Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Funkcja teatru w życiu starożytnych Greków
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Starożytna Grecja
Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę, że do teatru przychodziło więcej obywateli niż na Zgromadzenie, i w tym to teatrze mieli do czynienia z przedstawieniami, które poruszają kwestie polityczne, sprawy bieżące, to jednak nie można wykluczyć, iż miało to dla nich ogromne znaczenie. Nie wydaje mi się też, aby każdy z tych widzów, był aż tak wrażliwy, nastawiony na wrażenia duchowe. Polityka to jednak sprawa dość przyziemna, więc taki zwykły zjadacz chleba, mógł zwracać na kwestie polityczne więcej uwagi. Chociaż to oczywiście zależy od podejścia do tematu. Bardzo dziękuję . -
Wybacz że się czepiam, ale jakie daty, konkretnie? Sam potrafisz podać jednostki, dowódców, konkretne akcje? To ja miałem w liceum to szczęście, że mój historyk co prawda nie skrytykował w sposób jednoznaczny rozpoczęcia powstania (zawsze powtarzał, że tutaj jednak nie da się podać odpowiedzi, którą można by bezwzględnie uznać za tą najlepszą), to jednak kilka razy wyraźnie dał znać, że popełniono sporo błędów. I w sumie takie podejście do tematu uważam za najlepsze. Dokładnie tak, jak pisał Topolski, co do faktów wszyscy się na ogół zgadzają, jednak co do ich oceny, już nie. Powstanie Warszawskie jest na tyle trudnym tematem, że próba udzielenia jednoznacznej odpowiedzi może spotkać się raz, że z sporą krytyką, a dwa, nie można być pewnym jej słuszności. Jak dla temat świetny, żeby jeszcze tylko w polskich szkołach byli ludzie, którzy będą potrafili go odpowiednio poprowadzić.
-
Przykra sprawa, to tylko dowodzi jak bardzo młodzi ludzie (chociaż i dorośli nie są pod tym względem znacznie lepsi) ignorują własną historię. A konkretniej? Co powinni wiedzieć? A jak nauczyciel podchodził do tematu? Krytykował czy chwalił decyzję o rozpoczęciu powstania?
-
Czytało się Hłaskę, a jakże. Właśnie na podstawie opowiadań Hłaski pisałem moją pracę na prezentację maturalną z polskiego. Największe wrażenie zrobił na mnie "Następny do raju", podobnie jak większość jego utworów przygnębiająca. Historia ludzi, którzy szukają lepszego życia, ale prawdziwe szczęście mogą odnaleźć tylko w tytułowym raju. Jak do większości utworów Hłaski wydaje mi się, że idealnie pasuje fragment listu, jaki Hłasko napisał z Paryża do "Trybuny Ludu" w wieku 24-lat: Wierzę w bunt jako najwyższą wartość młodości. Wierzę w bunt jako formę nienawiści do terroru, ucisku i niesprawiedliwości (...). Mnie się wydaje, że ciągle mówiłem za cicho i że życie, którego byłem świadkiem przez tyle lat, było o wiele straszniejsze, i o wiele bardziej ponure niż wszystko, co pisałem. Niech będą przeklęci ci, którzy milczą (...), którzy milczą o tej pustyni bez litości (...), pełnej rozpaczy i wściekłości. (...) nikt nie ma prawa do milczenia, gdyż najwyższą formą zdrady wobec życia jest milczenie.
-
Przede wszystkim są zupełnie inne. Na "Gospel" to już nie jest ten sam zespół. Poza tym, jak już pisałem, ogromne znaczenie na tej płycie ma nie tyle sama warstwa muzyczna, co przesłanie poszczególnych tekstów. Dopóki obu tych części nie połączy się podczas słuchania, to tak, jakbyśmy wydawali opinię o innej płycie, po przesłuchaniu połowy kawałków.
-
Czyli na podstawie tego zestawienia (swoją drogą wielkie dzięki za nie) wychodzi, że tak na dobrą sprawę tylko brytyjska 1. DP i amerykańska 29. DP byłyby w stanie przy odpowiedniej dozie szczęścia wziąć udział w operacji. Jeśli weźmiemy pod uwagę niewielkie siły niemieckie w tamtym rejonie, to jakaś szansa na pewno była. Tylko że tutaj, wszystko rozbija się o ten brak czasu na przygotowania. Tutaj bym się nie zgodził. Przecież chodziłoby o pomoc dla operacji, w której brały udział dwie, jakby nie patrzeć, elitarne dywizje amerykańskie. Podejrzewam że dowództwo amerykańskie zaryzykowałoby, aby tylko wspomóc 82. i 101. DPD.
-
Tak na dobrą sprawę żadna z tych dwóch koncepcji nie miała szans na osiągnięcie sukcesu. Przewaga aliantów była zbyt duża. Teoretycznie większe szanse dawałbym Rommlowi, próba zatrzymania desantu na plażach mogła się powieść o tyle, że wówczas ciężko byłoby aliantom wykorzystać swoją przewagę w powietrzu ze względu na bliskość walczących. Także artyleria okrętowa musiałaby bardzo uważać. Jednak samo dojście pancerniaków na plaże wiązałoby się z narażeniem na ostrzał od strony morza, czego dowodem była próba ataku Bronikowskiego. Koncepcja von Rundstedta miała jeszcze mniejsze szanse na powodzenie. Przewaga aliantów umożliwiła im znaczne spowalnianie ruchów wojsk niemieckich, i choć Rommle chciał tego uniknąć, to nie wydaje mi się, aby jego koncepcja była jakoś znacznie lepsza.
-
Funkcja teatru w życiu starożytnych Greków
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Starożytna Grecja
Z tym bym polemizował. Znacznie większe znaczenie miała rola polityczna. Przede wszystkim na przedstawienia chodziło najpewniej więcej obywateli niż na samo Zgromadzenie. A ponieważ autorzy poruszali kwestie polityczne, to teatr miał spore znaczenie dla życia polis. Co ciekawe przedstawienie faktów rzeczywistych w tragedii miało miejsce tylko trzy razy, najpierw w 493 "Zburzenie Miletu" Frynichosa (autora ukarano grzywną), potem w 476 "Fenicjanki" tegoż samego autora a w końcu w 472 "Persowie" Ajschylosa. Normalnie sprawy bieżące poruszano sięgając do tematyki mitów. U trzech wielkich autorów (Ajschylos, Sofokles i Eurypides) można się spokojnie doszukać aluzji do polityki. To Ajschylos w "Błagalnicach" pierwszy raz używa zwrotu demou kratousa cheir (karząca ręka ludu). To właśnie on legł u podstaw zarówno terminu demokratia jak i całej ideologii demokratycznej. To u Ajschylosa w "Orestei" pojawia się kwestia uprawnień Areopagu. Także komedie Arystofanesa były w sposób oczywisty nakierowane na sprawy polityczne. -
Z czym się Wam kojarzy II RP?
Albinos odpowiedział Gnome → temat → II Rzeczpospolita (1918 r. - 1939 r.)
Z czym mi się kojarzy? Przede wszystkim z Józefem Piłsudskim. Jakby go nie oceniać, stanowi jakby symbol II RP, przynajmniej w moim odczuciu. Kolejne skojarzenie to Wieniawa-Długoszowski. Pierwszy ułan II RP, postać o tyle legendarna co kontrowersyjna. A skoro mowa już o Wieniawie, to od razu na myśl przychodzi mi nasza kawaleria. Jako człowiek zakochany w Warszawie nie mógłbym nie wspomnieć tutaj o prezydencie Starzyńskim, i pięknej Warszawie, jak człowiek popatrzy na zdjęcia sprzed wojny i pomyśli ile tego zostało utracone, może stracić dobry humor. -
Podpowiedź: jednym z redaktorów był Klaudiusz Hrabyk. No cóż, skoro nie ma chętnych podaję odpowiedź: chodziło właśnie o Hrabyka oraz Bogdana Gębarskiego, a pismem którego kontynuacją był "Głos..." był "Żołnierz Starego Miasta". Nowe pytanie: W powstaniu dowódca kompanii w Batalionie "Zaręba-Piorun" po kapitulacji w obozach jenieckich w Lamsdorf, Sandbostel i Lubece. We wrześniu '39 walczył w obronie Warszawy w 1. pp Obrony Pragi. O kim mowa?
-
Ma to związek z pewną operacją, która nie doszła do skutku, na szczęście dla aliantów.
-
Czekałem na ten dzień od kilku tygodni. Nowa płyta Lao Che "Gospel", jest płytą zupełnie inną niż dwie poprzednie. Jest znacznie weselsza. To już nie są mroczne klimaty średniowiecza i przygnębiająca tematyka Powstania Warszawskiego. Ironia i parodiowanie rzeczywistości to chyba to, co najlepiej oddaje ducha tej płyty. Genialny wokal "Spiętego", muzyka która nie może się nie podobać, i przede wszystkim teksty, które zmuszają człowieka do refleksji na własnym życiem. Zdecydowanie jest to płyta, której warto posłuchać. Zespół zmienił tematykę, sam się zmienił. Czy jest to płyta gorsza od "Guseł" i "Powstania Warszawskiego"? Uważam że artystycznie stoi na bardzo podobnym poziomie.
-
Pokaż mi gdzie napisałem że zgrał fenomenalnie? Ja jednak widzę drobną różnicę między "dobrą grą" a "fenomenalną grą". I wcale nie przesadzałbym z tym słabym Lyonem, to jest silna ekipa, co prawda ostatnio grają słabiej, jednak to nadal lider ligi francuskiej. Poza tym mają tego fenomenalnego Benzemę. A ManU naprawdę ma potencjał. Mieszanina młodości (C. Ronaldo, Nani, Anderson, Rooney, Evra) z doświadczeniem (Giggs, Scholes, Neville i oczywiście sir Alex Ferguson) może okazać się mieszaniną wybuchową. I głęboko na to liczę. Co do Milanu i Liverpoolu. Anglicy w lidze już nie mają szans na tytuł. Tam walka rozegra się między ManU a Arsenalem, może jeszcze Chelsea się włączy. Więc w LM mogą być groźni. Milan ma naprawdę trudne zadanie. Z Arsenalem mógł spokojnie przegrać. Podopieczni Wengera mieli sporą przewagę. Jednak fakt iż Milan także nie ma już szans na mistrza w lidze, przewaga Interu jest zbyt duża, lokalny rywal zapewne sięgnie po tytuł mistrzowski, Milan może postawić właśnie na LM. Nie przekreślałbym też właśnie szans Interu. Na San Siro mogą jeszcze z nawiązką odrobić straty.
-
Najbardziej szkoda mi Boruca. Bo tak jak wielkim kibicem Celticu nie jestem, tak Boruc jest jednym z moich ulubionych sportowców. Jednak dzisiaj nie miał nic do powiedzenia przy straconych bramkach. Cieszy mnie natomiast remis Manchesteru z Lyonem na wyjeździe. Podopieczni Fergusona zagrali naprawdę dobre spotkanie, i jedyne czego im zabrakło do zwycięstwa, to trochę szczęścia, bo sytuacje mieli, i to naprawdę niezłe. Czekam na rewanż na Old Trafford. Może nie będzie takiego pogromu jak z Romą, ale jestem dobrej myśli. Z obecnym składem ManU może spokojnie sięgnąć po ostateczny triumf. Ostatnie spotkanie z Arsenalem wygrane 4:0 potwierdziło, że "Czerwone Diabły" mają potencjał. Żałuję jedynie, że Scholes i Giggs (100 występ w LM tego fenomenalnego pomocnika) zagrali trochę poniżej oczekiwań. Boję się, że w następnym sezonie ostatni ze zdobywców Ligi Mistrzów pamiętnego finału '99 będą już tylko zmiennikami.
-
Pozwolę sobie wrzucić krótki artykuł profesora Nałęcza, jaki ukazał się we "Wprost" nr 50/2002 (1046): Zbrodnia i kara Zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza zamknęło prawicy drzwi do władzy w II RP W naszej historii, podobnie jak w życiu codziennym, dni dobre przeplatają się ze złymi. Jest zrozumiałe, że chętniej pamiętamy o momentach radosnych, ale warto też przypominać o wydarzeniach ponurych, ku przestrodze przed popełnianiem kolejnych błędów. Zbliża się 80. rocznica jednego z najbardziej haniebnych wydarzeń w naszej najnowszej historii - zamordowania Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta odrodzonej Rzeczypospolitej. Złożone z posłów i senatorów Zgromadzenie Narodowe wybrało Narutowicza na prezydenta RP 9 grudnia 1922 r. Rywalizacja była bardzo zacięta. Rozstrzygnięcie przyniosła dopiero piąta tura głosowań. Narutowicz, popierany przez lewicę, centrum i mniejszości narodowe, pokonał kandydata prawicy Maurycego Zamoyskiego. Przegrawszy w parlamencie, prawica przeniosła walkę na ulicę. Elekta obrzucono obelgami i oszczerstwami, pasującymi do magla, a nie szczytów władzy. Demonstracje osiągnęły apogeum 11 grudnia 1922 r., w dniu zaprzysiężenia prezydenta. Prawicowi bojówkarze usiłowali nie dopuścić elekta do parlamentu i tym samym uniemożliwić mu złożenie przysięgi oraz objęcie urzędu. Kiedy ułani sforsowali blokującą przejazd barykadę, w kierunku prezydenta posypały się grudy śniegu i lodu. Jedna z nich trafiła Narutowicza w twarz, pozostawiając rozległy siniec. Ataki kontynuowano w następnych dniach. Agresja z ulic przeniosła się na łamy prawicowych gazet, wypisujących o prezydencie niewyobrażalne wprost brednie. W tej atmosferze w głowie prawicowego fanatyka zrodziła się myśl o morderstwie. 16 grudnia 1922 r. Narutowicza dosięgły kule zamachowca. Zabrzmi to paradoksalnie, ale na tym morderstwie najwięcej straciła prawica. Narutowicz nie był jej zwolennikiem, a nawet głęboko nią pogardzał za żerowanie na najniższych ludzkich instynktach. Zdawał sobie jednak sprawę, że w wybranym jesienią 1922 r. Sejmie najbardziej stabilna będzie większość stworzona przez prawicę i centrum. Nie bacząc na brutalne ataki, dokładał więc starań, aby rządy w państwie powierzyć takiej właśnie koalicji. Narutowicz znajdował się w bardzo trudnej sytuacji. Został wybrany głosami lewicy i mniejszości narodowych, więc niezręcznie było mu powierzyć rządy ich śmiertelnym wrogom. Każde inne rozwiązanie groziło jednak podważeniem stabilności państwa, a właśnie jego dobro prezydent cenił sobie najbardziej. Stąd pomysł, aby premierem uczynić Leona Plucińskiego, komisarza generalnego RP w Gdańsku. Był on mężem zaufania prawicy, ale jednocześnie mogła go zaakceptować lewica. Cała operacja wymagała misternej gry politycznej, były jednak szanse na jej powodzenie, gdyż Pluciński zgodził się na objęcie urzędu premiera. Właśnie czekał w Belwederze na spotkanie z prezydentem, kiedy ten konał na posadzce warszawskiej Zachęty. Z ręki fanatyka prawicy i w wyniku rozpętanej przez nią histerii zginął człowiek, który mógł jej otworzyć drzwi do władzy w Polsce. Jego przymioty i zdolności stanowiły najlepszą gwarancję, jeśli nie neutralizowania, to przynajmniej utrzymania w ryzach piłsudczyków i lewicy walczących z prawicą. Z powodu całkowitego braku wyobraźni, niepohamowanej agresji i gotowości sięgania po władzę dosłownie "po trupach" prawica zmarnowała szansę parlamentarnego rządzenia Polską. W walce na noże, jak pokazał maj 1926 r., mogła tylko przegrać. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ta klęska była swoistą karą wymierzoną przez los za moralną odpowiedzialność za mord popełniony na prezydencie.
-
Pulpit prawdę ci powie - czyli Wasze pulpity
Albinos odpowiedział Gnome → temat → Akademie im. Jana Czochralskiego
Moja kolej;) -
To czy o błędach popełnionych przed powstaniem tak wszem i wobec się mówi? I druga sprawa, czy był sens robić powstanie? To jest mit utrwalany w wielu podręcznikach.
-
Jesteś pewien że zawsze? A Powstanie Warszawskie? To co można wyczytać w niektórych podręcznikach, aż skręca człowieka.
-
Powiem szczerze, iż dla mnie jest to jedno z najważniejszych miejsc w Warszawie, tym bardziej że znajduje się na mojej Woli, w miejscu gdzie się wychowywałem, niedaleko mojego liceum, do którego przed wojną chodził Bronisław Pietraszewicz "Lot", dowódca akcji "Kutschera" oraz Andrzej Romocki "Morro", jeden z symboli Powstania Warszawskiego. Czuję się z tym rejonem związany emocjonalnie. Dlatego też fakt, iż właśnie tam stanęło to muzeum, cieszy mnie nadzwyczaj. Gdy pojawiłem się tam pierwszy raz, na 60 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego (wtedy gdy Davies podpisywał swoją książkę), zobaczyłem tłum ludzi czekających w kolejce. Była naprawdę spora. Zaczynała się jeszcze w okolicach "Kubusia". Ja jednak stanąłem w mniejszej kolejce. Nagrodą była możliwość otrzymania podpisu w "Powstaniu '44" od Pana kapitana Ryszarda Lewandowskiego "Oporka" ze Zgrupowania "Kryska". W momencie kiedy podchodziłem już po podpis, zawyły syreny. Wszyscy stanęli, przez chwilę popatrzyłem się na stojącego obok Powstańca. Wyraz jego twarzy mocno utkwił mi w pamięci. Samo muzeum potrafi zrobić na człowieku wrażenie niesamowite. Zupełnie inne niż jakiekolwiek inne muzeum. Tutaj człowiek czuje coś dziwnego, coś czego nie jest w stanie wytłumaczyć. Te wszystkie obrazy, sztucznie porobione groby, kanały, zdjęcia ofiar, protokoły ekshumacji, dwa "kina" z filmami powstańczymi, drukarnia konspiracyjna, rekonstrukcja słynnego bunkra przy "Nordwache", pokój wyglądający jak ten z okresu okupacji, relacja Mattiego Schenka, której można posłuchać we wnęce, zasłoniętej ciężko kotarą, i w której poza jednym drewnianym krzesełkiem, ekranem i ścianami z gołej cegły nie ma dosłownie nic, kanały, których przejście nie należy do najłatwiejszych, są niskie i ciasne, a na dodatek miejscami jest woda. I w końcu ten Libarator, podwieszony w hali, robi naprawdę niesamowite wrażenie. Za pierwszym razem wręcz zatkało mnie na jego widok. Do tego odgłosy bombardowań, artylerii, możliwość posłuchania relacji powstańców... tego nie zapomina się łatwo. Co do kawiarni. Może i mogliby serwować "pluj-zupkę" bądź też makaron z marmoladą, jednak domyślam się że ceny byłyby podobne jak teraz, albo i jeszcze wyższe. W tej kawiarence za zwykły napój płaci się wcale niemało, ale to chyba jedyny mankament tego muzeum.
-
Nie będę ukrywał, że zakładając ten temat miałem głównie na myśli kwestię braku czegoś naprawdę porządnego na temat "Czaty 49". I choć zgadzam się z tym, iż działania "Radosława" są nadzwyczaj bogate w najróżniejsze wydarzenie, i dla czytelnika najciekawsze, to jednak nijak nie mogę zrozumieć tego pomijania majora "Witolda" i jego ludzi. Dlatego też ta "literackość" nie do końca do mnie jednak trafia. W sumie wydaje mi się, że na to wszystko nałożyło się naprawdę spora liczba najróżniejszych czynników, jednak kto wie czy nie najważniejszym był brak chęci stworzenia czegoś na dany temat, oraz zwyczajnie brak odpowiednich źródeł.
-
Nowoczesne Muzeum AK powstanie w Krakowie
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Katalog archiwów i muzeów oraz wydarzeń przez nie organizowanych
Dobrze że cokolwiek robi się w kierunku stworzenia tego muzeum. Jeśli istotnie będzie podobne do MPW, chociażby w jakimś stopniu, będę bardzo zadowolony. -
Powstanie Warszawskie na małym i dużym ekranie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Istotnie świetnie przedstawiony. Zasługujące na uznanie role Woronowskiego, Janczara czy też Małaszyńskiego (chociaż nie przepadam za nim, w tym przypadku bardzo mi się spodobał jako Sven). Skoro mowa o teatrze telewizji, nie można absolutnie zapominać o "Ziarnie zroszonym krwią". Jest to obraz ostatniego tygodnia przed powstaniem. Całość skupia się na podejmowaniu tej, jakże ważkiej decyzji. Rozmowy poszczególnych oficerów KG AK i członków RJN. Naprawdę fenomenalna gra Peszka, kreacja "Bora" jaką stworzył zapadła mi naprawdę mocno w pamięć. Nie mniej cudowna gra Huka jako "Hellera", Nowickiego jako "Grzegorza", Frycza jako "Niedźwiadka", Globisza jako "Prezesa", Linde-Lubaszenki jako "Montera" czy też Treli jako "Pużaka". Widz z czasem zaczyna odczuwać ciężką atmosferę, jaka panowała na kolejnych odprawach KG AK. Wielkie wrażenie robi ostatnia scena, kiedy Iranek-Osmecki i Szostak rozmawiają wieczorem przy oknie, chwilę po tym jak Komorowski oznajmił im, że wydał rozkaz o rozpoczęciu powstania. Dwóch ludzi, którzy byli przeciwni powstaniu teraz muszą postarać się, aby wszystko się udało. Coś naprawdę niesamowitego. -
Przy takiej podpowiedzi jaką podałeś, sztuką byłoby nieodgadnięcie poprawnej odpowiedzi;) Czas na pytanie: W sierpniu '44 w Warszawie ukazywało się pismo "Głos Starego Miasta". Proszę podać nazwę pisma którego kontynuacją było, oraz nazwiska dwóch redaktorów.
-
Klient - (bardzo spokojnie i rzeczowo) Dzień dobry, są gwoździe? Ekspedientka - Nie ma. Klient - A kiedy będą? Ekspedientka - Nigdy, my nie sprzedajemy gwoździ. Klient - Czemu? Ekspedientka - Bo to sklep z pieczywem. Klient - No i? Ekspedientka - Nie sprzedajemy pieczywa z gwoździami! Klient - Nie-nie, pieczywo mi niepotrzebne. Ekspedientka - No to do widzenia. Klient - Ale na gwoździe bym reflektował. Ekspedientka - Nie mamy! Klient - (przypomina sobie) No-no. Już coś pani wspominała. Ekspedientka - No to zapraszam kiedy pan będzie chciał pieczywo. Klient - (lekko zirytowany) Ale ja nie chcę pieczywa! Ekspedientka - Nic innego nie mamy. Klient - (z ciekawością) Nawet śrubek? Ekspedientka - (zirytowana) Mówiłam już! Nie mamy!!! Klient - Mówiła pani tylko o gwoździach. Ekspedientka - Mówiłam, że mamy tylko pieczywo! Klient - Co się pani tak uparła, żeby mi wcisnąć to pieczywo?! Mam tylko na gwoździe! Ekspedientka - Nie chcę panu niczego wciskać! Klient - Jak nie, jak cały czas mówi pani o pieczywie!!! Ekspedientka - Bo nie mam gwoździ! Klient - Ja też nie mam gwoździ, a nie mówię cały czas o pieczywie! Ekspedientka - (bardzo zirytowana) Ale pan chciał gwoździe! Klient - (wpada w szał) Dobra!!! Dobra, dawaj pani to pieczywo!!! Ekspedientka - Nie ma!!! Klient - (wciąż w szale) Nie! Nie!!!! To gwoździ pani nie ma! Ekspedientka - (też w szale) Nie mam!!! Klient - Ani śrubek!!! Ekspedientka - Nie mam!!! Klient - Ale pieczywo pani ma!!! Ekspedientka - Nie mam!!! Klient - Przecież to sklep z pieczywem!!! Ekspedientka - Ale wyszło!!! (pauza dziejowa) Klient - (uspokaja się) Tak? Aha To nie ma różnicy czy chcę kupić gwoździe czy pieczywo? Ekspedientka - (ugodowo) Właściwie nie ma. Klient - To gdzie jest następny sklep z gwoździami? Ekspedientka - Rzeźnik za rogiem. Mam na imię Bogdan. Mam 42 lata. Zacząłem to robić, kiedy miałem może 18 lat. W szkole zawsze byłem zamknięty w sobie. Przyjaciół praktycznie żadnych. Nie podchodziłem do kobiet, bałem się ich. Już nie pamiętam nawet, jak to się zaczęło. To miał być tylko jeden raz. Nie wiedziałem, że tak trudno z tym skończyć. Upatruję sobie kogoś. Podchodzę. I wyciągam. Wiem, że to, co robię jest chore. Wstydzę się. Niektórzy mówią, że to zboczenie. Zdaje sobie sprawę, że potrzebuję pomocy. Ale to jest silniejsze ode mnie. To mnie po prostu podnieca. W tej jednej chwili czuję się w pełni władzy, jakby wszystko zależało wyłącznie ode mnie. Nie jestem z tych, co robią to tylko kobietom czy małym dziewczynkom. To może wydawać się dziwne, ale lubię działać w autobusach i tramwajach. Patrzę na ludzi, którzy uciekają w kierunku drzwi. Czuje wtedy, jak adrenalina uderza mi do głowy. Może gdybym na tym poprzestał, nie byłoby tak źle. Ale na tym nigdy się nie kończy. Napawam się widokiem... tego, no wiecie... Oglądam, macam. Wstydzę się, ale jak już zacznę, to nie mogę się powstrzymać. Wtedy sięgam zenitu, jestem w ekstazie. Niestety, nie na każdej trasie bywa tak dobrze. Najciekawiej jest w okolicach Starówki. Jak się trafi turysta, to mogę sobie pozwolić na wszystko. Idę na całość. Wiem, że później będę tego żałował, ale teraz działam pod wpływem impulsu. Jak w transie. Muszę jednak być ostrożny. Często zmieniam wygląd. Gdyby ktoś mnie rozpoznał, wszystko stracone. Raz mam wąsy, raz okulary. Zawsze jestem czujny. Mam na imię Bogdan. Mam 42 lata. Jestem kanarem. Pewnego dnia, podczas pracy nad brzegiem rzeki drwalowi wypadła siekiera i wpadła do wody. Drwal usiadł i zaczął płakać. Nagle objawił mu się Bóg i zapytał: "Dlaczego płaczesz?" Drwal odpowiedział, że siekiera mu wpadła do wody. Bóg zstąpił na ziemię, wszedł do wody i po chwili wyłonił się ze złotą siekierą. "To Twoja siekiera?" - zapytał. - Nie - odpowiedział drwal. Bóg ponownie się zanurzył i po chwili trzymał srebrną siekierę pytając drwala czy to jego. - Ta również nie jest moja - odparł drwal. Bóg po raz trzeci się zanurzył i wyjął z wody żelazną siekierę. "A może ta?" - Tak, to moja siekiera - ucieszył się drwal. Bóg był zadowolony, że taki uczciwy człowiek chodzi po ziemi i w nagrodę podarował mu wszystkie trzy siekiery. Drwal wrócił do domu szczęśliwy. Innego dnia drwal spacerował nad brzegiem tej samej rzeki wraz z żoną. Nagle żona potknęła się i wpadła do wody. Drwal usiadł na brzegu rzeki i zaczął płakać. Ponownie objawił mu się Bóg i zapytał: "Dlaczego płaczesz?" Drwal odpowiedział, że żona mu wpadła do wody. Bóg jeszcze raz zstąpił na ziemię, wszedł do wody i po chwili wyłonił się wraz z Jennifer Lopez. "To Twoja żona?" - zapytał. - Tak - odparł drwal. Bóg się na poważnie zdenerwował - "Ty kłamco! To nie jest Twoja żona!" Drwal odparł: - Boże wybacz mi, to nieporozumienie. Widzisz, jeśli powiedziałbym 'nie' Jennifer Lopez, wróciłbyś i wyszedł z Cameron Diaz i jeśli znowu powiedziałbym 'nie', poszedłbyś trzeci raz i wrócił z moją żoną, której powiedziałbym 'tak', a wtedy otrzymałbym wszystkie trzy. Ale Panie, jestem tylko biednym drwalem, nie dałbym rady dbać o trzy żony, dlatego właśnie powiedziałem 'tak' za pierwszym razem. Morał: Jeśli mężczyzna kłamie, to zawsze w szczytnym celu!!!