Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. Powstanie Warszawskie - pytania.

    A to przypadkiem nie było radio "Lublin"?
  2. Powstanie Warszawskie - pytania.

    Chodzi o 3. Dywizję Piechoty w dniach 16-22 września (przy czym ostatni desant to chyba 19 września nastąpił). Te 36 tys. to same oddziały liniowe, ogólny stan AK w okręgu to 55-58 tys. Ostateczna decyzja o rozpoczęciu walk zapadła dopiero 31 lipca.
  3. Powstanie Warszawskie - pytania.

    Temat przenoszę do odpowiedniego działu, to raz. A dwa, dla kogo to ma być mały test wiedzy? Dla nas? Test wiedzy to może być co najwyżej dla Ciebie. Odpowiedz na tyle pytań na ile dasz radę, i ktoś może Ci tutaj sprawdzi to. Inna opcja nie wchodzi w grę. Gotowców nie robimy.
  4. Wpływ pewnych wydarzeń na bieg II wojny światowej

    Sugerowałbym zwyczajnie zajrzeć do podręcznika, bądź wiki... i przeczytać każde hasło po kolei. Na wiki powinny być nawet jako tako opisane konsekwencje poszczególnych wydarzeń. Ale to tak jak napisał Smardz, bez przeczytania się nie obejdzie
  5. Bronisław Pietraszewicz "Lot"

    Wspomnienie o "Locie" autorstwa Jana Kordulskiego [P. Stachiewicz, "Parasol". Dzieje Oddziału do Zadań Specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, Warszawa 1984, s. 324]: Krępa, wysportowana sylwetka, łagodna, ale pełna stanowczości twarz stanowiła kontrast z jakąś wrodzoną powolnością w ruchach i w mówieniu, kiedy starał się wyważać każde słowo, cedząc zdanie po zdaniu. Nie należał do typu ludzi dużo mówiących, ale gdy zabierał głos, to wypowiedzi jego były z reguły ścisłe i logiczne, trafiające w sedno poruszonego zagadnienia. W okresie samokształceniowym wyróżniał się solidnością, jeśli chodzi o przygotowanie materiałów do dyskutowanego tematu. Ta solidność w podejściu do wszystkiego, co robił, była powodem, dla którego cieszył się tak głębokim zaufaniem swoich przełożonych i kolegów. Na Bronku można było polegać bez reszty, był niezawodny, wiadomo było, że powierzone zadani wypełni, i to w sposób optymalny. Te walory osobiste oraz odwaga stojąca na granicy brawury niewątpliwie wpłynęły na decyzję powierzenia "Lotowi" dowodzenia I plutonem "Agatu", a także wykonanie akcji "Kutschera", którą - jak wszystko, co robił - opracował nader precyzyjnie, a to z kolei w powiązaniu z momentem zaskoczenia stworzyło przesłanki do pomyślnej realizacji tej akcji. A jaki był Bronek na co dzień? Tak jak jego najbliższy przyjaciel "Jeremi", hołdował zasadzie, że "nie szata zdobi człowieka". W drobiazgach rozptrzepany, o ujmującym stosunku do ludzi, troskliwy o podwładnych, nadzwyczaj serdeczny dla rodziny, skromny w swojej postawie życiowej. Kto nie znał dobrze Bronka, mógł sądzić, że jest to przeciętny chłopak. W istocie rzeczy był on z pewnością jednostką nieprzeciętną. Co do poruszanej wyżej kwestii tego kiedy i gdzie się uczył. Pietraszewicz od 1928 r. mieszkał na Żoliborzu, dokładnie pod adresem Słowackiego 38/46. Państwowe Gimnazjum i Liceum im. ks. Józefa Poniatowskiego (Muranów, ul. Nowolipki 8), to to samo, do którego chodził Jerzy Zborowski "Jeremi", przyjaciel i przełożony "Lota", a później d-ca baonu "Parasol". Zborowski naukę w Poniatówce zaczynał w roku 1936 (wcześniej dwa lata uczył się w szkole im. A. Mickiewicza), i tam też zdał maturę w roku 1940 na tajnych kompletach (obaj z "Lotem" byli z tego samego rocznika, Bronek Pietraszewicz był o ponad cztery miesiące starszy). A skoro tak, to zakładam, że wiedział gdzie maturę zdawał jeden z jego najbliższych przyjaciół. I teraz tylko jedno mnie zastanawia, czemu "Lot" zmienił szkołę? W ramach ciekawostki. Michał Issajewicz "Miś", który zmarł niedawno, był kuzynem "Lota".
  6. Warto się zainteresować: http://historyton.pl/catalog/product_info.php?products_id=14992
  7. Czego teraz słuchasz?

    Bogusław Mec, od teraz niestety wspominany już tylko w czasie przeszłym http://www.youtube.com/watch?v=I6D32LkQLFE
  8. Na ratunek polskiej kulturze i sztuce

    W swoim wcześniejszym wpisie nt. Korbutianum napisałem m.in. coś takiego: Historia Korbutianum, czyli Gabinetu Filologicznego Gabriela Korbuta, to przykład na to, że czasem próby oddzielania zbiorów od siebie przynosiły dla tej części oddzielanej fatalne efekty. Tymczasem J.W. Gomulicki w swoim szkicu dziejów książki w okupowanej Warszawie ["Diabeł i zboże" [w:] Warszawa wieloraka 1749-1944. Studia - szkice - sylwety, Warszawa 2005, s. 607] zauważył, iż tak na dobrą sprawę najskuteczniejszą metodą ratunku księgozbiorów było nie całościowe ich zabezpieczanie, ale właśnie rozpraszanie. Spełniało to dwojaką rolę. Przede wszystkim takie książki były włączane w normalny obieg, a po drugie, była większa szansa, że przetrwa przynajmniej ich część. Ciekawe, czy gdyby przebadać losy jakiejś większej liczby księgozbiorów, to czy ta teza znalazłaby potwierdzenie... Ciekawy sposób ratowania zbiorów Biblioteki UW opisała w swoich wspomnieniach Wanda Leopold, podczas wojny studentka polonistyki tajnego UW [Z dziejów podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego, red. Cz. Wycech, Warszawa 1961, s. 148-149]: Kiedy Niemcy przekształcili Bibliotekę Uniwersytecką ba "Staatsbibliothek", obwarowali strażnikami, napisami "nur fur Deutsche" i co gorsza - zaczęli przeprowadzać jej "reorganizację", postało oczywiście zagadnienie ratowania zbiorów biblioteki przed ową "reorganizacją", która przecież w praktyce oznaczała wywiezienie co cenniejszych pozycji, w pozostałych zaś zrobienie takiego bałaganu, że przez długie lata korzystanie ze zbiorów byłoby niemożliwe. Żeby w miarę możności temu zapobiec, należało różnymi sposobami przemycić do "reorganizacji" doświadczonych i zaufanych polskich pracowników. Treuhander czy Direktor, nie pamiętam już jego tytułu, czuły na fachowość, zatrudniał pewną ilość Polaków, a w ich liczbie znalazł się i profesor Makowiecki w charakterze bodajże nawet kustosza. Krążył od tego czasu cicho i powoli po gmachu biblioteki, pojawiał się we wszystkich zakamarkach jak duch opiekuńczy i organizował sprawnie nielegalną wysyłkę książek na miasto. Chodziłam do niego parokrotnie w późniejszych latach za przepustką, którą nie wiadomo skąd wyczarowywał zawsze profesor Krzyżanowski, i wynosiłam za pazuchą lub w mojej konspiracyjnej torbie z podwójnym dnem potrzebne nam do prac książki, których już żadnym innym sposobem nie można było zdobyć. Profesor Makowiecki, zawsze szaro-brązowy, uśmiechał się życzliwie, zadawał zawsze jedno pytanie o postępy studiach, po czym znikał cichutko, i po kilku minutach przynosił potrzebne książki. Taki mi został w pamięci na tle tych dwóch wielkich wyizolowanych jakby z czasu wojny schronisk: swojego salonu z "Warszawianki" i cichego gmachu biblioteki. Ciekawe, ile studentów wynosiło tak książki z Biblioteki UW (i nie tylko), i ile z tych książek wracało na swoje miejsce, a ile zostawało już poza murami biblioteki...
  9. Mała errata do poprzedniego wpisu zbiorach prof. Krzyżanowskiego. We wrześniu 1939 r. stracił profesor około 6 tys. pozycji, zaś we wrześniu 1944 r. własnych około 4 tys., plus to co pochodziło z Korbutianum i księgozbiór Leona Piwińskiego. I znowu mam problem, bo jestem niemal pewien, że kiedyś czytałem jakieś wytyczne w tej sprawie. Ale kiedy i gdzie... szczerze nie pamiętam. Jeśli o to chodzi, to dowództwo powstańcze nie zrobiło kompletnie nic. Nie znam ani jednej historii, w której ratunek jakichś zbiorów wynikał z zainteresowania kogoś wyżej postawionego we władzach powstańczych. Ale co do Biblioteki UW... w jaki sposób powstańcze dowództwo miało zrobić coś w sprawie ochrony jej zbiorów, skoro teren UW przez całe Powstanie był w rękach Niemców? No chyba, że masz na myśli okres przedpowstańczy. Ale i wtedy wątpię, czy jakaś większa akcja miałaby szanse powodzenia. Tutaj chyba faktycznie tylko działania woźnych, studentów i pracowników naukowych mogły coś dać. Pomijając już to, że tak o Wiwatowskim jak i Krzyżanowskim to mało kto pamięta (nie tylko tutaj na forum), to jeśli znajdziesz mi secesjonisto sposób na to, aby dobę rozciągnąć do 48 godzin, to z chęcią popiszę i o nich. Chyba, że wychodzisz z założenia, że ja to tylko o Wiwatowskim pamiętam
  10. Na ratunek polskiej kulturze i sztuce

    Przewiezienie tego przez miasto już tak proste być nie musiało. I to dwukrotne przewiezienie. Ogólnie poruszanie się wówczas po Warszawie do najbezpieczniejszych nie należało. A takie skrzynie jednak przyciągają uwagę. Jak nie było innej możliwości... Nie robił tego dla siebie, czy dla swojej wygody. Poza tym, czy fakt, że Świderski po śmierci Holenderskiej schował zbiory Archiwum Orzeszkowej w swoim mieszkaniu oznaczało, że to była jego własność prywatna? Zakładając, że wcześniej Wiwatowski i Krzyżanowski dowiedzieli się, że sprzedała ona prywatne zbiory męża do antykwariatu, to tak, miała podstawy. Raz Wiwatowski z Krzyżanowskim pomogli jej zdobyć pieniądze potrzebne do rzekomej pomocy dla Świderskiego. Skąd pewność, że dalej nie pomogliby, gdyby zaszła taka konieczność? Krzyżanowski w końcu również był członkiem Towarzystwa, więc spoczywała na nim konieczność ochrony zbiorów. Tym bardziej, że reszta członków Towarzystwa już nie żyła. Z Piotrkowa miała wrócił połowa zbiorów, potem do tego doszły jakieś pojedynczo odzyskiwane pozycje. Skoro już zacząłem wczoraj pisać o prof. Krzyżanowskim, to pociągnę jego wątek do końca. Historia Korbutianum, czyli Gabinetu Filologicznego Gabriela Korbuta, to przykład na to, że czasem próby oddzielania zbiorów od siebie przynosiły dla tej części oddzielanej fatalne efekty. Sic fata tulere można by rzec. Początkowo zbiory przechowywane były w mieszkaniu Korbuta, w pałacu Staszica. Po jego śmierci (opiekę nad zbiorami przejął prof. Krzyżanowski) ulokowano je w innej części tegoż gmachu, a w końcu przeniesiono do pałacu Potockich. Tam były przechowywane do lata roku 1943. Podczas okupacji odbywały się w tych samych pomieszczeniach gdzie trzymano zbiory tajne komplety polonistyczne. Jednak latem 1943 r. pomieszczenia zostały zapieczętowane przez docenta Juliana Pulikowskiego, który uczynił to na rozkaz niemieckiego komisarza. W końcu zbiory trafiły na Rakowiecką, do "białego" magazynu. Dzięki pomocy sprawującego opiekę nad nim dyrektora Józefa Grycza Krzyżanowski mógł wynieść stamtąd poszczególne egzemplarze potrzebne studentom. Wszystko oczywiście przechowywał u siebie na Brzozowej. Resztę historii tamtejszego księgozbioru już opisywałem. Zbiory Korbutianum na Rakowieckiej Powstanie przetrwały. Wywieziono je z Warszawy, do której powróciły dopiero w początku roku 1946. Początkowo księgozbiór trafił do gmachu Instytutu Historycznego, później zaś powrócił po wielu latach do pałacu Staszica. Cały czas był pod opieką Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, które w roku 1951 włączono do Polskiej Akademii Nauk. i W ten sposób Korbutianum (w międzyczasie wzbogacone o dublety z Krakowa, księgozbiorem zlikwidowanego Towarzystwa Dziennikarskiego i Archiwum Orzeszkowej) znalazło się w gestii Instytutu Badań Literackich PAN.
  11. Nie chciałbym teraz skłamać, ale kiedyś chyba widziałem jakieś takie ogólne zestawienie. Jak przypomnę sobie gdzie, to dam znać. Profesor Julian Krzyżanowski podczas wojny dwukrotnie musiał przeżyć gorycz wywołaną stratą pięknych i potężnych zbiorów prywatnych. Po raz pierwszy już we wrześniu roku 1939. Początki swojej kariery bibliofila profesor upatrywał już w roku 1907, gdy był w piątej klasie gimnazjum w Sanoku. Wtedy za przykładem kolegi, który sprowadzał książki od poznańskiego antykwariusza Józefa Jolowicza, sam zaczął regularnie powiększać swoje zbiory. Etapów było wiele. Sześcioletnia podróż po Dalekim Wschodzie. Pomoc ze strony Franciszka Raczkowskiego, kierownika księgarni Gebethnera i Wolffa, oraz ks. Ludwika Zalewskiego, dzięki któremu wszedł w posiadanie m.in. Pocztu herbów Potockiego (foliał bez karty tytułowej) i Victoria deorum Klonowica (egzemplarz bez ostatniej karty). Dublety pozyskiwane w Warszawie, Krakowie i Lwowie. Wyprawy do Londynu i Rygi. Nad Sekwaną profesor Krzyżanowski wszedł w posiadanie m.in. pokaźnego zbioru conradianów czy też studiów niemieckich, francuskich, angielskich i amerykańskich nt. powieści średniowiecznej, renesansowej i barokowej. W Rydze zaś udało się zakupić profesorowi z antykwariatu radzieckiego pozycje z literatury rosyjskiej, francuskiej i włoskiej, przy czym najciekawsze były zbiory z tej pierwszej grupy (ot chociażby pierwsze wydanie bylin Kirszy Daniłowa i defekt Słowa o połku Igoriewie). Także w Rydze profesor pozyskał zbiór po niejakim Kiersnowskim. Otóż zbiór ten był zmagazynowany z polskim konsulacie, a że konsul nie mógł nawiązać kontaktu z nikim z rodziny właściciela, to i odstąpił wszystko właśnie profesorowi Krzyżanowskiemu. Tam z kolei znalazło się chociażby pierwsze wydanie Eugeniusza Oniegina, czy też Kazania Skargi z roku 1610! Nie całe jednak zbiory profesor zatrzymał dla siebie. Część bowiem trafiła do Seminarium Polonistycznego, oprawiony w safian, generalski komplet Rocznika oficerskiego sprzed Powstania Listopadowego w prezencie otrzymał ks. Zalewski, a i Marian Kukiel otrzymał w prezencie całkiem elegancki komplet militariów z tej właśnie epoki.. Potem do tego doszły zbiory ostatnich lat przed 1939. Niemalże wszystko, poza kartoteką bajkoznawczą, schowaną przez żonę profesora w piwnicy ich domu na Sewerynowie, strawił ogień. Taka była dramatu część pierwsza. Profesor nie miał jednak zamiaru poddać się. Zaczęło się od zbiorów Leona Pomirowskiego, krytyka literackiego zamordowanego przez Niemców. Żona Pomirowskiego postanowiła po śmierci męża sprzedać jego zbiory. Dzięki pośrednictwu dra Pazyry właścicielem tego skarbu okazał się właśnie prof. Krzyżanowski. Innym pokaźnym zbiorem był ten po Leonie Piwińskim. Siostra Piwińskiego zapłatę za zbiory brata miała otrzymać w dwóch ratach. Pierwsza w wysokości 5 tys. zł miała być wypłacona od razu, tak żeby pokryć koszty pogrzebu. Reszta miała zostać wypłacona już po wojnie. Oprócz tych transakcji profesor najróżniejsze pozycje pozyskiwał dzięki uprzejmości znajomych antykwariuszy, którzy wiedzą, że zbiera on nową bibliotekę, dokładali specjalnie dla niego te co ciekawsze egzemplarze ze swoich zbiorów. Wszystko to miało po wojnie stanowić bazę do badań nad poezją międzywojnia. Tuwim, Wierzyński, Zegadłowicz, Gałczyński, Czuchnowski... pierwsze wydania, tomiki z fragmentami wyciętymi przez cenzurę i dopisanymi przez autorów. Kazimierz Wyka oglądając te zbiory był pod ogromnym wrażeniem. Nie raz nie dwa zdarzało się, że trafiał na coś, o czym wcześniej jedynie słyszał. Już samo to powinno pokazywać, jak niezwykłe to musiały być zbiory. Do tego dodać należy jeszcze kolekcję obrazów (Ajwazowski, Pautsch, Axentowicz, Jarocki). Wszystko to przechowywane było w mieszkaniu prof. Krzyżanowskiego na Brzozowej 12. Kiedy 2 września 1944 r. profesor opuszczał swój dom miał wątpliwości, czy wróci do niego. Wrócił. Jednak zbiory już nie istniały. Spłonęły razem z domem.
  12. Na ratunek polskiej kulturze i sztuce

    Poczekaj no, założysz secesjonisto jakiś temat to też napiszę, że wystarczy sięgnąć tu i tam Toć to rzecz oczywista, że ten temat został opisany w literaturze, we wspomnieniach itd. Jednak (po)rozmawiać zawsze warto. Cóż, najwyżej tradycyjnie już będę rozmawiał sam ze sobą...
  13. Z tego co pamiętam, to większość zbiorów zabezpieczono w piwnicach biblioteki. Niestety część trafiła na Okólnik, gdzie spłonęła we wrześniu razem z resztą tamtejszych zbiorów. Już tak na marginesie, to Krakowskie Przedmieście w porównaniu z resztą Warszawy miało jednak sporo szczęścia, jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie. Ale to też zapewne było spowodowane tym, że na tym odcinku walki w okresie Powstania były jednak dość krótkotrwałe, a co za tym idzie Niemcy nie mieli specjalnie okazji i powodu, aby niszczyć wszystko, co się tam znajdowało. PS A co do gmachu biblioteki Krasińskich... naprawdę, ktoś mógłby się w końcu za niego zabrać. Jak dwa lata temu byłem w środku, to aż niedobrze się robiło od patrzenia na to, w jakim jest stanie.
  14. Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, Edward Loth, Józef Grzybowski, Piotr Słonimski, Zygmunt Batowski, Stanisław Sawicki, Stanisław Lencewicz, Henryk Friedrich, Tadeusz Wiwatowski, Stanisław Milbrand... nazwiska naukowców, literatów, poetów, aktorów, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim, można by wymieniać i wymieniać i... Jedni zginęli z bronią w ręku, inni padli ofiarą niemieckich rozstrzeliwań, jeszcze inni tracili życie zasypani pod gruzami domu, umierali z wycieńczenia. Jednak wielu udało się przeżyć, wyszli z Warszawy, czy też raczej z tego, co po niej zostało, i albo zostali już tam, gdzie los ich rzucił, albo wracali do Warszawy. Może są postaci, które utkwiły Wam szczególnie w pamięci? Czemu akurat oni?
  15. Zbigniew Ścibor-Rylski "Motyl"

    A tymczasem dzisiaj swoje 95 już urodziny obchodzi Generał Zbigniew Ścibor-Rylski. Natomiast już w czwartek odbyła się uroczystość w Muzeum Wojska Polskiego: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,11311218,95__urodziny_generala__Dostal_tort_z_motylem.html Nie sposób nie zgodzić się ze słowami W-ce Prezesa ZPW ppłka Edmunda Baranowskiego: To postać legenda.
  16. Rzeczypospolita szlachecka- Senat

    A powyższy post jak ma się do tematu? Bo nie bardzo dostrzegam związek... Jeśli autor powyższego wpisu uzna za stosowne wyjaśnić to, to zapraszam na PW. Kolejny post nie na temat wyleci.
  17. Najmniej lubiany szkolny przedmiot?

    Nie uogólniałbym harry Nie jestem specjalnie starszy od Tofika, a podejście mam jednak "ciut" inne Podobnie jak spora grupa moich znajomych.
  18. Dzień kobiet 2012

    Najlepszego Drogie Panie
  19. Najmniej lubiany szkolny przedmiot?

    No to jak najbardziej Każdy kowalem swojego losu, umiesz liczyć licz na siebie itd. Przy czym jednak, przynajmniej w mojej ocenie, warto czasem zastanowić się, czy nie warto rozważyć zdania osób, które posiadają większe doświadczenie w danej kwestii O równaniu do najlepszych już nawet nie wspominam, bo to powinna być rzecz oczywista.
  20. Temat zainspirowany niejako przez secesjonistę. Skoro jest o gwarze, to może i przysłowia, porzekadła, ale właśnie takie lokalne? Na początek małe co nieco z Warszawy - no bo jakże by inaczej w moim przypadku "Jak cię walne, jak cię palne, to polecisz na Krochmalne" - powiedzenie andrusowskie z warszawskiej Woli, a w tym samym klimacie ze Starówki: "Jak cię zwale to polecisz na Podwale". "Róg Brackiej i Trębackiej, okna na Powązki" - tak mówiono o miejscach nieistniejących w Warszawie, tudzież o osobach, które kompletnie Warszawy nie znały. "Dezerter z Powązek", "Patrzy na Powązki", "kandydat powązkowski" i "Żyje za paszportem na Powązki" - tak mówiono o kimś, kto sprawiał wrażenie bliskiego śmierci. Było też przekleństwo związane z tym: "bodaj cię krowami na Powązki wywieźli". "Gromadnie jak pod Wolą" - to pochodzi jeszcze z XVIII wieku, a odnosi się rzecz jasna do elekcji królów, które odbywały się właśnie na terenie dzisiejszej Woli. "Na Woli wiatraków do woli", "Na Woli wszystkiego do woli" i "Tylko nasza stolica może jeździć i chodzić do Woli, a żadna inna tego nie dokaże" - zwyczajna gra słów. W pierwszym przypadku mamy dodatkowo nawiązanie do charakterystycznego elementu tej dzielnicy, elementu już od dawna istniejącego jedynie w książkach, na zdjęciach, oraz nazwie ulicy Młynarskiej. "Bogaty jak Fukier" - powiedzenie krążące po Starym Mieście do końca XIX wieku. Rodzina Fukierów w Warszawie faktycznie dorobiła się sporego majątku, a z historią Warszawy była związana już od XVI wieku. "Warszawiak w pracy a wilk u pługa: jednakowa z obu posługa" - chyba wiadomo o co chodzi... "Próżniak zygmuntowski" - jeszcze w XIX wieku w "Kłosach" wyjaśniano o co chodzi. Otóż przy kolumnie Zygmunta i bramie Krakowskiej gromadzili się tragarze i pilarze czekający na zlecenia. Wielu jednak nie garnęło się specjalnie do pracy, stąd też ludzie ulepili taki zwrot. "Jedno być w raju Turków co wróblem w Powązkach" - dzisiejsze Powązki kojarzą się z jednym. Jednak mało kto wie, że zanim stały się cmentarzem, były wyjątkowo urokliwym zakątkiem, o którego wygląd dbała sama Izabela z Flemmingów Czartoryska. "Pójdziesz do Prochowni" - w ten sposób grożono komuś, że pójdzie do więzienia. Prochownia zlokalizowana przy ulicy Boleść/Rybaki przez wszystkie lata swojego istnienia pełniła różne funkcje, w tym właśnie jako Dom Kary i Poprawy, funkcję więzienną (od 1767 do 1833 r.).
  21. Humor

    Dzisiaj kiedy człowiek próbuje w domu skupić się na czymś tudzież odpocząć, to nie raz nie dwa musi radzić sobie z sąsiadem robiącym remont, dzieciarnią latającą za oknem za piłką, czy też innym sąsiadem, który postanowił urządzić imprezę w swoim mieszkaniu. Cóż, uroki cywilizacji. A z czym musiał sobie radzić niejaki Aleksander Głowacki, znany jako Bolesław Prus? Wyszlijże mnie, kto w Boga wierzysz, na lato za granicę, bo albo się powieszę, albo zacznę pisywać tak nudne kroniki, że aptekarze zbankrutują na emetyku (...). Do pisania felietonów potrzeba wrażeń: jakich zaś wrażeń dostarcza nam życie miejskie, posłuchajcie. Godzina 7 rano. Spoczywam na krwawo zapracowanych laurach i "śnię", jak mówią nasze początkujące poetki. (...) Zrywam się na równe nogi... pot okrywa całe ciało... Spoglądam na termometr, 23 stopnie Reaumura... Godzina 9. Katarynka gra mazura Lewandowskiego. (...) Godzina 10. Moja sąsiadka z góry poczyna wyśpiewywać godziny: A... a... a... a... a... (...) Godzina 11. Gamy trwają. Godzina 12. Gamy nie ustają. Godzina 1. Gamy się potęgują. Godzina 2. Gamy, psy i dzieci starają się zagłuszyć katarynkę, bęben i fujarkę grające razem coś z "Trubadura". (...) Godzina 10. Kuchenna i przedpokojowa młodzież płci obojej rozpoczyna na schodach, schodkach i chodnikach odwieczny szept i miłości. Godzina 11. Z dachów, piwnic i wszelkiego rodzaju zaułków dolatuje miauczenie kotów (...) Godzina 12. Siadamy do pisania kroniki, jeżeli nam jej nie przerwie burza połączona z grzmotami, błyskawicami i wszelkim innym skandalem. Sam nie wiem co gorsze...
  22. Najmniej lubiany szkolny przedmiot?

    Dobór lektur to rzecz oczywiście do dyskusji, niemniej to co jest ma uczniowi mniej więcej zaprezentować najważniejsze dzieła danej epoki, szczególnie charakterystyczne. Nie da się przerobić wszystkiego, co daną osobę interesuje. Powód jest prosty - czas. A tak z czystej ciekawości, od jakich przykładowych lektur Antygona jest ciekawsza?
  23. Przez przypadek trafiłem na taki fragment [D. Betlewska, Doktor "Brom" (Zygmunt Kujawski), "Stolica" nr 34(2005)/1986, s. 24): W czasie wojny, w tym napięciu, ludzie często sięgają po alkohol. W magazynach na Stawkach zdobyliśmy ogromne zapasy wódki. Chłopcy wyrzucali ją w skrzyniach z pierwszego piętra, żeby nikt z niej nie skorzystał. Owszem, winem nie gardziliśmy i do picia, i do mycia, bo często łatwiej było o wino niż o wodę. Dość niespotykane zastosowanie wina.
  24. Zanim ktoś postanowi napisać kolejny post w temacie, proszę łaskawie spojrzeć na tytuł wątku. Naprawdę mam zacząć usuwać to co nie na temat? Panowie, szkoda czasu i mojego i Waszego. Chcecie porozmawiać o tych różnicach, megalomanii itp., to znajdźcie odpowiedni wątek, albo załóżcie nowy.
  25. Najmniej lubiany szkolny przedmiot?

    Politologię odradzałbym. Ale nie o tym chciałem. Skoro wiążesz swoją przyszłość z historią (najprawdopodobniej), to żeby nie marnować czasu na lekcjach polskiego, dobrze byłoby z nich jednak coś wynieść. Nawet jeśli przyda Ci się 10% tego, czego się nauczysz, to już jesteś o te 10% przed tym, który kompletnie oleje to. Ale to już Twój wybór.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.