Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Ale wyniki ma świetne;) Najlepszy strzelec Premiership i LM w poprzednim sezonie (a warto tutaj zauważyć, że w ManU gra jako skrzydłowy), zdobywca nagród dla najlepszego piłkarza w Anglii w plebiscycie piłkarzy i dziennikarzy. Poza tym na tym turnieju ma udział we wszystkich bramkach Portugalii. Ferguson zmienia go w coraz lepszego zawodnika, jeśli tylko nie przejdzie do Realu, ma szansę rozwinąć się jeszcze bardziej. Niemniej mimo iż jest gwiazdą pierwszej wielkości, a sukcesy Manchesteru, któremu kibicuję blisko 10 lat, są w dużej mierze oparte na nim, to też nie przepadam za nim. Niemniej z racji tego, iż Portugalii kibicuję już od lat 8 (od Euro 2000, zaraz po Francji to moja druga ulubiona reprezentacja zagraniczna), a Simao Sabrosa, Ricardo Quaresma, Ricardo czy też Deco należą do moich ulubionych piłkarzy, to mam nadzieję, że sięgną teraz po złoto. Odpadnięcie Portugalii automatycznie spowoduje, iż Euro przestanie mnie interesować w jakimkolwiek stopniu.
-
A i owszem, zagrał w "Eroice" powstańca. Zagrał też m.in. w "Trzech startach", Dyźmie z '56, "Małżeństwie z rozsądku" czy też w "Alternatywy 4". Jak by tak policzyć to wyjdzie mu kilkanaście epizodów.
-
Ciekawy artykuł na temat: http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?...kul&id=8914 .
-
A kulturalniej nie można? W fakcie iż Francja jak na razie przegrywa, martwi mnie tylko jedno... założyłem się z kumplem o piwo, że wyjdą z grupy, i jak na razie to on ma darmowego browara... :lmao: . Zastanawia mnie tylko, czy Rumuni wykorzystają szansę jaką mają, a mają sporą.
-
Czyżby chodziło o ppłk. rez. ks. Józefa Wrycza "Rawycza"? Już bez przesady;) Odpowiedziałeś dobrze, a dla kogoś nie interesującego się tematem KeDywu OW AK, istotnie pytanie mogło zabrzmieć dziwnie.
-
Problem w tym, że Beenhakker może jedynie próbować nauczyć ich odpowiednich zachowań na boisku, przygotować taktycznie, na zgrupowaniach poprawić trochę formę, ale nie zrobi z nich lepszych piłkarzy. Do tego potrzebna jest odpowiednia praca z młodzieżą. Trzeba już tych najmłodszych piłkarzy szkolić tak, jak to robi sie we Francji czy w Holandii. Inaczej nawet zatrudnienie Fergusona czy Scolariego nic nam nie da. Polska piłka musi przejść dużą zmianę, zanim zaczniemy osiągać jakiekolwiek sukcesy.
-
Wszystko halo Viss;) Na przełomie 1942/43 był to obok Oddziału Dyspozycyjnego por./kpt. sap. Józefa Pszennego "Chwackiego", OD por./kpt. sł. st. sap. Jerzego Skupieńskiego "Jotesa" i Oddziału dywersyjno-bojowego wchodzącego w skład Grupy "Andrzeja" jeden z czterech oddziałów dyspozycyjnych bezpośrednio podlegających komendantowi KeDywu OW AK... więc wszystko jest halo;) Odpowiedź Viss oczywiście poprawna.
-
Właśnie moi wspaniali obywatele zastanawiali się, co zrobić ze zbyt dużą populacją sokołów. Opcje były trzy: zagwarantować im pełną ochronę, odstrzelić część... albo przerobić na kebaby (sic!). Gierka jak tak patrzę na początek, całkiem niezła... ale jakoś nie zapowiada się, aby mnie wciągnęła na dłużej, jak to swego czasu udało się Travianowi (nawet chciałem ostatnio wrócić do zabawy, ale brak wolnego czasu okazał się być kwestią decydującą).
-
Coś prostego, a przynajmniej dość łatwego do znalezienia. Oddział kobiecych patroli minerskich KeDywu OW AK powstały już w kwietniu 1940 roku, i kierowany przez por. dr med. Zofię Franio "Doktora", bezpośrednio podlegał... właśnie, komu bezpośrednio podlegał?
-
A oto jak opisuje swoje losy w 27. DP AK generał Zbigniew Ścibor-Rylski "Motyl": I tak przetrwałem do 1 stycznia 1944 roku. 1 stycznia 1944 roku była koncentracja 27. Wołyńskiej Dywizji. Z Kowla wyszliśmy do Zasmyk. Byłem pierwszy w Zasmykach wieczorem. Nie były specjalnie strzeżone przez Niemców granice miasta, tak więc bez problemu wozem dojechałem, bo był już podstawiony wóz, furmanka. I tak powstała 27. Wołyńska Dywizja. No cóż powiedzieć, teraz cała gehenna 27. Wołyńskiej, to jest ogromna historia. Zadaniem 27. Wołyńskiej była przede wszystkim ochrona ludności polskiej i walka z Niemcami. Cały teren ten był oczyszczony przez Niemców. Dywizja miała ponad 5 tysięcy ludzi. Bardzo dużą pomocą był batalion, świetnie uzbrojonych Polaków, którzy byli przez Niemców wcieleni do pomocy. To była policja miejscowa. W Maciejowicach oni stacjonowali i uciekli. Niemców związali pewnej nocy i cały batalion w pełnym uzbrojeniu, z moździerzami, z cekaemami, przyszedł właśnie z Maciejowic do nas. Byłem dowódcą jednej kompanii z Maciejowic, nazwanych „Błękitnymi”, bo oni mieli mundury z niebieskiego materiału. Pułkownik Luboń przydzielił ich do każdego batalionu partyzantki polskiej, […], żeby wzmocnić siłę ognia w różnych batalionach. Także u „Sokoła” była jedna kompania, u „Jastrzębia” była druga kompania i u „Gardy” była trzecia kompania. W 27. Wołyńskiej było bardzo dużo oficerów Cichociemnych. Był „Gzymsik”, tu był „Pukacki”, był „Sokół”, to był „Fiałka”, mój dowódca porucznik „Sokół”. I tak zaczęły się walki z Niemcami i Ukraińcami. Muszę powiedzieć, że wiele wsi polskich dzięki temu ocalało. Ludność polska została ocalona, przez to że XXVII Wołyńska te tereny zajęła. To były polskie, normalne wsie. W Bindudze nad Bugiem później stacjonowałem, ale to dopiero jak pułkownika odprowadziłem, a tak stacjonowaliśmy na południe od Kowla, od Zasmyk. Jak pułkownik Luboń-Bombiński został wezwany do Warszawy, to my w zimie, całym batalionem jego odprowadziliśmy do Bugu, bo w Bindudze była przeprawa. Całym batalionem odprowadzaliśmy pułkownika Bobińskiego, bo miał przyjść nowy dowódca. W końcu lutego odprowadziliśmy pułkownika do Bugu i ja już zostałem z moją kompanią w Bindudze nad Bugiem. Była to bardzo duża wieś polska nad samym Bugiem, a po drugiej stronie byli Niemcy. Tam była szkoła duża w Bindudze, biało-czerwona flaga była na szkole. Niemcy lornetowali nas z drugiej strony. W nocy pułkownik został przeprawiony przez Bug, a na jego miejsce przyszedł pułkownik Kiwerski-Oliwa. W Bindudze stacjonowałem chyba do 20 marca, potem zostałem skierowany do Sztumia, to jest kilkanaście kilometrów od Lubonia, na południe. Ta wieś Sztum, to było pole samo. W Luboniu był tor kolejowy i tam stacjonowali Niemcy. Niemcy koniecznie chcieli ten Sztum zlikwidować, bo wywiad niemiecki wiedział, że tam jest partyzantka. Trzy dni nacierali na Sztum, ale jakoś dobrze okopani byliśmy, także odpieraliśmy te ataki niemieckie. Trzeciego dnia w nocy, chyba 1 kwietnia, Niemcy natarli na nas. Cała kompania górska szła ze wschodu na zachód i nie wiedzieli, że my stacjonujemy w Sztumie, tylko weszli do wsi, bo chcieli zakwaterować się tam. Naturalnie my otoczyliśmy ich, była bardzo ciężka walka nocna, ja zapaliłem stodołę, żeby oświetlić i nie zabijać sami swoich. To były walki wręcz, dosłownie wręcz. Wzięliśmy wtedy 80 Niemców do niewoli, reszta zginęła, a ode mnie było dwóch zabitych i kilku rannych. 3 lub 4 kwietnia już byłem skierowany do Stawek, a na Sztum przyszła Kompania Warszawska. Jeszcze nie powiedziałem, że za pułkownikiem Oliwą-Kiwerskim, który był dowódcą Kedywu, przyszła Kompania Warszawska, która z Warszawy, samochodami, w pełnym uzbrojeniu przejechała przez całe GG do Bindugi nad Bug i przeprawiła się w nocy do mnie. Ja pierwszy witałem Kompanię Warszawską, to był porucznik Czarny, Biały i Piotr Zołociński, trzech oficerów, poruczników, dużo podchorążych, no i cała kompania, którą wziął sobie Oliwa-Kiwerski jako przyboczną osłonę. Ta kompania była bardzo dobrze uzbrojona. W pierwszych dniach marca oni przybyli i do 20 marca razem stacjonowaliśmy we wsi Binduga. Ale wracając do Sztumia to właściwie już był kwiecień i w Stawkach zaczęły się bardzo ciężkie walki z Niemcami. Stawki, Staweczki... To był batalion Niemiecki, a nasz batalion na zmianę, kompanie przeplatane, bo Rosjanie jednak, jakoś nie dowierzali naszym siłom. Niemcy koniecznie chcieli zlikwidować ten oddział rosyjski, którył przez Turię, ze wschodu przyszedł już jako regularna Armia Radziecka, i połączyliśmy się już razem. To był koniec kwietnia. Już regularna Armia przeszła przez Turię i była na południe od Kowla, wzdłuż linii kolejowej. Niemcy koniecznie chcieli zlikwidować ten oddział radziecki, który razem z nami się połączył. Były bardzo dobre stosunki między dowódcami batalionów. Nigdy nie zapomnę, jak właśnie pod Stawkami było bardzo silne natarcie niemieckie, odpieraliśmy je, okopani byliśmy, zamarznięta jeszcze była ziemia. Ta zmarznięta ziemia aż pryskała od pocisków moździerzy. Zalegliśmy, nie mogliśmy po prostu oderwać się od ziemi i ruszyć do ataku. Ataki przed nami, przed frontem, radziecki oficer na koniu razem z pięcioma adiutantami przejechał przez cały front i tylko krzyczał: Wpierod! Wpieriod! Wpieriod! On na koniu, a jeden adiutant wyleciał w powietrze, drugi adiutant wyleciał w powietrze, a on przeleciał. Pokazał nam, że na koniu nawet można przejechać wśród pocisków i nie bać się. My poderwaliśmy się, ruszyliśmy i zdobyliśmy Stawki. To był rzeczywiście widok wspaniały, ale to tylko chyba pod wpływem alkoholu, dowódca może podjąć taką decyzję. Nie wolno przecież takich rzeczy robić, no ale poderwał nas. Przychodzi marzec, Niemcy coraz bardziej koncentrują się, ściągają „Hermann Goering”, z południa. Uderzyli na nas z czołgami i my już w lasach mosurskich musieliśmy się bronić. Cofnęliśmy się na zachód w duży kompleks leśny, lasy mosurskie. Tam byliśmy otoczeni. Wtedy Oliwa nie żył, bo zginął w leśniczówce. A zastępca jego Sztumberk-Rychter Tadeusz, postanowił przebić się na północ. Rozmawiał z Rosjanami, żeby wszyscy razem i Rosjanie, i my, większą siła, przebijemy się przez tory kolejowe na północ. Ale Rosjanie powiedzieli, że nie, oni zostają w lasach, bo tu przyjdzie pomoc. Na pewno Rosjanie nie zostawią ich samych, przyjdzie pomoc. Ale Sztumberk-Rychter był też ze wschodu i nie dowierzał, bardzo dobrze po rosyjsku mówił. No i powiedział „No to trudno. Wy zostajecie, ale my się przebijamy. My nie wierzymy w żadną pomoc. Tutaj wszystkich was Niemcy wezmą do niewoli”. No i tak się stało. My całą dywizją naszą przez tory przeszliśmy. Zdobyliśmy bunkry niemieckie przy torach, ale to Niemcy się bardzo słabo bronili, tylko przyszedł pociąg pancerny spod Kowla, no i wtedy z karabinów maszynowych i z działek troszkę po nas postrzelał. Ale my przeszliśmy na północ i poszliśmy w lasy szackie. W lasach szackich cała dywizja zebrała się i dowódca Tadeusz Sztumberk-Rychter postanowił przebić się przez Prypeć, na wschód. Mieliśmy radiotelefon, krótkofalówkę przez Warszawę i przez to radio powiedział, że będziemy się przebijać na wschód do wojsk radzieckich. I Batalion „Garda” pod dowództwem Cichociemnego, poszedł na Prypeć. Tam partyzantka radziecka, też z nami miała przejść. Byliśmy w lasach Szackich, natomiast batalion „Gardy” podszedł nad samą Prypeć i razem z radziecką partyzantką mieli przejść przez Prypeć. Przewodnik, nie wiadomo do dzisiejszego dnia, nie jest to dokładnie wyjaśnione, albo się pomylił, czy coś, tak że Niemcy bardzo silny położyli ogień. Zorientowali się, że tam przechodzą większe siły, bo jednak batalion to są trzy kompanie, to jest ponad trzysta ludzi i jeszcze radzieckich dość duża liczba żołnierzy. Tam szalenie silny ogień położyli Niemcy i też z drugiej strony mówią, bo ja tam nie byłem, tylko z opowiadań tych co przeżyli wiem, że i Rosjanie strzelali, bo po prostu w innym miejscu mieli przejść przez Prypeć, a przewodnik chyba się pomylił i Rosjanie z drugiej strony nie wiedzieli, że to przechodzą Polacy. No i położyli też ogień po nas. Prawie połowa zginęła tam naszych żołnierzy. Zginął też dowódca porucznik „Garda”. Ci co przeżyli, udało się przejść, zostali wcieleni do Wojska Polskiego. Z Wojska Polskiego przyjechał kapitan i powiedział dosłownie, bo to znam z relacji tych, co przeżyli, że „Co chcecie, albo do wojska naszego pójdziecie, albo zostaniecie wywiezieni na Syberię?” Przy takim postawieniu sprawy, to wszyscy powiedzieli „Naturalnie idziemy do wojska”. Bardzo dużo moich znajomych żołnierzy dostało się wtedy do Wojska Polskiego. Do Chełma potem ich przewieźli. A 27. Wołyńska Dywizja dostała rozkaz, po tym nieudanym przejściu przez Prypeć, przez radio, że „Cofnąć się na zachód przez Bug z powrotem na Lubelszczyznę”. My wszyscy, cała reszta dywizji, z lasów Szackich szliśmy przez Bug i osiedliśmy w Ostrowie Lubelskim. Jest to duża dosyć miejscowość. Ja stanąłem we wsi Maśluchy z całą kompanią. Całe wsie, znowu cały ten obszar, to jest duży powiat, był zajęty przez 27. Wołyńską Dywizję. Tam zdobyliśmy bardzo dużo żywności. Chłopcy byli bardzo wygłodzeni po tych przejściach. Mleczarnie jakieś zdobyliśmy, sery, pieczywo, dużo masła. Tam byliśmy na odpoczynku. Nawet było spokojnie, Niemcy się bali nas zaatakować, bo to jednak dość duża siła nas była. Z Kompanii Warszawskiej na urlop nawet wysłał dowódca do Warszawy, żeby chłopcy mogli się z rodziną spotkać. Część Kompanii Warszawskiej została, a część pojechała do Warszawy. Cyt. za: www.1944.pl
-
Pułk AK "Baszta" ppłk. Stanisława Kamińskiego ps. "Daniel", obok Zgrupowania "Radosław", był bodajże najlepiej uzbrojoną jednostką Powstania Warszawskiego. Początkowo na Mokotowie miały walczyć razem ze Zgrupowaniem "Radosław". Jednak przeniesienie KG AK na Wolę, wraz z żołnierzami "Radosława", spowodowało iż "Baszta" musiała wykonać całość zadań sama. Niemalże do samego końca powstania "Baszta" trzymała swoje stanowiska, wykrwawiając się na atakach na silnie bronionych, ale jednocześnie mało istotnych punktach. Teraz pojawia się pytanie, czy "Baszta" została prawidłowo wykorzystana w powstaniu, jak oceniacie ich postawę i efektywność działań?
-
Pancerny na przyszłość prosiłbym o podanie źródła tego OdB, wolałbym jednak aby takie rzeczy były podawane;) To domyślam się było ze strony whatfora. Co do tej grupy. Co prawda "Baszta" jest mi dość słabo znana, niemniej o ile się orientuję, to chodzi tutaj o mord na Dworkowej w dniu 27 września. Według relacji pana Aleksandra Kowalewskiego "Longinusa" z kompanii łączności "K-4", była to akcja zaplanowana. Otóż gdy tego 27 września "Baszta" kanałami wycofywała się do Śródmieścia, okazało się, że Niemcy zablokowali niektóre przejścia oraz poustawiali straże przy włazach. Część chciała wracać na Mokotów. Przyszła jednak wiadomość, że Mokotów skapitulował, a Niemcy są wszędzie. W końcu zaczęto wychodzić przez właz najprawdopodobniej gdzieś w al. Puławskiej, między Madalińskiego a Dworkową, gdzie była siedziba żandarmerii niemieckiej (na zdjęciach widać torowisko, tego zaś na Dworkowej nie było). Niemcy kazali wychodzić z kanału. Następnie oficer SS, który dowodził akcją, zaczął pytać, czy ktoś wie co się stało z feldfeblem (podał jego imię i nazwisko), który 8 sierpnia wyszedł na patrol i nie wrócił. Nikt mu nie odpowiedział. Ten na to stwierdził, że za niego zabije paru Polaków. Zaczął ich wyzywać. Rozkazał sierż. pchor. Budkiewiczowi, który znał dobrze niemiecki, powiedzieć siedzącym w kanele, że mają wyjść, inaczej o 13 zostaną wrzucone granaty. I tak też się stało. Zaraz potem zaczęły padać różne komendy i zaczęła się strzelanina. Ci którzy leżeli twarzą do ziemi usłyszeli, że mają się nie podnosić. Okazało się, że Niemcy rozstrzelali kilkanaście (dziesiąt?) osób, w zemście za tamtego feldfebla. Druga wersja głosi, że zostali oni zabici gdyż chcieli uciekać, stawiać opór itp. Jednak relacja pana Kowalewskiego, o słowach oficera SS odnośnie feldfebla, wskazuje że wszystko było zaplanowane.
-
Widiowy w związku z brakiem poprawnej odpowiedzi, prosiłbym o podanie jej, i zadanie kolejnego pytania.
-
Co bym polecił? Właśnie m.in. to, co zacząłem opisywać od skręcenia na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej z Nowym Światem w prawo. Wola to raczej miejsce, które jest rzadko (o ile w ogóle) umieszczane na trasach wycieczek turystów. Jest tam sporo ciekawych miejsc, jednak ze względu na raczej mało reprezentacyjny charakter dzielnicy, wycieczki się tam zbyt często nie zapuszczają. Zmieniło się to troszkę po 2004 roku, kiedy to otworzono MPW. Jeszcze a'propo zabytków na Woli. Dla osób zainteresowanych historią RON, na pewno ciekawym miejscem będzie Pole Elekcyjne z pomnikiem Electio Viritim, pomiędzy ulicami Obozową-Ostroroga-Płocką. Reduty Ordona i Sowińskiego, to także miejsca raczej niespotykane w programach wycieczek (chyba, że szkolnych), a warte tego, aby obejrzeć je. Na murach kościoła św. Wawrzyńca, znajdującego się tuż obok Reduty Sowińskiego (Reduta nr 56), do dzisiaj widać ślady po kulach. Zakład Platerniczy Norblinów wybudowany w 1820 roku, to także miejsce warte zobaczenia. Miłośnicy piwa mogą zahaczyć o Krochmalną 59, gdzie do 1948 roku istniał zakład produkcji browaru należący do firmy"Haberbusch i Schiele", od 1921 jego produkcja wynosiła 10% produkcji krajowej, więcej miały tylko Tychy i Okocim. Jadąc Wolską w stronę Prymasa Tysiąclecia, w pewnym momencie po prawej stronie mijamy kościół św. Wojciecha. To w tym miejscu w trakcie powstania, Niemcy urządzili obóz przejściowy dla deportowanych mieszkańców Warszawy. Jeśli ktoś jest zainteresowany miejscami związanymi w PW'44, to polecam zajrzeć jeszcze do tych tematów: http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic.php?t=4246 , http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic.php?t=4766 . Postaram się w najbliższym czasie opracować jeszcze parę miejsc w Warszawie, już poza Wolą.
-
Zależy co kogo interesuje;) Taki kanon dla turysty to na pewno Stare Miasto i jego okolice. Tam uwagę warto zwrócić na: Plac Zamkowy (tutaj kolumna Zygmunta i Pałac pod Blachą), Zamek Królewski, Rynek Starego Miasta, Katedrę św. Jana, kościół Jezuitów, kościół św. Marcina, mury miejskie wraz z Barbakanem. To takie główne punkty tej części. Oczywiście warto zwrócić uwagę także na mniej znane zabytki, jak choćby: kamienice Bartoszków, Mansjonaria, Psałteria, Schmitta czy też słynna Pod Okrętem. Warto przejść się Kamiennymi Schodkami i zobaczyć słynny Dom Profesorów na Brzozowej. Dalej idąc trafiamy na Nowe Miasto. Tam warto przyjrzeć się kościołowi sakramentek, paulinów czy też mój ulubiony kościół Nawiedzenia NMP na skarpie wiślanej. Pałace Raczyńskich i Sapiechów, PWPW czy też kościół św. Jana Bożego to także miejsca warte zobaczenia. Idąc od kościoła św. Jana Bożego w stronę Krakowskiego Przedmieścia trafimy na Plac Krasińskich, a tam zobaczyć możemy Pomnik Powstania Warszawskiego i Pałac Krasińskich. Kilkanaście metrów dalej na Miodowej po lewej stronie idąc od Placu Krasińskich, na murze budynku jest tablica upamiętniająca załogę zestrzelonego Liberatora, który rozbił się w tym miejscu. Wzdłuż Miodowej do zobaczenia mamy m.in. pałac Małachowskich, Prymasowski, kościół Przemienienia Pańskiego (ufundowany przez Jana III Sobieskiego jako wotum dziękczynne za zwycięstwa pod Chocimiem i Wiedniem), pałac Radziwiłłów czy też Collegium Nobilium. Następnie trafiamy na plac Teatralny. Stąd możemy Senatorską udać się w stronę placu Bankowego, albo na plac Piłsudskiego i na Krakowskie Przedmieście, aktualnie jedno z najbardziej reprezentacyjnych miejsc w Warszawie (w całości do użytku ma zostać oddany jeszcze tego lata). Na placu Teatralnym oprócz Teatru Wielkiego zobaczyć możemy pałac Blanka, Jabłonowskich czy też południk warszawski. Idąc w stronę placu Bankowego mamy jeszcze m.in. kościół św. Antoniego Padewskiego czy też Pałac Zamoyskich, znany także jako "Błękitny". Z placu Bankowego (niedaleko od niego znajduje się Arsenał), można skierować się w stronę Ogrodu Saskiego. Tam po zobaczeniu wodozbioru, fontanny, rzeź muz i cnót oraz Grobu Nieznanego Żołnierza, warto skierować się na Krakowskie Przedmieście. Po drodze można zahaczyć o Zachętę i Dom Bez Kantów. Na Krakowskim Przedmieściu do zobaczenia jest naprawdę sporo. Poczynając od pałacu Prezydenckiego, Potockich, Kazimierzowskiego, przez campus UW, kościół Wniebowzięcia NMP i św. Józefa Oblubieńca oraz bazylikę św. Krzyża po pomniki księcia Józefa Poniatowskiego, Adama Mickiewicza i kardynała Stefana Wyszyńskiego. Następnie mamy Nowy Świat z pałacami Kossakowskich, Staszica i Zamoyskich. Po Nowym Świecie trafiamy na rondo de Gaulla. Tam możemy skręcić w stronę Wisły aby zobaczyć najpiękniejszy moim zdaniem most w Warszawie, czyli most Poniatowskiego. Po drodze mamy także MWP i MNW. Możemy także pojechać prosto na plac Trzech Krzyży. Tutaj warto zwrócić uwagę na (chociaż trudno na początku zwrócić uwagę na coś innego) kościół św. Aleksandra. Jadąc dalej mamy możliwość zobaczyć park Ujazdowski, Ogród Botaniczny oraz tradycyjny element spacerów po Warszawie czyli Łazienki Królewskie. Tutaj do zobaczenia mamy chociażby Pałac na Wyspie, Starą Pomarańczarnię, Podchorążówkę czy też Amfiteatr. Kolejny etap to Wilanów, obok Łazienek i Starówki chyba najbardziej charakterystyczne miejsce dla turystów. Tutaj oczywiście zwiedzamy Pałac Wilanowski. Do zobaczenia mamy także cztery ogrody: barokowy, różany, angielski krajobrazowy oraz angielsko-chiński. To by było chyba tyle, jeśli chodzi o miejsca najbardziej reprezentacyjne... a teraz czas na coś dla bardziej wymagających. Wracamy jeszcze raz na Nowy Świat, a konkretnie na skrzyżowanie z Świętokrzyską. Idąc w stronę ronda de Gaulla skręcamy w prawo. Idąc do Marszałkowskiej mijamy plac Powstańców Warszawy i znajdujący się przy nim Prudential, jeden z najstarszych warszawskich wieżowców, wybudowanego w latach 1931-1934. Aktualny plac Powstańców Warszawy to były plac Napoleon/Warecki. To właśnie w tym miejscu pierwotnie miał stanąć pomnik Fryderyka Chopina, który w ostateczności trafił do Łazienek. Następnie wychodzimy na Marszałkowską... ale nie po to, aby zobaczyć PKiN. Jedziemy na Wolę. Wpierw udajemy się w stronę ronda "Radosława". Stamtąd możemy skierować się w stronę mostu Gdańskiego. Po drodze mamy Cytadelę oraz Fort Legionów, miejsca ciekawe dla zainteresowanych militariami. Jadąc teraz w stronę ulicy Wolskiej możemy zaczepić o Cmentarz Wojskowy na Powązkach, Stare Powązki, Cmentarz Żydowski, Muzułmański Cmentarz Kaukaski, Cmentarz Ewangelicko-Augsburski oraz Cmentarz Ewangelicko-Reformowany. To na tych wolskich cmentarzach w sierpniu '44 swoją obronę opierał "Radosław". Jedziemy ulicą Młynarską, docieramy do skrzyżowania z Wolską. Tutaj warto zwrócić uwagę na odrestaurowaną kamienicę Lisowskiego pod numerem 7. Po drugiej stronie mamy budynek powstały w latach 1949-1956. Mowa o PDT na Woli. W okresie PRL-u było to dość znane miejsce w Warszawie, w którym często można było kupić towary niedostępne w innym sklepach w Warszawie. Warto także zwrócić uwagę na samo skrzyżowanie Wolskiej z Młynarską. To w tym miejscu znajdowała się słynna barykada, którą 5 sierpnia '44 zdobyły oddziały Dirlewangera. Kawałek dalej znajduje się pałacyk Biernackich, wzniesiony w XIX wieku. Na Woli można znaleźć naprawdę wiele ciekawych miejsc. Kamienica Pod Zegarem przy Chłodnej 20, gmach III LO przy Rogalińskiej (jednej z najstarszych szkół średnich w Warszawie, budowę zaczęto w 1914, do użytku oddano w 1923) Reduta Wolska czy też pałac Bogusławskiego. Warto przejść się do parku Sowińskiego (to tutaj ustawiony był w trakcie Powstania Warszawskiego moździerz Gerät 040 Karl Ziu kalibru 600 mm). Jeśli ktoś oczekuje dokładniejszych danych, albo opisu innych miejsc, to z chęcią służę pomocą, niemniej nie ukrywam że Wola i okolice Starego Miasta są mi znane najlepiej, w przypadku reszty będę musiał trochę poszukać.
-
Dlatego może zajdźmy na razie z niego, i poczekajmy co pokaże na IO.
-
Nie bronię go na siłę, tylko chcę aby dano mu szansę na spokojną pracę do IO. Pisałem to już kilka razy, i napiszę jeszcze raz: pogadamy po IO. Naprawdę tak Ci zależy na zwolnieniu Lozano akurat teraz? Reprezentacja na tym raczej nie zyska, a może sporo stracić. Zależy Ci na reprezentacji, czy na zwolnieniu Lozano? Tak czytam to co piszesz, i zastanawia mnie jedno... czy Ty masz zdolności profetyczne, że z taką pewnością wypowiadasz się o tym co będzie?
-
W kadrze rządzić ma trener czy rozkapryszone gwiazdy, które przyjeżdżają sobie kiedy chcą? Dlaczego np. z Gruszką czy Świderskim nie ma takich problemów? Dlaczego problemy sprawiają ci, którzy za Lozano albo na krótko przed nim, weszli do kadry? Niech media pozwolą mu załatwić sprawę wewnątrz kadry, a nie sprawa jest wałkowana tygodniami. Ataki na Lozano na pewno mu nie pomagają. Ale rozumiem, że tłum żądny krwi musi dostać swoją ofiarę :lmao: . Wpadki zdarzyć się mogą każdemu, siatkarze to nie maszynki do wygrywania, mają prawo mieć słabszą formę. Nie muszę sobie wyobrażać, bo takie były. Porażka z Łotwą do eliminacji do Euro 2004. Z Armenią podczas ostatnich eliminacji. Z Ekwadorem podczas ostatnich MŚ. Tylko że różnica jest tak, że piłką nożna interesuje znacznie więcej osób, niż siatkówką. Więc i presja mediów jest znacznie większa. Teraz przypomina mi się przykład Fergusona, gdy zaczynał pracę w ManU. W sezonie 1989/1990 kibice byli wściekli na niego. Ekipa była bliska spadku z ligi. Żądano jego natychmiastowego odejścia. Jednak władze klubu dały mu szanse, i dzisiaj ciężko sobie wyobrazić ekipę z Old Trafford bez niego. Kolejne pogłoski o jego odejściu wywołują panikę wśród kibiców. Czasem może warto komuś zaufać, zwłaszcza że Lozano już co nieco zdobył z tą ekipą. Ataki prasy na niego i żądania kibiców, aby co mecz Polska wygrywała po 3:0, na pewno mu nie pomagają. Dlatego dajmy mu spokojnie pracować do IO, i potem będziemy go oceniać.
-
To są znowu tylko Twoje przypuszczenia. Równie dobrze mogę napisać, że ten 2 czy 3 skład Brazylii albo Rosji dostałby 3:0 od Egiptu... i jak mi udowodnisz, że to jest niemożliwe? Rozmawiajmy o faktach, inaczej dyskusja nie ma sensu. Nie zawsze można być najlepszym. Polska to nie Brazylia, która non-stop odnosi sukcesy. Poza tym siatkówka powoli zaczyna pod tym względem przypominać piłkę nożną. Tutaj nie ma już słabych ekip. Pogadamy po IO.
-
Zazwyczaj ludzi rozśmieszam, już taki zabawny człowiek jestem... To co było kiedyś, to było. Jeśli dla Ciebie ważniejsze jest to, aby nasi podstawowi siatkarze po ciężkim sezonie, na krótko przed olimpiadą dodatkowo męczyli się w meczach ligi światowej, niż żeby mogli sobie odpocząć i na świeżo przygotowywać do IO, to gratuluję. Niedawno przed brak świeżości mieliśmy problemy w finale LŚ, chcesz powtórki? Nie wmówisz mi, że od MŚ zapomnieli jak się gra w siatkówkę.
-
Sprawa pierwsza: Egipt to nie jest słaba drużyna. Sprawa druga: jeśli Lozano miałby dla radości kibiców kazać grać tym najlepszym, na krótko przed olimpiadą, kiedy muszą trochę odpocząć, to w Pekinie naprawdę nie mielibyśmy czegoś szukać. Po ciężkim sezonie siatkarze maja prawo odpocząć, a ciężko spodziewać się, aby zmiennicy od razu zagrali na wysokim poziomie. Czy będzie gorzej, to się zobaczy. Na razie ani Ty, ani ja ani pan Jan Kowalski tego nie wiemy...
-
A wziąłeś Jarpenie pod uwagę fakt, że nie graliśmy najmocniejszym składem? Poza tym zwolnienie Lozano teraz, to najgorsza rzecz jaką można zrobić. Ktoś musi ich poprowadzić na IO. Pogadamy po zakończeniu igrzysk, wcześniej to nie ma sensu.
-
Barykady, okopy i tunele Powstania Warszawskiego
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
Wszystko co ma podparcie w faktach przyda się A oto co pisze na ten temat Śreniawa-Szypiowski: Z chwilą wybuchu Powstania w ciągu pierwszego popołudnia i najbliższej nocy całe miasto pokryło się gęsto siecią barykad budowanych na rozkaz ale częściej powstających spontanicznie samorzutnie przez mieszkańców sąsiednich domów. -
Wspaniała bramka Titiego i cudowna odpowiedź Robbena... piłka nożna na najwyższym poziomie. Mam tylko nadzieję, że Holendrzy zagrają o zwycięstwo w ostatnim meczu. Inaczej Francuzi mogą mieć problem z awansem.
-
No cóż, jako kibic reprezentacji Francji mogę tylko pogratulować Holendrom. Chapeau bas Panowie. Piękna gra, naprawdę cudowna. A do tego szalenie skuteczna. Van Nistelrooy, Robben, van der Sar, Boulahrouz, Sneijder czy też van Persie pokazali, jak się gra. Aktualnie w Europie podobnie zagrać potrafią tylko Manchester United i Chelsea Londyn. Z reprezentacji na chwilę obecną najbliżej Portugalczykom. Mecz wspaniały, dla mnie absolutnie numer 1 obecnego Euro. Gdyby Francuzi byli trochę skuteczniejsi w ofensywie może byłoby jeszcze piękniej. A sytuacje na strzelenie bramek mieli. Szkoda zwłaszcza tej sytuacji Henry'ego po podaniu Maloudy i niepodyktowanego karnego. Mogłoby być wówczas 1:1, a tak... Nie ma co gdybać, Holandia pokazała klasę i na chwilę obecną jest głównym faworytem do końcowego sukcesu. Teraz ciekaw jestem czy z Rumunią zagrają na pełnym gazie, czy odpuszczą im i pozwolą wyeliminować Francuzów i Włochów. Niemniej mecze 3 kolejki zapowiadają się wspaniale.