Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Tyle że wokół każdej latarni jest ograniczona ilość miejsca... Ale faktycznie coś w tym jest. Iranek-Osmecki, szef O.II KG AK w Warszawie zamieszkał w willi przy ulicy Humańskiej 13, na Mokotowie, w dzielnicy niemieckiej. A żeby było ciekawiej, to dosłownie 150 metrów dalej mieszkał dr Ludwig Hahn, jedna z czołowych postaci niemieckiego aparatu terroru w Warszawie, w której pełnił funkcję szefa SD i Policji Bezpieczeństwa. W samym domu Hahna regularnie miało siedzieć kilku agentów ochraniających jego żonę i dzieci, w nocy wystawiano dookoła domu posterunki, a teren regularnie patrolowali żołnierze z psami. Kiedy Hahn wychodził z domu towarzyszyli mu agenci i patrole wojskowe. Sam "Heller" w swoich wspomnieniach pisał, że regularny tryb dnia Hahna pozwalał mu regulować jego własny. Wychodził z domu jakiś czas po tym, jak Hahn o 7:45 wyjechał do pracy, a wracał przed 18, albo po 19, bowiem między tymi godzinami do domu wracał Hahn. A lepiej było nie kręcić się w okolicy, kiedy ten wyjeżdżał czy też wracał. Za dużo patroli, kontroli... A skoro o kontrolach mowa. W swoich wspomnieniach Iranek-Osmecki zaznaczył, jak ważne było to, aby umiejętnie "manewrować" po ulicach, czy wręcz, jak pisał o T. Wiwatowskim prof. Mikulski, kluczyć wybornie przez miasto [T. Mikulski, Miniatury krytyczne, Warszawa 1976, s. 42]. Trzeba było zwracać uwagę na to, co dzieje się dookoła. Jeśli gdzieś odbywała się rewizja bądź łapanka ludzie starali się ostrzec innych, po zachowaniu się ulicy można było poznać, że w pobliżu dzieje się coś niedobrego [K. Iranek-Osmecki, Powołanie i przeznaczenie. Wspomnienia oficera Komendy Głównej AK, Warszawa 2004, s. 331]. Warto było rozglądać się w poszukiwaniu patrolu. Widząc go najlepiej było zejść mu z oczu. Właśnie to zgubiło por. Leszka Kowalskiego "Twardego", dowódcę oddziału 993/W Kontrwywiadu KG AK. Pewnego dnia natknął się na patrol. Nie próbował go unikać, ponieważ był pewien, że jego dokumenty zapewnią mu bezpieczeństwo. Miał bowiem wystawioną na nazwisko Zieliński legitymację funkcjonariusza Kripo. Początkowo wydawało się, że wszystko skończy się dobrze. Jednak gdy już patrol puścił go, został ponownie zatrzymany. Powód? Broń, jaką miał wpisaną w dokumentach, i broń jaką miał przy sobie, różniły się. Jeden z żołnierzy zwrócił na to uwagę. Został więc zatrzymany celem uzyskania dalszych wyjaśnień. Już nie wyszedł na wolność. Przesłuchiwany na Szucha został rozstrzelany 27 lipca 1943 r. Chodzenie do lokali publicznych, restauracji także było ryzykowne. W miarę możliwości i te miejsca trzeba było omijać. Iranek-Osmecki starał się mieć przygotowany obiad w miejscu pracy, bądź w lokalu, gdzie spotykał się z kimś, zaś śniadania i kolacje w domu. Im mniej kontaktów z Niemcami, tym lepiej. A że kontakty na ulicach były trudne do uniknięcia czasem, to i chodzić po mieście należało jak najkrócej. Jeśli miało się zaplanowanych kilka spotkań, to najlepiej w takich miejscach, które były stosunkowo niedaleko od siebie. Dzięki temu spadało ryzyko wpadnięcia np. na łapankę.
-
Zamieszki w stolicy na Święto Niepodległości 2011 i 2012
Albinos odpowiedział Jaś Puchatek → temat → Hyde park
Bliźniaczy niemalże temat zamknięty, więc na ten też zakładam kłódkę. -
Zamieszki w stolicy na Święto Niepodległości 2011 i 2012
Albinos odpowiedział Jaś Puchatek → temat → Hyde park
Nasz klient, nasz pan. Temat zamykam na czas nieokreślony. EDIT: Temat otwieram. Ale tym razem prosiłbym o zachowanie trochę więcej kultury. -
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Robiąc teraz kwerendę w starej "Stolicy" trafiłem na coś takiego ["Stolica" nr 8(1263)/1972, s. 10]: Powstanie na Woli W związku z przygotowywaną monografią Powstania 1944 r. na Woli, zwracamy się z prośbą do Czytelników o udostępnienie wszelkich posiadanych materiałów powstańczych dotyczących Woli, a także o nadsyłanie do redakcji wspomnień i relacji z tego okresu. Orientuje się ktoś jaki był finał tych prac nad monografią Powstania na Woli, ewentualnie kto miał być autorem? Temat do dzisiaj nie doczekał się osobnego omówienia, a pisać jest o czym. -
Tak jak PWPW i kompleks kościelno-szpitalny św. Jana Bożego były kluczowymi punktami linii obrony Starego Miasta na odcinku północnym, tak gmach PKO przy Brzozowej stanowił jeden z najważniejszych punktów obrony od wschodu, czyli tam, gdzie ustawiony był batalion "Bończa". Dla lepszego zrozumienia jak istotny był to obiekt mapka: http://www.warszawa1939.pl/plan_foto/bugaj.jpg Interesujący nas budynek jest prawie że na samym środku mapki, zaznaczony na czerwono. Duże jasne pole po jego lewej stronie to Rynek Starego Miasta, natomiast poniżej tego budynku, na samym dole mapki, znajduje się Katedra, również szalenie istotny element obrony Starego Miasta. Widać tutaj doskonale, jak szalenie ważny był ten gmach PKO. Jego utrata automatycznie umożliwiała Niemcom uderzenie na Rynek, a także stworzenie zagrożenia dla Katedry z nowego kierunku. W końcu po kilku dniach ciężkich walk Niemcy zdobyli ten punkt oporu - był 25 sierpnia. Porucznik "Szczerba", dowódca 101. kompanii baonu, tak opisywał konsekwencje utraty tej placówki [Z. Blichewicz, Powstańczy tryptyk. Dni "Krwi i chwały" czy obłędu i nonsensu, Gdańsk 2009, s. 103-104]: Utrata PKO była bardzo poważnym wyłomem w systemie obronnym kompanii. Łączność z częścią moich oddziałów na Brzozowej mogłem mieć teraz tylko przez Rynek i Kamienne Schodki. Dopóki PKO płonie - pół biedy. Ale nie wydawało mi się, bym mógł Niemców uprzedzić w ponownym zajęciu budynku, gdy się przestanie palić. Zastanawiającą rzecz podał w swoich wspomnieniach jeden z ostatnich obrońców gmachu PKO, sierżant Edward Łopatecki "Młodzik" [Batalion "Bończa". Relacje z walk w Powstaniu Warszawskim na Starówce, Powiślu i Śródmieściu, oprac. A. Rumianek, Gdańsk 2010, s. 223]: Na temat utraty PKO nie rozmawiano. Porucznik "Szczerba" nikogo o nic nie pytał. Zapanowało milczenie wokół tej sprawy. Sprawa staje się jeszcze bardziej zastanawiająca, jeśli zobaczymy, co na ten temat pisał "Młodzik" kilka stron wcześniej [tamże, s. 221]: Skąd się wzięli Niemcy w oficynie na skarpie, co się stało z posterunkami, dlaczego wartownicy nie alarmowali? W opracowaniach (ot choćby Kulesza, Stachiewicz...) temat zazwyczaj ograniczany jest do tego, że po kilku niemieckich szturmach 25 sierpnia gmach PKO został stracony. Żadnego rozwijania tematu. We wspomnieniach również nie natrafiłem na jakieś wyjaśnienia, jak do tego doszło. No i te wątpliwości "Młodzika". Spotkał się ktoś kiedyś z jakimś szerszym omówieniem tego, jak doszło do utraty tej placówki? Tutaj trochę zdjęć wspominanego kompleksu: http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=bugaj_3&r3=0 http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=brzozowa_2&r3=0 http://www.warszawa1939.pl/index_arch_main.php?r1=bugaj_5&r3=0
-
Czuję się tak, jakbym czytał scenariusz do jednego z filmów Barei: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34864,11400413,_Powitanie_sasiada__na_moscie__Zobacz_program_otwarcia.html Godz. 17.30: dwie grupy "uczestników zabawy" zbierają się na obu końcach mostu. Po czym zbliżają się do siebie i dochodzi do symbolicznego połączenia dwóch brzegów Wisły. Godz. 17.45: Akcja "Powitanie sąsiada", następuje cały ciąg gestów powitania mieszkańców dwóch brzegów Wisły Pytanie tylko kto po całej akcji posprząta fajerwerki i butelki (no jak powitanie, to powitanie). Mieszkańcy?
-
Do 20 maja w warszawskim Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego (Kozia 11) można obejrzeć wystawę zatytułowaną "Warszawa 1939-1944. Satyra konspiracyjna oraz okupacyjna rzeczywistość w rysunkach polskich grafików": http://www.polskieradio.pl/8/196/Artykul/565369,Rysunki-satyryczne-w-okupowanej-Warszawie http://muzeumkarykatury.pl/joomla/index.php?option=com_content&view=article&id=565&Itemid=354 Wybiera się ktoś?
-
Warszawa 1939-1945. Satyra konspiracyjna...
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Katalog archiwów i muzeów oraz wydarzeń przez nie organizowanych
Tuż przy Krakowskim Przedmieściu w zasadzie. -
Warszawa 1939-1945. Satyra konspiracyjna...
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Katalog archiwów i muzeów oraz wydarzeń przez nie organizowanych
Byłem, widziałem i polecam. Naprawdę imponująca liczba rysunków satyrycznych (sam znałem dotąd może 10-20%), krótkie biogramy autorów, trochę dokumentów plus trafiony podkład muzyczny. Całość da się obejrzeć tak na spokojnie w pół godziny (choć można i dłużej). A zobaczyć warto, bo satyra w konspiracji to temat jednak chyba mimo wszystko dość kiepsko znany. -
Nie wiem czy Polska ponad wszystko. Pisałem zwyczajnie o tym, co jest mi najlepiej znane.
-
Na początek o czym mowa: http://www.krytykapolityczna.pl/Ksiazkipozaseriami/FestungWarschauRaportzoblezonegomiasta/menuid-105.html Wczoraj byłem na spotkaniu z Autorką Festung Warschau, wczoraj też zacząłem wczytywać się w to. Książka niby lekko napisana, ale jednak czyta się ciężko. Pierwsze wrażenie tak pozytywne jak i negatywne. Pozytywne, bo mam wrażenie, że tego typu książka jest potrzebna. Negatywne, bo na ten moment nie z wszystkim co Autorka pisze zgadzam się... albo inaczej - uważam, że idzie za daleko w swoich stwierdzeniach. Tak więc ogólnie mam z tą pracą problem. Czytał już ktoś może? Ciekaw jestem, jak inni to odbierają.
-
Dzięki serdeczne secesjonisto za te informacje
-
Powstanie Warszawskie - czy było potrzebne?
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Zamieścić warto, ale osobny temat to przesada. Przenoszę do zbiorczego. I co w związku? To czyni jego wypowiedź bardziej wiarygodną/godną uwagi? -
Powstanie Warszawskie - czy było potrzebne?
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Przepraszam bardzo, ale czy Kisiel był jedyną osobą, która przed 1 sierpnia 1944 r. rozumiała, że Powstanie nie ma szans, i dlatego trzeba zakładać dla przedstawienia jej opinii osobny temat? Przecież o tym, że Kisiel miał takie poglądy, wiadomo od dawna. Spokojnie można było umieścić to w jednym z wątków dt. sensu i szans Powstania, tudzież opinii Powstańców na temat tegoż. Wystarczy poszukać. -
Nie wiem jak znacząco. Możesz mi to wyjaśnić. Temat mnie średnio interesuje, a i czasu specjalnie nie mam teraz na zagłębianie się w to.
-
W takim razie albo jestem ślepy, albo głupi. Bo z Twojego wcześniejszego wpisu nijak nie potrafię wywnioskować, że o to Ci chodziło Pisałeś o "procesie i wyroku", więc do tego się odniosłem. Chodzi Ci o zakaz wstępu na stadiony?
-
A "Staruch" to przypadkiem nie miał procesu już w grudniu roku ubiegłego? Ot choćby to: http://wiadomosci.wp.pl/title,Staruch-skazany-agresja-na-sali-interweniowala-policja,wid,14100560,wiadomosc.html?ticaid=1e1ee
-
Marc Vivien-Foe, Miklos Feher, Antonio Puerta... jeśli ktoś choć trochę interesuje się sportem, to nazwiska te zapewne zna. W sobotę omal nie dołączył do nich Fabrice Muamba: http://www.dailymail.co.uk/sport/football/article-2117238/Fabrice-Muamba-starts-speaking-hospital.html http://www.guardian.co.uk/football/2012/mar/19/fans-bolton-reebok-support-fabrice-muamba
-
Powstańcze szpitale - ratunek, "trupiarnia"...
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Oddziały powstańcze
Jeszcze przed upadkiem Woli ze szpitala (Maltańskiego) uciekać próbował Stanisław Likiernik z Oddziału Dyspozycyjnego "A" [s. Likiernik, Diabelne szczęście czy palec Boży?, Warszawa 1994, s. 119]: Po trzech dniach zacząłem łazić, kulejąc na prawą nogę. Chciałem jak najszybciej opuścić szpital obawiając się nowego przybycia Niemców. Miałem rację. Szpital został zajęty, rannych jednak nie rozstrzelano. Dwudziestu jeńców niemieckich leżało w nim i zaświadczyło, że byli leczeni na równi z nami. Dzięki temu świadectwu cały szpital - ranni, siostry, lekarze - dostał pozwolenie na przejście do Śródmieścia do rejonu zajmowanego przez powstańców. Naturalnie dowiedziałem się o tym dużo, dużo później. Dla realizacji mego planu potrzebowałem odzienia. Koc z mego łóżka zakrywał moją nagość (byłem tylko w koszuli, i to bardzo krótkiej). Tak udrapowany zwróciłem się do jednej z sióstr: czy mogłaby znaleźć mi spodnie, buty i marynarkę. - Nie mam - odpowiedziała mi bardzo szorstko. Nie mając innego wyjścia, wybacz mi, Boże, rozkrzyżowałem ramiona, ukazując siostrze moją niemal kompletną nagość. - Co pan robi! - krzyknęła i w pięć minut byłem ubrany, może nie szykownie, ale całkowicie. Przez ogród szpitala i dziurę w murze udałem się w kierunku Starego Miasta -
Wyprzedaże, promocje, okazje...
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Katalog książek, komiksów i czasopism historycznych
Wybrać pewnie się wybiorę, ale nie nastawiam się specjalnie na jakieś wielkie zakupy... Ale dla samego zobaczenia Sali Kolumnowej warto pójść -
Z dedykacją dla damskiej części forum http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=W2vAcLn3I_8
-
Rzecz bardziej w ramach kategorii "ciekawostki", ale... orientuje się może ktoś, jaka była największa liczba pseudonimów i kryptonimów, jaką posługiwała się jedna osoba? Taka norma jaką kojarzę z różnych lektur, to jakieś trzy-cztery. Najwięcej, bo dziewięć, udało mi się ustalić w przypadku Tadeusza Wiwatowskiego: "Olszyna", "Kamiński", "Cietrzew", "Hrabia", "Tomaszewski", "Paweł", "U3", "9", "K". Ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Wiwatowskim zajmuję się na co dzień w zasadzie, innym postaciom nie poświęcam aż tyle czasu, więc coś mogło mi umknąć. Spotkał się ktoś z "lepszym" wynikiem?
-
Secesjonisto, Ty tak na serio się pytasz? Prawdziwą kopalnią wiedzy na temat tego jak "zachowywać tajemnicę" jest Wielka Gra Kamińskiego. Przygotowana w 1941 r., wydana na początku 1942 r. musiała być wycofana z obiegu na wniosek O.II KG AK, który uznał, że praca ta zbytnio dekonspiruje metody pracy podziemia. Wśród wielu innych spraw Kamiński pisał m.in. o kwestii aresztowań, o tym, jak reagować w sytuacji zatrzymania kogoś z oddziału. Jego uwagi znajdują zastosowanie w działaniach rzeczywistych, o których możemy przeczytać we wspomnieniach uczestników konspiracji. Najważniejsze było to, aby nie pozostać bezczynnym. Osoba aresztowana zawsze mogła kogoś wsypać, mogły zostać znalezione przy niej materiały pozwalające na odszukanie kolejnych ludzi. Dlatego też trzeba było ewakuować wszystkie lokale konspiracyjne, o których istnieniu zatrzymany wiedział, a ludzie, z którymi się kontaktował, i których miejsca zamieszkania znał, musieli opuszczać swoje stałe adresy. Przenieść mogli się np. do kogoś, kogo osoba zatrzymana nie znała. I tutaj wracamy ponownie do kwestii podziału strukturalnego organizacji oddziału (trójki, piątki, kontakty z dowódcą), oraz hasła "wiedzieć jak najmniej". Tak jak to było w Kolumbach "jest czas, kiedy wiedzieć o nikim za dużo nie należy, opłacić tę wiedzę można torturą, śmiercią, a kiedy kto słaby, zdradą". Jeśli ktoś posiadał w swoim mieszkaniu materiały obciążające (broń, ulotki, gazetki, fałszywe dokumenty itp.), ważne było aby taka osoba miała na to wszystko skrytkę. Te mogły być najróżniejsze, tak ruchome jak i nieruchome. Wśród tych pierwszych wymienić można takie jak lampka nocna z wydrążoną podstawą, zabawki dziecięce (zachowała się np. do dzisiaj skrytka dra Rybickiego w postaci małej małpki, w której można było schować jakieś drobne przedmioty, np. meldunki), stolnica do ciasta z podwójnym dnem, wydrążony wałek do ciasta, ramy obrazu wydrążone albo podwójnie podklejone, podwójne ściany i dna większych mebli (tapczanów, szaf). Wśród skrytek nieruchomych wymienić można m.in. w podłodze piwnicznej, w ścianach, sufitach, na strychach, w belkach, w schodach (tego typu skrytkę własnoręcznie wykonali dwaj żołnierze ODB-19 Kedywu OW AK, dwa stopnie stanowiły jednolitą skrzynię, która była wysuwana w całości)... Ważnie było to, aby taka skrytka nie dała się łatwo wykryć. Trzeba było robić je tak, aby np. poprzez opukiwanie ściany nie dało się wykryć pustej przestrzeni. Jednak te "nieruchome" skrytki zazwyczaj służyły do tego, aby wsadzić coś w nie, zabezpieczyć otwór, i tak zostawić, nie ruszać. Można było oczywiście zrobić też takie, z których można było korzystać regularnie, jak chociażby w podłodze, gdzie wystarczyło podważyć w odpowiednim miejscu, aby otworzyć schowek. Niektóre skrytki musiały oprócz wielkości dawać także odpowiednie warunki, czyli np. broń i amunicja musiały być przechowywana w miejscach suchych. Skrytki mogły znajdować się również w miejscu pracy, ale tamte miały mniejsze znaczenie. Przyczyny takiego stanu rzeczy były dość oczywiste. Trudniejszy dostęp do nich, i ryzyko odkrycia ich przez osoby postronne. Skrytki gdzie przechowywano broń także dzieliły się na takie, do których dostęp musiał być w miarę prosty, ze względu na częste wykorzystywanie danej broni. Przykładem takiej skrytki może być znajdująca się pod zegarem radomskiego magistratu (sic!). Inaczej postępowano z bronią ciężką, którą wykorzystywano jedynie sporadycznie (np. akcje kolejowe). Ta mogła znajdować się w skrytkach bliżej terenów otwartych, tam gdzie taką broń faktycznie wykorzystywano. Kto robił skrytki? Nie było normy. Mogły być one wykonane przez korzystających z nich, a także przez odpowiednio dobranych specjalistów. W swoich wspomnieniach "Andrzej" pisał o takim człowieku [Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2003, s. 163]. Nie brał on udziału w żadnych akcjach, na miejsce pracy prowadzony był z zasłoniętymi oczami. Obawiał się bowiem, że zna za dużo skrytek. Zginął w Powstaniu. Wszystkie skrytki Kedywu OW AK na polecenie "Andrzeja" były przez odpowiednie osoby regularnie sprawdzane, tak aby mieć pewność, że nikt się do nich nie dobrał. Im lepsze skrytki, tym większa szansa na to, że Niemcy podczas aresztowania kogoś nie wpadną w jego mieszkaniu na ich ślad. A w skrytkach mogło być wszystko. Od meldunków, przez adresy ludzi z organizacji, broń itp. Oczywiście Niemcy z czasem wpadli na te najbardziej oczywiste skrytki i zaczęli np. sprawdzać lampki, czy nie są wydrążone w środku. Jeśli jednak nie odkryli niczego, wówczas starano się wyciągnąć materiały z ukrycia. Relacje z tego typu akcji nie są niczym specjalnie rzadkim. Zachowały się do dzisiaj tak meldunki, jak i wspomnienia. Dzięki temu wiemy, jak trudne były to zadania. Dostanie się do mieszkania, które mogło być przecież pod obserwacją, znalezienie wszystkich skrytek...
-
Wspomniałem już o tym, że "Jeremi" był bliskim przyjacielem "Lota". Ale nie tylko on z rodziny Zborowskich był bliski Bronkowi Pietraszewiczowi [Zośka i Parasol. Opowieść o niektórych ludziach i niektórych akcjach dwóch batalionów harcerskich, Warszawa 2009, s. 81-82]: Dwóch młodych, dwudziestoletnich ludzi przystąpiło w małym pokoiku na Żoliborzu do rozpracowywania planu zamachu na Kutscherę,: Jeremi i Bronek Lot. Obydwaj po bezbłędnie zorganizowanej przed paroma miesiącami akcji na Burckla czuli się w doskonałej formie. Zespolili się w przyjaźni, mieli (może odrobinę przesadne) zaufanie do siebie i do swych towarzyszy. Jeremi codziennie wyskakiwał teraz wczesnym rankiem z łóżka ze śpiewem, pieśniami budził matkę i siostrę. Śpiewając, mył się do pasa w zimnej wodzie. A jego druh - Bronek Lot - starał się wpadać do przyjaciela jak najczęściej, aby nacieszyć się we wspólnych z nim rozmowach o rzeczach ważnych i błahych i aby bodaj móc popatrzeć na Krysię. Jeremi jakoś nie orientował się, że Bronek wpada nie tylko do niego, a gdy tu jest - siostra spogląda nań częściej niż na innych jego kolegów. Bronek znał Krysię od dawna, ale dopiero teraz, w ostatnich dniach zauważył ją naprawdę i zaczął się jej jakby z ukrycia przyglądać. W Okresie najstraszniejszego terroru dobra forma psychiczna obydwu przyjaciół nie zmalała, ustały tylko wesołe śpiewy. Ich wiara w siebie, w młodość, w słuszność walki wyrażała się teraz w twardszym niż zwykle kroku, w wysoko noszonej głowie i w ledwo uchwytnym zaostrzeniu rysów twarzy. Jedynie gdy Bronek rozmawiał z Krysią, jego bardzo jeszcze młodzieńcza twarz przybierała po dawnemu łagodny wyraz, a ofensywny nieco nos tracił zwą zwykłą pewność siebie. Szalenie poruszające są kolejne dwa fragmenty z książki Kamińskiego. Pierwsza historia miała miejsce tuż po zamachu na Kutscherę [tamże, s. 92]: Bronek prosił, aby Duża Zosia została przy nim. Zosia uśmiecha się i potakująco kiwa głową. Ranny znów trzyma jej rękę. Gdy nachyliwszy się, wyciera mu czoło, Bronek, na pół przytomny, ma wrażenie, że to nie drobna postać Dużej Zosi, lecz Krysia. Że trzyma rękę Krysi, długo, długo, po raz pierwszy w życiu, a Krysia ręki nie cofa... I już po śmierci "Lota" [tamże]: Gdy Jeremi dowiedział się o śmierci Bronka Lota, przerwał wykonywaną pracę i rozdygotany wewnętrznie poszedł do siebie na Żoliborz. W domu załamał się. Stracił cały hart i pewność siebie. Płakał. Położył się na tapczanie i ukrywszy twarz w poduszce, nie usiłował powstrzymać szlochu. Krysia wystraszonymi oczami patrzyła na brata i zrozumiawszy, rzuciła się ku niemu z krzykiem: - Bronek? Tak? Bronek? Mów! A gdy brat nie odpowiedział i tylko drżeć zaczął cały, Krysia w geście przerażenia obydwoma dłońmi zakryła usta. Pani Zborowska, trzymając rękę na sercu, bezradnie patrzyła na syna i córkę. Jerzy Zborowski jeszcze długo po śmierci "Lota" nie mógł się pozbierać [tamże, s. 138]: Jeremi był bardzo zmieniony. Wprawdzie Andrzej wiedział,że od czasu śmierci Bronka Lota był on jakiś nieswój, ale dopiero teraz przekonał się, jak ciężko przeżywa Jeremi stratę przyjaciela. Jak nie może wydobyć się z rozgoryczenia i z jakiegoś zagubienia. Bronek był nie tylko najbliższym przyjacielem Jeremiego, był jego dopełnieniem. Obydwaj tworzyli jakby zespół, w którym Bronek nadawał ton ideowy, pogłębiał ich pracę, dostrzegał jaśniej dalekosiężny i szeroki sens walki. Bez Bronka Lota, pozbawiony jego opinii i inspiracji, Jeremi w pierwszych miesiącach podobny był do zbyt czułej igły kompasu, długo niemogącej ustalić właściwego kierunku: stał się chwiejny, tracił rozeznanie spraw ważnych.
-
Polska 2054 r. ZUS kolejny raz podnosi emerytalną poprzeczkę. Rodzina Pyziołów: Wacek Pyzioł, nestor rodu, lat 104, operator koparki, dorabia do pensji rozwożąc butle gazowe. Czasem zapomina do czego służy koparka, ale to nic. Zeszyt z opisem nosi przy sobie, nie widzi na jedno oko, a drugie ma o 40% osłabione, ale życzliwi przechodnie zawsze poczytają, o co biega. Żona Wacka Krystyna Pyzioł, lat 101, księgowa. Kochane prawnuczki dowożą ją do roboty, na zmiany przeliczają słupki liczb, co przy czterdziestu prawnuczkach przebiega dosyć sprawnie i pozycja Krystyny w firmie jest nie do zakwestionowania. Antoni Pyzioł, syn Wacka i Krystyny, lat 80, leśniczy z zaawansowanym Alzheimerem. Okrutny Austriak rzuca Antonim po całym powiecie. GPS wszyty w portki informuje wnusie o miejscu pobytu dziadka. ZUS oddala tysiąc czternaste podanie o rentę. Małżonka Antoniego, Marianna, lat 78, laborantka w zakładach chemicznych. Jest po sześciu wybuchach i dwóch wyciekach trucizn. Okopcona, lecz pełna wigoru. Drugi syn Wacka, Leszek Pyzioł, lat 78. Murarz i tytan pracy. Jeden poziom budynku w rewelacyjnym czasie ośmiu lat. Dwóch pomocników, obaj po 70 lat, kryją Lesia jak mogą. Żona Leszka, Józefa, lat 74, fryzjerka. Z konieczności strzyże owce. Im jest wszystko jedno, jak wyglądają po robocie Józefy. Kolejny syn Wacka, Marian Pyzioł, lat 76, operator dźwigu żurawia. Mieszka na stałe w kabinie. Nie opłaca się schodzić, bo trochę to trwa. Wnusie dowożą prowiant i DVD ze zrzędzeniem żony, Teofili Pyzioł, lat75, położnej z Parkinsonem czasowo zawieszonej w czynnościach zawodowych po trzech upuszczeniach noworodków. Kolejne dziecko Wacka i Krystyny Pyziołów córka Stefania Krążol, lat 82, pilotka wycieczek zagranicznych, której i tak nikt nie słucha, gdyż często angielskie słowa miesza z rumuńskimi i rosyjskimi. U Stefci historia potrafi wyglądać nieco dziwnie i bywa, że Jaćwięgowie leją Krzyżaków pod Koronowem a Henryk Pobożny zostaje małżonką księcia Witolda, przez co wzmacnia się przymierze Sasów i Hetytów. Na marginesie, mąż Stefanii, Leon Krążol, lat 95, chirurg na rencie inwalidzkiej, bo ZUS sprytnie przeliczył wydatki na Krążola i wydatki na ofiary jego trzęsących się dłoni. Krążol wygrał. Może zwiedzać świat za 1600 zł renty. Ostatni syn Wacka i Krystyny, Wiesław, lat 69, policjant z wydziału kryminalnego na rok przed emeryturą. Ostatni sukces - wielogodzinny pościg i aresztowanie dziewięćdziesięcioletniego złodzieja batoników. Wśród przedstawicieli trzeciej generacji na uwagę zasługuje Jeremiasz Pyzioł, syn Antoniego i Marianny Pyziołów, lat 58, po przeszczepie nerki i dwóch zawałach nadal lata helikopterem GOPR-u. ZUS uzależnia prawo do renty od trzeciego zawału. Uwaga: Wszelkie podobieństwa do ewentualnych rzeczywistych Pyziołówi Krążolów są całkowicie przypadkowe.