
Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Ja tam się nie znam, ale... Skoro było to zjawisko częste na przestrzeni trzech miesięcy, to skąd u Lubicz-Nycza coś takiego [Batalion "Kiliński" AK. 1940-1944, Warszawa 1986, s. 153]: Zdopingowany wyciem syreny alarmowej3 i zaniepokojony możliwością ogłoszenia przez Niemców alarmu przeciwlotniczego rtm. "Leliwa" już po godz. 11 wybiegł z domu przy ul. Żelaznej, zatrzymał wolną dorożkę i kazał się szybko wieźć na ul. Jasną. 3 wycie syreny w Śródmieściu Warszawy tego dnia o godz. 10.30 jest faktem wielokrotnie przytaczanym, ale zarówno jej umiejscowienie, jak i przyczyna uruchomienia nie są znane. Tak na chłopski rozum, to dla ludzi, którzy mieszkali w tym mieście i pewnie nie raz słyszeli ten próbny alarm przeciwlotniczy, coś takiego powinno być rzeczą oczywistą. A tymczasem okazuje się, że nie jest. No ale ja się nie znam. To w takim razie jak wyglądała procedura uruchomienia syren i skąd były uruchamiane?
-
Secesjonista wspomniał wcześniej o Dworcu Głównym w Warszawie. Oto co pisał o tym Antoni Sodólski w swoich wspomnieniach [Byłem dostawcą kawiarni "U Elny Gistedt", "Stolica" nr 12(1826)/1983, s. 16]: Moi pracownicy, dostawcy lodu do gospód, młodzi, sprytni, sprawni fizycznie chłopcy, w większości członkowie podziemia, bardzo chętnie jeździli na Nowy Świat, bo tam, po złożeniu w lodowniach lodu, otrzymywali w kuchni doskonały obiad, a od zaprzyjaźnionego szatniarza, Jana Zająca, pakiet gazetek konspiracyjnych do kolportażu, szatnia bowiem była punktem kontaktowym AK. Chłopcy dostarczali również lód do gospód niemieckich. Jedną z większych była restauracja niemiecka "Mitropa" na Dworcu Głównym. Otóż, moi pracownicy, wykorzystując ogromny natłok żołnierzy niemieckich udających się lub powracających z frontu wschodniego obcinali po prostu kabury z pistoletami tłoczących się żołnierzy i ukrywali zdobycz pod lodem w koszykach i kubełkach, transportowanych do "Mitropy". Ostatecznie zdobyta broń trafiała, również pod lodem, do szatni "U Elny Gistedt" i dalej. Specjalistą w zdobywaniu broni palnej u żołnierzy niemieckich był mój najmłodszy pracownik, szesnastoletni Maniuś Kaszewiak syn dozorcy posesji przy ul. Poznańskiej 6. Niski, szczupły, ale bardzo silny i sprytny. Chętnie go zatrudniałem jako gońca do doraźnych dostaw na zamówienia telefoniczne i jako pomoc przy hurtowych dostawach do "Mitropy". Dzięki jego zręczności i sprytowi wielu żołnierzy niemieckich utraciło swą broń.
-
A wiadomo kim był autor tekstu z "Gońca obozowego"?
-
Urodzony 16 marca 1922 r. w Duniłowiczach. Syn Włodzimierza (inżynier metalurg) i Wandy z Ratomskich. W Warszawie mieszkał od 1924 r., ojciec jego dostał tu pracę w Głównym Urzędzie Miar i Wag. W latach 1928-1934 uczeń szkoły Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Robotników na Żoliborzu, od '34 uczył się w ... a to może za moment. We wrześniu 1939 r. w kompanii Przysposobienia Wojskowego, trafił do Gródka Jagiellońskiego, skąd powrócił do Warszawy. Tutaj zdał w 1940 r. maturę, po czym rozpoczął naukę w Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki im. H. Wawelberga i S. Rotwanda. Podejmował różne dorywcze prace. W konspiracji od 1940 r. Najpierw "Pet", później Szare Szeregi i "Agat". Uczestnik akcji "Bracka", "Sól", "Celestynów", "Burckl" i w końcu dowodzący akcją "Kutschera". W wyniku ran odniesionych w trakcie strzelaniny zmarł w dniu 4 lutego 1944 r. Pochowany w kwaterze Szarych Szeregów na Powązkach Wojskowych. Pośmiertnie odznaczony VM V kl. i awansowany do stopnia ppor. cz. w. (Rozkaz odznaczeniowy i awansowy dowódcy AK nr 267 B.P. z dnia 25 marca 1944 r.). Aktualnie jego grób znajduje się na Powązkach Wojskowych, kwatera 20A-6-10. Bardzo lubiany w oddziale. Otwarty, pomocny, zawsze wypowiadający się z dużym spokojem, wysportowany, interesował się lotnictwem (stąd zapewne "Lot") oraz przyrodą ("Ryś"). Po wojnie chciał zajmować się konstruowaniem samolotów. Dwukrotnie udało mu się wyrwać z rąk niemieckich. Niewątpliwie jedna z legend warszawskiej konspiracji. I teraz ta moja wątpliwość, co do edukacji "Lota" w okresie 1934-1940. Według informacji, które podał Stanisław Broniewski "Orsza" w biogramie "Lota" [Pietraszewicz Bronisław [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 26, Kraków 1981, s. 167], najpierw pobierał naukę w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. ks. Józefa Poniatowskiego, a po wrześniu 1939 r. podjął edukację w I. Gimnazjum Męskim im. Jenerała Sowińskiego, gdzie zdał maturę. Problem w tym, że w oficjalnej monografii szkoły, informacja jest odwrotna [Dawne I-sze Gimnazjum Męskie im. Jenerała Sowińskiego magistratu m. st. Warszawy. III Liceum Ogólnokształcące im. generała Sowińskiego 1923-1928, red. M. Durakowa, M. Lasecka, Warszawa 1998, s. 42]. Najpierw miał uczyć się w Sowińskim, a maturę zdać w innej szkole. W wykazie absolwentów także go nie ma [tamże, s. 115]. Orientuje się ktoś, jak to było?
-
No tak, nagród nie ma, to i chętnych na odpowiedź brak... Ale nic to, tradycyjnie już sam odpowiem na swoje pytanie. W dniu 4 listopada 1943 r. na ulicy Śmiałej (Stary Żoliborz) spotkali się Henryk Migdalski "Kędzior", Eugeniusz Woźniak "Mruk", Zbigniew Poradzki "Kruszynka", Antoni Staszewski "Orliński" oraz Bronisław Pietraszewicz "Lot". Jest przed godziną 8 rano. Po kolei do "Lota" podchodzą kolejno "Kędzior" i "Mruk". Omawiają z nim nową akcję. Kiedy "Lot" rozmawia z jednym z nich, drugi po drugiej stronie ulicy chodzi z "Kruszynką". W międzyczasie pojawia się jeszcze "Orliński". Krótka rozmowa z "Lotem", potem z "Kruszynką". Omawiają sprawę zakupu i odbioru broni. W końcu "Orliński" żegna się i odchodzi. Po jakimś czasie pojawia się na ulicy wielkie czarne auto z gestapowcami [P. Stachiewicz, "Parasol". Dzieje Oddziału do Zadań Specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, Warszawa 1984, s. 164; relacja Zdzisława Poradzkiego "Kruszynki"]. W samochodzie sześciu ludzi z peemami. Jadą powoli, obserwują całą czwórkę. W końcu zatrzymują się. Krótkie Halt! Hande höch! i do "Lota" z "Mrukiem" podlatuje trzech, do "Kruszynki" i "Kędziora" dwóch. Broń wycelowana w zatrzymanych. Żądają dokumentów. Sięgamy do kieszeni. "Kędzior" daje pierwszy. Przeglądają, pytają, gdzie mieszka. "Kędzior" powiada, że na Powązkach. - A ty? - zwraca się do "Kruszynki" - Na Starym Mieście - brzmi odpowiedź. Następnie pyta o drogę, dokąd i po idziemy. "Kędzior" mówi, że idzie do szkoły, a "Kruszynka", że do pracy. - Ach tak, ty mieszkasz na Powązkach, ty na Starym Mieście, ty idziesz do szkoły, ty znów do pracy i spotykacie się całkiem przypadkowo aż na Żoliborzu o godzinie siódmej i spacerujecie sobie trzy kwadranse. - Bujać było trudno, gdyż mieliśmy swoje prawdziwe papiery. Z drugiej strony przezornie nie podawaliśmy dokładnie adresu. Nadal penetrują w dowodach "Kędziora". "Kruszynka" trzyma swoje w ręku, wysoko wzniesione nad głową. Za: tamże. W tym samym czasie po drugiej stronie ulicy ma miejsce rewizja "Lota" i "Mruka". Ten drugi jest czysty, dowody w porządku, żadnych materiałów obciążających. Problem pojawia się kiedy Niemiec sprawdza kieszenie B. Pietraszewicza. Okazuje się bowiem, że ten ma przy sobie kilka lipnych dowodów, meldunki i rozkazy pisane szyfrem oraz tajne pisemko "Żołnierz Polski". Jak napisał Z. Poradzki: sprawa jest więc jasna [tamże]. Przeprowadzają "Lota" i "Mruka" na drugą stronę do "Kędziora" i "Kruszynki". W końcu jeden z gestapowców każe wsiadać "Kruszynce" do samochodu. Popycha go do przodu pistoletem. Ten idzie spokojnie. Kiedy już miał stawiać stopy na stopniach samochodu opuszcza ręce, które dotąd trzymał w górze, błyskawicznie do dołu, i uderza Niemca. Broń, którą ten trzymał, wypala w bok. Korzystając z zamieszania "Kruszynka" od razu zaczyna uciekać w stronę placu Inwalidów. Rozlegają się strzały. Chcąc go wziąć żywcem, celują w nogi. Jednak chybiają. Widząc, że "Kruszynka" odbiega już kilka metrów i nie pada, zaczynają strzelać wszyscy. Całą uwagę zwrócili na uciekającego. "Lot" orientuje się w sytuacji. Wie, że jeżeli teraz nic nie zrobi, to wszystko już przepadło. Wykorzystuje moment, gdy uwaga skierowana jest na "Kruszynkę", chwyta stojącego gestapowca za klapy płaszcza, popycha całą siłą na drugiego. Robi się straszne zamieszanie, z którego "Lot" korzysta i ucieka w przeciwnym kierunku, to jest w stronę ulicy Gen. Zajączka. "Mruk" i "Kędzior", widząc wielki zamęt, rzucają się także do ucieczki. Jeden ucieka za "Kruszynką", drugi za "Lotem". "Mruk" ma mniej szczęścia od "Kruszynki. Niedaleko odbiegł gdy trafiła go kula wroga. Legł ciężko ranny. "Kędzior" biegnąc za "Lotem" dostaje w nogę. Kuleje, lecz znika za zakrętem. Część gestapowców biegnie do lezącego "Mruka", część za znikającym "Kędziorem". Doskakują do "Mruka" i w bezsilnej wściekłości wybijają konającemu kopniakami szczęki. Za: tamże. Druga grupa Niemców złapała "Kędziora". Pobili go na ulicy po czym wrzucili do samochodu i odjechali. I "Lot" i "Kruszynka" zdołali uciec, dotarli później na punkty kontaktowe plutonu, skąd powiadomili Jerzego Zborowskiego "Jeremiego" o śmierci "Mruka" oraz aresztowaniu "Kędziora". Już dwa dni później powstał plan odbicia H. Migdalskiego. Miała to być powtórka z akcji pod Arsenałem. Na dowódcę wyznaczony został "Jeremi", pierwszą grupą likwidacyjną miał dowodzić "Lot", "Kruszynka" z kolei miał dowodzić drugą grupą ubezpieczającą. W akcji wziąć udział miał również "Orliński", jako dowódca tylnego ubezpieczenia. Łącznie 15 ludzi. Uderzenie na więźniarkę miało zostać przeprowadzone na ulicy Tłomackie. Niestety już następnego dnia po ustaleniu planu, tj. 7 listopada, przyszła informacja, że Niemcy zamordowali "Kędziora" podczas przesłuchania. Miał 23 lata.
-
Moi drodzy puello, fodele, lucyno beato, Katharino, gregski, secesjonisto, Tomaszu N, Kadrinazi, bavarsky, widiowy, Jarpenie, Pedrosie, Naryo, Samuelu Ł., lancasterze, harry, Capricornusie, piterzx (tego się odmienić nie da ), Furiuszu, Andreasie, kalki, mch, Jacku Sparrow, Bruno, ciekawy, Pancerny, Tofiku, Łyziu, Gnomie, redbaronie, Romanie R., atrixie, Mariuszu, adamie1234, amonie, Smardzu, Vapnataku, Speedy i wszyscy inni, o których zapomniałem w tym momencie... chciałbym życzyć Wam wszystkim wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się świąt i Nowego Roku, oby był to dla Was czas radości, zdrowie dopisywało Wam przez cały rok, wszystkie Wasze plany i zamierzenia spełniały się dokładnie tak, jak sobie tego zamarzycie i obyście na zakończenie każdego kolejnego dnia mogli powiedzieć, że ten dzień był lepszy niż poprzedni. Tego wszystkiego chciałbym Wam życzyć z całego serca PS I nie zapominajcie o forum http://www.youtube.com/watch?v=xCON07r908g&feature=related
-
Żeby już nie zakładać nowego tematu po prostu "odkopię" ten. Nie lubię składać życzeń. Nie dlatego, żeby to dla mnie miało być coś mało ciekawego, jakiś przykry obowiązek czy też coś w tym guście. Nie. Po prostu zawsze to, czego naprawdę chciałbym życzyć, gdzieś mi umyka. Nie potrafię ubrać w słowa tego co w głowie. Jak to w "Czterech pancernych..." mówił Grześ: "Słów mało, wódki mało, serca bardzo dużo". A już tak via sieć/telefon to szczególnie. O wiele bardziej wolę osobiście, twarzą w twarz. Ale że innej możliwości nie ma... Życzę Wam Moi Drodzy wszystkiego najlepszego. Mnóstwo zdrowia (jak jest zdrowie to i wszystko inne jakoś się ułoży), szczęścia, radości na co dzień i od święta, satysfakcji z tego co robicie, realizacji marzeń (może nie wszystkich, bo to jednak warto, żeby człowiek miał do czego dążyć), samych dobrych pomysłów - no i żebyście znaleźli czasem trochę czasu, aby na forum zajrzeć (w zasadzie to i sobie mógłbym tego życzyć ). I niech te Święta przyniosą Wam chociaż trochę odpoczynku. Tak fizycznego jak i psychicznego. Najlepszego :xmas:
-
Sprawa już z ubiegłego miesiąca, ale dopiero dzisiaj się dowiedziałem. W dniu 17 listopada 2012 r. w Warszawie w wieku 92 lat zmarł por. Bolesław Górecki "Śnica", ostatni dowódca Oddziału Dyspozycyjnego "A", w konspiracji od lutego 1943 r. W okresie konspiracji uczestnik akcji kolejowych pod Płochocinem (23/24 października 1943) i Skrudą (4 grudnia 1943), współautor planu wysadzenia mostu kolejowego koło Żyrardowa. W Powstaniu Warszawskim brał udział m.in. w akcji przejścia oddziałów powstańczych przez Ogród Saski w nocy z 30/31 sierpnia, a także w przeprawie przez Wisłę w nocy z 16/17 września. Pochowany został na Cmentarzu Służewieckim Nowym przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie. Tutaj dostępny wywiad z AHM MPW: http://ahm.1944.pl/Boleslaw_Gorecki/7/?q=G%C3%B3recki Cześć Jego Pamięci!
-
No właśnie tak się zastanawiałem nad formą zapisu. Wersja którą zaproponowałeś i dla mnie wygląda lepiej, ale uznałem, że jeśli już zamieniam "w" na "v" to w całym wyrażeniu. No ale chyba jednak rzeczywiście lepiej stosować "Vivatowszczana". Co do opłat. Na pewnych rzeczach się nie zarabia. No tak jakoś źle bym się z tym czuł (i to piszę absolutnie serio). A o fundacji pomyślę - Fundacja im. Tadeusza Wiwatowskiego. Ładnie.
-
W związku ze zbliżającymi się świętami taki drobny muzyczny dodatek do tematu: http://www.youtube.com/watch?v=11u8HeuXsOQ Przy okazji jest to zapowiedź jednego z najbliższych (a może nawet następnego) wpisów. Oczywiście przez związek z autorem tekstu. I jeszcze małe ogłoszenie w sprawie terminu "Vivatovszczana" użytego po raz pierwszy na forum w dniu 16 grudnia 2012 r.: https://forum.historia.org.pl/topic/7417-grupa-andrzejaoddzia-dyspozycyjny-a-kedywu-ow-ak/page__view__findpost__p__221362 Praw autorskich sobie nie roszczę, opłat za stosowanie pobierać nie będę. Korzystać można do woli. Im więcej tym lepiej. O.
-
Akurat to jest chyba ta część całego przedsięwzięcia, co do której obaw nie powinno być raczej żadnych (piszę z perspektywy kogoś, kto na obejrzenie filmu musi sobie jeszcze poczekać... i lepiej, żeby Majowie jednak nie mieli racji z tym swoim końcem świata) - wszak autor muzyki ten sam co poprzednio Co do reszty... cóż. Ogólnie rzecz biorąc uwielbiam wszystkie trzy części Władcy..., ale jednak mam w pamięci to, co Pan Jackson powyczyniał z niektórymi wątkami. A jako wielki miłośnik twórczości Mistrza każdą ingerencję w jego opowieść odbieram - niestety - źle. Ale nic, zobaczymy, czy i tym razem będzie się o co pieklić. Oby nie.
-
Literatura - Polska pod okupacją, Polska podziemna
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Na stronie IPN-u wisi już jakiś czas, ale cały czas zapominałem wrzucić do tematu: http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/229/21916/Sonderlaboratorium_SS_Zamojszczyzna__pierwszy_obszar_osiedlenczy_w_Generalnym_Gu.html -
Grupa "Andrzeja"/Oddział Dyspozycyjny "A" Kedywu OW AK
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Oddziały i organizacje
Mała analiza wieku i stażu konspiracyjnego ludzi związanych z pewnymi konkretnymi grupami w OD "A". Pod lupę wziąłem wszystkie trzy grupy dzielnicowe, trzy podokręgi oraz dwie grupy kolejowe plus dowództwo. Dane dt. wieku (tj. roku urodzenia) oraz początków w konspiracji brałem z ewidencji personalnej oddziału z 24 lipca 1944 r., jaką to sporządził T. Wiwatowski. Wiek obliczałem rocznikowo na rok 1939 i rok, w którym dana osoba rozpoczynała pracę w konspiracji. W danych pokazanych poniżej podzieliłem ich na grupy co pięć lat, średnią wieku liczyłem już na podstawie konkretnego wieku. Do każdej grupy dodaję mały komentarz. Jak znajdę trochę wolnego czasu postaram się przygotować podobne dane, ale dla całego już oddziału, a może i zrobię jakieś porównanie z OD "B", plus z tym, co zaprezentował prof. Strzembosz w swoim artykule Żołnierze oddziałów walki czynnej konspiracji warszawskiej na przykładzie batalionów "Czwartacy" i "Zośka" [w:] Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983, s. 363-397, a wcześniej opublikowanym w "Roczniku warszawskim", t. XII, Warszawa 1974, s. 187-217. Kierownictwo: 14 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 3; 21-25 – 4; 26-30 – brak; 31-35 – 2; 36-40 – 2; 41-45 – 3; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 30. Początek konspiracji: 1939 – 4; 1940 – 7; 1941 – 1; 1942 - brak; 1943 – 2; 1944 – brak. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – brak; 21-25 – 5; 26-30 – 2; 31-35 – 2; 36-40 – 2; 41-45 – 3; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 31,2. Uwagę zwraca fakt, iż aż 3 osoby z dowództwa oddziału w 1939 r. miały mniej niż 20 lat, a łącznie 7 nie skończyło więcej jak 25 lat. Tak więc aż połowa tej grupy to byli ludzie stosunkowo młodzi. Co istotne, aż 11 osób należało do grupy starych konspiratorów, którzy swoją pracę w podziemiu rozpoczęli jeszcze przed końcem 1940 r. Te trzy osoby, które do podziemia zeszły w roku 1941 i 1943 nie odegrały w oddziale większej roli. W okresie działalności oddziału w latach 1943-44 nikt nie miał więcej jak 50 lat. Grupa wolska: 25 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 6; 21-25 – 4; 26-30 – 2; 31-35 – 7; 36-40 – 6; 41-45 – brak; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 27,8. Początek konspiracji: 1939 – 2; 1940 – 8; 1941 – 5; 1942 – 1; 1943 – 5; 1944 – 4. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – 4; 21-25 – 3; 26-30 – 5; 31-35 – 6; 36-40 – 6; 41-45 – 1; 45 i powyżej – brak; średni wiek – 30,2. Z trzech grup dzielnicowych OD "A" grupa wolska jest w literaturze znana jako najstarsza, i o najdłuższych korzeniach konspiracyjnych. Na podstawie powyższych danych trudno pisać coś o korzeniach konspiracyjnych oddziału, natomiast na pewno można powiedzieć parę słów o samych jego żołnierzach. Aż 13 osób na 25 w 1939 r. było w wieku 30-40 lat. Z pozostałych 12 połowa miała skończone 21 lat i więcej. Idąc dalej, do roku 1941 (włącznie) aż 15 osób weszło do podziemia. Po zaledwie 1 osobie w roku 1942 okres działalności oddziału w ramach Kedywu OW AK przyniósł kolejne 9 osób. Tak czy inaczej trzon oddziału miał wtedy już spore doświadczenie (tak jeśli idzie o staż konspiracyjny, jak i sam wiek). Nowi mieli dzięki temu od kogo się uczyć. Pod tym względem z grup dzielnicowych zdecydowanie najbardziej doświadczony oddział. Co więcej, w tym 1944 r. do oddziału dołączyli ci najmłodsi jego żołnierze - "Biszoń" (NN) w 1939 r. miał 14 lat; Zbigniew Dardziński "Głazek" 18 lat; Mieczysław Dardziński "Mieczysławski" 15 lat; Marian Nawrocki "Nawrot" 13 lat. Zbigniew i Mieczysław Dardzińscy to zapewne synowie Eugeniusza Dardzińskiego "Deckiego", w konspiracji działajacego już od drugiej połowy 1941 r. W grupie tych mających mniej niż 20 lat w 1939 r. byli jeszcze Konstanty Doleszczak "Czuj" (15 lat) i Jan Gmurek "Słowik" (19 lat). Obaj do podziemia weszli w pierwszej połowie 1943 r. I taka mała rzecz z działu Vivatovszczana: dowodzący oddziałem w 1944 r. Tadeusz Wiwatowski był młodszy łącznie od 15 osób. Do konspiracji też wstępował mając mniej lat, niż łącznie 18 osób. Podokręg: 15 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 1; 21-25 – 3; 26-30 – 5; 31-35 – 2; 36-40 – 3; 41-45 – brak; 46 i powyżej – 1; średni wiek – 30,07. Początek konspiracji: 1939 – brak; 1940 – 5; 1941 – 2; 1942 – 2; 1943 – 5; 1944 – 1. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – 1; 21-25 – 1; 26-30 – 5; 31-35 – 3; 36-40 – 4; 41-45 – brak; 46 i powyżej – 1; średni wiek – 32,7. Tutaj trudno o jakieś szersze wnioski. Proces wstępowania ludzi do konspiracji wyraźnie rozrzucony na lata 1940-43. Średnia wieku wyższa niż w grupie wolskiej, charakterystyczny jest brak większej liczby żołnierzy mających mniej niż 25 lat czy to w okresie 1939 r. czy w momencie wstępowania do konspiracji. Grupa kolejowa: 13 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 3; 21-25 – 1; 26-30 – 1; 31-35 – 3; 36-40 – 2; 41-45 – ; 46 i powyżej – 3; średni wiek – 33,1. Początek konspiracji: 1939 – brak; 1940 – 3; 1941 – 5; 1942 – 2; 1943 – 3; 1944 – brak. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – 1; 21-25 – 2; 26-30 – 1; 31-35 – 3; 36-40 – 3; 41-45 – brak; 46 i powyżej – 3; średni wiek – 35,46. Trzecia grupa pod względem wysokości średniej wieku. Co ciekawe dwie grupy z trzech pierwszych miejsc to grupy kolejowe. Po raz kolejny proces wstępowania do konspiracji następował między 1940 a 1943 r. Grupa żoliborska: 26 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 19; 21-25 – 5; 26-30 – 2; 31-35 – brak; 36-40 – brak; 41-45 – brak; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 18,7. Początek konspiracji: 1939 – 3; 1940 – 6; 1941 – 4; 1942 – 3; 1943 – 10; 1944 – brak. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – 12; 21-25 – 11; 26-30 – 1; 31-35 – 2; 36-40 – brak; 41-45 – brak; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 21,1. Tutaj już na początku uwagę przykuwa bardzo młody wiek członków grupy. Mniej niż 25 lat w 1939 r. miały łącznie 24 osoby na 26! Nikt nie miał więcej niż 30 lat. Dla porównania w grupie wolskiej takich osób było 13. Jeśli wziąć pod uwagę wiek wstępowania do konspiracji to okaże się, że aż 21 osób na 26 cały czas ma co najwyżej 25 lat. Więcej - 12 osób nie ma więcej jak 20 lat. Sam Stanisław Sosabowski, dowódca grupy, do konspiracji wstępuje w wieku 23 lat. Kwestia wstępowania do konspiracji jest rozłożona dość równo od 1939 do 1942 r. Potem, w 1943 r., następuje nagły przyrost - aż 10 osób rozpoczyna swój udział w życiu podziemnym. Podokręg: 8 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – brak; 21-25 – 1; 26-30 – brak; 31-35 – 3; 36-40 – brak; 41-45 – 1; 46 i powyżej – 3; średni wiek – 40,4. Początek konspiracji: 1939 – 3; 1940 – 2; 1941 – 1; 1942 – brak; 1943 – 2; 1944 – brak. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – brak; 21-25 – 1; 26-30 – brak; 31-35 – 1; 36-40 – 2; 41-45 – 1; 46 i powyżej – 3; średni wiek – 41,9. Ze względu na niewielką liczebność oddziału (w sensie liczby żołnierzy, których można uwzględnić w zestawieniu) trudno tutaj o wyciąganie szerszych wniosków. Na pewno uwagę zwraca wysoka średnia wieku. Grupa czerniakowsko-mokotowsko-śródmiejska: 28 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 22; 21-25 – 3; 26-30 – 3; 31-35 – brak; 36-40 – brak; 41-45 – brak; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 18,9. Początek konspiracji: 1939 – brak; 1940 – 6; 1941 – 1; 1942 – 4; 1943 – 17; 1944 – brak. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – 11; 21-25 – 11; 26-30 – 6; 31-35 – brak; 36-40 – brak; 41-45 – brak; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 22. Średnia wieku w zasadzie niewiele wyższa niż w przypadku grupy żoliborskiej. Tutaj maksymalnie 25 lat w 1939 r. miało 25 osób na 28. Ponownie brak w tamtym roku ludzi powyżej 30 roku życia. Tak samo nikt nie miał więcej jak 30 lat w momencie wstępowania do podziemia. Jak pamiętamy w oddziale żoliborskim były dwie takie osoby. Kolejny szok to etapy wstępowania do konspiracji. Między 1940 a 1942 r. swoje podziemne życie rozpoczęło 11 osób. Po czym w 1943 r. mamy nagle aż 17 osób, które dopiero wstępują do podziemia. Wiązało się to oczywiście z działalnością Zdzisława Zajdlera "Żbika" (sam w 1939 r. miał dopiero 20 lat). Oddział sabotażowy ze Śródmieścia: 18 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – 6; 21-25 – brak; 26-30 – 5; 31-35 – 2; 36-40 – 2; 41-45 – 3; 45 i wyżej – brak; średni wiek – 28. Początek konspiracji: 1939 – 2; 1940 – 4; 1941 – 6; 1942 – 3; 1943 – 2; 1944 – 1. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – 4; 21-25 – 2; 26-30 – 4; 31-35 – 2; 36-40 – 1; 41-45 – 5; 46 i powyżej – brak; średni wiek – 30,1. Oddział składał się przede wszystkim z grupy doświadczonych konspiratorów, którzy swoją podziemną pracę zaczęli do końca roku 1941. Średnia wieku stosunkowo wysoka. Grupa kolejowa – Grochów wagonownia: 7 osób. Wiek w 1939 r.: 20 i poniżej – brak; 21-25 – brak; 26-30 – 1; 31-35 – 2; 36-40 – 2; 41-45 – 1; 46 i powyżej – 1; średni wiek – 38,1. Początek konspiracji: 1939 – 2; 1940 – brak; 1941 – 2; 1942 – 3; 1943 – brak; 1944 – brak. Wiek wstąpienia do konspiracji: 20 i poniżej – brak; 21-25 – brak; 26-30 – brak; 31-35 – 2; 36-40 – 3; 41-45 – 1; 46 i powyżej – 1; średni wiek – 40. Podobnie jak w przypadku grupy kolejowej "Pika" trudno o wyciąganie szerszych wniosków. Wysoka średnia wieku (w 1939 r. zaledwie jedna osoba miała mniej niż 30 lat), żołnierze w konspiracji przynajmniej od 1942 r. Z uwag ogólniejszych. Warte zauważenia jest to, że przynależność organizacyjna ludzi wziętych pod uwagę przy sporządzaniu zestawień, była dość jednorodna. To znaczy na łącznie 154 osoby zaledwie 5 nie związało się od razu z TOW bądź SZP/ZWZ/AK. To wszystko to oczywiście jedynie niewielka część analizy, na jaką chciałbym sobie pozwolić (do tego dodać jeszcze wykształcenie, pochodzenie, stopień wojskowy, doświadczenie wojskowe itp.). Być może jak znajdę czas i odpowiednie materiały, to wezmę się za to. Na razie taki mały przyczynek do zastanowienia się nad tym, jak naprawdę ta konspiracja warszawska wyglądała (czyt. jak błędne jest wpychanie jej w ramy dyskusji nad "Zośką" i "Parasolem", które tak na marginesie też są postrzegane raczej dość stereotypowo). -
Zakładam, iż secesjoniście o listy Antoniny Chołoniewskiej do Jana Śniadeckiego się rozchodzi...
-
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Nowość od Muzeum Powstania Warszawskiego: http://www.muzeum1944.home.pl/sklepik_mpw/shoper5/pl/p/Leksykon-militariow-Powstania-Warszawskiego-/317 -
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Nowość: http://historyton.pl/catalog/product_info.php?products_id=16483 Ciekaw jestem na ile to różni się od pracy prof. Sawickiego (którą tak na marginesie każdemu polecam). -
Życie konspiracyjne, a życie normalne - czy istniała granica?
Albinos dodał temat w Społeczeństwo i gospodarka
Ludzie związani z konspiracją żyli jakby w dwóch światach. Pierwszym, tym codziennym, tym który dzielili ze wszystkimi niezaangażowanymi w konspiracyjną działalność. Tym, w którym trzeba było zarobić na mieszkanie, jedzenie, kupić jakieś ubranie, zadbać o rodzinę... Drugi, to był ten świat podziemia ze wszystkimi swoimi zasadami, niebezpieczeństwami, przywilejami. Pytanie jednak brzmi, na ile te dwa światy były od siebie oddzielone. Czy w ogóle istniała między nimi jakaś granica, a jeśli tak, to gdzie? A może to była kwestia indywidualna? Stanisław Aronson "Rysiek" Z Oddziału Dyspozycyjnego "A" Kedywu OW AK w swoich wspomnieniach pisał [P. Bukalska, S. Aronson, Rysiek z Kedywu. Niezwykłe życie Stanisława Aronsona, Kraków 2009, s. 106]: Po powrocie do domu człowiek odetchnął i zapomniał, co robił godzinę wcześniej. Naturalnie, nie było tak po pierwszych akcjach, dopiero po paru miesiącach intensywnej walki zaczęliśmy się przyzwyczajać do tego trybu życia i budować wyraźną granicę między walką a prywatnym życiem. Ale jeśli tak popatrzymy na te wszystkie elementy zwyczajnego życia, to zaraz zauważymy, że to wszystko nakładało się na siebie. Weźmy kwestię ubrań. Bez odpowiednich butów dla żołnierza dywersji jakiekolwiek marsze po terenach leśnych to był koszmar, po kilku kilometrach buty rozpadały się. Brak ciepłego ubrania na zimę? Od razu jakakolwiek akcja na ulicy staje się problemem, bo to trzeba stać w jednym miejscu i nie zwracać na siebie uwagi. Warto czasem zmienić jakiś element ubrania, aby w ten sposób utrudniać zadanie ewentualnym śledzącym. Do tego dochodzą kwestie kondycji tak fizycznej jak i psychicznej. Tutaj przechodzimy do jedzenia. Człowiek głodny, to człowiek zły. Rozkojarzony. W kiepskiej kondycji (tak fizycznej jak psychicznej). To wszystko odbija się na pracy konspiracyjnej. Nikomu niczego - teoretycznie - powiedzieć o swojej pracy w podziemiu nie wolno. No ale jak ukrywać przed rodziną i najbliższymi znajomymi co się robi? Rzecz niewątpliwie trudna do ukrycia. A im więcej rodzina/najbliżsi wiedzieli, tym większe ryzyko spadało tak na nich jak i na samego konspiratora. Czy w mieszkaniu trzymać jakieś "materiały obciążające"? Teoretycznie lepiej nie, ale praktycznie czasem było to nie do uniknięcia. Wszystko to wywoływało nieustanne napięcie, które odbijało się na skuteczności pracy. Zła sytuacja materialna mogła skłaniać ludzi do wykorzystywania swoich możliwości wynikających z pracy w podziemiu, co nie zawsze było akceptowane przez władze zwierzchnie. Niektórzy aby poczuć się lepiej, bezpieczniej, nie rozstawali się z bronią. Pół biedy jeśli trzymali ją w domu pod poduszką (albo na szafce, jak pewien żołnierz warszawskiej konspiracji, który na szafce nocnej kładł sobie granaty). Ale co jeśli ktoś zaczynał regularnie chodzić z bronią po mieście? A jak zarabiać? Jeśli ktoś angażował się w konspirację, to mógł nie mieć czasu na normalną pracę. Wtedy z pomocą przychodziło podziemie wypłacając normalne pensje, różne zapomogi, dodatki, czasem załatwiające pomoc materialną w postaci ubrań i jedzenia. Gdzie więc była ta granica? A może w spędzaniu czasu wolnego? Może w zajęciach pozwalających zapomnieć o konspiracji i napięciach, jakie jej towarzyszą? -
Życie konspiracyjne, a życie normalne - czy istniała granica?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Społeczeństwo i gospodarka
Nie tyle trzeba było pracować, co mieć papier, że się pracuje Kwestia utrzymania była kwestią osobną. Ludzie poważnie zaangażowani w konspirację zwyczajnie nie mieli czasu na to, aby móc na poważnie zająć się jakąkolwiek pracą zawodową. Zależy kto, gdzie i kiedy. Wszystko zależało od możliwości finansowych dowództwa. Inne miał Kedyw KG, inne Kedyw w okręgu czy obwodzie. Ci z Komendy Głównej mieli oczywiście większe możliwości. Mogli objąć etatami więcej osób. Ale tak, jak najbardziej obejmowano ludzi z konspiracji (nie tylko z oddziałów dyspozycyjnych dywersji, wykładowcy na tajnym UW też przecież mieli normalne pensje) etatami oraz różnymi dodatkami (na rodzinę, na lokal, świąteczne itp.). -
Riksza, tramwaj no i wóz... czyli o środkach komunikacyjnych
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Społeczeństwo i gospodarka
A to już pytanie niestety nie do mnie. Średnio się wyznaję na nazwach niemieckich firm -
Riksza, tramwaj no i wóz... czyli o środkach komunikacyjnych
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Społeczeństwo i gospodarka
Jak dotąd w temacie nie wypłynął wątek riksz. A te chyba jak mało który środek lokomocji stały się niemalże symbolem okupacji. W Warszawie pojawiły się po raz pierwszy na przełomie marca/kwietnia 1940 r. za sprawą pewnego nauczyciela ze Lwowa, który początkowo sam chciał skonstruować taki pojazd. Szukając jednak części do niego natrafił na już gotowe wózki, które jeszcze przed wojną na zamówienie kierownictwa uzdrowiska w Ciechocinku wyprodukowała niemiecka firma "Wehren". W czasie wojny riksze zaczęły produkować także firmy "Perkun" oraz zakłady Steinhagena. Po pewnym czasie ów nauczyciel wszedł w posiadanie czterech riksz. Jedną postanowił sprzedać. Kupił ją Wadim Berestowski (po wojnie reżyser filmowy), naonczas młody, 20-letni student (tj. były student) bez pracy. Tutaj fragment jego wspomnień zamieszczonych swego czasu w "Stolicy" [Taksa, "Stolica" nr 40(1139)/1969, s. 16]: Pewnego dnia ujrzeliśmy coś, co wprawiło nas w całkowitą konsternację. Środkiem Alej przejechał wózek-cudo! Żółty, karoseria spawana z cienkich rurek, cały ażurowy z piankowym siedzeniem i ze składaną przeciwdeszczową budką (myśmy mieli tylko fartuchy przymocowane do podnóżka, spoza których podczas deszczu głowa i część tułowia pasażera sterczały na zewnątrz). Prowadził go elegancki młody człowiek w golfie, szortach dopasowanych do koloru pojazdu. Zatkało nas. Czym prędzej przeprowadziliśmy wywiad. Wózek-cudo okazał się być produktem niemieckiej firmy "Perkun". Sprzedawano takie w sklepie na Mokotowskiej. Podjechaliśmy tam. W sklepie za dużą szybą stało kilka różnokolorowych riksz. Dla nas były to - jeśli posłużyć się porównaniem z czasami współczesnymi - istne Mercedesy SD 300 i nasze "taksy" wyglądały przy nich jak pierwsze modele rodzimych Syrenek. Różnica cen była oczywiście tego samego rodzaju... Ów posiadacz tego pierwszego "Perkuna" - z wykształcenia architekt, tyle o nim wiadomo - jeszcze w 1940 r. trafił w ręce Niemców. Czy można było zarobić na rikszach? Jeśli wierzyć Berestowskiemu, to tak. Latem w słoneczną niedzielę można było zarobić na cały tydzień. Ale wiadomo, trafiały się i gorsze okresy. Ich liczba wahała się od 95 w czerwcu 1940 r. do 275 w styczniu 1943 r. Co ciekawe po styczniu 1943 r. riksz na ulicach Warszawy zaczęło się pojawiać coraz mniej. Na początku czerwca 1944 r. było ich 204 przy 402 zarejestrowanych rikszarzach. W dniu 10 czerwca 1944 r. władze niemieckie wydały zakaz poruszania się tym środkiem lokomocji. Profesor Szarota przypuszcza, że okupant wyszedł z założenia, że stanowią one (tj. riksze) popularny wśród konspiratorów środek lokomocji. Jednak jeszcze przed wybuchem Powstania pojazdy te wróciły do użytku. Co ciekawe riksze wcale nie były najliczniejszym środkiem lokomocji. Więcej było i dorożek (613) i wózków rowerowych (552). Czemu więc riksza tak mocno kojarzy się z okupacją? Zapewne ze względu na swoją egzotykę. -
Krótki, ale ciekawy artykuł nt. realizacji "Kolumbów": Zarzycki A., "Kolumbowie" na ulicach Warszawy, "Stolica" nr 40(1139)/1969, s. 4 - jest m.in. kilka informacji na temat tego, gdzie kręcono poszczególne sceny.
-
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
W ostatnim "Focus Historia": Anioł Stróż i syn diabła. Z Istvanem Elekiem rozmawia Michał Wójcik, "Focus Historia" nr 12(69)/2012, s. 52-57 - jest co nieco nt. Węgrów w Powstaniu Warszawskim. -
Czemu to właśnie "Olszyna" był tym najtrwalszym... Tadeusz Wiwatowski - jak już wspominałem swego czasu - w czasie swojej konspiracyjnej pracy używał łącznie aż dziewięciu pseudonimów i kryptonimów (p - pseudonim; k - kryptonim): "Olszyna" (p), "Kamiński" (p), "Cietrzew" (k), "Hrabia" (k), "Tomaszewski" (p), "Paweł" (p), "U3" (k), "9" (k), "K" (k). Ale jak, kiedy? W swoich wspomnieniach dr Józef R. Rybicki pisał [Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2003, s. 202]: Bo nazwisk to my sami mało znaliśmy; było pseudo - w "górę" lub w "dół" były inne; inaczej się nazywałem dla "Montera", inaczej wśród swojego sztabu, inaczej dla podkomendnych. Czasami pytano się, czy znam kogoś; zaprzeczałem, bo wymieniano mi pseudo jego, które znało jego środowisko, a już dla mnie zwał się on inaczej, i tak w kółko, aż wreszcie się dochodziło do tego, że to jedna i ta sama osoba. A no właśnie. Jeśli spojrzeć na to, jak podpisywał się pod dokumentami Wiwatowski, jak był przedstawiany w nich przez swoich zwierzchników i podkomendnych, to okaże się, że i w jego przypadku zasada opisana przez dra Rybickiego znajduje zastosowanie. I tak w styczniu 1943 r. w wykazie płac Okręgu Warszawa figuruje pod pseudonimem "Paweł". Ten pseudonim musiał stosować dość długo, bowiem w wykazie nowych pseudonimów i kryptonimów w Kedywie OW AK, jaki sporządzono 27 września 1943 r., podano w rubryce "dawniej pseudonim" właśnie "Pawła", z kolei "Olszyna" figuruje jako "obecnie od 1 X". Czyli wychodziłoby na to, że do końca września używał pseudonimu "Paweł", a po 1 października "Olszyna". I faktycznie, w raportach miesięcznych Kedywu OW AK za miesiące wrzesień i październik figuruje już pod tym swoim najtrwalszym z wielu pseudonimów. Niestety sprawa trochę nam się komplikuje, kiedy bierzemy do ręki raporty z akcji na Czackiego z sierpnia 1943 r. Pod dwoma raportami uczestników akcji swój podpis złożył T. Wiwatowski... jako "Olszyna". Jeden z raportów nosi datę 27 sierpnia, drugi daty nie ma, ale to nie jest żaden kłopot, bowiem wszystkie raporty uczestników akcji zbierano w tym samym czasie. Ale cofamy się jeszcze kilka miesięcy, i w piśmie zaświadczający o awansie T. Wiwatowskiego na ppor. (pismo datowane na 1 maja 1943 r.) już mamy pseudonim "Olszyna" używany przez szefa sztabu Okręgu Warszawa AK. Jednak w okresie maj-październik 1943 r. natykamy się w dokumentach na jeszcze jeden pseudonim stosowany przez samego Wiwatowskiego. Otóż pod planami dwóch akcji kolejowych podpisał się jako "Tomaszewski". Same plany dat spisania nie mają, ale dotyczą one akcji, które odbyły się pod koniec września i października 1943 r., a więc przynajmniej jeden z tych planów sporządzono przed dokumentem o zmianach w pseudonimach/kryptonimach. Pytanie tutaj dla kogo były to dokumenty? Zapewne dla "Andrzeja", ale w takim razie co z podpisywaniem się jako "Olszyna" w sierpniu? Czyżby te dokumenty nie były przeznaczone dla dra Rybickiego, ale bezpośrednio dla "góry" (czyli zapewne sztabu Okręgu Warszawa AK)? Gdyby tak było, to wskazywałoby to, iż pseudonimu "Olszyna" Wiwatowski używał (tudzież pseudonim był używany przez kogoś innego) w sytuacjach kontaktu z "górą"/od "góry". I faktycznie, w raportach podkomendnych Wiwatowskiego z okresu okupacji pseudonim "Olszyna" nie pojawia się. Tak jakby go nie znali. A skoro nie pojawia się ten, to jaki? W znanych mi dokumentach widnieją dwa pseudonimy: "Kamiński" i "Tomaszewski". Ten pierwszy pojawia się w raporcie Aleksandra Kabańskiego "Brzozowskiego" z grupy wolskiej OD "A" (dokument z 8 maja 1944 r.). Z kolei jako "Tomaszewski" pojawia się w raporcie Antoniego Wojciechowskiego "Antka" z grupy żoliborskiej OD "A" (pismo z dnia 9 czerwca 1944 r.). Tak samo jako o "Tomaszewskim" pisze o Wiwatowskim w swoim raporcie Mieczysław Morawski "Szalbierz" z "ODB 17" (oddział żoliborski; pismo z dnia 18 kwietnia 1944 r.). Skąd taka różnica? Też można jedynie zgadywać. Tak czy inaczej w roku 1944 T. Wiwatowski większość dokumentów podpisywał albo jako "Tomaszewski" (ostatni jaki znam z 1 kwietnia), albo jako "Kamiński" (od końca kwietnia do lipca włącznie). Cały czas jako "Olszyna" istniał w korespondencji z "górą". Tak np. pisał o nim "Andrzej" w raporcie dt. sprawy "Bombowca" (pismo z dnia 22 lutego 1944 r.). Kiedy w lutym a potem maju 1944 r. Władysław Baczak "Henryk" sporządzał wykaz oficerów informacyjnych poszczególnych oddziałów Kedywu OW AK o Wiwatowskim pisał jako o "Olszynie". Sam Wiwatowski jako "Olszyna" dokumenty (wszelakie, nie tylko przeznaczone dla "góry") podpisywał jeszcze na pewno w grudniu 1943 r. Co do kryptonimów. Jako "Cietrzew" figurował po 1 października 1943 r. Kryptonim "Hrabia" wszedł do użycia najpóźniej po 15 kwietnia 1944 r. W wykazie nowych kryptonimów z roku 1944 (brak daty sporządzenia), przy dowódcy oddziału niemieckiego (którym był początkowo Jerzy Tabęcki "Lasso") pojawia się adnotacja, że za "Lasso", który ustąpił ze stanowiska, pojawia się niejaki "Czaruś", "Janek" (NN). Kiedy Tabęcki ustąpił z tej funkcji nie wiem, natomiast jest pewne, że po 15 kwietnia stanowisko to było wolne (bowiem właśnie wtedy Tabęcki został zlikwidowany). Kryptonim "U3" pojawia się po 15 czerwca. Co do "K" i "9", to niestety nie potrafię powiedzieć niczego ponad to, że były. Czego dowodzi ta stosunkowo chaotyczna analiza? Ano tego, że poruszanie się po tematyce konspiracyjnej potrafi być koszmarnie trudne. Jak bowiem pisać cokolwiek pewnego, skoro nawet nie wie się, kto kryje się pod tym czy innym pseudonimem/kryptonimem. Z drugiej strony obrazuje to, jak skomplikowane były zależności strukturalne podziemia... A odpowiadając na samo pytanie o pseudonim najtrwalszy z wielu. Wydaje się, że na taką trwałość "Olszyny" (jako pseudonimu) złożył się z jednej strony czas jego używania przez samego Wiwatowskiego (od sierpnia 1943 r. do sierpnia roku następnego - a kto wie, może i przed sierpniem 1943 korzystał z niego), a także rozległość obszarów jego używania (kontakty ze sztabem Okręgu Warszawa AK, z "Andrzejem", używanie go do podpisywania dokumentów oddziału przez jakiś czas, powszechne użycie w raportach miesięcznych Kedywu, wnioskach o odznaczenia i pismach dt. awansów...). Jednak to oczywiście jedynie moje przypuszczenia. Zgadzać się z nimi nie trzeba.
-
I tak najfajniejszy jest święty w wersji holenderskiej (choć on akurat niekoniecznie rozdaje prezenty): http://www.filmweb.pl/film/%C5%9Awi%C4%99ty-2010-566092
-
W jednym z wcześniejszych wpisów wkradł się błąd odnośnie roku odkrycia miejsca ukrycia popiersia gen. Sowińskiego. Nie był to bowiem rok 1964, jak podałem za monografią szkoły, a 1963. Dokładnie 9 lutego 1963 r. odbyła się uroczystość odsłonięcia popiersia ["Stolica" nr 7(793)/1963, s. 7]. Tutaj krótka notka na ten temat: W szkole im. gen. Sowińskiego, przy ul. Młynarskiej 2 odbyła się uroczystość odsłonięcia popiersia patrona szkoły, odnalezionego po wielu latach. Opiekunem szkoły jest Komitet MPK - jest to bowiem dawna szkoła tramwajarzy. Podczas remontu przeprowadzanego przez Komitet natrafiono pod podłogą na popiersie Sowińskiego, które przed wojną zdobiło szkołę i na początku okupacji zostało ukryte. Odsłonięcia pomnika dokonał przewodniczący Komitetu Opiekuńczego Władysław Szambelan w obecności dyrektora szkoły Jana Lasockiego, przedstawicieli partii, DRN-Wola, MPK i młodzieży szkolnej. (m.s.) Za: Popiersie Sowińskiego na dawnym miejscu, "Stolica" nr 8(794)/1963, s. 9. Swoją drogą w tym temacie można doszukać się początków... kto ma wiedzieć, ten będzie wiedział