Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Trochę długo, ale dobrze. Twoja kolej
-
Cotygodniowe zakupy w moim ulubionym antykwariacie, tym razem skromniej niż zazwyczaj: Kledzik M., Królewska 16, Warszawa 1984, ss. 215. Okupacyjne i powstańcze dzieje kamienicy przy Królewskiej 16, dla mnie szczególnie istotne z racji położenia owej kamienicy. Usytuowana na wprost Ogrodu Saskiego, stanowiła świetny punkt obserwacyjny tegoż. A że zbieram wszelkie możliwe relacje nt. nocy z 30/31 sierpnia i z 31 sierpnia/1 września '44, to pozycja ta może stanowić ciekawe źródło... Tak czy inaczej, przyjemność ta wyniosła mnie 15 zł. A na horyzoncie już monografie baonów "Kiliński" i "Gozdawa", oraz powstańczego Mokotowa i Powiśla, że o pracy nt. aresztowania gen. "Grota" i opracowaniu autorstwa prof. Strzembosza nt. odbijania więźniów w okupowanej Warszawie nie wspomnę...
-
Dobrze, Twoja kolej.
-
Najważniejsze obiekty w powstańczej Warszawie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Wyraźnie pisałem o konkretnych obiektach, czyli problemy byłyby przy założeniu, że to naprawdę o to chodziło, z oddziałami z konkretnych rejonów, a nie z całością :wink: Jeszcze raz, nie przykładajmy do całości sił powstańczych jednej miarki. Oddział oddziałowi nierówny. Dlatego to co w jednym rejonie nie powinno być większym problemem, ze względu na organizację, w drugim już mogło takim problemem być. Tłumaczyłem już, że to odpada. No to też nie do końca. Każdy oddział miał swój rejon, więc pozostawała kwestia wydzielenia odpowiednich sił do zadań. I to tutaj mógł pojawiać się problem, na poziomie wydzielania sił z oddziałów. Być może kwestie organizacyjne, niepewność d-ców oddziałów co do ich podwładnych itp. -
I wcale nie twierdzę, że było inaczej, więc nie wiem przy czym się tu upierać:wink: To jednak nie wyklucza tego, że oczekiwano tej pomocy. Na początku Powstanie było uzależnione od pomocy ACz. Masz dowód na to, że w tej połowie sierpnia nagle przestano wierzyć w jej pomoc Powstaniu, i nie uzależniano już ewentualnego sukcesu od pomocy zza Wisły? Bo jeśli nie ma takiego dowodu, to znaczy że jednak liczono na tą pomoc. Jasne że nie dało się przewidzieć kiedy nastąpi, ale nie znaczyło to, że nie nastąpi. Jedno nie gryzie się z drugim. A jak pokazały wydarzenia wrześniowe, ciągle pokładano nadzieje w pomocy ze strony Rosjan (vide decyzja "Jerzego" o pozostaniu na Czerniakowie po wycofaniu się "Radosława"). Wybacz, ale nie mogę się zgodzić. Plan "Montera" zakładał obronę w Śródmieściu, i oczekiwanie na pomoc ze strony Rosjan. Wobec zmieniającej się sytuacji wysyła "Wachnowskiego" na Żoliborz, aby zorganizował oddziały z Żoliborza i Kampinosu. Następnie miał utrudniać życie Niemców na północy, co odciążałoby Śródmieście, czyli główny bastion obrony w planach "Montera" (oraz w rzeczywistości). Więc jak najbardziej leżą one w zakresie planów "Montera". Poza tym to byłoby dziwne, gdyby dla realizacji swoich planów wysyłał "Wachnowskiego" z zadaniami, które byłyby niezgodne z jego planami. Czyli chciałby jedno, robiłby drugie. Tak więc absolutnie nie zgadzam się z tym co napisałeś. Z oddziałami na północ od Starówki i Woli coś trzeba było zrobić. Skoro nie było możliwości wciągnąć ich do miasta dla wzmocnienia samego Śródmieścia (czego zresztą "Monter" wobec świadomości problemów w Kampinosie, po atakach na lotnisko bielańskie, zapewne i tak by nie zrobił), to trzeba było wykorzystać je inaczej. Co do tego mianowania płk. Ziemskiego poza i wbrew "Monterowi". Poza na pewno, natomiast nie zgodziłbym się do końca że wbrew. Sam "Monter" o mianowaniu nic nie wiedział, nie pytano się go. Więc trudno mówić, że był temu przeciwny. Działania odciążające, czyli działania odciążające. Pisałem że nie chodziło o korytarz Żoliborz-Stare Miasto (ewentualnie Wola), tylko o działania na północy, które zmusiłyby Niemców do wydzielenia pewnych sił dla usunięcia zagrożenia w tamtym rejonie, co z kolei złagodziłoby ewentualny nacisk na Śródmieście. Coś na zasadzie większej wersji działań Grupy "Kampinos", czy tego co planował swego czasu "Radosław".
-
Kto był pierwszym dowódcą niemieckiego 6. pułku strzelców spadochronowych?
-
Czy to chodzi o to, że podpisanie kapitulacji odbyło się już po północy czasu moskiewskiego?
-
Ale miał silnie niemieckie korzenie, podobnie jak parę innych rodzin, które wówczas żyły w Warszawie. Takich przypadków za dużo nie było, dlatego uznałem że warto aby inni też go poznali. A co do rozumienia tematu, jakoś nie zauważyłem, aby dotąd ktoś się tutaj specjalnie wychylał z jakimiś uwagami/przykładami.
-
Ależ ja nie twierdzę, że był Niemcem takim samym jak choćby Reck czy von Vormann. Chodzi zwyczajnie o ciekawy przykład osoby, która miała silnie niemieckie korzenie, przez władze niemieckie była uważana za kogoś, kto powinien zostać Reichsdeutschem, a mimo wszystko stał po stronie polskiej. Żadne rozważania na miarę doktoratu, tylko mało znany przypadek, który w pewnym stopniu kwalifikuje się do tematu...
-
Zasada taka jak zawsze, kto odpowie zadaje pytanie . A więc zaczynamy, będzie łatwo . Który pułk 2 Dywizji Strzelców Spadochronowych generała Ramcke'go jako pierwszy wszedł do walki w Normandii?
-
Czyli fakt, iż władze niemieckie chciały aby został Reichsdeutschem, nie ma znaczenia?
-
Por. Henryk Bülow-Gorow "Konstanty" spełnia ten warunek. To że nie przeszedł z własnej woli, to już inna sprawa. Ale formalne warunki na Niemca spełniał.
-
To żeby wątpliwości nie było, temat dotyczy przypadków Niemców-powstańców, a nie tego, kiedy jest się przedstawicielem jakiegoś narodu, a kiedy nie. Z tym proszę do innych tematów :wink:
-
Jednak pochodzenie niemieckie. Sam fakt, iż same władze okupacyjne proponowały mu zostanie reichs- albo volksdeutschem, wystarczy aby umieścić go w tym temacie.
-
Naprawdę takie trudne? Wystarczy przejrzeć jeden z tematów o "C49"...
-
A jednak byli: Nagle seria miotaczy min pada w pobliżu. Giną w gruzach ci, którzy nieśli pomoc zasypanym. Sanitariuszka Jagienka (Danuta Pieńkowska), powstańcy: Jankowski, Królikowski, Flizikowski i porucznik Konstanty, zastępca kwatermistrza batalionu <<Gozdawa>>. Śmierć jego wzbudziła ogromny żal. Prawdziwe jego nazwisko- Henryk Bülow-Gorow. Po wejściu Niemców do stolicy nie powrócił na stanowisko dyrektora PKO. Wraz ze swoimi przyjaciółmi założył spółdzielnię >>Rozwój<< i na tym polu rozwinął ożywioną działalność. Odrzucał wszelkie propozycje przejścia na reichs- czy volksdeutscha, choć okupanci przypominali mu jego pochodzenie z arystokratycznej niemieckiej rodziny, której członkowie byli sławnymi kanclerzami, ministrami, generałami- twórcami germańskiej potęgi. Przodek jego w okresie wojen napoleońskich osiadł w naszej stolicy, ożenił się, pokochał to przedziwne miasto, uległ urokowi kultury polskiej i najzupełniej się zasymilował. Nie był to zresztą odosobniony wypadek. Wystarczy choćby wspomnieć najbardziej znane i szanowane nazwiska w stolicy: Oppmanów, Wolffów i Gebethnerów. Mimo krwi niemieckiej byli żarliwymi Polakami. Za: Podlewski S., Przemarsz przez piekło, Warszawa 1957, s. 336.
-
Kolejny projekt w sprawie Pałacu Saskiego: http://www.zw.com.pl/artykul/2,347570_Pomy...alac_Saski.html
-
Informacja na temat pogrzebu: http://www.ihuw.pl//content/view/448/2/lang,pl/
-
Najważniejsze obiekty w powstańczej Warszawie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
No właśnie chyba nie do końca. Wystarczy że nie ma pewności co do stanów oddziałów, uzbrojenia, możliwości bojowych danego oddziału, i już pojawia się problem oszacowania stanu oddziału, który miałby zająć się zdobywaniem. Jeśli się wie, jakie ma się siły dostępne, można oszacować, jeśli się nie ma pewności co do nich, pojawia się problem, bo ciężko szacować na oko. Nie można do wszystkich oddziałów powstańczej Warszawy przykładać jednej miarki. Trzeba jeszcze brać pod uwagę wyszkolenie żołnierzy, stopień przygotowania do walki, nasycenie bronią palną w oddziale itd. Od tego były inne dokumenty. -
Co nie zmienia faktu, że pomoc ze strony ACz była jedyną nadzieją dla Powstańców, nic innego. Mieli trzy opcje: skapitulować, walczyć do ostatniej kropli krwi i liczyć na pomoc ze strony Rosjan. Trudno aby po dwóch tygodniach walki, kiedy jeszcze spory obszar miasta był pod kontrolą Powstańców, mieli się poddać. Głównym zadaniem "Wachnowskiego" było zorganizowanie bazy pomocy Warszawie. Po objęciu dowództwa nad oddziałami kampinosko-żoliborskimi miał prowadzić działania odciążające, oraz przyjmować pomoc z zachodu w postaci zrzutów lotniczych. O przebijaniu korytarza na Stare Miasto nie słyszałem. I w sumie gdyby "Wachnowski" z rozkazu "Montera" miałby przebijać korytarz na Starówkę, to płk. Chruściel przeczyłby swojej własnej koncepcji prowadzenia walk. Przecież przebicie korytarza na Stare Miasto oznaczałoby jego obronę. A ta nie leżała według "Montera" w interesie Powstania. Pamiętaj gdzie "Monter" chciał się bronić.
-
Podlewski w opisie powrotu "Radosława" na stanowisko dowódcy zgrupowania, podaje coś takiego: Podpułkownikowi Pawłowi coraz bardziej wymykało się z rąk dowództwo nad oddziałami, nie był w stanie opanować sytuacji. Ciężkie straty w ludziach, wynikające wskutek nieustannych walk, najniesłuszniej przypisywano jemu, jego rzekomo nieudolnemu dowodzeniu. Oficerowie zgrupowania przychodzili do podpułkownika Radosława wzburzeni i oświadczali, że wystrzelają całe dowództwo z podpułkownikiem Pawłem włączenie. Prosili, aby Radosław znów objął dowództwo zgrupowania. Podpułkownik myślał już długo nad tym, miał bowiem dosyć siedzenia z dala od akcji. Za: Podlewski S., Przemarsz przez piekło, Warszawa 1957, s. 458. Teoretycznie z tego fragmentu wynika, iż zarzuty oficerów od "Radosława" pod adresem ppłk. "Pawła", były bezpodstawne. Niemniej zastanawia mnie, jak kształtował się ich stosunek do ppłk. Rataja? Czy w ogóle Podlewski miał podstawy, aby pisać o takim podejściu oficerów zgrupowania, do d-cy odcinka płn.-zach. obrony Starówki?
-
Najpierw Borkiewicz-Celińska: Program szkoły, jak określił w swoim przemówieniu na zakończenie II turnusu 23 maja 1044 roku komendant "Agrykoli" hm. Eugeniusz Konopacki "opracowany został pod kątem wychowania młodego dowódcy, kandydata na oficera, wyszkolonego w konspiracji w czasie wojny i mającego być użytym: a) do akcji bojowych na dziś, b) do walk powstańczych, c) do walki i pracy w oddziałach, które powstaną w wyniku odtworzenia naszych sił zbrojnych". Pod względem specjalizacji wojskowej program przewidywał wyszkolenie żołnierza piechoty dywersyjnej. Jako taki obejmował następujące przedmioty: terenoznawstwo, naukę o broni, wyszkolenie bojowe i służbę w polu, łączność, służbę wewnętrzną i organizację armii, minerkę i taktykę dywersji, wyszkolenie motorowe. Ćwiczenia z terenozawstwa- odczytywanie odległości przy pomocy lornetki, przeliczanie różnych podziałek, rysowanie terenu w skali, musiały się odbywać nie tylko w zamkniętych pomieszczeniach, lecz i w terenie. W terenie także- rzecz oczywista- odbywały się ćwiczenia z bronią i ostre strzelanie. Na ćwiczenia te wyjeżdżano najczęściej do miejscowości podwarszawskich, małymi grupkami, nie obejmującymi nawet składu klasy. Materiał do wykładów czerpano z podręczników drukowanych przeważnie przed wojną, podstawowym był tutaj "Podręcznik dowódcy plutonu strzeleckiego". Podręcznik terenozawstwa, instrukcje bojowe, skrypty dywersyjne, tablice obcych armii, drukowane i powielane, czasami fotografowane lub w postaci maszynopisów- oto były pomoce naukowe wychowanków tajnej podchorążówki. Ogromne znaczenie miały różnego rodzaju mapy wojskowe, zwłaszcza w skali 1:100 000, tzw. setki, które uzupełniano, zdobywając je w różny sposób z przedwojennego Wojskowego Instytutu Geograficznego. Przedwojenne podręczniki wojskowe miały swoje nowe konspiracyjne edycje, wyszło przede wszystkim nowe wydanie wspomnianego "Podręcznika dowódcy plutonu", ze względu na ogromne nań zapotrzebowanie. W nauce o broni kładziono szczególny nacisk na to, aby żołnierz poznał różne typy sprzętu wojskowego, a więc: broni polskiej przedwojennej, a także produkowanej w czasie wojny (jak np. polski sten), zdobycznej broni niemieckiej i broni angielskiej otrzymywanej ze zrzutów. Na wykładach dywersyjnych i minerskich popularny był, wydawany w konspiracji, małego formatu podręcznik "Saperzy w dywersji i walce powstańczej". Zadania bojowe przerabiano nie tylko teoretycznie na mapach plastycznych- celem niektórych działań bojowych, przeprowadzonych przez oddział było właśnie szkolenie, o niejednej akcji mówiło się "akcja szkoleniowa". Oprócz podręczników szkoleniowych wychodził "Żołnierz Polski"- tygodnik przeznaczony dla niższych dowódców i szeregowych AK. Wychodziły także trzy periodyczne pisma fachowe, wydawane przez wydział broni szybkich: "Dodatek Pancerny" jako stała wkładka do "Żołnierza Polskiego", dwutygodnik "Towarzysz Pancerny" i kwartalnik "Motorowiec". Za: Borkiewicz-Celińska A., Batalion "Zośka", Warszawa 1990, s. 342-344. Z kolei Stachiewicz [Parasol, Warszawa 1984, s. 100-101], wymienia przedmioty wchodzące w skład szkolenia, jakie przechodzili żołnierze "Parasola": wyszkolenie bojowe, taktyka dywersji, minerka, terenoznawstwo, nauka o broni, organizacja armii i służby wewnętrznej, samochody i broń pancerna, higiena i pierwsza pomoc, saperka, łączność. Wszystkie zajęcia miały podział na część teoretyczną i praktyczną, kiedy to odbywały się w terenie.
-
Batalion "Czata 49" - galeria zdjęć
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Zdjęcie grobu ppor. Wiesława Knasta "Kujawiaka"... http://upload.wikimedia.org/wikipedia/comm...law_Powazki.jpg ... i ppor. Stanisława Zołocińskiego Domana (brata kpt. "Piotra"). http://upload.wikimedia.org/wikipedia/comm...i_S_Powazki.jpg A teraz niech mi ktoś powie, czemu na grobach jest wyryte "Broda 53" a nie "Czata 49"? Bo prawdę mówiąc, nie rozumiem tego za bardzo... -
Desant kanałowy na Plac Bankowy - czy mógł się udać?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
Dość obszerny opis akcji podał Podlewski. Chociaż całość jest fabularyzowana, oparta została na relacjach, i zawiera kilka ciekawych elementów: Desant kanałowy <<Czata 49>> W próbie sforsowania zapory oddzielające Starówkę od Śródmieścia ważne zadanie przypada batalionowi <<Czata 49>>, a właściwie kilkudziesięciu chłopcom, którym dotąd udało się ujść śmierci. Na odprawie oficerów podpułkownik Radosław zapoznaje zebranych z zadaniem, jakie przypadło oddziałowi. Na dotychczasowych stanowiskach bojowych pozostaną ruchliwe grupy, składające się z lekko rannych, słabych i chorych. Muszą oni tak markować, aby nieprzyjaciel nie spostrzegł ubytku w obsadzie barykad i stanowisk. Oddziały szturmowe Jana przekażą wszystkie erkaemy i cekaemy. Oddział z <<Czata 49>>, który wykona desant, będzie liczył 93 ludzi, przejdzie kanałami na plac Bankowy, trzema włazami wyjdzie na powierzchnię w sam środek stanowisk nieprzyjaciela, wznieci zamieszanie, podpali szpital Maltański, ściągnie na siebie całą siłę ognia i skupi uwagę nieprzyjaciela, a tym samym umożliwi przebicie się oddziałów powstańczych ze Starówki. W tej akcji współdziałać będą również oddziały powstańcze ze Śródmieścia z rejonu Hal Mirowskich. Powstańcy otrzymają również wsparcie ogniowe z domów przy ulicy Królewskiej. Podpułkownik Radosław nie ukrywa grożącego im niebezpieczeństwa, mówi otwarcie, że muszą tam zginąć, aby umożliwić przebicie się oddziałów ze Starówki. Dowództwo nad tym oddziałem złożonym z chłopców zahartowanych w wielu akcjach Wielkiej Dywersji podpułkownik Radosław powierza kapitanowi Piotrowi (Stanisław Zołociński). [powinno być Zdzisław- przyp. A] Jest to oficer służby stałej, saper, kampanię wrześniową przebył jako dowódca kompanii saperów zmotoryzowanych oddziału zaporowego, będącego w dyspozycji dowódcy armii <<Łódź>>. W latach okupacji brał udział w akcjach Wielkiej Dywersji. Kapitan Piotr był dowódcą kompanii warszawskiej w 27 Dywizji Wołyńskiej AK. Po odprawie w kwaterze podpułkownika Radosława oficerowie omawiają dokładnie plan akcji. Wyjdą na powierzchnię trzema włazami. Jeden właz znajduje się przy fontannie na placu Bankowym, drugi przy Tłomackiem. Rozpoznanie ustaliło, że plac Bankowy jest pusty. Nieprzyjacielskie oddziały kwaterują w szpitalu Maltańskim i w ocalałych kamieniczkach przy ulicy Senatorskiej. Włazy są zamknięte. Nie udało się ustalić stanowisk broni maszynowej ani sił nieprzyjaciela w tym rejonie. Porucznik Cedro (Cedrowski) z kilkoma chłopcami wyjdzie pierwszy i ubezpieczy właz od strony szpitala Maltańskiego, gdzie kwateruje oddział esesmański. Następne grupy powstańców wyjdą drugim i trzecim włazem, ubezpieczą od strony Ogrodu Saskiego, Żabiej i Elektoralnej. Na wszelki wypadek oficerowie ustalają, że gdyby akcja na placu Bankowym załamała się, będą się bronili w ruinach, a następnie przebiją się przez Ogród Saski do Śródmieścia. Zostaje wydany rozkaz, aby wszyscy chłopcy zabrali pełne manierki wody. Przed północą grupy szturmowe zbierają się w ruinach domów przy ulicy Długiej i placu Krasińskich w pobliżu włazu do kanałów. Chłopcy zabrali wszystkie granaty, amunicję i materiały wybuchowe, narzędzia saperskie, a także butelki zapalające. Sanitariuszki zaopatrzyły się w opatrunki. Noc jest bezwietrzna. Ciszę zakłócają odgłosy strzałów i błyski rakiet. W oddziałach panuje nastrój podniecenia i niepewności. Potęgują go nieustanne rozkazy dowódców, aby zachować w kanałach bezwzględną ciszę, nie palić i za wszelką cenę utrzymać łączność. Wszyscy teraz wiedzą, że mają wykonać manewr, od którego zależy powodzenie całej akcji wydostania się z kotła. Padają ciche rozkazy. Coraz to jakaś grupka schylonych postaci odrywa się od murów i biegnie do włazu znajdującego się na placu Krasińskich. W szpicy maszeruje kapitan Piotr i harcerz, świetny przewodnik kanałowy, za nimi porucznik Cedro ze swoimi chłopcami, po czym liczna grupa <<Jerzyków>> z porucznikiem Szczęsnym (Michał Panasik) oraz podporucznicy: Igor, Janusz (Janusz Głowacki), podchorążowie: Junosza (Edward Sobolewski), Wszebor (Tadeusz Jędrzejewski), Gwiazda (Stefan Stefański), Tchórz (Zbigniew Choszczewski). Na tę ryzykowną akcję idą łączniczki: Sławka (Halina Dzikówna), Jaga (Jadwiga Domańska-Kościółek). Na końcu idzie porucznik Mały, porucznik Torpeda i podporucznik Gałązka. Wąż ciemnych postaci nieustannie wydłuża się. Kilka świec i ogarków na próżno stara się rozproszyć ciemności, tylko słabe refleksy światła migają na powierzchni ponuro błyszczących ścieków i na wilgotnych ścianach kanałów. Kolumna złożona sponad 100 ludzi rusza powoli. Na początku i na końcu miga światełko. Od kolektora pod Ogrodem Saskim wchodzą do bocznego kanału o wysokości około 80 centymetrów. Teraz mogą posuwać się tylko na kolanach. Wiele trzeba wykazać zręczności i wysiłku, aby uchronić broń od zanieczyszczenia błotem. Nogi raz po raz ślizgają się w ciemnościach, ktoś klnie siarczyście, przewracając się w maź kanałową. Co chwila kolumna zatrzymuje się. Chłopcy opierają się o wilgotne i oślizłe ściany i znów ruszają dalej. Marsz w głębokim pochyleniu trwa bardzo długo. Ból przenika całe ciało. Staje się nie do wytrzymania. W pewnym miejscu kolumna stoi zbyt długo. Z ust do ust rozchodzi się wieść, że czoło kolumny dotarło do włazu na placu Bankowym, nazywanym teraz placem Stefana Starzyńskiego. Głęboka cisza zalega kanał. Kolumna ścieśnia się. Czas wlecze się jak smoła.- Właz jest zamknięty!- idzie wieść od czoła kolumny, Ktoś powiada: - Za pół godziny oddziały szturmowe ze Starówki powinny ruszyć do natarcia. Chłopcy przy włazie słyszą wyraźnie rozmowy w języku niemieckim na placu Bankowym i zgrzyt podkutych buciorów żołnierskich po rozbitym szkle. Aby zorientować się w terenie kapitan Piotr wchodzi po klamrach, ramieniem odpycha ciężką pokrywę włazu, wychyla głowę na powierzchnię. Wokół placu widzi rozpięte jasne namioty. Właz znajduje się w środku namiotów, nieomal na wprost ulicy Elektoralnej. Grupy żołnierzy kręcą się tu i tam, ćmią fajki i pal papierosy. Kapitan Piotr schodzi znów do kanału. Co robić wobec takiej sytuacji? Wszyscy są zaskoczeni. Wśród dowódców znajdujących się w bocznym kanale w przedziwny sposób odbywa się narada. Wymiana zdań jest podawana z ust do ust wzdłuż całej linii. Ustalają, że wyjdą innym włazem. Porucznik Cedro uparł się, że wyjdzie z tego kanału pierwsze ze swoimi ludźmi, ubezpieczy wyjście i wywoła zamieszanie wśród nieprzyjaciela. Chwilę tę wykorzysta pozostała grupa powstańców i wyjdzie na powierzchnię. Będą wypadali w takiej kolejności, w jakiej stoją w kanale. Zajmą stanowiska przy fontannie. Kapitan Piotr wydaje rozkaz: - Strzelcy z pistoletami maszynowymi na czoło, strzelcy uzbrojeni w kb do tyłu! Chłopcy przeciskają się w kanale. Pierwszy porucznik Cedro wychodzi po klamrach na powierzchnię placu, a za nim podchorążowie: Kawecki i Winnicki (bracia Perzyńscy), Kurier Marek (Marek Gadomski), Kujawiak (Wiesław Knast), tuż za nimi wychodzą inni chłopcy. Wszyscy mają niemieckie hełmy i panterki. Cisza letniego wieczoru. Ciemne granatowe niebo rozedrgane krociami gwiazd. Na placu w lekkich mgłach i mrokach majaczą płachty namiotów, rysują się kształty fontanny, monumentalne kolumny i klasyczny fronton gmachu Ministerstwa Skarbu. Wszystko czyni wrażenie niezrównanej dekoracji scenicznej, na której lada chwila rozegra się tragedia klasyczna. Chłopcy suną jak cienie z pistoletami gotowymi do strzału. Z namiotu rozlega się głos: - Hans, komm zu mir! Zamiast odpowiedzi Cedro posyła mu krótką serię. Niemiec zwala się na ziemię. Zewsząd rozlegają się głosy i krzyki. Huczą powstańcze peemy. Zrywa się niesamowicie bezładna strzelanina. Zaskoczenie Niemców jest całkowite. Mroki nocy pryskają. Z różnych stron wystrzelają jasne rakiety i zalewają cały plac martwym, seledynowym światłem, stwarzając niebywałe efekty świetlne. Widno jest jak w dzień. Właz zostaje wykryty przez nieprzyjaciela i na nim teraz skupia się cała siła ognia. Wywiązuje się gwałtowna walka. Przewaga nieprzyjacielska jest ogromna. Zewsząd padają granaty. Na domiar zanieczyszczone w kanałach pistolety maszynowe powstańców odmawiają posłuszeństwa. Jeden z chłopców klnie obrzydliwie i próbuje usunąć zacięcie pistoletu, lecz to mu się nie udaje. Odbezpiecza granat i wali w namiot, podbiega do drgającego jeszcze trupa Niemca, wyrywa mu pistolet z rąk i strzela... serię za serią. Ranny w rękę Kurier Marek wraca do włazu. Mając w zdrowej ręce Błyskawicę, nie może zejść po klamrach do kanału, kule świszczą mu nad głową, więc zeskakuje na stojących w kanale. Na domiar złego Błyskawica wypala w kanale. Na szczęście nikogo nie rani. Odgłos strzału wielokroć spotęgowany rozchodzi się po kanale. Tuż po nim wchodzi do włazu podchorąży Winnicki, ranny w głowę. Za chwilę do włazu wpada plutonowy Leon, który wystrzelał wszystką amunicję ze swojego Bergmana. Kilku chłopców usadowiło się w szalenie miejskim na placu Bankowym i rzucają granaty. Podchorąży Makina klęczy przy samym włazie i rąbie ze Stena w ulicę Elektoralną. Chłopcy widzą, że są otoczeni, więc wpadają do włazu, zeskakują na łeb na szyję, jedni na drugich. Tamują wszelki ruch w kanale, nikt już nie może wyjść na powierzchnię. W pewnej chwili porucznik Cedro, strzelający pod fontanną, woła: - Leon, do mnie! To był już ostatni jego rozkaz... Kanał drga i huczy nieustannie echem wystrzałów. Porucznik Szczęsny wydaje rozkaz: - Z granatami na wierzch! Ten jedyny rozkaz, który mógł być wydany w tych okolicznościach, nie może być wykonany. Chłopcy, którzy mają granaty, nie mogą przecisnąć się w ciasnym kanale do przodu, więc z rąk do rąk podają granaty. Ci, którzy teraz są najbliżej włazu i mimo wszystko chcą iść na pomoc towarzyszom, gdy tylko zdołali wystawić ręce ponad właz, padali z dłońmi przestrzelonymi. Sytuacja jest beznadziejna. Ktoś patrzy na zegarek. Jest godzina 2 rano. Natarcie oddziałów powstańczych ze Starówki powinno wyruszyć,a el dlaczego nie słychać odgłosów walki? Co robić dalej? I znów narada dowódców, prowadzona po żywej linii. Nieustanne detonacje głuszą słowa. Naraz od strony włazu oślepiające błyski i potężny huk. Wiązka granatów wpada do kanałów... Długa kolumna powstańców w kanale raz po raz cofa się gwałtownie do tyłu i znów powraca na dawne miejsce, W kanale rozchodzi się zapach benzyny. - Niemcy wlali benzynę... W tym podnieceniu chłopcy zapomnieli, że jest to benzyna z potłuczonych butelek zapalających, które mieli ze sobą. Rozgorączkowana wyobraźnia stwarza najróżnorodniejsze przypuszczenia. Nieprzyjaciel może odciąć drogę odwrotu, zapalić granatami benzynę, wydusić gazami. Pada rozkaz: - Odwrót! Wąski kanał uniemożliwia odwrócenie się, więc marsz odbywa się tyłem, na kolanach. Nieustanne odgłosy detonacji nad głowami, stokroć spotęgowane w kanale, stwarzają nastrój paniki wśród tych chłopców i dziewcząt. Posuwają się na kolanach na wpół przytomni, byle jak najdalej od tego miejsca. Nim Niemcy zorientują się i odnajdą inne włazy, nim odetną odwrót. Jedyne pytanie absorbuje wszystkie myśli: czy zdążą ujść...? - Woda bełtana szybkimi krokami- odpowiada podchorąży Wszebor- robi wrażenie jak gdyby podwyższał się jej poziom. Czyżby Niemcy chcieli zalać kanały? Stęchłe powietrze zaczyna nabierać kwaśnego posmaku. Czy to nie gaz? Skuleni w kabłąk, kurczowo trzymani za połę przez idącego tuż z tyłu, w ciągłej trwodze, że ten żywy łańcuch rozerwie się, prą wszyscy naprzód, ile tylko sił. Wreszcie nad sytuacją zapanował mocny, zdecydowany głos: "Zachować spokój, woda podnosi się, ponieważ idziemy pod prąd; jak wam nie wstyd! Kim jesteście? Żołnierzami czy bandą histeryków!" To pomogło. Zmalało tempo, ucichł gwar. Panika została opanowana. Ta dziwnie pełzająca tyłem kolumna w ciemnościach ciągnąca za sobą rannych, dochodzi do kolektora pod Krakowskim Przedmieściem, przy zbiegu ulicy Miodowej. Jest godzina 5 nad ranem. Ściany kanału drżą. Nad głowami chłopców przejeżdżają ciężkie czołgi, słychać wyraźnie chrzęst gąsienic i warkot motorów. Odprężenie. Nareszcie można wyprostować kark i ramiona. Wszyscy są tak bardzo zmęczeni, że jak kłody walą się na "ławy" w kanałach, opierają się o cuchnące, wilgotne ściany i zasypiają jak w puchowej pościeli. Oficerowie zbierają się na naradę. Stwierdzają, że ludzie są ogromne wyczerpani nerwowo i zmęczeni, nie nadają się do żadnej akcji bojowej. Przy świeczce kapitan Piotr pisze meldunek do podpułkownika Radosława. Podaje to wszystko, co powiedzieli oficerowie, a w zakończeniu pisze, że oddział znajduje się w kanałach przy zbiegu Krakowskiego Przedmieścia i Miodowej i oczekuje na dalsze rozkazy. Wyłania się problem: kto zaniesie meldunek? Chłopcy są potwornie zmęczeni, a ów harcerz-przewodnik jest ranny. Za: Podlewski S., Przemarsz przez piekło, Warszawa 1957, s. 495-505. Opis oczywiście zawiera trochę błędów. Przede wszystkim godzina wejścia do kanału. Gdyby jak podaje Podlewski, kolumna zaczęła wchodzić do kanału przed północą (co rozumiem jako godzinę miedzy 23 a 24), to nie miałaby najmniejszych szans na dotarcie na miejsce o czasie. Zwłaszcza że sam autor podaje tutaj, iż idąc kanałem po przejściu pod Ogrodem Saskim, zatrzymywali się co chwila. Ledwo wyrobili by się zapewne, gdyby weszli jak podawał to Niżyński, o 22. Dlatego dalej jestem zdania, że wchodzenie odbywało się około 20:00. Kolejna sprawa, to śmierć "Cedry". Według większości relacji, w tym przede wszystkim Pana Romańczyka, por. Byczkowski zginął niemalże na samym początku, kiedy to oddał do Niemca strzał, który z kolei strzelił do niego. Zginęli obaj. Także nie rozumiem, o co chodzi z tym Cedrowskim. Czyżby Podlewskiemu chodziło o to, że tak miał niby na nazwisko? Nie łapię prawdę mówiąc. Dalej to "Piotr" idący na czele. Tutaj mam zgryz. Z jednej strony relacja Pana Stachowiaka, z drugiej wspomnienia "Jędrasa". Pierwszy podaje, iż kpt. Zołociński istotnie szedł z przodu, drugi natomiast ustawia go w drugiej połowie kolumny. Kolejna sprawa to pojawienie się w kanale "Winnickiego". Jeśli wierzyć temu co podawali Śreniawa-Szypiowski i Stachowiak, to "Winnicki" poległ na placu Bankowym. Być może chodziło o jego brata, "Kaweckiego", on istotnie był na placu, i wrócił do kanału ranny. I problem kanałów. Tutaj jest mowa o dwóch wolnych, podczas gdy wyjść można było tylko przez jeden. Ale jest też parę spraw, które mnie zainteresowały, i mogą pomóc w wyjaśnieniu kilku rzeczy. Pierwsza to sposób przeprowadzania rozmowy między oficerami. Żywa linia, coś na zasadzie głuchego telefonu. To by w sumie wyjaśniało sprawę tego, jak się porozumiewali, mimo problemów z przemieszczaniem się. Rola "Szczęsnego" w kanale. Tutaj miał wydać rozkaz, aby żołnierze posiadający granaty, wyszli na zewnątrz. Czy aby na pewno on wydał ten rozkaz, skoro miał znajdować się na końcu kolumny, skoro z przodu byli jeszcze "Motyl", "Piotr" i "Jędras"? Też wątpliwe jak dla mnie, chociaż na pewno warto byłoby dowiedzieć się, jaka była jego rola w kanale. Sprawa łącznika, którą poruszaliśmy na poprzedniej stronie. Tutaj jest informacja, że został ranny, co by zgadzało się z relacją bodajże "Łaty". Sprawa miejsca, gdzie zatrzymali się w drodze powrotnej. Dotąd mieliśmy dwie wersje. Królewska przy Krakowskim Przedmieściu i Trębacka przy Krakowskim Przedmieściu. Teraz pojawia się zbieg Krakowskiego Przedmieścia z Miodową, czyli jednak spory kawałek od Trębackiej. Wrzucałem wątek czterech żołnierzy, którzy mieli w nocy z 30/31, już po zakończeniu akcji, przedrzeć się z okolic placu Bankowego przez Ogród Saski aż do pozycji powstańczych za Królewską. A tutaj pojawia się wątek, jakoby w razie niepowodzenia, mieli się bronić w ruinach (zapewne kościoła św. Antoniego Padewskiego i pałacu Błękitnego), a potem przedrzeć się do Śródmieścia, przez Ogród Saski właśnie. Być może mamy tutaj do czynienia właśnie z wykonaniem tego rozkazu? W końcu część żołnierzy wycofała się do ruin. Swoją drogą, ciekawe co Maciej Kledzik pisze o tej nocy w swojej pracy o kamienicy przy Królewskiej 16, przydałoby się dotrzeć do niej. To na razie tyle, może później coś jeszcze przyjdzie mi do głowy... -
Najważniejsze obiekty w powstańczej Warszawie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Odpada, chociażby PASTa. Miała swoją stałą załogą. W sumie jedna z dwóch, które bym obstawiał. W takim przypadku kolumny są całkowicie czyste, nie ma nawet tych kreseczek, więc to wyjaśnienie też odpada. Czyli jak na razie pozostaje nam wersja z nieznajomością stanu załogi danego obiektu, bądź z niemożnością oszacowania własnych sił, jakie należy/można wydzielić do konkretnego zadania.