Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
A to ja jestem zwolennikiem matmy? Jestem zwolennikiem równych szans i traktowania wszystkich jednakowo. A tak humaniści zdają sobie co chcą, a osoby którym polski do niczego nie jest potrzebny, muszą go zdawać. Stara matura wyrównywała to, matematyka i polski były obowiązkowe. Nikt nie narzekał. Teraz nagle wielki raban się podnosi. Jak dla mnie powinni dać możliwość, zdajesz polski albo matematykę, ale nie wybieranie za wszystkich, że mają zdać polski a matematyki już nie. Pewność to można mieć, gdy coś się wydarzy. Przypominam tylko, że kilka lat temu matematyka była obok polskiego przedmiotem obowiązkowym, biologia nie.
-
To samo można powiedzieć o polskim...
-
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Taktycznie to chyba jednak trochę za mało;) Strategicznie... Teraz istnieje jeszcze tylko jeden problem, na ile kondycja psychiczna pozwalała wówczas KG i DR trzeźwo oceniać sytuację... -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Tutaj pełna zgoda, ale to nie wyklucza orientowania się przynajmniej w tych najbardziej podstawowych problemach i sytuacji ogólnej. -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Tłumaczyłem już, że zarówno plan manewru południowego, jak i relacje "Irona" nt. nastrojów w KG wskazują, że wiedzieli jakie są plany Niemców (żeby była jasność, nie piszę o Kauziku). Już nie róbmy z nich całkowitych amatorów. Tworzenie nierealnych planów, a orientowanie się w sytuacji i zamierzeniach Niemców, nie muszą się wykluczać wzajemnie. Sytuację polityczną zostawiam na boku, bo tutaj w zasadzie ciężko znaleźć dowody, że orientowano się w niej dostatecznie dobrze. Wywiad spisany po latach, i list z okresu rzezi Woli są źródłami z którymi trzeba uważać, gdy omawiamy to, co sądzono w KG i co uważał "Monter" w drugiej połowie sierpnia. -
Powstanie Warszawskie na youtube.com...
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Program zrealizowany przez CNN: - (1/5)- (2/5)- (3/5)- (4/5)- (5/5) -
Znowu kilka pozycji w tym samym czasie: Podhorodecki L., Chanat Krymski i jego stosunki z Polską w XV-XVIII w., Warszawa 1987, ss. 320; Górski K., Historya artyleryi polskiej, Warszawa 1902, ss. 328 [reprint: Poznań 2004]; Fijałkowski W., Wilanów, Warszawa 1972, ss. 132; Tatarkiewicz W., Łazienki Królewskie i ich osobliwości, Warszawa 1967, ss. 108.
-
Tutaj byłbym ostrożny, ponoć niektóre uczelnie planują brać matematykę pod uwagę przy rekrutacji na kierunki humanistyczne. Co do dwóch pierwszych, to proponuję przeczytać do średniowiecza przede wszystkim Wyrozumskiego, nawet u mnie na uczelni jeden z profesorów do egzaminu polecał ten podręcznik. A zamiast Markiewicza, sięgnąć po niedawno wydany podręcznik prof. Augustyniak.
-
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Ale ja nie twierdzę, że jest. Jest tylko dla mnie dziwne, że mimo iż zdawano sobie sprawę z tego, jaka jest sytuacja, planowano coś, co stało w absolutnej sprzeczności z możliwościami realnymi AK. To jest jeszcze trudniejsze do zrozumienia, niż sama decyzja o rozpoczęciu Powstania. -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
A właśnie, wyjść pod czyimś naporem, a nie z własnej woli, bo tego początkowo "Monter" oczekiwał, nie reagując na raporty "Radosława" odnośnie nacisku na Wolską. Trasę przelotową Niemcy mieli sobie w jego planie otworzyć, i wyjść z miasta sami. Ale to nie to samo, co zostać wypchniętym pod czyimś naciskiem. Co do Kauzika, dlatego właśnie piszę o KG;) A że "Bora" i "Montera" cechowała zmienność nastrojów, to pełna zgoda. Ale mimo wszystko nie sądzę, aby po upadku Woli i tym, jak Niemcy główny wysiłek skierowali na Starówkę, nie zdawali sobie sprawy z ich zamierzeń. Tutaj się zgadzam, ale chodzi mi o sam tekst. Jak dla mnie pokazuje, że mimo wszystko "Bór" orientował się w sytuacji: (...) wielka przewaga nieprzyjaciela (...) natychmiastowy marsz (...) bicie nieprzyjaciela na peryferiach, przedmieściach i w samym mieście (...). Tak nie pisze się o wrogu, który sam wychodzi. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to co przekazał nam w swoich wspomnieniach płk Majorkiewicz. Dlatego jestem zdania, że w drugiej połowie sierpnia już zdawano sobie sprawę z zamiarów Niemców. I dlatego koncepcja obrony w rejonie Politechniki, jest dla mnie jeszcze dziwniejsza. -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
To już byłoby posądzanie go o całkowity dyletantyzm. Biorąc pod uwagę chociażby koncepcję manewru południowego, moim zdaniem spokojnie można założyć, że domyślał się tego. Tak samo próba zorganizowania współdziałania Kampinosu z Żoliborzem, przez wysłanie "Wachnowskiego", a w ostatecznym rozrachunku zaakceptowanie jego pozostania na Starówce, i stworzenie Grupy "Północ". Treść rozkazu nakazującego marsz ku Warszawie, który wydał 14 sierpnia, pokazuje że jednak zdawał sobie sprawę z tego, że Niemcy z Warszawy wyjść nie chcą. Wspominany "Iron" dość wyraźnie pisze [Lata chmurne. Lata dumne, Warszawa 1983, s. 217]: 13 sierpnia, niedziela (...) W sztabie zdajemy sobie sprawę ze znaczenia taktycznego tych dwóch obiektów, których utrata razem ze Stawkami umożliwi Niemcom decydujące natarcie na Stare Miasto. Jaki interes mieliby Niemcy w atakowaniu Starówki w sytuacji, kiedy chcieli wyjść z Warszawy? Nawet gdyby nie byli wówczas na to gotowi, wystarczyłaby izolacja, a mimo to sztab KG zdawał sobie sprawę z tego, że Niemcy szykują się do uderzenia na Starówkę, a więc do zniszczenia Powstańców. To nie jest myślenie kogoś, kto spodziewa się wyjścia wroga. -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Jest jeden mały problem. Mówimy o okresie po upadku Woli, czyli kiedy było wiadome, że Niemcy się z Warszawy nie wycofują, ale dążą do rozbicia Powstańców. I w KG AK zdawano sobie z tego sprawę, co widać chociażby u "Irona" w Lata chmurne, lata dumne. Dlatego powstanie tej koncepcji w tym okresie, jest całkowicie niezrozumiałe. Było wtedy już jasne, że przebicie arterii W-Z nie było krokiem na drodze do wyjścia z miasta. Pisał, podobnie jak sam "Bór". -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
To dla mnie w tym momencie ta koncepcja jest całkowicie niezrozumiała... Obrona przez 40 tys. A skąd aż tyle wojska chcieli zebrać? Powyciągać z kotłów, które Niemcy potworzyli? W rejonie pomnika Sapera, Politechniki i WSWoj? A to w niby jaki sposób, skoro te obszary graniczyły z silnymi placówkami niemieckimi (Filtry, Pole Mokotowskie, Ministerstwo Komunikacji)? Kiedy Niemcy wyjdą? W sytuacji kiedy upadła Wola, i widać było, że Niemcy dążą do zniszczenia Powstańców, kiedy "Radosław" wykrwawił się na Woli, aby powstrzymać Niemców przed przebiciem arterii Wolska-most Kierbedzia, kiedy trzymał cmentarze wolskie, żeby "Wachnowski" mógł przygotować Stare Miasto do obrony... Kompletnie nie rozumiem tego. -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Akurat "Heller" jest o tyle ciekawą postacią, że z jednej strony trzeźwo oceniał możliwości AK i aktualną sytuację (to w sporej mierze jego raporty powstrzymywały przed wcześniejszym podjęciem decyzji, i ta znamienna reakcja Rzepeckiego na jego wystąpienie na porannej odprawie 31 lipca, kiedy powiedział, że wobec informacji jakie Iranek-Osmecki przekazał, nie przychodzi na odprawę popołudniową, bo wiadomo, że teraz decyzji nikt nie podejmie), plus popierał obawy płka Bokszczanina, to jednak był zdania, że Warszawa musi wykrzyczeć przed całym światem chęć istnienia niepodległej Polski i krzywd, jakich doznała od '39. Trudno znaleźć tutaj jakąś wspólną linię. Przeniesienie "Radosława" z Mokotowa jest dowodem na to, że koncepcja pochodzi z najpóźniej ostatniego tygodnia lipca. Obrona przez 40 tys. w tamtym rejonie? A kiedy powstała ta koncepcja? -
Realność postawionych celów politycznych i wojskowych PW?
Albinos odpowiedział Wolf → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
No to jest spore uogólnienie. Nie wszyscy tak uważali. Bardzo podobną rzecz nt. odprawy z 31 lipca mówił płk Bokszczanin w wywiadzie jaki udzielił 14-15 listopada '69 w Paryżu prof. Ciechanowskiemu. Na informację "Montera", że nie ma czym walczyć, Okulicki miał powiedzieć, że broń zdobywa się właśnie na wrogu, na co "Monter" zareagował złością. Z tym, że płka Bokszczanina na tej odprawie nie było. A nie w fabryce Kamlera na Woli? -
Rzeź Woli - wspomnienia, dokumenty, relacje
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Niemcy a powstanie
Protokół nr 53: świadek Aleksandra Kreczkiewicz, zamieszkała w Warszawie, Górczewska 45; protokołowała Irena Trawińska dnia 8. IX. 44 w szpitalu w Podkowie Leśnej. Mieszkałam na Woli przy ul. Górczewskiej 45; 2 sierpnia SS-owcy wydali rozkaz przeniesienia się do kamienicy po przeciwnej stronie, dom nasz i sąsiednie zostały podpalone; dnia 3 sierpnia otrzymaliśmy wiadomość, że z nami będzie źle, że zostaniemy rozstrzelani; w kamienicy zgromadziło się kilkaset osób; 4 sierpnia godz. 11: Niemcy otaczają kamienicę, wydają rozkaz opuszczenia mieszkań; straszny krzyk dzieci, kobiet, u wyjścia padają strzały- kilka osób zabitych i rannych już przy wyjściu na ulicę; wypędzają na kartoflisko, każą się kłaść w bruzdy- wokoło pilnują- nie ma mowy o ucieczce; po kilku minutach każą wstać- prowadzą pod pobliski most: nie ma wątpliwości, co z nami będzie; na pytanie jakiejś pani, gdzie nas prowadzą- odpowiadają: "Z waszej winy giną niemieckie kobiety i dzieci, dlatego wy wszyscy musicie ginąć". Ustawiają nas; odłączają grupę 70 ludzi i każą jej iść za most na wzgórze; pozostałych (wśród nich ja) ustawiają przy murze między drutami; w różnych punktach w pobliżu słychać serie strzałów; giną ofiary niemieckich katów; jesteśmy zbici w gromadkę, ja stoję na brzegu; w odległości 5 m przed nami jeden z oprawców z największym spokojem przygotowuje do strzału karabin maszynowy; drugi z nich nastawia aparat fotograficzny- chcą utrwalić egzekucję- kilku Niemców pilnuje nas; pada seria strzałów- wrzask, jęki- padam zraniona, tracąc przytomność. Po pewnym czasie ocknęłam się; słyszę, jak dobijają rannych- nie poruszam się i udaję zabitą; pozostawiają na straży jednego Niemca- reszta odchodzi. Oprawcy podpalają pobliskie domki i kamienice; żar piecze, dymy duszą, suknia na mnie się tli; Niemiec pilnuje dalej; gaszę ogień na sobie dyskretnie- nogi mam poparzone, myślę o wydostaniu się z tego piekła. Od przodu zasłania mnie kosz od kartofli; gdy Niemiec odwraca się, przesuwam kosz, czołgając się za nim- tak oddaliłam się o kilka metrów; wtem wiatr rzucił kłąb dymu w naszym kierunku i wartownik nie mógł mnie widzieć; zerwałam się wtedy i pobiegłam do piwnicy w palącym się domu; tam spotkałam kilka osób mniej rannych- szczęśliwców, którym się udało wydostać spod stosu trupów. Pracujemy nad podkopem; ciężka praca wśród żaru i dymu- niebezpieczeństwo uduszenia się, wreszcie po wielu godzinach nadludzkich wysiłków- podkop wyprowadził nas na podwórze sąsiedniego domu, nie objętego pożarem; jest godz. 12 min. 30 w nocy; ktoś wyprowadza nas w pole z obrębu walk i pożogi; upadam z wysiłku; do dziś leżę w szpitalu; rozstrzelana przy mnie grupa liczyć mogła około 500 osób- uratowały się 3 czy 4 osoby. Oprawcami byli SS-owcy. ------------------------- Protokół nr 94: świadek ksiądz; który nie podał swego nazwiska, ze Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej; nazwisko protokołującego nieznane. Dnia 5 sierpnia 1944 r. około godz. 14 do Szpitala Wolskiego przy ulicy Płockiej wpadli Niemcy. Rozpoczęły się rabunki, rewidowano personel i rannych, wyrywając pieniądze, zegarki, kosztowności; około godz. 15 wpadli do gabinetu dyrektora szpitala i po chwili padły tam strzały: zastrzelono dyrektora Mariana Józefa Piaseckiego, prof. Zeylanda i ks. kapelana Kazimierza Ciecierskiego (tego ostatniego zawezwano specjalnie do gabinetu). Wkrótce potem nakazano ewakuację szpitala personelowi i chodzącym rannym. Pochód był straszny: na czele lekarze, asystenci, dalej szli chorzy, słaniający się na nogach, podtrzymywani przez silniejszych, z rękami na szynach, na kulach, wszyscy prawie w bieliźnie często niekompletnej, poruszający się z największym wysiłkiem. Popędzono nas za przejazd kolejowy do szopy, a raczej hali fabrycznej, na tzw. Moczydło, gdzie zastaliśmy już kilkaset osób. Wśród krzyków i gróźb posegregowano nas. Po pewnym czasie zażądano 4 osób, następnie 25- przy wyjściu zażądano od nich zegarków. Wkrótce usłyszeliśmy strzały. Ponieważ żadnych działań w pobliżu nie było, wiedzieliśmy, że w pobliżu odbywają się egzekucje; słychać było typowe strzały seryjne z karabinów maszynowych i w jakiś czas po nich strzały pojedyncze- dobijające. Nie było wątpliwości, że wyprowadzeni poszli na rozstrzał. Jako kapłan, objaśniłem obecnym, co ich może czekać, i udzieliłem absolucji pozostałym. Po chwili Niemcy wywołali 50 mężczyzn. W szopie unosiła się już atmosfera śmierci- wezwani ociągali się. Dalej wezwano 70 mężczyzn- i znowu słychać było strzały; wreszcie wyprowadzono ostatnią grupę- w tej lekarzy, asystentów, sanitariuszy, obsługę męską- do tej grupy należałem i ja, i drugi ksiądz, Antoni Branszweig (alumn); w ostatniej chwili zdołałem się wycofać z wychodzącej grupy, odłączyć się i ukryć w grupie sióstr zakonnych; grupa z lekarzami w moich oczach została wyprowadzona na rozstrzelanie; samej egzekucji nie widziałem, słyszałem tylko serie strzałów egzekucyjnych. Mówiono mi później, że egzekucja odbywała się w palących się domach i w podwórzach palących się domów- w kilku miejscach przy ulicy Górczewskiej. Widziałem, jak w ostatniej grupie prowadzono prof. Grzybowskiego, dra Drozdowskiego, prof. Sokołowskiego i dra Łempickiego. Na drugi dzień, przebrany za zakonnicę, wydostałem się w z masą pozostałych kobiet do Fortu Wilskiego, a następnie w czasie transportu zbiegłem. Ze Szpitala Wolskiego rozstrzelano wtedy ponad 200 osób. Oprawcy rekrutowali się z oddziałów SS i Ukraińców. Za: Zbrodnia niemiecka w Warszawie 1944 r., pod red. Serwański E., Trawińska I., Poznań 1946, s. 35-37. Miejsce rozstrzeliwań podane w pierwszym protokole to Górczewska 32, tuż za wiaduktem. W dniu 5 sierpnia rozstrzelano tam około 400 mieszkańców ściągniętych z Górczewskiej, Gostyńskiej i Płockiej. Niedaleko od tego miejsca, na rogu Zagłoby i Moczydła oraz za wałem kolejowym, rozstrzelano około 3000 chorych i pracowników Szpitala Wolskiego oraz mieszkańców z jego sąsiedztwa. Przy Górczewskiej 52 znajduje się obecnie monolit na skarpie wału kolejowego: Tu od 5 do 12 sierpnia 1944 r. w masowych egzekucjach ludności cywilnej hitlerowcy rozstrzelali 12000 Polaków.1 1 Warszawskie Termopile 1944: Wola, pod red. Mórawski K., Oktabiński K., Świerczek L., Warszawa 2000, s. 130-131. Historię z prof. Zeylandem, drem Piaseckim i ks. Ciecierskim dokładnie opisał dr Zbigniew Woźniewski: Kiedy powróciłem na parter, zastałem w hallu uwijające się mundury niemieckie. Jeden z tych "Niemców" doskoczył do mnie i krzyknąwszy: "Hande hoch!", zaharkotał: "Dawaj czasy!", drożąc mi rewolwerem. Posłusznie podniosłem ręce i ze spokojem odpowiedziałem mu po niemiecku, że nie rozumiem, o co mu chodzi. Kiedy zostałem otoczony przez grupkę tych niemieckich Azjatów, zobaczyłem, że do gabinetu dyrektora prowadzeni są: profesor Zeyland, doktor Piasecki i kapelan szpital, ksiądz Ciecierski, który ubrany w komżę i stułę udzielał wśród chorych ostatniej pociechy religijnej. Hall zaczął się wypełniać personelem i chorymi, których spędzali z łóżek biegający po szpitalu Mongoli, każąc wszystkim zbierać się na parterze z rękoma podniesionymi do góry. Widząc wśród tej dziczy jakąś europejską twarz, która wydawała mi się szarżą (w szarżach niemieckich nie orientowałem się), podszedłem i przedstawiłem się jako lekarz tego szpitala i spytałem o cel spędzania wszystkich tych ludzi. Otrzymałem odpowiedź, że wszyscy muszą szpital opuścić i żebym ja, który znam język niemiecki, zechciał w tej sprawie pomóc, tłumacząc wydawane przez Niemców rozkazy. Zgodziłem się na to chętnie, prosząc, żeby ów oficer zechciał wydać polecenie opuszczenia rąk, a ja po porozumieniu się z dyrektorem dołożę wszelkich starań, by sytuacja ta została wyjaśniona. Otrzymałem zgodę. Mając ręce wolne poszedłem do gabinetu dyrektora nie wprost od korytarza, lecz przez pokój kierownika kancelarii. Tu oczom moim przedstawił się następujący widok: pięciu Mongołów wraz z jakimś oficerem niemieckim stało przed biurkiem dyrektora. Za biurkiem stał dyrektor z księdzem kapelanem, a obok biurka, profesor Zeyland, rozmawiając po niemiecku z owym oficerem. Kiedy chciałem przestąpić próg gabinetu, dwóch Mongołów stojących w drzwiach zastąpiło mi drogę, a jeden z nich okrzykiem: "Kuda?", kopnął mnie z całej siły w udo. Kulejąc wyszedłem na hall, który tymczasem coraz bardziej zapełniał się spędzonymi chorymi, pracownikami, szarytkami i lekarzami. (...) Mój "opiekun" podszedł do mnie i poprosił, żebym z nimi [chodzi o Mongołów, z którymi starł się dr Woźniewski- A.] nie rozmawiał. - Das sinde wilde Leute, Herr Doktor, z nimi nie należy się w ogóle zadawać. Jak pan będzie się przy mnie trzymał, nic panu nie zrobią. Ich trzeba trzymać krótko przy pysku. Niech mi pan lepiej powie, który z nich był profesorem. Zrobiłem zdziwioną minę nic nie rozumiejąc. Poprosiłem, by powtórzył pytanie, gdyż sądziłem, że nie zrozumiałem dobrze użytego zwrotu. - Tak- powtórzył Niemiec- pan dobrze zrozumiał, który z tych zastrzelonych był profesorem? - Który z zastrzelonych był profesorem? Naprawdę nie rozumiem, o co panu chodzi. - No, to zaraz pan zrozumie- odpadł mój "opiekun" i biorąc mnie za rękę, skierował swoje kroki do gabinetu dyrektora. Stanęliśmy w posiekanych kulami drzwiach gabinetu. Widok wnętrza nie pozwolił mi na przestąpienie progu. Na podłodze przy biurku leżały trzy powalone ciała. - Boże- wyrwało mi się z zaciśniętej krtani- Zeyland, Piasecki i kapelan! Pierwszy z brzegu, profesor Janusz Zeyland, leżał na plecach wyprostowany sztywno, jakby z uśmiechem na zaciśniętych ustach. Gdyby nie kałuża zastygłej krwi, w której umoczona była lewa dłoń, sądzić by można, że zaraz wstanie, gdyż nie było widać żadnego znaku od śmiercionośnej kuli. Na dworze już szarzało, wszedłem do pokoju z moim "opiekunem" i dopiero teraz zauważyłem na czole nad lewym okiem otwór wlotu. Strzał celny i pewny. Tuż przy samym biurku leżały zwłoki księdza kapelana, ubrane w białą komżę, ze stułą na szyi. Ksiądz kapelan trzymał w uścisku koniec stuły z ręką nieznacznie wzniesioną, jakby w ostatniej chwili chciał się zasłonić. Otrzymał taki sam strzał- w głowę od przodu. W lewym kącie gabinetu, również tuż przy biurku, przy wywróconym krześle, wywalonym telefonie i otwartej szufladzie, leżał dyrektor. Odniosłem wrażenie, że szufladę tę pociągnął padając ugodzony strzałem w czoło. Wyglądał niesamowicie. Oczy na wpół otwarte, usta wykrzywione grymasem pogardy. Na biurku rozrzucone w nieładzie leżały ich otwarte dowody osobiste. Osłupienie moje przerwało odezwanie się mojego "opiekuna": - Który z nich był profesorem? - Ten- pokazałem palcem na Zeylanda i wybiegłem z gabinetu tłumiąc szloch, który rozrywał mi piersi. Oparłem się o ścianę i płakałem jak dziecko. "Za co? dlaczego?"- szeptałem do siebie, nie mogąc się uspokoić. Mój "opiekun" podszedł do mnie i częstując mnie papierosem przemówił: - Niech się pan opanuje, niech pan nie pokazuje się w takim stanie tej hołocie. Jest wojna, wy Polacy sami to powstanie zaczęliście. Muszą być ofiary. Mogę pana tylko zapewnić, że zaszła tu jakaś pomyłka, ten profesor nie miał być zastrzelony... (...) Zwołałem naszą gromadkę i zajęliśmy się pogrzebaniem zwłok z gabinetu dyrektora. Rozpostarliśmy prześcieradło i pierwszego położyliśmy profesora Zeylanda. Już mieliśmy zawinąć całun, gdy we drzwiach gabinetu stanął jakiś wojskowy, który zwrócił się do mnie: - Pan jest lekarzem, prawda? Proszę mi powiedzieć, kto są ci zabici? Jestem doktor (Oberarzt) Pucher. Odpowiedziałem mu tłumiąc łkanie: - Dyrektor tego szpitala doktor Piasecki, ksiądz kapelan i profesor Zeyland. - Zeyland!- zawołał głosem zdziwionym- ten znany Zeyland od gruźlicy! A wtedy kiwnąłem głową potakująco, powiedział głosem przyciszonym, jakby do siebie: - To straszne, naprawdę straszne! Wynieśliśmy ciało profesora Zeylanda i złożyliśmy je w wykopanym dnia poprzedniego długim a wąskim grobie na dziedzińcu szpitalnym. Przezorny doktor Piasecki przewidział i tę ewentualność, że trzeba będzie grzebać zmarłych na podwórzu szpitalnym, i polecił wykopanie jednej wspólnej mogiły. Nie sądził jednak, że jego jako jednego z pierwszych piasek tej mogiły przysypie sen wieczny. Oberarzt Pucher towarzyszył nam na dziedzieniec i pozostał do momentu złożenia ciała w grobie. Jako drugiego z kolei złożyliśmy do mogiły księdza kapelana Kazimierza Ciecierskiego, a trzecim był dyrektor szpitala, dr med. Józef Marian Piasecki. Na kawałku znalezionej ustrużki wypisałem czarnym atramentem nazwiska poległych i nad tą pierwszą mogiłą zwarliśmy się w niemej modlitwie za dusze naszych bliskich. Za: Woźniewski Z., Książka raportów lekarza dyżurnego. Szpital Wolski w okresie Powstania Warszawskiego, Warszawa 1974, s. 22-23, 29-31, 43. -
Wcale się nie zdziwię, jeśli Bagiński pierwszy ukończy swój projekt: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6...e_Warszawe.html
-
O mordach w trakcie Powstania można poszukać albo w odpowiednich tomach serii Warszawskie Termopile (każda dzielnica zawiera opis działań bojowych, historię każdej ulicy plus relacje nt. mordów). Do tego jeszcze co najmniej trzy pozycje: Zbrodnia niemiecka w Warszawie 1944 r. Zeznania i zdjęcia, pod red. Serwański E., Trawińska I., Poznań 1946, ss. 248 [ta akurat jest ciężko dostępna]; Powstanie Warszawskie 1944 w dokumentach z archiwów służb specjalnych, pod red. Mierecki P., Christoforow W., Warszawa-Moskwa 2007, ss. 1428 [świeże wydanie IPNu, dość drogie, ale warto mieć]; Zbrodnie okupanta w trakcie Powstania Warszawskiego 1944 roku, pod red. Datner S., Leszczyński K., Warszawa 1962, ss. 444 [chyba najważniejsza pozycja w temacie].
-
Wówczas może i dziwne, ale pamiętać należy, że Niemcy otrzymali już na starcie niemalże rozkaz zburzenia miasta i wymordowania ludności cywilnej, nawet jeśli będzie się ona kryła gdzieś wśród gruzów. Przy wszelkich relacjach trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza że motyw ratowania mieszkańców Warszawy pojawia się raz na jakiś czas w historii Powstania.
-
Ppor. Bienias Jan "Osterba", urodzony 6 września 1919 r. w Krauszewie, powiat nowotarski. W 1940 przez Węgry dostał się do Francji. Od lutego '40 w WP we Francji (Szkoła Podchorążych). Na Wyspach żołnierz 1. BS. Przeszkolony w dywersji, zaprzysiężony 4 lipca '43. Skok nad Krajem w nocy z 10/11 maja '44, w ramach operacji lotniczej "Weller 27", numer ekipy LI. Dowódcą był kpt. naw. Władysław Krywda. Oprócz ppor. "Osterby" skakali wówczas: por. Kazimierz Bernaczyk "Rango", kpt. Bohdan Kwiatkowski "Lewar", ppor. Zdzisław Straszyński "Meteor", ppor. Zygmunt Ulm "Szybki" oraz ppor. Stanisław Niedbał-Mostwin "Bask" - kurier Delegatury Rządu na Kraj. Początkowo w Okręgu AK Łódź, oddział partyzancki "Burza". W Powstaniu Warszawskim d-ca plutonu w kompanii "Zgody". W nocy z 4/5 września jego pluton (wówczas już w kompanii "Piotra", w jego skład wchodziły drużyny pchor. "Sewera" i ppor. Macieja Figiela "Łosia") zajmuje gmach YMCA. W dniu 7 września wspiera obronę szpitala św. Łazarza. Ginie właśnie 7 września (chociaż podawana jest też data 6 września), podczas odpierania ataku czołgów. Odznaczony Virtuti Militari V kl.
-
Tak w ramach wyjaśnienia, czego widiowy konkretnie oczekujesz w tym temacie? Bo tak pisać wszystko, co wiadomo nt. mordów, to dużo roboty i raczej czysto odtwórczej
-
Jak na razie poza obchodami 1 sierpnia poważnie nastawiam się na koncert 25 lipca, jeśli uda mi się wykurować nogę do tego czasu, pewnie pójdę... I jeszcze to: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34880,6..._Powstania.html
-
Smutne to trochę: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34880,6...yja_Syreny.html
-
Jak ktoś szuka dobre księgarni internetowej z pozycjami anglojęzycznymi: http://www.wojenna.pl/ Ceny co prawda zabójcze, ale wybór spory, a księgarnia dopiero startuje ze swoją działalnością, tak więc będzie się rozwijać na polu rodzaju ofert...
-
To gdzie się utrzymuje, a jaki jest próg, to nie to samo. Wystarczy że raz matura poziomem znacznie odbiegnie od wcześniejszych lat, i już się to diametralnie zmienia. Kto może zaręczyć, jaki wynik w tym roku wystarczy? A dwa punkty procentowe, to wbrew pozorom różnica i to niemała. Jeśli próg wyniesienie 80%, to to, że wcześniejszej wyniki wahały się od 78-82%, osobie z wynikiem 78% nic nie da, bo limitu na dany rok nie osiągnęła.