Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
A najgorsze, to że podobno teraz już może sobie robić co mu się żywnie podoba ze scenariuszem. Autorzy tegoż nie mają możliwości wglądu, mogą co najwyżej nie zgodzić się z umieszczeniem ich nazwisk w czołówce. A tego to się szczerze mówiąc, spodziewałem
-
Przygotowanie Powstania Warszawskiego - ocena
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Kirchmayer popełnił trochę błędów, co biorąc pod uwagę kiedy pisał, jest absolutnie zrozumiałe. Dlatego naprawdę warto mieć pracę Komorowskiego. Wszystko podane jasno i przejrzyście, do tego książka stosunkowo świeża (ma dopiero 4 lata). Ale koniec offa. -
A mi się właśnie nie podoba. Pan Machulski nawet słowem nie wspomniał, czyj to jest scenariusz. Traktuje go jak swoje własne dzieło. Gdyby nie dziennikarz, czytelnik nie wiedziałby, kto jest autorem scenariusza, który pan Machulski zmienia wedle uznania. Co jak co, ale zmieniać scenariusz napisany przez jednego z największych znawców historii Powstania Warszawskiego, jakim jest whatfor, to już trzeba mieć czelność. Nie dość, że nie mówi czyj on jest, to jeszcze uzupełnia go wedle uznania, zapewne nawet nie kontaktując się z odpowiednimi osobami. Ale cóż, licentia poetica...
-
Przygotowanie Powstania Warszawskiego - ocena
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
To nie jest literówka A oto dowód: [center:9d798d229d]Rozkaz dowódcy AK o wzmożeniu nasłuchu do Powstania i stanie czujności[/center:9d798d229d] (depesza szyfr) Wanda 1 [center:9d798d229d]O.VI L. dz. 5995/44[/center:9d798d229d] Nr 407/VV/999 [center:9d798d229d]Otrzymano dnia 24 lipca 44[/center:9d798d229d] Dnia 21 lipca 44 [center:9d798d229d]Odczytano dnia 25 lipca 44[/center:9d798d229d] [center:9d798d229d][godz.15.00][/center:9d798d229d] Dnia 19 lipca zarządziłem wzmożony nasłuch do powstania. Na skutek możliwości załamania się Niemców zarządziłem w dniu 12 lipca stan czujności do powstania od dwa pięć lipca godz. 001. Hasła czujności dla bazy i osłony rozpocznijcie z dniem dwa pięć lipca. [center:9d798d229d]Lawina 1407[/center:9d798d229d] Za: Komorowski K., Bitwa o Warszawę '44: Militarne aspekty Powstania Warszawskiego, Warszawa 2004, s. 330. I jeszcze raz Komorowski: W rezultacie już 12 lipca (według oryginalnego zapisu rozszyfrowanej depeszy w Londynie), a więc w okresie wyraźnego przesilenia w operacji "Bagration" (Wilno zdobyto 13 lipca), a nie 21 lipca, jak błędnie przyjęto w dotychczasowej historiografii, gen. Komorowski wydał rozkaz wprowadzenia stanu czujności do Powstania z dniem 25 lipca o godzinie 00.01. Za: Komorowski K., Bitwa o Warszawę '44: Militarne aspekty Powstania Warszawskiego, Warszawa 2004, s. 101. -
Pański "Szwadron", o Powstaniu Styczniowym, to jednak rzecz całkiem serio. A w planach ma pan teraz film o Powstaniu Warszawskim. Interesuje się pan historią na poważnie. - Zainteresowałem się dopiero jako dorosły, kiedy dotarłem do książek o polskiej historii wydawanych na Zachodzie. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego ten kraj jest, jaki jest. Uczyli nas w szkole, że Polska jest Chrystusem narodów, że jesteśmy tacy fajni, a wszyscy dookoła nas sekowali, żebyśmy za bardzo nie wyrośli. Mnie się to wydawało kretynizmem. Bo dlaczego Polska? Dlaczego Chrystusem? Zrozumiałem, że Polacy, którzy to wymyślili, nic nie mieli, więc musieli sobie to jakoś zrekompensować. Aleksander Bocheński mądrze napisał w książce "Dzieje głupoty w Polsce", że jeżeli uznamy, że wszystko, co się u nas stało złego, to wina obcych, to jak coś się nam uda, to to też nie jest nasza zasługa. Czyli przekaz mesjanistyczny do pana nie docierał. - Raczej stańczycy, szkoła krakowska. Mnie się romantyzm podobał, ale w sztuce, z powodu swej dezynwoltury. To było fajne w pisaniu. Nie mogłem jednak zrozumieć, dlaczego Mickiewicz i inni uwierzyli w Towiańskiego. Tak samo dęte, choć z innej bajki, wydawało mi się, że Świerczewski to był ten, co się kulom nie kłaniał. Wszystko ułożyło mi się w logiczną całość dopiero, gdy zacząłem czytać, jak to naprawdę było z rozbiorami. Przecież na traktacie rozbiorowym są podpisy ludzi o najważniejszych polskich nazwiskach szlacheckich. Szukam w historii paradoksów. Zafascynowało mnie, że Konstytucja 3 maja to był zamach stanu. Wysłano wszystkich ówczesnych Giertychów na długie wielkanocne wakacje i dopiero wtedy patrioci coś tam zrobili. Dużo wcześniej, nim wróciła do nas wolność, wiedziałem, że jesteśmy ślamazarą, taką, jak napisał Gombrowicz, świętą, a trochę przeklętą, która ni zdechnąć, ni narodzić się nie potrafi. Wpłynął też na mnie Prus, którego z polskich pisarzy cenię najwyżej. Przeczytałem go całego. Całego? Z "Kronikami tygodniowymi"? - No, może z częścią "Kronik". Po latach przeczytałem ponownie szkolną lekturę - "Placówkę". Uczyli nas, że to strasznie patriotyczne i ten Ślimak taki patriota. A w książce stoi przecież, że to kretyn, który nie chce sprzedać ziemi kolonistom niemieckim, żeby pojechać na wschód, bo tu, gdzie mieszka, na nic go nie stać. Ale nie, on się nie zgadza, bo tu jest jego ojciec pochowany. I traci chłop okazję. Koloniści niemieccy, zaraz po tym jak się sprowadzają, odgradzają się od rzeczki. A Ślimak tego nie robi i topi mu się syn. Więc Ślimak lamentuje: Matko Boska, jak nas ukarałaś, dlaczego nasz los jest taki okrutny. Prus pisze, że Ślimak kilka razy wyciągał rękę po siekierę, żeby zrobić ogrodzenie przy rzeczce, ale albo ręka była za krótka, albo siekiera za daleko leżała. I to jest właśnie polski patriotyzm. Ja naprawdę nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego Ślimak jest OK. Albo bohaterowie "Trylogii" Sienkiewicza: Zagłoba, Podbipięta, Skrzetuski. Przecież to są ciemni, zabobonni debile. Czyli co? "Szwadron", według Stanisława Rembeka, wziął się z bólu bycia Polakiem? - Książką Rembeka zachwyciłem się jeszcze za komuny, bo ją wznowiono. Czytałem nieznanego mi autora, który budował fantastyczne, filmowe sceny. Pisał wbrew naszym przyzwyczajeniom, pokazując Powstanie Styczniowe oczami rosyjskiego oficera, który wybrał się na wojenkę niby na manewry, tyle że z ostrą amunicją. Ujęło mnie człowieczeństwo ponad politycznymi podziałami. Uczciwy Rosjanin był dla mnie do przełknięcia. A przełknąłby pan uczciwego Niemca w filmie o Powstaniu Warszawskim? - Uczciwy Niemiec, który pacyfikuje Warszawę, mając wyrzuty sumienia? Nie. Choć może i tacy byli. Postać takiego Niemca mogłaby się znaleźć najwyżej na trzecim albo i piątym planie. Uważam, że podczas II wojny światowej Niemcy, generalnie, nie byli dobrzy. Nic ich nie usprawiedliwia. Ciekawe, że liczył pan na wielką dyskusję po "Szwadronie". - Liczyłem, bo pamiętałem dyskusję po "Popiołach" Wajdy, o polskości i bohaterstwie. Miałem nadzieję, że ktoś to zobaczy, że gazety i historycy się podzielą - będą za i przeciw. Myślałem: Aha, mamy wolność, armia radziecka wychodzi, więc teraz można o pewnych tabu rozmawiać. Np. o tym, że Polacy byli w armii carskiej i tłumili Powstanie Styczniowe, jak rotmistrz Dobrowolski z mojego filmu, a inny carski oficer - Traugutt - powstaniem dowodził. Ale źle rozpoznałem rzeczywistość - prawie nikt tego nie zobaczył, nikogo to nie obeszło. Może było wtedy na to za wcześnie? "Szwadron" poniósł klęskę finansową, pańskie Studio "Zebra" popadło w długi. Żartował pan, że jest ostatnią ofiarą Powstania Styczniowego. - Tak, ale może dzięki "Szwadronowi" będę poważnie traktowany jako reżyser filmu o Powstaniu Warszawskim. Dużo się nauczyłem, robiąc film kostiumowy. Czego się pan nauczył? - Tego, że nie wystarczy zrobić kostiumy, że trzeba je jeszcze spatynować. U nas nie ma takiego pojęcia. Kostiumy muszą być czyste, bo wracają do magazynu. Inaczej niż amerykańskie. Anna Biedrzycka-Sheppard mówiła mi, że przy amerykańskim serialu o froncie zachodnim podczas II wojny światowej - "Kompania braci" - pół roku patynowali kurtki, żeby wyglądały na znoszone. Pocierali je pumeksem, moczyli w wodzie z bielinką, niszczyli. Na planie "Olivera Twista" Polańskiego widziałem salę, gdzie w kadziach patynowano XIX-wieczne kostiumy. Był też namiot, w którym statyści brudzili się przed ujęciami. Albo dbałość o autentyzm broni. U nas na planie są tylko czołgi T-72 obłożone styropianem, żeby udawać inne. Przy "Kompanii braci" dorabiano specjalnie dodatkowe kółko do jakiejś wersji czołgu Sherman, żeby było prawdziwie. Sam jako widz mam taką skazę, że jeśli nie wierzę w rzeczywistość pokazywaną w filmie, to się nie zastanawiam nad tym, o co w nim chodzi. Dlatego pewne filmy od razu odrzucam. Mamy w Polsce świetnych scenografów, jak Allan Starski, ale nie wiem, czy jesteśmy gotowi na kino historyczne. Po "Szwadronie" zrozumiałem, że trudniej jest zrobić film historyczny, niż np. dokonać inwazji w Arnhem. Nasi spadochroniarze musieli w Holandii tylko wylądować, a ja muszę jeszcze złapać ich lot w kamerze. Film o Powstaniu Warszawskim ma pan kręcić według poprawionego przez pana tekstu Krzysztofa Steckiego i Tomasza Zatwarnickiego, który - jako jeden z dwóch - wygrał konkurs na scenariusz o powstaniu. To przypadek czy interesował się pan wcześniej tym tematem? - Film o powstaniu, tyle że w mniejszej skali, chciałem zrobić w 1979 roku, gdy jeszcze istniał Zespół "X" Wajdy. O Krzysztofie Baczyńskim, o niecałych czterech dniach, które przeżył w powstaniu. W nowelce, którą zaniosłem kierownikowi literackiemu Bolesławowi Michałkowi, równoległym wątkiem był los żony Baczyńskiego: ona również zginęła podczas powstania, oboje nic o sobie wtedy nie wiedzieli. Dużo się teraz dyskutuje o powstaniu. Jaka będzie wymowa filmu? - Chcę bronić powstania - politycznie i militarnie. Wskazuję na rzeczy, które się powstańcom udały. Było tego znacznie więcej, niż się nam wydaje. Powstanie jest uważane za klęskę, ale to nie była klęska, bo klęską jest coś, czego się człowiek wstydzi. My się powstania nie wstydzimy. Zresztą powstanie to był remis. Jedynym błędem powstańczym nie było liczenie na to, że Rosjanie przyjdą im z pomocą, bo na to nie liczyli, tylko to, że wydawało im się, że armia niemiecka jest już rozbita. Po prostu przez miesiąc widzieli niemieckie dywizje wycofujące się ze wschodu, poszarpane i bose. Koili oczy tym widokiem. Mówili: "Teraz trzeba uderzyć". Do tego kilku zwiadowców na rowerach pojechało na Pragę i zobaczyło nadciągające radzieckie czołgi. Zawsze pan tak myślał? - Przeszedłem w tej kwestii ewolucję. Wcześniej za mało wiedziałem. W szkole uczyli nas, że to była zbrodnia przedwojennych oficerów. Szkoda mi było miasta i tylu ludzi. Teraz, czytając mnóstwo tekstów i wspomnień o powstaniu, przekonałem się, że ono nie mogło się nie odbyć, a powstańcy zrobili wszystko, co należało. Oczywiście zostały popełnione błędy, ale one są popełniane przy każdej operacji wojskowej. Jeśliby nie było powstania, być może Stalin nie byłby tak ugodowy w kwestii ziem zachodnich, a Churchill tak stanowczy. Powstanie było wyrzutem sumienia aliantów. Może dzięki powstaniu nie było w Polsce tak krwawego roku 1956 jak na Węgrzech. Według źródeł, do których dotarłem, z 40 tys. powstańczych żołnierzy ocalało 18 tys. Niemieckie straty były prawie takie same. Armia niemiecka była wówczas najlepsza na świecie, a oni sobie świetnie z nią radzili. Za mało patrzymy na powstanie od tej strony. Wolimy się pognębić: powstańcy idą kanałami, a na końcu są kraty. To już znamy. Jaki to ma być film? Kto będzie tu bohaterem? - Bohaterem będzie samo powstanie. Chciałem, żeby ktoś, kto nic o nim nie wiedział, po filmie już je zrozumiał. Akcja zaczyna się od tego, że Niemcy się wycofują. Potem są cztery najważniejsze narady dowództwa AK, ich wahania, i godzina "W". Dalej euforia, bo przez pierwsze trzy dni dużo się udaje. Ale są też straszne momenty: Niemcy pacyfikują jezuitów na Rakowieckiej, rzeź Woli. To będzie fresk. Pokażę wydarzenia znane i nieznane. W scenariuszu jest wiele postaci, m.in. członkowie Komendy Głównej: Bór-Komorowski, Okulicki, jest też Jan Nowak-Jeziorański, Baczyński, Gajcy, Jeremi Przybora, harcmistrze, którzy polegli - słynny Andrzej Morro. Wiele czerpałem ze wspomnień kapitana Ryszarda Białousa, pseudonim "Jerzy", który dwukrotnie przedzierał się górą przez powstańczą Warszawę, w tym raz prowadził oddział w niemieckich mundurach przez Ogród Saski. Po wojnie wyjechał do Argentyny, gdzie zajmował się obyczajami Indian. Dożył tam prawie osiemdziesiątki. Fantastyczna postać na oddzielną opowieść. Czy są w tym scenariuszu źli Polacy? - Są, spekulanci. Nie ma dobrych Niemców. I są Polki śpiące z Niemcami. A są polscy antysemici? - Są. I Żydzi uratowani z Pawiaka też. Lubię pokazywać historię w detalach, z jednej strony heroizm, z drugiej miałkość. Na przykład? - Znalazłem informację, że pod koniec września szklanka wody kosztowała u szmalcowników 20 dolarów w złocie. Zrobiłem więc scenę, że matka wysupłuje 20 dolarów, ale dziecko się potyka i wylewa kupioną wodę. Szmalcownik podsuwa im drugą szklankę: "Proszę, następne 20 dolarów". Wtedy pojawia się patrol żandarmerii powstańczej i bierze go pod ścianę. Co w tych lekturach o powstaniu wydało się panu najbardziej zaskakujące, jakby wbrew obiegowym sądom? - Choćby to, że powstańcy, per saldo, mieli szczęście, że nie zajęli całej Warszawy, co na początku wydawało im się tragedią. Dzięki temu, że był taki patchwork - tu Polacy, tu Niemcy, tu Polacy - powstanie trwało tak długo. Niemcy bali się trafić w swoich. Inaczej zbombardowaliby miasto w trzy dni. Dowiedziałem się też, że nawet gdyby powstanie nie wybuchło, to i tak Warszawa byłaby polem walki, bo Niemcy zamierzali jej bronić przed Ruskimi. I to, że ludzie mieli wtedy inną mentalność - przekonał mnie przypadek generała Bora-Komorowskiego. Jego ciężarna żona przyjechała do Warszawy 31 lipca, bo nic nie wiedziała o wybuchu powstania. "Nie mogłem jej powiedzieć - tłumaczył się adiutantowi Komorowski. - Tyle było innych żon w ciąży, nie mogłem zrobić wyjątku". Jego żona ukrywała się później w podziemiach Teatru Wielkiego. Urodziła niepełnosprawne dziecko. Osobna sprawa to negocjacje kapitulacyjne. Pułkownik wywiadu Iranek-Osmecki prowadził je znakomicie. Chcę o tym zrobić teatr faktu w telewizji. Iranek-Osmecki załatwił status kombatanta wszystkim powstańcom - od AL, przez żydowskie organizacje bojowe, po NSZ. Bez tego Niemcy mogliby ich rozstrzelać. "Panu zależy na tych komunistach? - dziwił się generał von dem Bach prowadzący negocjacje ze strony Niemiec. - Nie dyskutujmy o tym". Mam nadzieję, że na ten film znajdą się pieniądze, nie tak jak na "Kuriera z Warszawy" o Janie Nowaku-Jeziorańskim, na którego zebrano tylko 16 mln zł, a potrzeba było 40. Film o powstaniu będzie kosztował o wiele drożej. Nie będę go produkował, nie załatwiam na niego pieniędzy, jestem tylko oczekującym reżyserem. Jeziorański był jak polski James Bond. To mógłby być projekt komercyjny. Dziwne, że się nie udało. - Też na to liczyłem. Jego kurierskie losy były nadzwyczajne. Przeszedł rok 1939, uniknął Katynia, statkiem transportowym, schowany pod węglem, dotarł do Szwecji i zobaczył tam raj. Uparł się jednak, żeby wrócić do kraju, bo Grot-Rowecki, który go nie znał, nie pozwolił mu jechać do Anglii. W kraju się zasłużył, więc w nagrodę wysłano go do Londynu - znów pod węglem. Tam spotkał się z Churchillem, żeby się przekonać, że zostaliśmy sprzedani, potem szlakiem, którym przerzucano części do V2, dostał się do Polski. W Warszawie powstanie, Nowak zakłada radiostację, żeni się. Potem wychodzi jako kurier, jedzie, razem z żoną, przez Niemcy w stroju niemieckiego robotnika, zatrzymują ich Szwajcarzy... Zacząłem o tym myśleć w latach 80., wtedy też rozmawiałem z Nowakiem telefonicznie. Odwiedziłem go w Waszyngtonie, poznałem jego żonę Gretę. Nowak cieszył się, że film będzie po polsku. Mówił, że miał propozycje od Amerykanów, ale odmówił. W hollywoodzkim scenariuszu była np. wymyślona scena, w której pomaga mu młody polski robotnik. "Jak się pan nazywa? - pyta go Nowak. - Karol Wojtyła". Do Polski Nowak przyjechał w lipcu 1990 roku - na lotnisku sfilmowałem jego pierwsze kroki na polskiej ziemi, licząc, że włączę je do "Kuriera z Warszawy". Całość na: http://wyborcza.pl/1,75480,5642125,Seks_byl_wabikiem.html
-
Kilka ich było. Chociażby Zespół Likwidacyjny Kontrwywiadu Obszaru Warszawskiego AK, porucznika łączności Aleksandra Dakowskiego "Aleksandra"/podporucznika Romana Rozmiłowskiego "Srebrnego". Oddział Bojowy Kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego AK, znany także jako Brygada Specjalna "B" Bolesława Kozubowskiego "Plebana". Wśród oddziałów bezpośrednio podległych KeDywowi można wymienić grupę likwidacyjną porucznika służby stałej marynarki J.T. "Lasso" (Grupa ds. Likwidacji Agentów Gestapo i Abwehry, sam "Lasso" to postać na oddzielną rozmowę). Wyroki śmierci wykonywała także Grupa "Andrzeja" Józefa Rybickiego "Andrzeja". Także Oddziały Specjalne na terenie powiatu warszawskiego, wykonywały zadania likwidacyjne. Podobnie oddziały-dywersyjno bojowe (DB) w Warszawie dostawały takie zadania. Nie sposób oczywiście zapomnieć o "Motorze", "Agacie" czy też "Anatolu". Tego naprawdę trochę było, i tak nie wszystkie wymieniłem, a trzeba pamiętać, że te oddziały działały tylko w rejonie Warszawy.
-
Świadomość historyczna u młodych Polaków
Albinos odpowiedział dzionga → temat → Historia Polski ogólnie
Jasne że nie da się generalizować, jednak nauczyciel który będzie potrafił zainteresować przedmiotem, to już jakiś krok na drodze do zwiększenia wiedzy i w końcu tej świadomości. To też. -
Czyżby chodziło o pracę w szkole w Gdyni?
-
Chodzi to za mną już od jakiegoś czasu, i nie daje mi w ogóle spokoju. A co konkretnie? Już Wam tłumaczę. Otóż jak wiadomo, w nocy 8 na 9 sierpnia (nie wiem czy dobrze zrozumiałem to, co pisał na ten temat Stanisław Mazurkiewicz, ale z jego słów wynikałoby, że marsz odbył się w nocy z 9 na 10) "Czata" rozpoczęła marsz, z zamiarem przejścia do Kampinosu. Teoretycznie powinienem pisać o tym w temacie poświęconym całemu zgrupowaniu, czy też może i w temacie o przejściu "Radosława" do Kampinosu, niemniej jest parę rzeczy, które właśnie odnośnie "Czaty" mnie zastanawiają. Zacznijmy od tego co pisze Kirchmayer. Otóż z jego opracowania niezbicie wynika, że wymarsz "Czaty" był pomysłem "Radosława". Dowódca KeDywu obawiał się okrążenia, wobec czego przeniósł oddziały z obozu na Gęsiej, wydał rozkazy, i rozpoczął marsz w kierunku Kampinosu właśnie marszem "Czaty", która wcześniej została przesunięta na Stawki. Jednak, KG i "Wachnowski", szykowali właśnie natarcie oddziałów leśnych z Kampinosu w kierunku cmentarza powązkowskiego, i równoczesne natarcie oddziałów "Radosława" w tym samym kierunku. Wobec tego "Wachnowski" wydał ustny rozkaz "Radosławowi", aby wszystkie jego jednostki pozostały na miejscu, i przyszykowały się do obrony na dzień 9 sierpnia i wzmiankowane natarcie w nocy z 9 na 10 sierpnia. I tak "Czata" przeszła na Stawki, "Parasol" i "Zośka" zostały przy szkole na Okopowej, a "Miotła" przy fabryce Pfeifera. I teraz Stanisław Mazurkiewicz i jego biografia ojca. Autor podaje fragment z pracy Śreniawy-Szypiowskiego (s. 259): O północy nastąpił wymarsz oddziałów Czaty z obozu na Gęsiówce. Po ściągnięciu placówek i posterunków, oddziały przemykają się kolejno z obozu na teren getta w kierunku północno-zachodnim i skręcają w Okopową idąc w kierunku Powązkowskiej. Przemarsz odbywa się w ciszy i pod osłoną 1-go czołgu, który stoi skryty w ciemnościach nocy. Batalion dochodzi już do końca Okopowej z zamiarem wymarszu do Powązek i dalej do Puszczy, gdy rozkaz d-cy Kedywu zawraca go w prawo na Stawki, nastaje świt. (R. Szypiowski) Następnie mamy przedstawioną relację łączniczki batalionu, Haliny Andrzejewskiej "Dalickiej". Otóż widziała ona, jak do czoła kolumny podchodzi "Radosław", i zaczyna rozmawiać z "Witoldem". Po ich rozmowie batalion zawraca na Stawki. Według Pani Haliny Andrzejewskiej, major Runge nie mógł się pogodzić z tym, że jego oddział ma pozostać w mieście. Można to wytłumaczyć w dość łatwy sposób. Wiadomo, że spora część "Czaty" to byli żołnierze "Wachlarza", 27. DP AK, czy też cichociemni, których ciągnęło w otwarte tereny i do lasów, gdzie mogli działać swobodniej. Dodatkowo jest tutaj jeszcze sprawa "Okonia", i relacji porucznika Stefana Matuszczyka "Porawy". Otóż gdy "Pięść" w nocy z 8 na 9 sierpnia, wyszła przez teren getta na Stare Miasto, oddział zakwaterowany został przy Świętojerskiej. Rano 9 sierpnia, major Kotowski miał powiedzieć w rozmowie ze swoimi oficerami coś takiego (s. 259): Chcę panom zakomunikować w zaufaniu, że powstała koncepcja wycofania oddziałów ze Starego Miasta do Kampinosu, gdzie będą lepsze warunki do walki. Oczywiście tych oddziałów, które wyrażą na to zgodę. Pan, panie poruczniku porozmawia z ludźmi. Na ich decyzję poczekam tutaj. Jak sugeruje syn "Radosława", to też mogło podziałać na oddziały, które pozostały na Woli. Tylko w jaki sposób? Tak czy inaczej, Pani Halina Andrzejewska była zdania, że "Witold" sam chciał wyjść z miasta. Po tym, jak wieści o tym doszły do "Wachnowskiego", ten miał zjawić się na Stawkach i kategorycznie zakazać wychodzenia z miasta. I tutaj zatrzymajmy się na chwilę. Otóż z tego, co zrozumiałem ze słów Stanisława Mazurkiewicza, wynikałoby iż marsz "Czaty" odbył się z 9 na 10 sierpnia. Bo skoro rozmowa "Okonia" z jego oficerami miała jakoś podziałać na oddziały, które jeszcze siedziały na Woli, to na pewno nie mogło dojść do wymarszu z 8 na 9. Do tego trudno tutaj się spodziewać, aby "Wachnowski" przychodził dzień po całej sprawie, gdy już wszystko było wyjaśnione. Tylko, że tutaj nie pasuje mi już to, co pisał Kirchmayer o tym, że "Wachnowski" wydał ustny rozkaz pozostania na miejscu i przygotowania do akcji w nocy z 9 na 10... no bo jak? Wracając do wątku "Witolda". Z relacji Pani Andrzejewskiej, jawi nam się on jako samodzielny watażka, który robi co mu się podoba, a postawiony do pionu przez dowódcę, wraca na pozycje. Tylko, że jest to obraz fałszywy. Można spytać czemu? Otóż wyjście "Czaty" zostało wcześniej najprawdopodobniej uzgodnione z dowództwem Grupy "Północ". Mogą świadczyć o tym przygotowania w batalionie, mające na celu "opancerzenie" pojazdów będących na stanie oddziału. Porucznik Kazimierz Augustowski "Jagoda" (w OdB na stronie pw44.pl porucznik "Jagoda" widnieje jako NN i to na dodatek szef kolumny samochodowej, dopiero od 15 sierpnia miał być szefem oddziału gospodarczego, tymczasem za kwatermistrzostwo według tamtego OdB odpowiedzialny był "Drzewica", natomiast zarówno Jędrzejewski jak i S. Mazurkiewicz piszą o "Jagodzie" jako o kwatermistrzu... ehh) otrzymał polecenie udania się na Barokową na Starym Mieście, skąd miał pobrać kilka beczek z benzyną, której miało być ponad 500 litrów. Wskazywałoby to na to, iż pułkownik Ziemski akceptował samodzielny wymarsz "Czaty". Tak czy inaczej "Witold" nie działał samowolnie, tylko za przyzwoleniem "Wachnowskiego". W pozostałych oddziałach "Radosława", według syna dowódcy KeDywu, nie nastąpiły żadne przygotowania do wymarszu. Czyżby więc "Radosław" nie miał zamiaru iść za "Czatą"? Biorąc pod uwagę, że miał rozkaz pozostać na Woli, spokojnie mogło tak być. Tymczasem "Wachnowski" podejmując decyzję obrony na Starym Mieście i po rozmowach z KG AK, wycofał swoje zezwolenie. Poprzez łączniczkę przysłaną przez "Radosława", Cezarię Iljin-Szymańską "Kaję", ustnie miał przekazać wstrzymanie wymarszu oddziału "Witolda". I "Radosław" przypilnował tego. Jakby tak spojrzeć na samą relację S. Mazurkiewicza na temat wyjścia "Czaty", to wszystko trzyma się kupy, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że Kirchmayer, Śreniawa-Szypiowski i Jędrzejewski, podają datę 8 na 9... to wszystko nam się sypie. A może po prostu syn "Radosława" zwyczajnie pomylił daty? Szczerze w to wątpię. Zbyt dokładny jest jego opis, aby miał być nieprawdziwym. Do tego dochodzi jeszcze jeden prosty fakt. Otóż biografię swojego ojca wydał on w roku '94, podczas gdy Kirchmayer i Śreniawa, swoje prace pisali w latach 50., natomiast Jędrzejewski wspomnienia wydał w '89. A wiadomo jak to ze wspomnieniami bywa. Chociaż i jego opis jest bardzo dokładny (s. 108): Wieczorem [8 sierpnia- przyp. Al.] "Radosław" polecił kontratakować na zdobytym przez Niemców terenie, głównie na cmentarzach, rzucając do walki wszystkie posiadane rezerwy. Niemcy cofnęli się na swe pozycje poranne. Późnym wieczorem otrzymaliśmy rozkaz opuszczenia zajętych odcinków, ponieważ "Radosław" ocenił, że nie mamy szans na utrzymanie odbitego terenu. Batalion "Czata 49" przeszedł z zapadnięciem zmroku na Gęsiówkę (róg dzisiejszych ulic Mordechaja Anielewicza i Karmelickiej). Tam otrzymaliśmy posiłek, a następnie oddziały zostały zreorganizowane po poniesionych stratach w zabitych i rannych. Uporządkowane pododdziały "Czaty 49" oczekiwały rozkazów. Późną nocą mjr "Witold" zwołał odprawę dowódców i zakomunikował, że wychodzimy przez Powązki do Puszczy Kampinoskiej. Jako pierwszy z "Czaty 49" wyruszyć miał pluton por. "Ruskiego" z zadaniem rozpoznania terenu. Dołączyłem więc do macierzystego oddziału, tym bardziej że moja rana już się zagoiła i tylko przy gwałtowniejszych ruchach odczuwałem ból w lewym ramieniu. Wyruszyliśmy z Gęsiówki z powrotem na Okopową i dalej posuwaliśmy się marszem ubezpieczonym do Powązkowskiej. Za nami szła kompania "Piotra" i dalsze pododdziały. Nim dotarliśmy do Powązkowskiej, przybiegł około pierwszej w nocy łącznik z rozkazem od mjr. "Witolda", żeby zatrzymać marsz i oczekiwać dalszych rozkazów. Parę godzin leżeliśmy po prawej stronie Okopowej przy zakładach garbarskich po wysunięciu ubezpieczeń do Powązkowskiej i pod cmentarze. Nad ranem otrzymaliśmy polecenie przejścia na Stawki i Muranów. Pluton por. "Ruskiego" miał obsadzić dwa budynki szkolne i magazyny przy bocznicy na Stawkach oraz Dziką u wylotu na Powązki. Pozostałe pododdziały "Czaty" przeszły na Muranów. Inne bataliony "Radosława" miały pozostać na pozycjach przy Okopowej i na cmentarzach. Ppłk "Radosław" został na Okopowej w rejonie szkoły Św. Kingi. Tutaj nie do uwierzenia jest dla mnie, aby "Jędras" pamiętał tyle szczegółów, a miałby pomylić daty. Z drugiej strony skąd u S. Mazurkiewicza wzięłaby się ot tak inna data? Ktoś litościwy mi to wytłumaczy? Bo ja już zwątpiłem. Dobra, spróbujmy podsumować cały ten bełkot. Wymarsz "Witolda" nie był akcją samodzielną, jako że była na to zgoda "Wachnowskiego". Z Kirchmayera wynika, że była to inicjatywa "Radosława", z S. Mazurkiewicza nic takiego znowu nie wynika. Dowódca KeDywu wiedział o całości (o czym świadczy to wsparcie ze strony jednego czołgu, o którym pisał Śreniawa), jednak wcale nie musiał być pomysłodawcą planu wyjścia "Czaty". To równie dobrze mógł być pomysł samego majora Runge, na co mogłyby wskazywać wspomnienia Pani Haliny Andrzejewskiej. Opis samego marszu znamy dość dobrze (Śreniawa i Jędrzejewski). Problemem jest to, czyją inicjatywą był wymarsz, oraz kiedy on się odbył. W tej kwestii mamy 3:1 dla 8 na 9, jednak dokładny opis S. Mazurkiewicza jest zbyt dokładny jak na błędną datę... podobnie sprawa ma się z opisem Jędrzejewskiego. I cały czas, boli mnie tutaj ta akcja uderzenia z Kampinosu w kierunku Powązek, i "Radosława" w tym samym kierunku, która to miał odbyć się 9 na 10. Jest jeszcze jedna możliwość... wymarszu "Czaty" nie było, a ja napisałem się jak ten głupi. Tak więc jeszcze raz, teraz już błagam... wyjaśnij mi to ktoś. Nie powiem, że liczę tutaj na wpis Gregoriusa :wink: ... , a boję się, że znowu próbuję wyważyć otwarte drzwi.
-
Dobra Viss, dalej nie męczę. Pluton "Ruskiego" to żołnierze dawnego "Startu II" (Poleski) a grupa "Drzewicy", to żołnierze dawnego "Startu III" (Nowogródzki). Jako że jest to pytanie z mojego ulubionego tematu, a i łatwe nie jest, zaliczam. Twoja kolej :wink:
-
Weź pod uwagę tylko te powstałe na samym początku.
-
Rozumiem, że samemu to już nie można wyremontować?
-
Oba pudła :wink: Co prawda "Drzewica" nie miał swojego oddziału, jednak grupa jego ludzi wywodziła się z jednego ze "Startów".
-
Pierwsze primo, nie dom a mieszkanie. Drugie primo: co za problem kupić sobie mieszkanie do remontu? Tak czy inaczej, tak się akurat składa, że znam co najmniej parę osób, które sprzedałoby na Woli mieszkania za jakieś 500 tys.
-
Dokładnie tak. Tylko teraz z których?
-
Świadomość historyczna u młodych Polaków
Albinos odpowiedział dzionga → temat → Historia Polski ogólnie
Bardzo bym prosił o nie przypisywanie mi czegoś, co nie zeszło z mojej klawiatury :wink: Nie chodzi mi tutaj o żadną indoktrynację, ale o ten nieszczęsny obiektywizm. Czy historyk pracujący w szkole, czy piszący książki, to bez znaczenia. Obaj kierują się swoimi sympatiami. I tylko o to mi chodzi. Zadam głupie pytanie: czytałeś Tukidydesa? Jasne że powinniśmy mieć prawo. Tylko pytanie, czym jest rzetelna i obiektywna informacja historyczna? Kto to rozstrzyga? Jak to pisał Topolski: co do faktów zgodni są wszyscy, ich interpretacja jest sprawą dyskusyjną. I to się raczej nie zmieni. -
Znajdź mi informację, że ćwiczenia z archeologii były kiedyś obowiązkowe na pierwszym roku historii na UW, a podzielę Twoje zdanie
-
W niedzielę 21 września w szpitalu w Genewie zmarł Wacław Micuta "Wacek". Do konspiracji został wprowadzony przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Od 1940 instruktor w Szarych Szeregach, więziony przez gestapo, w Powstaniu Warszawskim dowódca plutonu pancernego "Wacek". Po wojnie pracował w ONZ, był także założycielem instytutu REDl w Genewie.
-
Świadomość historyczna u młodych Polaków
Albinos odpowiedział dzionga → temat → Historia Polski ogólnie
W sumie najłatwiejsza droga. Władze Warszawy idąc tą drogą od paru lat sprawiły, że 1 sierpnia, nawet jeśli ktoś na co dzień nie pamięta o nim, to przynajmniej w okolicach tego terminu zaczyna żyć w jego świadomości. Muzeum Powstania Warszawskiego, inscenizacje walk powstańczych, koncerty organizowane przez MPW (za rok ma zjawić się gwiazda formatu Red Hotów czy też Aerosmith), odpowiednia otoczka. Historia to dzisiaj biznes taki sam jak wszystko inne. Odpowiednia reklama jest niezbędna aby sprzedać "towar". Chociaż dla mnie jest to przykre. To teraz jeszcze raz przeczytaj post Andrea$a do którego się odniosłem. Jeśli już ktoś jest tutaj bardziej winny niż nauczyciele, to rodzice. Młodego człowieka rzadko kiedy historia interesuje ot tak. A szkoda. Andrea$ stwierdził, że historyk powinien być obiektywny. Ale nie ma obiektywnych historyków, to jest nieosiągalny ideał. Nawet wielki Tukidydes nie może zostać uznanym za obiektywnego. Każdy historyk w jakimś stopniu kieruje się swoimi sympatiami i wedle nich wydaje swoje opinie. A to czy jest to nauczyciel-historyk, czy też historyk prowadzący swoje badania, to jest bez znaczenia. Obaj mają wykształcenie historyczne. -
Co ja bym zrobił z całym milionem... Najpierw jakieś mieszkanie w Warszawie. Tak z trzema pokojami, i koniecznie na Woli. Z największego pokoju zrobiłbym czytelnię. Ciemne, ciężkie meble, wszędzie półki na książki, dwa albo i trzy wygodne głębokie fotele. Półki zaś zapełnione książkami o historii Warszawy, starożytnej Grecji, okupacji i w końcu Powstaniu Warszawskim (na początek wykupiłbym wszystko, co tyczy się "Radosława"). Do tego cały stos map z najróżniejszych okresów. Poza tym jakichś szczególnie wielkich wymagań nie miałbym... chociaż kto wie.
-
Świadomość historyczna u młodych Polaków
Albinos odpowiedział dzionga → temat → Historia Polski ogólnie
Znajdź mi obiektywnego historyka. Jednak w pewnym stopniu łączą się. -
Historia wojskowości to niewątpliwie domena mężczyzn. Chociaż znalazło by się zapewne trochę pozycji napisanych przez kobiety. Chociażby "Pluton pancerny w Powstaniu Warszawskim" Anny Wyganowskiej-Eriksson. Pamiętam też, że profesor Ewa Wipszycka swego czasu napisała artykuł na temat wojskowości starożytnych Greków. Przy serii "Warszawskie Termopile" pracowała m.in. Pani Lidia Świerczek. Ogólnie zauważyłem, że naprawdę sporo książek nt. Powstania Warszawskiego wyszło spod ręki kobiet, i to nie tylko tych o charakterze wspomnieniowym.
-
Szkoda żeby temat poszedł w zapomnienie. Zacznijmy może wobec tego od literatury: Witkowski H., Kedyw Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-1944, Warszawa 1984, ss. 472. Absolutna podstawa w temacie. Autor podczas wojny sam był żołnierzem Kedywu OW AK, a konkretnie dowódcą grupy z lewobrzeżnej Warszawy, Oddziału Dyspozycyjnego "B" por. art. Ludwika Witkowskiego "Kosy". Według osób które go znały, był jednym z najbardziej brawurowych żołnierzy Kedywu OW AK. Książka choć napisana przez uczestnika wydarzeń, i choć czyta się ją naprawdę lekko, jest niesamowitą bazą źródłową nt. Kedywu OW AK. Historia powstania Kedywu na tle koncepcji walki zbrojnej, proces formowania się Kedywu OW AK, charakterystyka poszczególnych oddziałów, opis działalności bojowej i sabotażowo-dywersyjnej (wszystko z podziałem na poszczególne typy akcji, od niszczenia akt w urzędach pracy, przez uwalnianie aresztowanych i sabotaż na kolei, po sabotaż w łączności telekomunikacyjnej), ponad 100-stronicowy wykaz 407 akcji przeprowadzonych przez Kedyw OW AK, z krótką charakterystyką każdej, wykonawcami i efektem akcji, stany osobowe oddziałów, kilka dokumentów m.in. z rozpracowań celów, raportów z akcji, tabele m.in. z informacjami na temat strat (podział na różne kategorie, w zależności od tego czy śmierć dana osoba poniosła podczas akcji bojowej, po aresztowaniu czy też w innych okolicznościach), czy też tabele informujące o uszkadzaniu wyrobów fabryk niemieckich czy też urządzeń służących samej produkcji. Zaskakuje dokładność z jaką autor, nie będący przecież zawodowym historykiem, zebrał te dane. Pozycja ze wszech miar warta uznania i uwagi. Strzembosz T., Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983, ss. 548. Co prawda zagadnienia dotyczące Kedywu OW AK w tej pozycji to zaledwie część, niemniej biorąc pod uwagę to, kto jest autorem, można spokojnie uznać, że jest to pozycja z gatunku absolutnych klasyków. Warto tutaj nadmienić, że była to praca doktorska profesora Strzembosza. W połączeniu z pozycją Witkowskiego, daje ona świetny obraz poszczególnych oddziałów. Kilka ciekawych schematów, do tego możliwość porównania Kedywu OW AK z innymi oddziałami działającymi w Warszawie podczas okupacji. Strzembosz T., Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1978, ss. 528. Następna pozycja autorstwa człowieka, który uchodzi za wielki autorytet w sprawach konspiracji warszawskiej. Tak samo jak profesor Strzembosz jest autorytetem, tak samo Akcje zbrojne... są bez wątpienia pozycją podstawową, dla zainteresowanych tematem okupacji w Warszawie. Książka składa się z dziesięciu rozdziałów, opisujących dokładnie najważniejsze aspekty zasad walki w mieście, oraz poszczególne okresy okupacji. Wszystko dokładnie przemyślane i wyjaśnione. Autor pokazuje, jak zmieniała się koncepcja prowadzenia walki i natężenie starć. Opisy poszczególnych akcji zwięzłe i dokładne. Ciężko przyczepić się do czegoś. Jeśli chodzi o Kedyw OW AK, to pozycja ta może być bardzo dobrym uzupełnieniem Witkowskiego, od strony samych akcji, te są bowiem bardzo dobrze opisane. Jakieś dalsze propozycje? Uwagi do tych trzech pozycji?
-
Niemcy- jak ich oceniać?
Albinos odpowiedział jagiełło → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Znane dla Ciebie. Niemniej "Ucieczka z Sobiboru" i "Fabryka zła" są też dość dobrze znane, śmiem twierdzić, że na świecie więcej osób oglądało te właśnie filmy niż "Kolumbów". Mimo to wysnułeś wniosek, że większość filmów ukazuje dobrych Niemców. A to jest nieprawda. A to śmiem się nie zgodzić. Jakoś nie wydaje mi się, aby po obejrzeniu "Pianisty" wszyscy pamiętaliby tylko o Hosenfeldzie, zapominając o scenach z getta. Ja przynajmniej nie znam takich ludzi. A tak poza tym, to co proponujesz zrobić? Nie pokazywać tych wątków? Usunąć je? Pokazywać tylko złych Niemców? -
Niemcy- jak ich oceniać?
Albinos odpowiedział jagiełło → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Z tych które wymieniłem dwie są polskie. Zresztą "Kanał" jest filmem dość dobrze znanym na świecie. I jeszcze raz pytam: czy masz zestawienie dotyczące tego, jakie filmy o II WŚ pokazują samych dobrych Niemców, czy może robisz to na oko? Wymieniłeś dwa tytuły. Sprawę "Pianisty" już wyjaśniliśmy. O "Upadek" można się spierać. To są prawdziwe historie. Nie widzę powodu aby je usuwać w cień. Historia to historia. Nie wybieramy sobie tego, co nam pasuje do obrazu.