Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
palatyn

Brześć i Bereza - miejsca odosobnienia czy...

Rekomendowane odpowiedzi

W 1923 rządy sprawowali endecy i prawicowi ludowcy,więc oni za masakrowanie robotników odpowiadali,ale za masakry po 1926 odpowiada sanacja

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
palatyn   
Profesorowie Idzio,Zorin i paru innych podają liczby od 100 do 500 ofiar obozu,zmarłych w wyniku tortur,pobić itd

Liczby podawane w polskich opracowaniach to 15 do 20 osób zmarłych,oficjalne statystyki ambulatoryjne i szpitalne

Jeśli przyjmiemy za prawdziwe dane polskie (a na razie nie ma innych wiarygodnych) to śmierć około 14 osób (w tym samobójstwa) na ilośc osadzonych liczoną w tysiącach to nie jest dużo. Nie znamy przyczyn śmierci, więc nie jest wykluczone, że zmarliby niezaleznie od tego czy zostali osadzeni czy nie. Taki sam procent zmarłych otrzymalibyśmy pewnie gdyby wybrac próbę losową tak samo liczną jak liczba osadzonych.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

palatyn: jedna mala sprawa: oficjalne dane ambulatoryjne nie mogly być inne. Gdyby się okazalo, że oficjalnie w Berezie zmarlo nie 20 osób a 120... to zrobilby się szum i lekarz który by taki raport podpisal trafilby jako towarzysz do celi gdzie siedzieli jego niedawni pacjenci. Poza tym zrobilby się szum i "tajemnica" przestalaby być jakąkolwiek tajemnicą pod względem jakiego typu jest to obóz.

Ciekawe na jakiej podstawie szacunki naukowców różnią się tak bardzo od oficjalnych danych.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
palatyn   
Witam;

palatyn: jedna mala sprawa: oficjalne dane ambulatoryjne nie mogly być inne. Gdyby się okazalo, że oficjalnie w Berezie zmarlo nie 20 osób a 120... to zrobilby się szum i lekarz który by taki raport podpisal trafilby jako towarzysz do celi gdzie siedzieli jego niedawni pacjenci. Poza tym zrobilby się szum i "tajemnica" przestalaby być jakąkolwiek tajemnicą pod względem jakiego typu jest to obóz.

Ciekawe na jakiej podstawie szacunki naukowców różnią się tak bardzo od oficjalnych danych.

pozdr

Jak zawsze zakładasz manipulacje. Przez myśl Ci nie przechodzi, że te dane mogą być prawdziwe. Znane sa nazwiska zmarłych. Przywołani przez abramowicza też podają te 100 czy 500 nazwisk? Listy większości osób przebywających w Berezie przecież się zachowały. Jaki problem powiedzieć: ten, ten i ten zmarli w czasie pobytu w Miejscu Odosobnienia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

palatyn: jest jeden problem : w momencie kiedy by się napisalo, historię każdego więźnia jaki tam byl w jaki sposób zmarl i kiedy przebywal. Pytanie czy ktoś to zrobil i czy są takie możliwości. Jeżeli tak - nie ma sprawy, jeżeli nie - powinno paść pytanie czemu. Kolejne pytanie: czy wszyscy więźniowie byli ujęci w listach "osobowych" nawet w czasie krótkich pobytów czy nie. Jeżeli nie to powinno wlaśnie paść pytanie a czemu?

Może być podobnie jak z obozami w Tucholi dlugi czas uznawano że są to normalne obozy jenieckie, gdzie są jeńcy którzy czasem umierają jak to ludzie. Niestety rzeczywistość okazala się znacznie gorsza od tego co sobie wyobrażaliśmy. Tutaj może być tak samo.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
palatyn   
Może być podobnie jak z obozami w Tucholi dlugi czas uznawano że są to normalne obozy jenieckie, gdzie są jeńcy którzy czasem umierają jak to ludzie. Niestety rzeczywistość okazala się znacznie gorsza od tego co sobie wyobrażaliśmy. Tutaj może być tak samo.

Ciszę się, że napisałeś "może", a nie nie "jest".

Jak na razie mamy konkretne dane dotyczace czternastu osób. Nie twierdzę, że ich nie było więcej, tym bardziej, że te dane są na dzień 31 lipca 1939 r. Więc jeszcze półtora miesiąca M.O. funkcjonowało i coś mogło się wydarzyć.

Na razie nikt nie podał innych weryfikowalnych liczb więc nie starajmy się za wszelką cenę szukac dziury w całym.

Co do Tucholi nie wypowiadam się, bo nie znam aż tak dobrze sprawy. A może otworzysz wątek, gdzie podzielisz sie tymi informacjami?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Warto jeszcze zastanowić się nad kwestią tego ile osób osadzonych tam nigdy nie stanęło przed sądem. Dodam także, że można tam było trafić na podstawie zwykłej decyzji administracyjnej. Przedłużenie więzienia również zależało od decyzji administracyjnej, a nie od decyzji sądu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
palatyn   
Dodam także, że można tam było trafić na podstawie zwykłej decyzji administracyjnej. Przedłużenie więzienia również zależało od decyzji administracyjnej, a nie od decyzji sądu.

Praktycznie pełna zgoda z tym co napisałeś. Wcale nie twierdzę, że było inaczej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

palatyn: pisałem może a nie "na pewno" bo nikt nie napisał pamiętnika czy wspomnień, albo nie są szeroko znane relacje gdzie jakaś osoba opisuje, jak widziala chwilę wpisania przyczyny zgodnu jako naturalnej choć wiadomo było że więźnia zakatowano. Z drugiej są szeroko znane relacje i opisy tego w jaki sposób zachowywano się względem więźniów, oraz że nie wszystko na terenie więxienia było przelwane na papier [zgodnie ze stalinowską zasadą: by nie przelewać całej wiedzy na papier]. Kolejne pytanie może dotyczyć tego czy wszystkie pobyty wszystkich osób na podstawie wszytkich podstaw [decyzja administracyjna, karna samowola] byly kiedykolwiek odnotowywane i t.p. Stąd włąśnie słówko może...

pozdr

PS. Wątek Tucholi otwarty... bodajże ze trzy działy wyżej...:)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Znalazłem ciekawostkę jeśli niektórym brakuje jeszcze wrażeń to jest to kolejny opis tego obozu koncetracyjnego (nie mylić z obozem zagłady):

W Katowni

W kancelarii urzęduje aspirant Piotr Jarzęcki. Jego zimne oczy, głęboko ukryte w nabrzmiałej twarzy, patrzą przenikilwie na każdego z nas. Wypytuje o personalia i notuje coś.

Wyprowadzają nas. "Biegiem marsz!" - wołają policjanci i rozpoczyna się bieg do położonego po drugiej stronie szosy bloku aresztanckiego. Po drodze sypią się na nas uderzenia. Zdyszani, nie mogąc złapać tchu, wpadamy na pierwsze piętro koszar.

Tu wpędzają nas do ogołoconej z wszelkich sprzętów sali. Tak jak na wartowni w "Brygidkach", zmuszeni jesteśmy stać w pozycji na baczność, twarzą do ściany, przez kilka godzin. Za najmniejsze poruszenie zostaje się dotkliwie pobitym przez kręcących się policjantów.

Około południa zjawia się policjant Pytel, komendant bloku aresztanckiego. Zaczyna się nauka regulaminu obowiązującego w Berezie.

"W Miejscu Odosobnienia panuje bezwzględna cisza" - głosi regulamin.

"To znaczy - dodaje Pytel - że nie wolno Warn, s...syny, słowa wypowiedzieć. Jesteście niemi. Dosyć pyskowaliście na wolności. Odpowiadać wolno tylko na pytania panów komendantów. Każdy policjant musi być w Berezie tytułowany przez was: panie komendancie".

"Każdy rozkaz musi być wykonywany przez aresztowanego szybko i ochoczo".

"To znaczy - dodaje Pytel - że przez cały czas pobytu w obozie nie wolno aresztowanemu nawet trzech kroków zrobić zwykłym krokiem. Zawsze musicie biegać. Przy pracy musicie poruszać się szybko My wam pokażemy w Berezie amerykańskie tempo".

,"Niewykonanie rozkazu zostanie przełamane siłą. a nawet użyciem broni".

"Bici i tak będziecie - komentuje ochrypłym głosem Pytel - ale biada temu, kto się nam przeciwstawi".

"Reszta regulaminu nie jest dla was ważna - wtrąca się policjant Wieczorek, jeden z tych, którzy w Berezie najwięcej się nad nami znęcali - bo i tak nie dostaniecie ani książek, ani gazet, ani paczek żywnościowych. Również widzenia są zakazane".

Zaczyna się lekcja "meldowania". W Berezie aresztowany na każdym kroku musi się przed policjantem "posłusznie" meldować.

"Panie komendancie, aresztowany X. Y. prosi posłusznie o pozwolenie pójścia do ustępu".

"Panie komendancie, aresztowany X. Y. prosi posłusznie o pozwolenie splunięcia".

"Panie komendancie, aresztowany X. Y. prosi posłusznie o pozwolenie wytarcia sobie nosa".

Wywijając pałą Pytel krzyczy:

"Nic wam nie wolno robić z własnej inicjatywy, dranie, nawet myśleć..."

Wiedząc, co nas czeka w razie przeciwstawienia się, powtarzamy za Pytlem i Wieczorkiem "lekcję", lecz słowo "posłusznie" w ustach naszych brzmi niezdarnie i natychmiast z otaczającej nas sfory policyjnej padają wyzwiska, przekleństwa i uderzenia.

Przychodzi kolej na "ćwiczenia". Pada komenda: "Odlicz!"

"Raz!"... "dwa!"... - "Try!" - wykrzykuje młody chłopak ukraiński z zagłębia naftowego, Czuba, który nawet w Berezie manifestuje w ten sposób swe przywiązanie do ojczystego języka

"Powtórz!"

"Raz!"... "dwa!".,. - "Try!"... - odpowiada hardo ukraiński antyfaszysta Czuba.

Policjanci ze zdumieniem spoglądają na młodego śmiałka.

"Tu nie Ukraina: policzymy się później'' - zapowiada Pytel.

Długo nie czekaliśmy: Czuba został wyciągnięty z szeregu i wyprowadzony do innej sali. Gdy wrócił, twarz jego była sinoczarna i nie mógł poraszać nogami. Przez cały dzień staliśmy: nie wolno było oprzeć się o ścianę lub usiąść. Nie dostaliśmy nic do jedzenia i picia.

Ani na minutę nie odstępowali nas policjanci, prowadząc lekcję "dobrego zachowania się" w Berezie przy akompaniamencie pałek gumowych, i karnych ćwiczeń.

"Padnij! Powstań!"

"Padnij! Powstań!"

"Siadaj! Powstań!"

"Klęknij! Powstań!"

"Padnij! Powstań!"

Z niesłychaną szybkością zwalaliśmy się na cementową posadzkę i w mig zrywaliśmy się, by znowu upaść. Rozbijaliśmy sobie głowy, kolana i w straszliwym tłoku jeden drugiemu wybijał zęby.

Trwało to tak długo, dopóki większość z nas mimo spadających razów na grzbiety nie mogła się już podnieść. Wtedy następowała krótka przerwa.

Zapada zmrok. Prowadzą nas grupami do lekarza. W przedpokoju rozbieramy się do naga. Długo czekamy na rozpoczęcie badań. Tymczasem sadyści policjanci poszturchują i uderzają nas pałkami gumowymi gdzie popadnie: po głowie, karku, po plecach, krzyżach, nogach. Pojedynczo wpędzają do lekarza, który nawet nie patrzy na wprowadzonego. "Zdrów! - krzyczy - odmaszerować!" Pod gradem piekących jak ogień uderzeń i brutalnych kopnięć ubieramy się. Nie uszanowali nawet siwych włosów. Staruszek, robotnik z Sanoka, Grzegorz Grosz, został tak brutalnie pobity, że żal było patrzeć.

Znowu jesteśmy w sali i znowu lekcje meldowania, karne ćwiczenia przy akompaniamencie gumy.

"Do depozytu!"

Biegniemy przez długi korytarz do tzw. depozytu w celu złożenia pieniędzy i wszystkich przedmiotów, jakie posiadamy. Co 5 kroków stoi policjant. Każdego policjanta prosimy "posłusznie" o pozwolenie przejścia. Każdy z nich hojnie częstuje nas pałą.

Zdyszany od biegu stanąłem przed stupajką Malinowskim i proszę zgodnie z regulaminem, by mi zezwolił dalej biec do depozytu. W odpowiedzi otrzymałem straszliwe uderzenie kolanem pod brzuch.

"Ty łotrze bolszewicki - darł się Malinowski, degenerat o odrażającej ospowatej twarzy - ja ciebie nauczę, z jakiej odległości należy się do mnie zwracać!"

Tak nas "ujeżdżano" do godziny 11 w nocy. Nareszcie dostajemy rozkaz "położyć się spać".

Nie dają sienników ani koców. W samej bieliźnie, ponieważ ubranie musimy, podobnie jak w więzieniach, wynosić na korytarz, kładziemy się na zimną cementową posadzkę. Ciało każdego zbolałe, pełne sińców. Nie można zasnąć. Leżymy z otwartymi oczyma, z zaciśniętych kurczowo ust wyrywają się ciche, stłumione jęki

Katorżnicza praca

Obrzucając nas ironicznym spojrzeniem inspektor Karnala-Kurhański mówił na porannym apelu:

"Na wiecach krzyczeliście: "Żądamy pracy, więc proszę bardzo, dajemy wam pracę!"

Na rozległym obszarze obozu koncentracyjnego rozsiane były liczne ruiny starych koszar, zniszczonych podczas wojny światowej. Zapędzono nas do uprzątnięcia gruzów, wydobywania fundamentów i zniwelowania terenu. Mordercza to była praca. Bez chwili wytchnienia harowaliśmy, z niesłychaną szybkością waląc oskardami w wystające spod ziemi głazy.

"Prędzej! Szybciej!"

"Ruszaj się!"

"Nie oglądać się!"

Bojąc się obejrzeć, bity wciąż przez policjantów, Leon Cukerberg uderzył kilofem w głowę stojącego za nim Eichla. Do rozciągniętego na ziemi Eichla dopadł policjant Świerkowski.

"Powstań, draniu!"

Z zadowoleniem ogląda Świerkowski rozplataną czaszkę.

,,Biegiem marsz do lekarza!"

Zalewając się krwią próbuje Eichel biec, a za nim pędzi Świerkowski i wymachując pałką krzyczy:

"Szybciej! Prędzej!"

Gnani tym refrenem wydobywamy z siebie tempo pracy widziane Jeno w stynnym filmie Chaplina "Dzisiejsze czasy" (,,Modern times'). Nie ratuje nas to jednak od razów. Biada temu, kto by na chwilkę przerwał pracę.

,,Aresztowany nr 387, do mnie! W tył zwrot! Nachyl się!"

Grad uderzeń spada na grzbiet i krzyż "aresztowanego nr 387".

"Aresztowany nr 416, do mnie!"

Ze wszystkich sił kopie go zbir butem.

Specjalnie znęcali się nad inteligentami. W pierwszych dniach maja wciąż byli bici przy pracy dr Litwak, Press, Pohorille i Horowic.

"Czym jesteś z zawodu?" - pyta policjant.

"Adwokat, aplikant, absolwent Politechniki, student" - pada odpowiedź.

,,G... jesteście! Dranie! Znacie teorię, teraz poznacie praktykę! Marsz do noszy!"

Praca przy noszach była najcięższa. Wielkie, zrobione specjalnie z twardego, ciężkiego drzewa nosze były dla nas postrachem. Kładliśmy na nie kamienie, cegły, ziemię i dźwigaliśmy, W normalnych warunkach używa się do tego taczek.

"Więcej nabierać! Nie bawić się!"

Dwóch z nas chwyta za nosze. Są tak ciężkie, że urywają nam race. Robimy kilka kroków, chwiejemy się i nie możemy ruszyć dalej.

"Markieranci!" - ryczy policjant bijąc nas.

Natężając resztki sil docieramy do miejsca, gdzie się wyrzuca gruz. Ledwo wylądowaliśmy, już musimy biegiem wracać, znowu nakładać i znowu nosić. Pół godziny pracy przy noszach starczyło, by całkowicie opaść z sił. Nawet Mozyrko i Sasiuk, mimo że od dzieciństwa pracowali jako robotnicy przy najcięższych robotach, nie potrafili długo dźwigać noszy i przewrócili się. Świerkowski, Gosławski i Korczyński walili w nich pałami, jak w bęben.

W Berezie nie używano zwierząt pociągowych - nas zaprzęgano do wozu z gnojem, kamieniami lub drzewem.

Cmokając ustami, policjanci pokrzykiwali:

"Wio! Hetta! Wista!"

Uginając się pod ciężarem wóz zapadł się w bagnistą poleską ziemię. Na to tylko czekali Wilczyński lub Malinowski - bat raz po raz spadał na nasze grzbiety.

"Wio! Hetta! Wiśta!"

9 maja urządzono nam przy pracy krwawą masakrę. Owego pamiętnego ranka zjawił się nieoczekiwanie Kamala-Kurhański i długo szeptał na ucho "Garbatemu", który prężąc się służalczo nie mógł powstrzymać się od zacierania rąk z uciechy.

"Rozkaz! Tak jest! Wszystko zostanie wykonane!"

Za chwilę Próchniewicz, kierujący dotychczas ćwiczeniami, obejmuje komendę nad tzw. "grupą ogólną", przeznaczoną do niwelowania terenu. Spojrzeliśmy na siebie - coś się szykuje...

Gdy tylko zaczęliśmy pracować, na znak dany przez Próchniewicza rzucili się na nas policjanci.

Bicie w Berezie było naszym chlebem powszednim, ale nigdy przedtem and potem nie znęcali się nad nami tak, jak wówczas.

Próchniewicz uwziął się na szczupłego, wątłej budowy, o typowo żydowskich rysach twarzy Gertnera, pomocnika handlowego ze Lwowa. Zmuszał go do zgięcia się w ten sposób, aby prawie czołem dotykał ziemi, a wtedy mierzył w plecy i w nerki. Po każdym uderzeniu Gertner z jękiem padał na ziemię. Kopnięciem w bok przywracał go strażnik do poprzedniej pozycji i bił, dopóki się nie zmęczył.

Gdy Próchniewicz pastwił się nad Gertnerem, reszta policjantów wpadała jakby w szal i prześcigała się w okrucieństwach.

Korczyński wepchnął Ukraińca z Tarnopola, Micheńkę, do jamy i kazał mu wydobywać się z niej, a gdy ten usiłował to wykonać, bił go pałką po palcach i szczuł na niego psa.

Wilczyński zmusił literata Żyrmana, by wykopał sobie dół, a następnie kazał go zasypać aż po szyję.

Gosławski kazał pokryć rozciągniętego na ziemi robotnika białoruskiego Mozyrkę liśćmi i urządzał sobie po nim spacery. Wieczorem tego samego dnia Mozyrko zapadł na ostre zapalenie płuc i w kilka dni później zmarł.

W karcerze zamęczony został na śmierć student z Wilna, Germaniski.

Bijąc nas żądali, byśmy krzyczeli: "Nie będę więcej komunistą!" Na palcach można było policzyć tych, którym okrzyk ten wyrwano z ust - reszta milczała... Doprowadzało to katów do wściekłości.

Dwa trupy, przeszło stu ciężko pobitych, których musiano zabrać na izbę chorych - oto krwawy plon zebrany 9 maja przez siepaczy Berezy.

Z początkiem czerwca zapędzono nas do pracy przy "kompocie" (tak się nazywała w Berezie robienie z ludzkich wydzielin nawozu). Z dołów kloacznych wybieraliśmy wiadrami ekskrementy, wlewaliśmy je do specjalnych beczek-wozów i jechaliśmy w pole. Tutaj kopaliśmy głębokie jamy, do których zsypywano słomę, następnie na rozkaz Korczyńskiego niektórzy z nas schodzili na dół. Z góry wylewano zawartość beczkowozów, obryzgując stojących na dole. Teraz zaczynała się właściwa "praca": wszyscy rękoma i nogami ugniataliśmy słomę zmieszaną z kałem. Co kilka minut policjanci komenderowali: "Padaj! Powstań!"

Najwięcej znęcali się przy "kompocie" nad lekarzem Rudlem i robotnikiem Szpilmanem. Dr Rudel przebywał w Berezie od lipca 1934 r. wykazując niezwykły hart ducha mimo niesłychanych katuszy, zadawanych mu w ciągu jego dwuletniego tam pobytu. Szpilman, pracownik krawiecki z Łucka, miał już za sobą 5 lat więzienia i 6 miesięcy Berezy. Po raz drugi przybył do obozu w czerwcu, gdy zaczęła się praca przy "kompocie". Korczyński wziął go od razu w obroty. Zmuszał go do czołgania się w kale, bijąc go w straszliwy sposób. Zmasakrowanego Szpilmana wrzucono do karceru - tylko jego niezwykle silny organizm sprawił, że nie spotkał go los Germaniskiego.

Przeszło dwa tygodnie trwała praca przy "kompocie", przerwana przez lekarzy z obawy przed wybuchem epidemii, policjanci bowiem nie pozwalali nam nawet rąk umyć przed jedzeniem, a ubranie nasze i bielizna były oblepione ludzkimi wydzielinami.

Rąbanie drzewa stanowiło dla policjantów równie świetną okazję do znęcania się nad nami. W pierwszych tygodniach brano do tej roboty przeważnie Żydów.

"Ha, Moszki! W domu to "goje" dla was robili, teraz pokażcie, co umiecie".

Gdy jednak okazało się, że tak samo jak ich polscy, ukraińscy i białoruscy towarzysze dają sobie radę z piłą i siekierą, wywołało to furię wściekłości u policyjnych naganiaczy, którzy puścili w ruch pałki gumowe.

"S...syny! Nam na złość dobrze pracują!"

W czerwcu Pytel postawił ślepca Hagiela do rżnięcia drzewa. Ukazanie się Hagiela eskorta policyjna przyjęła radosnym wyciem. Dali go do piły. Hagiel kaleczył sobie palce, pilą wciąż mu wyskakiwała z kloca. Okładając go pięściami krzyczeli: "Dziadu ślepy! Psujesz nam piłę!"

W sierpniu robotnik budowlany z Lublina, Jeziora, popędzany przez policjantów do coraz szybszej pracy odrąbał sobie siekierą palec.

,,O jeden palec mniej" - flegmatycznie powiedział Wilczyński.

Całość: http://www.irekw.internetdsl.pl/1710bereza.html

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   

Nie chcę dyskredytować tego tekstu, jednak został on wydany w 1958 r., poza tym nic nie wiemy o jego autorze, tak więc podchodziłbym do niego z pewną dozą ostrożności, aczkolwiek nie mówię/piszę, że nie mogło tak być.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tak data może być powodem próby dyskredytacji tego tekstu, i ja nie zakładam, że wszystko, co do joty było prawdą, ale kilka opisów pokrywa się z innymi relacjami jeszcze bardziej je uwiarygadniając jak np. tej pracy przy ekstremach, ciekawe dlaczego oprawcom więźniów Berezy tak bardzo lubili się w ten sposób znęcać nad nimi.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Niestety, piszę niestety, bo robiono to w imieniu mojego państwa, relacje i podawane fakty się powtarzają. Zatem opis z książki wydanej w 1958 r. (zresztą już po fali najgorszej propagandy), można uznać za co do zasady prawdziwy.

Oczywiście Bereza była wykorzystywana także ewidentnie i nachalnie propagandowo (np. w latach 1939-1941). Zob. np. zakończenie tekstu O. Hawryluka. Ale zdaje się nasze przedwojenne władze podsunęły doskonały materiał...

Skądinąd nie słyszałem o procesach czy konferencjach naukowych w obronie dobrego imienia strażników z Berezy, co o czymś świadczy. Jeżeli dobrze pamiętam - to komendant Policji Państwowej Kordian Zamorski uważał, że służba w Berezie deprawuje policjantów, co także o czymś świadczy.

Edytowane przez Bruno Wątpliwy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
palatyn   
Skądinąd nie słyszałem o procesach czy konferencjach naukowych w obronie dobrego imienia strażników z Berezy, co o czymś świadczy. Jeżeli dobrze pamiętam - to komendant Policji Państwowej Kordian Zamorski uważał, że służba w Berezie deprawuje policjantów, co także o czymś świadczy.

Skądinąd nie słyszałem o procesach policjantów z Berezy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Skądinąd nie słyszałem o procesach policjantów z Berezy.

A czego ma to być dowód? Tego, że nie znęcali się nad osadzonymi? Przed wojną proces taki byłby niemożliwy. W czasie wojny losy najgorszych strażników były różne - niektórzy trafili do granatowej policji, inni do Ostaszkowa... A po wojnie... Palatynie, nie wątpisz przecie, że gdyby policjant z Berezy wpadł w ręce wymiaru sprawiedliwości w powojennej, stalinowskiej Polsce to by został skazany jak Kostek-Biernacki.

Obecnie (w III RP) o żadnym procesie karnym nie może być mowy, bo nasze prawo nie zna pojęcia "zbrodni sanacyjnej" z jakimiś ekstremalnymi terminami przedawnienia. Sprawcy w większości dawno nie żyją, sprawa przedawniona. Pozostaje pamięć i przestroga, że i w imieniu suwerennego państwa można wyprawiać straszne rzeczy. Amen.

Edytowane przez Bruno Wątpliwy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.