Drugim były "meliny" na przedmieściach, tam gdzie zabudowa była mniej gęsta, więcej było małych domków. Łatwiej było zorientować się, że jest się śledzonym, z drugiej strony istniało większe ryzyko, że zostanie się przez kogoś zauważonym. Dodatkowo łatwiej prowadzić obserwację jakiegoś wolno stojącego domku, niż kamienicy, z której może być kilka wyjść. Jeśli szło się na spotkanie do lokalu, którego wcześniej się nie znało, niezwykle istotne było to, aby mieć o nim jak najwięcej informacji. Dokładny adres, cechy charakterystyczne. Po co? Żeby idąc na miejsce nie szukać go zbyt długo. Wszystko musiało być jak najbardziej naturalne. Z tego też powodu ważne było również to, aby idąc na takie spotkanie mieć przygotowaną odpowiednią "historię", czyli po co przyszło się do danego mieszkania, jakie są związki gościa z właścicielem mieszkania. W razie nalotu nie było czasu na to, aby wymyślać coś na poczekaniu w sytuacji, kiedy Niemcy mogli osobno przepytać przebywających w lokalu i wyłapać od razu nieścisłości. Tak samo podczas spotkania na ulicy trzeba było mieć przygotowane alibi. Jak rozpoznać na placu kogoś, kogo miało się spotkać pierwszy raz w życiu? Tutaj trzeba było ustalić znaki rozpoznawcze. Gazeta pod pachą, płaszcz przerzucony przez ramię, oglądanie jakiejś konkretnej wystawy. To było jednak tylko wstępne rozpoznanie. Drugi etap to hasło. Im bardziej skomplikowane, tym lepiej. Dlatego też często ustalano jakieś rozmówki. Dokładne powtarzanie konkretnej sekwencji pytań i odpowiedzi pozwalało upewnić się, że trafiło się na oczekiwaną osobę. Istotna była tutaj punktualność. Chodziło o to, aby nie narażać osoby, która przyszła pierwsza na zainteresowanie ze strony jakiegoś agenta czy patrolu. Jak natomiast sprawdzić, czy lokal do którego się szło, był bezpieczny? Tutaj też ustalano różne znaki. Doniczka ustawiona na parapecie, otwarte oko, firanka odsłonięta do połowy, karteczka wciśnięta między drzwi a framugę. Przy każdym otwarciu drzwi znaki trzeba było "zdejmować". Po co? W przypadku "nalotu" gestapo mogło nie być czasu na usunięcie znaku, co stwarzało ryzyko, że osoba idąca na spotkanie uzna, że z mieszkaniem wszystko w porządku i wpadnie w kocioł.