
fraszka
-
Zawartość
455 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Posty dodane przez fraszka
-
-
Furiuszu - 14 lat to fakt ciut mało na autostop, chyba że z rodzicami, ja swoim dzieciom, mniej więcej w tym samym wieku obiecałam już rok temu autostop właśnie w Norwegii, ale jakoś nie umiałam się przełamać, nawet pomimo cen. Może w tym roku mi się uda:)
Gregsky - Oslo mam zdeptane, podobał mi się Fram, te światła jak zorza, cudne to było. Kon Tiki też fajne, jak czytałam kiedyś książkę, to jakoś ciut inaczej sobie wyobrażałam tratwę Thora Heyerdahla. Muncha muzeum takie sobie, szukałam Krzyku, ale nie było. Później mi się przypomniało, co się stało z obrazem. Generalnie wg mnie facet miał problemy z przetwarzaniem obrazu i stąd takie dziwne linie. W depresję nie wpadłam.
Za to pisząc ciekawie o Stavenger sprawiłeś Gregsky, że chyba tam pojedziemy. Nabrałam ochoty.
Miałabym jeszcze jedno pytanie, czy wiesz gdzie są wodospady? Koleżanka była, z wycieczką - widziałam zdjęcia i mnie zachwyciły. Ale Ona nie wie gdzie w Norwegii to było, tyle że jechali tam z Oslo (więc nie bardzo daleko). Pytałam tubylców, nawet mnie zawieźli gdzieś w okolice Lillehamer, ale to była zapora, czy coś. A ja bym chciała widzieć te wodospady.
Jakbyś płynął na Morze Północne w lipcu daj znać, pomacham Ci z brzegu
-
Gregsky - nie zobaczyłam tego forum o turystyce, chyba czas na okulary:) Jeśli mogę prosić pana administratora o przeniesienie wątku, będę wdzięczna:)
Bilet na tramwaj w Oslo wynosi dla dorosłego 25 zł (50 koron). Za autobus (ichni PKS), ok 20 km drogi - za 2 bilety dziecięce i 1 dla mnie, w 2 strony dałam 120 zł. Więc komunikacja publiczna odpada. To nie jest na naszą kieszeń. Mam tam kilkoro znajomych z samochodami i będę żerowała na ich dobrym sercu. Inaczej się nie da.
Napisz proszę wersję dla zmotoryzowanej:) Tylko proszę, nie daleka północ, bo nie dojadę tam. Narvik jest za kołem polarnym. Mnie interesuje okolica od Sandefjord, na południowy zachód. Nad Morzem Północnym. Może uda mi się dojechać do Stavanger, lubię muzea nawet dziwaczne, może być i ropy naftowej.
Tyberiuszu, nie wiem ile dokładnie masz lat, ja miałam 18 jak jeździłam na kolonie jako wychowawczyni, zarabiałam w ten sposób pieniądze na swoje wakacje, odpoczywając przy tym. Jak miałam 20 lat pierwszy raz zwiedzałam autostopem Europę Zachodnią. Żeby zarobić na wyjazd sprzedawałam kukurydzę z baniaka na deptaku:) Zarobiłam 100 $, wydałam 50 $, z tym że jedzenie było z Polski, kasza gotowana w termosie z przyprawami, żółty ser, który w upały był jak żywy, ale nie uciekał z talerza:) i rosołek w proszku. Do tego namiot i fruuuu przygoda czeka.
Jeśli coś Cię kusi, zastanów się jak możesz to zrealizować i ZRÓB to. W Norwegii można zarobić przy zbieraniu owoców, może poducz się budowlanki, tam w miesiąc zarobisz tyle, co w Polsce w 3-4 miesiące. W Polsce też możesz zarobić, ja będąc 19-latką pracowałam w szklarni, ale nie podobało mi się. Wytrzymałam 1 dzień
Nudne to było.
Furiuszu, będę na Jutlandii. Zelandię zostawiam na inny raz, nie byłam jeszcze w Kopenhadze, więc jak będe to odwiedzę i Roskilde.
-
Dzień dobry.
Zbliżają się wakacje, większość z nas wyjeżdża, często do nowych miejsc i niektórzy z nas lubią zwiedzać. Nie zawsze łatwo jest znaleźć coś ciekawego o danym miejscu.
Ja jadę, ponownie do Norwegii i zahaczę też o Danię.
I mam pytanie, o Norwegię, jak byłam rok temu w kilku miastach na południu, widziałam mało muzeów, czy zabytków - głównie są one umiejscowione w Oslo.
Teraz chciałabym zobaczyć coś nowego. Będę znowu na południu, kilka dni na pewno w Sandefjord. Fiordy jakoś mnie nie zachwycają, ryb nie łowię, a muzeum wielorybnicze już widziałam. Czy ktoś mógłby podrzucić coś ciekawego do obejrzenia?
Mam w planach również rejs promem z Larvik w Norwegii do Hirtshals w Danii. I kolejne pytanie, co można zobaczyć w okolicy Hirtshals.
Będę z dzieciakami, lubimy ruiny, muzea, malownicze zakątki ale i parki rozrywki, czy ciekawą architekturę.
Z góry dziękuję za pomoc
Przejrzałam forum Hyde Parku i nie znalazła takiego wątku. Można się pytać o inne miejsca, jak byłam gdzieś to chętnie doradzę
-
-
Gregsky,
1/ poczytaj o Kongu Belgijskim, o tym co biali Belgowie w II poł XIX w. tam zrobili, teksów w necie jest o tym pełno, chociażby pod adresem http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1060697,Leopold-II-demoniczny-krol-Belgow
2/ W średniowiecznej Afryce subsaharyjskiej niewolnictwo istniało, nie odgrywało jednak istotnej roli gospodarczej. Pewne znaczenie miał eksport niewolników do krajów islamskich, a od XV w. – także do Europy, jednak dopiero europejskie odkrycia geograficzne, a następnie powstawanie plantacji w Ameryce i spowodowane tym rosnące zapotrzebowanie na jak najtańszą siłę roboczą sprawiły, że polowania na ludzi, mające na celu ich sprzedanie w niewolę, doprowadziły do wyludnienia niektórych części kontynentu.
Po odkryciu Ameryki przez Kolumba w 1492, zdarzały się liczne próby przymuszenia rdzennych mieszkańców tego kontynentu do pracy niewolniczej, nie przyniosły one jednak większych rezultatów gospodarczych, prowadziły natomiast do eksterminacji miejscowej ludności. Niedobór rąk do pracy w nowych koloniach (głównie na plantacjach trzciny cukrowej na Karaibach, tytoniu oraz bawełny), spowodował import niewolników z Afryki. Nie tylko praca, ale i sami niewolnicy stali się popularnym towarem handlowym bankierów europejskich. Niemniej jednak chwytaniem niewolników zajmowali się głównie Arabowie.
Kolejny przełom nastąpił w roku 1562, kiedy angielski handlarz niewolnikami, John Hawkins, wymyślił okrężną drogę handlu przez Atlantyk. Kupował towar w Anglii, wymieniał go na niewolników w Gwinei (obecnie całe atlantyckie wybrzeże Afryki Środkowej), tych wymieniał na towar w Ameryce, który z kolei dostarczał do Anglii. Na każdym etapie uzyskiwał wielokrotne przebicie. Później dodano etap kolonii w Ameryce Północnej. Szacuje się, że pomiędzy XVI i XIX wiekiem przez Atlantyk przewieziono od 12 do 25 milionów Afrykańczyków. Podczas trwających od 3 do 13 tygodni podróży przez ocean umierało średnio 30 proc. niewolników.
Z czasem biali zaczęli żywić przekonanie o niemoralności tego systemu. W roku 1772 niewolnictwo zostało uznane za nielegalne w Anglii i Walii (sprawa Jamesa Somersetta). Pierwszym państwem, które formalnie zakazało niewolnictwa (4 lutego 1794 r.) była Francja, jednak wkrótce Napoleon Bonaparte przywrócił je (1802). Handlu niewolnikami zakazano postanowieniami kongresu wiedeńskiego w 1815, lecz nadal wolno było ich posiadać.
Liga Narodów w roku 1926 zakazała handlu niewolnikami, jednak niewolnictwo przetrwało formalnie aż do połowy XX wieku – Arabia Saudyjska zabroniła go dopiero w 1962 r., a Mauretania w 1981 r.*
To jest wg Ciebie krótki okres?????
3/ Nie wiem co należy zrobić w sprawie Afryki. Nie wiem jak wyglądałaby Afryka w alternatywnej rzeczywistości, gdzie nie było niewolnictwa. Nie wymagaj ode mnie odpowiedzi na tak trudne pytania.
* wikipedia
-
Furiuszu,
1/ wydaje mi się, że nie tylko welon jest symbolem dziewictwa, o sukni ślubnej wikipedia pisze tak: Biały strój stał się z czasem symbolem szczęścia, czystości serca i niewinności dzieciństwa. Z czasem przypisano też bieli symbolizowanie dziewictwa
2/ Twoje słowa o zdobnictwie naczyń, czy strojów kobiecych wspierają raczej moje słowa, że kobiety nie są zwolenniczkami uniformów
3/ nie spłycam zagadnienia. Jeśli tak to odebrałeś, przepraszam. Możliwe, że zakładając wątek chciałeś prześledzić techniczne aspekty ewoluowania drużyn na przestrzeni wieków i terenów. Ja zrobiłam z tego raczej dyskusję o przyczynach powstawania drużyn. Jeśli Ci to przeszkadza, wybacz. :hug:
-
Secesjonisto:
1/ Założycielem Armii Zbawienia był pastor metodystyczny William Booth (1829-1912), który uznał, że jego misją jest głoszenie Ewangelii nie w kościołach, ale na ulicach Londynu, zwłaszcza bezdomnym i żebrakom* czyli znowu mężczyzna i pewnie marzyły mu się panienki w mundurkach
2/ cheerleaderki - grupy dziewcząt prezentujących w przerwach meczów krótkie, dynamiczne układy taneczne mające dopingować drużynę do walki**. Nie wymagaj Secesjonisto od grup tanecznych jakiejś tam filozofii, to po prostu - strój do tańca.
Natomiast tajne stowarzyszenia choćby KKK ze swoimi kapeluszami, czy zakup munduru w celu przynależności do Klubu Bullingdona to coś innego.
Fajne jest to cyt.:
Stowarzyszenie Czaszka i kości - Tajne stowarzyszenie działające na Uniwersytecie Yale. Do jego członków należą najbardziej wpływowi ludzie na świecie (np. 41 i 43 prezydent USA). Podczas obrzędów inicjacyjnych kandydaci staczają nago walki zapaśnicze, oraz leżą w trumnie w samej bieliźnie opowiadając o swoich doświadczeniach seksualnych z okresu dojrzewania. ***
Różokrzyżowcy spotykają się w świątyni i mają określony przebieg dostosowany do poszczególnych stopni wtajemniczenia. Bowiem każdemu stopniowi odpowiadają inne hasła, znaki, sygnały, a także przebieg ceremonii. Również inna jest przysięga, którą składa kandydat zanim zostanie wpisany do Czarnej Księgi Magii danej loży. Aby wejść do loży, strażnik wymaga znajomości hasła, a także legitymacji potwierdzającej przynależność. Wszystkich obowiązuje dochowanie tajemnicy ceremonii i wszystkich znaków oraz posiadanej wiedzy. Jest to bardzo rygorystycznie przestrzegane. ****
Wskaż mi proszę Secesjonisto organizację kobiecą która ma takie "cuda".
Dlatego moim zdaniem przynależność do drużyny oprócz korzyści materialnych dawała jej członkom poczucie czegoś pozytywnego, pewnie różnego u różnych osób: czyli m.in. bezpieczeństwa, wyjątkowości czy poczucia dumy.
3/ tak sie składa, że historia ostatnich kilku tysięcy lat to historia mężczyzn. Nie chodziło mi o to, że Kopernik był mężczyzną. Wskazałam tylko że drużyny były męskie. Dworki na dworach nie tworzyły swojego rodzaju zgromadzeń, typu kluby dla mężczyzn (vide artykuł Brytyjskie kluby dżentelmenów: Ponętny świat elit dostępny tylko dla mężczyzn Czytaj więcej: http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/610843,brytyjskie-kluby-dzentelmenow-ponetny-swiat-elit-dostepny-tylko-dla-mezczyzn,id,t.html?cookie=1 ) Jedynym przykładem gromadzenia się kobiet były chyba koła gospodyń wiejskich w PRL.
4/ nie znam się zupełnie na zdobnictwie dzbanków, czy strojów ale wydaje mi się, że uwarunkowania lokalne wpływały na dobór wzorów (dostępność barwnika, może rodzaj roślinności). Jakaś przyczyna być musi.
źródła:
* wikipedia
** PWN
*** https://ciekawi.wordpress.com/2008/05/17/stowarzyszenie-czaszka-i-kosci-ang-skull-bones/
**** http://kodczasu.pl/printview.php?t=398&start=0&sid=774f1c7b6df4bee23d9dd03dbb6dfab9
-
Furiuszu. Nie widzę zależności pomiędzy tym, że woj czy inny członek drużyny miał własne źródło utrzymania a tym, że wg Ciebie jedna drużyna różniła się od drugiej.
To wszystko są szczegóły, które nie zmieniają faktu, że drużyna dawała oparcie jej członkom, a więc mogli nie pracować tak ciężko jak chłopi czy potem mieszczanie. Ewoluowały drobiazgi, ale nic się nie zmieniło. Lider potrzebuje wsparcia, członek drużyny ma profity, z tego, że wspiera lidera.
Sukienka biała do ślubu znaczyła kiedyś, że panna młoda jest panną, czytaj: dziewicą. Teraz to tradycja (ja akurat tradycji nie lubię).
Produkcja dzbanków takich samych to źródło utrzymania, to dostępność określonych barwników, to łatwość powielania wzorów. Nie wiem, o czym miałoby to świadczyć?
-
Nie tylko męskie - zauważ, że również państwa lubują się odróżniać flagą czy godłem, podobnież armie lubią się odróżniać. Każda armia ma nieco inny krój mundurów i inne emblematy. Potrzeba odróżnienia siebie od innych jest jedną z najbardziej oczywistych potrzeb społecznych ludzi i towarzyszy nam to na każdym etapie życia - jest specyfiką ogólnoludzką a nie męską.
Furiuszu - państwa, podobnie jak religie wymyślili mężczyźni. To wy lubujecie się w szatach do ziemi, najlepiej z kapturami. To Wasze uczelnie mają krawaty we wzorek taki, a nie inny. Armia to również wasza idea. To Wy wymyśliliście rytuały przejścia. Dla was ważny jest strój, z nim się identyfikujecie
Kobiety są inne. Żadna kobieta nie chce by jej koleżanka miała taki sam wzorek na sukience, a co dopiero mówić, że sukienkę!
I proszę uwierzcie, nie mam NIC przeciwko WAM panowie :hug:
-
Furiuszu, pytałeś o ewolucję drużyny wojowników na przestrzeni wieków. Wg mnie nie ma ewolucji. Zmieniały się tylko rekwizyty.
Popatrz drużyna - książę, czyli grupa ludzi skupiona wokół lidera, bez której Jego nie ma, ale ona też nie istnieje.
Mamy następnie króla i jego popleczników. Czym się różnili od księcia i drużyny? Niczym, tak samo dzielili łupy jako zwycięzcy i tak samo dawali głowę, gdy noga im się podwinęła.
Następnie mamy prezydenta i partię polityczną, z której On się wywodzi. Znów podział łupów i ewentualna porażka w wyborach.
Rekwizyty - tarcza, korona, garnitur.
Stałe zmienne w czasie: włócznia, miecz, podsłuch.
-
Może Afrykanie powinni pomyśleć
Właśnie. Tylko czy przez ostatnie kilkaset lat nie byli hodowani przez białych w innych celach niż myślenie?
Popatrz co zrobił król Belgów w Kongu Brazylijskim? Kto tam miał myśleć? Ludzie, którym za wszystko obcinano ręce????
Teraz wymagasz myślenia. Daj czas na wszystko. My Europejczycy też się wyrzynaliśmy, jak nie Noc św. Bartłomieja, to stosy czarownic, albo dziecięca krucjata w imię chorych pobudek. Germanie non stop coś wymyślali by sąsiadom nie żyło się lepiej. Podobnie ludy wschodu. I wiesz? Teraz tak myślę, że my Polacy powinniśmy być najbardziej dumnym narodem świata. Wieki wojen na naszej ziemi, miliony Polaków - ofiar napaści naszych wspaniałych, cywilizowanych sąsiadów - Szwedów, Rosjan, Niemców , a wciąż jesteśmy ludzcy. Wciąż potrafimy zachwycić się kroplą wody na liściu, czy ulitować nad porzuconym psem.
No, ale nie każdemu jest dane być Polakiem:)
-
Noż, Tomaszu. Mam w swoich żyłam krew Polaków, doszukałam się tylko jednej prababci, która była Łemko. No to jaka mam być???? Japońska? Czy Germańska? A walka klas, to cóż przeciwstawienie się jednej grupy drugiej. MY - ONI. My np rządzący, Oni - ciemny lud, lub odwrotnie - My klub Bilderberg, Oni - reszta świata. Albo jak ktoś się uprze MY biedni niewykształceni Somalijczycy, Oni zamożni Europejczycy. Tomaszu jak chcesz toczyć walkę jakąkolwiek, nie budując jej na schemacie - MY i ONI???
-
Secesjonisto. Ja rozumiem drużynę jako grupę mężczyzn wspierających jednego mężczyznę, z jakimś tam powodów traktowanego jako szefa. Przykład drużyna wojów skupiona wokół księcia. I o taką drużynę pytam się Furiusza
-
Gregsky - mam szczęście do ludzi, nikt mnie nie zarżnie, bo jestem gramotna, nie wierzę w to:)
Chcesz być rentierem - zarób, zaoszczędź przez kilka lat, zainwestuj z głową i będziesz rentierem. Ale pamiętaj - w międzyczasie zero forsy na przyjemności, zarabiasz od razu inwestujesz, żyjesz super skromnie. Totolotka zostaw marzycielom, opłata za kupon to podatek od marzeń.
Najlepsze w nierównościach społecznych jest to, ze nigdy nie wiadomo kto jest szczęśliwy. Michał Bajor śpiewał w Dedykacji dla dwojga, że niewesołe życie daje szkołę, a fortuna kołem toczy procent swój, ale można wierzyć w miłość i być po prostu ... szczęśliwym
Nie wiemy jakby się Afrykańczycy rozwijali gdyby nie wieki niewolnictwa, wpajanie im, że są gorsi. Przecież do dzisiaj Oni czują się gorsi. A broń? Kto dostarcza broń? Przecież sami jej nie produkują. Systemy religijne też toczą zażarty bój o dusze. Czy pradawne wierzenia Afrykańczyków były aż tak krwiożercze jak obecne? Dajmy ludziom być ludźmi.
-
Pytania do założyciela wątku:
1/ po co powstawały drużyny
2/ co drużyna dawała swojemu członkowi w sferze psychicznej, emocjonalnej
3/ czy przynależność do drużyny ZAWSZE dawała przywileje materialne
3/ dlaczego drużyny były wyłącznie męskie
4/ co ma wspólnego drużyna króla Artura ze współczesną grupą kibiców czy partią polityczną
5/ dlaczego drużyny, czy inne wszelkie męskie stowarzyszenia musiały/muszą posiadać wyróżniający je emblemat/symbol/ubranie.
Chciałeś Furiuszu dyskusji w formie pytań również, więc proszę odpowiedz na moje pytania:)
-
Przychylając się do prośby Janceta, podejmuję dyskusję o walce klas.
Ja przez walkę klas rozumiem nie podział -kapitalista - pracownik fizyczny - pracownik umysłowy - rolnik. Każdy z nich może mieć dzisiaj majątek, albo klepać biedę. każdy z nich może być wykształcony, albo ledwo skończyć podstawówkę. Zatarły się sztywne jeszcze 100 lat temu podziały społeczne.
Dla mnie walka klas obecnie to klasa rządzących (władza), z którą nikt się nie utożsamia i klasa rządzonych, czyli ciemny lud. I to niekoniecznie tylko w Polsce, to również podział Komisja Europejska - grupy społeczne w poszczególnych państwach członkowskich, albo USA i reszta świata, grupa G7 i społeczności lokalne.
Nie wiem czemu Secesjonista uważa, że ja byłabym celem walki klas rozumianej tradycyjnie. Nie mam wypasionego samochodu, nawet prawa jazdy nie mam. Fakt wożą mnie, ale ja samochodu nie posiadam. Nie mam chałupy z ochroną, moja hektary to 2 m kwiatów pod oknem. Nie mam nawet telewizora na ścianie, bo nie oglądam głupawych seriali, czy tendencyjnych informacji zrobione przez średnio inteligentnych tzw. dziennikarzy. Moje bogactwo to chęć poznawania, to podróże, długie i krótkie, to wielogodzinne rozmowy z ludźmi z wielu stron świata. I książki. No i pytanie do Ciebie Secesjonisto - dlaczego ja miałabym paść ofiarą walki klas??? Bo jestem ciut inna niż ludzie obok? Nie przypuszczam. Nie wyróżniam się. Nie mam bogactw materialnych.
Co do redystrybucji dóbr - oddaję Państwu Polskiemu czasami 18 %, a czasami 32 % dochodu. Czy chcę, czy nie chcę i dlatego chciałabym, aby część moich pieniędzy, tak jak i Waszych szła na wyrównywanie nierówności społecznych. Niech dziecko z rodziny, w której rodzice sobie nie radzą z otaczającą rzeczywistością ma takie same szanse jak dziecko urzędnika, który zarabia jak napisał Secesjonista 5.000 zł. Nie jestem utopistką i nie mówię, że te dzieci mają mieć taki sam start jak dzieci p. Kulczyka. Ale żeby miały możliwość życia tak jak chcą. I tylko od nich będzie zależeć czy skończą jako spełniona osoba, czy jako frustrat.
Nie mówię o redystrybucji dóbr w skali świata, bo niestety tych potrzebujących jest za dużo, nie damy rady jako społeczeństwa zachodnie nakarmić każde dziecko w Afryce, ale może damy radę wprowadzić edukację tam. Może z czasem uda się to co udało się Europie, współpracować dla dobra ludzkości jak śpiewał z przekąsem Jacek Kaczmarski.
A z czego bym zrezygnowała w imię walki klas? Rozumianej tradycyjnie - z niczego, bo naprawdę jestem NEOLIBERALNA. Rozumianej w sposób przedstawiony przeze mnie - też z niczego. Za bardzo kocham wolność.
Ale gdyby już przytrafiłaby się walka, przyglądałabym się z zainteresowaniem, dopóki moja rodzina nie byłaby zagrożona. Bo wówczas, pewnie bym wyemigrowała, jest tyle miejsc na świecie gdzie można żyć nie przejmując się walką klas
-
Wracając do głównego tematu wątku. Byłam wczoraj w Dreźnie, pozwiedzać i trafiłam akurat na pokojową demonstrację Christopher Street Day*. Grała muzyka, ludzie byli kolorowo poubierani. I pytanie, czy u nas nie licząc może Warszawy, organizowane są jakieś demonstracje inne niż bogoojczyźnianie?
* za wikipedią: Christopher Street Day (z ang. Dzień Ulicy Krzysztofa, CSD) – święto obchodzone corocznie przez społeczność LGBT na pamiątkę wydarzeń Stonewall, zamieszek na tle dyskryminacji mniejszości seksualnych, które rozegrały się w 1969 roku w Nowym Jorku. Nazwa pochodzi od ulicy, przy której znajdował się pub dla gejów, gdzie miały miejsce zamieszki Stonewall – Christopher Street w dzielnicy Greenwich Village.
Termin CSD jest używany głównie w Niemczech i Szwajcarii; w innych krajach do opisania podobnych parad osób LGBT używa się raczej terminu gay pride, akcentującego ich dumę z własnej orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej.
-
Furiuszu - Turcy to nie Arabowie. nie stawiaj znaku równości pomiędzy arabem a muzułmaninem. Turcy - Muzułmanie mają bardzo złe zdanie o Arabach (i pewnie odwrotnie).
Ja opierając się na zdaniu pewnego wysoko wykształconego Marokańczyka dokonałam podziału świata arabskiego. Wg mnie coś w tym jest. Nigdy nie spotkało mnie nic "uwłaczającego" ze strony Araba z drugiej grupy, natomiast byłam kilkakrotnie lekceważąco potraktowana przez Arabów z krajów roponośnych, mających pieniądze i myślących, że to im wystarczy (nic bardziej mylnego w moim przypadku, nie lubię buraków, nawet ze złotem).
Nie obracam się w towarzystwie koczowników lecz ludzi wykształconych, więc nie wypowiadam się na temat beduina z komórką tylko o profesorach uniwersytetów w Kairze czy pracujących czasowo w Tokio, czy na stałe w Polsce. Takich znam. Ale znam też zwykłych ludzi po studiach w Algierii, Maroku, czy w Egipcie. Rewolucji nie robią chłopi, oni wzniecają bunty:) Więc wybacz, ale nie o to mi chodziło.
Skąd Ty wziąłeś że ja chwalę Francję???? O Włochach nie wspomnę. Tego nie rozumiem:(
Ja porównałam Polskich panów XIX/XX w. z panami arabskimi XX/XXI w. Jako kobieta, wydaje mi się, mam bardziej neutralny stosunek do tego niż mężczyzna. I chodziło mi tylko o to, że tak jak na Polki - tak mam nadzieję, przyjdzie czas na Egipcjanki czy Tunezyjki. NIC innego nie poruszałam.
Nie jestem feministką, więc nie zjadam ogona swojego, czy innego. Traktuję mężczyznę z szacunkiem, gdy na to zasługuje. Tak samo jak kobietę. Znowu NIC innego nie mówiłam.
Tylko wiesz? Wydaje mi się, że czytam w Twoich słowach lekceważenie przez Ciebie kobiet, bo jak napisałeś że ruch feministyczny ma wielki problem ze znajomością nauki. Mam nadzieję, że się mylę i tylko źle Cię zrozumiałam.
A o walce klas więcej się NIE wypowiadam. Bo już nie mam na to siły. I KONIEC:)
Teraz akurat czytam, pisząc artykuł na tematy gospodarcze, o niejakim Ignacym Hryniewieckim. Trafiłam na niego przypadkiem. Zastanawiam się czemu nigdy o nim nie słyszałam. Jak widać mam braki większe niż myślałam
-
Gregsky - Sami Arabowie mówią, że jest:
- Półwysep Arabski, gdzie po odkryciu roku w XX w. beduini przesiedli się z wielbłądów do limuzyn, nie tworząc wcześniej cywilizacji w takim znaczeniu jak my ją rozumiemy, nie mając kultury materialnej, norm zachowań akceptowalnych nawet dla Arabów z drugiej grupy i gdzie pieniądz pokazał, ze każdy ma swoją cenę i każdego można kupić
- Kraje Maghrebu i Egipt, czyli kraje o wysokim stopniu cywilizacji, istniejące dłużej niż większość obecnych państw europejskich.
Ja znam troszkę tę drugą grupę, bywałam w domach, widziałam nastolatki niczym nie różniące się od naszych. Rozmawiałam z nimi. One korzystają ze zdobyczy techniki, oglądają zachodnie seriale. Powoli widzą rozbieżność pomiędzy życiem mężczyzny, a kobiety. Część tego nie akceptuje.
jak było u nas? Polskim kobietom w XIX w nie było dane studiować w Polsce, Pierwsza polska lekarka A. Tomaszewicz-Dobrska musiała nostryfikować dyplom w Rosji, bo u nas nie mogła. W Szwajcarii prawa polityczne kobiety uzyskały dopiero w 1971 (przy czym ciekawostką jest,że w kantonie Appenzell Innerrhoden – dopiero w 1990 roku) To nie jest proces szybki, ale powolutku postępuje.
Oczywiście wolność to też odpowiedzialność. Sama się kiedyś zastanawiałam ile wolności mogłabym oddać za bezpieczeństwo materialne. I wyszło mi, że malutko. Boso, ale w ostrogach:) Ale gdybym nie miała wykształcenia, możliwości zarobku, może siedziałabym cicho i udawałabym zadowoloną z sytuacji? Kobieta, żeby zostać pisarką, potrzebuje własnego pokoju i 500 funtów rocznego dochodu - pisała Virginia Woolf w 1929 r. Tylko nie zawsze jest skąd to wziąć.
A to tak dla przypomnienia panom jak w XIX/XX w. Wasze typowe zachowania nie różniły się od typowych arabskich XX/XXI w:
W poczytnym tygodniku „Kłosy”, w latach 1879–80, Stanisław Krupski, sam student medycyny w Zurychu, publikował powieść w odcinkach, będącą dość obrzydliwym paszkwilem na studentki medycyny – medycynierki, jak je w owych czasach nazywano. Przedstawił je albo jako panie co najmniej podejrzanej konduity, zdecydowane awanturnice („pominę już milczeniem moralne prowadzenie się tych medycynierek, które tu były pierwszymi tego ruchu przedstawicielkami, i dokonały tego, że dziś od kobiet, zapisujących się na uczelnię, żądają świadectwa moralności”), albo – jak jego główna bohaterka Zosia – jako prowincjonalne gęsi, które bez znajomości nauk podstawowych, z powierzchownym tylko wykształceniem, za to z wielką dozą pogardy dla „rodu męskiego”, przyjeżdżały i szturmowały bramy uniwersytetu.
Ale cóż jakiś pan Krupski; w 1895 r. człowiek szerokich horyzontów, wybitny chirurg i naukowiec prof. Ludwik Rydygier pisał: „Dopóki u mnie w Mydlnikach słowik śpiewa i żer przynosi samicy w gniazdku siedzącej, dopóty ja w równouprawnienie nie uwierzę”. A w konkluzji artykułu zamieszczonego w „Przeglądzie lekarskim”, po wytoczeniu argumentów o braku sił fizycznych i możliwości intelektualnych kobiet, o wystarczającej liczbie lekarzy-mężczyzn, nie pomijając również problemu wstydu niewieściego (przecież będą musiały się uczyć i o chorobach wenerycznych!), pisze profesor bez ogródek: „Precz więc z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza! Niech nam nadal słynie chwała kobiet naszych, którą tak ładnie głosi poeta”.
Żeby wyczerpać kuriozalne argumenty, przytoczmy jeszcze wypowiedź jednego z wybitnych lekarzy rosyjskich, który twierdził, że „kobiety nie mogą być lekarzami, ponieważ nie mają brody”. (źródło: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/226843,1,medycynierka.read )
-
Mój ojciec, rocznik 1928, najmłodszy z kilkorga synów opowiadał mi mało o wojnie, za mała byłam. Ale pamiętam, takie bardziej makabryczne rzeczy:
Moja babcia, a jego mama zmarła w 1942 r. z wycieńczenia, na czerwonkę (mieszkali na biednej galicyjskiej wsi)
Starsi bracia ojca byli w partyzantce i raz zastrzelili Niemca (nie wiem, czy żołnierza). Ciało spalili (mój ojciec pomagał).
Po wojnie jeden z braci ojca, został znaleziony w dzień na płocie, podobno się powiesił odprowadziwszy syna do przedszkola. Ten brat był w WiNie.IPN nie ma akt dotyczących tej sprawy.
I teraz moja historia, z tego roku - rozmawiałam ze starszym małżeństwem z Niemiec (min. 80letnim), które przyjechało do archiwum w moim mieście by badać akta Gestapo. Ten Pan - Niemiec zapytał się mnie, czy mój ojciec miał może jakieś kontakty z Gestapo. Zaskoczył mnie pytaniem, bo nie wiem co miałam niby odpowiedzieć, że tak - że zabili go, czy że tak, że donosił??? Po czym dowiedziałam się, że wujek mojego rozmówcy był szefem Gestapo na moje miasto. I naszła mnie taka refleksja - może młodzi Niemcy czują jakąś odpowiedzialność za hitlerowskie Niemcy. Ale ludzie, którzy wtedy żyli myślą inaczej.
-
Jancecie
1/ piszesz, że wolisz z nami porozmawiać niż skończyć książkę. Jakoś się nie dziwię, zaniedługo mam mówić na konferencji, dzisiaj znowu książkę przyniosłam z biblioteki, i co? Czytam sobie Ciebie i muszę, chcąc nie chcąc (ale chcąc) odpowiedzieć.
Byłam w Szwecji, a także w Norwegii - łączy te kraje duża ilość kolorowych imigrantów, bardzo duża ilość spożywanego alkoholu (spożywanego na ogół samotnie), kiepska pogoda, czyli jeszcze krótszy niż w Polsce sierpień i dłuższy grudzień. Sama wolę żyć w mojej ukochanej Aleksandrii, niż w bogatym Sztokholmie. W Alex nie popełnię samobójstwa, nawet w styczniu gdy pada non stop deszcz, bo wiem, że już za chwilę będzie słońce. A Sztokholm? Co z tego, że jego mieszkanki kupują u Diora, jak Ty czy ja w warzywniaku na rogu, gdy szaro buro, i nie zapowiada się że będzie lepiej - to wg mnie diagnoza - słońce. Ja bez słońca też mam myśli depresyjne i snuję teorie spiskowe o chemitralach. Ale to znowu moja teoria (nie spiskowa), na użytek własny. Każdy może się nie zgodzić.
2/ jestem humanistką, mimo że pracuję w finansach i wolę nie wiedzieć jak wyliczyć stopę kredytową niż nie wiedzieć jak się pisze aqua. Przepraszam, ale wykształcenie klasyczne jakoś mnie bardziej pociąga niż mamona
3/ Nie rozpatruję historii alternatywnej. Dając przykład największego wygranego I wojny światowej chciałam pokazać, że zysk USA z I wojny światowej uświadomił zainteresowanym, że na wojnie się zarabia olbrzymie pieniądze.A stąd już krótka droga do tego, by ci którzy to sobie uświadomili, stwarzali warunki by wojny były i były...
4/ zgadzam się, że koszty pracy są w Polsce zbyt wysokie, co nie zmienia faktu, że nie jestem za abolicją dla niepłacących. Ktoś zapłacić musi, jak nie ONI, to Ty i Ja. A to niesprawiedliwe
5/ wiem, zawodowo, że przedsiębiorca powinien płacić zaliczki na podatek, co miesiąc, ale też wiem jak przedsiębiorcy tego unikają. Kreatywna księgowość (hasło niepejorotywne) na to pozwala. Ja jako pracownik nie mam tej możliwości:(
6/ nie licytuję wad kapitalizmu! Nie mam nic przeciwko kapitałowi. Marzy mi się "kapitalizm z ludzką twarzą" Pracodawca szanuje pracownika i na odwrót.
Jancecie i Euklidesie (Swoją drogą dziwnie się pisze do słynnego matematyka z mojej Aleksandrii) wracając do walki klas, czyli do głównego tematu naszego wątku. Jancet, założyciel wątku napisał o demonstracji, że było tam hasło z grubsza takie, żebyśmy dostrzegli walkę klas, a nie dali się wpuścić w walkę narodów.
Odpowiedziałam, myśląc iż będzie to 2-3 zdaniowa wymiana myśli, że widząc rozwarstwienie społeczeństwa uważam, że walka klas jest prawdopodobna. No i nagle wykreowana zostałam na epigonkę Marksa. A to tak nie jest.
Mam wrażliwość społeczną, ale naprawdę wierzę że los jednostki jest w jej rękach. Dlaczego ja, wciąż się ucząca, pracująca czasami po 7 dni w tygodniu mam dzielić się z kimś kto nic nie robi, bo "nie ma w tym kraju pracy dla ludzi z jego wykształceniem"?
Ale mam też wykształcenie obejmujące szerokie spektrum - prawo, historia, ekonomia, finanse. Oczywiście nie wiem wszystkiego o wszystkim, nie będę się sprzeczać z Furiuszem o zwyczaje pogrzebowe w starożytności, czy o rodzaj grotów. Albo z bankowcem o stopy zwrotów poszczególnych instrumentów finansowych. Bo nie znam się. Ale umiem kojarzyć, pracuję jako swoisty analityk, już ponad 20 lat i umiem wysnuwać wnioski. I dla mnie to co się teraz dzieje na świecie nie jest dobre dla stabilności naszego zachodniego świata. Ale nie tylko dla niego. Budzą się kobiety w świecie arabskim, widzą w serialach jak żyją zachodnie kobiety i powoli też chcą naszej wolności. Budzą się też upiory, Boko Haram, tzw. Państwo Islamskie, ale i są takie rzeczy jak dzisiejsza FIFA, WTC, czy korporacje.
I odpowiadając na Twój pierwszy post Jancecie, o tej demonstracji po prostu, stwierdziłam, że tak jak kiedyś wybuchła I wojna, a potem II, może wybuchnąć i III. Czy będzie to wojna narodów? Czy klas? Rozumianych ciut inaczej niż rozumiał je François'a Guizot. Tego nie wiem.
-
No, po przyjemnie spędzonym weekendzie
, mogę Panom odpowiedzieć. Hurtem, przepraszam, ale za dużo ode mnie na raz chcecie. Lubię Was, ale mam ograniczone moce przerobowe. Powinnam pisać artykuł, a nie gawędzić z Wami. :gathering:
Walka klas? Nie wiem, nie jestem politologiem, ale będzie ciekawie popatrzeć. Jak to mówią lepiej spłonąć niż zardzewieć. Ile można żyć w stabilnym świecie? Wystarczy popatrzeć na analizy naszej polskiej sceny politycznej po wyborach prezydenckich.
Równy start? Marzenie, by każde dziecko mogło się uczyć, dziewczynka w chorym, jak Afganistan, muzułmańskim kraju również. Wiem - nierealne. Pomarzyć można. Do walki klas i walki o równe szanse dorzucę jeszcze walkę o prawa dla kobiet, Generalnie wszędzie, a w krajach muzułmańskich zwłaszcza :hug:
Nie zgadzam się, by Państwo traktowało mnie jak potencjalną idiotkę i zabierało mi forsę przed czasem. Podatek powinien być roczny. Nie ma tutaj równosci - rolnik wcale nie płaci podatku dochodowego, a korzysta z infrastruktury, przedsiębiorca płaci na koniec roku, a pracownik na etacie płaci co miesiąc, zanim dostanie wynagrodzenie. Konstytucja mówi o RÓWNOŚCI. Ja jej nie widzę.
Mój pracodawca odprowadza za mnie ZUS również co miesiąc, dlaczego więc Państwo miałoby mu odpuścić gdyby tego nie robił? Co by było gdybym potrzebowała lekarza a EWUŚ by powiedział, sorry ale nie zapłacono za Ciebie. Płać, albo cierp. Nie zgadzam się na abolicję podatkowo-składkową.
Z racji zainteresowań historycznych wałkuję ostatnio historię gospodarczą międzywojnia- kto wyszedł najbardziej na plus po I wojnie światowej? Stany Zjednoczone - państwa europejskie pozadłużały się w USA po uszy,Stany przejęły europejskie rynki zbytu w Azji, amerykański przemysł zbrojeniowy rozkwitł. Proszę więc nie mówić, że wojna to nie robienie interesów. :th_l_pazzle:
Zgadzam się, ze niż demograficzny powoduje paranoiczne zdarzenia - typu: student nie wie jak się pisze aqua. Miałam tę przyjemność i na własne oczy widziałam studenta 4 roku ekonomii, który nie umiał napisać na tablicy proste wydawałoby się słowo.
No i tyle w temacie udanego wieczoru przemiłym panom :kiss:
-
Furiuszu, to już jest historia alternatywna. nie wiadomo co by było gdyby. Moze gdyby Polska została w RWPG to byłaby dzisiaj drugą Japonią?
Ostatnio ciut zmieniłam zdanie, nie jestem już tak prounijna jak jeszcze 2-3 miesiące temu, zmieniłam się po przypadkowym wysłuchaniu wykładu
I teraz sama nie wiem:(Próbuję znaleźć dane dotyczące ile faktycznie Polska otrzymała w ostatnim okresie 2007-2013, ile wpłaciła składki do kasy Unii i ile zapłąciła różnego rodzaju kar, ale jeszcze nie znalazłam wszystkich danych. Wtedy będę wiedzieć. Przynajmniej orientacyjnie
-
Myślę, że to są w ogóle dwie kwestie:
1) jakie udogodnienia w ogóle były dostępne?
2) kogo na jakie było stać?
Krótko i na temat:)
Miejsca ciekawe historycznie
w Hyde park
Napisano · Zgłoś odpowiedź
Tyberiuszu, będę brutalna. Za kilka lat będziesz pełnoletni, więc może otworzę Ci oczy. Rodzice nie będą Cię utrzymywać w nieskończoność o ile nie chcą wyhodować kaleki społecznej.
Budowlaniec w Norwegii zarabia na miesiąc 20.000-30.000 zł. Doktor na uniwersytecie w Polsce ok. 5.000,00 zł.
Można być ciekawym dla innych, w tym i dla kobiety budowlańcem i nudnym profesorkiem, jak i odwrotnie oczywiście. Mam znajomych z wszystkich grup społecznych, z wyjątkiem bezrobotnych, bo jakoś każdy ceni sobie pracę, aby mieć choćby na kawę w kawiarni gdy chce się spotkać.
Ostatnio miałam okazję rozmawiać z ok. 30 letnim doktorantem, który dotychczas nie skalał swoich rąk pracą i kilkakrotnie podkreślił, że on jeszcze w życiu się napracuje. Od kilku lat pisze On pracę doktorską. Więc nie ma czasu by zarobić coś. Żyje ze stypendium. Porozmawiać z Nim nie było o czym. Był nudny. Te jego teksty o tym jak to praca męczy były po prostu, żałosne.
Pieniądze szczęścia nie dają ale ułatwiają życie.
Zastanów się na drugi raz zanim coś powiesz, jak to będzie odebrane. Może jeden z naszych kolegów jest budowlańcem? Jak On się może poczuć po takim lekceważącym zdaniu? Na razie to mnie rozczarowałeś.