Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Inga

Uluru - święta góra Aborygenów

Rekomendowane odpowiedzi

Inga   

ŚWIĘTE MIEJSCA STAROŻYTNYCH LUDÓW BRONIĄ SIĘ PRZED OKALECZENIEM ORAZ INGERENCJĄ NIEPROSZONYCH GOŚCI.

Wiele jest starożytnych miejsc na Ziemi, których nie dane jest nam dokładnie zbadać, gdyż siły, których do dzisiaj nie rozumiemy, w sposób bardzo jednoznaczny bronią te miejsca przed naszym wglądem i ingerencją. Wielu ludzi, którzy pragną zgłębić ich tajemnice, ginie od razu, lub też wkrótce później, w niewyjaśnionych okolicznościach lub w zagadkowy sposób. W mniej drastycznym wydaniu - dotyka ich pasmo ciągłych nieszczęść i przeciwności losu.

Doniesienia o tego typu zjawiskach dochodzą z całego świata - dotyczą m.in. świętej góry Aborygenów - Uluru w Australii, góry Pedra Da Gavea w pobliżu Rio de Janeiro, przełęczy Czike Taman w górach Ałtaj, góry Kholat Sjahyl na północnym Uralu, Doliny Czarnego Bambusa w chińskiej prowincji Syczuan i wielu innych miejsc.

Z innym, acz podobnym zjawiskiem, mamy do czynienia w Islandii: wg legend, niewidzialny lud Islandii - Elfy, chroni tu w analogiczny sposób stare głazy - swe siedziby. Tych, którzy zlekceważą nienaruszalność tych miejsc - prześladuje niewytłumaczalny pech, a ich przedsięwzięcia bankrutują w niewyjaśniony sposób.

ULURU (AYERS ROCK)

W geograficznym środku Australii, na południowy zachód od Alice Springs, znajduje się jeden z najwspanialszych klejnotów natury na naszej planecie: Uluru, największy kamienny monolit, jaki odnaleziono dotąd na kuli ziemskiej, wyrastający nagle ponad całkowicie płaski teren do wysokości 348 m.

Niezwykła wyjątkowość tego monolitu, poza samą wielkością (długość 3,6 km, zagłębiony na 10 km w głąb ziemi), wynika z braku czegokolwiek na niej: nie jest porośnięty żadnymi roślinami. To gigantyczna powierzchnia czystej, nagiej skały, która przechwytując i odbijając światło tutejszego wyjątkowo agresywnego słońca, nieprzeciętnie efektywnie tworzy jakby nowe źródło samoistnego światła, energii, co jest zauważalne z wielu kilometrów: o świcie skała, której kształt przypomina śpiące prehistoryczne zwierzę, świeci złotożółtym blaskiem, o zachodzie przechodząc stopniowo do ciężkiej, głębokiej czerwieni rubinu. Jednak najbardziej niezwykłym, fioletowym kolorem, promieniuje Uluru dopiero po ulewnym deszczu, który jednak, niestety, niezwykle rzadko pojawia się w tej okolicy.

Dla Aborygenów, rdzennych mieszkańców tego kontynentu, ten gigantyczny monolit jest najświętszym z miejsc. Według legendy tu właśnie rozpoczął się akt stworzenia świata, tu również ma swoje źródło i wiele innych rdzennych, australijskich mitów.

Na Uluru znajduje się wiele świętych zakątków, niektóre przeznaczone sa tylko dla mężczyzn, inne dla kobiet: są tu ciche jaskinie, groty płodności, zbiorniki wodne i występy skalne. Tu, na tej górze, krzyżuje się także kilka iwara, czyli szlaków wędrówek zmarłych dawno temu przodków. Co prawda zakazu wspinaczki na górę nie ma, ale przedstawiciele rdzennych mieszkańców przestrzegają turystów, aby tego nie robić: duchom przodków należy się bowiem spokój i możliwość bezkolizyjnego ruchu po iwara. Istnieje ponadto tabu mówiące, że nie wolno niepokoić góry z innych powodów niż ceremonie religijne.

Nie istnieje jednakże, ani nigdy nie istniała żadna klątwa, która godziłaby w ludzi naruszających integralność Świętej Góry. A jednak co roku zdarza się tu wiele wypadków: często ktoś ze wspinających się na Uluru turystów poślizgnie się i spadnie łamiąc sobie kości. Podobno zdarza się to przeciętnie raz w miesiącu. Były też zawały serca i zasłabnięcia, o czym przypominają tabliczki wzdłuż ścieżki. Zdarza się, że wspinacze umierają kilka dni po wejściu na szczyt i nie są uwzględniani w statystykach wypadków. Podobno też, co z ledwie maskowaną satysfakcją opowiadają pracownicy Centrum Kulturalnego Anangu, co jakiś czas nadchodzą informacje, że np. pewien brytyjski turysta, który wbrew dobrym radom wspiął się na Uluru, wpadł pod londyński autobus, natomiast francuski turysta spadł z wieży Eiffela. Sugestia, że stało się tak dlatego, iż zderzyli się przedtem na ścieżce z duchem przodka jest przekazywana dość subtelnie, ale gospodarzom jest autentycznie przykro, że ktoś został poszkodowany na ich terenie i za sprawą ich zmarłych.

Innym tajemniczym zjawiskiem związanym ze Świętą Górą Aborygenów jest masowe zwracanie do Uluru-Kata-Tjuta-Nationalparku, przez turystów z całego świata, skradzionych zeń kamieni i piasku. Co roku do Ayers Rock poczta dostarcza tysiące takich paczek. Do przesyłek nadawcy dołączają pełne skruchy i przeprosin listy twierdząc, że coś ich do tego gestu skłoniło. I nie chodzi tu tylko o to, iż od czasu kradzieży prześladuje ich niewytłumaczalny pech i przydarza im się cała masa różnych nieszczęść - przecież można było by pozbyć się kamienia wrzucając go po prostu do pierwszego lepszego śmietnika - dlaczegóż więc ludzie zadają sobie tle trudu i kosztów, aby odesłać go z powrotem?

Skoro legenda mówiąca o tym, że kamienie zabrane z Uluru przynoszą nieszczęście, obiegła już cały świat, to logiczny wydaje się wniosek, że zabierają je tylko ci ludzie, którzy w nią nie wierzą. Jeśli zaś ci właśnie ludzie masowo odsyłają je z powrotem do Australii, pisząc przy okazji pełne skruchy listy, to każdemu z nich rzeczywiście w międzyczasie musiało przydarzyć się coś, co znacząco spowodowało zmianę ich światopoglądu.

Niezwykłości temu zjawisku dodaje jeszcze fakt, iż władze parku narodowego Uluru działają również w sposób irracjonalny, a nawet wbrew rygorystycznym australijskim przepisom: nie zwracając uwagi na bardzo ostre nakazy kwarantanny - czym prędzej zwracają kamienie Świętej Górze w trakcie specjalnego ceremoniału, podczas którego dziękują każdemu z nich za to, że do nich wrócił.

Autorzy artykułu "Kamienie z Ayers Rock" (zamieszczonego w "Nieznanym Świecie" 3/2004), próbując rozwikłać powyższą zagadkę, dotarli do kilku spośród skruszonych winowajców. Najbardziej uderzającym okazał się fakt, iż żaden z rozmówców nie chciał dokładnie opowiadać o tym, co skłoniło go do zwrotu skradzionych kamieni. Udało się jednak ustalić, iż każdemu z nich ukazywało się coś, co wg ich słów "otwierało mu oczy". Ostatecznie jedna z osób odważyła się przyznać, iż wielokrotnie ukazywała jej się postać Aborygena; postać ta, gdy w końcu przemówiła do naszego niefortunnego turysty spowodowała, że człowiek ten odesłał kamień z powrotem do Australii.

Więcej faktów nikt ujawnić nie chciał - oznajmiono dziennikarzom, iż tak będzie lepiej.

PEDRA DA GAVEA

Ta wysoko położona nad miastem Rio de Janeiro ogromna góra, swym wyglądem przypomina egipskiego Sfinksa. Jest ona innym tajemniczym miejscem, w którym zdarzają się niewyjaśnione zaginięcia, zagadkowe zgony, a także anomalie czasowe.

Zagadkowe znaki

Jedną z jej niewyjaśnionych zagadek, która wzbudza duże kontrowersje, są "napisy" znajdujące się na jej zboczach. Inskrypcje te znajdują się mniej więcej 30-40 metrów poniżej szczytu góry. Mają one od 2,5 do 3 metrów wysokości i ciągną się na powierzchni o długości 50 metrów. Jeżeli faktycznie są to inskrypcje, to kimkolwiek byli ich autorzy, musieli dysponować niezwykłymi umiejętnościami, aby zamieścić tak wielkie znaki w miejscu tak niedostępnym. Mimo upływu wieków, nawet dziś nie można w bezpieczny sposób dotrzeć w ich pobliże.

Sceptycy twierdzą, że to formy wytworzone przez naturę. Tajemniczymi inskrypcjami zajmuje się m.in. historyk, Luciene Costa Gonzaga. "Istnieje wiele dowodów na to, że to miejsce niezwykłe i są ludzie, którzy nie chcą mówić prawdy o tej górze. Nie wiem, co chcą w ten sposób ukryć i nie rozumiem tego. Istnieje hipoteza, iż Fenicjanie dotarli do Ameryki Południowej i to oni są autorami inskrypcji. Sceptycy twierdzą, że to zwykła erozja. Dochodzi jednak także trzecia teoria, która mówi, iż te napisy są śladami innej cywilizacji, zagadkowej i nieznanej nam. Być może nawet cywilizacji, która nie pochodziła z Ziemi. Studiując historię dawnej kultury cywilizacji prekolumbijskiej Ameryki Południowej i badając pozostałości śladów, które pozostawiły w różnych częściach świata, doszłam do wniosku, że te napisy nie są naturalnym wytworem przyrody." - mówi Gonzaga.

UFO nad szczytem

Następną tajemnicą góry są dziwne światła widywane nad szczytem.

Takie relacje zaczęły pojawiać się w połowie lat 40-tych i napływają do dziś. Świadkowie twierdzą, iż światło jest olbrzymie i unosi się tuż nad szczytem Pedra da Gavea. Zazwyczaj jest to jasny punkt, który tkwi nieruchomo na niebie. Czym jest to zjawisko? Do dziś nie wyjaśniono, choć obserwacje tajemniczego światła trwają nadal.

Anomalie czasowe

Ludzie, którzy przebywali w jej okolicach, niejednokrotnie wspominali, że na przykład z ich zegarkami było coś nie tak. Nie wskazywały poprawnie godziny. Wiele razy nie można było także wywołać zdjęć zrobionych w tym miejscu, a nawet były problemy ze sfilmowaniem tej tajemniczej góry. Tego typu relacji było bardzo wiele. Dziwnych "anomalii" doświadczył również dziennikarz Luiz Moacyr de Andrade, który od wielu lat bada i pisze o górze Pedra da Gavea. Tak wspomina to zdarzenie: "Kiedyś wybraliśmy się tam z grupą przyjaciół i zostaliśmy na noc. Niektórzy postanowili spędzić noc w jaskini, gdyż tam było cieplej, inni pod gołym niebem. Umówiliśmy się na konkretną godzinę rano. Następnego dnia o wyznaczonej godzinie nikt nie pojawił się na miejscu spotkania. Wraz z przyjaciółmi długo czekaliśmy na pozostałych. Gdy przez dłuższy czas nikt nie przychodził, poszliśmy sprawdzić, czy nie stało się nic złego z pozostałymi towarzyszami. Gdy dostaliśmy się do jaskini, okazało się, że przyjaciele jeszcze śpią. Gdy się obudzili, byli bardzo zaskoczeni, że jest już tak późno. Okazało się, że ich zegarki stanęły w środku nocy. Wszystkie o tej samej godzinie."

Zgony i zaginięcia

Luiz Moacyr de Andrade opowiada: "Doświadczony alpinista w pewnym momencie stracił przytomność i wisiał bezwładnie. Kiedy udało się go ściągnąć, okazało się, że już nie żył. Co dziwne, nigdy nie podano przyczyny zgonu. Drugi z dziwnych przypadków zdarzył się podczas podchodzenia na skałę. Znowu nie podano przyczyny śmierci. Człowiek po prostu osunął się na ziemię i zmarł. Był to młody mężczyzna."

Kolejne niewyjaśnione zdarzenie dotyczy zaginionego samolotu, który wyleciał z Rio i miał lecieć do Santos. Jego kurs był wytyczony dokładnie nad Pedra da Gavea. "Była piękna, bezwietrzna pogoda. Samolot kursował na tej trasie prawie codziennie. Człowiek siedzący za jego sterami był doświadczonym pilotem. Do zdarzenia doszło chwilę po starcie, kiedy utrzymywano jeszcze łączność radiową. W pewnym momencie urwał się kontakt radiowy, a samolot zniknął nagle z radaru, bez żadnego ostrzeżenia, dokładnie nad szczytem góry." - relacjonuje de Andrade.

Wielokrotne wywoływania samolotu nie dały żadnych rezultatów. Samolot dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Co dziwniejsze, świadkowie, którzy widzieli samolot jeszcze w powietrzu, nie potrafili powiedzieć, jak zniknął. Nie było widać ani słychać żadnej eksplozji. Nie odnaleziono też ani samolotu ani pilotów. Przyczyna tragedii do dziś nie została wyjaśniona. Po tym zdarzeniu, piloci zaczęli unikać przelotów nad tym miejscem.

Czy kiedykolwiek uda się rozwiązać zagadki tej góry? Mimo, iż badania trwają już wiele lat, jak dotąd ani o krok nie udało się naukowcom przybliżyć do wyjaśnienia jej tajemnic.

Jak widać, góra pilnie strzeże swoich sekretów, których większość ludzi stara się dziś nie dostrzegać.

PRZEŁĘCZ CZIKE TAMAN w AŁTAJU

Przełęcz Czike Taman jest jednym z bardziej malowniczych miejsc na Trakcie Czujskim, czyli rosyjskiej szosie federalnej M 52. Rozciąga się z niej wspaniały widok na piękne ałtajskie góry i szmaragdowe doliny. Turyści obowiązkowo zatrzymują się tu i podziwiają cudowny krajobraz. Jednak pozornie sielankowa i stosunkowo niewysoka (1460 m n. p. m.) przełęcz w rzeczywistości pozostaje najbardziej niebezpiecznym odcinkiem całej, liczącej blisko tysiąc kilometrów drogi.

Prawie każdy, kto przystaje na przełęczy, mówi o dziwnym uczuciu, jakie wywołuje w nim to miejsce. Mało kto zostaje tutaj dłużej niż pół godziny, bowiem po upływie tego czasu człowiek odczuwa nieuzasadniony, potęgujący się niepokój, a nawet lęk. Na przełęczy, choć stanowi doskonały punkt widokowy, nie ma najskromniejszej choćby kafejki czy też stoiska z regionalnymi pamiątkami. Po prostu nie sposób tu wytrzymać.

W wierzeniach Ałtajczyków przełęcze zajmują szczególną rolę. Są to siedziby eeze (gospodarza), niewidzialnej istoty, która jest władcą danego miejsca. Nienawidzi on jakiejkolwiek ingerencji w swoją posiadłość - ałtajscy szamani przekonują, że nawet niepotrzebne przeniesienie kamienia z jednego miejsca na inne narusza subtelną równowagę sił natury i może mieć negatywne następstwa. A cóż dopiero, gdy chodzi o ruchliwą szosę!

Ałtajczycy zawsze zatrzymują się na krótką chwilę na przełęczy, aby pokłonić się mocom przyrody. Na Czike Tamanie rośnie kilka kosz agacz - szamańskich drzew, na gałęziach których tubylcy zawiązują wstążki. Ma to na celu przebłaganie eeze i zapewnienie sobie pomyślności. Turyści bezmyślnie naśladują te zwyczaje, nie zawsze prawidłowo wykonując ten, wbrew pozorom, skomplikowany obrzęd.

Tajemnicze zjawiska na przełęczy zachodzą zwłaszcza podczas mgły.

- Miałam wrażenie, że ktoś rozgrzanymi palcami dotyka raz po raz mojej twarzy - wspomina jedno z takich zdarzeń turystka z Nowosybirska.

Na Czike Tamanie widziano we mgle zarysy widmowych, opalizujących postaci. W mlecznych oparach zaobserwowano także istoty przypominające śnieżnych ludzi. Na przełęcz zwracają też szczególną uwagę rosyjscy ufolodzy, notowano tutaj bowiem liczne przeloty niezidentyfikowanych obiektów.

Czike Taman jest również bardzo niebezpieczna dla kierowców: obok bowiem "normalnych" trudności - jak niezwykle niebezpieczna górska trasa czy bardzo kapryśna pogoda, zdarza się tam nieprawdopodobnie dużo nie dających się wyjaśnić awarii samochodowych, kończących się zwykle tragicznie. Zdaniem uczonych z Akademgorodka pod Nowosybirskiem, przyczyną tych awarii mogą być anomalie magnetyczne, jednak hipoteza ta nie tłumaczy wszystkich dziwnych wypadków, które rozgrywają się w tym miejscu.

Budowniczym drogi również dawała się we znaki niesamowita atmosfera Czike Tamana. Zapadali na niezidentyfikowane choroby, popadali w obłęd, dezerterowali. Ci, którzy pracowali jako wolni najemnicy, rezygnowali z pensji kilkakrotnie wyższych od przeciętnych, byle tylko wyrwać się stąd. Wielu popełniło samobójstwo. Na zachodnim stoku przełęczy pokazuje się turystom kamień, z którego podobno rzuciło się w przepaść aż 50 robotników!

Bramy piekieł

Na tle dziwnych zjawisk i osobliwych właściwości, które ludność tubylcza przypisuje temu miejscu, już chyba tylko jako formalność wypada odnotować, że na przełęczy ustawiony jest słupek kilometrowy pokazujący odległość Czike Tamana od Nowosybirska. Widnieje na nim liczba 666.

14 sierpnia 2003 roku przez przełęcz przejeżdżał Aleksander Aniskiewicz, kierowca firmy transportowej z Nowosybirska. Była pora przedwieczorna, słońce zachodziło na czerwono. Ałtajczycy taki zmierzch nazywają kyzył ynyr (czerwony wieczór) i uważają, że wówczas otwierają się bramy piekieł, a czeredy rozszalałych upiorów wydostają się na świat. Aniskiewicza, kiedy złożył swoją relację, poddano badaniu wykrywaczem kłamstw, ale nie stwierdzono, aby rozmijał się z faktami. A oto skrót jego opowieści:

- Jechałem samotnie vanem do Taszanty przy granicy mongolskiej, zachodni horyzont zdawał się płonąć. Nagle poczułem, że owładnęła mną dziwna siła, miałem wrażenie, że czyjaś skondensowana do granic wytrzymałości uwaga skupiła się na mojej potylicy. Bezwolnie podniosłem wzrok i spojrzałem we wsteczne lusterko. To, co zobaczyłem, ścięło mi krew w żyłach. Za mną siedziała ciemna postać: jej kontur przypominał wprawdzie sylwetkę ludzką, była jednak zbyt czarna, abym mógł rozpoznać rysy twarzy. A przecież było jeszcze całkiem jasno, widziałem wzór obicia fotela za moimi plecami! Poczułem, jak włosy stają mi dęba, a pot strumieniem spływa z karku. Nie wiem, jakim cudem utrzymałem kierownicę w rękach, nie wiem też, ile to wszystko trwało. Ocknąłem się w połowie południowego skłonu przełęczy. Z odtwarzacza dobiegała spokojna melodia, a w aucie nie było nikogo poza mną.

Reszta jest milczeniem

Na skalnych stokach w pobliżu przełęczy Czike Taman znajdują się prastare rysunki. Są one dość pospolite w tej części Syberii: Ałtaj od najdawniejszych czasów był "bramą ludów", przez którą różne narody wędrowały z południa i wschodu na zachód. Wiele z nich pozostawiło ślad swojej obecności w postaci kurhanów - mieszkańcy okolic Czike Tamanu powtarzają przerażające opowieści o widmach pojawiających się na pradawnych mogiłach.

Najstarszymi śladami obecności człowieka w tym zakątku Ziemi są właśnie petroglify, wspomniane rysunki naskalne - ich wiek ocenia się nawet na kilkadziesiąt tysięcy lat. Wiele z nich uległo zniszczeniu podczas budowy Traktu Czujskiego, ale niektóre zachowały się całkiem dobrze. Pośród wyobrażeń jeleni, tygrysów, wilków i paleolitycznych łowców można znaleźć wizerunki czarnych, człekokształtnych istot. Kim są? Kiedy zapytałem o to starą szamankę z wioski Muchor Tarchata, powiodła wokół siebie przerażonym wzrokiem, a potem położyła palec na ustach.

KHOLAT SJAHYL w URALU

Kholat Sjahyl jest kolejnym miejscem związanym z niewyjaśnionymi zgonami śmiałków, którzy odważyli się spróbować poznać jej tajemnice. Wzniesienie to uznawane jest za święte, jednak w języku tamtejszych mieszkańców, ludu Mansi, jej nazwa oznacza dokładnie tyle, co Góra Śmierci. (legendy Mansi mówią, iż podczas potopu rejon góry został zalany bardzo gorącą wodą, wskutek czego wielu ludzi poniosło śmierć).

Jednakże również dzisiaj dochodzi tam do niewyjaśnionych śmierci. Opisano przypadek grupy naukowców z Politechniki Uralskiej, która rozbiła obóz na Kholat Sjahyl. Nigdy stamtąd nie wrócili, a kiedy po kilku dniach ich bazę odnaleziono wszyscy byli martwi.

Okoliczności wypadku pozostały do dziś niewyjaśnione. Po ponad 40 latach nadal stanowi zagadkę: z pewnością nie spadli z wysoka, ani też nie zmogła ich rosyjska zima. Skóra zmarłych była zaczerwieniona, a obdukcja wykazała rozległe krwawienia i zniszczenie komórek krwi. Powstało mnóstwo teorii wyjaśniających, m. in. o tym, że przyczyna ich śmierci mógł być silny, gwałtowny impuls promieniowania, jednak żadna z powstałych dotychczas hipotez nie jest w pełni przekonująca.

KAMIENIE ELFÓW Z ISLANDII

W Islandii jest wiele świętych miejsc, w których znajdują się ogromne kamienie zamieszkałe przez niewidzialny lud elfów. Czy ostatecznie ktoś w to wierzy czy nie - nie ma większego znaczenia, faktem bowiem jest, iż nikomu dotychczas nie udało się bezkarnie zakłócić spokoju takiego miejsca. Kiedy Islandczycy próbują zbudować drogę lub most w miejscu, gdzie spoczywa taki kamień - nagle pojawiają się niezliczone problemy: maszyny się psują lub przegrzewają, robotnicy chorują i łamią sobie nogi, koszty inwestycji wielokrotnie wzrastają - słowem zawsze wydarza się coś, co uniemożliwia wykonanie takiego przedsięwzięcia. Słyszy się również, iż elfy często pokazują się ludziom w świetle dziennym lub w snach i ostrzegają, by miejsca ich zamieszkania pozostawić w spokoju.

Prawda to czy nie? Szeroko znany jest przypadek, gdy w Reykjawiku budowano nową ulicę. Pośrodku terenu prac leżał kamień elfów, na temat którego istniało wiele starych legend, a z wypowiedzi osób sensytywnych wynikało, że mieszka tam niewidzialny lud.

Firma budowlana, jak to zwykle bywa, zachowała się w sposób arogancki i doniesienia te zignorowała. Natychmiast pojawiły się niewytłumaczalne trudności z maszynami i robotnikami. Przez trzy tygodnie, dzień po dniu planowano wysadzenie kamienia, ale zawsze wydarzyło się coś, co zamiar ten uniemożliwiło. W końcu skontaktowano się z ezoterykami i poproszono, by... weszli w układy z niewidzialnym ludem. Doszło do porozumienia z niewidzialną istotą, w efekcie którego kamień udało się przesunąć o 15 metrów. Mieszkaniec kamienia obiecał, że opuści go na tydzień i dopiero wtedy powoli i ostrożnie przeszkodę przesunięto. Dalej budowa postępowała już bez problemów.

Wydarzenie to miało miejsce w 1971 roku i od tego czasu kamień znajduje się pod ochroną zarządu miasta. W międzyczasie budowano kolejną ulicę, która znowu wypadła w miejscu, gdzie spoczywał kamień. Dziś można tam zobaczyć niedokończoną drogę, która urywa się tuż przed nim, i prawdopodobnie, jeśli nie dojdzie do kolejnej pertraktacji z elfami - wspomniana droga nigdy nie powstanie.

Magnus Skarphedinsson, islandzki historyk, który od lat zbiera i archiwizuje relacje związane z elfami, doszedł ostatecznie do wniosku, że niewidzialny lud w Islandii nie tylko istnieje, ale dysponuje umiejętnościami wpływania na naszą materialną rzeczywistość.

Czy nie wydaje się więc logiczne, że podobne wnioski można wciągnąć również z pozostałych opisanych tutaj historii?

Opracowała w całości Agnieszka Brzozowska

Źródła:

1. P. Fiebag, E. Gruber, R. Holbe: "Magia miejsc, przedmiotów i roślin"

2. http://www.radio.com.pl/czaswolny/podroze/tresc.asp?tId=202

3. G. Fosar, F. Bludorf: "Kamienie z Ayers Rock", Nieznany Świat, 3/2004.

4. http://www.paranormalne.pl/lofiversion/index.php?t1508.html

5. http://www.apokalipsy.fora.pl/zagadka-prze...taman-t409.html (podobno ze strony: http://www.ufo.dos.pl/article.php?sid=329 , ale ta się nie otwiera)

Edytowane przez Inga

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Niezwykła wyjątkowość tego monolitu, poza samą wielkością (długość 3,6 km, zagłębiony na 10 km w głąb ziemi), wynika z braku czegokolwiek na niej: nie jest porośnięty żadnymi roślinami.

Kamyk Uluru wcale nie jest taki łysy, z daleka owszem nic nie widać, ale jeżeli popatrzysz z bliska to zobaczysz na nim całkiem sporo różnych roślinek i to nie tylko trawki, ale też krzewy i drzewa.

http://i1.trekearth.com/photos/32817/uluru_in_the_rain.jpg

O tym możesz powiedzieć, że to zdjęcie zrobione jest u podnóża więc może te będą bardziej przekonywujące:

http://www.michalturski.com/australia/imag...apety/uluru.jpg

http://www.odyssei.com/gallery/16583_uluru_3.jpg

http://www.bugbog.com/images/galleries/aus...uluru-climb.jpg

Albo tu:

http://www.travelblog.org/Oceania/Australi...blog-93987.html

cała seria zdjęć

Edytowane przez Capricornus

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
redbaron   

W sumie ataki serca można pewnie wyjaśnić - to się strasznie nagrzewa, do tego wysiłek wspinaczkowy i jak ktoś ma słabe serce to ma problem. Podobnie z tymi, którzy giną spadając ze skały - na wikipedii wygląda na dość stromą.

Co do całej reszty, to cóż, ja świata pozamaterialnego nie neguję, postrzegam go tylko przez pryzmat religii katolickiej. Albo coś pochodzi od Boga, albo od wiadomo kogo... trzeciej siły nie ma.

[edycja]

Myślę, że skąpą roślinność też można wytłumaczyć tym, że jest to twarda skała i roślinki nie mają gdzie zaczepić korzeni i po prostu wypalają się na słońcu. Jak są szczeliny, jakaś lekka erozja, to zaraz się pojawiają.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Lu Tzy   

Piaskowiec w takim klimacie - przyzerowa wilgotnosc powietrza, rzadkie i nieobfite deszcze, bardzo wysoka temperatura i naslonecznienie - moze byc diablo zdradliwy. Polska Jura tez co roku wysyla pod trawnik kontyngent glupoli, mimo ze tameczny wapien jest przez aure dosc rzetelnie oczyszaczny z niespodziewanek. Jestem zas pewien, ze gros tych, co drapia sie gdzie ich nie swedzi na Ayers Rock to wlasnie glupole bez przygotowania i sprzetu.

Atakow serca i nie tylko ma tysiace jesli nie dziesiatki tysiecy na koncie Fuji Yama. Oczywiscie - tam wala pielgrzymkowe stada. Superatrakcje turystyczne dzialaja jednak podobnie - pcha sie tam kupa ludzi, ktora nie powinna.

Cos jak z Giewontem. Niby kazdy moze, ale nieraz trzeba kogos sciagac, a absurdalny stalowy krucyfiks usmazyl tuziny debili, ktorzy nie znali zwiazku miedzy burza, piorunami, elektrycznoscia i zjawiskiem przewodzenia.

Smieszna Sokolica czy Jaworzyna potrafi przyprawic o palpitacje szczawnickiego albo krynickiego kurortowicza. Malownicza sosenka na szczycie Sokolicy tez skasowala paru kretynow.

P.S. Wlazenie na Uluru pecha przynosi... To samo sie mowi o maoryskich tatuazach na przyklad.

Chcialbym raz choc zobaczyc wyniki rzetelnych, solidnych badan statystycznych.

Edytowane przez Lu Tzy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Inga   

Caprio, pierwszy link nie działa.

Albo coś pochodzi od Boga, albo od wiadomo kogo... trzeciej siły nie ma.

Dlatego rozpatrywanie tematu duchów z perspektywy religii katolickiej jest tutaj niewłaściwe. Aborygeni mają własne wierzenia.

W wierzeniach Aborygenów absurdów jest byc może mniej, niż w naszej rodzimej religii. Nie zrzucę tez wszytkich wypadków na głupotę turystów, ponieważ wielu z nich nie da się wyjaśnic w racjonalny sposób.

poniewazInnym tajemniczym zjawiskiem związanym ze Świętą Górą Aborygenów jest masowe zwracanie do Uluru-Kata-Tjuta-Nationalparku, przez turystów z całego świata, skradzionych zeń kamieni i piasku. Co roku do Ayers Rock poczta dostarcza tysiące takich paczek. Do przesyłek nadawcy dołączają pełne skruchy i przeprosin listy twierdząc, że coś ich do tego gestu skłoniło. I nie chodzi tu tylko o to, iż od czasu kradzieży prześladuje ich niewytłumaczalny pech i przydarza im się cała masa różnych nieszczęść - przecież można było by pozbyć się kamienia wrzucając go po prostu do pierwszego lepszego śmietnika - dlaczegóż więc ludzie zadają sobie tle trudu i kosztów, aby odesłać go z powrotem?

Podobnie ma się sprawa ze skradzionymi artefaktami z Egiptu. Do muzeum w Kairze co roku trafiają tysiące anonimowych przesyłek i całkiem spostych paczek ze "zwrotami". A przecież prościej by było wyrzucic te rzeczy na smietnik...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
redbaron   
Dlatego rozpatrywanie tematu duchów z perspektywy religii katolickiej jest tutaj niewłaściwe. Aborygeni mają własne wierzenia.

Dla mnie jako osoby wierzącej jest właściwe. Skoro "duchy" nie są przysłane przez Boga, są z wiadomego źródła i tyle.

Nie zrzucę tez wszytkich wypadków na głupotę turystów, ponieważ wielu z nich nie da się wyjaśnic w racjonalny sposób.

Oczywiście, masz rację. Tyle, że gdzie indziej upatrujemy tego stanu rzeczy. Dla mnie wynika on z tego, co jest powyżej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Inga   
Dla mnie jako osoby wierzącej jest właściwe. Skoro "duchy" nie są przysłane przez Boga, są z wiadomego źródła i tyle.

Jak nie kijem, to go pałą. :wink: :)

Świat nie jest taki prosty w klasyfikacji redziu jakby się mogło wydawac.

Oczywiście, masz rację. Tyle, że gdzie indziej upatrujemy tego stanu rzeczy. Dla mnie wynika on z tego, co jest powyżej.

Ok. ;)

Osobiście wolę miec światopogląd szerszy niż 'Panorama Racławicka', dlatego czasem zamiast wyjaśniania moich racji, wolę się zajac podziwianiem widoków niczym nieograniczonych. ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Caprio, pierwszy link nie działa.

U mnie działał przez jeden dzień, teraz i u mnie zdechł, nie mam czasu żeby znowu szukać reszta działa i pokazuje mniej więcej to samo.

A nikłą roślinność już ktoś wyjaśnił, monolit, więc nie ma, do czego przyczepić korzeni, roślinność może rozwijać się w zagłębieniach gdzie zbierają się produkty erozji i wiatr nanosi trochę gleby.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.