Albinos
Przyjaciel-
Zawartość
13,574 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Albinos
-
Nie zawsze. Jeśli ktoś interesuje się jakimś tematem, a w swoim kraju ma dostęp jedynie do niewielkiej ilości opracowań/źródeł, jest niejako zmuszony kontynuować zgłębianie tematu przez inwestowanie w książki sprowadzane zza granicy. Jasne, można temat porzucić, ale to dla wielu takie łatwe nie jest;) Więc chcąc nie chcąc, trzeba się przerzucić na zagraniczne wydawnictwa. Sam zazwyczaj na jakieś straszne braki w źródłach narzekać nie mogę (choć jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, źródeł nigdy za mało). Sporo problemów sprawiają wspomnienia. Na poziomie działań pojedynczych oddziałów (co mnie pociąga w stopniu szczególnym) odgrywają one sporą rolę. Trzeba jednak przy nich brać poprawkę na różnego typu błędy autorów (coś umknie, coś chce się zatrzeć czy zmienić celowo, czasem pomieszają się wydarzenia i postaci). Do tego dokumenty. Jeśli przetrwały do naszych czasów, zdarza się, iż są lekko zniszczone, przez co odczytanie pewnych informacji jest niemożliwe. Czasem zawierają błędne dane (powody mogą być różne). Pomocne bywają zdjęcia. Tutaj też jednak dysponujemy różnymi zasobami. Niektóre oddziały mogą układać ze zdjęć całe albumy, inne co najwyżej wydać 3-4 pocztówki. W końcu poza źródłami, podejście autora do tematu okupacji i Powstania. Ze względu na stosunkową bliskość wydarzeń, na obecność świadków tamtych dni wśród nas, z którymi można samemu porozmawiać, na widoczne ciągle ślady, czasem trudno utrzymać chłodny stosunek do zgłębianej tematyki. Emocje jak wiadomo nie są najlepszym sprzymierzeńcem w tego typu "zabawach". Sam nieraz łapię się na tym, że mam zbyt emocjonalne podejście do pewnych spraw, na siłę staram się szukać wyjaśnień, które moich bohaterów stawiałyby w jak najkorzystniejszym świetle. Z czasem przychodzi otrzeźwienie, ale to niebezpieczeństwo ciągle gdzieś tam tkwi. Wydaje się jednak, że to ogólnie może być problem dla osób, które badają życiorys jakiejś postaci i z czasem zaczynają się z nią na swój sposób zaprzyjaźniać (jak by to dziwnie nie brzmiało). Wówczas ciężko może być o obiektywną ocenę (o ile coś takiego jest w ogóle możliwe).
-
Z tym "najczęściej" nie byłbym taki pewien. Jasne, część jest zapewne dla przeciętnego amatora historii niedostępna z tych czy innych powodów, ale są takie, które może sam odkrywać nawet taki amator historii, niekoniecznie mający większe doświadczenie czy nawet wykształcenie w zawodzie historyka. Sam znacznie bardziej wolę zajmować się tematami, które są ledwie zaznaczane w różnych opracowaniach (co nie znaczy, że nie lubię poczytać o czymś, co doczekało się masy opracowań i źródeł, vide historia Warszawy czy twórczość Wyspiańskiego). Tyczy się to szczególnie mojego "oczka w głowie", czyli historii okupowanej i powstańczej Warszawy. Niby w każdym opracowaniu nt. konspiracji warszawskiej pojawia się nazwisko Wiwatowski (może w prawie każdej), ale coś ponad samo nazwisko i funkcję w strukturach AK? Ano nie bardzo. Dlatego też od ponad roku zbieram wszelkie możliwe informacje na jego temat, wygrzebując je po kawałku z dokumentów KeDywu OW AK, Archiwum UW, wspomnień jego towarzyszy broni czy ludzi, którzy mieli z nim do czynienia poza konspiracją. Temat w źródłach istnieje, ale w opracowaniach już nie za bardzo (nie liczę biogramu autorstwa dra Kunerta i tego, który ukazał się w zbiorze dokumentów OD "A", gdyż te są dość ogólne, ograniczając się do daty i miejsca urodzenia, pełnionych funkcji, odznaczeń i śmierci, z czego drugi w zasadzie powiela informacje z pierwszego a źródła, które mogą nam pomóc, zawierają masę innych informacji). Losy baonu "Czata 49" w Powstaniu. Owszem, porusza się je w zasadzie w każdej publikacji, która omawia walki na szlaku "Radosława". Ale już jak dokładnie przebiegał desant kanałowy, kim byli ludzie służący w oddziale, jak zmieniała się jego liczebność... tego w zasadzie brak. A źródeł, które trzeba zbierać z różnych miejsc i składać kawałek po kawałku, także jest masa. Wydarzenia na Stawkach 11 sierpnia w kontekście oddziału wolskiego Kolegium "A". Drobne wzmianki, które same w sobie, każda po kolei, nie mogą stanowić rozwiązania tematu. A jednak jak zbiera się je razem, nabierają sensu. To tylko pojedyncze przykłady z mojego podwórka. Niejednokrotnie materiały są, tylko leżą gdzieś zapomniane, między stosami innych, dla większości ciekawszych rzeczy. Problem polega na tym, aby dotrzeć do nich i układać krok po kroku, aż nabiorą sensownego kształtu. Zapewne im dalej od dzisiejszych czasów tym trudniej o takowe sytuacje, ale mimo wszystko nie pisałbym "najczęściej". Stwierdzenie, jak często takie sytuacje mają miejsce, jest w zasadzie niemożliwe do obronienia. Jedyne czym dysponujemy, to przykłady będące zaledwie kroplą w morzu (jak nie oceanie). A ciężko na podstawie tego budować ogólniejsze opinie.
-
Vis wz.35 czy Colt M1911 ??
Albinos odpowiedział kamikadze → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Nieśmiało przypominam, że zwracanie uwagi innym userom na pisownię, jest zadaniem ekipy moderującej i administracji. Regulamin jasno to precyzuje. Co więcej, ten sam regulamin wprowadza zakaz wysuwania takowych uwag przez userów nie pełniących żadnej z dwóch z wcześniej wymienionych funkcji. Dlatego bardzo bym prosił, aby nawet w trosce o poprawną pisownię naszych młodszych użytkowników, nie łamać regulaminu. Posty nie na temat wyleciały, ostatni post Tankfana okroiłem do tego co na temat. Proszę nie kontynuować offa. Wszelkie uwagi jak zawsze na PW. -
Jedna z kilku prób "Lasso", które podejmował celem wywarcia jak najlepszego wrażenia na swoich zwierzchnikach. Podobnie relacjonował spotkania z "Lasso" dr Rybicki. Za każdy razem Tabęcki starał się przekonać "Andrzeja", że Szwed zasługuje na łaskę i powinien dostać możliwość zmazania swoich win. Sprawa wyjątkowo podejrzana. Pod wpływem wyznań współpracownika Kripo tak doświadczony konspirator, jakim bez wątpienia był "Lasso", postanawia narazić swojego szefa na spotkanie z nim? Jeszcze gwoli ścisłości, namiary źródłowe na powyższy list: Witkowski H., "Kedyw" Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-1944, Warszawa 1984, s. 402-403; Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1944, pod red. Rybicka H., Warszawa 2009, s. 195-196; AAN, sygn. 203/X-62, k. 6, 6a; Archiwum Józefa Rybickiego.
-
Drogi Lu Tzy, ależ ja nie prowokuję, jedynie zachęcam do wyrażenia swojej opinii:) Kłócić się nie mam zamiaru, gdyż moje zdolności oceny umiejętności wokalnych kogokolwiek ograniczają się do wyłapania fałszu tak wyraźnego, jak słonko na czystym, całkowicie bezchmurnym niebie. Jeśli tego fałszu nie wyłapuję, a wykonawca wkłada w utwór swoje własne emocje, warstwa muzyczna odpowiada mojemu gustowi a sam tekst mi się podoba, to już mi to wystarczy. Ocenę wartości technicznych itd. zostawiam specjalistom, którzy zęby zjedli na tym. I wsio. Inna rzecz, że tych specjalistów zazwyczaj nie słucham.
-
Ależ nikt Ci nie broni napisać tego, zwłaszcza że mamy odrębny temat o JR: https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=8304
-
Cóż poradzić, ja go wręcz uwielbiam:) Za to co zrobił przy Królowej Nocy inaczej nie mogę do niego podchodzić... aż sobie posłucham.
-
Oj tak Qrosavo, utwór cudowny, ale osobiście wolę wykonanie Janusza Radka : Coś absolutnie niesamowitego... A przed chwilą, tak dla równowagi, relaksowałem się przy twórczości Claude'a Debussy'ego...
-
Dwanaście odcinków to tylko dwie pierwsze serie, całość zamyka się w dwudziestu pięciu. I choć te dwie pierwsze są chyba jednak ciekawsze i lepiej zrobione niż dwie pozostałe, tym niemniej warto zobaczyć całość. Jak zrobić z dobrego filmu produkcję zaledwie średnią pokazali twórcy Gothici, Mathieu Kassovitza. Historia młodej pani psycholog (Halle Berry), która w dość niejasnych okolicznościach pewnego dnia sama trafi do zakładu w roli pacjentki. Do pewnego momentu wszystko układa się w obraz dobrze nakręconego filmu grozy. Jednak gdy akcja nabiera tempa można odnieść wrażenie, że scenarzysta i reżyser nie do końca wiedzieli, jak widzowi podać rozwiązanie w sposób, który nie byłby zbyt oczywisty. Do tego kilka nierozwiązanych wątków, nie mówiąc o zakończeniu, które albo miało stanowić swego rodzaju furtkę do kontynuacji, albo mocne zakończenie (jeśli tak, to w moim przypadku kompletnie nie zadziałało), albo już sam nie wiem co. Tak czy inaczej, zatracono spory potencjał historii, która mogła się podobać. Jest to tym bardziej bolesne, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż obsada była jak na taką produkcję całkiem niezła (poza wspomnianą Halle Berry jeszcze Robert Downey Jr., Penelope Cruz i Bernard Hill). Tak na wieczór do obejrzenia, jak najbardziej można polecić, ale nic poza tym. Aaa, byłbym zapomniał. Jeśli ktoś kojarzy , informuję iż zalinkowany kawałek pochodzi właśnie z tegoż filmu:)
-
Kilku moim półkom grozi coś podobnego, dlatego jestem zmuszony myśleć o przetransportowaniu ich w inne miejsce. Ogólnie wzorem dla mnie w tych sprawach jest jeden z moich profesorów. Półki ma w całym mieszkaniu. I to dosłownie. Od kilku(-nastu) w pokojach, przez przedpokoje po łazienkę (sic!). Raz na jakiś czas chwali się nowym rodzajem półki, który udało mu się wymyślić.
-
Nie no, jakbym miał wystarczająco dużo miejsca, to pewnie bym nad większym luzem pomyślał (choć też nie lubię, jak książki są w takim ścisku, że ledwo dają się wyjmować, staram się unikać takich sytuacji za wszelką cenę), a tak... przynajmniej jest moim książkom ciepło, jak tak stoją blisko siebie;)
-
Zdecydowanie rozmiarowe, tematyczne w mniejszym stopniu, zależy od możliwości. Ogólnie chodzi o to, aby wszystkie książki w miarę sensownie poupychać (dlatego wykorzystuję najmniejszą możliwą wolną przestrzeń na półkach). Odnajdywać odnajduję się w tym świetnie. Po jakimś czasie korzystania z danej książki, wyjmowania i wkładania ją na miejsce człowiek w końcu zapamiętuje, gdzie powinien jej szukać następnym razem. Wynika to też zapewne z mojego wrodzonego lenistwa. Jakbym miał sobie coś uporządkować wedle jakiejś listy tudzież katalogu, najpewniej zwariowałbym a robotę przerwał po pół godzinie z jeszcze większym bałaganem, niż mam teraz. A tak nawet to, co trzymam w drugim mieszkaniu i z czego korzystam nadzwyczaj rzadko, jestem w stanie odnaleźć bez większego kłopotu, gdy tam jestem. Podejrzewam jednak, że niedługo będę zmuszony część zbiorów, które trzymam przy sobie, powywozić do drugiego "magazynu", bo jeszcze trochę i zginę w tych książkach, kserówkach, czasopismach...
-
Na początku Powstania Kolegium "A" miało w swoim posiadaniu m.in. dwa samochody ciężarowe. Jeden z nich prowadzili we dwóch Antoni Wojciechowski "Antek" (ranny w nogę) i Krzysztof Sobieszczański "Kolumb" (ranny w rękę). Jeden kierował, drugi zajmował się pedałami. Ale wracając do rzeczy. Orientuje się może ktoś, co to były za pojazdy?
-
To "M" to od "Mazowiecka". Poza tym, że walczył w 4. dac, był d-cą plutonu i dostał rzekomo VM V kl. nie wiem za wiele. Stopień ppor. został mu nadany zgodnie z rozkazem nr 81 z dn. 1 maja '43 roku. Z kolei do stopnia por. awansowano go pośmiertnie zgodnie z rozkazem nr 319 z '45. Co do pierwszego awansu, jak wrócę do domu sprawdzę kto podpisał dokument z awansem. EDIT Zgodnie z obietnicą. Dokument podpisał "Marek" (NN), szef sztabu.
-
Spora część historyków czy też osób zainteresowanych historią, ma bardzo często swoje historyczne oczko w głowie. Temat, na zgłębianie którego poświęcają zdecydowanie najwięcej czasu. Są to niejednokrotnie zagadnienia bardzo wąskie, szerzej znane niewielu osobom. Macie taki swój jeden, wąski temat, o którym czytacie w każdej możliwej sytuacji? Jedna postać, kampania, jednostka wojskowa? A może coś jeszcze innego?
-
Przekonanie o sukcesie to podstawa, tak więc za lat kilka (-naście, ale to w najgorszym wypadku), zgłoszę się po autograf w pierwszej książce:)
-
Miło widzieć, że ktoś czyta ten temat:) Co do meritum. We wrześniu '39 nie bardzo miałby możliwość zakończyć szkolenie, bez względu na okoliczności. Kursy w MSPRA trwały tak mniej więcej do czerwca, wtedy przynajmniej datowane są awanse na tyt. plut. Tak czy inaczej, Tadeusz Wiwatowski kończył pierwszy kurs, czyli 1937/38. Awans na bombardiera 21 grudnia 1937, na tyt. kpr. 3 maja 1938 a na tyt. plut. 29 czerwca 1938 roku. W trakcie kursu, który z oceną "zdb" ("zupełnie dobra", wyżej tylko "bdb") ukończył na 9 lokacie na 78 (w jego grupie ocenę "bdb" otrzymało pierwszych siedmiu żołnierzy, T. Wiwatowski był drugi jeśli chodzi o "zdb", którą to ocenę otrzymało ogółem w jego baterii 19 pchor.), przydzielony był do 4. baterii szkolnej (każda bateria to około 70-80 żołnierzy, każdy kurs to cztery baterie). Zgodnie z Nr. Dz. Rozkazów 171/38 został odznaczony Odznaką Pamiątkową Szkoły nr 244. Zastanawiająca w świetle tychże informacji jest sprawa jego pobytu w sanatorium w Zakopanem. Teoretycznie od października '37 powinien zaczynać piąty rok studiów. Zaczął je jednak dopiero w październiku roku następnego. Dotąd wydawało mi się, że w Zakopanem był w roku '38. Gdyby tak było, mógł tam ze względu na kurs w MSPRA przebywać jedynie od lipca do września, czyli trzy miesiące. Miesiące, które nie są wpisane w kalendarz akademicki. I tutaj pytanie, kiedy był w tym sanatorium?
-
Dzisiaj o 11:30 w Kościele Garnizonowym na Długiej rozpoczęła się msza św. w intencji płka Zbigniewa Dębskiego. Po mszy trumna z ciałem zostanie przewieziona na Cmentarz Wojskowy na Powązkach.
-
Powstanie Warszawskie w sztuce i kulturze
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Jeszcze przed koncertem powinniśmy dostać oficjalny teledysk, tak jak do "40:1". Z tego co wiem, na razie całość jest na etapie zbierania chętnych do udziału (GRH). Swoją rolę ma dostać Paweł Małaszyński. -
W przerwach między historią ONRu a sporem komunistów o sens czeskich dziejów: Zarzycki P., 8. Pułk Artylerii Ciężkiej, Pruszków 2000, ss. 48; Łukasiak J., Mazowiecka Szkoła Podchorążych Rezerwy Artylerii im. gen. Józefa Bema, Pruszków 1999, ss. 78. Obie pozycje pod kątem losów T. Wiwatowskiego.
-
Tak jak w temacie. Pod wpływem rozmowy z Andrea$ uznałem, ze warto omówić tą kwestię. Kto według Was był w okresie II WŚ większym zagrożeniem dla Polski. Zacznę od ostatniej wypowiedzi z tematu o Barbarossie. Przypomnij sobie co robili Niemcy zaraz po wkroczeniu do Polski. Zamordowano wówczas wielu księży, lekarzy, profesorów i innych przedstawicieli inteligencji. Obozy koncentracyjne, łapanki, pacyfikacje całych wsi, wywożenie majątków do Niemiec, wywożenie Polaków na roboty do Niemiec. Rosjanie jako sojusznik USA i Wlk. Brytanii musieli chociaż zachować pozory co już dawało nam szanse na przeżycie jako naród.
-
Powstanie Warszawskie w sztuce i kulturze
Albinos odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Sabaton już udostępnił nowy kawałek poświęcony Powstaniu Warszawskiemu: Uprising. -
Fakt, mój błąd, dzięki za poprawienie;) Faktycznie, taki motyw pojawia się w historiografii. Sprawa dość ciekawa. Na pewno taką postawę zarzucał "Radosławowi" dr Rybicki. I jakby nie patrzeć, faktycznie przez początkowe miesiące '45 płk Mazurkiewicz chciał walczyć z komunistami. Wiązało się to głównie ze sprawą udania się gen. Okulickiego na "zaproszenie" na rozmowy z gen. Iwanowem. Proponował "Radosław", aby Okulicki udał się na miejsce w obstawie, choć dyskretnej. Ten jednak odmówił. Po jakimś czasie "Radosław" dowiedział się o aresztowaniu Okulickiego. Od tego momentu najprawdopodobniej zrezygnował z prowadzenia dalszej walki, a już na pewno nie miał zamiaru prowadzić jej na śmierć i życie. Patrząc na ocenę działalności "Radosława" od początku wojny, widać że co jakiś czas pojawiają się wobec niego zarzuty, różnego typu. A to, że w bazie "Romek" działał wbrew Krajowi, a to, że zależało mu jedynie na jego organizacji (czyt. TOW), a to, że w trakcie Powstania niepotrzebnie wykrwawiał doborowe oddziały swojego zgrupowania na Woli kłócąc się z "Wachnowskim", a to, że odszedł z Czerniakowa, zostawiając część żołnierzy, a to, że podjął współpracę z komunistami itd. Zazwyczaj zarzuty opierają się na części prawdy, odsuwając na bok niewygodne dla istnienia takich a nie innych tez fakty. Co do powojennej działalności płka Mazurkiewicza, dobrze oddała pierwsze lata dr Joanna Wawrzyniak [ZBoWiD i pamięć drugiej wojny światowej 1949-1969, Warszawa 2009, s. 85-87]: Jego biografia ["Radosława"- A.] jest powszechnie znana: legionista, przedwojenny wojskowy, przez jakiś czas oficer "dwójki", podczas wojny najpierw zastępca, następnie dowódca Kedywu KG AK, jeden z najmężniejszych dowódców powstania warszawskiego, o którego osobistej odwadze krążyły legendy; później komendant Obszaru Centralnego Delegatury Sił Zbrojnych.. Nie związał się jednak z podziemiem antykomunistycznym. Po krótkim aresztowaniu w sierpniu 1945 roku podjął decyzję o wyprowadzeniu podległych sobie ludzi z konspiracji, działając w oficjalnych strukturach komisji likwidacyjnej do spraw Armii Krajowej. Wydaje się, że kontakt z ludźmi w komisji likwidacyjnej i podczas ekshumacji dały Mazurkiewiczowi wgląd w rozmiar tragedii i spustoszeń końca wojny. Uważał, że dalsza walka nie ma sensu, że znalazł się w matni. Kierował się natomiast poczuciem obowiązku wobec zmarłych i pozostałych przy życiu podkomendnych, tak przynajmniej sam o tym w lakoniczny sposób, mówił w kilka lat później w śledztwie: "w konspiracji dowodziłem większym zgrupowaniem ludzkim [...], uważałem za swój obowiązek jako akowiec opiekować się akowcami ujawnionymi". Jednym z jego pierwszych działań, niemal równoległych do starań o postawienie pomnika Gloria Victis na Powązkach, była budowa ochronki dla dzieci- sierot po powstańcach. Otwarty na Żoliborzu przy współudziale "Caritasu" sierociniec, prowadzony przez księdza Zygmunta Trószyńskiego (kapelana powstańczego Żoliborza), nazwano imieniem Stefana Roweckiego "Grota". Mazurkiewicz wystosował również memoriały do różnych organów państwowych w sprawie uwięzionych akowców, weryfikacji stopni oficerskich, zaopatrzenia dla wdów i sierot po poległych, stypendiów na naukę, organizacji warsztatów pracy. Równolegle zabiegał o grupową reprezentację interesów akowskich. Początkowo chciał założyć związek byłych żołnierzy AK. Zakładał nawet, że uda się z niego utworzyć partię polityczną. Jego inicjatywy zostały szybko utrącone przez przedstawicieli władzy, którzy obecność AK tolerować chcieli jedynie w utworzonym w 1945 roku Związku Uczestników Walki Zbrojnej o Niepodległość i Demokrację. "Radosław" zmodyfikował więc swoją strategię: nakłaniał akowców do wstępowania do ZUWZoNiD, wojska i innych struktur nowego państwa. Wieloletni współpracownik Mazurkiewicza w następujący sposób rekonstruuje jego motywacje: "z tego, co się orientuję, to była inicjatywa Szefa, żeby wstępować do partii, do milicji, do wojska, żeby po prostu chronić się [...], bo wszystkich nas przecież nie wyrzucą". Sam Mazurkiewicz twierdził: "stałem na stanowisku celowości grupowego wejścia do Związku, gdyż w tym wypadku dawało to możność uzyskania odpowiedniej liczby miejsc w zarządach [terenowych ZUWZoNiD], a tym samym obrony interesów środowiska ujawnionego w ramach Związku". Jego działania nie umknęły jednak najwyższym przedstawicielom władz partyjnych. Zachowała się następująca, zaprotokołowana decyzja Biura Politycznego KC PPR: "wobec tego, że "Radosław" przedostał się do Związku Uczestników Walki Zbrojnej, ustalono, że nie należy go dopuścić do żadnych władz w tym Związku, o czym należy mu wręcz powiedzieć". Dramatyczne konsekwencje wyborów "Radosława" i fiasko prób legalnego funkcjonowania w strukturach nowego państwa ujawniły się po kilku latach: aresztowano część ujawnionych przez niego ludzi, a następnie (w 1949 roku) on sam został ponownie uwięziony.
-
Prezydencki samolot rozbił się w Smoleńsku na pokładzie był Lech Kaczyński
Albinos odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Biografie
Chyba warto wspomnieć o tym: http://www.wp.mil.pl/pl/artykul/9089 -
Jak się okazuje stwierdzenie, iż po "Olszynie" nie zostało nam za wiele, jest nie do końca prawdziwe. Oczywiście, śladów jego dzieł brak, mamy jedynie dziennik bojowy Kolegium "A", jednak trudno uznać to za przejaw wielkiego talentu T. Wiwatowskiego w dziedzinie literatury polskiej. Jest za to coś, co samym swoim istnieniem i tym, że służy kolejnym pokoleniom naszych polonistów, może stanowić swoisty pomnik pamięci d-cy OD "A". Chodzi o Korbutianum. A cóż to, można by spytać. W 1917 r. [tak S. Kieniewicz] w Towarzystwie Naukowym Warszawskim powstaje Gabinet Filologiczny. Jego założycielem i kierownikiem był sam Gabriel Korbut, jeden z najwybitniejszych znawców historii literatury polskiej w dziejach. Jego to zbiory stały się podstawą do stworzenia tegoż Gabinetu Filologicznego, z czasem nazwanego Korbutianum. Pracownia była przeznaczona głównie dla zaawansowanych badaczy literatury. Około 1930 r. dzienna frekwencja osób odwiedzających i korzystających ze zbiorów, wynosiła 10 osób. Do 1936 r. zbiory znajdowały się w gmachu Pałacu Staszica, niedaleko Uniwersytetu Warszawskiego. Ze względu na brak miejsca na nowe pozycje, postanowiono przenieść całość do Pałacu Potockich (naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego). Tam dostali, jak pisał prof. Krzyżanowski [Z dziejów podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego, red. C. Wycech, Warszawa 1961, s. 116] "trzy ciemne pokoje". W trakcie przeprowadzki w wieku 73 lat zmarł Gabriel Korbut. Z ramienia TNW kontrolę nad Korbutianum przejął prof. Julian Krzyżanowski. Opiekę powierzył dwóm osobom. Pierwsza z nich, to pracownik Biblioteki Narodowej, zamordowany przez Niemców w trakcie okupacji, Zygmunt Mann. Druga, to właśnie Tadeusz Wiwatowski (choć to jego, jako pierwszego, profesor Krzyżanowski wymienia w swoich wspomnieniach). W 1938 r. zbiory liczyły blisko 4000 pozycji, 800 książek podręcznych i około 3000 odbitek. Wszystko to zostało zinwentaryzowane, skatalogowane i uporządkowane przez zespół, kierowany przez prof. Krzyżanowskiego, którego "Olszyna" był ważnym elementem. W trakcie okupacji odbywały się tam czasem zajęcia. Jeden z niewielu opisów temu poświęconych zostawił nam Tadeusz Borowski, po wojnie pracownik Korbutianum [Profesorowie i studenci]: W Gabinecie Korbuta na Krakowskim Przedmieściu naówczas pełnym książek, a dziś świecącym wypalonymi murami, odbywały się wykłady z bibliografii. Profesor [mowa o Tadeuszu Mikulskim- A.] był bardzo młody i mówiąc rumienił się jak panna. Wyciągał dla nas inkunabuły średniowieczne, oprawne w obszyte skórą deski, objaśniał ówczesną technikę wyrobu papieru i proces tworzenia książki. Seminarium było na parterze, a okno wychodziło na podwórze, z ulicy zaś nie docierał do sali żaden odgłos poprzez grube ściany starego pałacu. Toteż można było w tej sali pełnej starych książek i przesiąkniętej specyficznym zapachem biblioteki odpocząć zapomniawszy o ulicy, żandarmach i szpiclach, a także o domu, który był magazynem rozmaitych przedmiotów bardzo użytecznych w życiu konspiracyjnym. Czy w podobnych warunkach swoje zajęcia prowadził Tadeusz Wiwatowski? Można jedyne gdybać. Zasady, takiej powszechnie przyjętej, dla prowadzenia tajnych kompletów, nie było. Co prawda większość wykładowców chodziło kolejno do swoich uczniów, z zajęć na zajęcia zmieniając lokal, ale zawsze były lokale wcześniej (tj. przed wojną) użytkowane do tych celów, można też było w swoich prywatnych domach przyjmować studentów, jak czynił prof. Krzyżanowski. Zajęcia prowadził bądź to w swojej willi, bądź też w mieszkaniu w domu profesorów na Brzozowej. Tadeusz Wiwatowski do wyboru, poza Korbutianum i mieszkaniami studentów, miał jeszcze swój lokal na Białobrzeskiej 39. Pytanie, czy aby na Wroniej 59, gdzie mieszkał przed wojną, nie prowadził zajęć? A może przekazał lokal na potrzeby TOW a później KeDywu OW AK? Wątek na pewno ciekawy, ale wydaje się być bez szans na rozwiązanie. Wracając jeszcze do Korbutianum. Z czasem zainteresował się nim komisarz biblioteczny, który zamknął a w końcu przeniósł zbiory na Rakowiecką. Straty całości wyniosły około 1/3. To co ocalało, trafiło wpierw na UW a potem do Pałacu Staszica (z powrotem), gdzie weszło w skład Biblioteki Instytutu Badań Literackich PAN. Przypominam nieśmiało o mojej prośbie