Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Król Julian

Pułapka maltuzjańska

Rekomendowane odpowiedzi

Wybory parlamentarne w roku 2011 były jak dotąd jedynymi w których zagłosowałem na PiS. Uczyniłem tak jednak raczej po to żeby pokazać żółtą kartkę rządowi premiera Tuska za niespełnienie głównych obietnic wyborczych, bo wiele mnie już wtedy dzieliło z partią Jarosława Kaczyńskiego. Jedną z takich rzeczy była i jest zaiste kretyńska - bo nie da się tego inaczej nazwać - wiara, że finansowanymi z kieszeni podatnika programami pronatalistycznymi da się naprawić kulejącą od paru lat demografię polskiego społeczeństwa, urzeczywistniana właśnie przez rząd Beaty Szydło w programie 500+. Temat ten od kilkunastu lat pojawia się regularnie przy okazji kolejnych kampanii wyborczych i regularnie słyszymy wtedy chór populistycznych obietnic wraz z rytualnymi narzekaniami na biedę która jakoby nie pozwala Polakom posiadać większej liczby potomstwa. Za każdym razem łapię się wtedy za głowę i zastanawiam, jak to możliwe że wydawałoby się że tak inteligentni i wykształceni ludzie wygadują tak kosmiczne bzdury - oraz dlaczego wierzą im miliony innych ludzi. Żeby uzmysłowić sobie skalę tego oszustwa wystarczy odszukać w Wikipedii hasło: "Lista państw świata według współczynnika dzietności". Pierwszych trzynaście miejsc za rok 2014 zajęły tam:

1 Niger 6,89

2 Mali 6,16

3 Burundi 6,14

4 Somalia 6,08

5 Uganda 5,97

6 Burkina Faso 5,93

7 Zambia 5,76

8 Malawi 5,66

9 Angola 5,43

10 Sudan Południowy 5,43

11 Afganistan 5,43

12 Mozambik 5,27

13 Nigeria 5,25

Natomiast wśród trzynastu krajów z najniższą liczbą dzieci na kobietę znalazły się:

1 Singapur 0,80

2 Makau 0,93

3 Tajwan 1,11

4 Hongkong 1,17

5 Korea Południowa 1,25

6 Brytyjskie Wyspy Dziewicze 1,25

7 Bośnia i Hercegowina 1,26

8 Litwa 1,29

9 Montserrat 1,29

10 Ukraina 1,30

11 Rumunia 1,30

12 Słowenia 1,32

13 Polska 1,33

Warto tu zaznaczyć że praktycznie żaden kraj europejski - poza Francją i malutkimi Wyspami Owczymi, nie przekroczył poziomu dwoje dzieci na kobietę, zaś tylko wspomniane Wyspy przekroczyły próg 2,1 uważany za zapewniający tzw. zastępowalność pokoleń. Dodajmy, że we Francji jest to w dużej mierze zasługa mniejszości muzułmańskiej. Ktoś powie że w porównaniu do Polski to i tak więcej. Owszem, ale skoro odpowiada za to rzekomo panująca w Polsce bieda i nędza, to co mają w takim razie powiedzieć mieszkańcy Afganistanu albo Nigru gdzie poziom dzietności jest kilkakrotnie wyższy?! Pomimo że są to jedne z najbiedniejszych krajów świata...I dlaczego - skoro winna jest "bieda", w czołówce krajów z najniższą dzietnością znalazły się jedne z najbogatszych na globie: Korea Południowa, Tajwan, Hongkong i Singapur? Widać wyraźnie, że ktoś tu nas robi w konia. Fakt, że poziom dzietności a wraz z nim, w dłuższej perspektywie także przyrost naturalny populacji zmniejsza się wraz z rozwojem gospodarczym kraju, został jednak dostrzeżony przez demografów już dawno temu. Pora więc na dygresję historyczną: kluczowe dla zrozumienia dlaczego tak się dzieje jest pojęcie tzw. pułapki maltuzjańskiej. W sytuacji tej tkwiły praktycznie wszystkie kraje świata przed Rewolucją Przemysłową. Logika rozwoju gospodarczego społeczeństwa żyjącego w pułapce maltuzjańskiej polega na tym, że nie pociąga on za sobą poprawy poziomu życia ogółu ludności (w dostatku żyje tam jedynie nieliczna elita, związana ze strukturami władzy), zaś jedynie zwiększenie jej liczby. Dość klarownie działanie tego mechanizmu wyjaśnia w wydanej w 2013 r. książce Skok w nowoczesność: polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943-1980 Adam Leszczyński:

Za po­mo­cą wy­ra­fi­no­wa­nych me­tod sta­ty­stycz­nych eko­no­mi­ści pró­bu­ją osza­co­wać po­ziom pro­duk­tu kra­jo­we­go brut­to w róż­nych kra­jach, się­ga­jąc aż do po­cząt­ku na­szej ery. Dzię­ki ba­da­niom ar­chi­wal­nym moż­na pró­bo­wać usta­lać, jak kształ­to­wa­ły się za­rob­ki w róż­nych okre­sach i w róż­nych kra­jach: kie­dy ro­sły, kie­dy ma­la­ły, i co za te pie­nią­dze moż­na było ku­pić – a to daje pew­ne wy­obra­że­nie o po­zio­mie ży­cia. Moż­na tak­że opi­sy­wać po­ziom kul­tu­ry ma­te­rial­nej: li­czyć me­ble, łyż­ki, garn­ki i inne przed­mio­ty wy­mie­nio­ne w te­sta­men­tach czy ak­tach są­do­wych. Moż­na też ba­dać, na pod­sta­wie prac na cmen­ta­rzach, prze­cięt­ny wzrost lu­dzi w róż­nych okre­sach hi­sto­rycz­nych – przyj­mu­jąc, że jego zmia­ny od­po­wia­da­ją w przy­bli­że­niu zmia­nom w po­zio­mie od­ży­wia­nia i wa­run­kach ży­cia (cho­ciaż i ta za­leż­ność nie jest jed­no­znacz­na). Moż­na też, ba­da­jąc te­sta­men­ty, księ­gi pa­ra­fial­ne i inne do­ku­men­ty, pró­bo­wać usta­lić prze­cięt­ną dłu­gość ży­cia. Mimo to nadal nie­wie­le jest w tej dzie­dzi­nie pew­nych od­po­wie­dzi. Wszyst­kie te spo­so­by są nie­do­sko­na­łe, a róż­ne me­to­dy wy­da­ją się pro­wa­dzić nie­kie­dy do sprzecz­nych wnio­sków. Ze­bra­ne ra­zem, dają jed­nak przy­bli­żo­ne wy­obra­że­nie o prze­szło­ści. Co jest w nim pew­ne­go? Że Mal­thus miał ra­cję, kie­dy opi­sy­wał lo­gi­kę ży­cia go­spo­dar­cze­go w wie­kach przed re­wo­lu­cją prze­my­sło­wą (a w wie­lu kra­jach być może i dzi­siaj). W wy­da­nym po raz pierw­szy w 1798 roku Pra­wie lud­no­ści pa­stor Tho­mas Ro­bert Mal­thus prze­ko­ny­wał, że go­spo­dar­ka lu­dzi rzą­dzi się tymi sa­my­mi za­sa­da­mi, co „na­tu­ral­na go­spo­dar­ka” wszyst­kich zwie­rząt; to samo – do­stęp­ność po­ży­wie­nia – okre­śla wa­run­ki ży­cia zwie­rząt i lu­dzi. Lu­dzie, tak jak zwie­rzę­ta, mno­żą się, do­pó­ki mają co jeść; wzrost pro­duk­cji żyw­no­ści, twier­dził Mal­thus, za­wsze bę­dzie pro­wa­dził do wzro­stu licz­by lud­no­ści. Dla­te­go na­pływ no­wej siły ro­bo­czej spo­wo­du­je, że za­rob­ki, zgod­nie z pra­wem po­da­ży i po­py­tu, po­wró­cą na gra­ni­cę mi­ni­mum eg­zy­sten­cji. Cza­sa­mi może to po­trwać – i przez po­ko­le­nie czy dwa lu­dzie mogą cie­szyć się nie­co więk­szym do­bro­by­tem. Jed­nak w świe­cie mal­tu­zjań­skim sta­ły wzrost po­zio­mu ży­cia jest nie­moż­li­wy: po­stęp tech­no­lo­gicz­ny przy­no­si tyl­ko wzrost licz­by lud­no­ści (za­kła­da­jąc, jak pi­sał Mal­thus, że „pa­sja po­mię­dzy płcia­mi” jest sta­ła i że licz­ba lud­no­ści za­wsze ro­śnie szyb­ciej niż pro­duk­cja żyw­no­ści). Kon­se­kwen­cje tej za­sa­dy pro­wa­dzą do in­te­re­su­ją­cych pa­ra­dok­sów. Jak uj­mu­je to – może z pew­ną prze­sa­dą – hi­sto­ryk Gre­go­ry Clark, świat mal­tu­zjań­ski jest z dzi­siej­sze­go punk­tu wi­dze­nia po­sta­wio­ny na gło­wie: to, co dziś jest prze­szko­dą we wzro­ście do­bro­by­tu, wte­dy mu sprzy­ja­ło.

Prze­kleń­stwa dzi­siej­szych upa­dłych państw – woj­na, prze­moc, nie­rząd, złe zbio­ry, zła in­fra­struk­tu­ra, złe wa­run­ki sa­ni­tar­ne – były przy­ja­ciół­mi ludz­ko­ści przed 1800 ro­kiem. Zmniej­sza­ły pre­sję po­pu­la­cji, a więc zwięk­sza­ły ma­te­rial­ny po­ziom ży­cia. Uko­cha­ne dziś przez Bank Świa­to­wy i ONZ po­kój, sta­bil­ność, po­rzą­dek, zdro­wie pu­blicz­ne i trans­fe­ry so­cjal­ne – były wro­ga­mi do­bro­by­tu

W świe­cie mal­tu­zjań­skim – to dru­gi pa­ra­doks – tak­że róż­ni­ce spo­łecz­ne mia­ły inne zna­cze­nie niż dziś. Efek­tyw­ne pod­nie­sie­nie po­zio­mu ży­cia więk­szo­ści było nie­moż­li­we na dłuż­szą metę. Dla­te­go nie­za­leż­nie od tego, ile zie­mi i bo­gactw sku­pi­li w swo­im ręku wład­ca i jego to­wa­rzy­sze, po­ziom ży­cia ich pod­da­nych zmie­niał się w bar­dzo nie­wiel­kim za­kre­sie: tyl­ko lu­dzi w nim przy­by­wa­ło lub uby­wa­ło. Wzrost po­zio­mu ży­cia mas był za­wsze chwi­lo­wy, a ogrom­na więk­szość ludz­ko­ści za­wsze żyła na gra­ni­cy gło­du. Bi­blij­ny opis wy­gna­nia z raju, w któ­rym Bóg mówi Ada­mo­wi: „prze­klę­ta niech bę­dzie zie­mia z twe­go po­wo­du / w tru­dzie bę­dziesz zdo­by­wał od niej po­ży­wie­nie dla sie­bie / po wszyst­kie dni twe­go ży­cia / Cierń i oset bę­dzie ci ona ro­dzi­ła, / a prze­cież po­kar­mem twym są pło­dy roli” (Rdz 3, 17-18) aż do bar­dzo nie­daw­na był do­brą me­ta­fo­rą losu zwy­kłe­go czło­wie­ka: nie było od nie­go uciecz­ki.

Klu­czem do wy­rwa­nia się z mal­tu­zjań­skiej pu­łap­ki był po­stęp tech­no­lo­gicz­ny. Żeby re­al­ne do­cho­dy ro­sły, pro­duk­cja żyw­no­ści mu­sia­ła ro­snąć szyb­ciej od licz­by lu­dzi. Przez wie­le stu­le­ci zmia­na tech­no­lo­gicz­na jed­nak do­ko­ny­wa­ła się zbyt wol­no. Je­że­li przy­jąć, że licz­ba lud­no­ści ro­sła w tem­pie rów­nym roz­wo­jo­wi tech­no­lo­gii (zgod­nie z lo­gi­ką mal­tu­zjań­skie­go świa­ta), to oka­że się, że wzrost wy­daj­no­ści pro­duk­cji od 1000 do 1820 roku nie prze­kra­czał śred­nio 0,05 pro­cen­ta rocz­nie – czy­li się­gał za­le­d­wie jed­nej trzy­dzie­stej dzi­siej­sze­go po­zio­mu50 Róż­ni­ce w pro­duk­tyw­no­ści zwią­za­ne choć­by z kul­tu­rą pra­cy – na przy­kład ta­kie, ja­kie opi­sał Ja­cob, po­rów­nu­jąc pol­skich chło­pów z an­giel­ski­mi ro­bot­ni­ka­mi rol­ny­mi – były za­pew­ne re­al­ne, cho­ciaż nie­wy­mier­ne (zwłasz­cza dla dzi­siej­sze­go hi­sto­ry­ka). W nie­wiel­kim jed­nak stop­niu prze­kła­da­ły się na róż­ni­ce w po­zio­mie ży­cia. Je­śli na przy­kład w XVII wie­ku wy­daj­ność pra­cy nad Wi­słą była niż­sza niż nad Ta­mi­zą, w prak­ty­ce ozna­cza­ło to tyl­ko tyle, że zie­mie pol­skie były znacz­nie mniej gę­sto za­lud­nio­ne niż An­glia (...). Cho­ciaż o sta­łym wzro­ście do­bro­by­tu w świe­cie mal­tu­zjań­skim nie było mowy, róż­ni­ce w po­zio­mie ży­cia w róż­nych kra­jach i epo­kach mo­gły być znacz­ne. Spe­cja­li­ści tłu­ma­czą je kul­tu­ro­wo na­rzu­co­ny­mi ogra­ni­cze­nia­mi płod­no­ści – na przy­kład póź­niej­szym wie­kiem za­wie­ra­nia mał­żeństw w pół­noc­nej Eu­ro­pie niż w po­łu­dnio­wej albo dzie­cio­bój­stwem w Chi­nach (zgod­nie z uni­wer­sal­ną za­sa­dą: im mniej lu­dzi, tym więk­szy do­bro­byt). Ist­nia­ły tak­że róż­ni­ce w kul­tu­rze ży­cia co­dzien­ne­go, któ­re z tru­dem moż­na do­pa­so­wać do mal­tu­zjań­skich re­guł. Rzy­mia­nie na przy­kład pro­du­ko­wa­li na ma­so­wą ska­lę bar­dzo wie­le ta­nich dóbr co­dzien­ne­go użyt­ku, a roz­wi­nię­ta sieć han­dlo­wa po­wo­do­wa­ła, że były do­stęp­ne tak­że dla ubo­gich w wie­lu za­kąt­kach im­pe­rium. Ba­da­nie rzym­skich garn­ków może wy­da­wać się nie­zbyt in­spi­ru­ją­cym za­ję­ciem, ale mówi bar­dzo wie­le o sty­lu ży­cia ich użyt­kow­ni­ków. W miej­scach wy­ko­pa­lisk z cza­sów rzym­skich moż­na zna­leźć w wiel­kiej ob­fi­to­ści funk­cjo­nal­ne na­czy­nia ku­chen­ne, uży­wa­ne do przy­go­to­wy­wa­nia je­dze­nia; wy­twor­ne na­kry­cia sto­ło­we, żeby je po­ka­zać i kon­su­mo­wać; i am­fo­ry, duże na­czy­nia uży­wa­ne w ba­se­nie Mo­rza Śród­ziem­ne­go do trans­por­tu i prze­cho­wy­wa­nia wina czy oli­wy. Wy­bit­ny współ­cze­sny ar­che­olog Bry­an Ward-Per­kins opi­su­je je tak:

Trzy ce­chy rzym­skiej ce­ra­mi­ki są god­ne uwa­gi, i nie moż­na ich na­po­tkać po­now­nie przez wie­le stu­le­ci na Za­cho­dzie: jej do­sko­na­ła ja­kość i da­le­ko po­su­nię­ta stan­da­ry­za­cja; ogrom­ne ilo­ści, w któ­rych była pro­du­ko­wa­na; jej ogrom­ne roz­prze­strze­nie­nie, nie tyl­ko geo­gra­ficz­ne (cza­sa­mi były trans­por­to­wa­ne przez set­ki mil), ale tak­że spo­łecz­ne (a więc uży­wa­li ich nie tyl­ko bo­ga­ci, ale i bied­ni). W re­jo­nach rzym­skie­go świa­ta, któ­re znam naj­le­piej, cen­tral­nych i pół­noc­nych Wło­szech, po koń­cu rzym­skie­go świa­ta ten po­ziom wy­ra­fi­no­wa­nia po­wró­cił być może w XIV wie­ku, ja­kieś 800 lat póź­niej. […] Kie­dy lu­dziom dziś po­ka­zu­je się bar­dzo zwy­czaj­ny rzym­ski gar­nek […] czę­sto ko­men­tu­ją, jak „no­wo­cze­śnie” wy­glą­da […] i czę­sto trze­ba ich prze­ko­ny­wać o jego praw­dzi­wym wie­ku

Ten zor­ga­ni­zo­wa­ny świat pro­duk­cji ma­so­wej znik­nął wraz z in­wa­zją bar­ba­rzyń­ców; po­czy­na­jąc od V wie­ku urzą­dze­nia wy­ko­rzy­sty­wa­ne w ży­ciu co­dzien­nym w Eu­ro­pie sta­ją się co­raz bar­dziej pry­mi­tyw­ne, a świa­dec­twa do­star­cza­ne przez ar­che­olo­gów do­wo­dzą stop­nio­we­go za­mie­ra­nia sie­ci han­dlo­wych z cza­sów sta­ro­żyt­nych. Wy­mow­nych do­wo­dów do­star­cza Mon­te Te­stac­cio w Rzy­mie, pięć­dzie­się­cio­me­tro­wa góra usy­pa­na ze sko­rup am­for z II i III wie­ku na­szej ery. We­dług sza­cun­ków ar­che­olo­gów, spo­czy­wa ich tam 53 mi­lio­ny; są to po­zo­sta­ło­ści po im­por­cie do sto­li­cy im­pe­rium 6 mi­liar­dów li­trów oli­wy. Taki im­port ist­niał tak­że w VI-VII wie­ku, ale był mi­ni­mal­ny. „To było spo­łe­czeń­stwo pod wie­lo­ma wzglę­da­mi po­dob­ne do na­sze­go – pi­sze o sta­ro­żyt­nym Rzy­mie ar­che­olog Bry­an Ward-Per­kins – Trans­por­to­wa­ło do­bra na ogrom­ną ska­lę, pro­du­ko­wa­ło na nie wy­so­kiej ja­ko­ści opa­ko­wa­nia, któ­re od cza­su do cza­su na­wet wy­rzu­ca­ło po do­sta­wie”. Rów­nież ba­da­nia ark­tycz­ne­go lodu od­no­to­wa­ły wy­so­ki po­ziom za­nie­czysz­cze­nia po­wie­trza śla­da­mi wy­to­pu oło­wiu i mie­dzi w cza­sach rzym­skich, któ­ry bez­po­śred­nio po upad­ku im­pe­rium opadł do po­zio­mu no­to­wa­ne­go w cza­sach pre­hi­sto­rycz­nych. Na po­dob­ną do rzym­skiej ska­lę me­ta­le te za­czę­to pro­du­ko­wać do­pie­ro w XVI-XVII wie­ku. Mimo roz­wi­nię­tej or­ga­ni­za­cji pro­duk­cji i han­dlu oraz ma­so­wej pro­duk­cji dóbr co­dzien­ne­go użyt­ku spo­łe­czeń­stwo rzym­skie nadal dzia­ła­ło zgod­nie z re­gu­ła­mi go­spo­dar­ki mal­tu­zjań­skiej. Hi­sto­rycz­ne sza­cun­ki do­cho­du na gło­wę miesz­kań­ca po­ka­zu­ją wpraw­dzie pe­wien spa­dek po­mię­dzy koń­cem Im­pe­rium a póź­nym śre­dnio­wie­czem, co wią­za­ło się z roz­pa­dem im­pe­rial­ne­go sys­te­mu go­spo­dar­cze­go i ob­ni­że­niem wy­daj­no­ści pra­cy59. Jesz­cze bar­dziej dra­stycz­nie zmniej­szy­ła się jed­nak licz­ba miesz­kań­ców: w po­rów­na­niu ze sta­ro­żyt­nym Rzy­mem wcze­sno­śre­dnio­wiecz­na Eu­ro­pa była kon­ty­nen­tem nie tyl­ko wiej­skim, ale i pu­stym. Sko­ro spa­dła wy­daj­ność pro­duk­cji, mu­sia­ła tak­że zmniej­szyć się gę­stość za­lud­nie­nia.

Pa­ra­dok­sy go­spo­dar­ki mal­tu­zjań­skiej po­wo­du­ją, że dziś hi­sto­ry­cy mogą pi­sać z po­wa­gą o tym, jak wiel­kim do­bro­dziej­stwem była dla Eu­ro­py czar­na śmierć – epi­de­mia dżu­my, któ­ra w la­tach 1346-1347 za­bi­ła, we­dług róż­nych sza­cun­ków, od jed­nej trze­ciej do po­ło­wy miesz­kań­ców Za­cho­du. Re­zul­ta­tem ubyt­ku lud­no­ści był szyb­ki wzrost płac i po­zio­mu ży­cia – któ­ry trwał do­pó­ty, do­pó­ki licz­ba lud­no­ści nie wzro­sła po­now­nie (w przy­pad­ku An­glii na­stą­pi­ło to do­pie­ro oko­ło 1600 roku; licz­ba lud­no­ści spa­dła z 6 do nie­ca­łych 3 mi­lio­nów w XV wie­ku i się­gnę­ła 7 mi­lio­nów w cza­sach kró­lo­wej Elż­bie­ty). Kie­dy jed­ni gi­nę­li z po­wo­du woj­ny czy za­ra­zy, do­cho­dy po­zo­sta­łych wzra­sta­ły, bo w prak­ty­ce ozna­cza­ło to, że pro­duk­cja rol­na przy­pa­da­ją­ca na jed­ne­go miesz­kań­ca była więk­sza – a tyl­ko to na­praw­dę zna­czy­ło w go­spo­dar­ce, w któ­rej po­nad 90 pro­cent lu­dzi miesz­ka­ło na wsi, a 70 pro­cent bez­po­śred­nio utrzy­my­wa­ło się z pra­cy na roli. Nie­któ­rzy hi­sto­ry­cy – tacy jak Nico Vo­ig­tlän­der – są­dzą na­wet, że za­ra­za dała pierw­szy im­puls do aku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu. Sko­ro zmniej­szy­ła się licz­ba lu­dzi, któ­rzy mo­gli pra­co­wać na roli, trze­ba było po­my­śleć, jak le­piej wy­ko­rzy­stać tych, któ­rzy byli do dys­po­zy­cji, na przy­kład in­we­stu­jąc w lep­sze tech­no­lo­gie rol­ne – ka­pi­tał mu­siał za­stą­pić pra­cę, któ­rej bra­ko­wa­ło. Stąd tyl­ko krok do po­glą­du, że klę­ska dżu­my by­ła­by jed­ną z pra­przy­czyn re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej, któ­ra na­stą­pi­ła naj­pierw wła­śnie na ob­sza­rach do­tknię­tych naj­bar­dziej przez epi­de­mię czte­ry­sta lat wcze­śniej. Na­wet skok do­cho­dów wy­wo­ła­ny czar­ną śmier­cią wy­glą­da dziś na wy­kre­sie jak drob­ne drgnię­cie sej­smo­gra­fu w po­rów­na­niu z tym, któ­re przy­nio­sła re­wo­lu­cja prze­my­sło­wa. Mal­thus ma nadal coś do po­wie­dze­nia o współ­cze­snym świe­cie. Jak osza­co­wa­li współ­cze­śni eko­no­mi­ści, naj­bied­niej­sze kra­je świa­ta – mimo po­mo­cy mię­dzy­na­ro­do­wej, ta­nie­go trans­por­tu po­zwa­la­ją­ce­go do­star­czyć żyw­ność w do­wol­ne miej­sce na zie­mi, gi­gan­tycz­nych nad­wy­żek żyw­no­ści w kra­jach bo­ga­tych – nadal nie mogą wy­zwo­lić się z za­mknię­te­go krę­gu, któ­ry opi­sać. Praw­do­po­dob­nie oko­ło 1640 roku w jed­nym miej­scu na Zie­mi – w An­glii – re­gu­ły opi­sa­ne przez Mal­thu­sa za­czę­ły prze­sta­wać obo­wią­zy­wać. Prze­łom do­ko­ny­wał się po­wo­li. Do 1800 roku licz­ba lud­no­ści wzra­sta z 6-7 do 10 mi­lio­nów, a po­ziom ży­cia nie spa­da, tyl­ko ro­śnie (ale bar­dzo nie­znacz­nie: prze­cięt­ne do­cho­dy wzra­sta­ją o 0,2 pro­cen­ta rocz­nie, czy­li 10 pro­cent na po­ko­le­nie). U pro­gu XIX wie­ku do­cho­dy kla­sy pra­cu­ją­cej w An­glii są dwu­krot­nie wyż­sze niż w 1250 roku i trzy­krot­nie wyż­sze niż w 1600 roku, ale tyl­ko nie­wie­le wyż­sze niż w de­ka­dach po czar­nej śmier­ci.

world-economic-history.png

Stopniowo rewolucja przemysłowa ogarnęła kolejne kraje Europy, Ameryki i Azji. I praktycznie wszędzie towarzyszył jej spadek poziomu dzietności a w dalszej perspektywie także naturalnego. Wzrost dochodów i poprawa warunków życia sprawiła, że zamiast jak dotąd kolejne płodzić dzieci "na zapas" (bo istniało duże ryzyko że nie dożyją wieku dojrzałego), ludzie zaczęli bardziej dbać o już posiadane. Upowszechnienie antykoncepcji, legalizacja w wielu krajach aborcji, obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i zmiany kulturowe (rewolucja seksualna) - zjawiska które nastąpiły w drugiej połowie XX w. sprawiły, że w niektórych rozwiniętych krajach przyrost naturalny spadł do zera albo wręcz osiągnął wartości ujemne. W krajach zacofanych, a więc nadal uwięzionych w pułapce maltuzjańskiej, jak większość krajów afrykańskich i niektóre azjatyckie - nadal pozostaje wysoki. Jakie płyną wnioski z tych danych? Moim zdaniem, spadek poziomu dzietności jest nieuchronną konsekwencją rozwoju cywilizacyjnego. A próby jego sztucznego podniesienia za pomocą sponsorowanych przez pastwo programów pronatalistycznych - są skazane na niepowodzenie.

Edytowane przez Król Julian

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tylko jakie wnioski można wyciągnąć patrząc na listę "trzynastu krajów z najniższą liczbą dzieci na kobietę"?

Mamy tam Hong-Kong z 57,000 $ (GPD per capita - est. za 2015 r.), Ukrainę z 8,000 $, Tajwan z 47,500 $, Montserrat z 8,000 $, Bośnię i Hercegowinę z 10,200 $, Brytyjskie Wyspy Dziewicze z 42,300 $.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tylko jakie wnioski można wyciągnąć patrząc na listę "trzynastu krajów z najniższą liczbą dzieci na kobietę"?

Mamy tam Hong-Kong z 57,000 $ (GPD per capita - est. za 2015 r.), Ukrainę z 8,000 $, Tajwan z 47,500 $, Montserrat z 8,000 $, Bośnię i Hercegowinę z 10,200 $, Brytyjskie Wyspy Dziewicze z 42,300 $.

Ale nie ma żadnego z dochodem poniżej 8000 $ per capita. A takich krajów jest na świecie sporo. Po prostu po osiągnięciu pewnego poziomu rozwoju, dzietność spada samoczynnie. Interesująca jest również zależność między poziomem rozwoju gospodarczego a częstotliwością konfliktów zbrojnych. W świecie pułapki maltuzjańskiej wojna jest na porządku dziennym, bo rozrastające się społeczeństwa rywalizują o zasoby. W procesie wychodzenia z pułapki intensywność ta jeszcze wzrasta, bo transformacji gospodarczej towarzyszy z reguły eksplozja demograficzna i wielkie rozwarstwienie społeczne. Jednak wraz z zakończeniem całego procesu nastaje pokój. Bogate społeczeństwa znacznie trudniej skłonić do walki - ich członkowie mają znacznie więcej do stracenia, niż ich biedni przodkowie.

Edytowane przez Król Julian

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Tylko jakie wnioski można wyciągnąć patrząc na listę "trzynastu krajów z najniższą liczbą dzieci na kobietę"?

Mamy tam Hong-Kong z 57,000 $ (GPD per capita - est. za 2015 r.), Ukrainę z 8,000 $, Tajwan z 47,500 $, Montserrat z 8,000 $, Bośnię i Hercegowinę z 10,200 $, Brytyjskie Wyspy Dziewicze z 42,300 $.

Parę lat temu (dokładniej - po wprowadzeniu "becikowego") pokusiłem się o opis korelacji, pomiędzy dochodami ludności a dzietnością, wg naszych województw. Wyszła wprawdzie słaba, ale zarazem ujemna. Co potwierdza główną tezę Króla Juliana.

Tezy poboczne budzą pewne wątpliwości. Przytoczony tekst Leszczyńskiego przeczytałem z ciekawością, traktując go jako interesującą publicystykę historyczną. Nieco mnie razi słabe rozróżnienie pojęć "dzietności" i "przyrostu naturalnego". W czasach, gdy zdecydowana większość ludzi nie rozumiała nawet podstawowych i naturalnych metod planowania dzietności, liczba urodzonych dzieci zależała w zasadzie od fizjologicznych możliwości kobiet. Czyli "co rok, to prorok". Od uwarunkowań żywnościowych zależał raczej przyrost naturalny, a nie dzietność. Ale i przyrost naturalny pokazuje zmiany w liczbie ludzi ogółem, a nie w liczbie osób pełnoletnich. Tu mamy problem metodologiczny.

Po prostu po osiągnięciu pewnego poziomu rozwoju, dzietność spada samoczynnie.

Samoczynność nie jest tu najlepszym określeniem. Dzietność nie spada samoczynnie, lecz w wyniku wykorzystania metod regulacji urodzin - naturalnych, sztucznych - wśród których prym wiedzie lateksowa prezerwatywa, aborcyjnych.

Aby dzietność spadła, muszą być spełnione dwa warunki:

- ludzie chcą mieć mniej dzieci,

- metody regulacji urodzin są dostępne.

No i spadła. Co zrobić, żeby ją podnieść - nikt nie wie. Zgadzam się z Tobą, Królu Julianie, że program 500+ zapewne żadnego efektu nie przyniesie. Tym bardziej, że - choć nie jest to politycznie poprawne - dla naszych przyszłych emerytur nie jest obojętne, w jakich rodzinach się te "dodatkowe" dzieci urodzą.

Interesująca jest również zależność między poziomem rozwoju gospodarczego a częstotliwością konfliktów zbrojnych. W świecie pułapki maltuzjańskiej wojna jest na porządku dziennym, bo rozrastające się społeczeństwa rywalizują o zasoby. W procesie wychodzenia z pułapki intensywność ta jeszcze wzrasta, bo transformacji gospodarczej towarzyszy z reguły eksplozja demograficzna i wielkie rozwarstwienie społeczne. Jednak wraz z zakończeniem całego procesu nastaje pokój. Bogate społeczeństwa znacznie trudniej skłonić do walki - ich członkowie mają znacznie więcej do stracenia, niż ich biedni przodkowie.

Tu znów mamy problem metodyczny, bo ja nie wiem, dlaczego mam się zajmować częstotliwością konfliktów zbrojnych, a nie ich intensywnością?

W XVII wieku konflikty zbrojne były zarazem częste (niemal ciągłe - proszę pokazać mi 10-lecie, w którym Francja czy Rzplita nie toczyła wojny) i niezwykle intensywne. Wojna 30-letnia, wojny tureckie, wojny północne i hiszpańska wojna sukcesyjna to konflikty, ogarniające cały kontynent i niszczące gospodarkę wewnątrz walczących państw.

W XVIII wieku, licząc od końca hiszpańskiej wojny sukcesyjnej do końca wojen napoleońskich, konflikty są równie częste, ale nie aż tak intensywne.

Kolejne stulecie, licząc od Wiednia do Sarajewa, było wybitnie pokojowe. Wprawdzie konfliktów w Europie nie brakowało - 1831, 1849, 1855-56, 1866, 1871, 1878, a potem wojny bałkańskie - ale zarówno ich częstotliwość, jak i intensywność były niewielkie.

W 1914 roku zaczyna się nowa wojna 30-letnia.

To już inna bajka, ale jakoś tego wyraźnego z Twą tezą nie widzę.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
To już inna bajka, ale jakoś tego wyraźnego z Twą tezą nie widzę.

Zwróć uwagę na to, że od 1945 r. nie było w Europie, poza obszarem Jugosławii, dużego konfliktu zbrojnego. Podobnie jak w Ameryce Północnej. A to właśnie w II poł. XX w. poziom dzietności i przyrost naturalny najpierw na Zachodzie a potem na Wschodzie spadł do poziomu niespotykanego w poprzedniej historii. Równocześnie miał miejsce bezprecedensowy przyrost bogactwa i poprawa warunków życia krajów krajów Zachodu i Japonii, w mniejszym stopniu ale jednak, także krajów bloku sowieckiego. Z drugiej strony nastąpiła istna eksplozja przemocy w zdekolonizowanej Afryce i Azji. Oczywiście swoje zrobił często sztuczny charakter tych państw, konflikty etniczne i religijne oraz rywalizacja między mocarstwami. Ale czy kraje Trzeciego Świata byłyby tak podatne na konflikty, gdyby były równie bogate co kraje uprzemysłowione? Badania np. nad ludobójstwem w Ruandzie sugerują że poza konfliktem plemiennym Hutu-Tutsi dużą rolę odegrało w nim silne przeludnienie i w efekcie głód ziemi w tym kraju i w całym regionie Wielkich Jezior afrykańskich. Z kolei u podłoża współczesnych konfliktów bliskowschodnich poza innymi względami, leży rywalizacja o kurczące się zasoby wodne.

Edytowane przez Król Julian

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Zwróć uwagę na to, że od 1945 r. nie było w Europie, poza obszarem Jugosławii, dużego konfliktu zbrojnego.

No może jeszcze Grecja w latach 40-ych, ale generalnie - zgoda. Ale w latach 1871-1914 poza Bałkanami też nie było. To wprawdzie okres krótszy, ale jednak 43 lata. W zachodniej Europie podobnie było w latach 1815-1859 - też 44 lata. Natomiast lata 1859-1871 to okres bardzo częstych wojen, podobnie lata 1915-1945.

Napisałeś:

W świecie pułapki maltuzjańskiej wojna jest na porządku dziennym, bo rozrastające się społeczeństwa rywalizują o zasoby. W procesie wychodzenia z pułapki intensywność ta jeszcze wzrasta, bo transformacji gospodarczej towarzyszy z reguły eksplozja demograficzna i wielkie rozwarstwienie społeczne. Jednak wraz z zakończeniem całego procesu nastaje pokój.

Jeśli dobrze rozumiem, z pułapki maltuzjańskiej zachodnia Europa zaczęła wychodzić w 2. poł. XVIII wieku. Więc wojny napoleońskie można uznać za ów paroksyzm wychodzenia z owej pułapki. I faktycznie po Kongresie Wiedeńskim nastąpił okres względnego spokoju. Oczywiście, jeśli uznamy wojnę domową w Hiszpanii, wojnę o niepodległość Grecji, wojnę polsko-rosyjską, a potem Wiosnę Ludów wraz z długą wojną austriacko-węgierską z udziałem Rosji, na koniec wieloletnią wojnę krymską za mało ważne epizody na peryferiach Europy, gdzie Maltus jeszcze panował.

Może więc ten pokój nastał dopiero po 1871 roku?

Ale...

Bogate społeczeństwa znacznie trudniej skłonić do walki - ich członkowie mają znacznie więcej do stracenia, niż ich biedni przodkowie.

Tylko że 1914 rok temu zaprzecza. Wybucha wojna straszna, zawzięta, przynosząca tak potężne straty demograficzne, jakich nie przyniosła żadna inna w ciągu poprzednich 200 lat. Wojna nie-wiadomo-o-co !!! A po kilkunastu latach - kolejna!

Może więc ten pokój nastał dopiero w 1945 roku, a paroksyzmem były dwie wojny światowe?

Może. Tylko że mam w zanadrzu kilka innych świetnych powodów braku wojen w Europie w latach 1949-1990.

Podobnie jak w Ameryce Północnej.

Tam to nie było poważnego konfliktu zbrojnego od zakończenia wojny secesyjnej.

A to właśnie w II poł. XX w. poziom dzietności i przyrost naturalny najpierw na Zachodzie a potem na Wschodzie spadł do poziomu niespotykanego w poprzedniej historii.

Zaraz, zaraz. Może źle zrozumiałem, ale chyba wg koncepcji maltuzjańskiej liczba ludności zależy zawsze od ilości żywności. Czyli w całej epoce rolnictwa dwupolowego powinna być stała. Podobnie za trójpolówki. Przyrost naturalny powinien wynosić 0 (zero), z niewielkimi fluktuacjami, w czasie, gdy areał gruntów rolnych był stały i metody ich wykorzystania też. Jest to norma wg koncepcji maltuzjańskiej.

Więc istniejący obecnie zerowy, a czasem nawet ujemny, przyrost naturalny nie może być niczym "niespotykanym w poprzedniej historii", o ile koncepcja maltuzjańska nie jest kompletną bzdurą.

Po prostu wprowadzanie płodozmianu, świadomego nawożenia, w tym stosowania nawozów sztucznych, a następnie środków ochrony roślin; czyli nowoczesnego, intensywnego rolnictwa, spowodowało że nastąpiła rzecz zupełnie wyjątkowa w historii - ciągły, trwający już cca 300 lat, wzrost produkcji żywności w Europie.

Wg koncepcji maltuzjańskiej powinien mu towarzyszyć ciągły wzrost liczby ludności. A tak było cca do początków XX wieku. A potem koncepcja maltuzjańska okazała się być fałszywą.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W zachodniej Europie podobnie było w latach 1815-1859 - też 44 lata.

Oj, nie. Zapomniałeś o: wojnach domowych w Hiszpanii, powstaniach i rewolucjach w krajach włoskich w latach 20-tych i 30-tych, Rewolucji Lipcowej we Francji i wojnie o niepodległość Belgii w 1830 r. i wreszcie Wiośnie Ludów w latach 1848-1849. To wcale nie był spokojny okres.

Jeśli dobrze rozumiem, z pułapki maltuzjańskiej zachodnia Europa zaczęła wychodzić w 2. poł. XVIII wieku. Więc wojny napoleońskie można uznać za ów paroksyzm wychodzenia z owej pułapki.

W XVIII w. z pułapki maltuzjańskiej wychodziła dopiero Wielka Brytania. O początku rewolucji przemysłowej w części innych krajach Europy Zachodniej (Francji, Niemczech, Niderlandach, północnej Italii) i USA, na dobrą sprawę można mówić dopiero po Kongresie Wiedeńskim. Na półwyspie Iberyjskim i Skandynawskim to jeszcze późniejszy okres, podobnie jak na Wschodzie: w Królestwie Polskim i Rosji rozwój przemysłu to dopiero czasy po ostatecznym zniesieniu pańszczyzny w 1864 r. Nawet w obrębie Zjednoczonego Królestwa proces ten był bardzo nierównomierny, np. prawie w ogóle ominął Irlandię.

Może. Tylko że mam w zanadrzu kilka innych świetnych powodów braku wojen w Europie w latach 1949-1990.

Jakie?

Zaraz, zaraz. Może źle zrozumiałem, ale chyba wg koncepcji maltuzjańskiej liczba ludności zależy zawsze od ilości żywności. Czyli w całej epoce rolnictwa dwupolowego powinna być stała. Podobnie za trójpolówki. Przyrost naturalny powinien wynosić 0 (zero), z niewielkimi fluktuacjami, w czasie, gdy areał gruntów rolnych był stały i metody ich wykorzystania też.

Tak, ale:

- ciągły, choć powolny, postęp w rolnictwie (nowe, lepsze narzędzia i uprawy) zwiększał wydajność produkcji żywności

- areał gruntów wcale nie był stały, większość średniowiecznej Europy pokrywały lasy i nieużytki. Ludność z regionów gęściej zaludnionych migrowała tam, gdzie nadal było dużo wolnej ziemi, vide: kolonizacja niemiecka w Europie Środkowej a w okresie nowożytnym kolonizacja obu Ameryk, Australii, Nowej Zelandii i Południowej Afryki przez Anglików, Hiszpanów, Portugalczyków, Holendrów i Francuzów, kolonizacja Syberii i Wielkiego Stepu przez Rosjan itd.

Tylko że 1914 rok temu zaprzecza.

Nie zaprzecza. Społeczeństwa Europy w 1914 r. było znacznie bogatsze niż 100 czy 200 lat wcześniej, ale nadal istniały ogromne obszary skrajnej nędzy, nawet w takich krajach jak Francja, Niemcy i Wielka Brytania, nie mówiąc o jej wschodnich i południowych peryferiach. W Polsce jeszcze w okresie międzywojennym przeludnienie agrarne wsi było jednym z największych problemów społecznych.

Po prostu wprowadzanie płodozmianu, świadomego nawożenia, w tym stosowania nawozów sztucznych, a następnie środków ochrony roślin; czyli nowoczesnego, intensywnego rolnictwa, spowodowało że nastąpiła rzecz zupełnie wyjątkowa w historii - ciągły, trwający już cca 300 lat, wzrost produkcji żywności w Europie.

Wg koncepcji maltuzjańskiej powinien mu towarzyszyć ciągły wzrost liczby ludności. A tak było cca do początków XX wieku. A potem koncepcja maltuzjańska okazała się być fałszywą.

Nie zrozumiałeś. Właśnie ten wzrost produkcji rolnej i powstanie nowoczesnej gospodarki kapitalistycznej wraz z rewolucją przemysłową - sprawiły że reguły maltuzjańskie przestały obowiązywać. Dochody i poziom życia ludzi na tyle wzrosły, że świadomie zaczęli ograniczać swoją płodność.

Edytowane przez Król Julian

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
fraszka   

A czy nie nalezaloby wziac pod uwage, w przypadku wspolczesnych dostatnich spoleczenstw, opinii spolecznej, nie wiadomo w jaki sposob powstalej, ze wielodzietnosc jest passe? Dlaczego taka jest presja spoleczna, ze kazda wielodzietna rodzina potencjalnie jest patologiczna. Wybacza sie posiadanie wiekszej ilosci dzieci wylacznie bogatym.

To nie tylko swiadomy wybor na ogol kobiety, ze ma obecnie jedno, gora dwoja dzieci. To presja, rodziny, znajomych. Dlaczego?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   
No i spadła. Co zrobić, żeby ją podnieść - nikt nie wie.

Ja wiem!

Wprowadzić stan wojenny, najlepiej w zimie, na mocy którego zawieszamy całą telewizję i radio (z wyjątkiem nudnych rządowych kanałów). Godzinę policyjną która zapobieże temu by ludzie wałęsali się po nocy zamiast siedzieć w domu. Dodatkowo wprowadzamy na terenie całego kraju dwudziesty stopień zasilania z wszystkimi jego konsekwencjami.

Za dziewięć miesięcy mamy "baby boom"!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem!

Wprowadzić stan wojenny, najlepiej w zimie, na mocy którego zawieszamy całą telewizję i radio (z wyjątkiem nudnych rządowych kanałów). Godzinę policyjną która zapobieże temu by ludzie wałęsali się po nocy zamiast siedzieć w domu. Dodatkowo wprowadzamy na terenie całego kraju dwudziesty stopień zasilania z wszystkimi jego konsekwencjami.

Za dziewięć miesięcy mamy "baby boom"!

Popularny mit, że brak rozrywek był powodem wyżu demograficznego w Stanie Wojennym jest nieprawdziwy. W rzeczywistości tamten wyż był echem wyżu powojennego:

k,NTU0MDI1ODksODEwMDU4,f,wykres_1.JPG

Widać zresztą że i tak był niższy niż poprzednik.

Edytowane przez Król Julian

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   
Popularny mit, że brak rozrywek był powodem wyżu demograficznego w Stanie Wojennym jest nieprawdziwy. W rzeczywistości tamten wyż był echem wyżu powojennego:

No nie wiem. Zgodnie z Twoją teorią obecnie powinniśmy tkwić w wyżu który jest echem echa wyżu powojennego.

A tu nic!

Edytowane przez gregski

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Czy ktoś analizował związek między Czernobylem, a dzietnością ? Akurat teraz w wieku reprodukcyjnym jest pokolenie, może nie napromieniowane, ale traktowane tymi różnymi Lugolami itd.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Oj, nie. Zapomniałeś o: wojnach domowych w Hiszpanii, powstaniach i rewolucjach w krajach włoskich w latach 20-tych i 30-tych, Rewolucji Lipcowej we Francji i wojnie o niepodległość Belgii w 1830 r. i wreszcie Wiośnie Ludów w latach 1848-1849. To wcale nie był spokojny okres.

O niczym nie zapomniałem. Po prostu żadnego z tych wydarzeń nie uważam za "duży konflikt zbrojny" - trzymając się użytego przez Ciebie określenia. Przytoczone przez Ciebie wydarzenia to raczej walka o władzę wewnątrz państw, społeczeństw czy narodów, a nie walka o terytoria (czyli żywność) pomiędzy nimi. Wyjątkiem mogłaby być wojna "o niepodległość Belgii w 1830 r." - tyle że w sumie do niej nie doszło.

W XVIII w. z pułapki maltuzjańskiej wychodziła dopiero Wielka Brytania. O początku rewolucji przemysłowej w części innych krajach Europy Zachodniej (Francji, Niemczech, Niderlandach, północnej Italii) i USA, na dobrą sprawę można mówić dopiero po Kongresie Wiedeńskim. Na półwyspie Iberyjskim i Skandynawskim to jeszcze późniejszy okres, podobnie jak na Wschodzie: w Królestwie Polskim i Rosji rozwój przemysłu to dopiero czasy po ostatecznym zniesieniu pańszczyzny w 1864 r. Nawet w obrębie Zjednoczonego Królestwa proces ten był bardzo nierównomierny, np. prawie w ogóle ominął Irlandię.

No właśnie. Z grubsza się zgadzam, choć z różnicami pomiędzy Anglią, Niderlandami, północną Francją i Nadrenią sporo przesadzasz.

Może to nudne, ale pozwolę sobie przypomnieć, jak zrozumiałem "pułapkę maltuzjańską":

1. Liczba ludności zależy od ilości żywności, zaś wzrost produkcji żywności nie prowadzi do wzrostu powszechnego dobrobytu, tylko do wzrostu liczby ludności.

2. Na wzroście produkcji żywności zyskują nieliczne klasy uprzywilejowane, podczas gdy zwykli ludzie pomimo tego wzrostu żyją niemal na granicy głodu. Zatem wzrost produkcji żywności będzie powodować wzrost rozwarstwienia społecznego.

3. Klasy uprzywilejowane, pragnąc zwiększyć swe dochody, a także zwykli ludzie, pragnący zdobyć nowe pola pod uprawę, wywołują częste wojny, o celach terytorialnych lub po prostu łupieżczych.

Przy tym istota koncepcji zawarta jest w p.1., a p. 2. i 3. to już tylko wnioski. Pozostańmy przy p.3.

Kres "pułapce maltuzjańskiej" miałaby przynieść rewolucja przemysłowa, która w XVIII wieku ogarnęła Anglię, a wkrótce potem Francję i tzw. "Zachód", zaś na "Wschód" dotarła niemal 100 lat później.

Ergo pomiędzy bogatymi, postmaluzjańskimi państwami, jak Wielka Brytania i Francja powinny narastać pokojowe nastroje już pod koniec XVIII wieku, zaś w pełni maltuzjańskie Rosja, Prusy i Austria powinny się ze sobą ostro ścierać.

O ile to pierwsze się z grubsza sprawdza, to to drugie zupełnie nie. Od wojny 7-letniej po I światową nie było poważniejszego konfliktu zbrojnego pomiędzy Rosją, Prusami (potem Niemcami) i Austrią (potem Austro-Węgrami). Oczywiście pamiętam o latach 1809-1812, ale to była sytuacja wywołana przez czynnik zewnętrzny.

Jakie?

Pytanie dotyczy "jakie mam (jancet) w zanadrzu inne świetne powody braku wojen w Europie w latach 1949-1990".

Przytoczę dwa:

1) dwubiegunowy układ polityczny w Europie i na świecie, sytuacja która nie wydarzyła się nigdy wcześniej,

2) broń masowej zagłady, przede wszystkim jądrowa, która uświadomiła "władcom", że w tej wojnie można tylko przegrać.

Myślę, że te dwa to aż nadto.

Tak, ale:

- ciągły, choć powolny, postęp w rolnictwie (nowe, lepsze narzędzia i uprawy) zwiększał wydajność produkcji żywności

- areał gruntów wcale nie był stały, większość średniowiecznej Europy pokrywały lasy i nieużytki. Ludność z regionów gęściej zaludnionych migrowała tam, gdzie nadal było dużo wolnej ziemi, vide: kolonizacja niemiecka w Europie Środkowej a w okresie nowożytnym kolonizacja obu Ameryk, Australii, Nowej Zelandii i Południowej Afryki przez Anglików, Hiszpanów, Portugalczyków, Holendrów i Francuzów, kolonizacja Syberii i Wielkiego Stepu przez Rosjan itd.

Przypomnę, że chodziło o Twe stwierdzenie "to właśnie w II poł. XX w. poziom dzietności i przyrost naturalny najpierw na Zachodzie a potem na Wschodzie spadł do poziomu niespotykanego w poprzedniej historii".

Tu chciałbym zaoponować:

1) w historii krajów Europy i nie tylko wielokrotnie obserwowano nie tylko mały, czy zerowy, ale nawet ujemny przyrost naturalny,

2) to akurat jest zgodne z koncepcją maltuzjańską.

Przyrost naturalny chyba zawsze dotyczy jakiegoś obszaru i ma nie być związany z migracją ludności. Lesistość krajów zachodniej Europy z pewnością była niższa na koniec XVII wieku, niż na początku V, ale cóż z tego? Wydaje mi się, że lesistość Anglii czy Niderlandów od XV wieku zmieniła się bardzo nieznacznie. Zasiedlanie nowych terytoriów, w tym nowych kontynentów, będzie prowadzić do globalnego wzrostu ludności, ale globalnie to liczba ludności nadal rośnie, i to w dość przerażającym tempie.

Nie zrozumiałeś. Właśnie ten wzrost produkcji rolnej i powstanie nowoczesnej gospodarki kapitalistycznej wraz z rewolucją przemysłową - sprawiły że reguły maltuzjańskie przestały obowiązywać. Dochody i poziom życia ludzi na tyle wzrosły, że świadomie zaczęli ograniczać swoją płodność.

Dla mnie reguła to reguła. Jeżeli jakaś koncepcja dobrze opisuje zjawiska od A do K, ale od K do Z to już nie, to znaczy, że nie jest regułą. No i Ci, którzy nazywają ją regułą, pozostają w błędzie.

Ponadto nie widzę żadnego uzasadnienia, żeby rewolucja przemysłowa miała unieważnić "reguły maltuzjańskie". Cóż z tego, że mogę kupić tanio ubranie, jeśli nie mam co jeść? Warunkiem zaistnienia rewolucji przemysłowej była produkcja żywności znacząco wyższa, niż potrzeby jej producentów.

A o tym, by ludzie świadomie zaczęli ograniczać swą płodność, będą decydować względy kulturowe (tu kłaniam się Fraszce, zgadzając się z wyrażonym przez nią poglądem) no i techniczne czy medyczne. Bez lateksu byłoby trudno.

Edytowane przez jancet

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Ergo pomiędzy bogatymi, postmaluzjańskimi państwami, jak Wielka Brytania i Francja powinny narastać pokojowe nastroje już pod koniec XVIII wieku, zaś w pełni maltuzjańskie Rosja, Prusy i Austria powinny się ze sobą ostro ścierać.

Wcale niekoniecznie. Przecież większość obecnych konfliktów w krajach Trzeciego Świata to też wojny domowe, wojny międzypaństwowe w Afryce czy Ameryce Południowej są rzadkością. Dużo zależy też od kierunku polityki elit i innych uwarunkowań. Np. dla Rosji w wiekach XVIII i XIX, dzięki ujarzmieniu ord tatarskich i kazachskich otworzyła się możliwość kolonizacji bardzo rzadko dotąd zaludnionych (z uwagi na niebezpiecznych koczowników) a zarazem bajecznie żyznych stepów nadczarnomorskich, nadwołżańskich i środkowo-azjatyckich, oraz południowej Syberii. Rosja nie odczuwała zatem żadnej presji demograficznej, przeciwnie - sama zapraszała osadników z innych krajów Europy, zwłaszcza Niemiec. Jej ekspansja terytorialna była ukierunkowana na Bałkany i Azję, a nie np. na Prusy. Jeśli chodzi o Niemcy, to znaczną część swojej populacji wyeksportowały one w tym okresie także za ocean, głównie do USA. To znacznie zmniejszyło presję demograficzną w państwach niemieckich, podobnie jak nasilenie industrializacji od połowy XIX w. Nieco później masowa migracja ogarnęła też Austrię. Kraj ten został niemal rozdarty przez serię konfliktów wewnętrznych w latach 1846-1849, potem przegrał wojny z Włochami, Francją i Prusami, przez co utracił status mocarstwa i możliwość dalszej ekspansji (choć nie omieszkał zająć Bośni w 1878 r.)

w historii krajów Europy i nie tylko wielokrotnie obserwowano nie tylko mały, czy zerowy, ale nawet ujemny przyrost naturalny

Ale różnica jakościowa jest fundamentalna. Liczba ludności mogła spaść w krótkim okresie np. z powodu wojny lub zarazy. Teraz natomiast mamy do czynienia z utrzymującym się od wielu lat trendem.

Przyrost naturalny chyba zawsze dotyczy jakiegoś obszaru i ma nie być związany z migracją ludności.

Dlaczego? To naturalne, że jak robi się na jakimś obszarze "ciasno", część jego mieszkańców szuka sobie nowych siedzib. Przed I Wojną Światową np. prawie cały przyrost naturalny Galicji pochłaniała emigracja do USA i Brazylii.

Dla mnie reguła to reguła. Jeżeli jakaś koncepcja dobrze opisuje zjawiska od A do K, ale od K do Z to już nie, to znaczy, że nie jest regułą. No i Ci, którzy nazywają ją regułą, pozostają w błędzie.

Nie rozumiem? W elektronice obowiązuje Prawo Moore’a – głoszące że ekonomicznie optymalna liczba tranzystorów w układzie scalonym zwiększa się w kolejnych latach zgodnie z trendem wykładniczym (podwaja się w niemal równych odcinkach czasu). Jednak naukowcy szacują że z kilka lat wzrost ten napotka na fizyczne bariery i Prawo Moore'a przestanie obowiązywać. Czy wtedy powiemy że nigdy nie obowiązywało?

Ponadto nie widzę żadnego uzasadnienia, żeby rewolucja przemysłowa miała unieważnić "reguły maltuzjańskie". Cóż z tego, że mogę kupić tanio ubranie, jeśli nie mam co jeść? Warunkiem zaistnienia rewolucji przemysłowej była produkcja żywności znacząco wyższa, niż potrzeby jej producentów.

Rewolucja przemysłowa to wcale nie tylko tanie ubrania. To także mechanizacja i chemizacja rolnictwa, bez których wytwarzanie żywności na masową skalę nie byłoby możliwe.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.