Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Jarpen Zigrin

Najmniej lubiany szkolny przedmiot?

Mój najmniej lubiany szkolny przedmiot to:  

275 użytkowników zagłosowało

  1. 1.

    • Chemia
      33
    • Fizyka
      27
    • Matematyka
      40
    • Biologia
      19
    • Geografia
      6
    • Polski/WOS/Historia
      3
    • WF
      5
    • Technika/Plastyka
      5
    • Inny jaki?
      15


Rekomendowane odpowiedzi

Matma i fizyka Rodzice majątek wydali na korepetycje , a zawód wykonuje wybitnie z liczeniem a cyframi związany :blink:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Bez tej literatury nie zrozumiesz kiedy ktoś powie ci, że "przyprawiasz mu gębę", czemu kogoś określa się jako typ "gargantuiczny", a czemu o skąpym człowieku powiada się: "istny Harpagon".

Nie wymagajmy od każdego, by miał bardzo bogate słownictwo. O tym, co znaczy "przyprawiać komuś gębę" wiedziałem zanim poszedłem do LO, natomiast co do reszty, być może kiedyś wiedziałem, natomiast teraz nie wiem, pomimo tego, że za mną spory kawał nauki tego przedmiotu.

Poza tym, "Tytus, Romek i A'Tomek" to inna epoka - wyobrażasz sobie sytuację, w której chłopak z dziewczyną (w dyskotece!) rozmawiają o Norwidzie? Tak samo zasób słownictwa nie jest w codziennym życiu jakoś szczególnie ważny.

Moim zdaniem po gimnazjum każdy w jakimś tam stopniu nauczył się posługiwać językiem i w szkole średniej tego jakoś bardzo nie poszerzy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Omawianie tego jeszcze nikogo nie nauczyło pisać.

Samo omawianie nie, ale już pisanie różnych wypracowań odnoszących się do tych lektur już tak.

Tak samo zasób słownictwa nie jest w codziennym życiu jakoś szczególnie ważny.

Zależy w jakim kto się środowisku obraca.

Moim zdaniem po gimnazjum każdy w jakimś tam stopniu nauczył się posługiwać językiem i w szkole średniej tego jakoś bardzo nie poszerzy.

Tak samo liczyć się każdy nauczył ;) Tofiku, jeśli ktoś będzie chciał, to z lekcji języka polskiego wyciągnie całkiem sporo. Wszystko zależy od chęci. Ja dzięki tym lekcjom, a konkretnie dzięki mojej nauczycielce, zacząłem poważniej interesować się literaturą, przeczytałem kilka książek, których normalnie bym pewnie nie ruszył, a dzisiaj cieszę się, że jednak przeczytałem je. Po taką Lalkę nie sięgnąłbym na pewno. A tymczasem to dzieło Aleksandra Głowackiego jest dzisiaj dla mnie świetną podstawą do poznawania Warszawy XIX wieku. Ale to może tylko ja jestem taki dziwny, i dzisiaj znajomość klasyków literatury jest ogólnie przeżytkiem.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Samo omawianie nie, ale już pisanie różnych wypracowań odnoszących się do tych lektur już tak.

Wypracowań pisanych pod klucz, który zabija samodzielne myślenie. Wiem, jak to wygląda w mojej klasie - nie chodzi o to, by zintepretować dany tekst po swojemu i przedstawić własne zdanie, tylko o to, by wyuczyć się pewnego schematu pisania konspektów i wypracowań. Mile widziane jest też naszpikowanie pracy fachowymi terminami, bo za to też punkty wpadają. Nie widzę w tym niczego dobrego.

Zależy w jakim kto się środowisku obraca.

Owszem, ja jestem pewien, że nigdy nie będę literatem, poetą, pisarzem, czy historykiem literatury, dlatego uważam, że j. polski w LO jest po prostu nieprzydatny. I tak uważa spora grupa moich znajomych, no bo ilu ludzi wybierze teraz takie kierunki jak filologia czy filozofia z myślą, że będą działać dalej w tę stronę? IMHO, jeżeli najbardziej nieprzydatny przedmiot jest traktowany w naszym systemie edukacji jako ten najgłówniejszy, to znaczy, że z systemem jest coś zdecydowanie nie tak.

Tak samo liczyć się każdy nauczył

Oczywiście, spora część matmy, m.in. funkcja liniowa, jest raczej nieprzydatna, ale jednak matma w całości uczy logicznego myślenia, a temu nie można odmówić przydatności. Za to po półtora roku czytania różnych tekstów na lekcjach czy lektur (spośród, których jedyną naprawdę ciekawą był chyba tylko "Potop", a powód tego jest dla mnie prosty - to jest konkretna książka, pozbawiona wszelkich metafizycznych itp. przeżyć, które trzeba rozkminiać w ciągu minimum 15 godzin, a poza tym, każdy kto czytał "Potop" ten wie, że to nie jest książka z poziomu przeciętnych - no dobra, malkontenci zawsze się znajdą, ale wyjątki potwierdzają regułę; niemała część lektur jak np. "Dziady" skutecznie zniechęcają do czytania następnych) nie zanotowałem u siebie, czy to większego zasobu słów, czy to jakiegoś szczególnego zainteresowania czy znajomości literatury. Jest tak samo jak przedtem. Dużo lepsze efekty w rozwoju własnej osoby osiągam, gdy czytam to co chcę - ale jako, że szkoła zadaje mi naraz przykładowo: przeczytanie "Nad Niemnem" (jak mniemam, kolejnej fascynującej powieści), zaproponowanie metod otrzymywania chloroetanu z karbidu i kilka zadań z funkcją kwadratową, to niedziwne jest, że na własne zajęcia mam mało czasu - a gdy go znajduję, to zwykle padam na mordę.

A tymczasem to dzieło Aleksandra Głowackiego jest dzisiaj dla mnie świetną podstawą do poznawania Warszawy XIX wieku.

I w szkole rozpatrywałeś tę lekturę pod kątem wyglądu XIX-wiecznej Warszawy? ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Wypracowań pisanych pod klucz, który zabija samodzielne myślenie. Wiem, jak to wygląda w mojej klasie - nie chodzi o to, by zintepretować dany tekst po swojemu i przedstawić własne zdanie, tylko o to, by wyuczyć się pewnego schematu pisania konspektów i wypracowań. Mile widziane jest też naszpikowanie pracy fachowymi terminami, bo za to też punkty wpadają. Nie widzę w tym niczego dobrego.

A to już zależy od nauczyciela, u mnie wyglądało to jednak ciut inaczej.

Owszem, ja jestem pewien, że nigdy nie będę literatem, poetą, pisarzem, czy historykiem literatury, dlatego uważam, że j. polski w LO jest po prostu nieprzydatny. I tak uważa spora grupa moich znajomych, no bo ilu ludzi wybierze teraz takie kierunki jak filologia czy filozofia z myślą, że będą działać dalej w tę stronę? IMHO, jeżeli najbardziej nieprzydatny przedmiot jest traktowany w naszym systemie edukacji jako ten najgłówniejszy, to znaczy, że z systemem jest coś zdecydowanie nie tak.

Bo to tylko literat, poeta, pisarz i historyk literatury powinien mieć bogate słownictwo. A mi się wydawało, że każdy kto uważa się za człowieka w miarę kulturalnego i inteligentnego powinien dążyć do tego, aby m.in. swój zasób słownictwa powiększać. Historią to też się specjalnie Tofiku nie zajmuj, tutaj też wypada dobrze operować językiem.

IMHO, jeżeli najbardziej nieprzydatny przedmiot jest traktowany w naszym systemie edukacji jako ten najgłówniejszy, to znaczy, że z systemem jest coś zdecydowanie nie tak.

Zależy dla kogo nieprzydatny.

nie zanotowałem u siebie, czy to większego zasobu słów, czy to jakiegoś szczególnego zainteresowania czy znajomości literatury.

Cóż, Twoja strata. Jako osoba zainteresowania historią powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, jak ważna jest umiejętność czerpania z innych nauk. Interdyscyplinarność staje się obecnie coraz popularniejsza wśród historyków. Historyk bez dobrej znajomości literatury sporo traci (oczywiście nie każdy, wszystko zależy od zainteresowań, ale jednak, przez wszystkie lata studiów to co zwróciło moją szczególną uwagę, to właśnie częste odwołania wykładowców do literatury klasycznej). Film, literatura, obraz, zdjęcie... dla historyka wiele rzeczy może być źródłem.

Dużo lepsze efekty w rozwoju własnej osoby osiągam, gdy czytam to co chcę - ale jako, że szkoła zadaje mi naraz przykładowo: przeczytanie "Nad Niemnem" (jak mniemam, kolejnej fascynującej powieści)

Tofiku, ja po prostu odnoszę wrażenie, że Tobie nie chce się czytać niczego ponad to, na co Ty masz ochotę. Dobra rada, nie idź na studia. Tam też zmuszają do czytania rzeczy, na które człowiek nie ma ochoty.

to niedziwne jest, że na własne zajęcia mam mało czasu - a gdy go znajduję, to zwykle padam na mordę.

Studia, praca... to też nie będzie ci dawać specjalnie dużo czasu na realizację Twoich zajęć.

I w szkole rozpatrywałeś tę lekturę pod kątem wyglądu XIX-wiecznej Warszawy?

Po łebkach, ale tak. Poza tym, na studiach na trzecim roku Lalka była jednym ze źródeł do opracowania na zajęcia z NPH XIX wieku. Z kolei Wertera przerabiałem na historii Polski XIX wieku. I dzięki temu, że przeczytałem to w liceum, na studiach wystarczyło przypomnieć sobie potrzebne fragmenty.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Czołem!

Chemia i biologia! Najgorsze przedmioty! Dobrze, że po drugiej klasie się kończą, choć z drugiej strony żałuję, że odejdzie też fizyka, a to jest fajny przedmiot.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

No to witaj w klubie lancasterze ;)

się Jack nie przejmuj :) , w realu nikt nie wymaga rachunku różniczkowego , pierwszego prawa Keplera , a w pracy znakomicie się Excel sprawdza :rolleyes:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Bo to tylko literat, poeta, pisarz i historyk literatury powinien mieć bogate słownictwo. A mi się wydawało, że każdy kto uważa się za człowieka w miarę kulturalnego i inteligentnego powinien dążyć do tego, aby m.in. swój zasób słownictwa powiększać. Historią to też się specjalnie Tofiku nie zajmuj, tutaj też wypada dobrze operować językiem.

Wg Ciebie uczęszczanie na j. polski to jedyny sposób na wzbogacenie słownictwa?

Cóż, Twoja strata. Jako osoba zainteresowania historią powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, jak ważna jest umiejętność czerpania z innych nauk. Interdyscyplinarność staje się obecnie coraz popularniejsza wśród historyków. Historyk bez dobrej znajomości literatury sporo traci (oczywiście nie każdy, wszystko zależy od zainteresowań, ale jednak, przez wszystkie lata studiów to co zwróciło moją szczególną uwagę, to właśnie częste odwołania wykładowców do literatury klasycznej). Film, literatura, obraz, zdjęcie... dla historyka wiele rzeczy może być źródłem.

Zdaję sobie sprawę, ale co mają "Dziady", "Nie-Boska Komedia" czy "Makbet" do, nazwijmy to, mojej specjalizacji (wydaje mi się, że zainteresowań raczej nie zmienię, a jeśli już, to nie dlatego, że na studich dostanę taki rozkaz)? Na tę chwilę przypominam sobie, że omawialiśmy - pobieżnie oczywiście, bo taki jest program - fragment Galla Anonima o Bolesławie Chrobrym i kawałek kazań Skargi, a także "Potop" - tyle, że profesorka otwarcie przyznała się, że Trylogii nie lubi i nie będzie się nad tym (akurat nad tym) specjalnie rozwodzić.

Zaczęło się od tego, że skrytykowałem ten przedmiot jako nieprzydatny, a teraz zaczynasz robić ze mnie ignoranta, który nie wie o co chodzi w uprawianiu zawodu historyka. Być może nie wiem, za to wiem, że w tym, czego nauczyłem się albo miałem się nauczyć na polskim, nie przyda się w historii w ogóle, bo niby jak? Jeśli interesowałyby mnie powstania to oczywiście z większą uwagą podchodziłbym do twórczości Orzeszkowej czy Konopnickiej. Ale jako, że nie jestem tym zainteresowany to wolę ten czas poświęcić na poczytanie sobie chociażby takiego Heidensteina.

Studia to też nie koncert życzeń, ale w tym przypadku nie można mówić, że któryś temat jest kompletnie oderwany od ogólnej tematyki danego kierunku. Natomiast przedmiot j. polski jest zupełnie niekompatybilny z moimi planami.

Tofiku, ja po prostu odnoszę wrażenie, że Tobie nie chce się czytać niczego ponad to, na co Ty masz ochotę. Dobra rada, nie idź na studia. Tam też zmuszają do czytania rzeczy, na które człowiek nie ma ochoty.

Otóż, studia mają jedną niezaprzeczalną przewagę nad liceum. Na studiach zaliczenie czegokolwiek przybliża mnie do zakończenia studiów (a poza tym, co rozumie się samo przez się, jest przydatniejsze w życiu niż wiedza szkolna, inaczej bym takiego kierunku nie wybierał), a w szkole to, że uczę się po kilka godzin tygodniowo przedmiotów, których nie będę zdawał na maturze w żadnym razie nie przybliża mnie do tego, że dostanę się na studia. Będę miał lepsze świadectwo, ale czas poświęcony na rzeczy niepotrzebne zostanie stracony na rzecz przedmiotów kierunkowych, więc jest mniejsze prawdopodobieństwo, że matura wypadnie dobrze, ergo - spada prawdopodobieństwo, że dostanę się na wymarzone studia.

Robię wiele rzeczy, których nie chcę robić, dążę do tego, by robić ich jak najmniej. W wypełnianiu swojego czasu masą niepotrzebnych zajęć nie widzę żadnej przyjemności, ani sensu.

Studia, praca... to też nie będzie ci dawać specjalnie dużo czasu na realizację Twoich zajęć.

Jest jednak drobna różnica, praca daje kasę, studia dają możliwość zdobycia pracy. Coś za coś. Aha, i nie mów, że szkoła też umożliwia zdobycie pracy, bo jak pisałem wyżej - umożliwia to jednocześnie zmuszając do marnotrawienia czasu.

Po łebkach, ale tak. Poza tym, na studiach na trzecim roku Lalka była jednym ze źródeł do opracowania na zajęcia z NPH XIX wieku. Z kolei Wertera przerabiałem na historii Polski XIX wieku. I dzięki temu, że przeczytałem to w liceum, na studiach wystarczyło przypomnieć sobie potrzebne fragmenty.

A ja wolę sobie przypominać, gdy jest mi to faktycznie potrzebne, a nie na zasadzie 'może kiedyś mi się to przyda', bo już teraz przypominałbym sobie metody otrzymywania kwasu siarkowego (IV), bo kiedyś mi się to może przydać. Tym bardziej, że np. po przeczytaniu "Dziadów" cz. III czułem się, jakbym tej książki... w ogóle nie przeczytał.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Czołem!

Tym bardziej, że np. po przeczytaniu "Dziadów" cz. III czułem się, jakbym tej książki... w ogóle nie przeczytał.

Bo to dramat romantyczny. ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Wg Ciebie uczęszczanie na j. polski to jedyny sposób na wzbogacenie słownictwa?

Nie, ale niewątpliwie można tam poszerzyć swój zasób słownictwa. Chociażby czytając lektury. Jakoś średnio chce mi się wierzyć w to, że człowiek 16-19 letni sam sięgnie po większość książek, które trzeba przeczytać ze względu na program.

Zaczęło się od tego, że skrytykowałem ten przedmiot jako nieprzydatny, a teraz zaczynasz robić ze mnie ignoranta, który nie wie o co chodzi w uprawianiu zawodu historyka.

Przepraszam bardzo, ale kto pisał, że przez czytanie lektur szkolnych nie możesz robić tego, co naprawdę Cię interesuje? Jeśli krytykujesz język polski jako nieprzydatny, to dla mnie nie rozumiesz, że historyk nie może zamykać się tylko na to, co jest stricte związane z jego zawodem.

Zdaję sobie sprawę, ale co mają "Dziady", "Nie-Boska Komedia" czy "Makbet" do, nazwijmy to, mojej specjalizacji (wydaje mi się, że zainteresowań raczej nie zmienię, a jeśli już, to nie dlatego, że na studich dostanę taki rozkaz)? Na tę chwilę przypominam sobie, że omawialiśmy - pobieżnie oczywiście, bo taki jest program - fragment Galla Anonima o Bolesławie Chrobrym i kawałek kazań Skargi, a także "Potop" - tyle, że profesorka otwarcie przyznała się, że Trylogii nie lubi i nie będzie się nad tym (akurat nad tym) specjalnie rozwodzić.

(...)

Być może nie wiem, za to wiem, że w tym, czego nauczyłem się albo miałem się nauczyć na polskim, nie przyda się w historii w ogóle, bo niby jak? Jeśli interesowałyby mnie powstania to oczywiście z większą uwagą podchodziłbym do twórczości Orzeszkowej czy Konopnickiej. Ale jako, że nie jestem tym zainteresowany to wolę ten czas poświęcić na poczytanie sobie chociażby takiego Heidensteina.

Profesor Nagielski na pewnym wykładzie powiedział kiedyś: większość męskiej części studentów historii na początku studiów jest pewnych, że będzie zajmowało się historią wojskowości. Potem jednak na seminaria m.in. prof. Nagielskiego trafia zaledwie jakiś procent tych studentów. I to jest prawda. Człowiek rozwija swoje zainteresowania, odkrywa z czasem zagadnienia, na które wcześniej nie zwracał uwagi. I wtedy to, czego kiedyś się uczył, może mu się przydać.

Robię wiele rzeczy, których nie chcę robić, dążę do tego, by robić ich jak najmniej. W wypełnianiu swojego czasu masą niepotrzebnych zajęć nie widzę żadnej przyjemności, ani sensu.

To ciekawe, bo jak chodziłem do liceum miałem podobne wrażenia.

Na studiach zaliczenie czegokolwiek przybliża mnie do zakończenia studiów

Będąc na studiach też stwierdzisz, że nie wszystko co robisz jest ci potrzebne.

Jest jednak drobna różnica, praca daje kasę, studia dają możliwość zdobycia pracy. Coś za coś. Aha, i nie mów, że szkoła też umożliwia zdobycie pracy, bo jak pisałem wyżej - umożliwia to jednocześnie zmuszając do marnotrawienia czasu.

Niestety Tofiku, ale patrzysz na to wszystko jak na czarno-biały świat. Interesuje mnie - przydatne. Nie interesuje - na cholerę mi to. A tak nie jest. Za kilka lat może to zrozumiesz. Ja też potrzebowałem trochę czasu, aby to zobaczyć.

a w szkole to, że uczę się po kilka godzin tygodniowo przedmiotów, których nie będę zdawał na maturze w żadnym razie nie przybliża mnie do tego, że dostanę się na studia. Będę miał lepsze świadectwo, ale czas poświęcony na rzeczy niepotrzebne zostanie stracony na rzecz przedmiotów kierunkowych, więc jest mniejsze prawdopodobieństwo, że matura wypadnie dobrze, ergo - spada prawdopodobieństwo, że dostanę się na wymarzone studia.

Robię wiele rzeczy, których nie chcę robić, dążę do tego, by robić ich jak najmniej. W wypełnianiu swojego czasu masą niepotrzebnych zajęć nie widzę żadnej przyjemności, ani sensu.

Non scholae sed vitae discimus. W wersji polskiej tę sentencje poznałem już w podstawówce. Zrozumiałem jej znaczenie na studiach i wtedy, kiedy dostałem możliwość podjęcia pracy w miejscu, gdzie zawsze chciałem pracować. A nie pracowałbym tam gdybym zatrzymał się na podejściu "robię tylko to, co daje mi przyjemność".

A ja wolę sobie przypominać, gdy jest mi to faktycznie potrzebne, a nie na zasadzie 'może kiedyś mi się to przyda', bo już teraz przypominałbym sobie metody otrzymywania kwasu siarkowego (IV), bo kiedyś mi się to może przydać. Tym bardziej, że np. po przeczytaniu "Dziadów" cz. III czułem się, jakbym tej książki... w ogóle nie przeczytał.

Czegoś chyba nie rozumiem. Przypominać można sobie coś, co się przeczytało. I ja o tym pisałem. Przeczytałem Lalkę, poznałem Wertera i na studiach przypominałem sobie to co potrzebowałem. Po co ten fragment o kwasie siarkowym (IV)? Czy ja coś wspominałem o przypominaniu sobie tego teraz, kiedy jesteś w szkole, czy wtedy, kiedy będziesz tego potrzebował?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
Nie, ale niewątpliwie można tam poszerzyć swój zasób słownictwa. Chociażby czytając lektury. Jakoś średnio chce mi się wierzyć w to, że człowiek 16-19 letni sam sięgnie po większość książek, które trzeba przeczytać ze względu na program.

'Chociażby'... Dla poszerzenia słownictwa może też czytać gazety, wielokrotnie bardziej przyjemne. A to, że czytanie lektur nakazuje program to wina programu, a nie ucznia.

Tak naprawdę lektury nie czyta się dla jakichś szczególnych powodów, oczywiście tych w LO, bo te ze szkół podstawowych to nieco inna działka. Lektury z LO czyta się dla samego czytania. Chociażby po to, żeby statystyka '1 Polak = 1 książka na rok' nie znalazła potwierdzenia w rzeczywistości.

Przepraszam bardzo, ale kto pisał, że przez czytanie lektur szkolnych nie możesz robić tego, co naprawdę Cię interesuje? Jeśli krytykujesz język polski jako nieprzydatny, to dla mnie nie rozumiesz, że historyk nie może zamykać się tylko na to, co jest stricte związane z jego zawodem.

Podejrzewam, że gdybym uczepł się fizyki albo chemii to nie zareagowałbyś w podobny sposób. Język polski, w formie jakiej jest mi serwowany na codzień, niewiele się różni od tamtych przedmiotów. Interesuje mnie też sport, więc nie zamykam się na mój 'zawód', inna sprawa, że sport jest kompletnie do tego zawodu nieprzydatny.

Profesor Nagielski na pewnym wykładzie powiedział kiedyś: większość męskiej części studentów historii na początku studiów jest pewnych, że będzie zajmowało się historią wojskowości. Potem jednak na seminaria m.in. prof. Nagielskiego trafia zaledwie jakiś procent tych studentów. I to jest prawda. Człowiek rozwija swoje zainteresowania, odkrywa z czasem zagadnienia, na które wcześniej nie zwracał uwagi. I wtedy to, czego kiedyś się uczył, może mu się przydać.

Oczywiście, możemy to rozpatrywać na milion pięciuset przykładach, że byli tacy, ktorzy byli maniakami II wojny, a skończyli pisząc magisterkę o średniowiecznych miastach itp. Tyle, że każdy człowiek jest inny, to, że większość zmienia zdanie nie oznacza, że ja też zmienię. Praktycznie od pięciu lat interesuje mnie to samo, poszczególne wąskie tematy rajcowały mnie z różnym natężeniem, ale główna oś pozostała ta sama, być może bardziej skierowałem się w kierunku WoSu, ale tam j. polski jest jeszcze mniej przydatny.

Niestety Tofiku, ale patrzysz na to wszystko jak na czarno-biały świat. Interesuje mnie - przydatne. Nie interesuje - na cholerę mi to.

Gdybym tak na to patrzył, to podręcznika do matmy nawet bym nie otworzył.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
'Chociażby'... Dla poszerzenia słownictwa może też czytać gazety, wielokrotnie bardziej przyjemne. A to, że czytanie lektur nakazuje program to wina programu, a nie ucznia.

Tak naprawdę lektury nie czyta się dla jakichś szczególnych powodów, oczywiście tych w LO, bo te ze szkół podstawowych to nieco inna działka. Lektury z LO czyta się dla samego czytania. Chociażby po to, żeby statystyka '1 Polak = 1 książka na rok' nie znalazła potwierdzenia w rzeczywistości.

To inaczej. Tofiku, z jakim kierunkiem wiążesz swoją przyszłość? Historia?

Podejrzewam, że gdybym uczepł się fizyki albo chemii to nie zareagowałbyś w podobny sposób. Język polski, w formie jakiej jest mi serwowany na codzień, niewiele się różni od tamtych przedmiotów. Interesuje mnie też sport, więc nie zamykam się na mój 'zawód', inna sprawa, że sport jest kompletnie do tego zawodu nieprzydatny.

Nie, nie uczepiłbym się w podobny sposób. Nie raz już pisałem na forum, że tak jak człowiek w liceum powinien uczyć się wszystkich przedmiotów, aby mieć jakieś podstawy z niego i możliwość wyboru studiów, tak przykładać powinien się do tego, co go interesuje/jest związane z jego wyborem studiów. A że przez te wszystkie lata nabrałem przekonania, że chcesz związać się z historią, to i o polskim piszę w taki sposób.

Oczywiście, możemy to rozpatrywać na milion pięciuset przykładach, że byli tacy, ktorzy byli maniakami II wojny, a skończyli pisząc magisterkę o średniowiecznych miastach itp. Tyle, że każdy człowiek jest inny, to, że większość zmienia zdanie nie oznacza, że ja też zmienię. Praktycznie od pięciu lat interesuje mnie to samo, poszczególne wąskie tematy rajcowały mnie z różnym natężeniem, ale główna oś pozostała ta sama, być może bardziej skierowałem się w kierunku WoSu, ale tam j. polski jest jeszcze mniej przydatny.

Ja też byłem przekonany, że to czym się interesowałem, to będzie właśnie to, czym będę się później zajmował. I tak z deczka mi się zmieniło.

Gdybym tak na to patrzył, to podręcznika do matmy nawet bym nie otworzył.

Zdać jakoś musisz, więc podręcznik otworzyć musisz tak czy inaczej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tofik   
To inaczej. Tofiku, z jakim kierunkiem wiążesz swoją przyszłość? Historia?

Najprawdopodobniej, ale nie odrzucam np. politologii czy prawa, więc do WoSu przykładam taką samą wagę jak do historii.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Najprawdopodobniej, ale nie odrzucam np. politologii czy prawa, więc do WoSu przykładam taką samą wagę jak do historii.

Politologię odradzałbym. Ale nie o tym chciałem. Skoro wiążesz swoją przyszłość z historią (najprawdopodobniej), to żeby nie marnować czasu na lekcjach polskiego, dobrze byłoby z nich jednak coś wynieść. Nawet jeśli przyda Ci się 10% tego, czego się nauczysz, to już jesteś o te 10% przed tym, który kompletnie oleje to. Ale to już Twój wybór.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.