Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Kalendarium Powstania Warszawskiego - projekt wstępny
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Powstanie Warszawskie
Niestety z braku czasu jedynych zainteresowanych sprawa poszła w zapomnienie. W zamian za to przez okres sierpnia i września prowadziłem z widiowym coś w stylu mini kalendarium, opisując po kolei każdy dzień Powstania wybraną historią. Ten projekt na razie szans na realizację wielkich nie ma. Zwyczajnie nie wyrabiam się, dzionga ma swoje sprawy na studiach, Pedros też różne konkursy... Tak więc może w przyszłości. Chyba, że nagle pojawi się grupka zainteresowanych tym, wtedy można myśleć. Ale to musi być co najmniej pięć osób. -
Przyznam FSO, że trochę mnie przestraszyłeś. Już się bałem, że... reszta mi przez klawiaturę nie przejdzie. Ale dzięki za ten wpis.
-
No nie wiem... A Stanisław Aronson "Rysiek" z Kolegium "A"? A plutonowy Michał Igra z baonu kpt. Zagórskiego? Prawdę mówiąc, tematem jakoś nigdy specjalnie się nie interesowałem, niemniej takie stwierdzenie wydaje mi się dość karkołomne, zwłaszcza przy nacisku na określenie "żaden".
-
Desant kanałowy na Plac Bankowy - czy mógł się udać?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
Mogę tylko pozazdrościć takiej zdobyczy, nie wiem co sam bym oddał za takie cudo, ale na pewno dużo byłbym gotów;) Osobiście żałuję jednego. Ani generał Ścibor-Rylski, ani kpt. Zołociński, nie sporządzili wspomnień z okresu Powstania. A jako dowódcy mogliby spokojnie rzucić światło na wiele spraw. Owszem, są wywiady z "Motylem", ale po tylu latach (o ile kojarzę, wszystkie przeprowadzone po '04), to już nie to samo. Pamięć robi swoje. W równie wielkim stopniu żałuję (w kwestii źródeł) jeszcze chyba tylko dwóch rzeczy: dziennika bojowego "Czaty", który spłonął w trakcie Powstania i opracowania historii warszawskiego TOW, pióra por. Wiwatowskiego, które również swój koniec znalazło w płomieniach. Ale co poradzić... A dziękuję, choć sam mam masę zastrzeżeń do niego. Od formy czysto literackiej (za każdym razem wyłapuję coś, co można by lepiej napisać), przez przypisy aż po wykorzystane źródła (pomijam już kwestię wspomnień Tadeusza Stachowiaka i wzmiankowanych wyżej Stanisława Ożoga oraz dokładnych map kanalizacji, mając głównie na myśli chociażby prace "Irona"). Będę musiał w wolnej chwili mocno przeredagować całość. -
Desant kanałowy na Plac Bankowy - czy mógł się udać?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
To jeszcze jedno pytanie. Czy mógłbym prosić o jakieś w miarę dokładne dane bibliograficzne, gdzie można trafić na to opracowanie, bo nie chciałbym już tutaj nikogo zamęczać moimi wypocinami i samemu dowiedzieć się, jak to w końcu było:) -
Literatura - Powstanie Warszawskie
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Polecam zwłaszcza drugą. Tutaj już co nieco o niej skrobnąłem: https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=9844 Osobiście wychodzę z założenia, że najlepiej kupić 1859 dni Warszawy i Powstanie Warszawskie. Wtedy ma się w zasadzie bardzo podobną zawartość co w Dniach walczącej stolicy, a do tego kalendarium całej okupacji plus sporo prac szczegółowych nt. Powstania. -
Desant kanałowy na Plac Bankowy - czy mógł się udać?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
Ciekawa relacja... przyznam, że nie kojarzę, abym znał ją. Można poznać autora:)? Bo jeśli istotnie coś jest tutaj na rzeczy, to zmieniało by to sporo w naszym patrzeniu na przebieg wydarzeń na powierzchni. -
Przede wszystkim, witam na forum:) Zaś co do reszty... mógłbym się spokojnie pod tym podpisać wszystkimi czterema kończynami. Co do pana Ołdakowskiego. Znajoma przez dość długi czas pracowała w muzeum, i była pod jego wielkim wrażeniem. Człowiek poświęcający swój wolny czas, na rozwój placówki, to skarb. Ale co do dotykania eksponatów. Osobiście już dawno tego nie robiłem, ale ostatnio natrafiłem na informację, że teraz już tak nie do końca można wszystko dotykać... Tak czy inaczej placówka niemalże wzorowa.
-
Wiersz Do poległego, autorstwa kpr. pchor. Zbigniewa Tadeusza Chałki "Cyganiewicza", ur. 26 czerwca '21 r. w Warszawie, w trakcie Powstania d-ca plutonu 101. w baonie "Bończa". W niewoli Stalag XI-B Fallingbostel, nr jeniecki 140844: Jakże cię poznam, mój stary, jakże cię teraz spotkam? Czy progiem jesteś u Fary, czy na Kamiennych Schodkach? A może to ty podsycasz (nocny włóczęga, brat-łata) siwe tropy księżyca na rynkowych facjatach? Może Mostową, naprzeciw bosym wybiegasz tupotem i jesteś szczęściem dzieci grających w klasy pod płotem? Gdziekolwiek jesteś, czym jesteś, odnajdę cię w murach Starówki: na Freta w gołębim szeleście, w Katedrze- w echu szturmówki.
-
Dokładnie 66 lat temu mjr Jerzy Lewiński "Chuchro" vel Jerzy Reda, został rozstrzelany w publicznej egzekucji w Warszawie: OBWIESZCZENIE Mimo moich kilkakrotnych nawoływań dokonano w dniu 19 XI 1943 r. znowu aktów gwałtu w dwóch wypadkach, na Niemców i osoby stojące w służbie niemieckiej. I tak zostało w pewnym pociągu pośpiesznym w pobliżu dworca Warszawa-Wschodnia kilku żołnierzy niemieckich ciężko zranionych, a 1 żołnierz Werkschutzu został przy ul. Nakielskiej kilku strzałami rewolwerowymi ciężko zraniony. Dlatego kazałem następujących 20 przestępców, którzy zostali skazani przez sąd doraźny Policji Bezpieczeństwa, a byli tymczasowo przewidziani do ułaskawienia, w dniu 24 XI 1943 r. publicznie rozstrzelać: (...) 5. Reda Jerzy ur. 14.6.1908 (...) DOWÓDCA SS I POLICJI NA DYSTRYKT WARSZAWSKI Warszawa, dnia 25 listopada 1943 r. Za: W. Bartoszewski, Warszawski pierścień śmierci 1939-1944, Warszawa 1970, s. 310-312. Na tej samej liście co mjr "Chuchro", na pozycji 13, znalazł się Ludwik Goryński. Psycholog, pracownik naukowy Tajnego UW, uczestnik akcji tajnego nauczania uniwersyteckiego, kierownik Poradni Młodzieżowej PCK. Bodaj jedyny opis jego zatrzymania, jakim dysponujemy: Wiedzieliśmy, że Reda wpadł, gdy wchodził do domu przy ul. Noakowskiego (mieszkał tam na V piętrze). Niemcy otoczyli nagle kilka ulic i wyprowadzali wszystkich mężczyzn. Były pogłoski, że to obława na "Bora". "Chuchro" przytrzymany wyrwał się i począł uciekać w głąb podwórza do suteren; tam rzucił to, co miał "zakazanego" przy sobie i został przytrzymany powtórnie, a równocześnie mocno pobity przez hitlerowców. Wzięto wtedy paręset osób. Za parę dni ukazała się znana czerwona lista zakładników, a wśród (ponad setki) wymienionych nazwisk zobaczyliśmy nazwisko: Jerzy Reda. Na tej liście, jak się później dowiedziałem, było kilku naszych chłopaków z różnych dzielnic. Za: J. R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2003, s. 135.
-
No chyba, że ktoś na nich zarabia. Jak to dobrze, że już przestałem w to to grać... chociaż nie, dalej czasem zdarzy mi się przez pół godziny poudawać, że gram w CoD... czyli dalej jestem debilem, imbecylem... a może przeżywam załamanie nerwowe... w sumie na jedno wychodzi. Niemniej dobrze mi z tym;) Dostojewski? A w życiu! Wyspiańskiego jeno... Czasem można Hłaskę dorzucić, Baczyńskiego albo Norwida na dobranoc i wsio. Ale to patriotycznie trzeba, a nie tak... przecież to nie godzi się! Dobra, wracam do Saint-Justa...
-
Desant kanałowy na Plac Bankowy - czy mógł się udać?
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Działania bojowe
Już poruszaliśmy w tej rozmowie wątek plutonu "Juliusz", ale tylko pod kątem jego powrotu na Stare Miasto i udziału w natarciu oddziałów mjra "Sosny". Warto jednak cofnąć się trochę i zobaczyć, co o wcześniejszej fazie pisze Robert Bielecki ["Gustaw"-"Harnaś". Dwa powstańcze bataliony, Warszawa 1989, s. 279-280]: Z oddziałów baonu "Gustaw" tylko pluton "Juliusz" miał uczestniczyć bezpośrednio w akcji przebicia do Śródmieścia. Plan zakładał, że dobrze uzbrojona grupa żołnierzy z baonu "Czata" oraz pluton "Juliusz" przejdą kanałami pod plac Bankowy i tu wyjdą włazem na tyłach Niemców. Opanowanie placu i niespodziewane uderzenie na hitlerowców miało ułatwić zadanie grupom szturmowym, które winny były atakować z podstaw wyjściowych wzdłuż ulicy Bielańskiej. W związku z tym szczególnie trudnym zadaniem pluton "Juliusz" został zwolniony tego dnia ze służby i od rana "wypoczywał na bombardowanych przez Luftwaffe kwaterach przy ul. Kilińskiego 5. Do akcji kanałowo-desantowej wyznaczono cały pluton z wyjątkiem lekko rannych, łączniczek, sanitariuszek i kwatermistrza. Już po zapadnięciu zmroku pluton przeszedł na plac Krasińskich, gdzie czekał wydzielony oddział "Czaty" pod dowództwem por. "Piotra" (Zdzisława Zołocińskiego). Jako pierwszy wszedł do kanału pluton ppor. "Cedro" (Andrzeja Cędrowskiego), za nim pluton por. "Torpedy" (Kazimierza Jackowskiego), złożony z dawnych żołnierzy baonu "Miotła", i wreszcie pluton "Juliusz". Zejście do kanału nie przebiegało zbyt sprawnie i między poszczególnymi plutonami powstały kilkunastominutowe odstępy. I teraz patrzymy, co tutaj mamy. Przede wszystkim są dwa błędy. Nie Andrzej Cędrowski, ale Jan Byczkowski. I kwestia wchodzenia do kanału. Owszem, jako pierwszy najprawdopodobniej wszedł pluton "Cedry" (oczywiście po przewodniku i samym ppor. Byczkowskim), ale już pluton "Torpedy" na pewno nie wszedł do kanału zaraz po nim, bowiem z relacji Zygmunta Jędrzejewskiego i Tadeusza Stachowiaka wiemy, że szedł już pod sam koniec, za plutonem "Jędrasa", ale jeszcze przed oddziałem "Szczęsnego". Oczywiście jest jeszcze jedna możliwość. Autor mógł mieć na myśli obsługę trzech lkm-ów, wtedy miałby rację. Niemniej i tak pluton "Juliusz" nie wszedł do kanału za "Torpedą". Na samym końcu miał iść "Motyl" z gońcami. Istotna jest natomiast dla nas informacja o tych powstających odstępach i problematycznym zejściu. Potwierdzałoby to słowa "Jędrasa", który zwracał na to uwagę, i dawało kolejny argument za jak najwcześniejszą godziną wchodzenia do kanału. Ale zobaczmy, co jest dalej: Około godziny 1.30 żołnierze "Czaty" podnieśli właz i zaczęli wypełzać z kanału na plac Bankowy. Panowała cisza- Niemcy nie spodziewali się niczego. Z kanału wydostał się pluton ppor. "Cedry" i paru ludzi z plutonu "Torpedy". W pewnym momencie zaczęła się strzelanina. Być może któryś z powstańców zbyt pospiesznie otworzył ogień, być może któryś z Niemców zorientował się, że Polacy znajdują się na palcu. Przewaga hitlerowców dysponujących bronią maszynową była od razu przygniatająca. Ogień kaemów pokrył właz, uniemożliwiając powstańcom wydostanie się na plac. Niektórzy z tych, którzy znajdowali się już na placu, wskakiwali z powrotem do włazu- paru zostało przy tym rannych i zabitych. Wreszcie jeden z powstańców zasunął za sobą klapę, bojąc się, że hitlerowcy zaczną rzucać granaty. Przesądziło to o losie pozostałych na powierzchni, którzy- z wyjątkiem jednego- zginęli w nierównej walce. Znowu kilka uwag. Godzina wychodzenia na plac. Wydaje się to o jakieś pół godziny za późno, zwłaszcza w świetle listu Tadeusza Świątkowskiego "Borsuka" z 3. kompanii "Wkra" baonu "Łukasiński", którego adresatem był kpt. Tadeusz Dąbrowski "Prus". Dalej kwestia wychodzących. Owszem, wyszedł pluton "Cedry". Ale po nim nie mógł wyjść pluton "Torpedy". Obsada lkm-ów od "Torpedy" jak najbardziej, ale po nich wychodzili już ludzie "Jędrasa", na co mamy dowody w postaci jego wspomnień. Choć tutaj trzeba zwrócić uwagę na to, iż Robert Bielecki najprawdopodobniej zaczerpnął opis tej części z prac chociażby Adama Borkiewicza [Powstanie Warszawskie. Zarys działań natury militarnej, Warszawa 1964, s. 233] czy też Piotra Stachiewicza [Starówka 1944, Warszawa 1983, s. 290-291]. Ci jednak jako godzinę rozpoczęcia akcji podali 1 w nocy, z kolei Bielecki już 1:30. Skąd ta różnica w takim razie? Także kwestia z zamykaniem włazu jest dość niejednoznaczna jak dla mnie. Nie spotkałem się dotąd bowiem z relacją, wedle której na placu pozostał później jeszcze ktoś żywy, oczywiście pomijając postać Jana Pęczkowskiego "Kamińskiego". Wiemy, że jako ostatni zeszli "Sowa", "Marek" oraz "Łata". Czy był ktoś więcej? To pytanie pozostanie chyba już bez odpowiedzi. Na kolejnej stronie mamy opis (dość krótki) powrotu plutonu "Juliusz" na Starówkę i jego dalszych losów tej nocy. Problematyczna jest tylko kwestia, na jakiej zasadzie pluton zawrócił. Czy była to decyzja jego dowódcy, który nie wiedział jak iść dalej, czy jak sugeruje Piotr Stachiewicz [Starówka 1944, Warszawa 1983, s. 291], odbyło się to przez łącznika? Ale jeśli rolę w całej sprawie odegrał łącznik, to czemu "Motyl" bądź "Piotr", podjęli taką decyzję? -
Służba zdrowia w okupowanej Polsce
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Społeczeństwo i gospodarka
To ja jeszcze trochę na temat samej Warszawy. Przed wojną działały dwie placówki służby zdrowia. Pierwsza, Wydział Szpitalnictwa Miejskiego, kontrolowała łącznie 15 jednostek szpitalnych, mając do dyspozycji 6220 łóżek plus 400 w międzykomunalnym szpitalu psychiatrycznym w Choroszczy. Ogólnie podział wyglądał tak: Szpital Dzieciątka Jezus- 1050 łóżek Starozakonnych na Czystem- 1175 Przemienienia Pańskiego- 550 Św. Łazarza- 750 Św. Ducha- 380 Św. Rocha- 120 Karola i Marii- 130 Oftalmiczny- 85 Wolski- 450 Św. Stanisława- 600 Św. Jana Bożego- 370 Św. Józefa w Mieni- 90 Szpital w Otwocku- 240 Anny Mazowieckiej- 150 Św. Zofii- 90 Do tego placówki prywatne, które miały łącznie około 2 tys. łózek. Razem Warszawa przed wojną miała ponad 8 tys. łóżek. Wspominany WSM kontrolował dodatkowo Składnicę Materiałów Aptecznych, jedną szkołę dla położnych i dwie pielęgniarskie oraz Miejską Pomoc Lekarską. Druga ze wspominanych placówek, to Wydział Zdrowia Publicznego, połączony organizacyjnie z Wydziałem Opieki Społecznej. Posiadał on 10 ośrodków zdrowi, zajmował się także Miejskim Instytutem Higieny i Miejskimi Zakładami Sanitarnymi. Pierwszą placówką przed wojną i w trakcie kierował dr Konrad Orzechowski, drugą zaś dr Mikołaj Łącki. Podczas działań wojennych we wrześniu '39 całkowicie zniszczony został szpital Św. Ducha. Poważne uszkodzenia stały się udziałem szpitala Dzieciątka Jezus, Św. Łazarza oraz Przemienienia Pańskiego. Pozostałe doznały niewielkich w sumie uszkodzeń, które dało się sprawnie naprawić. Początkowo z ramienia Niemców służbą zdrowia w Warszawie niejako kierował prof. dr Richter. Alkoholik, który jednak nie przeszkadzał lekarzom polskim w ich pracy. Co innego jego następca, dr Schrempf. Lekarz administracyjny i oficer SS. Jak określił go Henryk Pawłowski, sadysta i człowiek nienormalny. Początkowo zwalniał pracowników szpitalnych, bez względu na pełnione funkcje, po szpitalach biegał z pistoletem, wrzeszczał, straszył ludzi, był szalenie drobiazgowy. Pomagał mu w tym volksdeutsch Strohal, asystent Zakładu Medycyny Sądowej. Równie okrutny był niejaki Piątkowski, były podchorąży WP. Zarządzał sprawami gospodarczymi. Nie rozstawał się z pistoletem, groził rozstrzelaniem, wymyślał pracownikom. Jednak po krótkim czasie rozchorował się i zmarł w jednym ze szpitali. PO zakończeniu walk zaczęto likwidować powstałe w trakcie oblężenia szpitale prowizoryczne. Pozostały jednie te najlepiej funkcjonujące: szpital Skarbowców przy Leszno 1 i Maltański. W listopadzie powstał szpital perzy Chocimskiej 5, z liczbą 400 łóżek. Z czasem do szpitalnictwa miejskiego włączono także placówki uniwersyteckie i szpital Ujazdowski. W okresie okupacji pojawiło się kilka kryzysów, związanych z likwidacją poszczególnych placówek. Zaczęło się od tworzenia getta. Szpital na Czystem, zakład położniczy św. Zofii i szpital Ewangelicki znalazły się w obrębie getta. Ten ostatni z czasem przeniesiono na Królewską. Jeszcze gorszy okazał się rok '41 i przygotowania do wojny. Niemcy zarekwirowali szpitale Św. Ducha, Skarbowców i Św. Łazarza. Kazano także opuścić szpital Przemienienia Pańskiego. Trzy duże szpitale trzeba było przenieść. Pierwszy czekała dwuetapowa przeprowadzka. Najpierw były sierociniec żydowski przy Jagiellońskiej i były dom akademicki żydowski przy Szerokiej, a w końcu trzy pawilony szpitala Ujazdowskiego. Drugi trafił na Chocimską, gdzie już urzędował szpital epidemiczny, zaś ostatni do gmachu opieki społecznej przy Leszno. Teraz małe zestawienie ilości łóżek, jakimi dysponowały szpitale warszawskie w trakcie okupacji: 1940/1941- 6200 1941/1942- 6290 1942/1943- 6130 Jak widać Warszawa względem okresu przed wrześniem '39 utraciła około 2 tys. łóżek. Jednak nie przeszkodziło to w zakładaniu nowych oddziałów. W 1942 roku na terenie szpitala Dzieciątka Jezus założono ośrodek krwi konserwowanej. Dzięki niemu udało się dostarczyć chorym około 1000 litrów krwi. Co ciekawa, Niemcy zainteresowani pracą tej placówki przysłali z Berlina swoich profesorów. W szpitalu Wolskim założono oddział gruźliczy dla młodzieży oraz ośrodek szkoleniowy. Całością kierował prof. Zeyland, wybitny fachowiec, zamordowany 5 sierpnia '44. W związku z zamknięciem studentom drogi do kontynuowania ich nauki, początkowo zostali oni skierowani do szpitali na stanowiska praktykantów. Dawało im to możliwość kontynuowania nauki, a także zabezpieczało przed łapankami, gdyż dostawali dowód pracy. Z czasem powstała legalna szkoła sanitarna prof. Zaorskiego oraz tajny Wydział Lekarski. Ci, którzy uczyli się w szkole prof. Zaorskiego, byli kierowani do wszystkich warszawskich placówek, celem odbycia praktyk. Z kolei uczących się na tajnym Wydziale Lekarskim, odbywali praktyki/szkolenia w drużynach sanitarnych OPL, które Niemcy uznawali. Powstała także dodatkowa szkoła pielęgniarska. Początkowo nielegalna, z czasem zalegalizowana. W '42 ze swojego stanowiska odszedł dr Schrempf. Jego dwaj kolejni następcy, dr Hagen i dr Janik byli już spokojni. Nie utrudniali pracy. Ogromną pracę wykonał także Wydział Opieki Społecznej i Zdrowia. Dzięki jego staraniom, nie doszło w Warszawie w czasie okupacji do epidemii. Więcej, liczba zachorowań na tyfus itp., nie przekroczyła poziomu z przedwojnia. A przecież miasto było w sporej części zniszczone, przez długi czas trzeba było radzić sobie z trupami na ulicach, wiele osób mieszkało w katastrofalnych warunkach. Powstały tzw. kolumny dezynfekcyjne, które reagowały na każdy jeden przypadek zachorowania na chorobę, która groziła epidemią. Odkażano mieszkania oraz kąpano mieszkańców. Komisje lekarsko-sanitarne badały stanu ulic, podwórek i domów, w razie potrzeby podejmując odpowiednie kroki mające na celu poprawę sytuacji. Dbano także o szczepienia. Niemcy obawiając się epidemii, nie robili trudności przy zdobywaniu ich. Ogromna w tym zasługa dra Łąckiego, który potrafił wykorzystać odpowiednio ten strach okupantów. Co ciekawe, po wojnie miało się ponoć okazać, że Warszawa pod kątem ilości przeprowadzonych szczepień, zajęła pierwsze miejsce na świecie. -
Handel w okupowanej Warszawie
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Społeczeństwo i gospodarka
Tutaj już co nieco na ten temat było: https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=6727 Handel w zasadzie można podzielić na ten legalny, czyli taki który Niemcy honorowali czy to poprzez swoje zarządzenia, czy to przez działalność Zarządu Miejskiego, jak i na ten czarno-rynkowy. Jak pisał Henryk Pawłowicz, w trakcie wojny do '43 pracujący w Zarządzie Miejskim na stanowisku zastępcy komisarycznego burmistrza (czyli de facto wiceprezydenta; ogólnie w Zarządzie pracował od '34, ciesząc się dużym zaufaniem prezydent Starzyńskiego), Warszawę wyżywili szmuglerzy. Wartość kaloryczna przydziałów kartkowych wyglądała katastrofalnie: 1939- 135 (ale to tylko za okres październik-grudzień, czyli tuż po zakończeniu działań wojennych) 1940- 735 1941- 670 1942- 575 1943- 591 (to za I kwartał) 1944- 697 (do czerwca) Za: Szarota T., Okupowanej Warszawy dzień powszedni, Warszawa 1988, s. 213. Z kolei pokrycie procentowe poszczególnych elementów wyglądało tak: rok/el.- białka/tłuszcze/węglowodany/kalorie 1940- 20,9/4,3/35,8/27,9 1941- 25,6/8,0/37,7/29,7 1942- 22,2/3,2/32,9/25,8 1943- 23,1/2,4/37,2/28,6 1944- 27,8/2,5/43,3/38,5 średnio- 23,9/4,1/37,3/30,1 Za: Tamże. Dokładnie 1 października '43 wprowadzono reformę systemu kartkowego, która zakładała zmianę w kategoriach podziału ludności (chodziło o przydziały odpowiednich wartości dla poszczególnych grup) i wzrost wartości kalorycznych towarów, które można było nabyć za te kartki. Ruch typowo polityczny, ale i gospodarczy. Niemcy zakładali, że w ten sposób uda im się odciągnąć ludność Warszawy od współpracy z podziemiem. Wobec tego wszystkiego, ogromnego znaczenia nabierał nielegalny handel. Wszelakiej maści bazary (tutaj zwłaszcza legendarny Kercelak i Wielopole) czy też handel uliczny pojedynczych sprzedawców. Niemcy oczywiście co jakiś czas robili różnego typu naloty. Niemniej nie należy tego traktować jako próby likwidacji tego zjawiska w podbitym kraju. Chodziło tutaj o pokaz siły, demonstrację sprawności działania i podtrzymanie niepewności ludności miasta. Choć trzeba przyznać, że ciężko tutaj o jakąś spójną linię władz niemieckich. Policja mając w ręku odpowiednie siły jednak nie podchodziła tak liberalnie do problemu. Niemniej zdawano sobie sprawę z tego, że handel legalny to jedynie przykrywka do potężnego handlu nielegalnego. Z czasem jednak Zarząd Miejski zaczął wydawać specjalne zaświadczenia, czy raczej uprawnienia przemysłowe. Było to w sporej części fikcyjne. Chodziło jedynie o pozorne uporządkowanie całości, tak aby Niemcy nie mieli do czego się przyczepić. Jednak nie raz bywało tak, że po ten papierek zgłaszali się ludzie, którzy z handlem nie mieli nic wspólnego, a wykorzystywali go jedynie jako formę zabezpieczenia przed łapanką. -
Wyrok śmierci w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej...
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Oddziały i organizacje
W przypadku "Ryżego" nie można zapominać jeszcze o sprawie Szweda i "Lasso". Co do tych słów. Teoretycznie powinny być wypowiadane, jednak nie zawsze była taka możliwość. Jeśli udało się skazanego złapać samego w jakimś pomieszczeniu czy też bramie, to jasne. Ale kiedy trzeba było szybko działać na ulicy, zwyczajnie mogło zabraknąć czasu. -
Ja bym prędzej dopatrywał się tutaj tej tak zwanej disneylandyzacji MPW...
-
Wyrok śmierci w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej...
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Oddziały i organizacje
I właśnie o tą czystą teorię mi chodzi. Jeśli była teorią, to musiała być jakoś usankcjonowana prawnie. A jeśli tak, to działania wykraczające za nią, są jakby nie patrzeć, naruszeniem tej teorii. To że kto miał broń, ten miał władzę, to jak dla mnie dość oczywiste. Ja wiem, że nie sprawiam wrażenia specjalnie inteligentnego, ale już bez przesady;) -
Jestem daleki od tak kategorycznego stwierdzenia, zwłaszcza że na razie sprawę znamy z jednego artykułu. Jeśli faktycznie muzeum ma swoje wytyczne, jeśli faktycznie od rozstrzygania o pomnikach nie jest dyrekcja MPW... to czemu nagle zwalać wszystko na dyrektora Ołdakowskiego? Wyraźnie zaznaczona została kwestia funduszy i to, że MPW nie jest od ich zbierania. Jasne, mógł zrobić coś więcej, ale już tak nie demonizujmy go.
-
Wyrok śmierci w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej...
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Oddziały i organizacje
Nie chodzi mi o praktykę, ale o teorię. Skoro PPP chciało działać w sposób absolutnie zgodny z prawem, i wymyśliła taką a nie inną procedurę, to konieczne wydaje się stworzenie furtki, umożliwiającej działanie w sytuacjach nagłych. Tylko jakoś bez sensu wydaje mi się, aby takie prawo miał mieć każdy d-ca. Wtedy bowiem cała ta procedura procedura, nie byłaby potrzebna. Jak już pisałem, rozkaz likwidacji bez zgody sądu mógł wydać d-ca Okręgu, plus zapewne d-ca KeDywu KG jak i poszczególnych Okręgów. Teraz pytanie, kto jeszcze? -
Wyrok śmierci w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej...
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Oddziały i organizacje
Właśnie, przez nich. Tylko czy to w świetle takich a nie innych procedur, nie było traktowane jak przestępstwo? Choć z drugiej strony, pytanie też, czy nie istniały jakieś wyjątki. Chociażby sprawa "Lasso", na którego wyrok wydał "Monter", przekazując go "Andrzejowi" z poleceniem wykonania natychmiastowej likwidacji i wniesienia do sądu wniosku o jej zatwierdzenie. Ale tutaj podobno jako d-ca Okręgu "Monter" miał do tego pełne prawo. Jednak to tylko w sytuacjach, kiedy istniało poważne zagrożenie dla organizacji, którym "Lasso" bez wątpienia był. Podobne uprawnienia miał także dr Rybicki, jako szef KeDywu OW AK (skorzystał ponoć tylko raz). Można, ale to jedynie na podstawie dokumentów, które dotrwały do naszych czasów. Z tego powodu takie statystyki mogłyby być cokolwiek mylące. Nie wiemy bowiem, jak bardzo zmieniłyby obraz dokumenty, które uległy zniszczeniu (chociażby podczas Powstania). Ja przynajmniej nie spotkałem się z takimi danymi. -
Zapewne tego Rzymskiego;) Pierwotnie temat był w dziale "Starożytny Rzym", skąd przeniosłem go. Tyle w temacie wyjaśnień.
-
Czegoś takiego nie spodziewałem się: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190..._Powstania.html
-
Wyrok śmierci w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej...
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Oddziały i organizacje
Od strony formalnej. Wszystko zaczynało się od złożenia odpowiedniego zawiadomienia, czy to przez Kontrwywiad, przez d-cę KeDywu, czy też przez szefów różnych placówek, do inspektorów. Kiedy ilość dowodów była wystarczająca do kontynuowania sprawy, przesyłano całość do prokuratora. Ten mógł albo umorzyć sprawę, albo wnieść akt oskarżenia, bądź też zgłosić autorowi doniesienia/wywiadowi prośbę o uzupełnienie materiału, o dodatkowe rozpracowanie itp. Następnie sprawa mogła trafić już na wokandę. Tam nie było ani prokuratora, ani sędziego, tylko trzyosobowy skład orzekający (przedwojenny sędzia Sądu Okręgowego plus dwóch sędziów audytorów). Ci mogli wydać jeden z trzech wyroków: skazujący (kara śmierci), uniewinniający bądź odraczający kontynuowanie sprawy do czasu zakończenia wojny. Następnie wyrok trafiał do Komendanta Okręgu, który albo wyrok akceptował, i przekazywał grupie likwidacyjnej, albo odrzucał, z tym że wtedy sprawa trafiała do innego składu orzekającego, którego wyrok był ostateczny. Czy byli stali wykonawcy? Zależy co rozumiemy pod tym terminem. Były grupy, które specjalizowały się w takich zadaniach, niemniej wszystko zależało od potrzeb i sytuacji. Tak trochę per analogiam. Sprawa zamachu na Koppego. Ponieważ krakowski KeDyw nie był w stanie akcji zorganizować, skierowano do niego grupę z Warszawy. I tutaj było zapewne podobnie. Jeśli jedna grupa z jakiegoś powodu nie mogła zrealizować wyroku, dostawała go do wykonania inna. Zawsze tez można było zgłosić sprawę d-cy oddziału partyzanckiego. A czy były akcje nieudane? Jasne, że tak. Wynikało to z różnych względów. Skazany mógł uciec przed akcją, mogło się okazać, że wykonanie wyroku z jakichś względów jest niemożliwe, w trakcie grupa likwidacyjna mogła zostać zmuszona do wycofania się... Tutaj jest co nieco: http://www.edukacjaprawnicza.pl/index.php?...id=8&id=602 -
Małe uzupełnienie biogramów Zdzisław Zołocińskiego "Piotra" i Stanisława Zołocińskiego "Domana". Pierwszy, jak napisał Grzegorz, zmarł po wojnie w wyniku odnowienia się ran z okresu Powstania. Chodziło o odłamki, a właściwie ich pozostałości w głowie po eksplozji pocisku. Pochowany na Powązkach Wojskowych, w kwaterze 24A-11-5. Z kolei "Doman" został pochowany w kwaterze 24A-11.
-
Batalion "Czata 49" - galeria zdjęć
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
A tutaj przedpowstańcze zdjęcie por. Zdzisława Zołocińskiego "Piotra" (na pierwszym planie): http://img.audiovis.nac.gov.pl/PIC/PIC_37-1417-1.jpg Wiosna-lato 1944 roku, żołnierze "Kompanii Warszawskiej" 27. DP AK po wyjściu z kościoła w nieznanej miejscowości.