Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Amilkarze, a tak szczerze, czytałeś wypowiedzi twórców, czytałeś cokolwiek nt. produkcji? Bo odnoszę wrażenie, że komentarz ten to takie trochę "jest be i tyle". Tak, komercjalizuje się przy udziale Muzeum Powstania Warszawskiego, gdy twórcy mówią, że zależy im na tym, aby młodzi ludzie po zobaczeniu czegoś takiego zaczęli szukać informacji nt. tego, jak było naprawdę. Zdecydowanie zależy im na zyskach. Projekt który Bagiński robi dla MPW też jest dla zysku... Wizja Powstania i naturalizm... wybacz, ale pasjami wręcz nienawidzę określenia wizja w odniesieniu do historii... Kojarzy mi się z narzucaniem czegoś odgórnie. Najlepiej nic nie robić, prawda? Masz lepszy pomysł na trafienie do młodych ludzi, którzy z historią mają tyle związku, co w szkole? Czyli 300-stu, którzy notabene są krytykowani za fałszywy obraz starcia pod Termopilami, są ok, a produkcja Bagińskiego be, bo tak? A jaki powinien być kult spojrzenia na rzeczywistość i patrzenie na Powstanie? @FSO Jeśli jest okazja zainteresować kogoś tym jak było naprawdę, to lepiej spróbować, czy stwierdzić "nie, to głupie" i nie robić nic? Tak samo wiele osób krytykuje same obchody, krytykuje koncerty organizowane przez MPW (bo taka muzyka nie pasuje, poza tym młodzież upija się i szprycuje nie wiadomo czym), krytykuje tych którzy krytykują... Krytyka w naszym podejściu do historii to poziom światowy. Tylko szkoda, że ci krytykowani niejednokrotnie są jedynymi, którym się chce zrobić cokolwiek dla pamięci o Powstaniu. Skąd te wszystkie akcje MPW, skąd pomysł by do książek dodawać gadżety? Bo ludzie na to lecą. Ciekaw jestem ile osób słyszało o syntezie prof. Komorowskiego, a ile o pracy Daviesa czy nowej publikacji Bartoszewskiego.
-
Właśnie mam dziwne wrażenie, że gro ludzi ma opinię nijaką. Widać to chociażby po różnego typu ankietach ulicznych organizowanych od lat na kolejne rocznice, czy też na forach najróżniejszego typu... Ale to akurat można odnieść do wielu innych spraw, trudno orientować się we wszystkim. Co do przyjmowania w takiej formie: naprawdę sądzisz, że mamy aż tak durne społeczeństwo? Bo dla mnie nie do wyobrażenia jest, uwierzyć w coś takiego. I popełniasz błąd, przed którym twórcy ostrzegali. Tu nie chodzi o fakty (nie będzie nazwisk prawdziwych postaci, odtworzonej wiernie topografii miasta, wydarzeń znanych z kart książek... to nie jest film historyczny), ale o samą ideę starcia Powstańców z Niemcami, jako swoistego wzoru starcia dobra ze złem. Produkcja ma pobudzić do zainteresowania się prawdziwą historią Powstania. Dyskusja nad merytoryką filmu będzie, delikatnie mówiąc, nieporozumieniem.
-
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Interesująca rzecz: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6...cza_opaska.html http://www.swiatksiazki.pl/webapp/wcs/stor...ddkey=ClickInfo -
Porównanie cokolwiek dziwne jak dla mnie. Wiedźmin, czyli ekranizacja powieści fantasy, i film mający pobudzić zainteresowanie młodych ludzi historią Powstania. Chyba nie do końca rozumiem to zestawienie. Tak samo kwestia dyskusji. Akurat do pobudzenia dyskusji mogą służyć książki czy filmy traktowane na serio, czyli obrazujące to jak było naprawdę. Ten może co najwyżej skłonić do rozmowy nt. tego, jaki jest stan naszej społecznej świadomości odnośnie Powstania. Ile osób jest w stanie podać podstawowe fakty, jak wygląda zainteresowanie młodzieży...
-
Z nielicznych wspomnień nt. mjra Runge, wyłania się obraz człowieka niesamowicie spokojnego i mimo trudności, optymistycznie nastawionego do życia: Mjr "Witold" (Tadeusz Runge) przynosi biały chleb, wyjmuje duże pudełko sardynek zachowane na czarną godzinę i robimy pożegnalną ucztę. Płk Radosław sam rozdziela sardynki, mamy trochę alkoholu- pijemy "piata". Mjr "Witold" w doskonałej formie. Nie zapomnę nigdy, jak mówił owej nocy: "A kto z państwa założy się ze mną, że ja w styczniu będę w Zakopanem?" Po paru kieliszkach nastrój się poprawił. (...) Nigdy nie zapomnę tego odważnego dowódcy podczas ataku na Stawki. Płonęły parowozy na bocznicy kolejowej, zewsząd huk, strzały. Mjr Witold w rękawiczkach, z laseczką w ręku, lekko pochylony posuwał się za żołnierzami po oczyszczonym terenie. Za: Życie w powstańczej Warszawie. Sierpień-wrzesień 1944. Relacje-dokumenty, pod red. Serwański E., Warszawa 1965 [fragmenty wspomnień Barbary Kolendo-Piaseckiej]. Proszę powiedzieć, miał pan często styczność z pułkownikiem Radosławem, jak on był postrzegany, jakim był dowódcą, jak go pan ocenia? Pułkownik Radosław to był stary wyjadacz wojskowy z 1920 roku. Piłsudczyk ogromny, walczył przecież w 1920 roku. Także miał ogromny zmysł i jakąś intuicję, wyczucie gdzie wróg zaatakuje, jak obronić. Był bardzo spokojny, opanowany. Również major Witold był szalenie opanowany. Zawsze podziwiałem to, że nigdy nie dali poznać po sobie najmniejszego zdenerwowania. Przecież w najcięższych warunkach zawsze byłem bardzo blisko Radosława. Zawsze był spokojny, nie dawał po sobie żadnych znaków, nie mówiąc już o lęku. Niestety był bardzo chorowity. Miał z żołądkiem kłopoty, tak że te pluj zupki, ta kasza mielona na młynku kawowym, może jemu dobrze robiło, bo to był kleik i tym kleikiem był ratowany. Za: http://www.1944.pl/index.php?a=site_archiw...=414&page=3 [dostęp na: 27.07.2009 r.]
-
Jak czytam to: Jeżeli uda nam się stworzyć wizerunek komiksowego superżołnierza, którego pokochają nastolatki, być może zainteresują się, kim ich idole byli naprawdę. I dowiedzą się, co naprawdę wydarzyło się w Warszawie latem 1944 roku. ... nie widzę podstaw do takich wniosków;) O pomyśle mówi się już jakiś czas, a jak dotąd negatywnej reakcji ze strony środowisk powstańczych, które jednak dość sprawnie działają, nie ma. Osobiście nie widzę niczego w całym pomyśle, co miałoby obrazić Powstańców. Całość ma raczej dać im jedyną rzecz, jaką mogą od nas otrzymać w podzięce. Pamięć o nich. Historia od dawna jest towarem, który trzeba umieć sprzedać. Jak to się mówi, cel uświęca środki.
-
Urodzony 1 czerwca 1985 roku, przed wojną m.in. komendant Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, dowódca Ośrodka Zapasowego Mazowieckiej i Pomorskiej Brygady Kawalerii w Garwolinie. Podczas okupacji m.in. założyciel OWK, komendant Obszaru Kraków-Śląsk ZWZ czy też po aresztowaniu "Grota" dowódca AK. Na krótko przed końcem Powstania Warszawskiego mianowany Naczelnym Wodzem. Jedna z tych postaci PPP, których ocenić nie jest łatwo. Jak Wy go oceniacie? Czy sprawdził się na stanowisku dowódcy AK? Jak ocenić należy jego postawę w kwestii rozpoczęcia Powstania Warszawskiego?
-
Władze MPW jak widać nie próżnują: http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1695 http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1696
-
Do poczytania: http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/kul...atakuje,41782,1
-
A to wiem, że można, ja jednak lubię mieć książki na własność (zwłaszcza te o Powstaniu)... Biblioteka ogranicza możliwość swobodnego korzystania z nich. A że cena niewielka, to czemu nie korzystać. Zapomniałem o jeszcze jednym: Sławińska D., Kiedy kłamstwo było cnotą. Wspomnienia z pracy w obozie przejściowym w Pruszkowie 2.IX.1944-16.I.1945, Warszawa 2006, ss. 440. Trochę ponad 20 zł w MPW.
-
Powstanie Warszawskie - czy było potrzebne?
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Akurat sprowadzanie całej sprawy do Mickiewicza, jego czucia i słynnego cytatu z Pana Tadeusza, o wsiadaniu na koń, to dla mnie lekka przesada. To tak jak podkreślał prof. Komorowski, te powstania były niejako efektem takich a nie innych uwarunkowań historycznych. Zabory, okupacja... Nie można wszystkiego tak trywializować. Tak jak pisał nasz Papież, pamięć i tożsamość... Jak widać u nas jest to dość silnie powiązane. Osobiście nie czuję się odpowiednią do osobą do komentowania tego, czy ktoś miał prawo podejmować takie decyzje, czy nie. I nie sądzę, aby z perspektywy lat, ktokolwiek mógł. Można co najwyżej zastanowić się nad błędami. -
Efekt szaleństw ostatniej nocy: Margules J., Przyczółki warszawskie, Warszawa 1962, ss. 427; Podlewski S., Wolność krzyżami się znaczy, Warszawa 1989, ss. 591; Sawicki S., Front wschodni a powstanie warszawskie, Warszawa 1989, ss. 187; Grigo T., Na Górnym Czerniakowie, Warszawa 1982, ss. 391; Ostrowska E., W Alejach spacerują Tygrysy. Sierpień-wrzesień 1944, Warszawa 1981, ss. 351; Lubicz-Nycz B., Batalion "Kiliński" AK 1940-1944, Warszawa 1986, ss. 304. Niecała stówka za komplet, a i tak ze zniżką...
-
Kilka fragmentów wczorajszego koncertu: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6...wo__WIDEO_.html Odnośnie inscenizacji na Starym Mieście, to przyznam że całość robi na mnie coraz większe wrażenie. Najpierw mapka: Scenki rodzajowe już od rana 7 sierpnia, od godziny 9. W trzech miejscach mają powstać barykady (oznaczone na czerwono): Długa/pl. Krasińskich, Boleść przy Starej Prochowni i Świętojańska/plac Zamkowy. Z tego co udało mi się wyciągnąć od kumpla, bardzo możliwe iż będą one budowane przy współudziale widzów. Kolejne etapy to scenki związane ze zdobywaniem mundurów ze Stawek, życia przy barykadzie, działalności Harcerskiej Poczty Polowej, punktów sanitarnych jak i rusznikarni. Około 16-17 powstańcza kuchnia polowa. Będzie można spróbować prawdziwej pluj-zupki na jęczmieniu. Wieczorem inscenizacje praskie. Możliwe że rekonstruktorzy spędzą noc na Starym Mieście. Kolejnego dnia podobny plan, poza przejazdem opancerzonego transportera na plac Krasińskich (zielone linie), postawieniem stanowisk niemieckich przy zbiegu Boleść i Rybaki (pomarańczowy punkt) jak i kiermaszem książek i filmów historycznych przy Podwalu (bordowa linia). Od godziny 20:00 marsz Długą przez Ogród Saski w stronę PASTy, na trasie przebicia oddziałów staromiejskich z nocy 30/31 sierpnia, niemalże na tej samej trasie, którą pokonała grupa od "Radosława", która przeszła górą. W marszu udział mogą wziąć wszyscy. Po drodze każdy będzie miał okazję zapalić znicz, upamiętniający poległych.
-
Zdanie laika. W zasadzie przypomina mi to trochę sprawę Rewolucji Angielskiej i Cromwella. Dopóki trzeba było dojść do władzy, rewolucja ok. Ale jak przyszła silna władza, lepiej oprzeć się na wojsku. Tylko teraz tak się zastanawiam. Jeśli Napoleon bał się, to czego? Że straci władzę? Czy, że ewentualne zmiany następujące w wyniku rewolucji, nie tyle odbiorą mu władzę, co pokrzyżują jego plany? To tak w formie pytania do lepiej zorientowanych, niż próby postawienia własnej tezy.
-
To ciągnąc ten wątek. Pytanie laika w temacie. Czy Polska była wówczas dla Francji jedynym kandydatem na sojusznika w tej części Europy?
-
Infanterie Regiment No 52 von Hamberger
Albinos odpowiedział Feldfebel → temat → Eksploracja i rekonstrukcja historyczna
No przez telefon opowiadałeś coś ciut innego;) A tak z ciekawości, jest szansa żeby grupa zawędrowała w najbliższym czasie do Warszawy lub w okolice, na jakąś inscenizację tudzież inny pokaz? -
FSO, bo zaczynasz mi konkurencję robić Ale nie, żartuję, cieszę się że sięgasz po takie pozycje. Tylko nie Leszek, ale Lesław Bartelski.
-
Infanterie Regiment No 52 von Hamberger
Albinos odpowiedział Feldfebel → temat → Eksploracja i rekonstrukcja historyczna
Bardzo przyjemne, ale na pierwszym zdjęciu to wyglądasz jakbyś strasznie cierpiał A mówią, że tylko inscenizacje średniowieczne są niebezpieczne... -
Dla przypomnienia i ruszenia tematu, kilka relacji z przebiegu przebicia. Na początek jak wspominał to Stanisław Likiernik "Staszek" z plutonu "Śnicy" (wcześniej pod nazwą kompanii OD "A"): 30 sierpnia o godzinie 22:00 otrzymuję rozkaz ściągnięcia ludzi ze stanowisk o odmaszerowania na ulicę Koźlą 7, gdzie kwaterowaliśmy. Rozkaz dziwny, gdyż nie wspominający nic, kto nas zastąpi. Dowódca odcinka, któremu zameldowałem o otrzymaniu tak zdumiewającego polecenia, kazał go wykonać. Wówczas już wiedziałem: opuszczamy po trzydziestu dniach obrony Starówkę. Górą czy kanałami, w każdym razie odchodzimy. Okazało się, że górą. Podstawą wyjściową natarcia był Bank Polski. By dostać się tam, należało przebrnąć przez zwarty tłum, który nie wiadomo przez kogo zawiadomiony czekał na wolne przejście. Plan major Jana był następujący: kompania Rudego jako oddział szturmowy, pod dowództwem Andrzeja Morro, idzie pierwsza na wprost banku przez gruzy w kierunku placu Bankowego. Major Jan z nami. Dalej oddziały sanitarne zbierające rannych i inne według ustalonego porządku. Kompania szturmowa "Wigry" naciera na naszym lewym skrzydle między placem Teatralnym a bankiem wzdłuż ulicy Senatorskiej. Natarcie winno się rozpocząć o godzinie 24:00. Wreszcie o godzinie drugiej-trzeciej rano wszyscy są na miejscach. Dowiadujemy się o tym planie na odprawie majora Trzaski (Konopackiego- tak mi się wydaje) w obecności majora Jana (Andrzejewskiego) i Morry (Andrzej Romocki). Czekamy przed Bankiem Polskim na Bielańskiej. Skacze przez ulicę pierwsza grupa prowadzona przez Morro. My w drugim rzucie. Major Jan mówi: - Biegiem za murem, trochę na lewo od banku. - On sam biegnie jeszcze dalej w kierunku Senatorskiej, gdzie mają być "Wigry", ale ich tam nie ma. - Hande hoch! - Major Jan ginie. Biegniemy wąwozem podwórza wśród gór cegieł, pod obstrzałem. Widzę mijający mnie w pędzie kolegów, chcę biec szybciej, nie mogę. Dwa tygodnie szpitala i nie zagojone rany robią swoje. Dopadłem zasłony, jeszcze jeden skok i krótki odpoczynek w spalonym sklepie naprzeciw kościoła św. Antoniego. Wzdłuż ulicy bije ciężki karabin maszynowy. Stoimy bezpiecznie za murem. Skok przez ulicę jest niemożliwy. Zaczyna świtać. Z "Wigier" jest tylko z nami major Trzaska, który był z majorem Janem. Nie wie, gdzie jego chłopcy. Za nami Niemcy. Nikt prócz nas nie poszedł. Jesteśmy otoczeni. Zajmujemy stanowiska w oficynie. Żandarmi lecą na pewniaka i kończą obrzuceni granatami. Sześćdziesięciu ludzi w środku stanowisk niemieckich. Przed nami Ogród Saski, za nami Bank Polski. Wracać nie ma po co. Ranni, pozostawieni po drodze, giną dobijani. Nie ma kto ich zbierać. Zresztą, co za różnica, zginąć tu czy tam. Z kościoła św. Antoniego ktoś krzyczy. To Morro, który widząc, że dalej nie pójdzie, ulokował się tam ze swoimi chłopcami. Cekaem zagłusza jego słowa. Nagle Morro i Witold z kompanii Rudego skaczą, biegną, są. Obaj ranni, obaj lekko. Dalej sprawy idą szybko. Amorek, jak go nazywano, obejmuje dowództwo. Dwie filipinki rzucone na środek jezdni tworzą zasłonę dymną. Cekaem niemiecki na moment zamilkł zaskoczony. Cały oddział bez strat znalazł się z kościele; zawsze bronić się tu lepiej. Trzeba było postawić posterunki przy wszystkich możliwych wejściach- byliśmy otoczeni, kompletnie odcięci od Starówki i od Śródmieścia, zdani sami na siebie. Zbylut i ja zajmujemy stanowiska na małym podwórku, jakby klasztornym, obok kościoła, do którego jest z niego wejście. Zbylut usiadł pod murem, pod strzelnicą z nim przebitą, naprzeciw tego wejścia do kościoła. Ja w jakiejś wnęce muru na prawo od niego, odległy o kilka metrów. Nagle huk wystrzału. Widzę, że Zbylut ranny stara się dotrzeć do mnie na czworakach. Strzelam z mojego thompsona w kierunku dziury w murze strzelnicy, ale po trzech dniach bombardowań broń zakurzona zacina się. Widzę dokładnie pociski trafiające w głowę Zbyluta. Kule, chyba z dachu w tym momencie, ale od strony strzelnicy. Czuję uderzenie w lewy pośladek. Podbiegają sanitariuszki. Danusia (Mancewicz) z drugą przenoszą nas do kościoła i kładą zamiast na noszach na nosidłach do trumien. Widzę Zbyluta obok mnie dogorywającego. Sanitariuszki zabierają się do naszych ran. Moja- oba pośladki przebite dwoma "tunelami", kula przeszła na wylot od lewego do prawego. Do dziś ta rana jest źródłem żartów. Nie wiedząc, co będzie dalej i czy będę mógł chodzić, czyszczę moje parabellum po doświadczeniach z thompsonem. Planowałem zastrzelić jednego-dwóch Niemców czy Ukraińców na ich służbie, potem oni mnie zastrzelą, albo sam strzelę sobie w łeb, by uniknąć śmierci, jaką poniósł nasz kolega ranny przed skokiem do kościoła. Słyszeliśmy jego krzyki podczas tortur. Leżąc na nosidle do trumien w kościele miałem w moim przekonaniu co najwyżej godzinę życia. Pamiętam doskonale. Rozmyślałem, nie było nic innego do roboty, a miejsce się nadawało. Czy jak trwoga to do Boga, czy nie? Gdzieś w 1942-43 straciłem wiarę w Boga, który pozwalał na potworności wojny, jakie oglądałem. Czy będę się modlił? Zdecydowałem, że nie. Jeśli się mylę, to Bóg powinien mi pogratulować odważnej postawy. Jeszcze do tego spotkania z Nim nie doszło. Dojdzie albo nie, ale tego już na pewno nie opiszę. Tymczasem Morro i Trzaska zdecydowali- około szóstej rano wydano rozkaz: wszyscy przez ogród za kościołem mają w absolutnej ciszy przebiec do spalonego domu na Alberta Króla Belgów (podobno do Pałacu Zamoyskich- ktoś mi później powiedział). Pałac czy nie, budynek był całkowicie spalony. Miałem szczęście, kula nie ruszyła kości. Z trudnością, ale mogłem dołączyć do oddziału. Nieprzyjaciel nie wiedział, gdzieśmy się podziali. Przez okienka w piwnicy widać ich nogi na podwórzu. Nie wolno mówić, kaszleć, jęczeć, ruszać się. Ściany, rozgrzane pożarem, pełnią rolę kaloryferów, w tej porze roku absolutnie zbędnych. Upał jak w łaźni. Czekamy. Na co i jak długo? O szóstej rano zajęliśmy, o dziesiątej wieczorem opuściliśmy tę przeklętą piwnicę. Około jedenastej w południe Niemcy usłyszeli jakiś szelest. Na wszelki wypadek wrzucili nam parę granatów. Wybuch i cisza. Szczęśliwie nie ma strat. Ukrywa,y się poza załomami murów i czekamy krztusząc się kurzem. Znowu wybuchy, krótkie serie cekaemu po naszych oknach i znowu spokój. Szkopy mimo wszystko boją się wejść. Nasze sanitariuszki resztą wody z manierek poją rannych. Bor (Zygmunt Siennicki) jęczy, zatykamy mu ręką usta. Cicho, cicho, to nasza jedyna szansa. Pot zalewa oczy, rany bolą, granaciki w odstępach półgodzinnych stanowią "miłą rozrywkę". Był to chyba najdłuższy dzień w moim życiu. Dwudziesta pierwsza. - Powstań - po linii szeptem. - Czy wszyscy są? - Wychodzimy, cicho wyślizgujemy się małym okienkiem piwnicznym wychodzącym na ogród. - Stój! - Leżymy. Mijając nas o trzy kroki dwie ciężarówki z żandarmerią. Skok. Maszerujemy zwartym oddziałem. Wszędzie rowy dobiegowe i stanowiska Niemców. Jest znowu noc. Nasze niemieckie hełmy i mundury nie wzbudzają podejrzeń (biało-czerwone opaski zdjęte). Zbliżamy się do Marszałkowskiej. Trzeba ją przekroczyć. - Halt! - barykada niemiecka w poprzek ulicy. Dobrosław (Jan Więckowski) z "Zośki" zbliża się do wartownika. W idealnym niemieckim prosi o wskazanie stanowisk "tych polskich bandytów". Mówi, że jesteśmy oddziałem specjalnym, wysłanym z komendy niemieckiej z pałacu Bruhla. - Parole - hasło - pyta szkop. - Nie znamy, wysłano nas nagle i nie podano - zaczyna się denerwować Dobrosław. - Jawohl - możecie iść - pręży się szkop. Jest Królewska. Skok z ruiny przypomina mi o ranie. Biegniemy wrzeszcząc: - Radosław, nie strzelać! - Szczęściem nasi uwierzyli i nie otworzyli ognia. Jesteśmy w Śródmieściu. Dowiedziałem się dużo później, że Janek Bagiński (Socha) i dwóch młodych ludzi zostali w piwnicy. Szeptany rozkaz nie dotarł do nich. Byli oddaleni, bo pilnowali jej drugiego końca. Razem z tymi chłopcami, tą samą drogą co my, czołgając się od czasu do czasu, Janek dotarł szczęśliwie na Królewską. Przyjęcie całej naszej grupy było bardzo entuzjastyczne i razem z obrońcami Królewskiej śpiewaliśmy nawet Boże, coś Polskę czy Rotę - nie pamiętam, bo mi było spieszno do szpitala, ale ceremonia miała pierwszeństwo. Dopiero po niej zajęto się moimi ranami, bo sam się tego domagałem. W ten sposób dotarłem do PKO (gdzie mieliśmy być drugiego dnia Powstania) do szpitala w piwnicach. Okazało się, że Szpital Maltański- mój drugi w Powstaniu- po przejściu do Śródmieścia, właśnie tu się ulokował. Sanitariuszki mnie poznały, serdecznie przywitały, wymyły, opatrzyły, zrobiły inwentarz starych i nowych okaleczeń. Były naprawdę przemiłe. Po trzech dobach bez snu byłem tak wykończony, że jeszcze przez tę noc nie mogłem zasnąć. Za: S. Likiernik, Diabelne szczęście czy palec boży?, Warszawa 1994, s. 128-132. Tak na szybko. Stanisław Likiernik we wspominanym Szpitalu Maltańskim był w okresie 6-10 sierpnia, trafił tam ze szpitala na Lesznie, ulokowanego w gmachu Sądów. W przytoczonej relacji uwagę zwraca jedna rzecz. Chodzi konkretnie o brak wzmianki na temat wymiany ognia, do jakiej doszło, kiedy grupa przebijająca się ze Starówki, przeszła koło stanowisk niemieckich. Najpierw sami Niemcy, po zorientowaniu się że mijający ich ludzie nie są tymi za kogo się podają, a potem obsada barykady przy Królewskiej obawiając się szturmu niemieckiego, otworzyły do nich ogień. W wyniku tego ostrzału grupa poniosła straty.
-
Panowie, z całym szacunkiem, ale dyskusja dotyczy nalotów dywanowych, a nie tego, kto czego powinien się bać, albo jakich powinien mieć idoli. Znam bavarskiego na tyle długo żeby wiedzieć, że nie miał nic złego na myśli. To nie w jego stylu. Tak samo nietaktowne wydaje mi się komentowanie czyjegoś podejścia do dyskusji. Proszę wziąć to pod rozwagę na przyszłość. Kolejne posty nie na temat wylecą.
-
Do rozmowy nt. obchodów tegorocznych zapraszam tutaj: https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=6357
-
Co prawda "Grabaża" znacznie lepiej przyjmuję w PP, ale w Strachach też można posłuchać: http://www.youtube.com/watch?v=LNMGPdXrJGo Dlatego też dałem zastrzeżenie, że jak na amatorską produkcję Swoją drogą, mają niedługo płytę wydać...
-
Znacznie bardziej bolesne jest wydawanie kasy;) A z kserówkami z ostatnich dwóch lat, do dzisiaj nie mogę się uporać...
-
Oby tylko pomysł wypalił: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6...a_rocznice.html
-
Kolejne zbiory trafią do MPW: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6...ac_zagadke.html