Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
FSO

Nähmaschine czyli kukuruźnik

Rekomendowane odpowiedzi

FSO   

Witam;

maszyna do szycia, kukruźnik, "bomby wyrzucane lopatkami", Nachthexen czyli Po-2 na wojnie.

Zaprojektowany pod koniec lat 20-tych jako typowy samolot szkoleniowy który wyląduje na każdym kawalku pola, którego naprwę przeprowadzi każdy kolchozowy traktorzysta [albo prawie kazdy], którego prędkość maksymalna gwarantowala niemal ocalenie przy kraksie. Jednym slowem samolt który w 41 r. byl tak przestarzaly jak to tylko możliwe, lecz używano go nawet jeszcze w wojnie koreańskiej [!]. W czasie II wś. używany tak często i w każdych niemal warunkach, że wspominają go N. we wszystkich wspomnieniach z frontu, zawsze z przydomkniem "maszyna do szycia" [niem. Nachmaschine].

Co o nim sądzicie, o ludziach którzy nim latali i tych którzy z nim walczyli...

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Grzesio   

No z tymi bombami łopatami to nie za bardzo. U-2LNB miał sześć normalnych wyrzutników bombowych pod skrzydłami, mógł na nich brać 200-300 kg bomb, także kaset. Zdarzało się natomiast, że nawigator wyrzucał ręcznie z kabiny bomby oświetlające.

Nie wydaje mi się natomiast, żeby U-2LNB były specjalnie skuteczną bronią. Psychologiczną i nękającą były na pewno, acz sądzę, że rzeczywista skuteczność ich nalotów była - wbrew imponującym liczbom przytaczanym w radzieckiej literaturze - mizerna. Biorąc pod uwagę, że promień skutecznego rażenia 50 kg bomby burzącej przeciwko celowi nieopancerzonemu wynosi 10 m, a np. przeciw linii kolejowej - 2 m, to nocne zniszczenie przez pociaka czegokolwiek staje się w zasadzie kwestią przypadku. Bombardowano bowiem przeciętnie z pułapu rzędu 1000 m, a celownik bombowy... ekhm, mi nieodparcie kojarzy się z celownikiem do granatnika karabinowego, taki patyczek z muszką i szczerbinką zamocowany na burcie kadłuba.

Największym chyba dla "łastoczki" zagrożeniem był w nocy inny samolot - o ile sobie przypominam lekturę kilku książek poświęconych żeńskiemu 488 LBAP / 46 GLBAP (jedyna całkowicie żeńska jednostka lotnicza WWS), to najwięcej strat zadały mu myśliwce właśnie - ze sztandarowym przypadkiem nad Kubaniem 31.07.1943, gdy jeden Bf 110 we współpracy z reflektorami zestrzelił cztery pociaki, piąty uszkodził. Wbrew bowiem pozorom, i rozsiewanym tu i ówdzie opiniom, zestrzelenie U-2 nie było dla myśliwca najmniejszym problemem.

Pzdr

Grzesiu

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
atrix   

Polikarpow PO-2 ( U-2 ), mały opis z netu

Polikarpow Po-2.

Dwumiejscowy dwupłat Po-2, do roku 1944 znany jako U-2 (Ucziobnyj - szkolny), został zaprojektowany w biurze konstrukcyjnym Nikołaja Polikarpowa w roku 1926. U-2 miał zastąpić starzejące się samoloty U-1, czyli licencyjne Avro 504K.

Po dużych poprawkach U-2 został oblatany w 1928r. i skierowany do produkcji seryjnej. W sumie rozmaite jego wersje były produkowane od 1930 do 1959 roku.

W czasie wojny pozornie beznadziejnie przestarzały U-2 okazał się samolotem niezwykle uniwersalnym i żywotnym. Był samolotem szkolnym, dyspozycyjnym, łącznikowym, obserwacyjnym, sanitarnym, a nawet lekkim bombowcem.

W czasie wojny doceniono zdolność U-2 do startu i lądowania w dowolnym terenie. Były szeroko wykorzystywane do utrzymywania łączności z oddziałami za linią frontu do i ewakuacji rannych. Wykonywały także nocne naloty nękające; nalatujący ze zdławionym silnikiem U-2 był nie do zlokalizowania, póki nie zrzucił bomb (całe 120 kg!). Wielkich strat u przeciwnika takie naloty nie powodowały, ale często wojsko bało się iść spać, bo zaraz nadleci "maszyna do szycia", coś podpali, i trzeba będzie wiać do rowu.

Słabe i powolne U-2 nie były wcale takie bezbronne, jakby się mogło wydawać. Zwrotne i uzbrojone w karabin maszynowy obserwatora (SzKAS 7,62 mm) mogły długo manewrować na małej wysokości, odgryzając się w dogodnych momentach; przeciwnik z reguły odlatywał zniechęcony.

Kolega, pamiętajacy wojnę, był świadkiem takiej walki; dwa Po-2 wisiały nisko w ciasnym kręgu nad lasem, a dwa Messerschmitty Bf-109 atakowały. Szybkie Bf-109, jakby nie manewrowały, miały ułamki sekund na otwarcie ognia, a Rosjanie nienerwowo ostrzeliwali je w odlocie. W rezultacie jeden Bf-109 rozbił się, a drogi odleciał dymiąc.

Po-2 był zapewne najliczniej produkowanym samolotem świata. Dzięki prostej konstrukcji i technologii był montowany w wielu zakładach, niekoniecznie lotniczych, a ewidencja jest mocno niepewna. Po wojnie był produkowany na licencji w Centralnym Studium Samolotowym w Łodzi pod oznaczeniami CSS-13 i CSS-S-13 (wersja sanitarna z zakrytą i przedłużoną kabiną).

Po-2 był dwumiejscowym dwupłatem o całkowicie drewnianej konstrukcji. Kadłub kratownicowy z listew drewnianych, usztywniony naciągami z taśm stalowych i kryty płótnem. Obie kabiny odkryte, chronione jednoczęściowymi wiatrochronami. Wersje dyspozycyjne i sanitarne miały kabiny zakryte, z owiewkami rozmaitej konstrukcji. Skrzydła i usterzenie były także drewniane, kryte płótnem. Płaty były utrzymywane rozpórkami i wykrzyżowane stalowymi odciągami.

Podwozie stałe, kołowe lub płozy, konstrukcji stalowej, z amortyzatorami ze sznurów gumowych.

Napęd większości wersji stanowił pięciocylindrowy silnik gwiaździsty Szwiecow M-11D o mocy 100 KM (74.6 kW). Wersja agrolotnicza Po-2AP miała mocniejszy M-11K o mocy 115 KM (86 kW). Śmigło dwułopatowe, nieprzestawialne, wykonane z klejonki drewnianej.

Konstrukcja Po-2 ogólnie była wytrzymała i odporna na uszkodzenia. Samoloty produkcji wojennej były wykonywane "technologią uproszczoną", stąd jakość wielu egzemplarzy była problematyczna.

Ten sympatyczny, terkoczący samolocik Rosjanie nazywali Kukuruźnikiem, a Niemcy maszyną do szycia. W Polsce nazywane były Pociakami lub Papajami.

Dane techniczne wersji podstawowej:

Rozpiętość: 11,40 m

Długość: 8,17 m

Wysokość: 3,10 m

Powierzchnia nośna: 33,15 m2

Masa własna: 635 kg

Masa użyteczna: 350 kg

Masa całkowita: 1120 kg

Prędkość maksymalna: 156 km/h

Prędkość przelotowa: 110 km/h

Prędkość minimalna: 65 km/h

Wznoszenie: 2 m/s

Pułap: 4000 m

Zasięg: 400 km

--------------------------------------------------------------------------------

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Grzesio   
Słabe i powolne U-2 nie były wcale takie bezbronne, jakby się mogło wydawać. Zwrotne i uzbrojone w karabin maszynowy obserwatora (SzKAS 7,62 mm) mogły długo manewrować na małej wysokości, odgryzając się w dogodnych momentach; przeciwnik z reguły odlatywał zniechęcony.

Oprócz SzKASa używano także DA i DT na obrotnicy. Z tym, że nie było z tym tak różowo, jak by się wydawać mogło - np. we wspomnianym 46 GLBAP przez większość wojny U-2LNB nie miały żadnego uzbrojenia defensywnego (no poza pistoletami załogi) - SzKASy pojawiły się w tej jednostce dopiero późną jesienią 1944 po kilku dotkliwych stratach zadanych przez myśliwce (i także dopiero wtedy kobitki zaczęły latać ze spadochronami!). Trzeba zaznaczyć, że SzKAS na podstawie WU-U-2 miał niewystarczające pole ostrzału, zwłaszcza w dół, a także za mały zapas amunicji - na ledwo 7 s ognia.

Myślę, że nie ma co powielać mitów - przynajmniej z literatury wspomnieniowej wynika, że właśnie wrogi samolot był dla U-2 najbardziej śmiercionośnym przeciwnikiem.

Pzdr

Grzesiu

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

opieram się w swoich wypowiedziach na wspomnieniach niemieckich żołnierzy i osób przebywających na forncie wschodnim. Określali oni powszechnie naszego "Papaja" jako samolot którego bomby się niemal łopatką za burtę wysypuje, co do celności - w momencie kiedy bomba zrzucona z niewysokiego dystansu trafiala w jakąś niewielką grupę pojazdów, urządzeń, czy żolnierzy potrafila zrobić niewiarygodnego zamieszania, zwłaszcza że twierdzą oni, iż samolot zawsze w czasie takiej akcji znajdowal się w zasięgu skutecznego strzału karabinowego.

Wszystkie opisy są zgodne, że jeżeli po terkotaniu następowało cisza oznaczało to atak [dla ukrycia maszyny leciala otem szybowym na minimalnych jedynie obrotach silnika]. Nie pojawiają się te maszyny we wspomnieniach "dziennych" - zawsze nocnych, albo takich kiedy widoczność jest mocno ograniczona [mgla i tp.]. Wplyw byl glównie psychologiczny, choć czasem szkody przez nie spowodowane byly ogromne, w takim zwyklym wymiarze dla zwyklego żolnierza.

Co do zestrzeleń przez inne myśiwce [dla których prędkość Po-2 byla niewiarygodnie mala przecież] - podejrzewam, że zależało to bardzo mocno od zdolności pilota który nie panikował i wykorzystywał to co oferował Pociak. Mieco OT - Rudel wspomina jak wykorzystywal mocną konstrukcję Ju i jego zdolności do nurkowań, laćznie z hamulacmi aerodynamicznymi i dogodnym terenem by wyrwać się myśliwcom.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Grzesio   

Z tym niewielkim dystansem, to bez przesady - standardową techniką nalotu było zejście na cel w płytkim zniżaniu, ze zredukowanymi obrotami silnika - bomby zrzucano z pułapu rzędu 1000 m. Poniżej 400 m nie było ich wolno zrzucać w ogóle. Najczęstszą taktyką był tzw. nalot strumieniowy, cała np. eskadra leciała gęsiego w odstępach 2-5 minut pomiędzy samolotami, co miało wyeliminować ryzyko wzajemnego zderzenia w locie. Ale z czasem stosowano także naloty parami, gdy jeden samolot atakował zasadniczy cel, a drugi ujawnione w międzyczasie stanowiska OPL.

A propos dziennych lotów - Czeczniewa opisywała przypadek dziennego lotu łącznikowego, przy którym napotkała na myśliwiec - na sam widok wrogiego samolotu natychmiast wylądowała pod lasem i przeczekała zagrożenie; ale leciała na minimalnym pułapie.

Natomiast 'kiwanie' myśliwca na U-2, to już osobny rozdział. W dzień może i by się udało do jakiegoś stopnia. W nocy - o ile mogę wnosić z tego, co czytałem - główny problem polegał na tym, że załoga pociaka z reguły nawet nie wiedziała, co w nią rąbnęło - o ataku myśliwca dowiadywała się praktycznie w chwili, gdy ten otwierał ogień, albo w jej samolot trafiały już pociski... Wyglądało to tak, że nawet gdy wiedząc o obecności wrogich samolotów zachowywali wzmożoną czujność, to nagle po prostu znikąd gwizdnęło, błysnęło, huknęło, obok przemknął ciemny kształt - i to by było na tyle wojowania na tę noc.

Pzdr

Grzesiu

PS Maszyna do szycia to jest Naehmaschine. :huh:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Speedy   

Hej

Z tym niewielkim dystansem, to bez przesady - standardową techniką nalotu było zejście na cel w płytkim zniżaniu, ze zredukowanymi obrotami silnika - bomby zrzucano z pułapu rzędu 1000 m. Poniżej 400 m nie było ich wolno zrzucać w ogóle. Najczęstszą taktyką był tzw. nalot strumieniowy, cała np. eskadra leciała gęsiego w odstępach 2-5 minut pomiędzy samolotami, co miało wyeliminować ryzyko wzajemnego zderzenia w locie. Ale z czasem stosowano także naloty parami, gdy jeden samolot atakował zasadniczy cel, a drugi ujawnione w międzyczasie stanowiska OPL.

A czy próbowali jakiejś takiej o milimetr nowocześniejszej taktyki, np. jakichś takich sztuczek w tych parach, żeby np. jeden pociak wykrywał cel i oznaczał go flarami a drugi bombardował?

W nocy - o ile mogę wnosić z tego, co czytałem - główny problem polegał na tym, że załoga pociaka z reguły nawet nie wiedziała, co w nią rąbnęło - o ataku myśliwca dowiadywała się praktycznie w chwili, gdy ten otwierał ogień, albo w jej samolot trafiały już pociski... Wyglądało to tak, że nawet gdy wiedząc o obecności wrogich samolotów zachowywali wzmożoną czujność, to nagle po prostu znikąd gwizdnęło, błysnęło, huknęło, obok przemknął ciemny kształt - i to by było na tyle wojowania na tę noc.

To chyba generalnie w ogóle dotyczyło sytuacji ataku nocnego myśliwca. Atakowany najczęściej nie dostrzegał w ogóle myśliwca zanim ten nie otworzył ognia (a wtedy już z reguły było za późno) a czasem i po otwarciu ognia np. z dolnej półsfery, na tle ziemi. A myśliwce nocne najczęściej uzbrajano dosyć silnie, bo znalezienie celu po nocy było raczej trudne, nawet z dobrym radarem, więc jak się już kogoś znalazło, to żeby go można sprzątnąć od pierwszego razu...

PS Maszyna do szycia to jest Naehmaschine. ;)

No tak, przez a z kropkami :). Ale trudno sie wpisuje taką literę, a jak wpisać zgodnie z ortografią tak jak ty (przez -ae) to np. wyszukiwarki tego nie znajdują...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

zacznę od tylu czyli PS-a - wszędzie i oryginalnie we wspomnieniach, pisanych przed niedawną reformą języka niemieckiego jest a z umlautem:) po reformie zlikwidowali to co w niemieckim lubilem najbardziej : umlauty, "Strafe S" - podwójne s pisane jak nasze duże "B" plus minus... caly urok poszedł w świat...

Co do myśliwców - na tak niskim pulapie na jakim zwykle te cudeńska lataly, zanim coś się stalo - dalo się wylądować na lące, a wtedy wystarczylo się modlić by nie rozwalil tego myśliwiec w tzw. drzazgi [samolot byl drewniany].

Naloty wspominane byly jako "z niskiej" lub "bardzo niskiej wyskości" [regulamin regulaminem a wojna wojną, zwlaszcza jeżeli nie ma się na plecach enkawudzistów a wymagają efektów]. Częstymi opisami skutków nalotów są zniszczenia parku maszynowego, warsztatów naprawdczych, kantyn i in, rzadziej straty ludzkie. Ten wpływ nie byl nawet psychologiczny, on byl najbardziej realny z realnych - dotykał najzwyklejszego żolnierza, w jego najzwyczajniejszym frontowym życiu typu : kantyna, stanowisko bojowe, warsztaty dla pułku, czy sklad batalionu.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Grzesio   
A czy próbowali jakiejś takiej o milimetr nowocześniejszej taktyki, np. jakichś takich sztuczek w tych parach, żeby np. jeden pociak wykrywał cel i oznaczał go flarami a drugi bombardował?

Nie przypominam sobie takich patentów - raczej atakowali to, co się samo ujawniło. Wczoraj czytałem jeszcze o 2. pnb "Kraków" - tam z kolei oprócz dwóch wspomnianych technik stosowano i taką, że najpierw nad rejonem celu przelatywał na pełnym gazie na wabia jeden samolot, co miało ujawnić wrogą OPL, która była następnie atakowana przez samoloty pierwszej fali, za którą z kolei nadlatywała druga, atakująca to, co się w międzyczasie udało wypatrzeć.

Podobnież stosowano także wskazywanie celu z ziemi przez reflektory, których światła krzyżowały się nad nim, względnie za pomocą amunicji smugowej czy wskaźnikowej. Szczerze mówiąc ten patent z reflektorami to dość desperacki mi się wydaje.

Jeśli o pułap nalotów chodzi - 400 m to był minimalny dopuszczalny pułap zrzutu bomb z zapalnikami natychmiastowymi, podyktowany bezpieczeństwem samolotu. Co prawda zrzucano ponoć i ze 100 m, ale musowo były wtedy zapalniki z solidną zwłoką - pewnie jakiś AWSz-2, albo coś koło tego.

Zaś co do skuteczności bombardowań - jakoś tak czytając opisy działań "Krakowa" odnoszę, na podstawie ilości lotów i wyliczonych zniszczeń, niejasne wrażenie, że szansa załogi na trafienie bombami w cokolwiek wynosiła jakieś 25-50%, w praktyce pewnie jeszcze mniej.

Pzdr

Grzesiu

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Speedy   

Hej

Podobnież stosowano także wskazywanie celu z ziemi przez reflektory, których światła krzyżowały się nad nim, względnie za pomocą amunicji smugowej czy wskaźnikowej. Szczerze mówiąc ten patent z reflektorami to dość desperacki mi się wydaje.

O raju ;):) No mi też :P Ciekawe jak tez wyglądało z samolotu takie "skrzyżowanie reflektorów", czy pilot z wystarczającą (albo jakąkolwiek) precyzją był w stanie się na nim ustawić - nie mówiąc już o tym że jak się tak popatrzył trochę na reflektory to zapewne już nocne widzenie mu odeszło i na tle ziemi miał całkiem ciemno... No i przeciwnik też mógł w zasadzie po tych reflektorach przejechać artylerią/moździerzami....

Jeśli o pułap nalotów chodzi - 400 m to był minimalny dopuszczalny pułap zrzutu bomb z zapalnikami natychmiastowymi, podyktowany bezpieczeństwem samolotu. Co prawda zrzucano ponoć i ze 100 m,

Ja mam jeszcze taką wątpliwość - jak nisko można bezpiecznie latać w nocy samolotem bez radiowysokościomierza? Wiem że ten barometryczny skaluje się na "0" na poziomie z którego się wystartowało, ale np. jeśli w okolicy są jakieś wzniesienia czy wyżyny, w pobliże których możemy się zabłąkać; albo/i jeśli warunki meteo się zmieniają (ciśnienie)...? czy te 100 m nie może nam nagle wypaść na poziomie np. -10 pod ziemią?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Grzesio   

Tyle, że U-2LNB działały jedynie w warunkach dobrej widoczności, stąd nie było specjalnych problemów z wysokością. Wszak nie miały żadnego zaawansowanego wyposażenia nawigacyjnego, ani nawet zwykłej radiostacji - jedyne "specjalistyczne wyposażenie" to były bomby oświetlające i rakiety sygnalizacyjne.

Nawigacja odbywała się całkowicie wizualnie - wg terenu, stąd wystarczyła chwila nieuwagi i załoga się gubiła. Np. zdarzyło się to pociakowi z 2. pnb - przez chwilę zajęli się bombą, która się nie wyczepiła - i już nie wiedzieli, gdzie są, co zakończyło się utratą samolotu, po lądowaniu gdzieś w polu (najpierw zresztą omal nie wylądowali na niemieckim lotnisku).

Ale latano wysoko - poniżej 200 m schodzono dopiero przy podejściu do lądowania, samo zbliżenie do lotniska następowało na 400 m.

Z tymi reflektorami, to chyba chodziło o ogólne wskazanie rejonu celu, gdy był jakiś niecharakterystyczny, tak sobie myślę... U-2 dolatywał w okolicę, wywalał bombę oświetlającą i patrzył, co tam może się znaleźć.

Zaś z reflektorami przeciwlotniczymi, to w przypadku złapania przez nie samolotu stosowano taką procedurę, że pilotowi nie wolno było patrzeć na zewnątrz, leciał wg przyrządów i wskazówek nawigatora.

Jeszcze wracając do szans U-2LNB w nocnym spotkaniu z myśliwcem - Natalia Krawcowa nazwała tę sytuację w swych wspomnieniach "bezkarnym rozstrzeliwaniem"...

I na koniec ciekawostka - w 2. pnb Kraków nie zginął w czasie wojny ani jeden lotnik, choć kilka samolotów stracono.

Pzdr

Grzesiu

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

jako troszkę laik w kwestii tzw. "dobrej widoczności", mam takie delikatne pytanie o wyjaśnienie - czy owo określenie obejmuje też loty nocne? I po czym rozpoznaje się w czasie takich nocnych lotów na niewielkich przeciez wysokościach [do 1000m] to gdzie się jest? Przecież to latanie nawet "w nocy" jest na oczy.

I sprawa druga - czy owe pulki pociaków byly przypisane do jednej dywizji, jednego rejonu dzialania czy ich dyslokacja w czasie wojny byla ciągla i goniono je z miejsca na miejsce?

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Grzesio   

Tak, określenie "dobrej widoczności" obejmuje loty nocne w szczególności. Widoczność musiała być na tyle dobra (wysoki pułap chmur, światło księżyca itp.), żeby możliwe było prowadzenie zwykłej wzrokowej nawigacji - zupełnie tak, jak za dnia. Oczywiście w rejon celu czy lotniska można było dotrzeć obliczając położenie za pomocą azymutu lotu+czasu, ale samo odnalezienie celu było już kwestią czysto wzrokową. Oczywiście pomocne były charakterystyczne punkty nawigacyjne - zwłaszcza wody, ale też widoczna linia frontu itp. Np. pierwsza akcja bojowa "Krakowa" była kilkukrotnie przekładana ze względu na złą pogodę właśnie.

Samo lotnisko natomiast wskazywane było za pomocą ulokowanego w jego pobliżu reflektora, pracującego w odpowiedni, unikatowy sposób, umożliwiający identyfikację.

Pułki nocnych bombowców wchodziły formalnie w skład dywizji lotniczej - ale same jednostki operowały, o ile się orientuję, głównie w zależności od potrzeby - lokowane były np. na wysuniętych przyfrontowych lotniskach w rejonie, gdzie ich wsparcie było potrzebne. Charakterystyczne dla jednostek radzieckich było całkowite rozdzielenie formacji latających i obsługi lotnisk - wobec czego jednostka lotnicza mogła się łatwo przebazowywać, nie ciągnąc za sobą logistycznego ogona.

Jednostki operowały też tam, gdzie ich było trzeba - na przykład 46 GLBAP walczył początkowo na Ukrainie, nad Kubaniem i na Krymie, potem został przerzucony na Białoruś i dalej jego szlak prowadził przez północną Polskę do północnych Niemiec.

Pzdr

Grzesiu

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Znaleźć "pociaka" w nocy nie było znowu tak łatwo. Żelastwa w nim niewiele, echo na radarze słabe. Żadnej elektroniki, czyli żadnych sygnałów do namierzenia. Niski pułap, trudno zauważyć na tle ciemnej ziemi. Jak reflektory nie pomoga to licho to widzę.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

gregski: właśnie z powodu owego "słabego echa na radarze" pociaki wykorzystywano także w wojnie koreańskiej, pewnie Amerykanie nie mogli uwierzyć w takie latadla no ale...

Grzesio : czyli tak na dobra sprawę, warunki powinny być takie jak przez większość dni w roku, rzadko kiedy chmury są niżej niż na 1500 m [chyba że to góry], prędkość mala, a jeśli za punkty charakterystyczne mogły robić np. pewne typowe budnki [np. ruiny kościola, czy charakterystyczne skrzyżowanie] to bylo to jak mapa.

Z twoich słów wynika, że samoloty byly na linii frontu, czyli wykonując po kilka nalotow w nocy bez problemu załogi uczyly się po kilku dniach terenów nad jakim latały, tym bardziej że zasięg "pociaka" nie byl olbrzymi, wszystkiego kilkaset km. Co do warunków typu mgla, zachmurzenie, ciągle opady deszczu lub śmiegu - to nie jestem pewien czy samoloty wsparcia frontu [np Ju-87] lataly. nawet Rudel o tym pisze, że twedy mieli wolne lub odmawiali wsparcia z powodu "nielotnej" pogody.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.