Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. Sport

    A tymczasem w Anglii niezłe zamieszanie na cztery miesiące przed Euro: http://www.sport.pl/euro2012/1,109071,11112444,PILNE__Fabio_Capello_rezygnuje_z_funkcji_selekcjonera.html Pytanie, kto teraz obejmie kadrę. Redknapp? Teoretycznie mówiło się od dawna, że ma zająć miejsce Capello na tym stanowisku, ale czy mając obecnie na głowie proces sądowy i walcząc z Tottenhamem o mistrzostwo Anglii zdecyduje się już teraz objąć to stanowisko? No i w końcu, jakie to pociągnie za sobą konsekwencje dla kadry angielskiej. Inna rzecz, że czekał na to stanowisko od lat. Tak czy inaczej sytuacja Anglików na chwilę obecną wygląda naprawdę mało ciekawie. Najpierw afera z Terrym, teraz odejście Capello (samo w sobie to nie jest takie złe, na Włocha narzekano od dawna na Wyspach, ale nie wiadomo co z następcą)... EDIT: A nie, jednak Rednknappa oczyścili dzisiaj z zarzutów, więc facet ma przynajmniej to z głowy.
  2. Ale dlaczego warszawocentryzm? Ale ok, idea i same struktury oparte na ludziach przygotowanych do tego zadania przed wybuchem wojny są wspólne. Ale w tym co przedstawiłeś nie widzę nawet śladu tego, że akurat Tajna Organizacja Wojskowa, którą Mazurkiewicz kierował do 1943 r. (Mazurkiewicz był tak przez ZWZ jak i historyków po wojnie uznawany za twórcę i komendanta TOW, a to już o czymś świadczy, zwłaszcza uznanie przez ZWZ), była czymś co wymyślono jako jedną strukturę wspólną dla wszystkich tych grup, które tutaj wymieniałeś. Kierzkowski utworzył TOW OOB we wrześniu w Krakowie, w listopadzie Machay zaczął tworzyć krakowskiego struktury TOW Mazurkiewicza. Na początku 1940 r. OOB włączono do ZWZ, podczas gdy to co organizował Mazurkiewicz przetrwało jeszcze kilka lat. Pomysł, metody działania i pochodzenie organizatorów podobne czy nawet identyczne, ale to nie były te same organizacje, na co wskazuje przykład Krakowa. Po co tworzono by dwie siatki na tym samym terenie, gdyby to miało być jedno i to samo? Już samo to, ile te organizacje przetrwały poza ZWZ/AK (pomijam to, czy wszyscy z OOB i TOW wchodzili do ZWZ/AK) świadczy w moim przekonaniu o tym, że jednak działało to wszystko w miarę niezależnie od siebie. Co do zawężania. W literaturze skrót TOW stosuje się w stosunku do tego czym kierował Mazurkiewicz, to co stworzył Kierzkowski funkcjonuje jako OOB. Więc w tym sensie TOW można - przynajmniej ja tak to widzę - zawęzić do samego Mazurkiewicza, ale tylko jako nazwę grupy, której był założycielem i komendantem. Jeśli chodzi o ideę i struktury, to jak najbardziej masz rację. Jeśli dobrze kojarzę, to trochę o tym pisałem już w tym temacie: https://forum.historia.org.pl/topic/10309-baza-romek-a-tow-i-zwz/
  3. Teraz rozumiem. Jeśli założyć, że mówimy o tych samych osobach posługujących się różnymi nazwiskami to... to znaczy, że w zasadzie nie dojdziemy do tego jak było Tak czy inaczej Milanowski w Warszawie znalazł się jeszcze we wrześniu, z kolei Gajl-Kot jedyne co miał zmienić w swoim nazwisku, to usunięcie drugiego członu. Ponoć rodzina Gajl była na tyle liczna, że mógł podawać się za wiele różnych osób. Co do warszawskiej mozaiki. O ile pamiętam, to Matusak pisał o tym, że na przełomie 1939/1940 r. na terenie Polski powstało około 300 różnych organizacji o charakterze konspiracyjnym. Nie wiem, czy faktycznie tyle ich było, ale jednak podejrzewam, że było ich wystarczająco dużo, żeby bez konkretów pogubić się w tym kto kiedy i gdzie co organizował. Warszawa nie jest zapewne w tym wszystkim żadnym wyjątkiem. Możliwe, chociaż ja widziałbym to trochę inaczej. Wyznaczone były grupy, które miały utworzyć na terenie okupowanego kraju struktury konspiracyjne oparte o ludzi szykowanych do tego zadania już przed wojną. Tajna Organizacja Wojskowa nie była zaś czym, co zostało powołane do życia rozkazem kogoś, kto wysyłał czy też nadzorował te grupy, ale była tworem właśnie Mazurkiewicza i jego ludzi. W materiałach, które tutaj podałeś nie ma wzmianki o tym, jak ta organizacja ma się nazywać. Co do strefowania. Problem polega na tym, że już w listopadzie 1939 r. w Krakowie zaczął działać Eugeniusz Machay "Zygmunt", który tworzył tam struktury TOW. Tak więc już w listopadzie/grudniu i w Warszawie i w Krakowie działali ludzie związani z Mazurkiewiczem. Struktury TOW zostały odnotowane - niektóre powstały dopiero po dłuższym czasie - również w Wilnie, Siedlcach, Białymstoku, Radomiu, Częstochowie czy też na Podkarpaciu.
  4. A to: Natomiast w tworzeniu konspiracji w kraju a zwłaszcza w Warszawie może mieć spory udział kpt Munkiewicz z E2, bo jemu udało się przedostać do Polski. Jak dla mnie to tutaj jednak odniosłeś się do Warszawy. Odciął od czego? Nie bardzo rozumiem, co tutaj sugerujesz Tomaszu. W marcu 1940 r. Rowecki pisał, że TOW została stworzona przez Mazurkiewicza. Więc już wtedy istnienie tej organizacji, z takim a nie innym komendantem, było uznane przez ZWZ. No dobrze, ale wówczas tworzono wiele różnych organizacji. A jednak w jakiś sposób to właśnie to co organizował Mazurkiewicz zostało uznane pod nazwą Tajnej Organizacji Wojskowej tak przez ZWZ/AK jak i później przez historyków. Początki to jedno, ale trzeba też brać pod uwagę to, co działo się później. Jak na razie odnoszę wrażenie Tomaszu, że próbujesz mnie przekonać, że TOW nie była wcale tworem Mazurkiewicza, tylko kogoś innego, a tenże Mazurkiewicz w jakiś niewyjaśniony sposób zagarnął sobie tę organizację. I zrobił to tak skutecznie, że uznało go ZWZ, które pozwoliło mu funkcjonować samodzielnie aż do 1943 r. Jeśli jest inaczej, to byłbym wdzięczny za sprostowanie. Bo ja już pogubiłem się w tym, co chcesz mi przekazać
  5. A to teraz wszystko się zgadza. Mazurkiewicz faktycznie z grupą swoich współpracowników (m.in. Gajl-Kot, Guttry, Medyński, Karaś, Mielczarski, Jarmułowicz i syn Jana Mazurkiewicza) wycofał się na Węgry i tam pracował w Bazie "Romek". Później jednak jak najbardziej wysyłał swoich ludzi. Jak pisałem, już w grudniu kpt. Gajl-Kot przedostał się do Warszawy, gdzie nawiązał kontakt z por. Milanowskim. I obaj brali udział przy tworzeniu tego Okręgu TOW Warszawa-Miasto, od którego zaczęła się dyskusja
  6. Rozpisałem się, bo chciałbym sprawę wyjaśnić A co do fragmentu... tutaj w żaden sposób nie jest podane, że TOW OOB, jest tym samym co Tajna Organizacja Wojskowa Mazurkiewicza. Podobna nazwa i to wszystko.
  7. Najlepiej przeprowadzone akcje podziemia

    Jerzy Bratek–Kozłowski "Kastor" (1923 - 6 V 1944) urodzony w majątku Kociołki, podchorąży Szarych Szeregów II Plutonu zginął w czasie akcji "Stamm" w Warszawie. Jego matką była Wanda Maria Kozłowska, zmarła w roku 1972 w Kaliszu. To niestety wszystko co wiem.
  8. Temat wydzieliłem żeby nie mieszać wątków. Ale Pluta-Czachowski był w prezydium OOB, więc niejako tworzył to. Innej TOW która tam powstała nie. Za to wiem, że w listopadzie TOW Mazurkiewicza zorganizowało tam swoje struktury. Przyznam szczerze, że teraz lekko się pogubiłem. Munkiewicz miał być związany z Organizacją Orła Białego? A jeśli nie, to kto go wysłał? Co do grup inicjatywnych... W Warszawie działał por. Władysław Milanowski. Do kraju już w grudniu 1939 r. przedostał się kpt. Antoni Gajl-Kot, wysłannik Mazurkiewicza, komendant okręgu radomsko-częstochowskiego TOW. To właśnie on wciągnął Rybickiego do TOW. Na początku 1940 r. do Krakowa trafił kpt. Władysław Karaś, który jednak zmienił TOW na ZWZ. Owszem, o żadnej większej grupie z TOW Mazurkiewicza, która przedostałaby się za jednym zamachem do kraju nie słyszałem, ale to nie znaczy, że nie było tutaj nikogo od późniejszego "Radosława". No i byłbym wdzięczny za wyjaśnienie, co takiego dokładnie napisał Charaszkiewicz o tym "przychodzeniu Mazurkiewicza na gotowe", i co dokładnie tenże Mazurkiewicz podkoloryzował z rozkazem Stachiewicza Sprawdziłem opracowania Strzembosza, porównałem dla pewności z opracowaniem historii Okręgu Warszawskiego ZWZ/AK autorstwa Sanojcy i słownikiem warszawskiej konspiracji autorstwa Kunarta, zajrzałem do biografii "Radosława". Wszyscy oddzielają Organizację Orła Białego Kierzkowskiego od Tajnej Organizacji Wojskowej Mazurkiewicza, prof. Strzembosz wręcz poświęca im osobne rozdziały. Jedyne co je łączy, to nazwa i miesiąc powstania. Pierwszą kierował Kierzkowski, drugą Mazurkiewicz. Pierwsza z ZWZ połączyła się już w 1940 r. (prof. Strzembosz datuje to nawet na 1 kwietnia 1940 r. - wyjątkiem była grupa Witolda Rosołowskiego z Okręgu Stołecznego OOB i Kazimierza Langa z Okręgu Wojewódzkiego, które nie chciały wejść w skład ZWZ i po wyłamaniu się utworzyły Związek Strzelecki), druga działała osobno aż do 1943 r., kiedy rozkazem z marca włączono ją do AK. Pierwszą w Warszawie kierował Mieczysław Chyżyński, drugą Stanisław Zienkiewicz (a później Rybicki). Naprawdę nie znam pracy, w której zlewano by te organizacje w jedno (nawet wiki i onetowska encyklopedia mają dwa osobne hasła). Więcej, pierwszy raz spotykam się z tym, że ktoś to robi, dla mnie to zawsze były dwie oddzielne organizacje. W meldunku Roweckiego do Sosnkowskiego, którego fragment cytowałem wyżej, zaznaczone jest, że niejaki "Filip" (Milanowski) od kuriera z Bazy Romek dostał informację, że ma się nie podporządkowywać (ZWZ) do czasu, aż do kraju wróci "Zagłoba" (Mazurkiewicz). I to jest w meldunku Roweckiego. A kto jak kto, ale on chyba orientował się w tym, kto stoi za jaką organizacją. Trzy tygodnie po złożeniu tego meldunku warszawskie struktury OOB weszły w skład ZWZ. Mazurkiewicz do kraju wrócił w czerwcu, kilka miesięcy później. Jeszcze co nieco do przejrzenia (podaję te co ważniejsze fragmenty): - http://www.kedyw.info/wiki/Andrzej_Zag%C3%B3rski,_Okr%C4%99g_Krak%C3%B3w_Armii_Krajowej (pierwsze trzy akapity) Jeszcze wojska niemieckie nie zajęły całej Małopolski Zachodniej i Środkowej, a już 7 września 1939 r., następnego dnia po ich wkroczeniu do Krakowa, mjr rez. Kazimierz Kierzkowski przystąpił do tworzenia konspiracji przy wykorzystaniu kadr powołanej jeszcze przed wybuchem wojny siatki dywersji pozafrontowej i wywiadu. W skład Organizacji Orła Białego weszli m.in.: Henryk Kowalówka („Oset"), mjr dypl. Paweł Zagórowski („Strzemię"), kpt. Ryszard Margosz („Brzoza"); potem dołączyli płk Ludwik Muzyczka („Benedykt", „Sułkowski") i ppłk dypl. Kazimierz Pluta-Czachowski („Gołdyn"). W końcu września 1939 r. odbyły się dwie odprawy kierownictwa, na których ustalono podział organizacyjny terenu. Dowództwo wojskowe powierzono ppłk. dypl. Plucie-Czachowskiemu, a kierownictwo walki cywilnej płk. Ludwikowi Muzyczce. Ustalono rotę przysięgi i deklarację ideową. W listopadzie 1939 r. Organizacja Orła Białego jako pierwsza na terenie późniejszego okręgu krakowskiego ZWZ-AK zaczęła wydawać konspiracyjne pismo „Nakazy Dnia". Organizacja Orła Białego, kierowana przez mjr. Kazimierza Kierzkowskiego („Prezes"), nawiązała ścisły kontakt i współpracę z powstałym w niedługim czasie obszarem i okręgiem Służby Zwycięstwu Polski. Z chwilą przekształcenia SZP w ZWZ, wczesną wiosną 1940 r., OOB została wcielona w jego struktury organizacyjne[1]. W listopadzie 1939 r. Tajna Organizacja Wojskowa kierowana z Budapesztu przez jej twórcę mjr. Jana Mazurkiewicza zorganizowała krakowski okręg TOW, którego komendantem został por. Eugeniusz Machay („Zygmunt"). Organizacja ta działała do początków 1943 r. samodzielnie i bez żadnych powiązań oraz kontaktów z ZWZ na terenie krakowskim[2]. - http://www.kedyw.info/wiki/Pocz%C4%85tki_zorganizowanej_konspiracji (znowu wyraźne rozróżnienie TOW Mazurkiewicza i OOB Kierzkowskiego) Pierwszą organizacją nastawioną na działalność sabotażową w przemyśle była Tajna Organizacja Wojskowa. Została ona utworzona 17 września 1939 r. z kadry tajnej organizacji Pogotowie Obywatelskie, którą przygotowywał do dywersji pozafrontowej Oddział II Sztabu Głównego. Komendantem Głównym TOW był kpt. W. Medyński, a następnie mjr Jan Mazurkiewicz („Jasio"). Kierował organizacją początkowo z Budapesztu. W czerwcu 1940 r. szlakiem kurierskim przez Słowację został przerzucony do Krakowa. TOW otrzymała rozkaz (od marszałka Rydza-Śmigłego) natychmiastowego podjęcia sabotażu. Była rozbudowana zwłaszcza na terenach południowej Polski. Np. okręg krakowski (kierował nim początkowo prof. Eugeniusz Machay, od wiosny 1940 r. mjr „Witold", a oficerem dywersyjnym był Czesław Hakke) dysponował patrolami (trójki, dziesiątki) dywersyjnymi w fabrykach Krakowa, Mielca, Dębicy, Rzeszowa, Jasła, Tarnowa, Przemyśla, Gorlic, Bochni, Sanoka[4]. Organizacją, która miała podobny jak TOW profil działania, była Organizacja Orła Białego (OOB). Utworzył ją 22 września 1939 r. w Krakowie mjr Kazimierz Kierzkowski („Prezes") - szef sztabu dowództwa II powstania śląskiego i członek kierownictwa sieci dywersji pozafrontowej, tzw. Grupy Wawelberg. - http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php?doc=nd200439&nr=36 (znowu rozróżnienie) Tak więc Mazurkiewicz, tworząc pierwszą w okupowanym kraju organizację podziemną (Organizacja Orła Białego, a następnie Służba Zwycięstwu Polski powstaną także we wrześniu 1939 r., ale później), dysponował istniejącą już wyszkoloną i zaprzysiężoną siłą, czekającą na rozkazy. Mazurkiewicz, używający wówczas pseudonimu „Sęp”, takie rozkazy przekazywał ze swego sztabu, który ulokował w Ambasadzie Polskiej w Budapeszcie. Skąd Tomaszu to łączenie TOW i OOB? Można wiedzieć na czym się opierasz?
  9. W biografii Jana Mazurkiewicza pióra jego syna Stanisława pojawia się po opisie Okręgu Warszawa-Miasto TOW rozdział zatytułowany "Czym TOW warszawska nie była". Pojawia się tam kilka spraw, które po ponownym przejrzeniu tego rozdziału zmusiły mnie do zastanowienia się nad pewnymi sprawami. Problem polega na tym, że nie wiem, jak ostatecznie rozwiązać te kwestie. Sprawa pierwsza. Poruszony we wzmiankowanym rozdziale został m.in. problem tradycji TOW w Kedywie OW AK. Stwierdził tam, że Grupy "Andrzeja" nie można wywieść z tradycji TOW. Skąd takie twierdzenie? Ano stąd, że poza grupą wolską (tutaj S. Mazurkiewicz popełnił błąd, ignorując rolę grupy wolskiej jako oddziału bojowego - przecież żołnierze z Woli brali udział tak w marszu na Palmiry, akcji "Panienka" jak i uderzeniach na "budy", czy też stanowili osobiste zabezpieczenie "Andrzeja" w okresie szczególnego napięcia w sprawie "Lasso") ani żoliborski pluton "Stasinka", ani mokotowski "Żbika" miały nie orientować się w tym, że kiedykolwiek należały do czegoś, co nazywało się TOW. Zakładając, że faktycznie niewiele osób z tych dwóch grup znało nazwę TOW, to jednak chyba tradycja w tym momencie to coś więcej, niż sama tylko nazwa. Wspomniał S. Mazurkiewicz o braku esprit de corps w Grupie "Andrzeja", a to ze względu na brak typowych oddziałów bojowych w okresie przed marcem 1943 r. Tutaj nie będę komentował, bo zwyczajnie za mało wiem o tym okresie istnienia tego oddziału (ahh, ten nieszczęsny materiał Wiwatowskiego...). Niemniej tak we wspomnieniach żołnierzy późniejszego OD "A", jak i w opracowaniach wyraźnie podkreślany jest m.in. brak typowego wojskowego drylu, brak "rozkazów" zastąpionych przez "prośby"... Dlatego też wydaje mi się, że nie można powiedzieć, iż "Andrzej" jedynie budował legendę TOW, starając się oddzielić to od tradycji AK z jej zawodowymi oficerami (przypominam, że grupa "Andrzeja" była kierowana przez ludzi, którzy nie byli zawodowymi wojskowymi: Rybicki, Wiwatowski, Zajdler, Sosabowski). Nawet jeśli żołnierze nie znali nazwy TOW, to jednak byli w tych strukturach zanim włączono ich w skład Kedywu OW AK. W końcu ten oddział w marcu 1943 r. wchodził do warszawskiego Kedywu jako dość silna grupa, a nie twór, który dopiero powstawał. Tym niemniej zastanawia mnie ta nazwa. Syn "Radosława" w biografii ojca podał m.in., że sam "Stasinek" o tym, że był w TOW, dowiedział się dopiero po wojnie. Potrafi to ktoś potwierdzić? I jeszcze jedno. W rozkazie nakazującym włączenie oddziałów TOW do Kedywu OW AK Rowecki zaznaczył, że oddziały TOW zachowują prawo do użytkowania tradycyjnej nazwy TOW. Tradycyjnej! Czyli nawet "Grot" widział tę odrębność. I druga sprawa - omawiany wyżej meldunek dt. strat Grupy "Andrzeja" od maja 1943 r. do maja 1944 r. Stanisław Mazurkiewicz zasugerował, że było to pismo przeznaczone dla jego ojca, a powstałe z inicjatywy "Andrzeja", który chciał przypomnieć się byłemu szefowi. Ja tymczasem byłem dotąd przekonany, że zostało ono sporządzone dla "Andrzeja". Na początku pojawia się "Do Pana Komendanta TOW", na końcu zaś "Kamiński, d-ca gr. warsz. TOW" i podpis "Andrzej". Kim jest tutaj "Pan Komendant TOW"? Mazurkiewicz czy Rybicki? Teoretycznie pierwsze co przychodzi do głowy, to Mazurkiewicz, ale w takim razie czemu Wiwatowski podpisał się jako dowódca grupy warszawskiej TOW? Osobiście rozumiem to tak, że w momencie objęcia dowództwa nad Grupą "Andrzeja" Wiwatowski tak jakby został również następcą Rybickiego na stanowisku szefa TOW warszawskiego. Ale idąc dalej, zastanawiam się nad tym przypominaniem się "Radosławowi". Po co "Andrzej" miałby to robić? Bezpośrednim przełożonym Rybickiego był "Monter", a jeśli szef Kedywu KG AK (tak "Nil" jak i "Radosław") chciał użyć oddział Kedywu OW AK, to musiał uzyskać najpierw zgodę "Montera". Tak czy inaczej, jeśli ktoś wie jak to rozgryźć, byłbym wdzięczny za pomoc. Zostało jeszcze jedno - rola grupy wolskiej. Ale do tego wrócę za jakiś czas...
  10. Z tego co mi wiadomo, to to co tworzył Pluta-Czachowski to jest kompletnie inna bajka Nazwa podobna, ale na tym się kończy. Nawet w meldunku Roweckiego do Sosnkowskiego z 7 marca 1940 r. pojawia się informacja o TOW zapoczątkowanej na rozkaz Jasia Zagł. z Bazy Romek. Co do OOB, tutaj jest omówiona bardzo dokładnie: http://www.dws-xip.pl/PW/formacje/pw200.html O Mazurkiewiczu ani słowa. Co do przyjścia Mazurkiewicza na gotowe i tego, że nie mógł wrócić do kraju... No to jest akurat trudne do uwierzenia, skoro sam organizował Bazę "Romek", która zajmowała się przerzucaniem kurierów do kraju.
  11. Literatura - Powstanie Warszawskie

    W ostatnim numerze "Karty" ciekawy materiał: Nogajewska D., Kamienica, "Karta" nr 69, s. 68-101. Fragmenty pamiętnika Danuty Nogajewskiej, siostry Andrzeja Nogajewskiego "Żmudzina", w Powstaniu żołnierza 2. kompanii baonu pancernego AK "Golski", po Powstaniu w niemieckiej niewoli, nr jeniecki 224838. Autorka przed wojną mieszkała z rodziną w Gdyni. W październiku 1939 r. zostali przesiedleni do GG. W Warszawie zamieszkali w tytułowej kamienicy przy Koszykowej 28. Pierwszy zapis z opublikowanego pamiętnika pochodzi z 28 lipca 1944 r., ostatni z 17 stycznia 1945 r., przy czym przedostatni jest z października 1944. Poza tym opisany jest niemal każdy dzień Powstania (wypadło zaledwie kilka dat) i całkiem spory kawałek października. Ogólnie bardzo interesujący materiał dt. życia ludności cywilnej i tego, co działo się w tamtej części powstańczej Warszawy.
  12. Czego teraz słuchasz?

    Tak rocznicowo - ścieżka dźwiękowa autorstwa Clinta Mansella z United:
  13. Historia lokalna - literatura

    Z tego numeru poza tekstem wskazanym przez secesjonistę szczególnie ostrzę sobie zęby na rozmowę z Krzysztofem Jaszczyńskim i Andrzejem Kałuszko oraz tradycyjnie już tekst prof. Handke. Ciekaw też jestem zawartości artykułu dt. Festung Warschau. Natomiast co do fragmentu z wywiadu z prof. Szarotą. Kiedy rozmawiałem z Profesorem nie miałem wątpliwości, że to przemówienie zapamięta do końca życia - był niesamowicie poruszony kiedy wspominał o tym. A nie wygląda - tak na pierwszy rzut oka - na człowieka łatwo ulegającego wzruszeniom.
  14. Historia lokalna - literatura

    Nowa "Stolica" już od jutra w sprzedaży. Jakby ktoś był zainteresowany tutaj spis treści: http://img841.imageshack.us/img841/6049/stolica.jpg Osobiście polecam wywiad ze strony 12
  15. Wczoraj już wrzucałem linka do tego tekstu: https://historia.org.pl/index.php?option=co...&Itemid=900 Tym razem jednak umieszczam go z innej okazji. Otóż drugim projektem, który wzmiankowany tekst inicjuje, jest historia warszawskiego KeDywu. Pomysł zrealizowania tego powstał po rozmowach z Panią Rybicką. Początkowo chciałem jedynie przygotować teksty poświęcone postaci dra Rybickiego, ale uznałem w końcu, że lepiej będzie zrobić z tego coś trwałego. I tak mam zamiar raz w miesiącu umieszczać na portalu coś na temat KeDywu OW AK. A to biogramy jego żołnierzy, a to opisy akcji, a to wywiady z weteranami i historykami, spacery po Warszawie śladami wybranych akcji/ludzi. Co wyjdzie z pomysłu tekstu na miesiąc to się jeszcze okaże, ale mam nadzieję, że znajdą się chętni do przygotowania choćby jednego tekstu. Jakby co zapraszam do współpracy
  16. Dzięki Butryku za dobre słowo, miło jest czytać coś takiego, szczególnie kiedy pisze to osoba znająca temat Czy teksty są dobre warsztatowo nie wiem, ale co do szukania mogę się zgodzić. To jednak cechuje chyba każdego, kto poważnie interesuje się historią. A że temat z różnych względów jest mi bliski i zwyczajnie wciągnął mnie, to i pozostaje mi szukać, tym bardziej, że jest to ciągle zagadnienie, które wymaga właśnie poszukiwań. Może w przyszłości uda się to przełożyć na coś poważniejszego... Na razie cieszy mnie, że jednak ktoś to czyta, chociaż nie ukrywam, że chciałbym trafić również do tych, którzy nie znają tematu. Powiem więcej - z myślą o nich piszę.
  17. Ale jeden w jakim sensie? Jeden i ten sam dla wszystkich, czy podstawowy i rozszerzony do wyboru? Z podręcznikami jak najbardziej słuszna uwaga ciekawy. Pamiętam że jeszcze jak zaczynałem edukację w podstawówce tego typu kupowanie od starszych klas podręczników było w szkole normalną rzeczą. Ale już w gimnazjum musiałem zacząć latać za nowymi podręcznikami. Miałem o tyle dobrze, że szkoła postanowiła większość materiałów (do polskiego, matematyki, chemii, historii czy też biologii) sprowadzać i z małym rabatem uczniowie mogli kupić wszystko w szkole jeszcze przed wakacjami, tak że na początku nowego roku szkolnego trzeba było jedynie dokupić jakąś muzykę czy książki do języka obcego. Ale tak czy inaczej system jaki znałem z podstawówki podobał mi się o wiele bardziej.
  18. Smardz, idąc do liceum wiedziałeś co będziesz robił w przyszłości i co więcej udało Ci się to zrealizować tak, jak sobie zaplanowałeś? Tu nie chodzi o to, że wiedza z LO się nie przydaje. Jasne, nie wszystko czego się człowiek uczy kiedykolwiek mu się przyda. Nawet ze studiów nie wszystko człowiekowi się przydaje w przyszłości (o ile pracuje w zawodzie związanym z kierunkiem studiów). Część nabytej wiedzy jest nam kompletnie zbędna, części nie pamiętamy... ale po to się człowiek uczy tych podstaw, aby wiedzieć, co wybrać w przyszłości. Dzieciak po gimnazjum ma jeszcze średnie pojęcie o tym, co naprawdę chce robić. Moja siostra jest teraz w trzeciej klasie gimnazjum i zdanie zmienia co 3-4 miesiące, w zależności od humoru i tego jak idzie jej dany przedmiot w szkole. I jak ją znam, to jeszcze długo nie będzie wiedziała co ma wybrać. I ona nie jest wyjątkiem tutaj. Jeśli chcemy, żeby uczniowie podejmowali świadome decyzje, to niech ich się tego uczy stopniowo. Nasze szkoły tymczasem prowadzą ich za rękę i tych przyszłorocznych licealistów teraz chcą rzucić na głęboką wodę. To jest kolejny eksperyment na uczniach. Kolejny w przeciągu ostatnich kilku lat. Najpierw nie mogli zdecydować się jak ma wyglądać matura (bez matematyki obowiązkowej, dwa poziomy do zdania, a może jeden poziom do wyboru, a może jednak matematyka obowiązkowa...), teraz zaczynają grzebać przy programie liceum. Wycofano? Wydawało mi się, że jedynie ocenzurowano pewne fragmenty (chociażby z księdzem-gejem). I o ile wiem, to producent od razu zaznaczał, że taka ingerencja jest możliwa.
  19. I Twoim zdaniem samo gimnazjum wystarczy, skoro teraz wielu liceum nie wystarcza? Nie każdy wpadnie po pierwszej klasie na to, że jednak nie chce zdawać matury z fizyki, ale z historii tudzież na odwrót. Niektórym to zajmie jeszcze rok. I co z nimi? W ten sposób to zmierzamy do tego o czym pisałem. Wybieramy na początku liceum pięć przedmiotów i tylko tego się uczymy. Po co przemęczać ucznia i zmuszać go do tego, aby uczył się o Mickiewiczu, skoro on chce być wybitnym fizykiem? Nie każdy jest Tobą, nie każdy wie od razu co chce robić w przyszłości Ale dlaczego minimum? Albo pełna specjalizacja, albo tworzymy fikcje w postaci szczątkowych ilości przedmiotów, które i tak w Twojej ocenie są niepotrzebne w zależności od profilu klasy/planów ucznia. Poza tym, przed chwilą napisałeś, że do zapamiętania tego co to było Powstanie Listopadowe. Liczyć i pisać człowiek umie po gimnazjum. Więc na cholerę w liceum to kontynuować i jeszcze na maturze wymagać? A skąd 15 czy 16-letni człowiek ma wiedzieć, co mu się w życiu przyda? Jesteś jedną z niewielu osób, z tych które znam osobiście, która poszła na te studia, które planowała rzekomo od początku liceum. Więcej powiem. Z grona moich znajomych obecnie studiujących także mniejszość wiąże swój przyszły zawód z kierunkiem studiów, większość dobiera sobie kolejne kierunki, żeby mieć większy wybór w przyszłości. Im wcześniej to znaczy kiedy? Podstawówka, gimnazjum? A już tak na koniec... ja zawsze głupi myślałem, że to studia mają człowieka "naumieć" pewnej specjalistycznej wiedzy. Ale jak widać człowiek uczy się przez całe życie
  20. Wybacz, ale jest pewne minimum, które każdy powinien znać. A gimnazjum tego minimum nie daje. Teraz też są przerabiane, a jakie są efekty sam doskonale wiesz. Studentka historii na ostatnich TKH nie potrafiła wymienić trzech królów z dynastii Wazów. Studentka historii. Narzekasz, że ludzie pamiętają tylko o Piłsudskim, którego przedstawia się tylko z tej dobrej strony, a nie mówi się o Sikorskim itd. Teraz ma być lepiej? A jak ktoś po drugiej klasie będzie chciał zmienić przedmioty zdawane na maturze? Tego nie bierzesz pod uwagę. Jak ja jeszcze chodziłem do liceum, to można było chociażby zmienić klasę. Z takiego na inny profil. Zmieniło się coś w tej kwestii? Dochodzą do tego ewentualne korki, dodatkowe zajęcia w szkole... Możliwości kontynuowania nauki danego przedmiotu są różne. Tylko że do tego uczeń miał podstawy z tych dwóch lat. Teraz nawet jak będzie miał to w pierwszej klasie, to w drugiej już nie. I co ma wtedy zrobić? Ale jak zostanie to omówione. Ktokolwiek cokolwiek z takiej pigułki zrozumie i zapamięta? Wątpię. To dopiero będzie fikcja. Teraz nie, bo od kilku lat nie miałem z tym kontaktu, ale jakbym zaczął sobie przypominać, to jakieś szanse już miałbym. Przypominać, a nie uczyć czegoś nowego. Poza tym... nigdy nie wiesz, co Ci się w życiu przyda. A co za problem usunąć je? Pełna specjalizacja, nie o to chodzi? Skoro zrobiono już jeden krok, to można zrobić kolejny. Raz matematykę już wywalono z przedmiotów obowiązkowych, można więc i drugi raz, przy okazji razem z językiem polskim. Na co bankowcowi znajomość Pana Tadeusza?
  21. A potem nie będzie wiedział co to było Powstanie Listopadowe, ani jak nazywali się królowie z dynastii Wazów. Jak każdy. Przy czym później masa ludzi zmienia decyzję dziesięć razy. Na studiach mam znajomych, którzy byli w klasach informatycznych i matematycznych, a wylądowali na historii, a w LO miałem znajomych, którzy będąc w klasie humanistycznej w trzeciej klasie decydowali się zdawać biologię i matematykę (wtedy była nieobowiązkowa), bo nagle zapragnęli iść na studia, gdzie przy rekrutacji potrzebowali tych przedmiotów. Pomijam już to, ile osób zmienia kierunki studiów po tym, jak okaże się, że to co wybrali nie interesuje ich. Ja sam idąc do LO miałem zupełnie inne plany odnośnie studiów. Na moje szczęście zmieniając plany nie musiałem zmieniać przedmiotów maturalnych. Zmieni się. Do teraz jeśli w drugiej klasie uznałeś, że jednak nie chcesz zdawać matury z historii ale z biologii, to łatwiej było nadrobić braki, bo przez całą pierwszą klasę miałeś normalny kontakt z przedmiotem. Teraz będziesz miał rok przerwy, który będziesz musiał nadrobić. Poza tym, jednym zmienia się po pierwszej klasie, innym po drugiej. Sam znam takie przypadki. To co teraz wprowadzają tego typu zmiany uczyni bardzo, ale to bardzo trudnymi do zrealizowania. Nie dość, że będzie trzeba przypomnieć sobie podstawy z gimnazjum, to jeszcze nadrobić program licealny. A tak poza tym, to idąc tropem tej reformy może od razu wywalmy przedmioty obowiązkowe na maturze. Po co uczyć się polskiego, czy matematyki? Przecież podstaw matematyki człowiek uczy się w gimnazjum, po co mu w liceum? Proponuję od razu uprościć życie wszystkim i niech już na początku liceum uczeń wybiera przedmioty, z których będzie zdawał maturę (i niech wypełni deklarację, bez możliwości zmiany) i przez trzy lata niech uczy się tylko tego. Jak specjalizacja to specjalizacja! I niech to nie będzie więcej jak pięć przedmiotów.
  22. Gdzie, co, za ile?

    Nabytki z dzisiejszej - a może raczej wczorajszej, zważywszy na godzinę - wyprawy do "Prusa" (jak nie przypłacę jej jakąś chorobą, to będzie cud): Królikowski L., Warszawa - dzieje fortyfikacji, Warszawa 2011, ss. 247. Na pierwszy rzut oka bardzo dobre kompendium wiedzy na temat wszelakich umocnień na terenie Warszawy. Od grodu jazdowskiego, bródnowskiego i warszawskiego przez umocnienia Starego Miasta, czasy wazowskie, okopy Lubomirskiego, Kościuszkę, Napoleona i Powstanie Listopadowe, a na obronie Warszawy w 1939 r. i Festung Warschau kończąc. Masa zdjęć, planów, szkiców... szczególnie ciekawe są te pokazujące dzisiejszą Warszawę i pozostałości różnych umocnień. Na co dzień na takie rzeczy nie zwraca się uwagi, ale świadomość tego, że taki czy inny niepozorny pagórek jest pozostałością czegoś sprzed wieków, jest czymś absolutnie niesamowitym. Do tego wszystkiego bogata bibliografia - od prac z XIX wieku aż po te z ostatnich lat. Praca Lecha Królikowskiego została doceniona przez jury Nagrody "Klio" w ubiegłym roku - przyznano jej nagrodę II stopnia w kategorii Varsavianów. Sam Autor również gwarantuje odpowiedni poziom pracy. Ma na swoim koncie kilkanaście książek dt. dziejów Warszawy, około trzystu artykułów, jest byłym członkiem Rady Muzeum Łazienek Królewskich w Warszawie, a także aktualnym prezesem Towarzystwa Przyjaciół Warszawy (od roku 1993). Przemoc i dzień powszedni w okupowanej Polsce, red. Chinciński T., Gdańsk 2011, ss. 566. Praca ta jest pokłosiem konferencji naukowej "Przemoc i dzień powszedni w okupowanej Polsce", którą Muzeum II Wojny Światowej i Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie zorganizowały w Warszawie w dniach 19-22 listopada 2009 r. Całość podzielona jest na kilka tematów: niemieckie struktury i oblicza przemocy (w skład tej części wchodzi łącznie siedem tekstów), sowieckie struktury i oblicza przemocy (siedem tekstów), konflikty etniczne w cieniu wojny (cztery teksty), opór i konspiracja (trzy teksty) oraz dzień powszedni w okupowanych miastach (trzy teksty). Wśród autorów są zarówno Polacy jak i Niemcy (wszystkie teksty tłumaczone na polski, publikacja ma zostać także przygotowana w języku niemieckim). Na razie nastawiam się głównie na teksty z dwóch ostatnich zakresów tematycznych. Janusza Marszalca Polskie Państwo Podziemne wobec komunistów polskich 1939-1944 i Stephana Lehnstaedta Codzienność okupanta w Warszawie w latach 1939-1944. A potem może Daniela Brewinga "Musimy walczyć". Codzienność zwalczania partyzantów w Generalnym Gubernatorstwie w 1942 r. - będzie okazja porównać to z pracą Philipa W. Blooda [Siepacze Hitlera. Oddziały specjalne SS do zwalczania partyzantki, Warszawa 2008].
  23. Gwara okupacyjna

    Z tego co pamiętam to nie tylko policjantów niemieckich nazywano "tymczasowymi". To określenie - czy też "pan sezonowy", "sezoniak", "pan tymczasowy", "krótkobytek" - odnosiło się do ogółu Niemców. Co do "żółtka", to członkom SA to określenie przypisuje S. Kania [Polska gwara konspiracyjno-partyzancka 1939-1945, Warszawa-Poznań 1986, s. 237], a "musztardę" z kolei gestapowcom [tamże, s. 230] W przypadku SA tak "żółtek" jak i "musztarda" wydają się być dość oczywiste (kolor munduru), ale zastanawiam się, czemu gestapowców tak nazywano... Nie wiem czemu kopać się ze mną o Powstanie Warszawskie to jak kopać się z Pudzianem, ale secesjonista może jak najbardziej mieć tutaj rację. W końcu na Żoliborz ze Starówki trafiło trochę ludzi, więc mogli przenieść to określenie, nie da się tego wykluczyć. Żeby ostatecznie wydać wyrok trzeba by wiedzieć, kiedy po raz pierwszy użyto tego na Żoliborzu. A to choć możliwe (być może jakieś wspomnienia, meldunki, prasa itp.), jest raczej trudne do wykonania.
  24. XX OZHS w Katowicach

    Łyzio, żeby była jasność - ja czas najprawdopodobniej będę miał (choć zawsze może coś wyskoczyć), ale nie wiem czy będzie mi się chciało jechać Ale jeśli już, to tylko po to, żeby pomóc Wojtkowi. Zaś co do Pedrosa... nie wiem jak na innych uniwersytetach, ale akurat pierwszy rok w IHUW jest dość ciężki (i nie chodzi tylko o to, że to przeskok z liceum na studia), a już okres kwiecień-czerwiec szczególnie. Na egzaminie z historii starożytnej (teraz i tak mają lepiej niż miałem np. ja) co roku odpada masa ludzi (a dodać do tego łacinę, to już istny pogrom). Więc Pedros autentycznie może czasu nie mieć. Pamiętam jak to wyglądało u mnie...
  25. Nie wiem czy to jest droga na skróty, ale ja jakoś korzystając w zasadzie z samych podręczników licealnych (których miałem kilka), maturę rozszerzoną zdałem i to nie najgorzej. Kalki, przeczytaj jeszcze raz do którego tytułu odnosił się mój wpis
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.