Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/

Rekomendowane odpowiedzi

Pax między Pany :)

Nasri w Manchesterze City, a Arsenal dzisiaj gra na wyjeździe w Udinese (pierwszy mecz wygrali 1:0). Jako kibic Calcio i entuzjasta talentu Di Natale jestem rzecz jasna za włoskim klubem :) Ciekawe jak spisze się dzisiaj rewelacja tamtego tygodnia Victoria Pilzno.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Nasri w Manchesterze City

Nasri, Silva, Aguero, Dzeko... taka czwórka z przodu może zrobić wszystko. Pytanie tylko, czy Mancini będzie dawał im wszystkim szansę gry razem. Nie zdziwię się jak Nasri będzie częściej siedział na ławie niż grał. Jednak Silva na chwilę obecną wydaje się być City niezbędny, gość autentycznie wyrasta na jedną z największych gwiazd EPL, a Nasri sposobem poruszania się po boisku przypomina Silvę. Do tego Silva bardzo szybko znalazł dobry kontakt na boisku z Aguero. Może za Milnera... Bo nie wierzę, aby Włoch zrezygnował z grą dwoma defensywnymi pomocnikami (a ma do wyboru przecież Yaya Toure, de Jonga i Barry'ego - ten ostatni kapitalna bramka z Boltonem w ten weekend). Tak czy inaczej, City ma naprawdę piekielnie mocny skład. Najlepszy bramkarz EPL ubiegłego sezonu, świetna obrona (Kompany obok Vidicia najlepszy środkowy obrońca ubiegłego sezonu EPL), i niesamowite bogactwo w drugiej linii i ataku. Jeśli sami nie zatną się gdzieś w trakcie sezonu, to mogą być groźni do końca ligi. Na chwilę obecną zdecydowanie jeden z 2-3 głównych faworytów do mistrzostwa.

a Arsenal dzisiaj gra na wyjeździe w Udinese (pierwszy mecz wygrali 1:0).

Jakoś trudno jest mi wyobrazić sobie LM bez Arsenalu. I mam nadzieję, że nie będę musiał przyzwyczajać się do tego widoku za kilka godzin. Mam słabość do Arsenalu od czasów The Invincibles...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Tak jak przed meczem szanse na awans były małe, tak teraz są jeszcze mniejsze.

Tak pisałem tydzień temu po meczu Legii. Dzisiaj po 25 minutach meczu szanse były już czysto teoretyczne. Ale potem Legia pokazała, że nie jest już tą samą drużyną co w poprzednim sezonie, która psychicznie siada po byle niepowodzeniu. Teraz sprawiali wrażenie jakby takie come-backi były dla nich czymś normalnym. Walka i wielkie serducho, a w końcu awans do LE. A wyeliminowali ekipę, która na papierze jest wyraźnie mocniejsza (i sporo bogatsza). W efekcie po raz pierwszy od baaaaardzo dawna mamy dwie ekipy w europejskich pucharach (niby Śląsk jeszcze gra, ale ekipa Lenczyka ma zadanie prawie nie do wykonania). Więc przynajmniej jakieś poprawienie humoru po tym, jak Wisła pożegnała się z LM. Dobre i to.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Legia zdecydowanie podbudowała wszystkich na duchu. Poza tym cieszę się, że utarliśmy nosa Rosjanom, którzy byli w 100% pewni, że to Spartak zagra w fazie grupowej LE.

Tragicznie spisała się Roma, która odpadła z Slovanem Bratyslava (ciekawe co będzie teraz z Luisem Enrique). Swoją drogą nie wiem czy się cieszyć, że dotarli aż tak "daleko" (Palermo odpadło w III rundzie kwalifikacyjnej ze szwajcarskim Thun), czy też rozkładać ręce i kiwać z niedowierzaniem głową.

Dzisiaj kolejna piłkarska uczta - o Superpuchar Europy zagra Barca z Porto, które sprzedało swojego najlepszego strzelca Radamela Falcao.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Dzisiaj kolejna piłkarska uczta - o Superpuchar Europy zagra Barca z Porto, które sprzedało swojego najlepszego strzelca Radamela Falcao.

Mecz całkiem całkiem, szkoda, że zepsuty przez kiepskie sędziowanie: małe błędy (brak kartki dla Keity), poważne błędy (brak przywileju korzyści dla Barcelony w sytuacji 2 vs 1), ogromne błędy (brak karnego dla Porto).

Słabo Abidal, nierówno Valdes (kilka świetnych interwencji przy strzałach, ale co najmniej jedna mijanka i kilka niedokładności przy grze nogami), świetne wejście Seksa Fabregasa, całkiem fajnie Adriano, bezproduktywnie Villa. Co mnie najbardziej zdziwiło, to szybkie zmiany Guardioli.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Nie będę się bawił w opisywanie każdego piłkarskiego weekendu i tygodnia w tym sezonie, ale to co dzisiaj stało się w EPL... Coś na kształt dwumeczu Manchesteru z Londynem. Najpierw City na White Hart Lane rozbiło 5:1 Tottenham, a później na Old Trafford ekipa United zmiażdżyła 8:2 Arsenal (łącznie 13:3 dla Manchesteru). City dzisiaj było perfekcyjne. Czwórka Aguero-Dzeko-Nasri-Silva zagrała fantastycznie. Już teraz widać, że Mancini będzie miał z nich niesamowitą radość i pożytek. Argentyńczyk idealnie odnalazł się w EPL, Bośniak w końcu złapał rytm, a Hiszpan z Francuzem grają tak, jak przyzwyczaili do tego w ubiegłym sezonie. Jeśli nie złapią zadyszki gdzieś w trakcie sezonu, co często charakteryzuje drużyny dopiero budowane, to będą w końcówce sezonu mieli szansę na triumf. Co do United... zespół mimo faktu, że przechodzi przemianę pokoleniową i w składzie coraz większą rolę zaczynają odgrywać młodzi piłkarze, nie miał problemu z rozbiciem Arsenalu. Gdyby nie Wojtek Szczęsny to spokojnie skończyłoby się wynikiem dwucyfrowym po stronie gospodarzy. Ale i tak drużyna Wengera poniosła największą porażkę w historii występów w EPL (poprzedni najwyższy wynik to 25 lutego 2006 roku i 1:6... z United na OT) i straciła osiem goli po raz pierwszy od... 12 grudnia 1896 roku! Ale trudno się dziwić. Obrona Arsenalu przypominała sito, podczas gdy ofensywa United raz za razem przechodziła przez to sito. Po tej demolce aż mi się żal zrobiło obu drużyn z Londynu. Do obu czuję sympatię, a jak sobie jeszcze przypomnę Arsenal, który kilka lat temu zachwycał piłkarską Europę oraz jak wielki kawał historii EPL wypełnia rywalizacja Fergusona z Wengerem... ehh, o wiele bardziej wolałem te dawne mecze, gdzie zwycięstwo trzeba było wyrywać razem z murawą. Dzisiejszy Arsenal jest cieniem tego sprzed lat. Smutne to. No ale to dopiero początek sezonu, EPL nie jedno już widziała. Arsenal jeszcze może zaskoczyć w tych rozgrywkach.

A na zakończenie polecam świetny - jak zawsze - tekst Michała Okońskiego (z polskich dziennikarzy piszących gość ze zdecydowanie największą wiedzą jeśli chodzi o EPL): http://okonski.blog.onet.pl/Trzynascie-do-trzech,2,ID434671167,n

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Co do United... zespół mimo faktu, że przechodzi przemianę pokoleniową i w składzie coraz większą rolę zaczynają odgrywać młodzi piłkarze, nie miał problemu z rozbiciem Arsenalu.

Licząc rocznikowo, wyjściowa 11 MU była młodsza od wyjściowej 11 (fakt, że częściowo rezerwowej) Arsenalu. 23,4 vs. 24. Tego komentować nie trzeba. Choć... i tak to skomentuję. Wenger wpadł w pułapkę swojej koncepcji, wychowuje tych zdolnych młodych chłopaków, a potem wypuszcza ich zniecierpliwionych w świat, zanim cokolwiek wygrają w Arsenalu. Potem ściąga nowych młodych, wychowuje i cały proces się powtarza. Jego wina leży w tym, że za rzadko odchodzi od tego, że jedynym słusznym transferem jest transfer zawodnika w wieku 16-19 lat (czy nawet młodsi).

Przykro to powiedzieć, ale ten naprawdę porządny trener - kompletnie zdziadział.

ehh, o wiele bardziej wolałem te dawne mecze, gdzie zwycięstwo trzeba było wyrywać razem z murawą.

Podejście dość... ciekawe. Twoja ulubiona drużyna miażdży jednego z głównych rywali w stosunku rzadko spotykanym, a Ty żałujesz, że to nie był mecz walki. Ja tam wolę 5:0 czy 2:6 niż 1:0, 2:0 czy 3:2 :D

Smutne to. No ale to dopiero początek sezonu, EPL nie jedno już widziała.

PL chyba rzadko widywała takie mecze ;)

Ale tabela faktycznie może się jeszcze odwrócić, bo tym meczem Arsenal stracił tylko 3 punkty.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Wenger wpadł w pułapkę swojej koncepcji, wychowuje tych zdolnych młodych chłopaków, a potem wypuszcza ich zniecierpliwionych w świat, zanim cokolwiek wygrają w Arsenalu. Potem ściąga nowych młodych, wychowuje i cały proces się powtarza. Jego wina leży w tym, że za rzadko odchodzi od tego, że jedynym słusznym transferem jest transfer zawodnika w wieku 16-19 lat (czy nawet młodsi).

To jest tylko efekt innego, o wiele poważniejszego błędu. Wenger jak leci zaczął pozbywać się składu, który jako ostatni coś wygrał. Rozprzedanie The Invincibles pozbawiło tych młodych chłopaków kogoś, kto nauczyłby ich jak wygrywać, kogoś, kto w razie kryzysu potrafiłby swoim doświadczeniem pomóc im. Ferguson w United przemianę pokoleniową robi stopniowo. W składzie są młodzi Smalling, Jones, de Gea, Welbeck, Hernandez, Cleverley, Macheda, Anderson, bracia da Silva, Jones czy Nani, ale jest też stara kadra z Giggsem, Ferdinandem, Evrą, Vidiciem, Parkiem, Carrickiem... Rooney czy Young (jak na razie fantastyczny transfer, gość od początku robi istne piekło obrońcom rywali) też już jakieś niemałe doświadczenie mają. Do niedawna w składzie byli Scholes, Neville, van der Sar, którzy razem z Walijczykiem i Ferdinandem pomagali wchodzić młodym piłkarzom do składu, teraz ci, którzy wchodzili za ich bytności na OT pomagają kolejnym. Naturalna ewolucja, a nie rewolucja. Wenger tymczasem ze starego składu The Invincibles nie ma już nikogo, a to był przecież rok 2004. Henry, Pires, Ljungberg, Vieira, Campbell... ci piłkarze albo jeszcze grają, albo już zakończyli kariery, ale gdyby zostali w Arsenalu, ich doświadczenie mogłoby pomóc wygrać jakiekolwiek trofeum od 2005 roku. A tak Wenger ma skład, który nie wie co to sukces. I powoli coraz mniej klasowych zawodników może chcieć przychodzić do klubu. Szczególnie, że Wenger nie daje wysokich kontraktów.

Podejście dość... ciekawe. Twoja ulubiona drużyna miażdży jednego z głównych rywali w stosunku rzadko spotykanym, a Ty żałujesz, że to nie był mecz walki. Ja tam wolę 5:0 czy 2:6 niż 1:0, 2:0 czy 3:2 :D

Widzisz Tofik, bo mnie interesuje rywalizacja, sport w czystej postaci. To, co charakteryzuje EPL :) A zdemolowanie rywala tak, że ten nie wie jak się nazywa, to jest fajne na krótką metę (szczególnie, że rywal już przed pierwszym gwizdkiem sprawiał wrażenie przygotowanego na porażkę). Zero w tym jakichkolwiek emocji. Ubiegłoroczny mecz United z Arsenalem (z grudnia, 1:0 dla Manchesteru) oglądałem bliski zawału. Ale potem zwycięstwo smakuje w sposób niesłychany. Człowiek chodzi lekko nabuzowany dobre kilkanaście godzin. Zwycięstwo 3:2 z Liverpoolem na OT po bramce Berbatova (szalenie mi szkoda Bułgara, facet ma nieziemskie umiejętności, ogromnie dużo wnosi do gry United, a i tak jest obecnie maks czwartym wyborem Fergusona jeśli chodzi o napastników) w ostatnich minutach, 2:1 z City po fantastycznym trafieniu Rooneya w końcówce, czy też sezon 2009/2010, kiedy bodaj trzy razy United wygrywało w samych końcówkach z City (dosłownie, w doliczonym czasie - Owen, Rooney i Scholes, ten ostatni przedłużając nadzieje na mistrza)... te mecze pamięta się na lata. Radość z takiego wyrwanego ostatkami sił zwycięstwa jest czymś niesamowitym. A tutaj... owszem, super, że zagrali taki mecz, że wpisali się do historii klubu... ale dla mnie jako kibica ten mecz był emocjonujący przez 20 minut. Potem już tylko podziwiałem kolejne akcje. Tak jak w meczu towarzyskim. Tak więc super, że wygrali, zagrali dobry mecz, zgarnęli trzy oczka, są liderem i zepchnęli w cień wyczyn City (no i zapunktowali mi fantastycznie w Fantasy Premier League - jeśli ktoś interesuje się piłką tak na poważnie, lubi rywalizację a grzebanie w składach sprawia mu przyjemność, to szczerze polecam: http://www.premierleague.com/page/Home , zakładka "Games"), ale zabrakło mi emocji. Poza tym... mecze United z Arsenalem to historia pełna pięknych spotkań, gdzie trzeba było gryźć trawę. Ja się na tych spotkaniach niemalże wychowałem:

Dzisiaj oglądając coś, co wyraźnie odbiega od moich dotychczasowych doświadczeń zwyczajnie czułem się dziwnie. No ale ja to ja. No i Arsenal mimo wszystko ciężko nazywać obecnie rywalem. Historycznie tak, ale nie do tytułu. Tutaj jednak wszystko powinno rozstrzygnąć się między United, City i Chelsea. Może Liverpool się włączy, bo na razie sprawiają niezłe wrażenie.

PL chyba rzadko widywała takie mecze

Takie pogromy? Widziała nie raz. Co prawda zazwyczaj po kilka w sezonie, ale jednak. Przy czym zazwyczaj to były mecze kogoś z czuba tabeli z jakimś potencjalnym spadkowiczem.

Ale tabela faktycznie może się jeszcze odwrócić, bo tym meczem Arsenal stracił tylko 3 punkty.

Arsenal zaczął wyjątkowo pechowo ten sezon. Stracili dwóch ważnych zawodników, posypały się kontuzje i wykluczenia... Pierwszy mecz zremisowany na trudnym terenie w Newcastle, potem pechowa porażka z Liverpoolem (gdyby nie jedna szczęśliwa interwencja Reiny to prowadziliby 1:0, a potem poszło - najpierw czerwona kartka dla Frimponga, gol który paść nie powinien i Arsenal padł), i w końcu mecz z Manchesterem, który jest w gazie od początku sezonu (kompletnie jak nie United, które przyzwyczaiło do słabych startów, np. kilka lat temu w sezonie mistrzowskim po trzech pierwszych kolejkach byli w strefie spadkowej). W następnej kolejce Arsenal ma Swansea u siebie i tam już powinni wygrać (chyba, że znowu wpadnie im do głowy wjechać z piłką do bramki, to mogą mieć problem, bo bramkarz Swanselony jest w formie, a i sami Walijczycy już z City pokazali, że potrafią zagrać całkiem całkiem).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Widzisz Tofik, bo mnie interesuje rywalizacja, sport w czystej postaci. To, co charakteryzuje EPL :) A zdemolowanie rywala tak, że ten nie wie jak się nazywa, to jest fajne na krótką metę (szczególnie, że rywal już przed pierwszym gwizdkiem sprawiał wrażenie przygotowanego na porażkę). Zero w tym jakichkolwiek emocji.

Zdemolowanie nie przeczy czystej rywalizacji.

Ubiegłoroczny mecz United z Arsenalem (z grudnia, 1:0 dla Manchesteru) oglądałem bliski zawału. Ale potem zwycięstwo smakuje w sposób niesłychany. Człowiek chodzi lekko nabuzowany dobre kilkanaście godzin.

Najwidoczniej co kto lubi, nie uważam stanu przedzawałowego za kryterium dobrego meczu. Raczej rozchodzi mi się o zwyczajną ekscytację, najlepiej pozytywną (o ile jest też negatywna :P ) tzn. gdy dobrze się dzieje dla teamu, któremu kibicuję. Doskonale pamiętam to, że po manicie i końcowym gwizdku łaziłem po domu jak głupi przez dwie godziny próbując zapamiętać każdy szczegół. O 6 specjalnie wstałem po to, żeby zobaczyć co tam media o tym mówią. Czy 3:3 (2006/2007), 2:0 (2008/2009) 1:0, 0:2 (2009/2010), czy superpucharowy dwumecz zapamiętam lepiej, bo to były zacięte mecze? Zdecydowanie nie. Dlaczego? No bo zwyczajnie wolę sytuację, gdy drużyna nie pozostawia wątpliwości na temat tego, kto jest lepszy. Bo 'haczyk' przeciwko wygrywającemu jedną bramką zawsze można znaleźć.

Takie pogromy? Widziała nie raz. Co prawda zazwyczaj po kilka w sezonie, ale jednak. Przy czym zazwyczaj to były mecze kogoś z czuba tabeli z jakimś potencjalnym spadkowiczem.

No właśnie jest różnica między meczem Chelsea-Wigan 8:0 a meczami pomiędzy członkami Big Four (obecnie chyba trochę nieaktualne określenie?), Man City czy Tottenhamu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Zdemolowanie nie przeczy czystej rywalizacji.

Nie chodziło mi o czystą rywalizację, ale o równą rywalizację.

Najwidoczniej co kto lubi, nie uważam stanu przedzawałowego za kryterium dobrego meczu.

Najwidoczniej. Wyniki takie jak ten są fajne w okresie przygotowawczym. Polecam artykuł z Daily Mail. Gość idealnie opisał to co sam czułem: http://www.dailymail.co.uk/sport/football/article-2031205/Martin-Samuel-Manchester-United-destroyed-Arsenal.html

Być może jakby to był mecz z City w 38 kolejce, decydujący o mistrzostwie, i United wygrało by 8:2, to cieszyłoby mnie to, że wygrali tak wysoko. Ale Arsenal, na początku sezonu dodatkowo... no ale to trzeba czuć.

Zdecydowanie nie. Dlaczego? No bo zwyczajnie wolę sytuację, gdy drużyna nie pozostawia wątpliwości na temat tego, kto jest lepszy. Bo 'haczyk' przeciwko wygrywającemu jedną bramką zawsze można znaleźć.

Takiego podejścia kompletnie nie rozumiem. Wyjść, poklepać, wygrać, a najlepiej sprawić, aby rywal miesiąc zbierał się po upokorzeniu. Przeraźliwie mechaniczne to dla mnie. Zero romantyzmu, brak emocji. A ja właśnie za nutkę romantyzmu, dramaty i emocje kocham ten sport. To, że kibicuję United, to zasługa pamiętnego 2:1 w Barcelonie i półfinału z Juve w '99. Meczów dramatycznych, gdzie United zwycięstwa wyrywało rywalom. Za najlepsze finały LM ostatnich kilkunastu lat uważa się te z '99 i '05. Oba to były mecze dramatyczne. Czy ktoś poza kibicami Porto i Monaco pamięta o finale z '04? Średnio w to wierzę. Gładkie 3:0 Portugalczyków nie zostawiło wątpliwości, kto był lepszy. Ale mecz był totalnie nudny. Podobnie jak finał w 2010. Całkowita dominacja Interu. Jak Barca rozbijała Real w ubiegłym roku, wyłączyłem mecz, bo oglądanie gry jednej ekipy, której nie kibicuję na dodatek, w sytuacji kiedy druga jest całkowicie bezradna, to średnia frajda. Piłka nożna to sport, gdzie potrzebne są dwie drużyny. Kiedy United gromiło Arsenal na boisku była jedna. A tak wyglądają treningi, a nie mecze piłkarskie. Mecz zapamiętam pewnie na lata, bo 8:2 nie zdarza się co dzień, szczególnie z Arsenalem, ale mimo wszystko, w czubie moich ulubionych spotkań nie będzie. No ale co kto lubi :)

No właśnie jest różnica między meczem Chelsea-Wigan 8:0 a meczami pomiędzy członkami Big Four (obecnie chyba trochę nieaktualne określenie?), Man City czy Tottenhamu.

No, na tym poziomie, kiedy grają dwie drużyny, które należą do czołówki od lat, to fakt. A "Big Four" jest nieaktualne już od ubiegłego sezonu. Teraz w użyciu jest "Big Six" (United, City, Chelsea, Arsenal, Liverpool i Tottenham) choć ten sezon może dość szybko rozmontować ten skład i powstanie nowe "Big".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Takiego podejścia kompletnie nie rozumiem. Wyjść, poklepać, wygrać, a najlepiej sprawić, aby rywal miesiąc zbierał się po upokorzeniu.

To też, ale najważniejsze, by ostateczny rezultat był maksymalnie dla mnie, że tak powiem, przyjemny.

Za najlepsze finały LM ostatnich kilkunastu lat uważa się te z '99 i '05.

Oglądanie meczów swojej drużyny a oglądanie meczów drużyn obojętnych to są dwie różne sprawy. W pierwszych liczę na rozjechanie rywala, w drugiej to czy będzie 8:0 czy 5:5 albo czy trawa się utrzyma jest mi obojętne, liczy się dobre widowisko.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
W pierwszych liczę na rozjechanie rywala

Przykre to Tofiku. No ale cóż, może teraz takie podejście jest jak najbardziej normalne.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Od dnia 6 listopada 1986 r. Liverpool miał 7 menadżerów, Arsenal 6, Chelsea 15, Real Madryt 24, Barcelona 12, AC Milan 16, Inter Mediolan 24, Juventus Turyn 14, Bayern Monachium 17... można by tak długo wymieniać wielkie europejskie kluby i ich trenerów z ostatniego ćwierćwiecza. Jest jednak w tym absolutnym topie jeden wyjątek. A nazywa się on Sir Alex Ferguson. Nieprzerwanie od 25 lat kierujący Manchesterem United. Dokładnie 6 listopada 1986 r. rozpoczął oficjalnie swoją pracę na Old Trafford. Przychodził jako uznany już fachowiec, który jako trener szkockiego Aberdeen przełamał absolutną hegemonię Celticu i Rangersów (oba kluby zdobyły łącznie 96 tytułów Mistrza Szkocji na 115 możliwych), wygrywając rozgrywki ligowe między 1981 a 1985 r. trzy razy. Dodatkowo dołożył do klubowej gabloty cztery razy Puchar Szkocji oraz Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy, jedyne europejskie trofea, jakie klub zdobył w całej swojej historii. Od czasu kiedy Ferguson odszedł z Aberdeen mistrzami Szkocji zostają wyłącznie Celtic i Rangersi. Po drodze na Old Trafford miał przygodę z reprezentacją Szkocji na MŚ w Meksyku, ale odpadł już w fazie grupowej. W Manchesterze zastąpił "Big Rona" Atkinsona, menadżera United od 1981 r. Drużynę przejmował w bardzo trudnej sytuacji. Od lat pozostawała ona w cieniu swojego wielkiego rywala, Liverpoolu (kiedy przyszedł United mieli 7 tytułów Mistrza Anglii, Liverpool aż 16, dzisiaj jest 19 do 18... dla United), a dodatkowo klub znajdował się w strefie spadkowej. Pierwsze lata nie były udane. Nie było wyników, kibice domagali się wręcz wyrzucenia Szkota. On jednak wytrwał na swoim stanowisku. Pierwszy sukces przyszedł w 1990 r. (Puchar Anglii), rok później wygrał Puchar Zdobywców Pucharów. Pierwsze Mistrzostwo Anglii wywalczył w sezonie 1992/93. I tak to trwa aż do dzisiaj. Od jego przybycia gablota klubowa z trofeami powiększyła się o 37 pucharów, w tym 12 razy za Mistrzostwo Anglii. Od czasu powstania Premier League w 1992 r. nikt nie wygrał jej więcej razy. Jeszcze w pierwszej połowie lat 90. zaczął wprowadzać do zespołu młodych zawodników - Giggs, Scholes, Beckham, bracia Neville, Butt. Złote pokolenie, które dało mu tyle trofeów. Przez te wszystkie lata Ferguson widział wiele wspaniałych drużyn, które czarowały cały świat. Wielu zawodników, których gwiazdy pojawiały się równie szybko co gasły. Piłka nożna z roku na rok rozwija się. To co można było oglądać w latach 80. i 90. nijak ma się do dzisiejszej gry. Niby te same zasady, ale jednak szybkość gry, taktyka. Wszystko to się zmienia, zmieniają się piłkarze. Zmienia się też Ferguson, który uczy się nieustannie. Wielokrotnie wróżono już upadek United. On jednak za każdym razem pokazywał, że przewidywania ekspertów i kibiców są tyle warte, co zeszłoroczny śnieg. To co robi, robi z pasją. Mimo swoich 70 lat nie zwalnia tempa ani na chwilę. Wczoraj przed meczem z Sunderlandem dowiedział się, że największa trybuna stadionu Old Trafford będzie nosiła odtąd jego imię - Sir Alex Ferguson Stand. Za rok przed stadionem stanie jego pomnik, dłuta Philipa Jacksona, autora pomników Sir Matta Busby'ego oraz Złotej Trójcy - Law, Best, Charlton. A emerytura? Może kiedyś... Jedno jest pewne - przejdzie na nią wtedy, kiedy sam uzna za słuszne. O zwalnianiu go nie ma mowy. Nie rusza się człowieka, za którym każdy piłkarz i każdy kibic zespołu skoczyłby w ogień... Zanim jednak Szkot odejdzie przygotuje swojemu następcy drużynę gotową do podjęcia nowej walki o dominację w Anglii i w Europie. Była ekipa z Cantoną, był zespół sięgający po "The Treble", była ekipa, która wygrywała LM w 2008 r. Dzisiaj Old Trafford widzi nowe gwiazdy (części obecnego zespołu nie było nawet na świecie, kiedy Ferguson obejmował władzę na Old Trafford), które mają być zdolne w krótkim czasie do podjęcia walki z Barceloną, Realem, Chelsea, City. A takie wyzwania to jest to, co Ferguson kocha najbardziej. Może poza jednym. Smakiem sukcesu. Ten nie nudzi mu się nigdy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

I znamy już grupy na Euro:

A) Polska, Grecja, Rosja, Czechy

B) Holandia, Niemcy, Dania, Portugalia

C) Hiszpania, Włochy, Chorwacja, Irlandia

D) Ukraina, Anglia, Szwecja, Francja

Dostaliśmy najłatwiejszą możliwą grupę. Pozostałe trzy są piekielnie mocne. Podsumowując - nie przejść do ćwierćfinału to będzie wstyd.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.