Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. Sprawy tajemnicze, okupacja 1939-45

    Z ciekawości: orientuje się ktoś jak wygląda ostatni stan badań w sprawie śmierci Rydza-Śmigłego?
  2. Odpoczynek ważna rzecz

    Nawiązując do przypadku Tadeusza Wiwatowskiego i jego szukania ratunku wśród książek, można odwołać się do losów prof. Witolda Kuli [M. Kula, Słowo wstępne [w:] W. Kula, Dziennik czasu okupacji, oprac. M. Kula, Warszawa 1994, s. 6]: Gdy się czyta poniższe zapiski, odnosi się wszakże wrażenie, że na ich kształt oddziałał jeszcze jeden czynnik: chęć choćby chwilowej ucieczki od otaczającej rzeczywistości. Jest prawdopodobne, że Autor chwytał się myślenia o sprawach intelektualnych i osobistych, wręcz introspekcji, by nie myśleć o świecie zewnętrznym. W jednym ze swych okupacyjnych studiów historycznych, wielokrotnie wspominanym w dzienniku opracowaniu poświęconym Filomatom, napisał w zakończeniu wstępu datowanego na 23 marca 1942 r.: "Dziś kończę pracę - a <<zły czas>> nie ma się jeszcze ku końcowi. I jakby żal mi, że nie mam już dokąd uciekać." Podobna mogła być też motywacja pochylania się nad dziennikiem. I faktycznie, w dzienniku można znaleźć fragmenty świadczące o takim właśnie zachowaniu [W. Kula, Dziennik..., s. 45]: 23.7.1942 Wczoraj nie mogłem dłużej w biurze pisać. Dziś zabieram się do kontynuowania - ale nie wiem, czy mi się uda. Trudno wydobyć z siebie spokój i tzw. równowagę, gdy tuż obok dzieją się takie okropności. Chcę pisać, żeby się uspokoić i potrzebuję spokoju, żeby pisać.
  3. Historia i dzień dzisiejszy piłki nożnej

    Zapowiadałem już w innym wątku, ale i tutaj wypada - Robert Gawkowski, Futbol dawnej Warszawy: http://www.wuw.home.pl/ksiegarnia/product_info.php?products_id=5099 Za tydzień w czwartek w IH PAN w Warszawie spotkanie promocyjne: http://www.wuw.uw.edu.pl/index.php?tresc=aktu&idaktu=450 Od siebie dodam skromnie - ta książka jest znakomita. Absolutnie.
  4. Ostatnio natknąłem się na informację, iż niemiecka 25. DPanc, biorąca udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego, okazała się być jednostką wyjątkowo słabą, nawet mimo zdecydowanej przewagi w uzbrojeniu na siłami Powstańców. Jak to dokładnie wyglądało? Jak prezentowała się na jej tle 19. DPanc? Jakie dokładnie siły z obu dywizji brały udział w walkach? Jakie były ich straty?
  5. George Best, syn Dickiego i Anne (z domu Withers), urodził się 22 maja 1946 roku w Belfaście. Miał piątkę rodzeństwa (sam był najstarszy), cztery siostry (Carol, Barbara, Julie i Grace) oraz brata (Ian). W domu nigdy nie przelewało się. Oboje rodzice ciężko pracowali, aby zapewnić dzieciom wszystko to, co niezbędne. Z Georgiem nigdy nie mieli problemu. Jako dziecko był dość spokojny, grzeczny. Kiedy szukali go wystarczyło sprawdzić dwa miejsca niedaleko domu, aby mogli go znaleźć. W obu miejscach Geordie, jak mówiono na niego w Belfaście, zajmował się tym samym - grą w piłkę nożną. Już na jego najwcześniejszych zdjęciach, na których ma zaledwie po kilkanaście miesięcy, widać go z piłką. To była jego prawdziwa pasja od najmłodszych lat. Zawsze i wszędzie starał się chodzić z piłką. Jak nie miał normalnej, grał piłką do tenisa. Na boisku zawsze był pierwszy, zawsze schodził ostatni. Mecze między dzieciakami to była prawdziwa kotłowanina. Jak sam wspominał, nawet 30 na 30. Żeby mieć kontakt z piłką trzeba było mieć naprawdę sporo szczęścia... no i umiejętności. Nie wróżono małemu Bestowi kariery piłkarza. Był za mały i za drobny. Jednak kiedy miał 15 lat wypatrzył go niejaki Bob Bishop, który współpracował wówczas z menadżerem Manchesteru United, Mattem Busbym. Bishop zobaczył Besta tylko raz i od razu posłał Busby'emu informację "znalazłem ci geniusza". Best dołączył do United, ale nie został jeszcze włączony do pierwszej drużyny. Miał w końcu dopiero 15 lat. Ale już dwa lata później, dokładnie w swoje 17 urodziny podpisał profesjonalny kontrakt z klubem. Swój pierwszy mecz zagrał 14 września 1963 r. przeciwko West Bromwich Albion, pierwszego gola strzelił 28 grudnia '63 przeciwko Burnley. Na Old Trafford spędził łącznie jedenaście sezonów. Razem z Bobbym Charltonem oraz Denisem Lawem stworzył Złotą Trójcę, jeden z najsłynniejszych oraz najlepszych ataków w historii tego sportu. Piłkarzem był bezwzględnie niezwykłym. Niesamowita szybkość (na zachowanych materiałach nie raz widać, jak wyprzedza obrońców bez najmniejszego problemu), technika (fantastycznie grał obiema nogami, nad czym pracował już jako 10-letni chłopiec), zwinność (jego zwroty z piłką, to jak wykręcał się... niewielu ludzi zapewne potrafiłoby zrobić to co on z taką łatwością, tak szybko, i jeszcze kontrolując przy tym piłkę - co ciekawe, kiedy miał zatańczyć zachowywał się tak, jakby koordynacja ruchów na boisku należała nie do niego, kompletnie nie miał wyczucia rytmu podczas tańca), wizja gry... Potrafił wszystko, dosłownie wszystko. Nie było dla niego rzeczy niewykonalnych. I to właśnie czyniło go jeszcze lepszym. Absolutna wiara w swoje możliwości, przekonanie o tym, że potrafi więcej niż inni. W jego przypadku było to absolutnie słuszne przekonanie. Kiedy 30 września 1964 r. United pokonali na wyjeździe Chelsea Londyn 2:0 (po bramkach Besta i Lawa) całe Stamford Bridge, w momencie kiedy Georgie schodził z murawy, żegnało go na stojąco. Swoje uznanie pokazali również piłkarze CFC. Ten jednak wyglądał wówczas, jakby przeszkadzało mu to, jakby był zawstydzony, że tyle ludzi oklaskuje właśnie jego. W marcu '66 ekipa Busby'ego jechała na niezdobyte wcześniej przez nikogo w europejskich pucharach Stadium of Light w Lizbonie, na mecz z Benficą. Mieli bronić zaliczki z pierwszego meczu, kiedy wygrali 3:2. Przed meczem Matt Busby (teraz Sir Matt Busby) mówił swoim graczom, że mają grać spokojnie, bronić wyniku. Best zrozumiał to na swój sposób, albo jak potem mówiono, nie słuchał, co mówił trener. Już na samym początku spotkania strzelił dwie bramki. Pierwsza to fantastyczna główka, druga pokazywała cały jego geniusz. Ruszył z własnej połowy, przyjął podanie, minął kilku rywali tak, że tamci nie mieli nawet możliwości zorientować się, co się dzieje, a po chwili wpakował piłkę do siatki. Po tym meczu cały piłkarski świat zakochał się w młodym Irlandczyku z Północy. Prasa portugalska ochrzciła go przydomkiem "El Beatle". Piąty Beatles wrócił do Manchesteru z wielkim sombrero na głowie. Ten moment podaje się za początek budowania wizerunku pierwszej super-gwiazdy futbolu, pierwszej w dziejach pop-gwiazdy tego sportu (ale i pierwszy sygnał tego, co miało nadejść, upadku Besta). Kolejne lata to dalsza fantastyczna gra (finał PM z Benficą na Wembley i gol Besta na 2:1, sześć bramek w meczu FA Cup z Northampton Town, mecz Irlandii Płn. ze Szkocją... długo można by wymieniać - zaczęto nawet mówić o nim "nowy Stanley Matthews", a w tamtych czasach to była postać wybitna, powszechnie szanowana i ceniona, pierwszy zdobywca Złotej Piłki France Football w 1956 roku, karierę zaczął w wieku 17 lat, a zakończył po 50 urodzinach) i nieustanne budowanie wizerunku dla mediów, kibiców. Reklamy, otwieranie własnych barów, butików, spotykanie się ze zwyciężczyniami konkursów piękności... Best miał jednak pecha. Z United wygrał tylko dwa razy ligę (1965 i 1967), raz Puchar Mistrzów (1968)... i to wszystko. W wieku 22 lat zdobył ostatnie trofeum z klubem, który kochał. Wygrał jeszcze nagrodę dla najlepszego piłkarza Europy w roku '68 (dwa lata wcześniej Złotą Piłkę France Football otrzymał Charlton, a jeszcze kolejne dwa lata wcześniej Law - tak cała Złota Trójca zdominowała tamten okres), ale potem już nie udało się nic wygrać. Zaczął mieć też problemy z alkoholem. Zespół, który zawojował Europę, powoli przestawał istnieć. Jedni kończyli kariery, inni tracili formę, inni zmieniali klub... Best w końcu popadł w konflikt z Tommym "The Doc" Dochertym, nowym menadżerem United. Swój ostatni mecz w barwach drużyny z Old Trafford rozegrał dokładnie 1 stycznia 1974 roku. Niedługo później odszedł. Sam tłumaczył, że problemy, z jakimi musiał borykać się klub, coraz gorsze wyniki, coraz słabsi piłkarze z jakimi przyszło mu grać, to wszystko bolało go. Widział, jak klub, który był dla niego absolutnie wyjątkowy, tracił dawny blask. I to stąd wzięły się jego problemy z alkoholem. Jakby nie było, Best odszedł z United. Zaczął zmieniać kolejno kluby. Grał w Fulham Londyn, San Jose Earthquakes, Los Angeles Aztecs, Fort Lauderdale Strikers, Hibernian, Bournemouth, Jewish Guild, Stockport County, Cork Celtic, Brisbane Lions... Ale już tylko dwa razy zagrał przynajmniej 30 razy w sezonie, trzy razy minimum 20 spotkań. Ale jego popularność nie słabła. Jeszcze kiedy grał w United nie mógł wyjść spokojnie na miasto z kolegami, bo od razu pojawiało się mnóstwo fanów, dziennikarzy. Zdjęcia, autografy, krótka rozmowa... Każdy chciał choć przez chwilę pobyć blisko Bestiego. Jak pisał Giles Oakley każda kobieta chciała być z Bestem, każdy mężczyzna chciał być Bestem. Ten jednak był z natury człowiekiem raczej nieśmiałym. Lubił spokój, samotność. A mimo to popularność, z jaką nie musiał wcześniej zmagać się żaden inny piłkarz, stała się dla niego czymś, co sprawiało mu przyjemność. Choć też męczyło. Czasem po prostu zostawał sam w domu oglądając telewizję. W pubach i restauracjach starał się znaleźć dla siebie miejsce, gdzie będzie trudno go zobaczyć. Marzył o tym, aby móc pojechać do Amsterdamu, usiąść na zewnątrz jakiegoś baru z kilkoma butelkami piwa i spokojnie patrzeć, jak toczy się życie. Popularność syna sprawiła, że problemy z alkoholem miała również jego matka. Przed 40-ką nie piła, a w końcu alkohol doprowadził do jej śmierci w 1978 roku. Best po zakończeniu kariery dalej pił, nie dbał o pieniądze (jak sam kiedyś powiedział: Wydałem dużo pieniędzy na wódkę, kobiety i szybkie samochody – resztę po prostu roztrwoniłem). Obok problemów z alkoholem pojawiły się te finansowe. W 1984 roku trafił do więzienia za jazdę pod wpływem alkoholu i atak na policjanta. Kilka lat później pojawił się w telewizyjnym show wyraźnie pijany. W 2000 roku trafił do szpitala ze względu na zły stan zdrowia. Jego wątroba była w fatalnym stanie. Dwa lata później ponownie trafił do szpitala, tym razem na operację transplantacji wątroby. Jakiś czas wydawało się, że wszystko będzie dobrze, że zacznie nowe życie. Jednak ponownie wrócił do picia. W październiku 2005 roku trafił w ciężkim stanie do szpitala. Lekarze byli pewni, że umrze lada chwila. On jednak wytrzymał dłużej, niż spodziewali się. Zmarł 25 listopada 2005 roku w szpitalu w Londynie. Od razu po jego śmierci setki, tysiące jego fanów zaczęły składać kwiaty, koszulki Manchesteru United, flagi Irlandii Płn. itp. pod szpitalem gdzie zmarł i Old Trafford, na którym spędził najlepsze lata swojej kariery. Jego pogrzeb w Belfaście zgromadził ponoć blisko 100 tys. ludzi, w tym polityków, wybitnych sportowców... Ludzie stali na trasie przejazdu samochodu z trumną z ciałem Besta przez całe miasto, marznąc i moknąc. A jednak chcieli być na pogrzebie człowieka, który, jak mawiał Sir Bobby Charlton, wzbogacał życie każdego, kto zobaczył go na boisku. Jeden z przyjaciół Georgiego, dziennikarz Eamonn Holmes, powiedział tamtego dnia, że George Best potrafił zjednoczyć społeczeństwo, które dzieliła wcześniej religia, polityka... Paul Bowen, autor jednej z wielu piosenek o Bestiem, w niedawno wydanej publikacji [George Best will not be playing today, ed. M. Campbell, J. Hamill, B. McNarry, Ulster Historical Foundation 2011, s. 14] napisał wręcz, że Geordie połączył podzielone dotąd miasto. Jeszcze za jego życia pisano o nim książki. Teraz mamy film, musical (powstał niedawno), piosenki (w tym polski Myslovitz), lotnisko jego imienia w Belfaście, banknoty z jego wizerunkiem. Na ścianach domów w Belfaście murale przedstawiające Besta. Przed Old Trafford stoi pomnik (jeden z dwóch przed OT, drugi przedstawia Sir Matta Busby'ego) Besta, Charltona i Lawa, Złotej Trójcy United. Ale to co najważniejsze, to pamięć o nim. Jakim był człowiekiem? Cichym, spokojnym, skromnym (choć świadomym swoich możliwości), cierpliwym. Nigdy nie winił nikogo za to, co go spotkało w życiu. Wszystkie decyzje, te dobre i te złe, brał na siebie. Lubił ludzi, jeśli kogoś poznał interesował się jego życiem, zawsze starał się pomagać. W pubie, który odwiedzał bardzo często, znał imiona wszystkich pracowników. Jeśli ci mieli dużo pracy, to pomagał im w zbieraniu chociażby brudnych szklanek ze stołów. Ktoś zaczepił go żeby powiedzieć zwyczajne "cześć"? Zawsze znalazł chociaż kilka minut, aby porozmawiać, odpowiedzieć na parę pytań, opowiedzieć kilka dowcipów, historyjek z życia wziętych. A dar opowiadania miał ponoć nieprzeciętny. Błyskawicznie potrafił zjednać sobie ludzi. Zawsze ciepły, otwarty. Tylko ten alkohol... Czy był najlepszym piłkarzem w historii (Maradona good, Pele better, George Best)? Być może. Nie dane mu było nigdy zagrać na Mistrzostwach Świata (czego bardzo żałował), nie mógł więc dołączyć do grona zdobywców tego najważniejszego trofeum. Jednak sam Pele nazwał go najwspanialszym graczem w historii. Z drugiej strony takie porównania nie do końca mają sens. Pele, Maradona, Best, Cruyff itd. Każdy z nich czasy swojej świetności przeżywał w zupełnie innych momentach. A piłka nożna się zmienia. Porównywać można piłkarzy grających w tym samym czasie... A tak, to nie bardzo ma sens. Niewątpliwie Best jest jednak najprawdopodobniej najbardziej uzdolnionym piłkarzem w historii Wysp Brytyjskich. Jednak Bestie ma nad resztą znakomitych graczy pewną przewagę. Jak sam powiedział, dzięki niemu piłka nożna zeszła z ostatnich stron gazet i trafiła na pierwsze. Zmienił obraz tego sportu. To on został pierwowzorem dzisiejszego modelu piłkarza super-gwiazdy obecnej wszędzie, od reklam czipsów, przez gry komputerowe po kampanie reklamowe producentów samochodów i zegarków. Dzisiaj piłka nożna to biznes, w którym najwięksi obracają kwotami, o jakich przeciętni ludzie nawet nie mają co marzyć. Co było w nim takiego, że to właśnie on stał się tym pierwowzorem? Sam nie miał jakiegoś specjalnego ciągu do popularności, czy jak to się dzisiaj mówi "parcia na szkło". Na ile zmiana w tym sporcie była jego zasługą? Może ludzie czekali na kogoś takiego jak on, i jeśli nie Bestie, to ktoś inny zmieniłby świat futbolu w podobny sposób? I tak do obejrzenia:
  6. George Best - człowiek, który zmienił futbol

    Na Wyspach ukazała się właśnie kolejna biografia Besta: Duncan Hamilton, Immortal: the Approved Biography of George Best, Century 2013. Krótki tekst Hamiltona w "The Telegraph": http://www.telegraph.co.uk/men/thinking-man/10291066/George-Best-a-troubled-emblem-of-an-era-captured-in-one-photograph.html I parę recenzji samej książki: - Simon Kuper, "Financial Times": http://www.ft.com/intl/cms/s/2/f606eb0e-1a28-11e3-93e8-00144feab7de.html#axzz2eu6zcPt4 - Iain Macintosh, "The Mirror": http://www.mirror.co.uk/sport/football/news/george-best-book-review-duncan-2268937 - Duncan White, "The Telegraph": http://www.telegraph.co.uk/culture/books/biographyandmemoirreviews/10304095/Immortal-the-Approved-Biography-of-George-Best-by-Duncan-Hamilton-review.html - Simon Refern, "The Independent": http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/books/reviews/immortal-the-approved-biography-of-george-best-by-duncan-hamilton-8817057.html Tymczasem wczoraj, 14 września, minęło dokładnie 50 lat od dnia, kiedy Best zadebiutował w ligowym spotkaniu w barwach Manchesteru United przeciwko West Bromwich Albion. Miał 17 lat.
  7. Historia i dzień dzisiejszy piłki nożnej

    Już niedługo na polskim rynku Simon Kuper i jego Futbol w cieniu Holokaustu. Ajax, Holendrzy i wojna: http://wiatrodmorza.com/literatura-faktu/ajax/
  8. 19. i 25. DPanc w PW - porównanie i ocena

    Co to znaczy... Te cztery lata temu pewnie odpowiedziałbym na to pytanie Dzisiaj nawet nie pamiętam gdzie natknąłem się na taką opinię.
  9. Gęsiówka, magazyny na Stawkach, szkoła św. Kingi, PWPW, kościół św. Jana Bożego, PASTa, Dworzec Zachodni. Nazwy te dość jednoznacznie kojarzą się z punktami, o które toczyły się ciężkie walki w trakcie Powstania. Podobnie jest z budynkiem przy ul. Okrąg 2, który stał się w pewnym momencie kluczowym punktem obrony Czerniakowa. Z czego to wynikało? Jak wyglądały zmagania o tę twierdzę powstańczą? Czy wcześniejsza jej utrata, mogła spowodować szybsze załamanie obrony Czerniakowa?
  10. Oddział PKB "Barry" należy do jednego z najbardziej kontrowersyjnych oddziałów powstańczej Warszawy. Dowodzeni przez Włodzimierza Kozakiewicza ps. "Bary" alias "Bari" alias "Barry", tzw. "czarni" (nazwa ta wzięła się od czarnych płaszczy, noszonych początkowo przez członków oddziału, już w pierwszym tygodniu sierpnia zaczęli nosić niemieckie panterki). Mimo iż był oddziałem liniowym pełnił także funkcje policyjne. Pełniąc funkcje policyjne zajmowali się m.in. organizacją komisariatów, obsada włazów kanałowych, ochrona władz cywilnych, walka z dywersją, podejmowanie zrzutów lotniczych. Podczas walk na Starym Mieście uczestniczyli także w walkach na odcinku obrony mjr. "Sosny". Gdy podjęto decyzję o ewakuacji Starówki byli odpowiedzialni za sprawny przepływ oddziałów powstańczych. Gdy kanałami uciekło ok. 300 komunistów, którzy sterroryzowali żandarmów, ludzie maj. Kozakiewicza zaczęli siłą zaprowadzać porządek, nie cofając się nawet przed grożeniem bronią. Sam "Bary" dorobił się opinii najbardziej ordynarnego i plugawego oficera AK. Wyjątkowa brutalność z jaką zaprowadzał porządek zapewniła zarówno samemu "Baremu", jak i jego żołnierzom, niechęć zarówno wśród żołnierzy jak i cywili. W "Notatce z przebiegu działań Zgrupowania >>Radosław<<" mjr. "Horodyńskiego" i por. "Klary" czytamy: Chorzy ciężko i lekko ranni, na kulach i na noszach, ludność cywilna – wszystko to było stłoczone na małym terenie pomiędzy Długą, Hipoteczną i Daniłowiczowską. Powstał nieopisany bałagan i panika. Oddział żandarmerii pod d-twem samozwańczego majora Bari lub Bary nie potrafił opanować sytuacji. Stosując gwałt wobec ludzi powiększały nastrój paniki. (...) Zarządzenie i rozkazy płk. Wachnowskiego są sabotowane przez d-cę jego żandarmerii "mjr" Bari, który przepuszcza na drogę ewakuacji swoich protegowanych. Jednak z czasem zaczęły się pojawiać opinie, iż to właśnie zdecydowany sposób w jaki mjr "Bari" zaprowadził porządek, pozwolił uratować tak wiele osób ze Starówki. Jak oceniacie działania żandarmerii pod dowództwem "Barrego", czy istotnie odegrali tak ważną rolę w ewakuacji Starówki?
  11. Nowości od IPN-u: Fieldorf M., Zachuta L., Generał August Emil Fieldorf 1895–1953: http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/general-august-emil-fieldorf Kasznica S.W., Druga wojna światowa. Wspomnienia spisane na podstawie codziennych notatek, oprac. Szczesiak-Ślusarek M.: http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/druga-wojna-swiatowa.-wspomnienia-spisae-na-podstawie-codziennych-notatek
  12. Legendarne Kolegium "A", czyli Oddział Dyspozycyjny Kedywu OW AK. Przed Powstaniem liczył około 100-120 ludzi [H. Witkowski, Kedyw Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-1944, Warszawa 1984, s. 74]. Dzięki swojej działalności w okresie okupacji, licznym akcjom bojowym, oddział przystępował 1 sierpnia do walk dobrze uzbrojony i przygotowany do najtrudniejszych zadań. Przydzielony do Zgrupowania "Radosław", zbiórkę miał wyznaczoną w gmachu Urzędu Celnego na Inflanckiej 16. Na zbiórkę 1 sierpnia stawiło się poza d-cą, por. lek. "Stasinkiem", 67 ludzi: 9 oficerów, 22 podchorążych, 10 podoficerów i 26 szeregowców. Na stanie uzbrojenia znajdowały się: 1 ckm "Maxim", 12 pm-ów, 10 kb "Mauser", 6 kb francuskich, 40 sztuk broni krótkiej, granaty dla całego oddziału plus 2 samochody ciężarowe. Czyli tak na dobrą sprawę, stan nasycenia bronią palną, wynosił 100% (oczywiście należy brać pod uwagę, że spora część tego to broń krótka). Pierwszym zadaniem oddziału, było zdobycie magazynów na Stawkach. Akcja trwała 15 minut, i zakończyła się sukcesem. Jak należy ocenić udział żołnierzy Kolegium "A" w Powstaniu? Jak wyglądała po 11/12 sierpnia przynależność bojowa oddziału? Z jednej strony pojawia się bezpośrednia zależność od d-cy "Brody 53", z drugiej, że jako przydzieleni do 3. kompanii "Zośki", podporządkowani byli właśnie "Giewontowi"...
  13. Oddział Dyspozycyjny "A"

    Ot i szczegół. Pisałem swego czasu o załamaniu się oddziału wolskiego podczas walk o Stawki w dniu 11 sierpnia, po rzekomym rozkazie "Śnicy" dt. atakowania czołgu. Oto jak widział to sam Bolesław Górecki [http://blogpublika.com/2013/09/09/wywiad-z-boleslawem-goreckim-ps-snica/ - dostęp na 11 września 2013 r.]: A.R: Za drugim razem 11 sierpnia, po śmierci "Olszyny" przejął Pan dowodzenie tym atakiem [na Stawki - A]. B.G: Tak, ale nie mogę zgodzić się z tym, co m.in. pisze w swojej książce Likiernik, przytaczając tam czyjąś opinię, że ja kazałem Plutonowi Wola atakować czołowo czołg. Tymczasem, to nie jest prawda. Jak przyleciał do mnie łącznik od "Olszyny" i powiedział, że tamten kazał mi przekazać "że czołg z lewej, a on leży w leju, bez nóg", to ja przekazując dowodzenie któremuś z moich kolegów stwierdziłem, że spróbuję ten czołg zwalczyć. Zabrałem drużynę 8 czy 10 chłopców z grupy Mokotów, z którymi od 6-9 sierpnia byłem na Żytniej i najlepiej się znaliśmy. Poszliśmy, ale nie ulicą Dziką, tylko zapleczem domków znajdujących się po lewej stronie ulicy Dzikiej, od Okopowej. I jak doszliśmy do tego czołgu, który stał na krańcu, na łuku tej ulicy i tam mieszkańcy wpuścili nas na balkon. Zdecydowałem wtedy, że będę rzucał granaty na czołg, a koledzy dodatkowo mieli go ostrzelać i rzucić w niego butelki zapalające. Jak się wszystko zaczęło, to Niemcy cofnęli wtedy czołg z tego łuku, a ci którzy byli przed nim, zaczęli uciekać ostrzeliwując się. Stracili wówczas pole widzenia na róg Stawek i Dzikiej. A tam była dziura w murze, przez którą wpadli Powstańcy... Oczywiście zawsze jeszcze istnieje możliwość, że B. Górecki chciał po latach wymazać tamtą historię... ale prawdę mówiąc wydaje mi się to wątpliwe. Inna rzecz, że mamy tutaj słowo przeciwko słowu.
  14. Jan Byczkowski "Cedro"

    Czyli już wiadomo, skąd w niektórych opracowaniach występuje właśnie pod tym nazwiskiem... A tak ogólnie, to gratuluję znaleziska - mam jednocześnie nadzieję, że to nie koniec odkrywania kolejnych kart z życia "Cedry".
  15. Książka, którą właśnie czytam to...

    A tak ogólnie, zabierając się za to nie nastawiałem się jakoś specjalnie na Sportiva, choć bez wątpienia czynią one całość bliższą memu sercu...
  16. Książka, którą właśnie czytam to...

    A Albinos tymczasem dorwał (kompletnie przez przypadek): Kuper S., Szymanski S., Soccernomics. Why England loses, why Germany and Brazil win, and why the US, Japan, Australia, Turkey-and even Iraq-are destined to become the kings of the world’s most popular sport, Nation Books 2009 - znakomita publikacja pokazująca futbol od strony ekonomii, statystyk, wpływu na społeczeństwo (w dużym skrócie - książka o liczbach pozwalających lepiej zrozumieć piłkę nożną), polecana m.in. przez Michaela Coxa i Michała Okońskiego. Na półce "literatura dt. futbolu" absolutnie jedna z czołowych pozycji. Do tego powoli podczytuję Książkę twarzy Marka Bieńczyka, wracam do opowiadań Marka Hłaski i grzebię w: Doświadczenia lat wojny 1939-1945, red. Bartoszewski W., Kraków 1980. Wojna i okupacja na ziemiach polskich 1939-1945, red. Góra W., Warszawa 1984. Zaremba Z., Wojna i konspiracja, Kraków 1991. Się człowiek powłóczył kilka dni po górach, to teraz trzeba nadrobić zaległości...
  17. Nowość od "Znaku": Łazarewicz C., Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich, Kraków 2013: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3796,Szesc-pieter-luksusu#recomended Okresowi wojny poświęcony jest zaledwie fragment, ale zawsze jest to jakiś kolejny kamyczek do ogródka...
  18. Literatura - Powstanie Warszawskie

    Tak stoi w samej gazecie. W związku z tym pytanie już do redakcji, autor nie miał wpływu na to
  19. Literatura - Powstanie Warszawskie

    W najnowszej "Stolicy", nr 8-9(2256-7)/2013, cały blok poświęcony Powstaniu: Pawlina S., Od euforii po wściekłość - ludność cywilna podczas powstania, s. 30-33. Dajbor R., Aktorzy w Powstaniu Warszawskim, s. 34-38. "Rysiek" z Kedywu. Ze Stanisławem Aronsonem, oficerem Armii Krajowej, członkiem Kedywu Kolegium "A", rozmawia Hubert Kuberski, s. 39-42. Górczyński M., Dulag 121 - w drodze z piekła do nieba, s. 43-45. Plus krótkie omówienie książki A. Pilcha: Pawlina S., Partyzant trzech puszcz, s. 61. Z przyczyn wiadomych gorąco polecam (przy okazji licząc na konstruktywną krytykę).
  20. Tadeusz Wiwatowski "Olszyna"

    Secesjonisto, no ale ja się właśnie nad tym, co trafnie zauważyłeś, zastanawiam - w końcu napisałem: przy założeniu, że pracował tam formalnie Ale nawet jeśli Korbutianum nie działało, to czy nie istniała możliwość, aby fakt jego istnienia wykorzystać i załatwić te kilka dodatkowych zaświadczeń? Znane są przecież przykłady wykorzystywania przez Polaków okazji do uzyskania dobrych papierów. Tak jak chociażby z "pracownikami odróbkowymi", którzy pobierali zapomogi i odpracowywali je w różnych agendach i placówkach Zarządu Miejskiego [T. Szarota, Okupowanej Warszawy dzień powszedni. Studium historyczne, Warszawa 1988, s. 36]. Dla mnie podstawowym pytaniem tutaj jest to, czy Niemcy poszliby na coś takiego. Bo w zasadzie co im szkodziło tych 3-4 pracowników więcej? Jeśli udałoby się znaleźć przykłady podobnych praktyk, czyli namawiamy Niemców do wystawienia większej liczby "papierów", niż to faktycznie potrzebne, to dla mnie to już byłby jakiś trop. Fragment już kiedyś był omawiany na forum. Na pewno bywał w Gabinecie częściej, niż ten jeden raz. Pisał o tym T. Mikulski: Książki, do których dostęp był coraz trudniejszy, brał z Gabinetu Gabriela Korbuta [T. Mikulski, Miniatury krytyczne, Warszawa 1976, s. 42]. Skoro mógł brać stamtąd książki, to być może miał stały dostęp? Ale skąd? Pomógł mu w tym Julian Krzyżanowski? Tadeusz Mikulski? Jeszcze ktoś inny? A może właśnie miał tam jak najbardziej legalny wstęp? Wszystko na chwilę obecną równie realne. W drugim nie ma nic na ten temat. Może w tym pierwszym, ale... ogólnie wątpię, aby udało się znaleźć odpowiedź na moje wątpliwości w tej kwestii. Jak w przypadku wielu innych wątków z życia "Olszyny" dysponujemy jedynie fragmentami. Ot takie układanie puzzli, do których nie ma ani obrazka z pudełka, ani wszystkich elementów. Co ułożymy, to nasze - resztę trzeba sobie wyobrazić.
  21. Tadeusz Wiwatowski "Olszyna"

    W marcu pisałem coś takiego: Jeśli dobrze rozumiem, to działalność G[abinetu] F[ilologicznego] im. G[abriela] K[orbuta] była przez Niemców do tego 1943 r. akceptowana. Czyżby więc Wiwatowski był tam formalnie zatrudniony? Czy mógł otrzymać z tej okazji papiery, które zapewniały mu względne bezpieczeństwo? No a teraz u prof. Szaroty znalazłem takie coś [tenże, Okupowanej Warszawy dzień powszedni. Studium historyczne, Warszawa 1988, s. 36]: Do tzw. mocnych papierów zaliczyć należy również Erlaubniskarte, legitymację wydawaną przez okupanta m.in. śpiewakom kawiarnianym, muzykom, bibliotekarzom, księgarzom, właścicielom wypożyczalni książek, fotografom. Ja tam się na niemieckich dokumentach i zaświadczeniach nie znam, ale z tego, co tutaj widzę, to - dla mnie przynajmniej - wynika, że T. Wiwatowski (przy założeniu, że pracował tam formalnie, bo dostęp do samego lokalu miał na pewno) mógł legitymować się tą Erlaubniskarte (do 1943 r.).
  22. Książka, którą właśnie czytam to...

    I dlatego, że Kępiński to klasyk, to i Albinos go czyta. A celem rozpoznania czego... Albinos zwyczajnie uznał, że skoro chce zajmować się życiem codziennym pod okupacją niemiecką 1939-45 (obecnie sama konspiracja zbrojna, ale z czasem w planach inne grupy), to wypadałoby sięgnąć i do psychologii/psychiatrii, i do socjologii, i do gospodarki, i do... Więc powoli sobie Albinos realizuje te plany. Jeśli chce się podążać szlakiem wyznaczonym przez Tomasza Strzembosza, to wypada się dobrze przygotować - ot co. Pomijam już to, że Albinosa zwyczajnie ta tematyka od jakiegoś czasu dość mocno pociąga.
  23. Książka, którą właśnie czytam to...

    W ramach dokształcania się na polu psychologii/psychiatrii po przybliżeniu sobie odpowiednich dzieł prof. Józefa Pietera nt. strachu, lęku i przestrachu tym razem Albinos postanowił sięgnąć po: Kępiński A., Lęk, Warszawa 1977.
  24. Kedyw OW AK

    W sprawozdaniach finansowych Kedywu OW wstępuje pozycja "Czardasz-pogotowie" - jej wartość jest stała od co najmniej października 1943 r. aż do czerwca 1944 r., 28 800 zł. Czym ona była? Osoby zajmujące się tematem nie mogły tego ustalić. Prywatnie też nie miałem żadnych ambicji w tym kierunku, ale... Stanisław Likiernik w swoich wspomnieniach pisze, że otrzymywał trochę pieniędzy, tyle, by przeżyć [s. Likiernik, Diabelne szczęście czy palec boży?, Warszawa 1994, s. 74]. Owszem, wypłacano stałe etaty kilkunastu osobom, ale to mówimy o 16-18 najważniejszych postaciach w strukturach Kedywu OW. Rozliczenia finansowe w żaden sposób nie potwierdzają tego, aby szeregowi żołnierze oddziałów dyspozycyjnych dostawali stałą pensję. Rozprowadzano to gdzieś na boku? Mało możliwe. O ile jeszcze z bronią urządzano różne kombinacje, to już finansów raczej pilnowano. Ale zobaczmy co pisał z kolei J.R. Rybicki [J.R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego Kedywu, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2003, s. 195]: Jedynie pewna grupa, tzw. oddział dyspozycyjny, brała subwencje na to, by ci, którzy nie pracowali, a stale byli w pogotowiu, mieli z czego żyć. Czyżby więc "Czardasz-pogotowie" był stałym funduszem przeznaczonym na wypłaty dla tych, którzy akurat nie pracowali ze względu na wypełnianie swoich zadań organizacyjnych związanych z byciem w pogotowiu na wypadek sytuacji nagłych?
  25. Złożyć podanie w trzech kopiach, tydzień oczekiwania na odpowiedź. A tak na serio - w kwestii "Zośki" już pisałem. Proszę sprawdzić na pierwszej stronie.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.