Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. Krakusie - ufam, że między nami jest więcej podobieństw (z jednym podstawowym - zamiłowaniem do nauki). Jednak i różnice są dość wyraźne. Ale dzięki temu przynajmniej historia nie jest robiona (czyt. badana) na jedno kopyto. I dopóki odbywa się to z poszanowaniem zasad rzetelności badawczej - też dobrze.
  2. Euklidesie, najpierw poznaj tę szkołę, sprawdź co byś zrozumiał stosując się do jej sposobu uprawiania historii - a potem formułuj swoje wątpliwości. Bo ze swojego doświadczenia mogę napisać jedno: mylisz się tak bardzo, jak to tylko możliwe. Szkoła Annales swoje istnienie opierała na szczegółach, z tym że te szczegóły wyłapuje z tak wielu epok i dziedzin, że jest w stanie obejrzeć go z maksymalnie wielu stron. Skąd masz np. wiedzieć, które z zachowań owego ministra wynikały z cech jego charakteru, które stanowiły odpowiedź na bieżącą sytuację, a które zostały mu niejako narzucone przez środowisko, w którym się wychowywał, przez wpływy kulturowe, jeśli nie sięgniesz do podobnych postaci z innych epok, nie spróbujesz przyłożyć ich postaw do badań psychologów, antropologów, kulturoznawców itp.?
  3. Ano właśnie, według Ciebie. Za dużo między nami różnic krakusie (Ty lubisz bezpieczeństwo w nauce, ja chcę czasem trochę zaryzykować, Ty wolisz twardy fakt, dla mnie jest on bez znaczenia bez otoczki i interpretacji, Ty wszystkiego musisz dotknąć sam, ja nie lubię wyważać otwartych drzwi itd.). W związku z tym nie widzę sensu w dalszym ciągnięciu tej dyskusji, z której i tak nic poza stratą czasu nie wyniknie. Z wyrazami szacunku oraz życzeniami powodzenia w pracy naukowej (nawet jeśli różnimy się w podejściu do niej), Sebastian Pawlina.
  4. Euklidesie, łapanie szerszego obrazu (nie tła!) jakiegoś zjawiska, to jedna z najważniejszych szkół historycznych XX wieku. Szkoła Annales. W historii zawsze będzie wiele do odkrycia. I nigdy nie odkryjemy wszystkiego, bo zawsze coś nam umknie, coś będzie w danym momencie niewygodne, coś przegra z czymś innym. Problem w tym, że przy takim podejściu to my ciągle będziemy zajmować się tym, co nieodkryte, ciągle zajmować się będziemy twardą historią, odbierając sobie możliwość zrozumienia tej historii. A rola jednostek. Wręcz przeciwnie, "długie trwanie" pozwala lepiej dostrzec rolę jednostek. Pokazuje bowiem, na ile to co się dzieje jest efektem działań ludzi, w tym jednostek, a na ile stanowi relikt przeszłości, na który nie mamy de facto większego wpływu. Znakomity przykład. Irak po interwencji amerykańskiej. Na ile to co się tam działo było efektem działań USA i ich sojuszników, a na ile stanowiło kontynuację procesów istniejących w Iraku od dawien dawna. Bez zbadania tych procesów, i to w czasach najdalszych z możliwych, nie wyłapiemy źródeł wydarzeń z naszych czasów. Spór o to, czy zajmować się wydarzeniami czy zjawiskami, jest sporem o rolę historii. W pierwszym wypadku jest ona prowincjonalną nauką, która nikomu do niczego nie jest potrzebna. W drugim przypadku staje się sposobem na wyjaśnianie świata. Jako historyk z wykształcenia i z zawodu nie godzę się zwyczajnie na spychanie jej gdzieś tam na obrzeża tego co ważne.
  5. Krakusie57 daruj, ale niestety nie pierwszy raz rozumiem, o co Tobie się w zasadzie rozchodzi. Jakbyś zechciał pisać ciut bardziej zrozumiałym językiem. Bo taki rwany to może i jest fajny w opowiadaniach Bukowskiego, ale kiedy rozmawiamy, wolałbym nie zastanawiać się jaki jest sens wypowiedzi. Taka prośba. Co do meritum (które udało mi się wysupłać). Szanowny krakusie57, weź do ręki, dla przykładu, jedną z ostatnich prac Marcina Kuli. Źródeł w nich maleńko, opracowań różnych i najróżniejszych - bez liku. Tymczasem o historii, jej rozumieniu, sposobie uprawiania, mówią zdecydowanie więcej, niż opasłe tomiszcza z przypisami źródłowymi zajmującymi na stronie więcej miejsca niż tekst główny. Czemu? Ano temu, że autor jest historykiem (i socjologiem), z ponad 50-letnim doświadczeniem, i całkiem nieźle zna się na tym, czym się zajmuje (czego dowodem chociażby lista jego uczniów, łatwa do sprawdzenia). I przez ostatnie kilka lat nauczył mnie (osobiście), że przykładanie zbyt wielkiej wagi do źródeł, jest błędem. Równie istotne jest myślenie, umiejętność dostrzegania szerszych zjawisk w historii. Żeby to zrobić, trzeba mieć odpowiednią wiedzę, wykraczającą poza podręczniki akademickie, a obejmującą w zasadzie wszystkie epoki ("długie trwanie", ufam, że termin znany), różne dziedziny nauki. Tych z kolei człowiek nie ma zwyczajnie czasu poznać w stopniu wystarczającym. Mam całą listę prac z zakresu starożytności, średniowiecza itd., ale i antropologii, psychologii itp., o których wiem, że w przypadku swoich badań muszę poznać, ale i rozumiem, że fizycznie nie dam rady. Muszę więc sięgnąć czasem do tekstów omawiających te badania, żeby wiedzieć co w trawie piszczy. Poznaję w ten sposób podstawowe ich założenia, jestem w stanie spisać sobie dodatkowe kilka pytań badawczych (ot chociażby jakiś czas temu czytałem krótki tekst Roberta Traby o potrzebie nowych badań nad okupacją - dzięki rozeznaniu Traby w literaturze skróciłem sobie drogę do pewnych pytań, ale i wiem, na jakie wątki warto zwrócić uwagę z racji ich słabej reprezentacji w badaniach innych historyków), jestem w stanie ustalić sobie zestaw tych książek, które na pewno muszę przeczytać. W przeciwnym wypadku zakopałbym się w masie książek, które po jakichś 200 stronach okazałyby się być dla mnie stosunkowo mało istotnymi, bo albo powtarzają wyniki badań kogoś innego, albo przelatują po temacie bardzo powierzchownie, albo nie odnoszą się do jakiegoś problemu, który dla mnie jest ważny. Historia jako nauka musi się rozwijać, a przy obecnej masie wiedzy, jaką trzeba sobie w tym celu przyswoić, pewne rzeczy (takie jak prace oparte głównie o teksty innych naukowców) są zwyczajnie koniecznością. Inaczej staniemy w miejscu. Roman Różyński nie rozumie. Wyjaśnię. Łopatologicznie. O historii można rozmawiać na kilku poziomach. Dwa takie najprostsze to, nazwijmy je tak dla ułatwienia: twarda historia i historia zjawisk. Pierwsza opiera się na znakomitej znajomości źródeł dotykających jakiegoś stosunkowo wąskiego tematu. Takiego jak jakaś bitwa, życie codzienne gdzieś tam czy czyjś życiorys. Idziemy do jednego, drugiego i dziesiątego archiwum, poznajemy wszystkie możliwe teczki, czytamy tonę wspomnień, jakąś tam liczbę opracowań pozwalających nam zarysować stan badań i tło epoki, po czym odtwarzamy z tego wszystkiego przebieg wydarzeń. W drugim przypadku nasz temat jest odrobinę bardziej rozciągnięty w czasie i dotyczy zjawisk, które trwając po dziś dzień mają swoje korzenie hen hen dawno temu. Od starożytności po XXI wiek. Tak więc narodziny. Tak więc śmierć. Tak więc jedzenie. Tak więc pieniądze. Tak więc zabawa. Tak więc władza i opór przeciwko niej. I tak można by wyliczać jeszcze od cholery. W przypadku takich zagadnień fizyczną niemożliwością jest poznanie wystarczającej liczby źródeł ze wszystkich epok. Bo raz, fizycznie człowiek nie da rady przeczytać i przerobić wszystkiego, dwa, nie ma kompetencji do odpowiedniej weryfikacji każdego źródła. Albo więc zarzucamy temat i dalej zajmujemy się drobnymi wycinkami dziejów, albo podejmujemy wyzwanie i sięgamy do bardziej ogólnych prac innych naukowców, którzy za nas wykonali żmudną robotę opisania jakiegoś zjawiska w miarę wąskim wymiarze czasowym. Tutaj też mamy do wyboru dwa typy opracowań. Pierwsze, bardziej szczegółowe, będące wynikiem prac nad źródłami. Drugie, bardziej ogólne, prezentujące właśnie wyniki badań tych pierwszych (ale prezentujące wyniki i stawiające pytania badawcze dla innych, nie mam na myśli prac kompilatorskich, gdzie przepisuje się czyjeś ustalenia, to jest zupełnie inna bajka). Przykład który Roman Różyński podał, to klasyczna "twarda historia", dodatkowo jak rozumiem będąca efektem kompilacji prac innych znawców tematu. Czyli coś, co jest biegunowo odległe od tego, o czym piszę od samego początku. Rzecz w tym, że w historii układanie faktów w harmonijną całość, to jeden z kilku, do tego najprostszy możliwych poziom prowadzenia badań. Dopóki ktoś tego nie zrozumie, to i dyskusja jest bez sensu. Bo to tak, jakby nagle ktoś podający kebaba na dworcu zaczął rozmawiać o gustach kulinarnych Polaków z krytykiem kulinarnym.
  6. Mity można tak samo podpierać książkami, z których źródła się wylewają. Zawsze mi się wydawało, że o wartości książki naukowej decyduje przede wszystkim rzetelność autora/badacza, poparta odpowiednią wiedzą (opartą rzecz jasna na źródłach). Źródła wszak można sobie dobierać swobodnie, tak żeby pasowały pod dobraną tezę. Przeciętny czytelnik i tak nigdy w życiu nie będzie miał okazji zweryfikować, ile w takim opasłym tomie jest prawdy. Więc już może nie mitologizujmy tych "źródeł". Mówi. I nie zmienia mojego stanowiska, które nie odnosi się do wpisu krakusa57 kropka w kropkę (stąd pisałem o pracach, które opierają się głównie na pracach innych), ale jedynie szerzej traktuje problem źródeł (to już na studiach historycznych uczą, żeby źródłom nie ufać), a które dla krakusa57 zdają się być czymś, bez czego o historii nie warto rozmawiać. Praca oparta przede wszystkim na pozycjach książkowych autorstwa innych historyków/badaczy/specjalistów-amatorów może stwarzać np. okazję do stawiania pytań, których inaczej nigdy byśmy sobie nie postawili. Niekoniecznie trzeba zasypywać się źródłami.
  7. Nie każda warta uwagi pozycja musi opierać się na danych źródłowych wyciągniętych z archiwum czy jakichś wspomnień. Czasem warto przeczytać sobie coś, co opiera się głównie na publikacjach innych historyków, żeby złapać szerszy obraz jakiegoś zjawiska. Bez tego człowiek pozbawia się możliwości odniesienia tych bardziej szczegółowych prac do jakiegoś ogółu. Więcej - bez syntez skupiających się na prezentowaniu wyników badań innych historyków, praca historyka powoli staje się dzisiaj niemożliwa. Nie ma bowiem sposobu, żeby poznać wszystkie możliwe źródła na każdy możliwy temat, a do tego jeszcze prace opisujące na 300-400 stronach drobne wycinki historii. Grozi to czymś szczególnie niebezpiecznym - bardzo wąską specjalizacją. Jasne, na krótki dystans jest ona fajna, ale z czasem staje się nudna i niespecjalnie komukolwiek do czegokolwiek potrzebna (pomijając stosunkowo nieduże grupy badaczy i specjalistów-amatorów), zamieniając historię w sztukę dla sztuki.
  8. Odeszli

    We wtorek 15 grudnia w Warszawie w wieku 95 lat zmarł ppłk Antoni Bieniaszewski "Antek", w czasie wojny żołnierz Tajnej Organizacji Wojskowej i Kedywu OW AK (w grupie "małego sabotażu" dowodzonej przez jego kuzyna, Edwarda Paszkowskiego "Wiktora"), w Powstaniu Warszawskim dowódca III plutonu 8. kompanii batalionu "Kiliński". Po kapitulacji jeniec (nr 298382) Stalagu XI A Altengrabow, Stalagu X B Sandbostel i Oflagu X C Lübeck. Za dwa dni skończyłby 96 lat. Cześć Jego Pamięci!
  9. Sytuacja podobna do tej opisanej w temacie o nowych kierunkach badań nad Powstaniem Warszawskim. Tutaj jest o tyle lepiej, że jednak cały czas wychodzą różne prace dt. okupacji i konspiracji, i to takie, które można spokojnie uznać za ważne, czy wręcz zmieniające nasz pogląd na pewne sprawy. A mimo to mam wrażenie, że pewne tematy są jednak omijane, nie istnieją jako obiekt badań. Jako że jestem - rzecz powszechnie znana - dość monotematyczny w kwestii swojej działalności na forum, od razu wspomnę o konspiracji warszawskiej, która od czasów prof. Strzembosza w zasadzie nie doczekała się żadnej ważnej pracy (pomijam wydania źródłowe i monografie "Zośki" oraz "Parasola"). A przecież sam prof. Strzembosz zarysował kilka obszarów, które warto byłoby zbadać. Już chociażby samo hasło "życia codziennego" kryje w sobie tyle możliwości... Monografii Okręgu Warszawa AK nie ma po dziś dzień (ponoć IPN ma to w planach). I znowu to samo pytanie co poprzednio. Faktycznie jest tak jak ja to widzę, czy może jednak inaczej (lepiej/gorzej)?
  10. Skoro znalezienie takich informacji to żaden problem, to krakus57 zapewne orientuje się, ile to tych głównych struktur podziemia Niemcy rozbili dzięki polskim konfidentom? Z ciekawości - jakiż to obraz wyłania się z tych nie wydanych prac pamiętnikarskich (i nie tylko)? Bo tak na moje, to już samo to jak liczne było podziemie, dowodzi, że społeczeństwo jednak walczyło. Nie da się utrzymać przez ponad pięć lat struktur konspiracyjnych, i to tak rozbudowanych, bez wsparcia ludzi spoza organizacji. A już argument z burzeniem stolicy, rzezią jej mieszkańców i czekaniem na żołnierza ze wschodu, jest cokolwiek dziwny. Jak końcowy efekt, będący w dużej mierze wynikiem gigantycznej dysproporcji sił, ma rzutować na to, jaki to ten naród był w rzeczywistości? Mogę prosić o wyjaśnienie? Tylko w miarę łopatologiczne jeśli łaska. Kiedy Jan Grabowski, Barbara Engelking-Boni, Anna Bikont czy - wychodząc trochę poza samą okupację - Marcin Zaremba, zostali pozbawieni obywatelstwa polskiego?
  11. Może i filozofia historii. Konecznego nie czytałem, trudno mi się odnieść. Takie podejście wyniosłem natomiast ze studiów, gdzie szukanie porównań, identyfikowanie zjawisk, opisywanie procesów - było tym, co najważniejsze.
  12. Żeby lepiej zrozumieć to, co Cię interesuje. Historia Tyberiuszu to nie tylko oderwane od siebie wydarzenia, ale także procesy, zjawiska, które ciągną się od starożytności do dnia dzisiejszego. Jasne, można zajmować się tylko jedną epoką, jedną wojną, jedną postacią i czerpać z tego radość. Ale można też spróbować zrozumieć, co jest takiego wyjątkowego w tej jednej epoce, wojnie, postaci. A nie da się tego zrobić nie próbując się dowiedzieć, jak wyglądały inne epoki, inne wojny, jak wyglądały życiorysy ludzi, którzy czy to zajmowali się tym, co ten mój jeden bohater, czy to żyli w tych samych czasach. Zaręczam, że szukanie odpowiedzi na rodzące się wówczas pytania daje frajdę bez porównania większą od tej, jaką daje sucha wiedza np. o przebiegu jakiegoś konfliktu.
  13. A Tyberiusz chce historię znać, czy rozumieć? Bo jeśli jedynie to pierwsze, to jasne, nie ma żadnej potrzeby wychodzenia poza epoki, które Cię interesują.
  14. Ogólnie tak - chociaż konspiracja dawała sobie i z tym radę. We wspomnieniach bez większego wysiłku można znaleźć fragmenty poświęcone korzystaniu z odpowiednich przepustek (otrzymywanych z racji zatrudnienia - taką przykładowo posiadał Jerzy M. Tabęcki "Lasso" z Kedywu OW, który, według notatki Zbigniewa Lewandowskiego z dnia 9 września 1972 r., miał pracować w bliżej nieokreślonym wyższym urzędzie niemieckim) czy też zwyczajnemu ryzykowaniu i przemykaniu się ulicami z nadzieją, że jakoś to się uda. Osobiście nie zdziwiłbym się nawet, gdyby ewentualne potraktowanie biletów jako nocnych przepustek było pomysłem podziemia.
  15. Zapowiedź: Jerzy Wójcik, Łazik, Warszawa 2016 (Wielka Litera): http://www.wielkalitera.pl/zapowiedzi/id,118/Lazik.html
  16. Nowość: Jan Pietrzykowski SDB, Towarzystwo Salezjańskie w Polsce w warunkach okupacji 1939–1945, Warszawa 2015 (IPN): http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/towarzystwo-salezjanskie-w-polsce-w-warunkach-okupacji-19391945 Natomiast co do wspominanych wspomnień Lucjana Wiśniewskiego - to trzeba przeczytać. Rzecz jest absolutnie znakomita.
  17. Jeśli Smoleński, to obowiązkowo musi też być Anthony Shadid i jego Nadciąga noc. Irakijczycy w cieniu amerykańskiej wojny (Wołowiec 2014): https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/nadciaga-noc
  18. Krzysztof Jaszczyński

    Jeśli ktoś zajmuje się historią Warszawy prędzej czy później musi natknąć się na prace Krzysztofa Jaszczyńskiego. Miałem niewątpliwą przyjemność poznać go osobiście (choć nie we wszystkim się zgadzaliśmy). Szczególarz, ale w takim pozytywnym sensie. Z najdrobniejszej informacji potrafił wyłuskać niejedną wartościową rzecz. Nie raz mnie tym zaskakiwał. Szalenie pozytywny człowiek, który tak mocno wrósł w krajobraz środowiska varsavianistów, że jakakolwiek próba wyobrażenia sobie go bez niego wydawała się być bez sensu. Aż do teraz.
  19. Trzeba zacząć robić miejsce na półkach (albo nowe półki): Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, t. I, cz. 1: Wrzesień 1939 – czerwiec 1941, Warszawa 2015 (wydanie II, poprawione i uzupełnione; Instytut Pamięci Narodowej i Studium Polski Podziemnej – Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie): http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/armia-krajowa-w-dokumentach-19391945,-t.-i,-cz.-1 Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, t. I, cz. 2: Wrzesień 1939 – czerwiec 1941, Warszawa 2015 (wydanie II, poprawione i uzupełnione; Instytut Pamięci Narodowej i Studium Polski Podziemnej – Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie): http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/armia-krajowa-w-dokumentach-19391945,-t.-i,-cz.-2
  20. Małe co nieco o konspiracyjnych pensjach (dodatkach, zapomogach itp.): Armia Krajowa. Najlepszy pracodawca w okupowanej Polsce? Więcej o codzienności organizacyjnej w: Jak przetrwać, to tylko w podziemiu! Życie w konspiracji [w:] Wielka księga Armii Krajowej, Kraków 2015, s. 115-150. Gdyby komuś było ciągle mało (i słusznie), to za czas jakiś będzie miał okazję bliżej poznać zagadnienie na przykładzie Kedywu Okręgu Warszawa AK.
  21. Podobny temat istnieje w dziale o Powstaniu Warszawskim. Tam co prawda nie cieszy się zbytnią popularnością, może tutaj będzie inaczej. Podczas okupacji Polacy czy to prowadząc działania przeciwko Niemcom, czy to zwyczajnie starając się odreagować jakoś ciężar okupacji, organizowali różne akcje, które miały budzić śmiech, zazwyczaj śmiano się z Niemców. Na początek przykład spreparowanego ogłoszenia sygnowanego nazwiskiem Franka: Rozporządzenie, o statucie prawnym Polaków Na podstawie § 5 ust. 1 Dekretu Fuhrera z dnia 12 października 1939 r. (Dz. U. Rzeszy Niem. 1. str. 2077) rozporządzam: § 1. Zamieszkała na obszarze Generalnego Gubernatorstwa ludność polska zgodnie z prawami Wielkiej Rzeszy Niemieckiej nie jest narodem. Prawa i obowiązki tej ludności normują przepisy niniejszego rozporządzenia. § 2. Ludność polska nie może zajmować mieszkań, odpowiadających wymaganiom członków narodu niemieckiego. Mieszkania te, wraz z całym urządzeniem, przeznaczone są dla Niemców, uciekających przed terrorystycznymi nalotami Anglosasów. § 3. Ponad to ludność polska nie ma prawa: 1) Ubierać się po europejsku. Resztki pozostałego odzienia będą zużyte dla produkcji wojennej. Polacy muszą się ubierać według mody środkowo-afrykańskich murzynów. 2) Odżywiać się własnymi produktami spożywczymi. Będą one grabione dla dalszego lukratywnego utrzymania urzędników niemieckich. Dotychczasowe głodowe przydziały na bony znosi się. 3) Korzystać z opału w czasie zimy. Zima 1943-44 r. będzie w Gubernii Generalnej tak gorąca, jak gorące były przeżycia niemieckiego korpusu afrykańskiego w Libii, Trypolisie i Tunisie. § 4. Ludności polskiej zabrania się: 1) Oddychać świeżym powietrzem, zarezerwowanym dla naszego lotnictwa; 2) Korzystać z wody wiślanej, niezbędnej dla skutecznej działalności niemieckiej floty podwodnej; 3) Myć mydłem, które zastąpione będzie przydziałem 50 gr. piasku na osobę miesięcznie; 4) Spać w nocy, wobec obowiązku oczekiwania każdej chwili odwiedzin Gestapo; 5) Myśleć rozumnie. Właściwość ta, nieznana narodowi niemieckiemu, jest również zbędna u Polaków; 6) Umierać naturalną śmiercią, bez zezwolenia właściwego Arbeitsamtu z uwagi na stałe zapotrzebowanie na białych niewolników do pracy w Wielkiej Rzeszy; 7) Samoobrony zbiorowej przeciwko mordom policji niemieckiej i Gestapo. § 5. Kto przekracza przepisy niniejszego rozporządzenia podlega karze śmierci. § 6. Pod karą śmierci zabrania się Reichs-Volks i Stammdeutschom zrywania i niszczenia niniejszego rozporządzenia. § 7. Z chwilą okupacji Rzeszy Niemieckiej przez wojska alianckie, a w szczególności przez armię polską, przepisy niniejszego rozporządzenia będą miały odpowiednie zastosowanie do ludności niemieckiej na całym obszarze przyszłej Małej Rzeszy. § 8. Rozporządzenie niniejsze wchodzi w życie wstecz, poczynając od dnia 1 września 1943 r. jako w czwartą rocznicę wyprawy Hunów na Polskę. Kraków 15 października 1943 r. Generalny Gubernator (-) Frank Fragment pochodzi z Szarota T., "Okupowanej Warszawy dzień powszedni", Warszawa 1988 Czy znacie przykłady podobnych ogłoszeń, może kawałów, zabawnych historii z okresu okupacji?
  22. Nowości: Anders Rydell, Bezcenne. Naziści opętani sztuką (Wydawnictwo Albatros): http://prus24.pl/bookstore,details,9788378853985,BEZCENNE-NAZISCI-OPETANI-SZTUKA.html - grabież polskich zbiorów to jedynie jeden z kilku wątków, ale warto zobaczyć, jak przedstawiało się to na tle ogólnych działań Niemców. Poza tym zwyczajnie znakomicie napisane. Stanisław Waltoś, Grabież ołtarza Wita Stwosza (Wolters Kluwer SA): https://www.profinfo.pl/prawo-karne/prawo-karne-materialne/p,grabiez-oltarza-wita-stwosza,343955.html
  23. Jeśli Tyberiuszowi chodzi o film dokumentalny poświęcony Romanowi Fristerowi (redakcja "Polityki" pożegnała go właśnie tekstem Żegnaj dzielny Romku), to nosi on tytuł Chcę żyć (reż. Ewa Żmigrodzka). Można go znaleźć na stronie TVP: http://vod.tvp.pl/dokumenty/historia/chce-zyc/wideo/chce-zyc/18809816
  24. I jeszcze jedna zapowiedź, i znowu Kraków: Anna Branicka-Wolska, Miałam szczęśliwe życie. Ostatnia z Branickich (Znak Literanova): http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,7133,Mialam-szczesliwe-zycie-Ostatnia-z-Branickich
  25. Zapowiedź - i to jaka zapowiedź: Michał Wójcik, Emil Marat, Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK (Znak Literanova): http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,7140,Ptaki-drapiezne Jeśli Wójcik z Maratem utrzymali poziom z Made in Poland, to jak nic dostaniemy do ręki historyczną książkę roku. A już na pewno jedne z najważniejszych wspomnień dt. konspiracji.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.