Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
jancet

Ocena rządów PiS

Rekomendowane odpowiedzi

Tomasz N   

Natomiast dzisiejszych 40-latków ostrzegam - pilnujcie swych emerytur. Lepiej dostać ją późno, niż nie dostać wcale.

Nie lepiej zająć się robieniem dzieci ? Pięć stów od razu, a jak dobrze wychowasz, to może ci pomogą na starość ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Nie lepiej zająć się robieniem dzieci ? Pięć stów od razu, a jak dobrze wychowasz, to może ci pomogą na starość

Zajęcie w fazie realizacyjnej - niewątpliwie przyjemne. Ale mimo wszystko, chyba powinno być połączone z myśleniem. Myślisz, że dla większości ludzi pięć stów będzie istotnym argumentem, aby przejść do czynów prokreacyjnych? Ja wróżę raczej los becikowego. Skasować, skasują, czemu nie - jak dają. Mnożyć się bardziej raczej z tego powodu nie będą.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Myślę o dzieciach jako inwestycji długoterminowej. Dla 40-latka za 25-27 lat będą akurat w wieku produkcyjnym. Nb jestem w tym wtórny. Pięć stów to bonus.

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A uczucia, miłość - to gdzie? Wyrachowany Tomek. :) No dobra, że inwestycja, to ja jeszcze rozumiem. Zastanawiam się, czy taki bonus ma sens przy inwestowaniu. Osobiście, jakbym był jeszcze w fazie inwestycyjnej i bym się łapał, skasowałbym z przyjemnością, ale bym swoich planów inwestycyjnych i tak nie zmienił z powodu bonusowego.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Zgadzam się. Warto tak inwestować i bez bonusu.

Swoją drogą czy zastanawia się ktoś jak to (program 500 zł) może zmienić rynek pracy i zarobki ? Przecież nagle sporej grupie kobiet (głównie) przestanie opłacać się pracować. Więc albo zostaną w domu z pożytkiem dla dzieci, albo pracodawcy będą musieli im podnieść pensje do poziomu zachęcającego do pozostania.

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

500 zł na drugie i następne dziecko, by tatuś miał na flaszkę?

A ja miałbym pytanie. Dlaczego "drugie i następne dziecko" dla Ciebie Jancecie tożsame jest z rodziną patologiczną ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego "drugie i następne dziecko" dla Ciebie Jancecie tożsame jest z rodziną patologiczną ?

Myślę, że Jancet i jego krytycy już kompleksowo wyjaśnili swoje poglądy w tej materii, nie warto chyba tego wątku ciągnąć.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Z wywiadu Andrzeja Sadowskiego z CAS (zwracam uwagę na podkreślone. Ot przyczynek do mojego o tym ,że za mało Gilowskiej:

Od tego roku ozusowane będą umowy zlecenia. Mówi się też o planie ozusowania umów o dzieło. Jak ocenia Pan te zmiany?

Powracamy znowu do pytania początkowego: co jest tego celem? Mówiono, że celem jest zapewnienie emerytury tym, którym się ozusuje tę umowę. To jest kłamliwa argumentacja poprzedniego rządu.

Dlaczego?

Gdy pana umowę dzisiaj ktoś ozusuje, czyli mówiąc normalnie – opodatkuje, to te pieniądze nie trafią na jakiekolwiek pana konto emerytalne, nie zostaną odłożone i pomnożone w czasie przez te lata, które panu zostały do emerytury, ale zostaną przeznaczone na bieżące wypłaty emerytalne. Jeżeli rozpoczyna się proces zmiany od kłamstwa, to znaczy, że on jest całkowicie fałszywy i niewiarygodny. Po drugie: czy celem jest zwiększenie czy zmniejszenie liczby miejsc pracy? Zwiększenie opodatkowania pracy zawsze będzie zmniejszało podaż miejsc pracy. Część z nich zostanie zlikwidowana. Oficjalnie, bo przeniesie się do szarej strefy. Jedynym celem zwiększenia opodatkowania pracy w Polsce jest zwiększenie wpływów budżetowych bez względu na to, czy ludzie będą mieli pracę czy nie.

Mówił pan o fundacji zmiany na kłamstwie. Ludzie, którzy płacą dziś ZUS lub dopiero zaczynają go płacić w związku ze zmianą prawa, nie muszą wcale otrzymać swoich emerytur?

Oczywiście, że nie. Nie zaczną przecież płacić na swój ZUS. Nie ma czegoś takiego, jak „mój ZUS”. ZUS jest tylko agentem transferowym. Z pana i moich pieniędzy są finansowane wyłącznie bieżące zobowiązania, nic więcej. Nic się na pana koncie nie odkłada, nic się nie mnoży, nic nie czeka na pana w przyszłości, oczywiście, o ile przyszłe pokolenia nie wypracują ze swojej pracy tyle, by jeszcze sfinansować pana emeryturę. A skoro jest nas mniej, coraz więcej wyjeżdża, bo praca jest coraz wyżej opodatkowana, to mamy do czynienia z błędnym kołem. Obecna formacja polityczna próbowała to zmienić, kiedy poprzednio sprawowała władzę i obniżyła nieznacznie opodatkowanie pracy. Efekty były zdumiewające, bo z szarej strefy wyszło oraz powstało kilkaset tysięcy miejsc pracy.

A więc w zamian za płacenie ZUS otrzymujemy kwit na emeryturę, która może być albo której może nie być. Co w takim razie poleciłby Pan człowiekowi, który pracuje na umowie wciąż nieozusowanej, albo ZUS płaci, ale na emeryturę jednak nie chce liczyć? Oszczędności i wiele dzieci?

Po pierwsze, mieć dzieci i dobrze je wychować. Nie wystarczy mieć dużo dzieci, trzeba jeszcze wychować je tak, by czuły się związane z rodzicami i były zobowiązane do udzielenia im pomocy. Rodzina zawsze była jedynym skutecznym, własnym, prywatnym funduszem emerytalnym. Nie ma lepszego funduszu emerytalnego. Nie powie pan: Zusie, OFE, podajcie mi szklankę wody i lekarstwa, a dzieci można o to poprosić. Zwracam uwagę na ostatnie informacje z Norwegii. Po niedawnym spadku cen ropy fundusze emerytalne w tym kraju, oparte właśnie na ropie, zredukowano do 1/3 wcześniejszej wartości. Ropa miała sfinansować Norwegom wygodne życie i ich emerytury. Nawet to, co gwarantowało im przez wiele lat wysoki poziom życia i konsumpcję, nagle już nie wystarczy. Posiadanie surowców przez niektóre narody nie jest już żadną gwarancją. Stąd: przede wszystkim rodzina i pierwsza zasada w matematyce, licz na siebie. Nie wierz politykowi, który mówi, że będziesz miał godziwą emeryturę, zwłaszcza że wypłata nastąpi za wiele lat, może po jego śmierci.

Pozostając przy dzieciach: mamy wielki kryzys demograficzny, nie tylko w Polsce. Niektórzy sądzą, że kryzys ten jest w ogromnej mierze spowodowany właśnie przez państwową emeryturę. Podziela Pan tę diagnozę?

Nie ma co do tego wątpliwości. Ludziom stworzono iluzję, że dzieci nie są potrzebne, bo emeryturę zapewni rząd. Tą iluzją karmiono kolejne pokolenia przez kilkadziesiąt lat. Stąd zmiany w modelu rodziny. Niedawno modelem było 1+1, ewentualnie jeszcze +1. Dzisiaj jest 1+1+kot, pies i kino domowe. Kryzys demograficzny jest skutkiem rozwiązań, które uwolniły rodzinę od konieczności posiadania dzieci. Rodzicami ma się zaopiekować rząd, dostarczając im środków na tak zwane godne życie. Nie trzeba mieć dzieci, wręcz przeciwnie: dzieci stały się dotkliwym kosztem obniżającym konsumpcję rodziny, uniemożliwiającym korzystanie z tylu atrakcji, też zresztą podsuwanych przez rząd. Taka ocena tej sprawy to nie jest ideologia. Wpływ emerytur na demografię został gruntownie przeanalizowany. Stworzono fałszywą perspektywę, że można się uwolnić od posiadania dzieci, bo ktoś inny zapewni nam tak zwaną godziwą starość.

Od tego roku wzrosła płaca minimalna. Dobrze czy źle?

Zależy, z jakich wychodzimy założeń. Jeżeli płaca minimalna jest dobra co do zasady, to powinna być naturalnie bardzo wysoka, a nie tak skromna, jak teraz. Poprzez płacę minimalną wyłączamy rynek z oceny, czy dana praca jest bardziej czy mniej opłacalna, bo nie ma to żadnego znaczenia, skoro rząd wyznacza cenę. Można powiedzieć, że wracamy do sytuacji, kiedy rząd ustalał cenę masła, chleba i innych produktów. Dzisiaj próbuje ustalać fundamentalny element informacji na rynku, jaką jest cena pracy, co pośrednio wpływa na ceny wszystkich innych produktów, które pan kupuje. Rząd wie lepiej, ile trzeba zapłacić pomocnikowi fryzjera w Białogardzie czy sprzątaczce w Mławie. Rząd i parlament w Warszawie wiedzą lepiej. Proszę zauważyć, że sam rząd różnicuje poziom dopłat do mieszkań w programie MDM, uznając różne koszty życia w różnych województwach w Polsce. Minimalną cenę pracy ustala jednak dla całego kraju. Nie ma różnicy między regionami, co jeszcze pozwalałoby jakoś obronić koncepcję płacy minimalnej. Cena jest jedna, sztywna dla całego kraju, chociaż koszty życia w różnych miejscach kraju bardzo się różnią.

Czyli jeżeli już krytykować, to nie podwyżkę, ale samą płacę?

Jeżeli uznajemy, że płaca minimalna jest remedium na biedę, to powinna być znacznie wyższa, należy wtedy konsekwentnie stosować wyznaczanie wysokiego wynagrodzenia jako metody rozwiązywania problemów z niedostatkiem czy biedą. Tyle, że to nie rząd płaci wynagrodzenie, ale prywatni przedsiębiorcy.

http://www.fronda.pl/a/andrzej-sadowski-dla-frondy-w-polsce-na-prace-jest-akcyza-wyzsza-niz-na-wodke,64752.html

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Tomaszowi N. nie wyjaśnię, dlaczego "drugie i następne dziecko" dla [mnie]tożsame jest z rodziną patologiczną ?, ponieważ nie jest tożsame, nigdy nie uważałem, że jest tożsame i nigdy nie wyraziłem poglądu, że jest tożsame.

Jancecie, przywrócenie wieku emerytalnego - to jako nie-ekonomista mogę zrozumieć, dlaczego może mieć negatywne skutki, ale czemu uważasz, że obowiązek szkolny do 6-cio latków ma takie znaczenie gospodarcze?

Po prostu skraca czas pełnej aktywności zawodowej o rok, zarazem wydłużając o rok czas, gdy nasza latorośl pozostaje na naszym utrzymaniu,l wliczając w to koszty edukacji. Są to różnice, rzędu paru procent. Po prostu przeciętny pracujący, przy założeniu pełnej aktywności zawodowej mężczyzn i kobiet, na każde 1000 zł przeznaczonych na zaspokojenie własnych potrzeb, przy założeniu zastępowalności pokoleń będzie musiał przeznaczyć dodatkowo na rzecz dzieci, młodzieży i ich wychowania miesięcznie:

- w wariancie emerytura 67 lat, do szkoły idą sześciolatki: 640 zł;

- w wariancie emerytura 67 lat, do szkoły idą siedmiolatki: 680 zł;

- w wariancie emerytura 60/65 lat, do szkoły idą sześciolatki: 760 zł;

- w wariancie emerytura 60/65 lat, do szkoły idą siedmiolatki: 810 zł.

W sumie wychodzi, że kwota ta skoczy z 640 na 810 zł, na każde 1000 zł, przeznaczanych na zaspokojenie potrzeb dorosłego.

Zapłacimy to po części z własnej kieszeni dla własnych dzieci, po części z podatków. Do tego dochodzą koszty edukacji, które też nieco wzrosną przy opóźnieniu wieku obowiązku szkolnego. Tu chodzi przede wszystkim o wydatki na dobra podstawowe - wyżywienie, ubranie, mieszkanie. Obliczyłem to, przyjmując, że niezależnie od wieku, potrzeby mamy takie same.

Nie ma darmowych obiadów. Ktoś za nie musiał zapłacić.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Nie ma darmowych obiadów. Ktoś za nie musiał zapłacić.

Niezłe. Sam to wymyśliłeś ?

Do tego dochodzą koszty edukacji, które też nieco wzrosną przy opóźnieniu wieku obowiązku szkolnego.

A czemu mają wzrosnąć ? A efektywność nauczania ? Wybacz ale sześciolatki w większości nie są dojrzałe emocjonalnie do nauki szkolnej (nauki nie zabawy).

Tu chodzi przede wszystkim o wydatki na dobra podstawowe - wyżywienie, ubranie, mieszkanie. Obliczyłem to, przyjmując, że niezależnie od wieku, potrzeby mamy takie same.

Jak rozumiem zakładasz: szybciej kończy szkoły, szybciej pracuje.

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Swoją drogą czy zastanawia się ktoś jak to (program 500 zł) może zmienić rynek pracy i zarobki ? Przecież nagle sporej grupie kobiet (głównie) przestanie opłacać się pracować. Więc albo zostaną w domu z pożytkiem dla dzieci, albo pracodawcy będą musieli im podnieść pensje do poziomu zachęcającego do pozostania.

Bardzo ciekawa uwaga. Bo politycy (i to wszelkiej maści) dość często zapominają o prawach popytu i podaży, o przebiegu linii popytu i podaży oraz o zasadzie równowagi rynkowej.

Masz rację, Tomaszu N. Istotnie - te dodatkowe 500 zł czy ich wielokrotność dla wielu rodzin zmniejszy motywację do pracy. Czyli linia podaży pracy obniży się. Mniejsza podaż przy stałym popycie faktycznie spowoduje wzrost płac. Ale jednocześnie zmniejszy liczbę zatrudnionych. Zwykle okazuje się, że w takiej sytuacji suma wynagrodzeń spada. Wzrost popytu na pracę powoduje wzrost płac, wzrost liczby zatrudnionych i wzrost sumy wynagrodzeń.

Żona zarabiała 1000, mąż 2000, dostali 500 zł, żona zrezygnowała z pracy. Mieli 3000, teraz mąż dostał podwyżkę na 2100, będą mieć 2600 zł. Jednak mniej. Czy będzie to z pożytkiem dla dzieci - to już nie na rozum inżyniera, przyuczonego do ekonomii.

Spadek podaży pracy powoduje wzrost płac, spadek liczby zatrudnionych i na ogół spadek sumy wynagrodzeń. Jednocześnie jest czynnikiem obniżającym PKB. Czyli w kolejnych latach trzeba będzie ponosić coraz większe koszty programu przy coraz wpływach podatkowych coraz mniejszych, niż te, gdyby "dobrej zmiany" nie wprowadzono.

Być może jesteśmy po 8 latach doprowadzania Polski do ruiny w tak dobrej kondycji ekonomicznej, że pomimo to (oraz podatku bankowego, od handlu detalicznego i pomocy dla "frankowiczów") PKB będzie nadal rosnąć, tyle że zapewne wolniej, niż gdyby tych "dobrych zmian" nie było. Do "zapewne" jeszcze wrócę.

No ale skoroś się, Tomaszu N. tak głęboko pochylił nad wpływem programu 500+ na wzrost średniej płacy (co potwierdzam), no to teraz pochylmy się nad wpływem programu 500+ na ceny dóbr konsumpcyjnych w ogóle, a produkty dla dzieci - w szczególności.

Zgodnie z modelem krzywej popytu, krzywej podaży i równowagi rynkowej, który ma już ponad 200 lat i generalnie ma się dobrze (choć trochę wyjątków od prawa popytu stwierdzono i opisano, ale ten przypadek się nie załapuje) napływ gotówki u konsumentów w niebagatelnej kwocie 22 mld rocznie w 2016, a potem więcej i więcej, spowoduje wzrost popytu, czyli trwałe i systematyczne przesuwanie się linii popytu w górę.

Przesuwanie się linii popytu w górę powoduje wprawdzie wzrost ilości nabywanych dóbr (czyli dobrobytu), ale także wzrost cen. Jeśli - zapewne zgodnie z intencją wprowadzających ten program, choć kto tam Kaczyńskiego zrozumie - te 500+ zł pójdzie na potrzeby dzieci, to wzrost cen produktów dla dzieci będzie szczególnie silny.

Tu jednak zaznaczę - wzrost popytu na dobra konsumpcyjne jest korzystny dla gospodarki i wzrostu PKB. Więc będziemy mieć do czynienia z dwoma przeciwstawnymi zjawiskami - spadek podaży pracy i wzrost popytu na dobra konsumpcyjne - i raczej żaden ekonomista nie jest w stanie jednoznacznie powiedzieć, który przeważy.

A w dodatku ja nie wierzę w trwałość tego programu. W tym roku ma kosztować 22 mld, czyli za trzy kwartały, bo ma być od 1 kwietnia. Więc, gdyby obejmował cały rok, kosztowałby 29,3 mld. Jeśli wprowadzenie programu będzie skutecznie zwiększać dzietność, to w 2017 jego koszt wyniesie 30,9 mld. I będzie rósł aż do 60 mld w 2034 roku. Tego budżet na pewno nie udźwignie.

O konsekwencjach politycznych nie wspomnę, bo chciałbym, by ten wątek dotyczył ekonomii.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Nie ma darmowych obiadów. Ktoś za nie musiał zapłacić.

Niezłe. Sam to wymyśliłeś ?

Ponoć Friedman. Nie wiedziałeś?

Do tego dochodzą koszty edukacji, które też nieco wzrosną przy opóźnieniu wieku obowiązku szkolnego.

A czemu mają wzrosnąć ?

Bo dzieci będą rok dłużej w przedszkolach, a potem w szkołach tyle samo. Bez względu na to, kto je ponosi, to koszty wzrosną.

A efektywność nauczania ? Wybacz ale sześciolatki w większości nie są dojrzałe emocjonalnie do nauki szkolnej (nauki nie zabawy).

To teza. Gdzie dowody? Ja poszedłem do szkoły jako sześciolatek i byłem wystarczająco dojrzały.

Tu chodzi przede wszystkim o wydatki na dobra podstawowe - wyżywienie, ubranie, mieszkanie. Obliczyłem to, przyjmując, że niezależnie od wieku, potrzeby mamy takie same.

Jak rozumiem zakładasz: szybciej kończy szkoły, szybciej pracuje.

Raczej "wcześniej kończy szkoły, wcześniej pracuje". A także wcześniej osiąga dojrzałość emocjonalną, pozwalającą założyć rodzinę. I wcześniej ma dzieci.

Jeśli mówimy o wpływie obowiązku szkolnego dla siedmiolatków, na system emerytalny, to to właśnie należy mieć na uwadze.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Z chęcią poznam te obliczenia.

Szkoda. Miałem je spisane, ale uznałem, że to zbyt nudne. No ale jeśli mi obiecasz, że choć Ty je uważnie przeczytasz, to je spiszę ponownie. Tylko wybacz - jutro lub kiedy indziej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.