Skocz do zawartości

Albinos

Przyjaciel
  • Zawartość

    13,574
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Albinos

  1. "Robinsonowie" i Warszawa po Powstaniu

    Zaiste niesamowite rzeczy można znaleźć przez kompletny przypadek. Przeglądając wczoraj wieczorem z nudów Z Mazur nad Ren G.-H. Komossy, trafiłem na opis pobytu autora w popowstańczej Warszawie: Jeszcze raz w Warszawie Podczas gdy moi koledzy zostali przeniesieni do rezerwy dowództwa "Zachód", ja udałem się z kapitanem Krugerem na front wschodni. Oddział zajął swe pozycje na południe od Warszawy w fabryce papieru. Sztab zakwaterował się w podobnej do pałacu posesji, która należała do właściciela fabryki. Nocą sypiałem pod puchowymi kołdrami w jego sypialni. Nastąpiły cztery spokojne miesiące nad Wisłą. Bez pośpiechu i z wielką starannością przygotowałem stanowisko obserwacyjne przy kominie fabryki, tak że teren na wschód od Wisły mogłem objąć wzrokiem bardzo daleko. Szkic obserwacyjny, jaki tu sporządziłem, przerodził się w obraz. Był on oczywiście barwny, przedstawiał brzeg Wisły, poszczególne drzewa, ciągi krzewów i lasy. Dla każdego punktu mierzyłem właściwy kąt i oddalenie, po czym dla potrzeb komend ogniowych nanosiłem dane na specjalną listę. Komendant chętnie pokazywał moje dzieło odwiedzającym z innych sztabów, pochwalił mnie nawet sam generał. "Studia na akademii sztuk pięknych, co?"- zapytał. Niestety musiałem odpowiedzieć przecząco, ale mój nauczyciel Hasse ze szkoły im. Behringa w Olsztynku, brat aktora O.E. Hasse, czegoś mnie nauczył. "Tak trzymać!" rozkazał generał i był uosobieniem życzliwości. Był to na pewno najładniejszy szkic widokowy na całym froncie wschodnim. Jako podporucznik [G.-H. Komossa został awansowany na ppor. z ważnością od 1.08.44- przyp. A.] dosiadałem znów jako takiego konia i regularnie robiłem wycieczki konne po nizinie Wisły. Zawsze wówczas bardzo uważnie przyglądałem się okolicy, poszukując motywów do obrazu. Potem tworzyłem- jak na Mazurach- z obydwu dłoni prostokąt, spoglądałem przezeń i myślałem, że każdy wycinek przyrody jest obrazem. Trzeba tylko mieć oczy szeroko otwarte. Moja zuchwałość nakłaniała mnie niekiedy do głupich zabaw. Kiedyś wziąłem produkowany przez zakłady Skoda niszczyciel czołgów zwany "podżegaczem" [czyli "Hetzera"- przyp. A.] i pojechałem nim tylko z moją załogą przez ulice Warszawy do zburzonego mostu na Wiśle, zatrzymałem się na brzegu i oddałem dwa, trzy strzały w kierunku wroga- jako pozdrowienia dla Józefa Wissarionowicza. Piechurzy na swych pozycjach przy wiślanym wale klęli na nad, że to głupota, że oni będą musieli wypić nawarzone przez nas piwo, jakie im zgotuje rosyjska artyleria, jak my z naszym działem już dawno będziemy za siedmioma górami. Mieli niestety rację. Warszawa wyglądała zupełnie inaczej, niż przed dziesięcioma miesiącami. Na ulicach widać było nielicznych tylko ludzi, zniknęły też czerwone buciki dziewcząt. Od czasu do czasu wchodziłem do pustych mieszkań, które były tak duże, jak te w Berlinie. Wiele z nich opuszczono, większość splądrowano. W pokojach leżały poprzewracane szafy z wypróżnioną zawartością, regały w porozrzucanych na podłodze książkach. Czasem strzelała rosyjska artyleria. W jednej z piwnic poprzecinanej długimi rurami siedział chłopiec, może piętnastoletni, z wielkimi wypełnionymi strachem oczami. "Proszę nie strzelać, proszę!"- wymamrotał. Szabrownik czy Żyd. Machnąłem tylko ręką i poszedłem dalej. Biedaczysko, pomyślałem, ofiara losu. Znów na ulicy spotkałem moich żołnierzy przy naszym dziale samobieżnym. Postanowiłem pozostać przez noc w mieście i udałem się na poszukiwanie kwatery. Przy miłym niewielkim domu odniosłem wrażenie, że znalazłem coś dla siebie odpowiedniego. Zapukałem i otworzyła mi pani w wieku około 40 lat. Sprawiała wrażenie przygnębionej, miała zapłakane oczy. Zapytałem, czy mógłbym zostać na noc. Otworzyła drzwi jakiegoś pokoju i wskazała na łóżko, na którym leżała staruszka. Nie widziałem prawie nic, bo paliło się tylko światło na korytarzu. "Moja matka umiera"- powiedziała bardzo cicho. Przeprosiłem i wyszedłem z domu. Wkrótce znalazłem lepszą kwaterę, na pierwszym piętrze mieszczańskiej kamienicy. Mieszkało tam stare małżeństwo z młodą dziewczyną. Po przedstawieniu mojej prośby zostałem zaproszony do środka z wyraźną uprzejmością. Naturalnie mogę zostać na noc, zapewniono mnie, i jeśli mi to odpowiada, pościeli mi się na sofie w salonie. W końcu zaproponowano mi herbatę i kawałek chleba. Podziękowałem i zrewanżowałem się puszką konserwy mięsnej i papierosami. Potem poprosiłem o miskę z ciepłą wodą; chciałem zająć się moimi stopami. W reprezentacyjnym pomieszczeniu polskiej rodziny czułem się całkiem dobrze i z nogami w misce rozglądałem się po pokoju. Wszystko było czyste i bardzo porządne. Na kredensie stało zdjęcie polskiego oficera przewiązane krepą. Potem nagle wydało mi się, że do kuchni Polaków stale przychodzą ludzie, słyszałem kroki i wiele głosów. Bez szczególnego pośpiechu osuszyłem stopy, założyłem buty, zapaliłem papierosa, zapukałem do kuchennych drzwi i wszedłem. Nie byłem zaskoczony, że kuchnia pełna jest młodych Polaków. W kącie siedzieli moi gospodarze z dziewczyną. Podziewałem do wszystkich: "Dobry wieczór". Niektórzy z nich odpowiedzieli z pewnym wahaniem. Teraz trzeba tylko zachować nerwy, pomyślałem i uśmiechnąłem się. "Pozwolicie Państwo?"- zapytałem i przysunąłem sobie krzesło, bo przysiąść się do młodych mężczyzn. Cholera, dlaczego nie ma przy mnie chociaż mojego ordynansa! Wyłożyłem na stół paczkę papierosów, powiedziałem: "Proszę, częstujcie się!", i czekałem. Popatrzyłem wokół i zobaczyłem otwarte twarze. Mogą to być studenci, pomyślałem. Albo partyzanci? Wreszcie powiedziałem, że nie chcę przeszkadzać, ale że sprawiliby mi wielką radość, gdyby zechcieli zaśpiewać kilka polskich pieśni. "Kocham śpiew i muzykę, kocham Szopena i polskie pieśni ludowe także"- powiedziałem. I zaśpiewali. Ci młodzi Polacy śpiewali pieśni swej ojczyzny, i chyba było wśród nich kilka pieśni bojowych. Czasem to był marsz, a czasem chyba chorał. Śpiewali przez pół nocy. Postawiłem jeszcze na stół butelkę koniaku i poprosiłem, by się częstowali. I to też zrobili. Wiele lat później, kiedy po wykładzie wygłoszonym przed amerykańskimi oficerami rezerwy śpiewałem w hotelu Astoria w Nowym Jorku z Amerykaninem Noblemanem niemieckie pieśni ludowe, przypomniał mi się obrazek z warszawskiej izby. Różnica była jednak fundamentalna: z emigrantem łączyła mnie miłość do wspólnej ojczyzny, Niemiec; z Polakami łączyło mnie zaś tylko poczucie człowieczeństwa. Wreszcie pożegnałem się z Polakami i poszedłem spać. Była to niespokojna noc i nie wypuszczałem pistoletu maszynowego z ręki. Miałem jednak także uczucie całkowitej pewności, że mój los spoczywa w rękach Stwórcy, który mnie tutaj nie opuści. Następnego dnia podano mi na śniadanie sadzone jajka. Podziękowałem moim gospodarzom i pożyczyliśmy sobie wszystkiego najlepszego. Gdy opuściłem dom, zobaczyłem przy następnej przecznicy Polaka, powieszonego na słupie latarni. Na jego szyi wisiała tabliczka. Było tam napisane, że Polak ten zastrzelił z zasadzki niemieckiego żołnierza. Był jeszcze bardzo młody. Wszedłem przez luk do mojego wozu i pojechałem z powrotem do oddziału. Na bruku warszawskich ulic turkot gąsienic działa był jeszcze dużo głośniejszy niż na zamarzniętej rosyjskiej ziemi. W drodze powrotnej przydarzył mi się, niestety, nieszczęśliwy wypadek. Chciałem obejrzeć leżący w pewnym oddaleniu od ulicy niewielki zameczek. Pomyliłem się jednak w ocenie twardości gruntu poza drogą i czołg utknął w błocie. Zanim przybył pojazd ratowniczy, miałem kilka godzin na rozmyślania o wojnie, a także o ludziach, którzy jakoś z tą wojną musieli żyć albo i nie, którzy umierali w niej albo też dzięki niej dojrzewali. Kiedyś podjechałem naszym działem pod warszawski burdel. Był to zaniedbany wielopiętrowy budynek, wyglądający jak podłej klasy hotel. Przed budynkiem tym stała pokaźna ilość żołnierzy, a dwóch żandarmów wojskowych kierowało ruchem. Ja, powodowany ciekawością podporucznik, wszedłem do budynku wraz z moim podoficerem i zobaczyłem tam rodzaj izby gościnnej, ciemnej od papierosowego dymu, w której siedziało przy piwie wielu żołnierzy czekających na to, by żołnierz z oddziału sanitarnego wypełnił specjalne zadanie mające uchronić ich przed chorobami. Trzeba było ustawić się w kolejce na ciemnej klatce schodowej. Okropnie śmierdziało. Wreszcie stanąłem przed jakimiś drzwiami na pierwszym piętrze. Drzwi otwarły się i wypadł z nich żołnierz, a naprawdę brzydka osoba płci żeńskiej, o pokaźnych rozmiarach, wymierzała temuż żołnierzowi kopniaki w tylną część ciała i klęła. Nie mogłem odgadnąć, czemu to robiła, całość jednak zrobiła na mnie takie niesmaczne wrażenie, że czym prędzej wdrapałem się do mojego Hetzera. Za: Komossa G.-H., Z Mazur nad Ren, Kraków 2006, s. 117-120. Sam autor nie podaje, kiedy ów pobyt w Warszawie, i nocowanie u warszawskiej rodziny, miały miejsce, niemniej na podstawie rozdziałów sąsiednich można wywnioskować, że działo się to najpewniej w listopadzie '44. Brak we wspomnieniach opisu wysiedlania mieszkańców Warszawy, wskazuje że na pewno nie jest to październik. Kolejne rozdziały mówią o grudniu, więc zostaje listopad. Zaskakujący jest motyw młodych Polaków, przychodzących do kuchni gospodarzy domu, w którym nocował autor. Do tego ten młody człowiek powieszony na latarni. Niewiele mamy takich opisów Warszawy po zakończeniu Powstania. Dlatego ten jest szczególnie cenny. Można się jeszcze zastanowić nad tym, gdzie dokładnie autor nocował. Po opisie budynków, i tym że w ogóle świeciło się światło w korytarzu jednego z tych domów, można wnioskować, iż działo się to albo na Żoliborzu, albo na Mokotowie. Tam bowiem straty w zabudowie były najniższe. I jeszcze ten zniszczony most...
  2. Leopold Tyrmand - ocena

    Właśnie sobie przypomniałem, za co tak uwielbiam Tyrmanda i jego Dziennik 1954 : http://niniwa2.cba.pl/leopold_tyrmand.htm
  3. Okupacja na wesoło

    Było już na poprzedniej stronie
  4. A tak się zapytam, a w jakiej sytuacji "Okoń" został skierowany do Kampinosu;)? Co spowodowało jego wysłanie, oraz jaka była sytuacja Grupy "Kampinos" wówczas. Bo np. kompletnie nie zgadzam się z tym, co napisałeś. Żeby "Okonia" móc wysłać z taki zadaniem, trzeba by wiedzieć, że będzie potrzeba zmiany dowódcy w Kampinosie. A tego wiedzieć nikt nie mógł. Podobnie jak nie rozumiem tego fragmentu, o braku szczerej radości z rozkazów, jakie przyszły. Kampinos był przewidziany do działań wespół z Żoliborzem. Ataki na lotnisko bielańskie odbierają mu zdolności bojowe, na około dwa tygodnie. Potrzebna jest zmiana dowódcy. Wysłany zostaje "Okoń". Czemu akurat on, sprawa dyskusyjna, do dzisiaj nikt jej nie wyjaśnił z całkowitą pewnością. Tak czy inaczej już 7 sierpnia, czyli 4 dni przed wysłaniem "Okonia", "Wachnowski" w dwóch rozkazach (AK L. 15/III z 20:15 i AK l. 14/III z 20:20) podporządkowuje oddziały w Kampinosie "Szymonowi", nakazując im jednocześnie współpracę z Grupą "Północ". Sytuacja jaka nastąpiła po 7, czy nawet po 5 sierpnia, kompletnie zmieniała obraz działań. Trzeba było podjąć nowe decyzje. Ale tego nikt nie mógł się spodziewać. Nie wysyła się oficera na zaś, bo nikt nie wie, jak sytuacja się ukształtuje. Zaczęło się komplikować, wysłano "Okonia". Kampinos miał na początku Powstania swoje plany, Wola i Starówka swoje. Nie rozumiem czemu nagle łączysz to, jakby od początku zakładano, że sytuacja potoczy się inaczej niż planowano. Nie wysłali "Okonia", bo plany były zupełnie inne. To co miało miejsce po 7 sierpnia, to była kompletna zmiana tych planów. Nie do przewidzenia w żaden sposób. Naprawdę nikt nie miał wówczas w Warszawie szklanej kuli;) Ależ oczywiście że tak, tego negować nie mam zamiaru. Niemniej to już omawialiśmy. Dopóki nacisku nie ma, trzymamy ten największy teren, od Pawiaka przez linię cmentarzy po plac Parysowski i Stawki. Jak nacisk pojawia się, obronę zwijamy ku północy, ale cały czas staramy się ją trzymać na Pawiaku, schodząc z cmentarzy. Jak utrzymać się nie da, przechodzimy na same Stawki, jak w rzeczywistości to miało miejsce.
  5. Do opanowania do 5 sierpnia, później już marne szanse. Krochmalna i Grzybowska przy odpowiednim nacisku, w zasięgu. Uniwersytet Warszawski, mieliśmy próby, i to nie jedną. Pierwszy atak, już 1 sierpnia, od strony Oboźnej zakończył się zanim pionierzy dotarli do zasieków z drutów kolczastych, a od strony skarpy został zduszony ogniem z góry. Być może przy użyciu większych sił można by myśleć o tym, ale w warunkach jakie były w rzeczywistości, szanse minimalne. To nie kościół św. Krzyża i komenda policji przy Krakowskim, tutaj potrzebny był szturm z dwóch stron, i to odpowiednio silny. Wspominany kwartał teoretycznie może i można było opanować, tylko pytanie jak długo dało się go utrzymać, mając naprzeciwko bastion Niemców na terenie UW. Te akurat zostały opanowane. Wszystko pięknie ekstra, tylko zauważ, że mimo iż wysiłek główny Niemcy kierowali w inne rejony, to jednak zarówno UW, jak i próba rozszerzenia połączenia Czerniakowa z Śródmieściem Południe, była ograniczona przez z jednej strony kompleks gmachu BGK i Muzeum Narodowego, a z drugiej przez gmach Sejmu i Senatu, Szkołę Handlową Żeńską i gimnazjum im. Stefana Batorego. Przypomnij sobie, czym zakończyły się natarcia w rejonie właśnie gmachów Sejmu i gimnazjum Batorego. To były na tyle mocno obsadzone rejony, że Niemcom bez większych problemów udało się odeprzeć ataki powstańcze. Sam korytarz wzdłuż Książęcej był niepewny ze względu na nieopanowanie placu Trzech Krzyży.
  6. Czy Stare Miasto można było uratować?

    Jasne że tak, w końcu kwartał Krakowskie Przedmieście-Królewska-plac Małachowskiego-Traugutta znajdował się niemalże na wprost Uniwersytetu, więc opanowanie jego terenu byłoby naturalnym następstwem, kolejnym krokiem. Z tym, że jak rzeczywistość pokazała, nie takim łatwym do zrealizowania. Wątpię czy sam "Krybar" był zdolny do zrealizowania zadania. Znowu pojawia się wątek wyciągania oddziałów, z innych rejonów. Ale ja nie miałem na myśli przebijania się przez Hale Mirowskiego do kotła staromiejskiego. Co najwyżej można było je potraktować jako uderzenie wspierające, osłaniające od zachodu główny wysiłek przez plac Żelaznej Bramy i Bankowy do Długiej. Potraktowanie ich jako celu samego w sobie nie byłoby zbyt rozsądne, za duża odległość od głównego celu. Z kolei sam korytarz przez plac Żelaznej Bramy i Bankowy, był zbyt wąski, o ile pamiętam, miałby około 400 metrów szerokości. Jeśli już podjęto decyzję, po drugiej stronie czekały oddziały "Zagończyka", a desant kanałowy wyruszył, nie można było nie podjąć próby. W ten sposób automatycznie odebrano by sobie możliwość przejścia do Śródmieścia górą. Nikt nie mógł się spodziewać, jak skończy się szturm, że pierwsza fala zatrzyma się na domach, które miały być puste, że przejście przez Bielańską będzie takim koszmarem. Plan był, i dwie z trzech grup, były gotowe do jego wykonania, trzecia nie mogła ot tak zmienić diametralnie planu. A to już jest gdybologia, nie wiemy jak skończyła by się operacja, gdyby korytarz udało się otworzyć. Powinna, w warunkach idealnych byłby to poważny zarzut dla dowództwa. W warunkach Powstania można jedynie się zastanawiać, czy nie było innego rozwiązania. Zauważ kiedy została przesunięta godzina ataku Starówki. Trudno się domagać, aby w warunkach gdy łączność na samej Starówce nie należała do idealnych, nagle pomiędzy dwoma odciętymi od siebie ośrodkami powstała idealna łączność, umożliwiająca podejmowanie decyzji z dokładnością do kilku minut.
  7. FILM POPIEŁUSZKO PYTANIA

    Taki kącik dobrego żartu widzę Bo nie powiem, ubawiłem się setnie... Ale szukaj, szukaj, może ktoś pójdzie na taki układ...
  8. FILM POPIEŁUSZKO PYTANIA

    To ja najpierw poproszę o przedstawienie nagród Jak będą warte zachodu, może ktoś pomyśli nad tym, żeby zrobić za Ciebie gotowca...
  9. Okupacja na wesoło

    Coś ze wspomnień cichociemnych: 15.6.1943 (...) Na przygotowania nie było dużo czasu. Przed samym odjazdem Kazik, stary spadochroniarz, dawał mi ostatnie rady. - W "małpim gaju", uważasz, jest taki cholerny przyrząd; nazywa się trapez opuszczany. Przywiązują cię do trapezu, ty się huśtasz, a instruktor kręci korbą i winduje cię do góry. Jak cię już dobrze podkręci, to cię pyta, czy widać Leven. Jak mu powiesz, że jeszcze nie widzisz, on kręci dalej. Jak mu powiesz, że miasto widzisz jak na dłoni, on wtedy krzyczy: "G... pan widzisz!" i też nie przestaje kręcić. Jak już wyżej nie można, puszcza korbę, a ty lecisz w dół. - Lecę w dół?! A na czym się ląduje! - Na czym? Na pysku, oczywiście. Chyba że instruktor ćwiczy lądowanie do tyłu. Wtedy lądujesz nie na pysku, ale... - Rozumiem. Ale co mam mówić, gdy instruktor się pyta, czy widać Leven? - Wszystko jedno co. Instruktor i tak nie słucha. - No, to po co ty mi to wszystko mówisz? - Żebyś wiedział!- objaśnił mnie Kazik. Largo, 16.6 Wczoraj po południu przyjechaliśmy do Largo. Na przywitanie byliśmy świadkami małego wypadku. Jakiś podchorąży wlazł na drzewo i majstrował coś na gałęzi na wysokości 8-9 m nad ziemią. Coś mu tam nie poszło i zleciał. Myślałem, że się zabije. Tymczasem nie zabił się. Złamał kość przedramienia, kilka żeber, obojczyk i jeszcze coś. Później okazało się, że nie było to obowiązkowe ćwiczenie i że on tam wlazł na ochotnika. Postanowiłem, że na ochotnika nigdzie pchał się nie będę. Jutro rozpoczynamy zaprawę. Largo, 22.6 (...) Trzecim celem zaprawy jest niewątpliwie wyrobienie automatycznej reakcji na komendę spadochronową. Każde ćwiczenie wykonywane jest na komendę Action Station- przygotowanie, i Go- skok. Każdy skok przez dziurę, każdy skok z drabinki, ze stołka- wszystko to jest wykonywane na komendę Go. Ta komenda ma obecnie dla mnie specjalną wymowę. Gdy ją słyszę skierowaną do siebie, wiem, że w tej samej sekundzie nie może mnie być tam, gdzie mnie ona zastała. Mam zniknąć. Skoczyć. Reakcja musi być automatyczna, odruchowa. Ma być tak automatyczna, jak cofnięcie oparzonej ręki od żelazka. (...) Tymczasem jednak wszyscy już jesteśmy "zautomatyzowani". Mieliśmy dowód przedwczoraj w nocy. Jakiś adept o wysokich (dosłownie) aspiracjach krzyknął przez sen: Action Station! Inny natychmiast wrzasnął: Go! Trzeci zleciał z pryczy. Za: Starzyński L., Kartki z pamiętnika [w:] Drogi Cichociemnych, Warszawa 2008, s. 54-68.
  10. Batalion "Czata 49" - biogramy

    Śreniawa-Szypiowski Romuald "Roman", "Wapniak", urodzony 6 listopada 1927 roku w Rudej Pabianickiej, syn Adama i Feliksy Audaszek. W wieku 16 lat wstąpił do konspiracji. W trakcie Powstania Warszawskiego walczył w plutonie "Mieczyków". Trzykrotnie ranny, w tym 14 września na Czerniakowie. Do niewoli, w szeregach kompanii B-3 Pułku AK "Baszta", trafił 27 września po wyjściu z kanałów na ulicy Dworkowej. Po zakończeniu walk trafił najpierw do obozu przejściowego w Skierniewicach, a później do stalagu X-B Sandbostel, nr jeniecki 221842. Do Polski wrócił w grudniu '45. W latach 50. przez cztery lata był więźniem politycznym. Przez kilka lat pracował w Archiwum Państwowym m.st. Warszawy. Pierwsze materiały z Powstania zaczął zbierać już w trakcie jego trwania, kiedy to pochował je w trzech puszkach, które następnie zalutował i zakopał. Po wojnie odnalazł je, lecz gdy trafił do więzienia, znowu utracił na cztery lata. Studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, magisterium uzyskał w 1965 roku na podstawie pracy poświęconej działalności Centrali Zaopatrzenia Terenu, pisanej u prof. Herbsta. Od lat 60., z inicjatywy prof. Gieysztora, zbierał ankiety biograficzne od uczestników Powstania Warszawskiego. Pod koniec życia udało mu się ich zebrać około 20 tys. Miały posłużyć do stworzenia Słownika biograficznego Powstania Warszawskiego. Był posiadaczem największego prywatnego zbioru pamiątek po Powstaniu. Opaski, znaczki, listy, odznaki, dokumenty, zdjęcia, artykuły z gazet (w tym artykuł Walka przerwana z Biuletynu Informacyjnego z 3 października) oraz sztandar pierwszej kompanii "Zemsta" baonu "Pięść" Zgrupowania "Radosław", uszyty przez siostry zakonne prowadzące dom starców na Woli. Materiały źródłowe jakie udało mu się zebrać, zajmują razem około 15 metrów. Zmarł 5 maja 2003 roku w Warszawie. Po jego śmierci archiwum zostało przekazane przez siostrzenicę Śreniawy-Szypiowskiego, Bogumiłę Pelc, w darze do Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Sam dr Kunert miał stwierdzić, że w większości jest to materiał nieprzebadany. Autor wielu prac nt. historii Powstania, m.in artykułów nt. historii "Czaty 49" z Kroniki Warszawy i Więzi. Pod jego redakcją powstała także monumentalna praca Barykady Powstania Warszawskiego.
  11. Dzielnica niemiecka w Warszawie

    Właśnie przeczytałem, i muszę przyznać, że artykuł naprawdę ciekawy, gratulacje dla autora. Krótki ale można dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy. Nie przypuszczałem nawet, że tego typu pamiątki po okresie okupacji, jeszcze w Warszawie przetrwały. Trzeba będzie zacząć się uważniej rozglądać za strzałkami;)
  12. Wychowanie seksualne w szkołach

    Tutaj co nieco na temat: http://zdrowie.onet.pl/1546640,2042,,,,sek...atkow,seks.html
  13. Ale jakich odpowiedzi? Konkrety... Nie rozumiesz. Napisałeś że gdyby ktoś przeszedł na Żoliborz 5/6 to coś tam, a poza tym to nie było żadnej łączności z Żoliborzem i Kampinosem, więc tamci nic nie wiedzieli. Więc pokazałem, że jest to nieprawda, bo łączność była, a wszelkie akcje były uzgadniane po obu stronach. Więc co do tego ma fakt, że "Okoń" został d-cą "Kampinosu"? Mieszasz tutaj, dwie kompletnie oddzielne sprawy. Przejście "Okonia" nie ma większego związku z przeprowadzanymi akcjami, chyba że na tej zasadzie, że jako d-ca miał je od swojej strony koordynować. Naprawdę uważasz, że oddziały w Kampinosie nie były informowane o akcjach, do których zostały przewidziane przez Okonia? Bo takie właśnie przekonanie, odczytałem z Twoich wypowiedzi.
  14. Czy Stare Miasto można było uratować?

    Dalsza część dyskusji z tematu o wychodzeniu z Woli: Jakby wystarczyło jedno słowo, skorzystano by z tego nasłuchu. A skoro nie skorzystano, to znaczy że nie było takiej możliwości. Nie róbmy z dowódców Powstania totalnych amatorów, którzy pierwszy raz mieli do czynienia z problemem łączności. Jeszcze raz proszę, o powoływanie się na źródła, pobożne życzenia faktów nam nie zastąpią. Nie mieszajmy fantazji z rzeczywistością. Jeśliś łaskaw, przedstaw mi przyczyny niepowodzenia akcji z 30/31. Jeśli rzetelnie je przedstawisz, sam zauważysz, że nasłuch (który jeszcze trzeba mieć czym prowadzić, kolejne pytanie, czy mieli ów nasłuch prowadzić?) nie był tutaj sprawą decydującą. A to teren nie był obserwowany? Zauważ, jak trudne były warunki do takiej obserwacji. Ostrzał artyleryjski, gołębiarze, wszędzie dookoła ruiny, kłęby dymu i płomienie ognia, skutecznie utrudniające wgląd w teren. Co do wariantów uwzględniających problemy, to żeby je układać, trzeba jeszcze mieć do tego środki. A jakie środki można było mieć przy ok. 760 żołnierzach, którzy ledwo trzymali się na nogach, a cała akcja miała bazować w sumie na szybkości i sile uderzenie, tak aby sprawnie udało się ją przeprowadzić. W takich warunkach ciężko myśleć o alternatywie. Wóz albo przewóz. Podobnie w przypadku akcji na Dworzec Gdański z 21/22. Skąpe siły niestety nie pozostawiają dowódcom zbyt szerokiego pola manewru. I dalej czekam na wyjaśnienia, jak "Wachnowski" miał przekazać szybko informację "Monterowi" o przełożeniu ataku, i jak należało odwołać akcję na placu Bankowym.
  15. Czy Stare Miasto można było uratować?

    Chociażby o kwartał plac Małachowskiego-Traugutta-Krakowskie Przedmieście-Królewska. Wtedy można było myśleć nawet o przecięciu Krakowskiego Przedmieścia, i odcięciu Uniwersytetu od głównych pozycji niemieckich w tamtym rejonie. Akurat przy opieraniu się na Stawkach i cmentarzach, trudno byłoby oprzeć się także na linii Wolskiej. Mimo wszystko zbyt duży teren wtedy do obrony. Można było co najwyżej, przy założeniu kontrolowania zabudowań Pawiaka, utrudniać ruch wzdłuż niej Niemcom. Co do reszty, całkiem sensowny plan. Ale znowu dużo zależy od powodzenia akcji na Woli i połączenia z Żoliborzem. Tymczasem w przypadku fiaska tego planu, całość się sypie, i wracamy do układu znanego z rzeczywistości. I tutaj pojawia się koncepcja przebijania się przez plac Żelaznej Bramy, Przechodnią i Żabią do placu Bankowego, a potem najlepiej do Długiej, ewentualnie Senatorską na plac Teatralny. W sumie powtórka akcji z nocy 30/31. Tutaj jednak z jednej strony pojawia się pytanie, na ile można było poradzić sobie z Niemcami na placu Teatralnym, a z drugiej strony, czy Powstańców stać było na to, aby trzymać sobie pod bokiem takie zagrożenie. Przecież przy późniejszym ewentualnym doprowadzeniu większych sił pod gmach Teatru Wielkiego, odcięcie tego korytarza natarciem od Senatorskiej, byłoby realnym zagrożeniem. Tak więc pojawia się pytanie, czy nie warto byłoby wobec tego uderzyć na zabudowanie Hal Mirowskich, ale to znowu przy samej arterii Wolska-most Kierbedzia. Z tym że opanowanie Hal Mirowskich dawało szansę na przesunięcie obrony za Grzybowską do Krochmalnej.
  16. A możesz mi w takim razie wskazać, który z planów przebicia korytarza, w trakcie Powstania, nie miał takich podstawowych założeń? W warunkach idealnej łączności, owszem nie ma. W warunkach łączności jaka funkcjonowała w Powstaniu, było jak najbardziej. Jeśli do dyspozycji ma się łączność radiową via Londyn, i gońców, którzy albo ryzykują przejście górą, albo idą kilka godzin kanałami, to ciężko jest się spodziewać, że wszystko będzie funkcjonowało idealnie. Rozkaz czy meldunek, dostarczony dajmy na to o godzinie 15, godzinę wcześniej mógł już być nieaktualny.. Pierwsze primo- hasło trzeba jakoś dostarczyć. Chyba że na podstawie źródeł pokażesz mi, jak można było szybko odwołać chociażby akcję przebicia się w nocy z 30/31 sierpnia. Założenie jest proste, "Wachnowski" decyduje się akcję odwołać, i musi powiadomić o tym "Montera". Jak to robi, ile czasu mu to zajmuje? Drugie primo- naprawdę sądzisz, że odwołanie akcji przebicia do Śródmieścia, i potem ewentualnie próba ponowienia go, było prostym zadaniem? Te wszystkie tłumy, które zaalarmowały Niemców, dałyby się tak łatwo przekonać, że to nic takiego? Że wszystkie oddziały dałoby się wycofać na pozycje, bez szwanku na swym morale? Poważnie w to wątpię. A co ma przejście "Okonia" na Żoliborz do tego, czy jego obejmowanie d-dztwa Grupy "Kampinos" było improwizacją, czy nie? A to wytłumacz mi, jak można było na godzinę-dwie przed akcjami przebicia się na Żoliborz (tego ostatniego) i do Śródmieścia, przeprowadzić skuteczne rozpoznanie, właśnie na takim chociażby placu Bankowym. Znowu z powołaniem się na źródła. To wszystko co piszesz, to ok, w przypadku normalnie funkcjonującej łączności, ma sens, ale nie w przypadku Powstania Warszawskiego, gdzie do normalności było daleko. Sugeruję Malinowskiego poczytać. Jakich?
  17. Takich list było kilka, zresztą wspominałem już o tym. Opracowywane były zarówno przez Okręg jak i poszczególne Obwody. Obiektów wpisywano sporo. Główny dokument liczy około 14 stron drobnym drukiem. Tylko że jak na razie większość win spadała na błędny plan "Montera". A zarzut chociażby tego, że nie zdobyto wcześniej UW, YMCA czy też nie utrzymano Poselstwa Chińskiego, nijak nie da się podprowadzić pod błąd w planie. Zauważ jakie problemy były w niektórych Rejonach ze skompletowaniem pełnej obsady Rejonu, jakie problemy na początku miały Żoliborz i Mokotów, jak wyglądała sprawa powstania GB "Krybar". Tutaj zgoda, priorytety były inne. Niemniej skoro piszesz, że nie wszędzie przecież był problem z kwestią poprawienia linii obrony to liczę, że wskażesz mi te miejsca, z podaniem tego, na czym opierasz przypuszczenia, że akurat te miejsca były do zdobycia. Zróbmy może razem listę takich obiektów, a potem zastanowimy się, na ile można było myśleć poważnie o ich zdobyciu w krótkim czasie.
  18. Żoliborz 1944

    Już w maju w księgarniach dostępne ma być drugie (poprawione) wydanie książki Gregoriusa, więc jeśli jeszcze ktoś nie nabył, a ma chęć, sugeruję poczekać jeszcze te 2-3 miesiące. Może być naprawdę ciekawie;)
  19. Czego teraz słuchasz?

    A mnie tymczasem wzięło na Elvisa Presleya i A little less conversation... Świetnie się słucha przy
  20. 65. Rocznica Powstania Warszawskiego

    Niby jeszcze niespełna pięć miesięcy do 1 sierpnia, ale temat postanowiłem już przykleić. Wszelkie informacje nt. tegorocznych obchodów 65 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, inscenizacji, koncertów, wystaw, promocji książek, spotkań różnego typu, podobnie jak i ocena ubiegłorocznych obchodów, z zaznaczeniem tego, co powinno zostać poprawione w tym roku, mile widziane.
  21. Za porady dzięki piękne, ale to wszystko już znam i czytałem. Akurat bibliografia to żaden problem, teraz to zebrać i przeczytać... wizyta w CBW i grzebanie się w nim dla jednego numeru Przeglądu Artyleryjskiego (praca Baumfelda z '33), nie napawają mnie przesadną radością
  22. Ale od tego jest łączność Raz- większość planów podczas Powstania była swoistą improwizacją, mniejszą bądź większą, ale jednak. Dwa- jakoś jednak plan chociażby uderzenia na Dworzec Gdański udało się stworzyć przy udziale obu stron, i gdyby nie zawiodła łączność i zgranie, być może coś więcej udałoby się wówczas ugrać. Tak więc akurat to byłby w mojej ocenie najmniejszy problem. Nie było w Powstaniu tak, żeby jedna strona sobie, a druga sobie układała plan na zasadzie "a może się uda trafić w plan tych drugich". Brak bezpośredniego połączenia nie musiał oznaczać, że druga strona będzie kompletnie niezorientowana. Ale czemu miałoby to nie być możliwe? Skoro "Okoniowi" udało się dostać do Kampinosu, to czemu łączniczka z rozkazem akcji miałaby również tam się nie przedostać? Górą potrafili się przedostawać przez pozycje niemieckie, a co dopiero kanałami. Łączność choć była problematyczna, radziła sobie całkiem nieźle. w trakcie Powstania. A tutaj odnoszę wrażenie, że nie bardzo rozumiem, o czym piszesz... Jak to nikt nie opracowywał co, gdzie i jak? A plan przebicia do Śródmieścia w nocy z 30/31 to wymysł historyków? To że plan się nie sprawdził, nie wynika z tego, że nikt go nie opracowywał, ale z tego, iż ciężko było dopracować go w szczegółach. To tak jak z desantem na plac Bankowy. Niby wg "Floriana" plac miał być pusty, a wszystkie trzy włazy zdatne do użycia, ale jak się okazało, było zupełnie inaczej. I nie ma pewności, skąd ta rozbieżność wynikała. Czy ze złego rozpoznania, czy z tego, że między opracowaniem planu, a wydarzeniami nocy z 30/31, wszystko uległo diametralnym zmianom. Nie tylko, dużo zależało też od sytuacji w rejonie getta i Wolskiej. Nie bez powodu Niemcy czekali z uderzeniem na Stare Miasto do czasu pozbycia się problemu "Radosława" z Woli i Muranowa. Gdyby nie było to dla nich wielkie zagrożenie, to raz, silny nacisk na Starówkę zaczęli by już podczas trwania walk na Stawkach, a dwa, nie czekaliby z generalnym uderzeniem aż do 19 sierpnia. Coś ich jednak musiało powstrzymać, przed szybszym wykończeniem kotła staromiejskiego. Dalej pełna zgoda, po raz kolejny;)
  23. Ale omówmy się, do tego potrzebne byłyby siły, których Powstańcy za dużo nie mieli. Dwa duże wysiłki w krótkim czasie, to chyba jednak zbyt dużo. Zobacz ile trwało zdobywanie samej PASTy, jak ciężko było opanować kościół św. Krzyża i komendę policji na Krakowskim. Ile razy szturmowano teren Uniwersytetu, i z jakim skutkiem. Poważnie wątpię w zdolność Powstańców do tylu wysiłków, zakończonych sukcesem. Skoro planował bronić się w Śródmieściu, to prędzej spodziewałbym się zwyczajnej chęci ich opanowania. Zbyt to ważne były obiekty, aby oddawać je Niemcom, nawet na punkty obserwacyjne. Taki punkt potem bardzo łatwo zmienić na punkt obserwatorów dla artylerii. A wcześniej były na to odpowiednie siły? Wklepywałem tutaj fragment wspomnień "Lewara". Jak przeczytasz jeszcze raz, zauważysz jakie problemy były z amunicją. Nie wszędzie siły powstańcze były tak sprawne bojowo jak oddziały "Radosława". YMCA opanowano 2 września, Poselstwo Chińskie Powstańcy też dość szybko opanowali, o UW ciężko było toczyć szybko walki ze względu na kwestię tego, iż GB "Krybar" musiała się umocnić, i odpowiednio przygotować do walk. Już nie zrzucajmy wszystkiego na błędną koncepcję walk, bo w ten sposób dojdziemy do tego, że Powstanie można było wygrać, tylko dowództwo było fe. Czasem (albo i zazwyczaj), nie mieli zwyczajnie sił i środków na realizację pewnych celów. Błędy koncepcji Powstania to zaledwie część problemu. Mam jednak dziwne wrażenie, że Niemcy mimo wszystko dysponowali znacznie lepszymi środkami i możliwościami bojowymi, niż Powstańcy, bez względu na rejon.
  24. Ale szczerze, co dawał im plac Piłsudskiego? Otwarty teren, w którym ciężko byłoby się bronić, biorąc pod uwagę różnicę w sile ognia, dodatkowo otoczony budynkami, bez których kontrolowania ciężko byłoby myśleć o zajmowaniu go. Chyba że mowa o samych budynkach (Dom Bez Kantów i hotel Europejski plus pałac Saski), ale to wtedy powoli zbliżamy się do już zbyt odważnej tezy o zajęciu całego Krakowskiego Przedmieście. A tym tropem łatwo już dojść do opanowania całej Warszawy... Opanowanie i kontrola nad samym terenem UW, to już byłby wielki sukces, graniczący niemalże z cudem. Opanowanie dwóch tak ciężkich do zdobycia ośrodków, to zadanie z gatunku niewykonalnych. I o to mi się cały czas rozchodzi;) W tamtym rejonie lepszego punktu oparcia nie było. Kontrola ważnej arterii komunikacyjnej (Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat świetnie łączyły by przejazdy od mostu Kierbedzia do Alei 3 Maja), możliwość prowadzenia ostrzału po Powiślu, tak więc ewentualne natarcia niemieckie można by z dużym prawdopodobieństwem odpierać w miarę skutecznie. Ale oba naraz? Zaczynam się gubić... co ma koncepcja "Montera" do sprawy Czerniakowa i wspominanych czterech obiektów? Ale to już chyba ustaliliśmy;) Co do Powiśla pełna zgoda.
  25. Czy Stare Miasto można było uratować?

    Nie szalejmy, ocenianie Borkiewicza na podstawie tego jednego fragmentu, odnoszącego się stricte do samej kwestii ratunku dla Starówki, jest zbyt daleko idącym wnioskiem. Kwestie o których wspomniałeś w dalszej części, autor porusza, tylko że w innych miejscach. Dlatego może zamiast odnosić się do tego, czego w tekście nie ma, zajmijmy się tym, co jest;) Raz- praca Borkiewicza jest syntezą, Kirchmayer też tego nie omawia zbyt dokładnie, a mimo to nie krytykuje się go za to. Dwa- zacytowany fragment jest podsumowaniem pewnego zagadnienia, więc i ciężko domagać się tutaj szerokiego omówienia problemu. A ja właśnie nie jestem taki znowu pewien. Jeśli tacy specjaliści jak gen. Mazurkiewicz i płk. Borkiewicz byli zdania, że można było zrobić coś więcej, to ja bym nie odrzucał tego ot tak. Bez powodu takich wniosków chyba nie wyciągnęli. Skoro już doszliśmy do tego, że można było rozszerzać obszar posiadania Śródmieścia Płn., to czemu z miejsca uważasz, że połączenia ze Starówką nie dałoby się uzyskać? Zauważ, że mowa jest tutaj o 26 dniach obrony, i dwóch tygodniach, jakich nie wykorzystano, dla zrobienia czegoś więcej. Samo Stare Miasto jest tutaj jedynie przyczynkiem do rozmowy na temat tego, czy przez te dwa tygodnie można było zrobić więcej. Skoro skupiało na sobie gros sił niemieckich, to czy w pozostałych rejonach nic nie dało się naprawdę zrobić? Odpowiedzi nie znam, ale daleki jestem od tak kategorycznych ocen. Głupie pytanie, czytałeś Borkiewicza;)?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.