Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Zamykanie stadionów - czy to coś da?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Polska po 1989 r. (1989 r. -)
Albinos od jakiegoś czasu przestał śledzić temat, ale patrząc na Legię i działania prezesa Leśnodorskiego, to coś takiego faktycznie ma miejsce. Przy czym też nie wrzucałbym wszystkich "ultrasów" do worka z bandytami stadionowymi. To nie zawsze się jednak pokrywa. -
Przyznam Ci się Marcinie, że ostatnio obserwując Twoje wpisy ze świata informatyki zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie porzuciłeś ołówków i kawy. W końcu swego czasu to były Twoje znaki rozpoznawcze niemalże. I to do tego stopnia, że biorąc ołówek do ręki, czy parząc kawę, jakoś tak moje myśli szybowały w stronę rozważań: "ciekawe, co Marcin by teraz powiedział". Ale widzę, że przynajmniej ołówki nie wypadły z łask. I dobrze.
-
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
I jeszcze wywiad z Weroniką Grzebalską: http://natemat.pl/91485,plec-powstania-warszawskiego-czyli-o-powstancach-i-powstankach-ta-ksiazka-uderza-w-nasze-narodowe-przekonania Na razie mam wrażenie, że książka spotkała się z dość negatywnym odbiorem i to nie tylko w środowiskach prawicowych. U nas chyba secesjonista jakiś czas temu pisał coś o tej książce (bodaj w kontekście terminu "powstanki") - ciekaw jestem jego opinii na jej temat. -
Już 24 marca w Muzeum Niepodległości w Warszawie premiera filmu Andrzeja Kałuszki "Z Pawiaka" - historia Aliny Janowskiej, która podczas okupacji spędziła na Pawiaku kilka miesięcy: Szczerze polecam, jeśli ktoś ma możliwość pojawić się na pokazie. Ja po obejrzeniu filmu (nie trwa nawet 20 minut) czułem się tak, jakby ktoś przyłożył mi obuchem w łeb. Wrażenie niesamowite.
-
"Z Pawiaka", reż. A. Kałuszko
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Katalog filmów i seriali historycznych
W najbliższy czwartek w Muzeum Niepodległości premiera kolejnego filmu Andrzeja Kałuszki o Pawiaku: -
Grupa "Andrzeja"/Oddział Dyspozycyjny "A" Kedywu OW AK
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Oddziały i organizacje
Podział Grupy "Andrzeja"/OD "A" po listopadzie 1943 r. i jego zależność wydają się dość oczywiste. Dowódca Tadeusz Wiwatowski, grupą żoliborską kieruje Stanisław Sosabowski, mokotowską Zdzisław Zajdler, wolską Stefan Mrozowski/Adam Majewski, a później osobiście Wiwatowski. Całość podlega Józefowi Rybickiemu jako szefowi Kedywu OW. Tymczasem według relacji tego ostatniego, złożonej Tomaszowi Strzemboszowi w dniu 26 listopada 1967 r., grupa "Stasinka" bezpośrednio podlegała "Andrzejowi", a tylko "Żbika" Wiwatowskiemu. O Woli nie było żadnej wzmianki. Co więcej Rybicki stwierdził, że nie było możliwości, aby Wiwatowski wydawał Sosabowskiemu rozkazy (i zapewne na odwrót). Mogli rozmawiać, rozważać różne opcje podejmowanych działań, ale ponieważ "Stasinek" górował nad "Olszyną" doświadczeniem bojowym i pozycją w oddziale, to nic więcej nie wchodziło w grę. Biorąc pod uwagę znane opisy funkcjonowania oddziału relacja co najmniej zaskakująca. -
Tomasz Strzembosz w swoim znakomitym studium nt. problemów społeczno-psychologicznych żołnierzy warszawskiej dywersji pisał m.in. o zjawisku "zużywania się", tak fizycznego jak i psychicznego, tych ludzi [T. Strzembosz, Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983, s. 454]. Powodami takiego stanu rzeczy było m.in. przepracowanie, ciągły stres... Według Józefa Pietera, psychologa, napięcie strachu, zwłaszcza zaś strachu silnego i długotrwałego, wymaga odreagowania. Jak wiadomo, jest nim odpowiednia forma i doza gniewu, wściekłości, żądzy zemsty, nienawiści [J. Pieter, Strach i odwaga, Warszawa 1971, s. 101]. Oczywiście to odreagowanie z wykorzystaniem gniewu i wściekłości u żołnierzy dywersji mogło następować poprzez udział w akcji bojowej. Jednak ich liczba nie była na tyle duża, aby wszyscy mogli tak odreagować. Jako pewną formę szukania ucieczki od otaczającej ich rzeczywistości można potraktować powrót do pewnych spraw, rzeczy, praktyk, jakie były częścią ich życia przed wojną. W czasie, kiedy byli wolni, bezpieczni. Tak przecież znalazł dla siebie drogę ucieczki chociażby Tadeusz Wiwatowski, który ratunek znalazł w książkach, jak to pisał Tadeusz Mikulski. Ale nie tylko żołnierzy dywersji dotyczyła ta zasada. Wystarczy sięgnąć do wspomnień Wandy Leopold, notabene studentki T. Wiwatowskiego, która w takim właśnie tonie wyrażała się o swoich pobytach w "domu profesorów" na Starym Mieście. I tutaj nasuwa się pytanie, jakie formy odpoczynku, tego psychicznego, mieli ludzie podczas okupacji (pomijam to, czy byli związani z konspiracją czy nie)? Czy faktycznie, jak zasugerowałem we wstępie, wracali do swoich przedwojennych zajęć, czy może jednak szukali innych form relaksu?
-
Wspominałem wyżej relację Wandy Leopold dt. udziału w kompletach tajnej polonistyki. Nie mniej wymowna jest relacja złożona pod wpływem apelu prof. Tadeusza Manteuffla przez Wandę Domagalską, studentkę Wydziału Lekarskiego tajnego UW: Komplety tajnego U.W. były terenem, gdzie nie tylko zdobywaliśmy tę wiedzę, do której pchały nas zainteresowania, ale tam w gromadzie oddychaliśmy jakąś inną atmosferą, atmosferą młodzieńczych ideałów i umiłowań. Nasz oddech był pewny.
-
I jeszcze jeden tekst: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,15540196,Czy_zszargano_bohaterow__Widzielismy_juz__Kamienie.html#LokWawTxt Rzecz cenna szczególnie ze względu na opinie Anny Jakubowskiej.
-
Czysto informacyjnie - o Waldemarze Baczaku pisze także Małgorzata Szejnert w: Śród żywych duchów, Londyn 1990, Kraków 2012. Informacji, które nie byłyby znane z innych publikacji tam nie ma, ale warto zajrzeć ze względu na umieszczenie historii "Henryka" w szerszym ujęciu.
-
Już od jakiegoś czasu w okolicach świąt, czy to Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, zastanawiałem się, jak obchodzono je kiedyś. Z racji zainteresowań historycznych szczególną uwagę zwracałem zawsze na okres 1939-1945. Jak to wyglądało u nas wówczas? Na początek drobne wyjątki dotyczące samej Warszawy. W 1939 roku Wigilię obchodzono już 23 grudnia, z racji tego iż 24 to była niedziela. Pasterki odbywały się głównie 25 grudnia wczesnym rankiem, wszystko przez godzinę policyjną. Odbyły się w niektórych miejscach Warszawy drobne spotkania towarzyskie umilane muzyką. W nocy z 26/27 grudnia doszło do zbrodni w Wawrze. A to jak Święta roku '39 wspominał Andrzej Świętochowski, podczas okupacji żołnierz ODB 18 (Ochota) KeDywu OW AK: Święta 1939 roku zapowiadają się bardzo biednie. Nie ma żywności i pieniędzy, ja moimi sankami zarabiam niewiele, ojciec dopiero wrócił z tułaczki. Na parę dni przed świętami, ktoś dzwoni do drzwi, otwieramy, a w drzwiach stoi, jak święty Mikołaj, starszy brat mojej mamy, wuj Staś Kowalski, w kożuchu, filcowych butach i futrzanej czapie na głowie. Okazuje się, że siostra mojej mamy, ciocia Zosia, wysłała go wraz z furmanem z Podębia, wozem pełnym prowiantu. Przebyli w czasie morzu 80 kilometrów i na drugi dzień pojechali z powrotem. Mamy więc żywność, nawet o tym nie marzyliśmy, mama dzieli się ze znajomymi, którzy również są w biedzie. i Święta wydają się dostatnie i spokojne. Za: A. Świętochowski, Pamiętnik warszawskiego chłopaka, Warszawa 2009, s. 30-31. Rok później Wigilia we wtorek. W ten dzień urzędy pocztowe otwarte były do godziny 16, sklepy do 18. W dni świąteczne poczta nie funkcjonowała. Pasterka znowu odbyła się 25 grudnia, już o godzinie 6 rano. Ludzie przychodzili na nią chętnie. Niektóre rodziny miały w domach produkty przysłane przez bliskich z krajów neutralnych. Po mieście krążył pewien dowcip: Nie będzie w tym roku jasełek dla dzieci. Niemcy zabronili. - A dlaczego? - Z powodu braku głównych aktorów: Pan Jezus w getcie, Matka Boska w Nazarecie, osioł w Rzymie, diabeł w Berlinie, Trzej Królowie w Londynie - nie ma komu występować... W prasie konspiracyjnej z kolei pojawiły się życzenia, aby przyszłe Święta były obchodzone w Polsce wolnej, niepodległej i potężnej. Rok później w Wigilię wieczorem deszcz, w nocy zamieć śnieżna. Ludzie noce spędzali przy świecach, co było spowodowane problemami z dostawą prądu. Przy Pawiej 60 w getcie zwalona jedna ściana. Zginęły dwie osoby. Przydział na święta - dodatkowy - wyniósł 1 kg chleba, 500 g cukru, 100 g oleju, 3 jaja i 250 g miodu sztucznego, wszystko na jedną osobę. W kościołach znowu tłumy. Identycznie w teatrzykach, co jednak prasa konspiracyjna krytykowała. Pasterka w roku '42 znowu 25 grudnia o 6 rano. Kina działały w dni świąteczne, dając po trzy seanse. Prasa pisała o rozdwojonych uczuciach i myślach. Z jednej strony ból i cierpienia dnia codziennego w okupowanym kraju, z drugiej strony świadomość, że gdzieś tam Polacy biją wroga, przybliżając z każdą chwilą upadek Antychrysta, jak to ujmował Biuletyn Informacyjny. Podobne uczucia towarzyszyły ludziom w roku '43. To krótko o Warszawie. A jak to wyglądało w innych miejscach, tak w miastach jak i na wsi? Czy święta przynosiły wówczas ludziom dodatkową nadzieję na to, że będzie lepiej? A może jednak potęgowało się wówczas poczucie całkowitej bezsilności? Jak zachowywali się wówczas Niemcy? Czy w ich postawie wobec Polaków można było wyczytać jakieś szczególne działania związane z okresem świątecznym (było gorzej, lepiej), czy też kompletnie nie grało to dla nich różnicy?
-
Literatura - Polska pod okupacją, Polska podziemna
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Lech Wyszczelski, Marszałek Polski Edward Śmigły-Rydz (1886-1941): http://historyton.pl/catalog/product_info.php?products_id=19537 Ciekawe czy znajdzie się coś nowego nt. ostatnich miesięcy życia marszałka... -
Lada dzień premiera Kamieni na szaniec, a już 9 maja na ekrany kin wchodzi pierwszy z dwóch tegorocznych filmów o Powstaniu Warszawskim: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,15535848,Poznalismy_date_premiery_filmu__Powstanie_Warszawskie_.html#LokWawTxt
-
Szumo poruszył w dziale o PW problem tego gmachu. Na początek mały wstęp: Już w styczniu '40 działalność w szkole rozpoczęły tajne komplety I Miejskiego Gimnazjum i Liceum, które obejmowały uczniów klas I i II Liceum. Zajęcia odbywały się w mieszkaniach uczniów (m.in. u p. Jarczyńskich, czy też w pokoiku nad portiernią warsztatów tramwajowych, gdzie portierem był ojciec Tadeusza Michny) oraz w samej szkole. W czerwcu 1940 (tak mniej więcej około 20 czerwca), w lokalu przedszkola mieszczącego się tuż obok gmachu szkoły, odbyły się pierwsze egzaminy maturalne. Zdawano je w grupkach po 6-7 osób. Uczniowie nie otrzymali żadnych oficjalnych dokumentów, poświadczających zdany egzamin. Sporządzane były jednak odpowiednie protokoły, aby można było po wojnie wystawić dokumenty. Ogłoszenie wyników odbywało się w obecności Komisji Egzaminacyjnej. Absolwenci otrzymywali czasem upominki. Profesor Gruchalski wspominał później, jak to siedzieli w pokoiku ucznia Waldka Ostrowskiego, i wręczali sześciu chłopcom tomiki poezji Staffa z dedykacjami. Dla nich były to świadectwa dojrzałości. Co do Kursów Przygotowawczych zorganizowanych przez profesora Różyckiego (jego zastępcą był wspominany już profesor Adam Gruchalski). Nauka odbywała się wówczas normalnie w szkole. Tylko zajęcia z łaciny, historii i geografii Polski były tajne. Tymi tajnymi kompletami kierował profesor Gruchalski. Kursy Przygotowawcze umożliwiły prowadzenia jawnego nauczania przez dwa lata. Gmach szkoły władze niemieckie zajęły jakoś tak w marcu '42. Ówczesna Szkoła Chemiczna przeniesiona została na Chłodną 37 (szkoła zaczęła tam funkcjonować od kwietnia '42). Nowy lokal był mały i w fatalnym stanie ponoć. Po tym jak decyzja o przeniesieniu szkoły została przekazana jej władzom, Niemcy dali 2 dni na przenosiny. Całe wyposażenie szkolne wyrzucono na boisko. Część majątku szkoły przewieziono do mieszkania na Elektoralnej 53, gdzie spłonęły w trakcie powstania. W swoim mieszkaniu na Kole co nieco poupychał profesor Gruchalski. Popiersie generała Sowińskiego, dzisiaj stojące na korytarzu głównym, zakopano w podziemiach szkoły. W roku szkolnym 1942/43 Szkoła Chemiczna zmienia nazwę na I Obowiązkową Szkołę Zawodową Dokształcającą. Miała wówczas dwie siedziby. Jedna na Chłodnej 37, druga na Żelaznej 95C. I znowu częścią jawną kieruje profesor Różycki, a tajnymi kompletami profesor Gruchalski. I tak do sierpnia '44. Spośród osób, które uczęszczały do tej szkoły, i podczas okupacji odegrały niemałą rolę, warto wymienić Bronisława Pietraszewicza "Lota", dowódcę akcji "Kutschera" i Andrzeja Romockiego "Morro", dowódcę jednej z najlepszych kompanii Powstania Warszawskiego. I teraz istnieje pytanie, co dokładnie znajdowało się w gmachu szkoły od marca '42 do sierpnia '44?
-
Ot i ciekawostka. W dniu 31 października 1945 r. w Domu Akcji Katolickiej im. papieża Piusa XI przy Nowogrodzkiej 49 odbył się apel poległych w czasie wojny nauczycieli, pracowników naukowych i oświatowych m.st. Warszawy. W jego trakcie w-ce prezydent Warszawy, ppłk Jan Kotwica-Skrzypek, powołał Prezydium Honorowe Apelu. W jego skład weszli w-ce minister oświaty, kurator Okręgu Szkolnego Warszawskiego, przedstawiciele UW, PW, SGGW, Wyższej Szkoły Handlowej oraz koła dyrektorów warszawskich szkół państwowych, przewodniczący Komisji Oświaty miejskiej Rady Narodowej, szef Resortu Kultury, Oświaty i Propagandy, prezes Zarządu Głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego, prezes Zarządu Grodzkiego ZNP, kierownik Sekcji Szkolnictwa Średniego, kierownik Sekcji Szkolnictwa Zawodowego, naczelnik Wydziału Szkolnictwa, dyrektor I gimnazjum mechanicznego i w końcu dyrektor I miejskiego gimnazjum im. Sowińskiego - wówczas stanowisko to piastował Emanuel Łoziński, jeszcze przedwojenny dyrektor. Taki wybór dziwić nie powinien. Szkoła jako I Miejskie Gimnazjum i Liceum im. gen. Sowińskiego odrodziła się bowiem już 28 marca 1945 r. Wtedy to w gmachu szkoły zebrała się zaledwie sześcioosobowa rada nauczycielska - oprócz Łozińskiego także ks. prefekt Adam Hofman, Wanda Krasnopilska (angielski), Maria Złotorzycka (polski), Alfons Paszke (matematyka) i Filip Łuczyński (fizyka). Co ważne, szkoła Sowińskiego była pierwszą placówką stopnia licealnego, która po tej stronie Wisły zaczęła organizować się na nowo. Do szkoły od razu zgłosiło się 164 uczniów. Już 6-7 kwietnia przeprowadzono egzaminy wstępne, a 10 kwietnia nastąpiła inauguracja roku szkolnego, który trwał do 31 lipca. Szczęście szkoły polegało na tym, że gmach przetrwał wojnę w nie najgorszym stanie. Uczniowie razem z nauczycielami powoli porządkowali sale i korytarze, wracało dawne wyposażenie, choć niecałe, udało się nawet ocalić część księgozbioru biblioteki, blisko 2700 woluminów oddano do dyspozycji młodzieży. Już w kwietniu grono pedagogiczne powiększyło się o kolejne pięć osób.
-
Tym razem Tomasz Raczek: http://tomaszraczek.pl/blog/id,1339/Moja-recenzja-KAMIENIE-NA-SZANIEC.html Nie wiem do jakiego stopnia bohaterowie Glińskiego mają luźny stosunek do rozkazów, ale ciekaw jestem, co Tomasz Raczek powiedziałby o tym, co poprzedziło aresztowanie "Rudego". Ogólnie czytając te wszystkie recenzje coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że konspiracja została sprowadzona do paru obrazów. Wyjście poza nie już stanowi obrazę pamięci tudzież zakłamanie historii. Ale to rzecz jasna może być wrażenie mylne i na chwilę obecną proszę te moje opinie traktować w kategorii próby zwrócenia na siebie uwagi.
-
Powrót egzaminów wstępnych na studia? Czy potrzebujemy tylu studentów?
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Matura z historii, olimpiady i studia historyczne
W jutrzejszej "Gazecie Wyborczej" tekst prof. Marcina Kuli na temat reformy uniwersytetów: http://wyborcza.pl/1,75968,15519960,Reforma_zla__a_my_dobrzy_.html Ze względu na autora zainteresowanym tematem zdecydowanie polecam. -
Przy okazji ostatniej rocznicy akcji pod Arsenałem zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać. Na ile przyjaźń w podziemiu była pomocna, a na ile stanowiła zagrożenie? Z jednej strony wiadomo - poświęcenie dla tej drugiej osoby, umiejętność podejmowania decyzji, na które normalnie byśmy się nie zdecydowali (podejmowanie większego ryzyka). Z drugiej jednak silniejsze kontakty, które mogą stwarzać ryzyko dekonspiracji. Kiedy ktoś nam bliski zostanie złapany albo wręcz straci życie pojawia się problem wynikający z koniecznością poradzenia sobie z tą świadomością, że tej drugiej osoby nie ma. A to może sprawić, że człowiek stanie się mniej ostrożny, będzie szukał zemsty... Znamy przecież przypadki, kiedy czyjaś śmierć bardzo źle wpływała na konspiratora. Tadeusz Zawadzki po śmierci Jana Bytnara popadł w depresję. Jerzy Zborowski, kiedy zginął Bronisław Pietraszewicz, był - jak pisał Aleksander Kamiński - jak rozregulowany kompas. Z kolei Tadeusz Wiwatowski, jeśli wierzyć prof. Tadeuszowi Mikulskiemu, bardzo źle zniósł śmierć Zdzisława Zajdlera. Aleksander Kamiński pisał wręcz [Wielka gra, oprac A.K. Kunert, Warszawa 2012, s. 58]: Żadnego życia towarzyskiego! Członkowie organizacji konspiracyjnej powinni stykać się z sobą wyłącznie tylko na płaszczyźnie służbowej. Nie wolno im zaznajamiać się bliżej, nawiązywać ze sobą stosunków towarzyskich, poznawać wzajemnie swoje życie prywatne, swe adresy itd. Początek życia towarzyskie w zespole konspiracyjnym - to jednocześnie początek całkowitej dekonspiracji. Stosunki przyjaźni odłóżcie na po wojnie, ograniczając je na razie tylko do znajomości przedwojennych. Jak to w końcu było - piękna rzecz, czy jednak niepotrzebne ryzyko? Jak radzono sobie w sytuacjach szczególnego napięcia (aresztowanie/śmierć przyjaciela z oddziału)?
-
Wart uwagi wyimek z relacji Józefa Rybickiego złożonej Tomaszowi Strzemboszowi w dniu 28 stycznia 1976 r. [Gabinet Rękopisów BUW, Archiwum Józefa Rybickiego, nr inw. 5296, k. 5-6]: "Chuchro" zapoczątkował w Kedywie a "Andrzej" kontynuował tu pewien styl dowodzenia, który wymagał nawiązania kontaktu z żołnierzem. Trzeba było wypić czasami z żołnierzami herbatę, pogadać nie tylko o wykonywanym rozkazie. Kontakt z "dołami" żołnierskimi był z wielu względów konieczny. Kedyw to było wojsko i nie było wojsko. Oddziały składały się z z żołnierzy-obywateli, których serce trzeba było sobie zdobyć. Żołnierz wiedział, że dowódca nie pije, nie pali, że mówi "proszę" gdy wydaje rozkazy. Wychowywał w ten sposób żołnierzy i nadawał pewien styl. Uwypukla się tutaj znaczenie relacji mniej formalnych. Niby nie należało wiedzieć za dużo, ale jednak pewna więź uczuciowa powinna istnieć. To rzecz o tyle istotna, że osoby szczególnie mocno zaangażowane w konspirację niejednokrotnie (rzecz jasna można znaleźć niejeden przykład przeczący temu stwierdzeniu) uciekały od rodziny, zastępując ją ludźmi, z którymi współpracowali w podziemiu.
-
Kolejna recenzja, tym razem z "Newsweeka": http://kultura.newsweek.pl/kamienie-na-szaniec-roberta-glinskiego-newsweek-pl,artykuly,281076,1.html I znowu konspiracja równa się samej walce. Jeśli faktycznie tak jest - brawa dla reżysera. Drobna zmiana, a można pokazać, z czym musieli radzić sobie ci ludzie. I następna, tym razem Piotr Zaremba: http://wnas.pl/artykuly/4162-gdyby-kazda-generacja-miala-swoje-kamienie-na-szaniec-polska-bylaby-lepsza-recenzja
-
I znowu o Kamieniach na szaniec: http://www.pch24.pl/kamienie-rzucone-naprawde-,21247,i.html Na szczęście do premiery coraz bliżej, będzie można samemu zweryfikować co i jak. I jeszcze piosenka promująca film:
-
In conspiratione fabula, czyli o warszawskim podziemiu zbiór myśli różnych
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Walka z okupantem
Tytuł tematu to oczywiste nawiązanie do bieńczykowego "in vino fabula" z Książki twarzy, które z kolei jest przeróbką "in vino veritas". Zakładając wątek szukałem jedynie zgrabnego tytułu. Tymczasem dochodzę do wniosku, że powiązanie wina, opowieści i konspiracji nie jest bez sensu - konspiracja jest bowiem niczym wino. Bynajmniej nie dlatego, że im starsza tym lepsza. Przede wszystkim nieprawdą jest, że stare wino jest lepsze od młodszego. Wszystko zależy od tego o jakim mówimy. Różnica dotyczy już białego i czerwonego, ale także i rocznik ma znaczenie. Jedno wino może poleżeć i poczekać stosunkowo długo, inne nie powinno. Tak samo konspirator - jeden wraz z trwaniem w podziemiu nabierał doświadczenia i pracował coraz bardziej efektywnie, inny zaś z czasem zaczynał - z nerwów wynikających z nawarstwiających się sytuacji stresowych - popełniać błędy, aż w końcu wypalał się i stanowił zagrożenie dla siebie i innych. Na rozwój wypadków wpływały charakter człowieka, rola jaką odgrywał w organizacji, co wiązało się ze skalą ryzyka jaką podejmował na co dzień, środowisko w jakim się obracał, sytuacja finansowa... Zupełnie jak wino. Chociażby Chablis Grand Cru. Tym co zapewnia im wyjątkowość są szczególne warunki uprawy - gleby kimerydzkie. To one nadają później winu charakterystyczną mineralność. A dodajmy, że wszystkie siedem Grand Cru różni się od siebie. I tak Les Clos jest najpotężniejsze (Bieńczyk), najbardziej długowieczne i mineralne (Prange-Barczyński), a już Valmur wyróżnia się smukłością i ascetycznością (znowu autor Tworek). Mimo że tak naprawdę leżą na tym samym zboczu. Drobne różnice dla specjalistów są zdecydowanie wyczuwalne, choć amator rzecz jasna nie będzie w stanie w żaden sposób stwierdzić, które jest które. To samo tyczy się konspiracji. Mało kto rozumie, jak wiele elementów wpływało na kształtowanie się podziemia. Czym jest wino i konspiracja niby każdy wie, ale jak tak zapytać, to mało kto umie odpowiedzieć coś więcej ponad banał. A weźmy taki wpływ miejsca zamieszkania. Swoiste terroir - Wola i Powiśle od Żoliborza różniły się niczym Barolo od Rieslinga. Z jednej strony środowisko robotnicze, żyjące w małych, niekiedy przepełnionych i ciemnych pokojach, często ludzie niewykształceni, cierpiący z powodu biedy tak przed wojną jak i w jej trakcie, a z drugiej rodziny inteligenckie, z tradycjami, dla których wojna niejednokrotnie oznaczała zdecydowany spadek poziomu życia. Albo umiejętność radzenia sobie ze stresem. Nie każdy ma taką samą wytrzymałość psychiczną, nie każdy tak samo potrafi pewne sprawy ignorować, nie okazywać zdenerwowania - tak jak nie każda winorośl tak samo dobrze radzi sobie z przymrozkami. Józef Rybicki wspominał po latach, że ludzi przydzielał do różnych prac w zależności od ich umiejętności i charakteru. I tak wyważony Tadeusz Wiwatowski odpowiadał za organizacyjną stronę działalności Kedywu OW, a już Stanisław Sosabowski, ta niespokojna dusza, człowiek który do dywersji poszedł m.in. z powodu przykrego dla niego starcia z pewnym Niemcem na ulicy, zajmował się działalnością bojową. I znowu - umiejętność doboru wina do potrawy ma dla odbioru obu tych elementów niemałe znaczenie. Świat win jest przebogaty. Wytrawne, półwytrawne, słodkie, półsłodkie, różniące się rocznikami, odmianą winorośli, producentem itp. Najlepiej o każdym z nich opowiadać z osobna, tak żeby wychwycić to co najlepsze, zrozumieć je. I tutaj trafiamy w kolejny z dużych problemów zajmowania się podziemiem warszawskim. Aby w pełni dojrzeć to co w konspiracji najważniejsze, należałoby każdy oddział i każdą komórkę potraktować osobno. Dopiero wyławiając to co dla nich wspólne oraz to co je różni - dopiero wtedy zobaczymy w tym wszystkim człowieka. Tak jak bowiem ludzie nie są jednakowi, tak i konspiracja nie jest tworem jednolitym. -
Piękny opis powojennej działalności "Radosława" można znaleźć w: S. Korboński, Bohaterowie państwa podziemnego - jak ich znałem, Warszawa 1990, s. 125-127. Rzecz krótka, ale idealnie widać w niej jak bardzo Mazurkiewicz zaangażował się emocjonalnie w to, aby zadbać o swoich dawnych podwładnych. Miejsca pracy, opieka nad sierotami, pochówki poległych...
-
Okupacja Polski na tle europejskim - studium porównawcze
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Polska podziemna i okupacja
Tomaszu, jakby tak podchodzić do sprawy, to forum powinno nie mieć połowy tematów, jak nie lepiej. Większość z tego co tutaj omawiamy zostało lepiej czy gorzej opracowane przez kogoś. Wspomnianą przez Ciebie pracę nie każdy czytał. Nie każdy zapoznał się z dziełem Lemkina, nie każdy zna odpowiednie opracowanie Szaroty. A nawet jeśli ktoś zna, czytał - zawsze można pokusić się o pewne wnioski z tych lektur. Przecież to normalna praktyka. Nikogo nie będę zmuszał do dyskusji. I tak temat założyłem bardziej dla innych niż dla siebie, z racji braku czasu na poważniejsze udzielanie się. Inna rzecz, że i tak już dawno się nauczyłem, że tutaj najlepiej posiąść umiejętność rozmawiania z samym sobą. Ale tak stawiać sprawę... -
Furiuszu, być może masz rację. Jednak chciałbym poznać punkt widzenia samego R.U.R. Dopóki przytaczane są poglądy z epoki nie ma problemu, ale jeśli mamy do czynienia z czymś wcześniejszym, to drobny komentarz odnoszący się do epoki byłby mile widziany.