Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Ogólnie. Grali na dużym luzie, pewnie, nie było sytuacji kiedy tracą 5-6 punktów pod rząd. Od początku do końca skoncentrowani. A na przestrzeni tych 10 lat, od kiedy oglądam ich mecze, z psychiką bardzo często mieli spore problemy. Aż się chce oglądać takie mecze. A tymczasem MUFC zagrało tak, jak już dawno nie grali. Ograć Spursów na wyjeździe 3:1, grając ostatnie pół godziny w "10"... cudne. Szybko stracona bramka (Dafoe już w 40 sekundzie... ale jak!) absolutnie nie podziałała deprymująco. Szybko wzięli się do roboty. Jak zwykle pewnie Pat, Fletch, Ferdinand, Vidic (choć ten miał kilka słabszych momentów). Genialne trafienie Giggsa, bramka Andersona, gol Roo... Mimo, że grali w "10", kontrolowali grę absolutnie. Piękne.
-
Dobra, dzięki Tofik za rozmowę A tymczasem... http://www.zczuba.pl/zczuba/1,90960,703063..._i_na_zywo.html Już ponad 10 lat oglądam mecze naszych siatkarzy (era Prusa, Murka, Świderskiego, Papkego, Zagumnego), ale dzisiejszy mecz był jednym z najlepszych, jakie widziałem. Czapki z głów Panowie!
-
Błagam, gdzie ja coś takiego stwierdziłem? Zwyczajnie napisałem jak jest, żadnego oceniania. Czyli jak za Rijkarda Barca zdobyła mistrzostwo Hiszpanii i wygrała LM, to nie była jedną z najsilniejszych w Europie;)? Nie ma drużyny, której ten by nie dopadł. Barcę też w końcu czeka. Prędzej czy później, ale jednak. Tego nie da się uniknąć. Wystarczy popatrzeć na przykładu Realu, MU, Milanu czy Bayernu.
-
No dobrze, ale to dalej za mało, aby go porównywać z takimi starymi wyjadaczami jak Lippi, Capello, Ferguson, Ancelotti czy nawet Mourinho. Ale jeden z najlepszych składów w Europie swoje robi. Nikt nie umniejsza wagi sukcesy Katalończyków. Ale naprawdę nie rozumiem, co jest dziwnego w tym, że napisałem, iż obok The Blues i Realu mają najlepszy kadrowo zespół. To też ma wpływ na ewentualne sukcesy. Świadczy, ale to ciągle za mało aby stawiać go w jednym rzędzie z największymi. Niech pokaże swoje umiejętności przez jeszcze parę lat. Niech Barcelonie przytrafi się mały kryzys, i wtedy zobaczymy, jak sobie z nim poradzi.
-
Dlatego napisałem, że różnie to bywa. Mourinho nie raz mówił, że podziwia Fergusona właśnie za to, że mimo swoich blisko 70 lat dalej ma tyle energii, bo on sam nie jest pewien, czy da radę tyle siedzieć na ławce trenerskiej. Tutaj byłbym ostrożny. Pierwsze primo. Za krótko Guardiola jest trenerem, aby go porównywać z największymi tego biznesu. Drugie primo. Trudno nie być na topie, mając taki skład. Kadrowo teraz chyba już tylko Chelsea i Real mogą się równać z Barcą.
-
Dla Ciebie nie, ale może być dla PZPN;) Kilka razy wypominano Beenhakkerowi wiek, a jest starszy tylko cztery lata od Kasperczaka i sześć od Smudy. A obaj nasi trenerzy do pokornych nie należą. PZPN za takimi nie przepada, czego dowodem Holender. Dodatkowo jednak te ponad 60 lat może robić swoje. Nie każdy w tym wieku może dalej odpowiednio pełnić funkcję trenera. Jeden mają ponad 70 świetnie się będzie trzymał, inny przed 60 urodzinami stwierdzi, że to nie dla niego. Akurat z Biliciem to bym się wiekiem nie przejmował. Zrobił z Chorwacji porządną ekipę, a dodatkowo ma iść do Anglii. A tam byle kogo nie zatrudniają. Gdyby była kasa, można by myśleć o Mancinim, a tak...
-
A ja właśnie obawiam się trochę Smudy. Mówi się, że dla niego laptop służy za podpórkę pod kawę, a badania dt. wydolności zawodników średnio go interesują (spojrzy w oczy, i wie co z zawodnikiem). Trenerski naturszczyk. Owszem, można i tak. Ale przy reprezentacji nie ma się takiego kontaktu z zawodnikiem jak w klubie, gdzie można piłkarza motywować na co dzień. Smuda raczej nie da wejść sobie na głowę ekipie z Latą na czele. Ale czy coś ponad? Nie chciałbym się niemiło zaskoczyć. Majewski? Mam nadzieję, że jeśli tak, to na dwa mecze, jakoś dotąd średnio mnie przekonał. Kasperczak? A czemu nie. Może trenowanie reprezentacji dałoby mu odpowiedniego kopa. Z reprezentacjami sobie radził. Problem z wiekiem. Skorża? Za młody, do tego świeżo po wpadce z Wisłą. Niech się uczy, ale nie kosztem reprezentacji. To samo Urban. Obaj zdolni, ale mało doświadczeni. Bodaj Szadkowski zaproponował Bilica. Problem w tym, że ten przymierza się do Premier League. I tutaj pojawia się kolejny problem. Nie tylko my bowiem przymierzamy się do zmiany trenera. W Europie szukać go będą Chorwaci, całkiem możliwe że zmienią się selekcjonerzy Portugalii (Queiroz pokazuje po raz kolejny, że na pierwszego trenera kiepsko się nadaje), Francji (Domenech ma coraz niższe notowania, jeśli Trójkolorowi nie dostaną się na mundial, może mieć kłopot) bądź też Szwecji. Ciężko nam będzie rywalizować z tymi drużynami przy szukaniu fachowców za granicą. Nie wiem jak finansowo, ale pod względem potencjału wypadamy gorzej.
-
Nie wiem czy ogłosili, ale raczej nie spodziewałbym się dania kolejnej szansy obcokrajowcowi. Zwłaszcza że Spalletti za mniej niż dostawał Beenhakker, raczej nie będzie chciał pracować. Teraz niestety będzie problem z trenerem. Następne mecze o stawkę zagramy w 2012 (chyba, że ktoś wierzy w awans do przyszłorocznych MŚ). Dobry trener ligowy nie musi być dobrym trenerem reprezentacyjnym. W drugą stronę podobnie. Przykładem chociażby Scolari i Ferguson. Pierwszy świetnie spisywał się w drużynach narodowych. Jakie wyniki miał na SB wiadomo. Ferguson to samo. Najpierw Aberdeen, teraz MUFC. Ze Szkocją na MŚ wypadł... słabo. Spalletti dobrze radził sobie w lidze. Reprezentacja to jednak inna bajka. Zwłaszcza nasza, gdzie trener musi przygotować się na starcia z PZPN. Obawiam się, że w Polsce tylko Smuda dałby sobie z ekipą z Miodowej radę. Może Janas jeszcze, ale wątpię czy będzie chciał wchodzić w to bagno ponownie. Tak czy inaczej, sprawa trenera to problem na krótki moment. A nasza kopana potrzebuje gruntownych zmian. Bez pozbycia się niektórych wybitnych działaczy, zmiany podejścia do kwestii szkolenia młodych zawodników, bez wzmocnienia polskich klubów to my tak co półtora roku/dwa lata będziemy się zastanawiać, kto powinien zostać trenerem. Reprezentacja to tylko czubek góry lodowej. Już ostatnie tygodnie przyniosły nam podobne prezenty. Mistrz kraju odpada w eliminacjach do LM w sytuacji, kiedy teoretycznie powinien bez problemu awansować. Wicemistrz albo gra obronę Częstochowy, albo z litości nie dobija rywala, żeby potem odpaść. A drużyna, która rok temu wydawała się być naszą nadzieją na najbliższe lata, w tym roku potrafi rozbudzić nadzieje (awans nie powinien być trudny, tak przynajmniej twierdzili dziennikarze)... i nic poza tym. O korupcji szkoda gadać. I jak tu ma być dobrze? Ja się dziwię, że nie jest jeszcze gorzej.
-
Ze Słowenią gregski, całe 3 do jaja... Cieszy mnie, że miałem lepsze rzeczy do roboty i nie musiałem oglądać. Z całego meczu tylko monolog Szpakowskiego warto pamiętać (akurat trafiłem na jego początek:P). A tak odnośnie kwestii selekcjonera: http://rafalstec.blox.pl/2009/09/Niech-Bon...sobie-jaja.html Choć w wariant ze Spallettim zbytnio nie wierzę, to jeśli Boniek miałby coś w tej materii robić, lepiej działać szybko. Z dwóch względów. Taki trener jak Spalletti długo bezrobotny nie zostanie, a co ważniejsze, zaczyna się do niego dobierać sam Ferguson. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że boss MU chwali sobie byłego szkoleniowca Romy, a co więcej, zaprosił go osobiście na jakiś czas do United na obejrzenie treningów (i butelkę wina;) A nie od dziś wiadomo, iż następcą Fergiego na ławce trenerskiej zostanie osoba, którą on sam namaści. A że ma już swoje lata, można się spodziewać, że powoli zacznie przyglądać się swoim następcom (Moyes, Mourinho, Blanc, może któryś z jego wychowanków, jak Ole).
-
Do poczytania: http://wyborcza.pl/1,75475,7019966,Taranti...l_na_wojne.html Nie zgadzam się przede wszystkim z oceną dialogów, co autor porusza przy omawianiu kreacji Landy, i rzekomym przeciąganiu filmu ponad miarę. Jak dla mnie ta postać cały swój geniusz zawiera właśnie w tych dialogach. Wiedząc jakim człowiekiem jest Hans Landa, każde jego kolejne słowo, każde kolejne przedłużenie monologu/dialogu, buduje właśnie niesamowitą atmosferę. Widz kompletnie nie wie, czego się po nim spodziewać. Oczekiwanie na jego reakcję, połączone z samym jego zachowaniem, jest absolutnie... nie do opisania. Co do żerowania... Jakoś dla mnie to określenie ma dość negatywny wydźwięk. Tymczasem tutaj widać, że Tarantino żyje kinem. Zręczne połączenie tego wszystkiego, to nie taka prosta sprawa. I jeszcze to: http://wyborcza.pl/1,75475,7015780,Dziwola...2&startsz=x Jednak polecam przeczytać już po obejrzeniu;)
-
Jeszcze 30 sierpnia Stare Miasto opuściła grupa piętnastu rannych żołnierzy batalionu. Po wyjściu z kanału na Wareckiej zostali ulokowani w hotelu "Terminus" przy Chmielnej 28 (kamienica Kleifa). Orientuje się ktoś, kto dokładnie znalazł się w tej grupie?
-
Kilka nowych informacji: http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1721 http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1722 http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1723 http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1724 http://www.1944.pl/index.php?a=site_news&a...=02&id=1725
-
Temat święta narodowego powraca: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7...o_swietem_.html
-
Powstanie Warszawskie dzień po dniu - ludzie i wydarzenia
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Powstanie Warszawskie
10 września, niedziela, 41 dzień Powstania Resztki Zgrupowania "Leśnik" walczyły na Czerniakowie. W dniu 10 września "Sław" i "Czarny" zostali wysłani z misją od "Radosława" do "Radwana". Nie chcieli powiedzieć, o co dokładnie chodziło. Może nie wiedzieli, może zabroniono im. W każdy razie kiedy rozpoczął się ostrzał, reszta oddziału schowała się do budynku. Tam doszło do sprzeczki między "Jastrzębiem" a "Welem", którego mało kto lubił. Chodził między ludźmi i co i raz podrywał kogoś do patrolu, samemu siedząc w domu. W końcu dopadł zmęczonego "Tygrysa". Gdy ten zignorował go, zaklął. W rezultacie "Jastrząb" podetknął mu pod nos... granat. Po krótkiej wymianie zdań "Wel" opuścił pomieszczenie, odgrażając się. Wrócili "Czarny" ze "Sławem". Misja nie udała się. Dodatkowo dowiedzieli się, że Niemcy zajęli kolejne tereny od Wisły do Krakowskiego Przedmieścia, a plac Trzech Krzyży jest pod ostrzałem. Sam "Czarny" podczas drogi powrotnej został ranny. Krótko opowiedział drogę, spotkanie z ponoć angielskim korespondentem, a następnie wyszedł przygnębiony... Coraz gorzej było z "Zenonem". Ciągły kaszel, miał problemy z poruszaniem się. Brakowało nawet wody, aby dać mu jej choć trochę. Ostatnią manierkę skradziono im. Znaleźli jednak butlę wody. Zmęczony "Zenon" podziękował. Wobec pogarszającej się sytuacji, coraz gorszej kondycji tak fizycznej jak i psychicznej żołnierzy, niektórzy szukali zapomnienia w kartach, w pokerze. Niemcy powoli szykowali się do uderzenia na Czerniaków. Tymczasem "Szpona" dopadły złe przeczucia... -
Powstanie Warszawskie dzień po dniu - ludzie i wydarzenia
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Powstanie Warszawskie
9 września, sobota, 40 dzień Powstania Kiedy kapitan Zagórski kończył inspekcję odcinka natrafił w gruzach na kapelana. Człowieka pełnego poświęcenia. Potrafił zmieniać zmęczonych żołnierzy, pilnuje aby każdy przespał się choć krótki czas. Kiedy widzi, że Powstańcy chodzą od kilku dni w niezmienianych ubraniach i bieliźnie, potrafi specjalnie dla nich znaleźć to, czego potrzebują, świeże i czyste. Tym razem dźwiga całkiem sporo książek. W tym tytuły z XVIII wieku, ze zbiorów Uniwersytetu Warszawskiego, które ktoś próbował ukryć przed Niemcami gdzieś w tym rejonie. Żołnierze są zachwyceni. Na pierwszej stronie "Biuletynu Informacyjnego" jest artykuł o nich, o obrońcach odcinka kpt. Zagórskiego. Niektóre fragmenty wprawiają ich w szczególną radość. Widzą, że docenia się ich... Tymczasem sam "Lech Grzybowski" ma problem. Pojawia się prośba, nie rozkaz, aby sformował ze swoich ludzi pluton, dobrze uzbrojony, który zostanie wysłany pod rozkazy samego "Radwana". Początkowo kapitan, jak i dowódcy pozostałych baonów, nie jest w stanie zrozumieć czemu akurat on, czemu jego żołnierze, skoro on sam ma problemy z uzbrojeniem, a odwód to jeden słaby pluton. Ludzie od kilku dni nie byli zmieniani na stanowiskach. Okazuje się, że Niemcy wdzierają się do Śródmieścia od strony Powiśla, i trzeba ich za wszelką cenę powstrzymać. W myślach "Lecha Grzybowskiego" pojawia się myśl, że choć "Radwan" ma już do dyspozycji całkiem sporo oddziałów, niejednokrotnie bardziej doświadczonych i lepiej uzbrojonych, w tym te ewakuowane ze Starówki, to chce akurat jego... czy aby nie po to, aby tamtych oszczędzić jego kosztem? W końcu jednak daje się przekonać, że tamci żołnierze są zmęczeni ciężkimi walkami i odwrotem, dlatego potrzeba kogoś, kto odnosił ostatnio większe sukcesy. W końcu formuje pluton. Dokładnie 35 ludzi. -
Powstanie Warszawskie dzień po dniu - ludzie i wydarzenia
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Powstanie Warszawskie
8 września, piątek, 39 dzień Powstania Kapitan Zagórski od jakiegoś czasu jest dodatkowo osłabiony czerwonką. Jedyne godziny odpoczynku następują w nocy, kiedy może przespać 4-5 godzin. Jednak co i raz skutecznie uniemożliwia mu to korespondentka "Stefa" z Komendy Okręgu. Stara się dowiedzieć wszystkiego, co miało miejsce danego dnia na odcinku "Lecha Grzybowskiego". Kapitan niechętnie, ale odpowiada jej. W końcu ma ochotę po przebudzeniu powiedzieć jej parę słów, ale gdy widzi jej młodą i ładną twarz, powstrzymuje się. Sam postanawia to spotkanie wykorzystać. Dowiaduje się co w pozostałych rejonach miasta, w tym i o upadku Powiśla, jak i planowanych rozmowach z Niemcami, czy też wychodzeniem ludności cywilnej z miasta. Kiedy "Stefa" wychodzi kapitan kładzie się ponownie. Jednak już po chwili budzi go telefonistka "Kula". Wzywa go pilnie kapitan "Lech Żelazny". Szybko zbiera odwód, i idzie przez Sienną, Twardą aż po Złotą. Na zebraniu u "Lecha Żelaznego" spora grupka oficerów. Okazuje się, że część z nich chce, a wręcz żąda, przejścia do południowej części Śródmieścia. Powodem jest zagrożenie od strony Nowego Światu, Wareckiej, placu Napoleona... Kapitan Zagórski krótko stwierdza, że jeśli ktoś chce iść, niech idzie, siłą trzymać nie będzie. Obiecuje też kapitanowi Przystojeckiemu, że jeśli trzeba będzie, odda mu do dyspozycji swój odwód. Wychodzi mówiąc wszystkim "dobranoc". Po powrocie na kwaterę dzwoni do "Lecha Żelaznego". Okazuje się, że po jego przemówieniu, większość opuściła salę udając się na spoczynek, i już nikt nie chce odchodzić ze stanowisk. Na własne życzenie z oddziału odchodzi plutonowy "Igra", Żyd. Jak stwierdza sam kpt. Zagórski, w jego zachowaniu, wyglądzie, sposobie bycia, nie ma absolutnie nic żydowskiego. Okazuje się, że reszta oddziału "Igry" nie do końca go toleruje. W końcu "Lech Grzybowski" zwalnia "Igrę", zgodnie z jego życzeniem... -
Powstanie Warszawskie dzień po dniu - ludzie i wydarzenia
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Powstanie Warszawskie
7 września, czwartek, 38 dzień Powstania Dowództwo nad obroną Czerniakowa przejmuje tego dnia zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami (rozkaz KO nr 63 z 3.09), ppłk Jan Mazurkiewicz "Radosław". Dotychczasowy dowódca obrony Czerniakowa, kpt. Zygmunt Netzer "Kryska", zostaje mu podporządkowany. Jego oddziały powoli zajmowały pozycje, obsadzane jeszcze w części przez 4. i 6. kompanię. Na Górnym Czerniakowie pojawiła się grupa obrońców Elektrowni na Powiślu. Przydzielono ich do 3 plutonu 5. kompanii. Dowódcą oddziału został ppor. Witold Woźniak "Ryszard". Ze względu na zagrożenie ze strony niemieckiej, szczególną uwagę kpt. "Tur" przywiązywał do stanowisk zajmowanych przez kompanie "Łazarza", "Igora" i "Trojana". Chodziło zarówno o niebezpieczeństwo ataku, jak i silnego ostrzału z gmachu Szkoły Handlowej. W pewnym momencie istotnie wyszedł z tego budynku atak. Niemcy najpierw ostrzelali stanowiska powstańcze, a następnie ruszyli do szturmu. Powstańcy początkowo nie strzelali. Kiedy jednak wróg znalazł się wystarczająco blisko, obrzucono go granatami i ostrzelano z broni maszynowej. W końcu Niemcy wycofali się. W piwnicy jednego z domów znaleziono dwóch żołnierzy, biorących udział w tym ataku. Jednego, rannego, zaniesiono do szpitala. Drugi jak się okazało, został siłą wcielony do kompanii, gdyż w swoim wcześniejszym oddziale został złapany na zaśnięciu w przerwie podczas walki. Dodatkowo jak sam przyznał, Niemcy ciągle mieli rozkaz rozstrzeliwania każdego złapanego żołnierza AK i AL. Wieczorem kolejne oddziały 4. i 6. kompanii oddawały swoje stanowiska żołnierzom "Radosława". -
Batalion "Czata 49" - galeria zdjęć
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Tablica...: http://m.onet.pl/_m/70d681c7ecb016fad39e96...4d0656,34,1.jpg ... i głaz, upamiętniające wysiłek baonu mjra "Witolda": http://m.onet.pl/_m/8f8d50e6b974334d778e0d...63ec28,34,1.jpg Zdjęcia dostępne na: http://www.tvnwarszawa.pl/index.html -
Desant kanałowy na Plac Bankowy - czy mógł się udać?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
Czego by o "Ironie" nie pisać, jego wspomnienia i notatki są wręcz nieocenione: Technika posuwania się w kanałach Zgodnie z wyżej podaną ogólną zasadą budowy sieci kanalizacyjnej, trasa kanałowa ze Starego Miasta na Żoliborz była o wiele wygodniejsza niż trasa do Śródmieścia gdyż kanał prowadzący do burzowca był odpowiednio wysoki i można było posuwać się w nim zupełnie swobodnie. Natomiast wysokość kanałów biegnących ze Starego Miasta do Śródmieścia- do włazu na ulicy Mazowieckiej- wynosiła zaledwie 60 do 90 cm. W tym wypadku posuwanie się sprawiało bardzo dużo trudności, ponieważ odbywało się na czworakach względnie w pozycji w pół zgiętej, w warunkach szorowania plecami po górnym łuku kanału, przy równoczesnym kapaniu za kołnierz lodowatych kropli wody. W przypadku gdy przechodzący mieli z sobą broń lub inne przedmioty, były one umocowywane na piersiach lub na plecach, utrudniało to jednak bardzo poruszanie się. Oczywiście odwrót w takim kanale większej grupy był już niemożliwy. Natomiast sama technika posuwania się polegała na tym, że trzymało się przed sobą deseczkę lub krótki drążek drewniany. Opieranie się o ten drążek pozwalało na zachowanie koniecznej równowagi. Przejście jednym z podobnych ciasnych kanałów ze Starego Miasta do Śródmieścia w linii prostej, która wynosiła 1,5 km, trwało początkowo około 7 godzin, a później zużywano na nie 4 godziny. Na dnie kanałów napotykano kamienie, czasami dość ostre, szkło, gwoździe itp. W tym przypadku nawet powierzchowne skaleczenie wywoływało natychmiastowe zakażenie krwi. Za: Majorkiewicz F., Dane nam było przeżyć, Warszawa 1972, s. 288-289. Jest tutaj kilka spraw, które dla tematu przejścia kanałami są dość istotne. Najpierw małe wyjaśnienie. To łatwiejsze przejście ze Starówki na Żoliborz niż do Śródmieścia spowodowane miało być tym, iż sieć kanałów górnego poziomu (25-38 m powyżej Wisły; część dolna, czyli Powiśle, to około 5-8 m) obniża się z południa na północ, przez co kolektory zwiększają swoje średnice podczas dochodzenia do Starego Miasta i w okolice Cytadeli. Autor pisze o włazie na Mazowieckiej. Ulica ta leży równolegle do Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu (na wysokości Traugutta około 300 m odległości, na wysokości Świętokrzyskiej około 350 m). Kolumna, w której szedł sam "Iron", wyszła na Wareckiej. Od Mazowieckiej do Wareckiej jest jakieś 170-180 m (Warecka leży prostopadle do Nowego Światu, z wylotem na plac Napoleona, dzisiejszy plac Powstańców Warszawy; a o ile mi wiadomo, Mazowiecka kończy się na skrzyżowaniu ze Świętokrzyską, czyli tuż przed ówczesnym placem Napoleona). I teraz zastanawiam się nad dwoma rzeczami. Skąd pojawił się ten właz na Mazowieckiej, a dwa, jeśli istotnie było coś z tym włazem na rzeczy, to prowadziła do niego trasa kanałowa równoległa do tej pod Nowym Światem, czy jakiś boczny kanalik? Sprawa pozornie niezwiązana z desantem kanałowym, ale kwestia kanałów w tym rejonie jest chyba mimo wszystko kluczowa dla tego tematu. Wolałbym więc wyjaśnić wszelkie wątpliwości. I dalej, jeśli to był kanał podobny do tego, w jakim desant znalazł się pod Senatorską, to mamy zagwostkę. W końcu pojawia się motyw przekazywania broni bądź/i przechodzenia żołnierzy z peemami na początek stawki (druga wersja wprowadza wątpliwość co do tego, czy istotnie wyszedł cały oddziały "Cedry", czy tylko grupa podobna liczebnie, choć jak dla mnie jest to mało możliwe). A żeby było ciekawiej, Podlewski pisze przecież [Przemarsz przez piekło, Warszawa 1957, s. 504]: Wąski kanał uniemożliwia odwrócenie się, więc marsz odbywa się tyłem, na kolanach. Nieustanne odgłosy detonacji nad głowami, stokroć spotęgowane w kanale, stwarzają nastrój paniki wśród tych chłopców i dziewcząt. Posuwają się na kolanach na wpół przytomni, byle jak najdalej od tego miejsca. Nim Niemcy zorientują się i odnajdą inne włazy, nim odetną odwrót. Jedyne pytanie absorbuje wszystkie myśli: czy zdążą ujść...? Czyli istotnie kanał pod Senatorską mógł być wyjątkowo ciasny. Pokazuje to dodatkowo, jak wyczerpujący był to marsz, skoro "Iron" pisze, że wycofanie się większej liczby ludzi było niemożliwe. Tymczasem tutaj ponad 90 osób, w tym sporo rannych, dokonuje właśnie tego niemożliwego. Dalej. Trzymanie broni na plecach albo przewieszonej na piersi. Nie podejrzewam, aby chodziło autorowi o broń szczególnie ciężką. Tymczasem desant miał zapewne trzy kaemy. Dodatkowe utrudnienie, z którym sobie poradzono. I ta trasa. Około 1,5 km w 7, potem 4 godziny. Tymczasem krótsza wersja trasy na plac Bankowy to 2,1 km, dłuższa 2,8. I na przejście mieli 3 godziny. Tak więc widać tutaj, jak bardzo uczestnicy desantu musieli się wysilić, jak bardzo musieli złamać wszelkie zasady teoretyczne. -
Znowu piękne stereotypy i uogólnienia na kilku przykładach... A coś ponad to? Mnie też różne osoby z góry traktują, głównie te spoza Warszawy. I co, mam stwierdzić że reszta kraju to jest w ogóle be, fe, a najlepiej, jakby wyjechali na Malediwy? Jeśli coś generalizujesz, podaj dane które są w miarę wiarygodne (nie własne doświadczenia). Inaczej nie ma sensu w ogóle rozmawiać.
-
Akurat winy nie zrzucałbym na system, ale na piłkarzy. Są drużyny które grają 1-4-5-1, i jakoś nie przeszkadza im to wygrywać i odnosić sukcesy. Inna rzecz, że nasi kopacze średnio sobie z tym radzą.
-
Wybacz, ale dalej nie rozumiem sensu tego zabiegu. Skoro jest "warszawiak" i "warszawianin", to po co coś tu zmieniać? I to nie jest moje nazewnictwo, ale nazewnictwo zgodne z tym co swego czasu oznajmiła Rada Języka Polskiego (czyli formy "warszawiak" i "warszawianin", jako mogące być stosowanymi równorzędnie), plus językiem potocznym i wpływem położenia Warszawy (czyli stosowanie formy z końcówką -ak, dość często stosowanej na Mazowszu, zwłaszcza w języku potocznym). A pisanie, że "warszawiak" przez małe "w", to to samo co "warszawianin", jest zwyczajną nieprawdą, bo tak nie jest. Dodam tylko, że błędem językowym jest pisanie nazw mieszkańców miast wielką literą. Widzisz, a ja znam kilka osób z Krakowa, za którymi nie przepadam, w Toruniu w restauracji byłem niezadowolony z obsługi, a w Gdańsku jak zazwyczaj bywam, mam kiepską pogodę. Ale nie wyciągam na tej podstawie wniosków, że w Krakowie są same niemiłe osoby, restauracje w Toruniu są beznadziejne, a w Gdańsku tylko pada. Ty natomiast napisałeś: Albinos: problem jest taki, że Warszawiaków - tych co to i kultura i urodzenie i zachowanie pozwalają ich pisać przez "W" jest niezmiernie malo, znacznie więcej takioch to to są "warszawiakami". Więc bardzo Cię proszę, aby udowodnił to w jakiś weryfikowalny sposób, bo jak na razie jak dla mnie posługujesz się stereotypami. Mam masę znajomych urodzonych w Warszawie, takich którzy szanują to miasto, znają jego historię, i tylko jednego sąsiada warszawiaka z dziada pradziada, który kulturką nie grzeszy. I jeśli miałbym zacząć stosować uogólnianie na kilku przykładach, to wyszło by mi, że każdy warszawiak to miły, kulturalny, inteligentny, pełen pasji, znający historię miasta i szanujący ją człowiek. Dodajmy, że dość dowcipny. I jak mam odnieść to do Twoich wcześniejszych wypowiedzi? I jeszcze jedno: W tej grupie nowotworów najbardziej produkcyjny okazuje się przyrostek ?ak, tak charakterystyczny dla gwary mazowieckiej. Językoznawcy i publicyści (zwłaszcza małopolscy) podkpiwali z mazowieckich kurczaków, prosiaków, cielaków, które obecnie w ogólnopolskiej polszczyźnie chyba wygrały z kurczętami, prosiętami i innymi zwierzętami. W gwarze warszawskiej mamy zatem łobuziaków, uczniaków, kociaki (od których można dostać buziaka). Figusi (chuligani hołdujący wzorom i modzie amerykańskiej) noszą zamszaki i spotykają się pod cedeciakiem. Ich chuligańska kariera na pewniaka skończy się w osobniaku na dożywotniaku. Ciekawym zjawiskiem jest nazwa mieszkańca Warszawy ? warszawiak. Jeszcze w XIX wieku istniała nazwa warszawianin, zaniechana w wieku XX. Forma z sufiksem ?ak jest nie tylko wyrazem opisanych wyżej mazowieckich tendencji słowotwórczych, ale jest także obciążona semantycznie. Różnicę między warszawiakiem, a warszawianinem wyjaśnia taksówkarz ze wspomnień K.Wroczyńskiego ?Z moją młodością przez Warszawę?: Przyuważył mnie raz gość przy placu Trzech Krzyży koło grzybka. Siada do taksówki taki trep i zarządza: ?Jadź pan na plac Konstytucji. Podjedzie pan Mokotowską do Koszykowej, a potem dalej już prosto na plac.? On mnie, uważa pan, warszawskiego rodaka, będzie uczył, jak mam jechać na plac Konstytucji. To, panie, przybysz, żłób z prowincji, co pare lat tu u nas mieszka. To nie warszawiak, to warszawianin! Za: http://www.warszawskapraga.pl/articles.php?article=24 [dostęp na: 9.09.2009 r.]
-
Powstanie Warszawskie dzień po dniu - ludzie i wydarzenia
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Powstanie Warszawskie
6 września, środa, 37 dzień Powstania Jeszcze nad ranem oddziały plut. Eugeniusza Marczewskiego "Olszyny" zostali zmienieni na stanowiskach obronnych w budynku administracyjnym Elektrowni przez żołnierzy III Zgrupowania. Załoga Elektrowni skierowała się na targ między Nowym Światem a Kopernika, na lewym skrzydle 2. kompanii i Kolumny Motorowej. Wydany został rozkaz wycofania się z dolnego Powiśla na skarpę, gdzie "Róg" planował oprzeć ostatnie linie obrony przed wyjściem do Śródmieścia. Ludność cywilna w chaosie opuszczała swoje domy i kryjówki. Już o 9:00 zaczęło się kolejne bombardowanie Powiśla, jedno z najcięższych w historii Powstania. Około 20 samolotów obrzucało najróżniejszymi bombami cały teren zajęty przez Powstańców. Mocne stropy nic nie pomogły. Wysokie 6-piętrowe bloki waliły się jak domki z kart, zasypując ludność cywilną, żołnierzy, rannych, personel szpitalny... Naloty trwały około 2 godzin. Wtedy Niemcy ruszyli do ataku. Szczególnie silne uderzenia skierowano na stanowiska 2. kompanii i Kolumny Motorowej przy Bartoszewicza i Al. Na Skarpie, oraz oddziałów z Elektrowni na tyłach Pałacu Staszica. Do domu na skrzyżowaniu Bartoszewicza i Kopernika doprowadzili Niemcy dwa "goliaty". Jeden unieszkodliwili Powstańcy. Drugi eksplodował. Dom zawalił się. Na niemal wszystkich stanowiskach amunicja była na wyczerpaniu. Oddziały mjra Wolfa obsadziły szpital Czerwonego Krzyża na Solcu i Instytut Oftalmiczny, a dokładnie to co z niego zostało, przy Smolnej 8. Niemieckie czołgi miały coraz więcej miejsca, coraz więcej możliwości ostrzeliwania polskich stanowisk. Wycofujących się Powstańców osłaniały "Kubuś" i "Szary Wilk". Oba pojazdy pozostały na Powiślu. Ponieważ nie można było ich przeprowadzić do Śródmieścia, wymontowano uzbrojenie a pojazdy spalono. Nieprzyjaciel wdarł się do szpitala przy Drewnianej 8 i w gmachu "Alfa-Laval" na rogu Tamki i Smulikowskiego. Zabijają tam 22 Powstańców, w tym ppłka Wacława Janaszka "Bolka" i mjra Mieczysława Kurkowskiego "Sawę", oficerów Zgrupowania "Radosław". Upadają kolejne placówki powstańcze. Trwają obsady barykad na Pierackiego, Kopernika róg Ordynackiej, placówka "Żaba"... Około 21:30 swoje stanowiska opuściły oddziały kpr. pchor. "Nałęcza", plut. "Małego", plut. pchor. "Opasewicza" i kpr. pchor. "Wichajstra". To był koniec obrony Powiśla. -
Niektórzy to jednak potrafią się ustawić: http://www.sport.es/default.asp?idpublicac...o_PK=806&h=
-
Gdyby Włosi grali teraz tak, jak zaśpiewali, już dawno byliby pewni awansu do MŚ